-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Właśnie wracał ze spotkania z klientem. Nie kłopotał się z zamawianiem taksówki. Miał tylko kawałek do biura, mógł się przejść. Do własnego samochodu nie wsiadł, bo rano wciąż lekko trzymał go wypity poprzedniego dnia alkohol, dlatego odpuścił sobie samodzielną jazdę.
Wbrew pozorom Lance był odpowiedzialnym człowiekiem i nie narażał innych, a przede wszystkim siebie, na niebezpieczeństwo, którego mógł z łatwością uniknąć. Dziś zaś nie czuł się na siłach, żeby prowadzić. Rano nawet nie miał na to chęci, za bardzo męczył go kac, więc wolał po prostu złapać taksówkę i nią pojechać do kancelarii.
Dzięki temu zyskał parę dodatkowych minut na to, żeby dojść do siebie po późno zakończonym dniu, po którym nie zdołał się wyspać ani wytrzeźwieć. Rano był więc nieco wczorajszy i potrzebował kilku kaw, żeby dojść do siebie. Pierwszą wypił tuż po przekroczeniu progu kancelarii, a potem następne… Ostatnią wlał w siebie podczas spotkania z klientem. Ta mogła być już lekką przesadą, ponieważ poczuł się po niej aż nazbyt pobudzony, ale zamiast przeżywać to, wolał przekuć to w coś pozytywnego, dlatego nadmiar energii wykorzystał najpierw w pracy, a teraz pokonując drogę powrotną do biura.
Szedł właśnie przez park, kiedy jego uwagę przykuła kobieta, która podejrzanie kręciła się wokół drzewa. I to tym zwróciła na siebie uwagę Lance’a, a nie o dziwo zgrabną sylwetką, która była dopiero drugą rzeczą, jaką zauważył. Trzecią zaś była znajoma buzia. Chociaż nie spędził z nią wiele czasu, odmową sprawiła, że zapadła Cortlandtowi w pamięć.
Nie mogło być inaczej po tym, jak przez nią musiał nasłuchać się przez resztę wieczoru docinek ze strony kumpla, który nie dał mu żyć po poniesionej porażce.
I choć miał ochotę ją teraz po prostu minąć i zignorować, w końcu nie miał powodu, by ją zaczepiać, to jednak podszedł do niej. Zauważył, że jej taniec pod drzewem wcale nie był sygnałem, że coś poprzestawiało się jej w głowie (a szkoda, bo to by tłumaczyło, czemu dała mu kosza). Gdy przechodził obok, zauważył, że na gałęzi siedział kot ubrany w szelki. To on musiał być sprawcą tego zamieszania.
A chociaż Lance’owi nic do tego, najwyraźniej gdzieś głęboko miał ukryte maleńkie serce, które miękło w obliczu zwierząt w potrzebie. – Nie jestem pewny, ale jeśli mi się nie przesłyszało, powiedział, że nie jest zainteresowany – zagaił dowcipnie, podchodząc do niej z jedną dłonią w kieszeni spodni, a w drugiej trzymając teczkę. Żartował sobie, nawiązując do ich ostatniego spotkania.
Po tym, jak przystanął obok kobiety, zadarł głowę, żeby jeszcze raz spojrzeć na kota, który uciekł całkiem wysoko i najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty zejść na ziemię.
Eliana Broussard
Wbrew pozorom Lance był odpowiedzialnym człowiekiem i nie narażał innych, a przede wszystkim siebie, na niebezpieczeństwo, którego mógł z łatwością uniknąć. Dziś zaś nie czuł się na siłach, żeby prowadzić. Rano nawet nie miał na to chęci, za bardzo męczył go kac, więc wolał po prostu złapać taksówkę i nią pojechać do kancelarii.
Dzięki temu zyskał parę dodatkowych minut na to, żeby dojść do siebie po późno zakończonym dniu, po którym nie zdołał się wyspać ani wytrzeźwieć. Rano był więc nieco wczorajszy i potrzebował kilku kaw, żeby dojść do siebie. Pierwszą wypił tuż po przekroczeniu progu kancelarii, a potem następne… Ostatnią wlał w siebie podczas spotkania z klientem. Ta mogła być już lekką przesadą, ponieważ poczuł się po niej aż nazbyt pobudzony, ale zamiast przeżywać to, wolał przekuć to w coś pozytywnego, dlatego nadmiar energii wykorzystał najpierw w pracy, a teraz pokonując drogę powrotną do biura.
Szedł właśnie przez park, kiedy jego uwagę przykuła kobieta, która podejrzanie kręciła się wokół drzewa. I to tym zwróciła na siebie uwagę Lance’a, a nie o dziwo zgrabną sylwetką, która była dopiero drugą rzeczą, jaką zauważył. Trzecią zaś była znajoma buzia. Chociaż nie spędził z nią wiele czasu, odmową sprawiła, że zapadła Cortlandtowi w pamięć.
Nie mogło być inaczej po tym, jak przez nią musiał nasłuchać się przez resztę wieczoru docinek ze strony kumpla, który nie dał mu żyć po poniesionej porażce.
I choć miał ochotę ją teraz po prostu minąć i zignorować, w końcu nie miał powodu, by ją zaczepiać, to jednak podszedł do niej. Zauważył, że jej taniec pod drzewem wcale nie był sygnałem, że coś poprzestawiało się jej w głowie (a szkoda, bo to by tłumaczyło, czemu dała mu kosza). Gdy przechodził obok, zauważył, że na gałęzi siedział kot ubrany w szelki. To on musiał być sprawcą tego zamieszania.
A chociaż Lance’owi nic do tego, najwyraźniej gdzieś głęboko miał ukryte maleńkie serce, które miękło w obliczu zwierząt w potrzebie. – Nie jestem pewny, ale jeśli mi się nie przesłyszało, powiedział, że nie jest zainteresowany – zagaił dowcipnie, podchodząc do niej z jedną dłonią w kieszeni spodni, a w drugiej trzymając teczkę. Żartował sobie, nawiązując do ich ostatniego spotkania.
Po tym, jak przystanął obok kobiety, zadarł głowę, żeby jeszcze raz spojrzeć na kota, który uciekł całkiem wysoko i najwyraźniej nie miał najmniejszej ochoty zejść na ziemię.
Eliana Broussard
gall anonim
unikam gier, które w ogóle nie rozwijają relacji, a także takich, w których pojawia się przemoc na tle seksualnym
-
instruktorka jogi i pilatesu, miłośniczka rękodzieła, kosmetyków naturalnych i ziołolecznictwa oraz właścicielka kota, który pogryzie wszystko i wszystkich, którzy znajdą się w zasięgu jego wzrokunieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Ilekroć trafiała w telewizji na kolejny odcinek Przyjaciół, z uśmiechem na ustach wsłuchiwała się w to, co śpiewali the Rembrandts. Zawsze uważała ten kawałek za wyjątkowo zabawny, nie biorąc pod uwagę tego, że jednocześnie mógł okazać się cholernie prawdziwy. O tym zaczęła przekonywać się dopiero niedawno, kiedy dosłownie wszystko zaczęło wymykać jej się spod kontroli.
Miała za sobą koszmarny tydzień, a zważywszy na to, że był to dopiero początek miesiąca, za uzasadnione uważała obawy o to, że odbije się to na jego całokształcie. Pozostało zatem modlić się o to, aby seria niefortunnych zdarzeń nie przeciągnęła się do roku, albo, co gorsza, do reszty jej życia.
Dziś liczyła jednak na pewną odmianę. Pech nie zaatakował jej bowiem z samego rana, dzięki czemu Eliana być może straciła na czujności. Miała wolny dzień, który zamierzała wykorzystać na nadrobienie domowych obowiązków, jednak nie byłaby sobą, gdyby w połowie się nie rozproszyła. Zwykle wychodziła też z założenia, że w natłoku codziennych obowiązków należało także zrobić coś dla duszy, a w jej przypadku czymś takim miał być spacer z jej niesfornym kotem.
