Samo wydarzenie było jednak czymś, co nie zanosiło się na nudne czy rutynowe. Naturalnie zatem zainteresował się udziałem i pojawieniem się na miejscu, bo przecież nie miał nic lepszego do roboty. Atrakcje może nie były jakoś super odjechane, choć bardzo zaintrygowały go wyścigi w workach. Dawno nie miał okazji do takiej rywalizacji, więc oczywiście zgłosił swój udział. Tak samo, jak i zgłosił Filippo, swojego młodszego kolegę, z którym miał się tu zjawić. Podziękuje mu później czy coś! Nawet nie myślał o tym, by chłopak miał mu to za złe.
— Jak ze mną wygrasz to postawię ci piwko. Obiecuję. — zachęcał młodego, gdy już pojawili się na miejscu i zmierzali właśnie w stronę toru, gdzie miał odbyć się wyścig. Linwood miał absolutnie gdzieś, czy jego kumpel był w odpowiednim wieku do picia czy też nie. Już dawno zapomniał, czy był to rok w te czy we wte. Jemu wystarczało to, że chłopak wyszedł już ze szkoły średniej. A jeśli miało go to tylko zachęcić do udziału w konkursie... To czemu miałby z tego nie skorzystać?
Nawet się nie obejrzeli, a już oznajmiono o zajęciu pozycji i przygotowaniu do startu. Bucky był gotowy, ale on zawsze był gotowy. Jak? Bo miał wywalone we wszystko. Nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, że coś może pójść nie tak... Ale najwidoczniej musiał kiedyś nadejść moment, w którym się gorzko przeliczy. Nawet się nie spodziewał, że chaos związany z rozpoczęciem wyścigu będzie aż tak... pogmatwany. Ruszył od razu, gdy usłyszał dźwięk startu. Przeskoczył może ze dwa razy, gdy ktoś tuż przed nim przewrócił się w worku na innego uczestnika wyścigu. W głowie miał plan ich wyminięcia. Rzeczywistość sprowadziła go jednak na ziemię, w dodatku dosłownie. Nie miał jak odskoczyć, bo zahaczył o leżących na ziemi i sam się efektownie wywalił, wydając przy tym śmieszny okrzyk zaskoczenia. Trafił na dokładkę w samo centrum kanapki - na niego wpadły chyba jeszcze dwie osoby. Ale pech!
Filippo Carissoni