Stworzeniem, które wyglądało, jak zesłane z nieba, choć w rzeczywistości stanowiło uosobienie szatana. W dodatku miało wyjątkowo ostre zęby.
Eliana wychodziła jednak z założenia, że ich dwójka rozumiała się całkiem dobrze. Z Kotem, bo tak miał na imię, koegzystowali obok siebie bez większych konfliktów. Zwierzak wyłącznie czasami sprawiał, że najnowsze pary skarpetek znikały w niewyjaśnionych okolicznościach, jednak Broussard, w imię miłości, wspaniałomyślnie mu to wybaczała. Za każdym razem kupowała mu też nowe zabawki i drapaki, jednak on ze znacznie większym entuzjazmem podchodził do niszczenia wszystkiego, co znajdowało się w zasięgu jego łap i nie było przeznaczone dla kotów. Sprawiał więc wrażenie, jakby wyjątkowo mocno lubił robić jej na złość.
Dzisiejsze zachowanie nie było jednak efektem chęci zrobienia jej psikusa. Wzięło się stąd, że ni stąd, ni zowąd obok Kota znalazł się pies, który napędził mu stracha. Zwierzę więc wyrwało jej się nie tylko w szelkach, ale również z dyndającą obok różową smyczą, z którą zgrabnie wdrapało się na drzewo. Na tyle wysoko, że Eliana nie była w stanie się do niego dostać. Nie zamierzała nawet próbować, ponieważ wiedziała, jak mogło się to skończyć. W przeciwieństwie do tego futrzaka ona zdecydowanie nie miała spaść na cztery łapy.
I dobrze, że nie podjęła się próby, ponieważ wtedy zdołałaby się skompromitować.
Kiedy usłyszała za plecami znajomy głos, obróciła się przez ramię, a na jej ustach zamajaczyło coś w rodzaju uśmiechu. — No proszę… A myślałam, że tak poważni panowie nie mają jednak poczucia humoru — stwierdziła, nie widząc powodów, dla których miałaby czuć się skrępowana za sprawą jego uwagi. — Powinnam spodziewać się, że teraz będę wpadać na ciebie średnio raz w tygodniu? — zapytała, omiatając bruneta spojrzeniem. Jak widać po tym, jak wpadli na siebie raz, nie miało być im dane w ogóle do tego nie wracać.
Lance Cortlandt
Miała za sobą koszmarny tydzień, a zważywszy na to, że był to dopiero początek miesiąca, za uzasadnione uważała obawy o to, że odbije się to na jego całokształcie. Pozostało zatem modlić się o to, aby seria niefortunnych zdarzeń nie przeciągnęła się do roku, albo, co gorsza, do reszty jej życia.
Dziś liczyła jednak na pewną odmianę. Pech nie zaatakował jej bowiem z samego rana, dzięki czemu Eliana być może straciła na czujności. Miała wolny dzień, który zamierzała wykorzystać na nadrobienie domowych obowiązków, jednak nie byłaby sobą, gdyby w połowie się nie rozproszyła. Zwykle wychodziła też z założenia, że w natłoku codziennych obowiązków należało także zrobić coś dla duszy, a w jej przypadku czymś takim miał być spacer z jej niesfornym kotem.
Stworzeniem, które wyglądało, jak zesłane z nieba, choć w rzeczywistości stanowiło uosobienie szatana. W dodatku miało wyjątkowo ostre zęby.
Eliana wychodziła jednak z założenia, że ich dwójka rozumiała się całkiem dobrze. Z Kotem, bo tak miał na imię, koegzystowali obok siebie bez większych konfliktów. Zwierzak wyłącznie czasami sprawiał, że najnowsze pary skarpetek znikały w niewyjaśnionych okolicznościach, jednak Broussard, w imię miłości, wspaniałomyślnie mu to wybaczała. Za każdym razem kupowała mu też nowe zabawki i drapaki, jednak on ze znacznie większym entuzjazmem podchodził do niszczenia wszystkiego, co znajdowało się w zasięgu jego łap i nie było przeznaczone dla kotów. Sprawiał więc wrażenie, jakby wyjątkowo mocno lubił robić jej na złość.
Dzisiejsze zachowanie nie było jednak efektem chęci zrobienia jej psikusa. Wzięło się stąd, że ni stąd, ni zowąd obok Kota znalazł się pies, który napędził mu stracha. Zwierzę więc wyrwało jej się nie tylko w szelkach, ale również z dyndającą obok różową smyczą, z którą zgrabnie wdrapało się na drzewo. Na tyle wysoko, że Eliana nie była w stanie się do niego dostać. Nie zamierzała nawet próbować, ponieważ wiedziała, jak mogło się to skończyć. W przeciwieństwie do tego futrzaka ona zdecydowanie nie miała spaść na cztery łapy.
I dobrze, że nie podjęła się próby, ponieważ wtedy zdołałaby się skompromitować.
Kiedy usłyszała za plecami znajomy głos, obróciła się przez ramię, a na jej ustach zamajaczyło coś w rodzaju uśmiechu. — No proszę… A myślałam, że tak poważni panowie nie mają jednak poczucia humoru — stwierdziła, nie widząc powodów, dla których miałaby czuć się skrępowana za sprawą jego uwagi. — Powinnam spodziewać się, że teraz będę wpadać na ciebie średnio raz w tygodniu? — zapytała, omiatając bruneta spojrzeniem. Jak widać po tym, jak wpadli na siebie raz, nie miało być im dane w ogóle do tego nie wracać.
Lance Cortlandt
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Lance nie mógł powiedzieć, że miał za sobą tragiczny tydzień. Był ciężki, ale w jego przypadku nie było to niczym nietypowym. Było więc dość przeciętnie, gdyż jak zwykle górę wziął pracoholizm szatyna, który spędzał długie godziny w kancelarii lub we własnym apartamencie, ślęcząc nad dokumentami.
Odrywał się od tego tylko na chwilę, aby rozerwać się i pozbyć napięć.
Taki plan miał również pamiętnego wieczora, gdy wyskoczył do klubu z Haroldem i poznał Elianę.
Chociaż poznał, to chyba za mocne słowo, skoro nawet mu się nie przedstawiła. Nie wiedział o niej nic, poza tym, że nie poznałaby dobrej okazji nawet wtedy, gdyby w nią uderzyła. Bo tak, Cortlandt miał siebie za dobrą partię i nie mógł nadziwić się, że tak szybko usłyszał od niej nie. Trochę go to zakłuło, ale prawda jest taka, że dzień później… No dobrze, dwa dni później zapomniał o sprawie.
I pewnie nie wróciłby do niej, gdyby dziś niespodziewanie nie wpadł na kobietę, która dała mu kosza. Kto by pomyślał, że w tak dużym mieście jeszcze zdołają wypatrzyć się w tłumie?
Okoliczności były jednak na tyle nietypowe, że musiałby zdarzyć się cud, żeby Cortland dziś nie zwrócił na nią uwagi. Kobieta wyróżniała się w tłumie, kręcąc się, skacząc i mówiąc do drzewa, co z daleka wyglądało przedziwnie.
Z bliska sytuacja wyjaśniła się i nabrała sensu. A nawet skłoniła Lance’a do tego, aby podejść i sprawdzić, czy nie mógł jakoś jej pomóc. Nie chciał, żeby jej nieszczęsny kot utknął na drzewie. Dlatego zaczepił ją, od razu odświeżając jej pamięć, skąd mogłaby go znać… Choć oczekiwałby, żeby poradziła sobie bez tego. Gdyby nie rozpoznała go po prostu po twarzy, byłby naprawdę rozczarowany, gdyż uważał, że powinien zapadać w pamięć. Może dlatego zabezpieczył się, zanim by go rozczarowała?
– Gdybyś została na tego jednego drinka, miałabyś okazję przekonać się o tym wcześniej – odparł bez nuty żalu. Mówił to raczej w sposób przekorny, nie sprawiając wrażenia poirytowanego tamtą odmową. Było, minęło. Nasłuchał się przez nią od Hala, ale nie było to nic, czym rzeczywiście musiałby się przejmować. – A chciałabyś? – uśmiechnął się, dalej podtrzymując luźny ton rozmowy.
Szybko jednak przekierował uwagę na kota, który najwyraźniej szukał u nich atencji, gdyż zaczął miauczeć i to w sposób, którego nie dało się zignorować. – Masz jakiś plan, jak sobie z nim poradzić? – zapytał i skinął głową na urwisa na drzewie. Jeśli kobieta miała sytuację pod kontrolą, nie było sensu wtrącać się i zgrywać bohatera, dlatego zanim by cokolwiek zaoferował, wolał się upewnić.
Eliana Broussard
Odrywał się od tego tylko na chwilę, aby rozerwać się i pozbyć napięć.
Taki plan miał również pamiętnego wieczora, gdy wyskoczył do klubu z Haroldem i poznał Elianę.
Chociaż poznał, to chyba za mocne słowo, skoro nawet mu się nie przedstawiła. Nie wiedział o niej nic, poza tym, że nie poznałaby dobrej okazji nawet wtedy, gdyby w nią uderzyła. Bo tak, Cortlandt miał siebie za dobrą partię i nie mógł nadziwić się, że tak szybko usłyszał od niej nie. Trochę go to zakłuło, ale prawda jest taka, że dzień później… No dobrze, dwa dni później zapomniał o sprawie.
I pewnie nie wróciłby do niej, gdyby dziś niespodziewanie nie wpadł na kobietę, która dała mu kosza. Kto by pomyślał, że w tak dużym mieście jeszcze zdołają wypatrzyć się w tłumie?
Okoliczności były jednak na tyle nietypowe, że musiałby zdarzyć się cud, żeby Cortland dziś nie zwrócił na nią uwagi. Kobieta wyróżniała się w tłumie, kręcąc się, skacząc i mówiąc do drzewa, co z daleka wyglądało przedziwnie.
Z bliska sytuacja wyjaśniła się i nabrała sensu. A nawet skłoniła Lance’a do tego, aby podejść i sprawdzić, czy nie mógł jakoś jej pomóc. Nie chciał, żeby jej nieszczęsny kot utknął na drzewie. Dlatego zaczepił ją, od razu odświeżając jej pamięć, skąd mogłaby go znać… Choć oczekiwałby, żeby poradziła sobie bez tego. Gdyby nie rozpoznała go po prostu po twarzy, byłby naprawdę rozczarowany, gdyż uważał, że powinien zapadać w pamięć. Może dlatego zabezpieczył się, zanim by go rozczarowała?
– Gdybyś została na tego jednego drinka, miałabyś okazję przekonać się o tym wcześniej – odparł bez nuty żalu. Mówił to raczej w sposób przekorny, nie sprawiając wrażenia poirytowanego tamtą odmową. Było, minęło. Nasłuchał się przez nią od Hala, ale nie było to nic, czym rzeczywiście musiałby się przejmować. – A chciałabyś? – uśmiechnął się, dalej podtrzymując luźny ton rozmowy.
Szybko jednak przekierował uwagę na kota, który najwyraźniej szukał u nich atencji, gdyż zaczął miauczeć i to w sposób, którego nie dało się zignorować. – Masz jakiś plan, jak sobie z nim poradzić? – zapytał i skinął głową na urwisa na drzewie. Jeśli kobieta miała sytuację pod kontrolą, nie było sensu wtrącać się i zgrywać bohatera, dlatego zanim by cokolwiek zaoferował, wolał się upewnić.
Eliana Broussard
gall anonim
unikam gier, które w ogóle nie rozwijają relacji, a także takich, w których pojawia się przemoc na tle seksualnym
-
instruktorka jogi i pilatesu, miłośniczka rękodzieła, kosmetyków naturalnych i ziołolecznictwa oraz właścicielka kota, który pogryzie wszystko i wszystkich, którzy znajdą się w zasięgu jego wzrokunieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Nie wracała myślami bezustannie do tamtego wieczora. Nie odtwarzała go w myślach raz po raz, ponieważ ostatecznie Lance był tylko kolejnym facetem, który zaczepił ją podczas pobytu w klubie.
Jego osoba nie miała zapaść jej w pamięć, a za kilka, może kilkanaście tygodni Eliana miała już w ogóle nie pamiętać tego zajścia, ponieważ nie odegrało ono w jej codzienności żadnej roli. Sam Cortlandt, choć szalenie przystojny, nie oczarował jej też na tyle, by kolejnego dnia pożałowała, że nie dała mu szansy.
Nie mogłaby, skoro w tak jasny sposób określił, że nie oczekiwał od niej niczego, poza upojnymi chwilami w nocy.
Nie znaczy to jednak, że po tych kilku dniach miał całkowicie umknąć z jej pamięci. Jeśli nie po głosie, bez wahania rozpoznałaby go za sprawą hipnotyzującego spojrzenia, na które zwróciła uwagę zaraz po tym, jak odwróciła się w jego stronę. Nie musiał więc przypominać jej, z kim miała do czynienia, bo rozszyfrowanie tego okazało się nad wyraz łatwe.
Dzisiejsze spotkanie zaś miało szansę odbyć się w nieco przyjemniejszym tonie, bo tak, najwyraźniej oboje nie widzieli powodów, dla których nie mieliby tak po prostu pożartować sobie z tego, co miało miejsce przed kilkoma dniami.
Może jednak niepotrzebnie wzięła go za gbura?
Kąciki jej ust mimowolnie wygięły się w uśmiechu, kiedy wytknął jej tę oczywistość. — Może zostałabym na tego jednego drinka, gdyby tylko na tym ci zależało — odbiła piłeczkę, nie widząc powodów, dla których miała kryć się z tym, że do relacji damsko-męskich podchodzili inaczej. Eliana nie szukała niczego na stałe i nie potrzebowała natychmiastowych deklaracji, ale jednocześnie nie była panną, która bez namysłu rzucała się w wir romansów.
Kiedy więc zadał jej kolejne pytanie, omiotła go spojrzeniem od góry do dołu, a później tylko wzruszyła ramionami. Odpowiedzi najwyraźniej wcale nie zamierzała mu zdradzić.
— Liczyłam na to, że jeśli poczekam dostatecznie długo, w końcu sam zejdzie — nie sposób nie zauważyć, że ten plan okazał się nietrafiony jeszcze zanim Eliana spróbowała porządnie wcielić go w życie. — Jest strasznie uparty, ale może pomogłyby jego ulubione smaczki, tylko… W okolicy raczej nie ma zoologicznego — to zaś generowało kolejny kłopot. Mogła oczywiście spróbować się tam wdrapać i ściągnąć kota z drzewa siłą, jednak znała go na tyle dobrze, iż wiedziała, jak miało się to skończyć.
Przez następny tydzień musiałaby chodzić po mieście w długim rękawie.
Lance Cortlandt
Jego osoba nie miała zapaść jej w pamięć, a za kilka, może kilkanaście tygodni Eliana miała już w ogóle nie pamiętać tego zajścia, ponieważ nie odegrało ono w jej codzienności żadnej roli. Sam Cortlandt, choć szalenie przystojny, nie oczarował jej też na tyle, by kolejnego dnia pożałowała, że nie dała mu szansy.
Nie mogłaby, skoro w tak jasny sposób określił, że nie oczekiwał od niej niczego, poza upojnymi chwilami w nocy.
Nie znaczy to jednak, że po tych kilku dniach miał całkowicie umknąć z jej pamięci. Jeśli nie po głosie, bez wahania rozpoznałaby go za sprawą hipnotyzującego spojrzenia, na które zwróciła uwagę zaraz po tym, jak odwróciła się w jego stronę. Nie musiał więc przypominać jej, z kim miała do czynienia, bo rozszyfrowanie tego okazało się nad wyraz łatwe.
Dzisiejsze spotkanie zaś miało szansę odbyć się w nieco przyjemniejszym tonie, bo tak, najwyraźniej oboje nie widzieli powodów, dla których nie mieliby tak po prostu pożartować sobie z tego, co miało miejsce przed kilkoma dniami.
Może jednak niepotrzebnie wzięła go za gbura?
Kąciki jej ust mimowolnie wygięły się w uśmiechu, kiedy wytknął jej tę oczywistość. — Może zostałabym na tego jednego drinka, gdyby tylko na tym ci zależało — odbiła piłeczkę, nie widząc powodów, dla których miała kryć się z tym, że do relacji damsko-męskich podchodzili inaczej. Eliana nie szukała niczego na stałe i nie potrzebowała natychmiastowych deklaracji, ale jednocześnie nie była panną, która bez namysłu rzucała się w wir romansów.
Kiedy więc zadał jej kolejne pytanie, omiotła go spojrzeniem od góry do dołu, a później tylko wzruszyła ramionami. Odpowiedzi najwyraźniej wcale nie zamierzała mu zdradzić.
— Liczyłam na to, że jeśli poczekam dostatecznie długo, w końcu sam zejdzie — nie sposób nie zauważyć, że ten plan okazał się nietrafiony jeszcze zanim Eliana spróbowała porządnie wcielić go w życie. — Jest strasznie uparty, ale może pomogłyby jego ulubione smaczki, tylko… W okolicy raczej nie ma zoologicznego — to zaś generowało kolejny kłopot. Mogła oczywiście spróbować się tam wdrapać i ściągnąć kota z drzewa siłą, jednak znała go na tyle dobrze, iż wiedziała, jak miało się to skończyć.
Przez następny tydzień musiałaby chodzić po mieście w długim rękawie.
Lance Cortlandt
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Było, minęło, prawda? Nie było to na tyle znaczącym wydarzeniem, by miało odbić się na życiu któregokolwiek z nich. Oboje byli gotowi zapomnieć o tym po upływie odpowiedniego czasu i tak pewnie by się stało, gdyby nie dzisiejsze spotkanie, które mogło ten proces wydłużyć.
Lub nie. Mogło to być kolejnym spotkaniem bez większego znaczenia.
Kiedy Lance dziś zaczepił Elianę, robił to bez jakichkolwiek oczekiwań. Brał pod uwagę to, że rozmowa może zakończyć się nawet szybciej niż poprzednia i najpewniej w ogóle by się tym nie przejął, bo ich relacja nie była niczym, na czym faktycznie by mu zależało. Była jedną z wielu nieznajomych w jej życiu. I spodziewał się, że ona widziała go w podobny sposób.
– Nie możesz winić mnie za to, że chciałem spróbować – odparł z uśmiechem, komplementując ją teraz. Jaki facet nie chciałby spróbować swoich sił u takiej kobiety? Lance zaryzykował, nie udało mu się, ale ostatecznie niczego nie żałował. Warto było sprawdzić, bo kto wie, może by mu się udało? Gdyby nie spróbował, to nigdy by się nie dowiedział.
Usłyszawszy jej plan, Lance tylko pokiwał głową, a później zerknął na nią wymownie. Nie musiał chyba mówić na głos, że nie brzmiało to przekonująco, prawda? Zresztą jego efekty (a raczej ich brak) było widać gołym okiem. – Nie sądzę – odpowiedział na pytanie o sklep zoologiczny, choć nie był najlepszą osobą do stwierdzenia tego. Nie posiadał zwierząt i nie wiedział nic o sklepach czy miejscach dla zwierząt w mieście. Jak jakieś mijał dość często, to może zapadło mu w pamięć, ale na pewno nie wiedział o wszystkich, które znajdowały się nawet w jego najbliższym otoczeniu.
– Mogę go stamtąd zdjąć – zaproponował w końcu, jakby to było niczym wielkim. – Nie jest aż tak wysoko, powinienem dać radę – dodał, zaznaczając, że nie miał problemu z małą wspinaczką. To akurat rzecz, którą lubił robić w wolnym czasie, choć zwykle zamiast drzew wybierał profesjonalne ścianki. Ale i z takim wyzwaniem powinien sobie poradzić.
Lance miał już pomysł na to, jak tam wejść, ale jeszcze się z tym nie wyrywał. Czekał na ocenę brunetki, która mogła odrzucić jego ofertę z różnych powodów – nie chciała mieć z nim do czynienia, wolała rozwiązać to sama, albo może uważała, że obcy tylko spłoszy kota i pogorszy sytuację? Jak by nie było, nie planował się z nią spierać, w końcu finalnie to go nie dotyczyło.
Eliana Broussard
Lub nie. Mogło to być kolejnym spotkaniem bez większego znaczenia.
Kiedy Lance dziś zaczepił Elianę, robił to bez jakichkolwiek oczekiwań. Brał pod uwagę to, że rozmowa może zakończyć się nawet szybciej niż poprzednia i najpewniej w ogóle by się tym nie przejął, bo ich relacja nie była niczym, na czym faktycznie by mu zależało. Była jedną z wielu nieznajomych w jej życiu. I spodziewał się, że ona widziała go w podobny sposób.
– Nie możesz winić mnie za to, że chciałem spróbować – odparł z uśmiechem, komplementując ją teraz. Jaki facet nie chciałby spróbować swoich sił u takiej kobiety? Lance zaryzykował, nie udało mu się, ale ostatecznie niczego nie żałował. Warto było sprawdzić, bo kto wie, może by mu się udało? Gdyby nie spróbował, to nigdy by się nie dowiedział.
Usłyszawszy jej plan, Lance tylko pokiwał głową, a później zerknął na nią wymownie. Nie musiał chyba mówić na głos, że nie brzmiało to przekonująco, prawda? Zresztą jego efekty (a raczej ich brak) było widać gołym okiem. – Nie sądzę – odpowiedział na pytanie o sklep zoologiczny, choć nie był najlepszą osobą do stwierdzenia tego. Nie posiadał zwierząt i nie wiedział nic o sklepach czy miejscach dla zwierząt w mieście. Jak jakieś mijał dość często, to może zapadło mu w pamięć, ale na pewno nie wiedział o wszystkich, które znajdowały się nawet w jego najbliższym otoczeniu.
– Mogę go stamtąd zdjąć – zaproponował w końcu, jakby to było niczym wielkim. – Nie jest aż tak wysoko, powinienem dać radę – dodał, zaznaczając, że nie miał problemu z małą wspinaczką. To akurat rzecz, którą lubił robić w wolnym czasie, choć zwykle zamiast drzew wybierał profesjonalne ścianki. Ale i z takim wyzwaniem powinien sobie poradzić.
Lance miał już pomysł na to, jak tam wejść, ale jeszcze się z tym nie wyrywał. Czekał na ocenę brunetki, która mogła odrzucić jego ofertę z różnych powodów – nie chciała mieć z nim do czynienia, wolała rozwiązać to sama, albo może uważała, że obcy tylko spłoszy kota i pogorszy sytuację? Jak by nie było, nie planował się z nią spierać, w końcu finalnie to go nie dotyczyło.
Eliana Broussard
gall anonim
unikam gier, które w ogóle nie rozwijają relacji, a także takich, w których pojawia się przemoc na tle seksualnym
-
instruktorka jogi i pilatesu, miłośniczka rękodzieła, kosmetyków naturalnych i ziołolecznictwa oraz właścicielka kota, który pogryzie wszystko i wszystkich, którzy znajdą się w zasięgu jego wzrokunieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Ta znajomość, o ile w ogóle w ten sposób można opisać coś tak przelotnego, zdecydowanie nie miała odbić się na codzienności któregokolwiek z nich. Lance nie miał zatrzymać się w jej życiu na dłużej, choć do dzisiejszego popołudnia Eliana nie sądziła też, że jeszcze kiedykolwiek stanie na jej drodze. Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, nie odbierała tego spotkania tak, jakby spełniało ono wolę przeznaczenia.
Naprawdę nie uważała, że między ich dwójką cokolwiek mogłoby się wydarzyć.
Nie znaczy to jednak, że miała odprawiać go z kwitkiem przy każdej okazji, co udowodniła zresztą teraz, kiedy okoliczności ich spotkania były całkowicie odmienne od tego, w jakich warunkach rozmawiali poprzednim razem. Teraz już nie musiała dawać mu do zrozumienia, że nie była zainteresowana jego o f e r t ą, ponieważ Cortlandt był tego w pełni świadomy.
Tym, czego nie rozumiał, było natomiast to, że tego rodzaju komplementy w ogóle jej nie schlebiały. Nie uważała, że jedynym, co miała do zaoferowania, była ładna buzia i zgrabne ciało, z czego zresztą zdawała sobie sprawę, ponieważ słyszała to już dziesiątki razy. Posiadała też jednak własną osobowość, którą z pewnością byłaby w stanie oczarować niejednego mężczyznę, gdyby tylko ten spróbował ją poznać.
On jednak od samego początku nie chciał dać temu szansy.
Jego słowa zbyła więc nieznacznym wzruszeniem ramion, chwilę później będąc gotową wywiesić białą flagę w kwestii kota. Nie znaczy to oczywiście, że planowała go tu zostawić, jednak brała pod uwagę to, że rozsądniejszą opcją byłoby zajęcie miejsca na jakiejś ławce i zaczekanie, aż zwierzak sam stamtąd zejdzie.
Propozycji, która padła z jego ust, w ogóle się nie spodziewała, dlatego za jej sprawą spojrzała w stronę bruneta z pewną podejrzliwością. I w ogóle się z tym nie kryła. — Chcesz wejść na drzewo? W garniturze? — zapytała, podczas gdy obie jej brwi powędrowały ku górze. Sam ten pomysł wydawał jej się tak abstrakcyjny, iż nie potrafiła sobie tego wyobrazić, co jednak nie znaczy też, że planowała nadmiernie protestować, dlatego zamierzała po prostu stać z boku i obserwować jego dalsze poczynania.
Wiedziała jednak, że istniała spora przeszkoda, dla której ten plan mógł się nie udać, a tą bynajmniej nie był strój, w jaki wcisnął się dziś Lance.I w którym, swoją drogą, prezentował się naprawdę dobrze. Koniuszkiem języka zwilżyła dolną wargę i raz jeszcze omiotła jego sylwetkę spojrzeniem. — Gryzie — ostrzegła uczciwie, bo doskonale wiedziała, jak niekiedy kończyły się bliższe starcia z jej zwierzakiem, a jednak nie chciała narażać go na to tylko dlatego, że dobrowolnie zdecydował się jej pomóc.
Lance Cortlandt
Naprawdę nie uważała, że między ich dwójką cokolwiek mogłoby się wydarzyć.
Nie znaczy to jednak, że miała odprawiać go z kwitkiem przy każdej okazji, co udowodniła zresztą teraz, kiedy okoliczności ich spotkania były całkowicie odmienne od tego, w jakich warunkach rozmawiali poprzednim razem. Teraz już nie musiała dawać mu do zrozumienia, że nie była zainteresowana jego o f e r t ą, ponieważ Cortlandt był tego w pełni świadomy.
Tym, czego nie rozumiał, było natomiast to, że tego rodzaju komplementy w ogóle jej nie schlebiały. Nie uważała, że jedynym, co miała do zaoferowania, była ładna buzia i zgrabne ciało, z czego zresztą zdawała sobie sprawę, ponieważ słyszała to już dziesiątki razy. Posiadała też jednak własną osobowość, którą z pewnością byłaby w stanie oczarować niejednego mężczyznę, gdyby tylko ten spróbował ją poznać.
On jednak od samego początku nie chciał dać temu szansy.
Jego słowa zbyła więc nieznacznym wzruszeniem ramion, chwilę później będąc gotową wywiesić białą flagę w kwestii kota. Nie znaczy to oczywiście, że planowała go tu zostawić, jednak brała pod uwagę to, że rozsądniejszą opcją byłoby zajęcie miejsca na jakiejś ławce i zaczekanie, aż zwierzak sam stamtąd zejdzie.
Propozycji, która padła z jego ust, w ogóle się nie spodziewała, dlatego za jej sprawą spojrzała w stronę bruneta z pewną podejrzliwością. I w ogóle się z tym nie kryła. — Chcesz wejść na drzewo? W garniturze? — zapytała, podczas gdy obie jej brwi powędrowały ku górze. Sam ten pomysł wydawał jej się tak abstrakcyjny, iż nie potrafiła sobie tego wyobrazić, co jednak nie znaczy też, że planowała nadmiernie protestować, dlatego zamierzała po prostu stać z boku i obserwować jego dalsze poczynania.
Wiedziała jednak, że istniała spora przeszkoda, dla której ten plan mógł się nie udać, a tą bynajmniej nie był strój, w jaki wcisnął się dziś Lance.
Lance Cortlandt
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Lance nie wykluczał tego, że mogła mieć wspaniałą osobowość, ale miała rację, nie chciał jej poznawać. Szatyn chciał wycisnąć z tej znajomości jedno. Nie udało się, trudno. Tym bardziej nie widział powodów, aby zbliżyć się do niej, ponieważ nie szukał przyjaciół. A już na pewno nie w takim miejscu jak klub.
Los najwyraźniej postanowił postawić ją na jego drodze ponownie. Być może próbował mu coś powiedzieć, ale Cortlandt był na tyle głuchy, że mógł tego nie usłyszeć. Nie zatrzymał się przecież dlatego, że chciał naprawić swój błąd i zmazać kiepskie pierwsze wrażenie. Właściwie to nie miał żadnych oczekiwań, gdy dziś do niej podszedł. Po prostu zrobił to, nie zastanawiając się nad tym głębiej.
– Nie jestem pewny, czy poczeka, żebym mógł podskoczyć do domu i przebrać się w dresy – odparł z uśmiechem, podkreślając to, że nie miał wyboru. Mógł albo wdrapać się tam w garniturze, albo w stroju Adama, a chociaż Lance dbał o swoje ciało, to wcale nie znaczy, że zamierzał obnażać je przy każdej okazji. Zostawał więc garnitur, który nie był idealnym strojem, ale jedynym, który Cortlandt miał przy sobie. I zamierzał w nim spróbować.
Choć nie musiał pakować się na drzewo w pełnym stroju, dlatego postanowił pozbyć się przynajmniej marynarki, którą zdjął z siebie po odstawieniu na ziemię swojej aktówki. O marynarkę musiał zadbać bardziej, dlatego wcisnął ją w ręce kobiety. – Mogłabyś? – poprosił, potrzebując, żeby ją dla niego przypilnowała, kiedy on będzie ratował jej kota… Gryzącego kota, najwyraźniej. – Dobrze wiedzieć – oznajmił, przyjmując do wiadomości ostrzeżenie, które wziął do siebie, ale nie pozwolił, żeby go powstrzymało.
Przed podejściem do drzewa, przerzucił jeszcze sobie przez ramię krawat, żeby nie wchodził mu w drogę. I wtedy mógł w końcu przystąpić do wspinaczki, która wcale nie była tak prosta – jego buty zupełnie nie były do tego przystosowane i ślizgały się, ale mimo że z nim nie współpracowały, Cortlandtowi w końcu udało się wejść dość wysoko, aby móc sięgnąć po kota.
I szybko przekonał się o tym, że Eliana wcale nie kłamała. Ten futrzak rzeczywiście gryzł i to diabelsko mocno, przez co kiedy jego zęby wbiły się w rękę Lance’a, ten jęknął z bólu, a potem zaklął pod nosem. Walka nie była wyrównana, kot nie chciał odpuścić, co zmusiło Lance’a do tego, by nieco zmienić pozycję na drzewie i usadowić się na nim pewniej. Dopiero po tym mógł podjąć się kolejnej próby, która zakończyła się następnym ugryzieniem, ale też pochwyceniem nieznośnego kota, którego szybko przycisnął do siebie, żeby nie wyrwał mu się i nie uciekł.
– Chodź, podam ci go – zawołał kobietę, bo wiedział, że z tym demonem nie zdoła zejść bezpiecznie, więc lepiej było od razu przekazać go w ręce właścicielki. Lance chciał jak najszybciej rozstać się z nim, bo czuł, jak już ponownie wgryzał mu się w palec. Właśnie dlatego szatyn miał teraz nietęgą minę.
Eliana Broussard
Los najwyraźniej postanowił postawić ją na jego drodze ponownie. Być może próbował mu coś powiedzieć, ale Cortlandt był na tyle głuchy, że mógł tego nie usłyszeć. Nie zatrzymał się przecież dlatego, że chciał naprawić swój błąd i zmazać kiepskie pierwsze wrażenie. Właściwie to nie miał żadnych oczekiwań, gdy dziś do niej podszedł. Po prostu zrobił to, nie zastanawiając się nad tym głębiej.
– Nie jestem pewny, czy poczeka, żebym mógł podskoczyć do domu i przebrać się w dresy – odparł z uśmiechem, podkreślając to, że nie miał wyboru. Mógł albo wdrapać się tam w garniturze, albo w stroju Adama, a chociaż Lance dbał o swoje ciało, to wcale nie znaczy, że zamierzał obnażać je przy każdej okazji. Zostawał więc garnitur, który nie był idealnym strojem, ale jedynym, który Cortlandt miał przy sobie. I zamierzał w nim spróbować.
Choć nie musiał pakować się na drzewo w pełnym stroju, dlatego postanowił pozbyć się przynajmniej marynarki, którą zdjął z siebie po odstawieniu na ziemię swojej aktówki. O marynarkę musiał zadbać bardziej, dlatego wcisnął ją w ręce kobiety. – Mogłabyś? – poprosił, potrzebując, żeby ją dla niego przypilnowała, kiedy on będzie ratował jej kota… Gryzącego kota, najwyraźniej. – Dobrze wiedzieć – oznajmił, przyjmując do wiadomości ostrzeżenie, które wziął do siebie, ale nie pozwolił, żeby go powstrzymało.
Przed podejściem do drzewa, przerzucił jeszcze sobie przez ramię krawat, żeby nie wchodził mu w drogę. I wtedy mógł w końcu przystąpić do wspinaczki, która wcale nie była tak prosta – jego buty zupełnie nie były do tego przystosowane i ślizgały się, ale mimo że z nim nie współpracowały, Cortlandtowi w końcu udało się wejść dość wysoko, aby móc sięgnąć po kota.
I szybko przekonał się o tym, że Eliana wcale nie kłamała. Ten futrzak rzeczywiście gryzł i to diabelsko mocno, przez co kiedy jego zęby wbiły się w rękę Lance’a, ten jęknął z bólu, a potem zaklął pod nosem. Walka nie była wyrównana, kot nie chciał odpuścić, co zmusiło Lance’a do tego, by nieco zmienić pozycję na drzewie i usadowić się na nim pewniej. Dopiero po tym mógł podjąć się kolejnej próby, która zakończyła się następnym ugryzieniem, ale też pochwyceniem nieznośnego kota, którego szybko przycisnął do siebie, żeby nie wyrwał mu się i nie uciekł.
– Chodź, podam ci go – zawołał kobietę, bo wiedział, że z tym demonem nie zdoła zejść bezpiecznie, więc lepiej było od razu przekazać go w ręce właścicielki. Lance chciał jak najszybciej rozstać się z nim, bo czuł, jak już ponownie wgryzał mu się w palec. Właśnie dlatego szatyn miał teraz nietęgą minę.
Eliana Broussard
gall anonim
unikam gier, które w ogóle nie rozwijają relacji, a także takich, w których pojawia się przemoc na tle seksualnym
-
instruktorka jogi i pilatesu, miłośniczka rękodzieła, kosmetyków naturalnych i ziołolecznictwa oraz właścicielka kota, który pogryzie wszystko i wszystkich, którzy znajdą się w zasięgu jego wzrokunieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Gdyby ktoś tego poranka powiedział jej, że będzie miała okazję obserwować Lance’a wspinającego się na drzewo z odsieczą dla jej kota na kilka dni po tym, jak spławiła go w klubie, Eliana po prostu by się roześmiała.
Scenariusz ten wydawał jej się wyjątkowo nieprawdopodobny, co zresztą nie zmieniło się nawet teraz, kiedy Cortlandt ewidentnie zaczął przygotowywać się do tego zadania. Nieco zmieszana Broussard zamrugała gwałtownie, a później bez słowa przejęła od niego marynarkę. Ze swojej pozycji mogła zrobić przynajmniej tyle, by zaopiekować się nią, kiedy na jego barkach spoczywało o wiele trudniejsze zadanie.
I naprawdę uważała, że powinien uważać na ręce.
— Może jednak…? — zaczęła, ale nie dokończyła, początkowo mając ochotę zasugerować, że dalsza wspinaczka mogła nie być tak dobrym pomysłem. Po pierwsze, zwyczajnie obawiała się o to, że Lance nieco przeceniał swoje możliwości i spadnie z tego drzewa szybciej, niż zdoła się na nie dostać. Po drugie, bała się również tego, że choć marynarka została zabezpieczona, ucierpi na tym cała reszta jego ubrania, na czele z butami, a przecież Broussard nie była na tyle ślepa, by nie zauważyć, że do najtańszych nie należały. Ona zaś, odkąd samodzielnie pracowała na swoje utrzymanie, nie posiadała nadmiaru pieniędzy, za które mogłaby mu je odkupić.
A przecież jakoś powinna mu się odwdzięczyć.
Teraz jednak w milczeniu obserwowała jego poczynania z Kotem, od czasu do czasu mrużąc tylko oczy lub zagryzając od środka policzek z nerwów. Kilkakrotnie zasyczała też, przyglądając się temu, jak zęby jej zwierzaka wbijają się w skórę bruneta. Czuła się trochę winna, choć to przecież nie tak, że go nie ostrzegła. A on mimo to zdecydował się jej pomóc.
Czyżby rzeczywiście pomyliła się, kiedy uznała go za dupka?
Nie ociągała się, kiedy Lance wyciągnął w jej stronę zwierzaka, uprzednio jeszcze przerzucając sobie przez ramię jego marynarkę. Musiała przyznać, że była pod ogromnym wrażeniem tego, że stanął na wysokości zadania i poradził sobie z tym nicponiem, z którym czasami nie radziła sobie nawet ona. Na szczęście była jedyną osobą, której kot nie próbował gryźć, więc kiedy wzięła go na ręce, ten zaprzestał dalszych ataków.
— Dziękuję — odezwała się, kiedy kot w końcu przestał się wyrywać, a Lance zdołał względnie bezpiecznie zejść z drzewa. Mimowolnie omiotła jego sylwetkę spojrzeniem, ale zanim spoczęło ono na jego pogryzionych dłoniach, jej uwagę przykuły resztki kory, które pozostały na jego koszuli. Jedną ręką przytrzymała mocniej zwierzę, aby drugą strzepać kawałki drzewa z ubrania bruneta. — Następnym razem to chyba ja powinnam postawić ci drinka — stwierdziła, wykrzywiając kąciki ust w łagodnym uśmiechu. Nim jednak zdołała rozwinąć ten temat, w końcu zerknęła na jego dłonie. — Jest szczepiony, ale powinieneś przynajmniej to zdezynfekować — zawyrokowała, spoglądając na znajome zadrapania. Na szczęście nie wyglądały tak źle, jak wcześniej mogła przypuszczać.
Lance Cortlandt
Scenariusz ten wydawał jej się wyjątkowo nieprawdopodobny, co zresztą nie zmieniło się nawet teraz, kiedy Cortlandt ewidentnie zaczął przygotowywać się do tego zadania. Nieco zmieszana Broussard zamrugała gwałtownie, a później bez słowa przejęła od niego marynarkę. Ze swojej pozycji mogła zrobić przynajmniej tyle, by zaopiekować się nią, kiedy na jego barkach spoczywało o wiele trudniejsze zadanie.
I naprawdę uważała, że powinien uważać na ręce.
— Może jednak…? — zaczęła, ale nie dokończyła, początkowo mając ochotę zasugerować, że dalsza wspinaczka mogła nie być tak dobrym pomysłem. Po pierwsze, zwyczajnie obawiała się o to, że Lance nieco przeceniał swoje możliwości i spadnie z tego drzewa szybciej, niż zdoła się na nie dostać. Po drugie, bała się również tego, że choć marynarka została zabezpieczona, ucierpi na tym cała reszta jego ubrania, na czele z butami, a przecież Broussard nie była na tyle ślepa, by nie zauważyć, że do najtańszych nie należały. Ona zaś, odkąd samodzielnie pracowała na swoje utrzymanie, nie posiadała nadmiaru pieniędzy, za które mogłaby mu je odkupić.
A przecież jakoś powinna mu się odwdzięczyć.
Teraz jednak w milczeniu obserwowała jego poczynania z Kotem, od czasu do czasu mrużąc tylko oczy lub zagryzając od środka policzek z nerwów. Kilkakrotnie zasyczała też, przyglądając się temu, jak zęby jej zwierzaka wbijają się w skórę bruneta. Czuła się trochę winna, choć to przecież nie tak, że go nie ostrzegła. A on mimo to zdecydował się jej pomóc.
Czyżby rzeczywiście pomyliła się, kiedy uznała go za dupka?
Nie ociągała się, kiedy Lance wyciągnął w jej stronę zwierzaka, uprzednio jeszcze przerzucając sobie przez ramię jego marynarkę. Musiała przyznać, że była pod ogromnym wrażeniem tego, że stanął na wysokości zadania i poradził sobie z tym nicponiem, z którym czasami nie radziła sobie nawet ona. Na szczęście była jedyną osobą, której kot nie próbował gryźć, więc kiedy wzięła go na ręce, ten zaprzestał dalszych ataków.
— Dziękuję — odezwała się, kiedy kot w końcu przestał się wyrywać, a Lance zdołał względnie bezpiecznie zejść z drzewa. Mimowolnie omiotła jego sylwetkę spojrzeniem, ale zanim spoczęło ono na jego pogryzionych dłoniach, jej uwagę przykuły resztki kory, które pozostały na jego koszuli. Jedną ręką przytrzymała mocniej zwierzę, aby drugą strzepać kawałki drzewa z ubrania bruneta. — Następnym razem to chyba ja powinnam postawić ci drinka — stwierdziła, wykrzywiając kąciki ust w łagodnym uśmiechu. Nim jednak zdołała rozwinąć ten temat, w końcu zerknęła na jego dłonie. — Jest szczepiony, ale powinieneś przynajmniej to zdezynfekować — zawyrokowała, spoglądając na znajome zadrapania. Na szczęście nie wyglądały tak źle, jak wcześniej mogła przypuszczać.
Lance Cortlandt
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Gdyby ktoś tego poranka powiedział mu, że będzie wspinał się na drzewo, żeby zdjąć stamtąd kota należącego do kobiety, która kilka dni temu spławiła go w klubie, Lance również po prostu by się roześmiał.
To było tak niewiarygodne, że nawet sam by się o to nie podejrzewał, a jednak był tutaj i właśnie wspinał się na drzewo, mimo że wszystko było przeciwko niemu, nawet jego własne buty, które kompletnie nie nadawały się do wspinaczki. Gdyby Cortlandt nie chwycił się dobrze rękoma, najpewniej spadłby z tego drzewa.
Na szczęście nie wygłupił się w ten sposób przed kobietą, której być może trochę chciał zaimponować, by pokazać jej, co przeszło jej koło nosa. Chociaż jej odmowa nie zabolała go, to wcale nie znaczy, że Cortlandt podszedł do niej zupełnie obojętnie i nie wykorzysta okazji po to, by dać jej do myślenia.
Ale nie chodziło tylko o to. Lance chciał też po prostu pomóc, myśląc o tym nieszczęsnym kocie, który wpakował się w pechową sytuację, bo co, jeśli by tam utknął? Albo zawiesił się na smyczy? Szatyn mógł na takiego nie wyglądać, ale naprawdę przeszkadzała mu krzywda zwierząt, dlatego nie potrafił przejść obojętnie obok takiej sceny.
No i w ten sposób skończył na drzewie z wbitymi w palec zębami kota. Nie był to jego wymarzony scenariusz na ten dzień, ale nie zamierzał się skarżyć, skoro samodzielnie wpakował się w to położenie. Teraz chciał tylko czym prędzej rozstać się z tym małym agresorem, dlatego bez chwili zwłoki przekazał go właścicielce, wolną ręką trzymając się drzewa, żeby przy okazji z niego nie spadł.
Gdy kot znalazł się we właściwych rękach, Lance mógł zejść z drzewa. – Drobnostka – odparł i mrugnął do Eliany, grając, jakby to było niczym wielkim, choć doskonale wiedział, że to wcale nie było tak maleńką przysługą. W końcu to nie tak, że pożyczył jej długopis. Cortlandt wdrapał się na drzewo i dał pogryźć kotu!
Kiedy kobieta zdecydowała się oczyścić jego koszulę, Cortlandt w pierwszej chwili zamrugał zaskoczony, ale prędko pozwolił na to, by kącik jego ust uniósł się wyżej. Nie był przygotowany na nagły dotyk, ale nie można powiedzieć, żeby mu przeszkadzał. – W razie co wiesz, gdzie mnie szukać – odparł zgodnie z prawdą – jeśli nie chciała, żeby to były tylko słowa rzucone na wiatr, mogła spróbować złapać go w klubie, gdzie był stałym bywalcem. Chyba, że miała jakieś inne propozycje…
Po poprawieniu swojego krawata wyciągnął dłoń do Eliany, by mogła przekazać mu jego marynarkę. – Zajmę się tym w biurze – zapewnił, aby kobieta była o niego spokojna i nie musiała martwić się, że przez jej kota stanie mu się coś poważniejszego, bo wyglądała na taką, która rzeczywiście mogłaby się tym przejąć, a jej troska wcale nie była udawana i nie wynikała ze zwykłej grzeczności.
Eliana Broussard
To było tak niewiarygodne, że nawet sam by się o to nie podejrzewał, a jednak był tutaj i właśnie wspinał się na drzewo, mimo że wszystko było przeciwko niemu, nawet jego własne buty, które kompletnie nie nadawały się do wspinaczki. Gdyby Cortlandt nie chwycił się dobrze rękoma, najpewniej spadłby z tego drzewa.
Na szczęście nie wygłupił się w ten sposób przed kobietą, której być może trochę chciał zaimponować, by pokazać jej, co przeszło jej koło nosa. Chociaż jej odmowa nie zabolała go, to wcale nie znaczy, że Cortlandt podszedł do niej zupełnie obojętnie i nie wykorzysta okazji po to, by dać jej do myślenia.
Ale nie chodziło tylko o to. Lance chciał też po prostu pomóc, myśląc o tym nieszczęsnym kocie, który wpakował się w pechową sytuację, bo co, jeśli by tam utknął? Albo zawiesił się na smyczy? Szatyn mógł na takiego nie wyglądać, ale naprawdę przeszkadzała mu krzywda zwierząt, dlatego nie potrafił przejść obojętnie obok takiej sceny.
No i w ten sposób skończył na drzewie z wbitymi w palec zębami kota. Nie był to jego wymarzony scenariusz na ten dzień, ale nie zamierzał się skarżyć, skoro samodzielnie wpakował się w to położenie. Teraz chciał tylko czym prędzej rozstać się z tym małym agresorem, dlatego bez chwili zwłoki przekazał go właścicielce, wolną ręką trzymając się drzewa, żeby przy okazji z niego nie spadł.
Gdy kot znalazł się we właściwych rękach, Lance mógł zejść z drzewa. – Drobnostka – odparł i mrugnął do Eliany, grając, jakby to było niczym wielkim, choć doskonale wiedział, że to wcale nie było tak maleńką przysługą. W końcu to nie tak, że pożyczył jej długopis. Cortlandt wdrapał się na drzewo i dał pogryźć kotu!
Kiedy kobieta zdecydowała się oczyścić jego koszulę, Cortlandt w pierwszej chwili zamrugał zaskoczony, ale prędko pozwolił na to, by kącik jego ust uniósł się wyżej. Nie był przygotowany na nagły dotyk, ale nie można powiedzieć, żeby mu przeszkadzał. – W razie co wiesz, gdzie mnie szukać – odparł zgodnie z prawdą – jeśli nie chciała, żeby to były tylko słowa rzucone na wiatr, mogła spróbować złapać go w klubie, gdzie był stałym bywalcem. Chyba, że miała jakieś inne propozycje…
Po poprawieniu swojego krawata wyciągnął dłoń do Eliany, by mogła przekazać mu jego marynarkę. – Zajmę się tym w biurze – zapewnił, aby kobieta była o niego spokojna i nie musiała martwić się, że przez jej kota stanie mu się coś poważniejszego, bo wyglądała na taką, która rzeczywiście mogłaby się tym przejąć, a jej troska wcale nie była udawana i nie wynikała ze zwykłej grzeczności.
Eliana Broussard
gall anonim
unikam gier, które w ogóle nie rozwijają relacji, a także takich, w których pojawia się przemoc na tle seksualnym
-
instruktorka jogi i pilatesu, miłośniczka rękodzieła, kosmetyków naturalnych i ziołolecznictwa oraz właścicielka kota, który pogryzie wszystko i wszystkich, którzy znajdą się w zasięgu jego wzrokunieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Cała ta sytuacja była dość irracjonalna, ponieważ Eliana zupełnie nie spodziewała się tego, że Kot w ogóle będzie potrzebował ratunku. Poza faktem, że był wyjątkowo nieufny względem obcych i zwykle radził sobie z nimi za pomocą zębów, Broussard nie miewała z nim problemów na spacerach. Owszem, w ich niewielkim mieszkaniu zachowywał się niekiedy tak, jakby jedynym słusznym rozwiązaniem było wezwanie egzorcysty, jednak tego samego nie sposób powiedzieć o wspólnych wyjściach.
Dziś jednak na ich drodze pojawił się pies, który wziął go z zaskoczenia, a gdyby tego było mało, szedł w parze z człowiekiem, który nie widział niczego niewłaściwego w braku posiadania smyczy oraz tym, że jego zwierzak naruszał przestrzeń innych zwierząt.
N a j g o r s z y sort ludzi.
Cortlandt nie był jednak osobą, którą podejrzewałaby o to, że przyjdzie jej z odsieczą w takiej sytuacji. Nie wiedzieć czemu, za sprawą tego jednego incydentu w klubie Eliana stworzyła w swoim umyśle obraz jego osoby, który nie stawiał go w dobrym świetle. Wiedziała, że nie był zwolennikiem poważniejszych znajomości, ale to najwyraźniej nie przekreślało całego szeregu innych zalet, którymi mógł się charakteryzować. O altruizm go nie podejrzewała, jednak najwyraźniej posiadał serce do zwierząt, co było bardzo miłą obserwacją. Nie na tyle, by Broussard już teraz postanowiła wyciągnąć go na drinka, jednak gdyby los zdecydował się spleść ze sobą ich drogi ponownie, kolejny raz już by mu nie odmówiła.
Drinka, oczywiście.
Zrobiła wymowną minę, kiedy zapewnił ją, że jego pomoc nie była niczym wielkim. Może rzeczywiście tak uważał, jednak nie sposób nie dostrzec, że nie był pierwszą osobą, która minęła ją w parku, a jednak jako jedyny zainteresował się tym, co się tu odgrywało. I może przesądził o tym fakt, że pewien czas temu mieli ze sobą drobną styczność, ale ostatecznie najważniejsze było to, że jako jedyny się zdecydował. Dla Broussard miało to ogromne znaczenie.
— Obiecujesz? — zapytała, gdy zapewnił ją o tym, że po dotarciu do pracy poświęci nieco więcej uwagi swoim pokaleczonym dłoniom. Miała nadzieję, że nie żartował i rzeczywiście przynajmniej je zdezynfekuje, bo nawet jeżeli nie groziło mu zarażenie się czymś poważnym ze strony jej kota, Eliana wolała mieć pewność, że nawet te drobne rany nie wywołają u niego zbyt dużego dyskomfortu.
Nie omieszkała też raz jeszcze mu podziękować, nie zobowiązując się jednak do tego, by jakoś mu się zrewanżować. Wiedziała jednak, że powinna, choć to mogło nie być wcale aż tak proste.
Nie znała przecież nawet jego imienia.
Lance Cortlandt
Dziś jednak na ich drodze pojawił się pies, który wziął go z zaskoczenia, a gdyby tego było mało, szedł w parze z człowiekiem, który nie widział niczego niewłaściwego w braku posiadania smyczy oraz tym, że jego zwierzak naruszał przestrzeń innych zwierząt.
N a j g o r s z y sort ludzi.
Cortlandt nie był jednak osobą, którą podejrzewałaby o to, że przyjdzie jej z odsieczą w takiej sytuacji. Nie wiedzieć czemu, za sprawą tego jednego incydentu w klubie Eliana stworzyła w swoim umyśle obraz jego osoby, który nie stawiał go w dobrym świetle. Wiedziała, że nie był zwolennikiem poważniejszych znajomości, ale to najwyraźniej nie przekreślało całego szeregu innych zalet, którymi mógł się charakteryzować. O altruizm go nie podejrzewała, jednak najwyraźniej posiadał serce do zwierząt, co było bardzo miłą obserwacją. Nie na tyle, by Broussard już teraz postanowiła wyciągnąć go na drinka, jednak gdyby los zdecydował się spleść ze sobą ich drogi ponownie, kolejny raz już by mu nie odmówiła.
Drinka, oczywiście.
Zrobiła wymowną minę, kiedy zapewnił ją, że jego pomoc nie była niczym wielkim. Może rzeczywiście tak uważał, jednak nie sposób nie dostrzec, że nie był pierwszą osobą, która minęła ją w parku, a jednak jako jedyny zainteresował się tym, co się tu odgrywało. I może przesądził o tym fakt, że pewien czas temu mieli ze sobą drobną styczność, ale ostatecznie najważniejsze było to, że jako jedyny się zdecydował. Dla Broussard miało to ogromne znaczenie.
— Obiecujesz? — zapytała, gdy zapewnił ją o tym, że po dotarciu do pracy poświęci nieco więcej uwagi swoim pokaleczonym dłoniom. Miała nadzieję, że nie żartował i rzeczywiście przynajmniej je zdezynfekuje, bo nawet jeżeli nie groziło mu zarażenie się czymś poważnym ze strony jej kota, Eliana wolała mieć pewność, że nawet te drobne rany nie wywołają u niego zbyt dużego dyskomfortu.
Nie omieszkała też raz jeszcze mu podziękować, nie zobowiązując się jednak do tego, by jakoś mu się zrewanżować. Wiedziała jednak, że powinna, choć to mogło nie być wcale aż tak proste.
Nie znała przecież nawet jego imienia.
zt.
Lance Cortlandt
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami