28 y/o, 185 cm
późny student (MBA) & stażysta w dziale PR (Avalon Global Industries)
Awatar użytkownika
along the path we lost our way
it's all a game that I must play
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

and the vision that was planted in my brain
still remains within the sound of silence

Zaparkował najbliżej wejścia do klatki, jak się dało; nabierająca intensywności mżawka, wychładzające się na wieczór powietrze i powolne przyciemnianie się nieba wprowadzały jakąś leniwą atmosferę, odbierały mobilizację do działania — a przynajmniej przy takiej myśli Cardan Lawrence wolał się zatrzymać bez dalszego roztrząsania. Nie potrzebował otaczać się świadomą nostalgią, nie potrzebował też zastanawiać się nad współczuciem wobec młodszej siostry przyjaciela. On i Zoya nigdy przyjaciółmi nie byli, nie byli nawet jakkolwiek bliższymi znajomymi. To nie jej wyświadczał przysługę — pojawił się tu ze względu na prośbę Averego, umiejętnie zresztą uargumentowaną; trafiającą we wrażliwą strunę.

„Gdyby twoja siostra potrzebowała pomocy tu na miejscu, dobrze wiesz, że też bym jej pomógł.”

Z tym nie próbował dyskutować; nie mógł, nie chciał — przyjechał więc po Zoyę i miał zamiar jej pomóc na tyle, na ile było trzeba. Ze wszystkim, z czym było trzeba.

W końcu, przerywając niepotrzebnie wydłużającą się bezczynność, wygramolił się z samochodu; trzask drzwi Nissana przeciął panujący w okolicy, wypełniony zaledwie cichym szmerem słabego deszczu spokój.
Jakby zwiastował kłopoty.
Jakby zwiastował ożywienie i zmianę.
Kilkanaście kroków później męska sylwetka znalazła się pod właściwą klatką schodową, palec bez zbędnej zwłoki wybrał odpowiedni numer mieszkania na tarczy przycisków domofonu. Minęło parę sekund,

(w głowie pustka — jak cisza przed burzą)
aż zniekształcony przez słabej jakości głośnik głos — choć Cardan nie miał wątpliwości, że po drugiej stronie odbioru stała Zoya Weasley — odezwał się zaraz z głupim ze standardowym pytaniem.
„Kto tam?”
Przeprowadzka — oznajmił, prawie urażony. Przecież był w porę, którą ustalił z Averym — kogo innego się spodziewała?
(Świat Cardana Lawrence’a bywał momentami ograniczony jedynie do widoku własnego nosa.)
Charakterystyczny odgłos zasygnalizował wpuszczenie go do środka. Nie spiesząc się specjalnie — bo przecież niebawem zatęskni do tej chwili: kiedy jeszcze był sam — pokonał schody na pierwsze piętro. Niemal lunatycznie przeszedł do końca korytarza, po drodze ledwie odnotowując rosnącą numerację oznaczeń nad dzwonkami do drzwi. Gdyby jej jednak zabrakło, Cardan wciąż wiedziałby, gdzie iść — ostatnie mieszkanie na tej kondygnacji przyozdobiono wieńcem kwiatowym, dokładnie tak, jak przed laty przyozdabiane było wejście do domu rodziny Weasley. Nawet taki ignorant jak on rozpoznał, że wiązanka w jakiś sposób kojarzyła się z obecną porą roku: późnym latem, a także krzyczała: o to zadbała Zoya Weasley, czarownica z bzikiem na punkcie celebrowania każdej strony kalendarza.
Wyciągając rękę do parokrotnego zapukania, przelotnie się skrzywił. Na tych kilka dni nie będzie próbowała dekorować jego mieszkania, prawda?
P r a w d a…?
W krótkim czasie oczekiwania wcisnął dłonie do kieszeni czarnej bluzy.

Dużo tego jest? — rzucił, gdy tylko drzwi się przed nim otworzyły.

Zoya Weasley
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
smark
za dużo różnych tematów w dialogach, niedbałość językowo-stylistyczna, czytanie w myślach i kierowanie reakcjami mojej postaci bez mojej zgody
24 y/o, 168 cm
studentka jestem utrzymanką
Awatar użytkownika
Zoya to ambitna prymuska, która uwielbia naukę i książki. Marzy o tym, by w przyszłości zostać weterynarzem. Bywa zawzięta i kąśliwa, zawsze dąży do celu - nawet po trupach. W wolnych chwilach relaksuje się, gotując i pielęgnując swoje parapetowe roślinki.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona, jej
postać
autor

#001

Potrzebowała czasu.

Potrzebowała czasu, aby odpowiednio nastawić się do decyzji, którą zamierzała podjąć. Wiedziała, że tak będzie lepiej, jednak sentyment do półtorarocznego związku, podszeptywał jej, aby dała Loganowi jeszcze jedną szansę.
Ostatecznie wygrał rozsądek.
Przez ostatnie sześć miesięcy ich codzienne życie było wypełnione kłótniami. Każda drobna różnica zdania przeradzała się w spory, które szybko eskalowały do miana potężnych awantur. Czasem godzili się w łóżku, sprawiając, że te wspólne chwile były intensywne, pełne napięcia oraz emocji. Po każdym takim incydencie wydawało się, że znowu mogą być blisko, choć następnego dnia powracały te same sprzeczki.
Zdradził ją z koleżanką z uczelni. O barmance i dziewczynie z klubu dowiedziała się przy okazji.

Od rana pakowała swoje rzeczy, a każde pudełko i każdy drobiazg wydawały się przypominać o wszystkim, co było dobre w ich związku. Drżała na myśl o przeprowadzce, lecz chodzący za nią jak cień Logan, utwierdzał w przekonaniu, że podjęła słuszną decyzję.
Najpierw prosił, aby została. Potem — gdy w końcu zrozumiał, że naprawdę go zostawia — zaczął zachowywać się agresywnie. Zrzucał winę na Zoyę oraz wyrywał z jej rąk przedmioty, które zamierzała spakować do walizek.
W tamtym momencie niezmiernie cieszyła się, że Avery zajął się organizacją transportu i mieszkania. Niewyraźne brzmiące w słuchawce słowo ,,przeprowadzka" - okraszone niechęcią i lekkim brzmieniem oburzenia, jakiego w tamtej chwili przez nawał uczuć nie potrafiła wyłapać - było znakiem, że maszyna ruszyła. Nie mogła się wycofać.

N i e m o g ł a.

Zanim domniemany pomocnik dotarł na piętro, zdążyła wymienić kilka niepochlebnych zdań z Loganem. Następnie blondyn oparł się o wyspę kuchenną i z wyraźnym wścibstwem przyglądał się, jak Zoya szarpnęła za klamkę.
Jednak nie przywitala gościa z należytą wdzięcznością. Zamiast tego szeroko otworzyła przekrwione oczy i rozchyliła usta. Zamarła, osłupiona przez obecność Cardana. Przeszłość nigdy nie uczyniła go dla niej kimś naprawdę bliskim, ale ich drogi kilkukrotnie krzyżowały się ze sobą, postawiając w głowie znaczące ślady. Związane z nim wspomnienia wywoływały w myślach dziewczyny mieszankę irytacji, niepewności i dziwnego, nie do końca odkrytego zainteresowania.

A teraz stał w progu mieszkania. Zapytał o ilość tobołów w tak prostacki, a zarazem charakterystyczny dla siebie sposób, że miała wrażenie lada moment pęknąć.

Patrzyła na niego wyraźnie udręczona, nie bardzo wiedząc jak powinna się zachować. Był jedyną osobą z jej rodzinnego miasteczka, którą spotkała Toronto. Ten widok sprawił, że wszystkie emocje z Huntsville powróciły ze zdwojoną siłą, a na ramionach Zoi osiadła niewyobrażalnie przytłaczająca nostalgia.
Jeszcze intensywniej spojrzała mężczyźnie w oczy, gotowa przełknąć nagromadzoną w gardle żółć. Zaczęła się zastanawiać czy naprawdę mogła tęsknić za Cardanem czy bardziej za tym, że był namiastką czegoś znajomego.
W końcu porzuciła własne rozterki. W odpowiedzi na jego pytanie, jedynie skinęła głową i odsunęła się od drzwi.
Dosyć sporo. — Wskazała na piętrzące się w rogu torby, walizki i mnóstwo donic z roślinami. — Zmieścisz to? — zapytała, choć prędko dodała: — Jeżeli nie, to poproszę kogoś innego.
Nq towarzystwo obcego, nadal oparty o wyspę kuchenną Logan, głośno prychnął. Jego reakcja była pełna pogardy, jakby szydził z tej całej sytuacji. Zoya posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym ponownie skupiła się na twarzy przyjaciela swojego brata.
Był teraz o kilka miesięcy starszy, choć przez upływ czasu wcale nie wydawał się dojrzalszy. Miał ten sam nonszalancki, nieco arogancki błysk w oczach.
Avery nie wspominał, że to właśnie ty przyjedziesz mi pomóc – powiedziała, wciąż nie do końca wierząc, że naprawdę go widzi. — Kiedyś coś mówił, że mieszkasz w Toronto, ale... — Ponownie westchnęła i zaczęła ściągać ze ściany ramki. Zaraz wyciągnęła z ich środka zdjęcia i niedbale rzuciła je na kanapę. — Po prostu się nie spodziewałam — dodała nerwowo bardziej do siebie, niż do kogokolwiek w tym pomieszczeniu.
Logan znowu sarknął, tym razem jeszcze głośniej. Chciał podkreślić to, że nadal znajdował się obok.

Cardan Lawrence
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Pola
Sprawdź moje granice rozsądku.
28 y/o, 185 cm
późny student (MBA) & stażysta w dziale PR (Avalon Global Industries)
Awatar użytkownika
along the path we lost our way
it's all a game that I must play
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Widok Zoi Weasley dla Cardana nie był zaskoczeniem — zaskoczeniem było natomiast nieoczekiwane ukłucie w żołądku w reakcji na jej widok.
Może chodziło o to współczucie, przed którym się wzbraniał; może po ludzku rozumiał, w jak przykrej znalazła się sytuacji

(Avery wyjaśnił mu tyle, ile było trzeba)
i zrozumiał, że, też po ludzku, nigdy nie życzył jej naprawdę źle.
Zaskakującym było nagłe odkrycie, że Zoya Weasley też jest człowiekiem — oswajał się z nim, patrząc na nią, dopóki ona patrzyła na niego; dostrzegając opuchliznę pod oczami i dopuszczając do siebie ciężką, w nieprzyjemny sposób gęstą atmosferę, która zdawała się wylewać z wnętrza mieszkania od razu po otwarciu drzwi. Przedłużająca się cisza jednak go nie peszyła ani nie wpędzała w skruchę za postawę, którą przyjął — nie zrobił wszak nic złego. W tej przedłużającej się ciszy musiał za to odgadnąć, że Zoya najprawdopodobniej nie spodziewała się właśnie jego.

Nie wszedł do środka, gdy zrobiła mu przejście, ale podążył wzrokiem za sugestywnym skinieniem głową.
„Zmieścisz to?”
Wyspa tobołów, zarośnięta bujnie roślinami doniczkowymi, robiła pewne wrażenie — ale musiałby być naprawdę głupi, jeśli spodziewałby się jednej małej walizki jak na krótkie wakacje. W końcu Zoya się .w y p r o w a d z a ł a, liczył się zatem z większą ilością rzeczy. Może tylko ilość zieleni zbiła go trochę z pantałyku.
„Jeżeli nie, to poproszę kogoś innego.”
Odchrząknął.
Nie, nie ma takiej potrzeby — zapewnił nieprzejętym tonem

(to w końcu tylko na kilka dni)

przechodząc wreszcie przez próg i zwracając twarz znów ku dziewczynie — ale zaledwie przelotnie.
Znaczące — zwracające na siebie uwagę — prychnięcie stojącego w kuchni mężczyzny przyciągnęło nie tylko ostrzegawcze spojrzenie Zoi. Również jego wzrok padł na Logana; w pierwszej chwili nieznacznie zdezorientowany, jakby myśl o możliwej obecności tamtego nie skalała wcześniej głowy Lawrence’a. Potem jednak mimika mężczyzny przeszła w inny wyraz: chłodnej, nieprzychylnej oceny. Patrzyli na siebie zgoła podobnie — choć niespecjalnie długo, bo Cardan ani nie czuł się zobligowany do jakiejkolwiek interakcji z Loganem, ani nie miał na nią ochoty; jego oczy odbiły z powrotem do siostry Averego, której (tak jak obstawiał zaledwie chwilę temu) brat nie poinformował, kto przyjedzie jej z pomocą.
Nie pomyślał; przecież Avery nie miał powodów, by sądzić, że mogło to być dla niej… niekomfortowe?
Po prostu… dziwne…?

(Z drugiej strony — czy miało to większe znaczenie?
To w końcu tylko na kilka dni…)

Dziwną to Cardan zrobił minę na jej słowa; z uwagi na okoliczności nie był w dokuczliwym nastroju, dlatego .n i e_w i e d z i a ł, co odpowiedzieć.
„Po prostu się nie spodziewałam.”
Mhm — mruknął, przestając podążać spojrzeniem za jej ruchami. Bez większego trudu przełknął chęć poczynienia złośliwego komentarza na temat najwyraźniej niedokończonego pakowania — natomiast z zadziwiająco dużym trudem powstrzymał się od zerknięcia znów na Logana i zapytania go, czy ten ma jakiś pierdolony problem z oddychaniem, że tak prycha i parska, i czy nie trzeba go aby chlasnąć w plecy, żeby mu się coś odetkało. Zamiast tego postąpił wreszcie w głąb mieszkania, po drodze podciągając rękawy bluzy do łokci. — Zacznę już znosić te rzeczy — zakomunikował sucho, bardzo formalnie, i złapał za rączkę od jednej z walizek oraz za uszy jednej z toreb.
Nie czekając na niczyje przytaknięcie, odwrócił się i ruszył w stronę otwartych drzwi. Nieszczególnie uśmiechało mu się wydłużanie wizyty.

Zoya Weasley
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
smark
za dużo różnych tematów w dialogach, niedbałość językowo-stylistyczna, czytanie w myślach i kierowanie reakcjami mojej postaci bez mojej zgody
24 y/o, 168 cm
studentka jestem utrzymanką
Awatar użytkownika
Zoya to ambitna prymuska, która uwielbia naukę i książki. Marzy o tym, by w przyszłości zostać weterynarzem. Bywa zawzięta i kąśliwa, zawsze dąży do celu - nawet po trupach. W wolnych chwilach relaksuje się, gotując i pielęgnując swoje parapetowe roślinki.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona, jej
postać
autor

Przez rozstanie z Loganem skorupa Zoi, którą tak pieczołowicie budowała wokół siebie przez całe życie, była w rozsypce. Każdy bodziec docierał do niej mocniej niż zwykle. A jednak paradoksalnie, właśnie dlatego poczuła ulgę, że Cardan pozostał taki jak zawsze: niedostępny i obojętny.

Potaknęła, kiedy uznał, że nie było potrzeby angażować do pomocy nikogo innego.
Prawdopodobnie byłaby zawiedziona, gdyby w tej chwili odszedł. Naprawdę nie miała siły dłużej przebywać w towarzystwie ex partnera, a domniemana rezygnacja wysłannika brata oznaczała konieczność czekania na inny transport. Rozumowanie Zoi utknęło pomiędzy zdziwieniem a niemal desperacką potrzebą opuszczenia mieszkania. Z jednej strony trudno jej było pojąć, dlaczego to właśnie Cardan pojawił się w drzwiach i dlaczego tak spokojnie przyjął rolę, która wcale do niego nie pasowała. Z drugiej myśl, aby wyrwać się spod pieczy Logana, zbyt dotkliwie paliła jej duszę.
Dopiero kiedy Cardan wszedł do środka, zrozumiała w jak łatwy sposób wypełnił jej przestrzeń. Wbrew sobie odnotowała to z mieszanką ulgi i zdenerwowania. Miała wrażenie, że Lawrence nie patrzył na nią ze współczuciem, nie próbował na siłę przerywać ciszy i nie roztaczał wokół sztucznej aury ciepła. Nadal był podobny do młodzieńca, którego zapamiętała z Huntsville, co nagle przyniosło wiele wsparcia.

W tym obcym miejscu w końcu pojawiło się coś znajomego.

Dopiero prychnięcia Logana ponownie tknęły w Zoyę niepokój. W pewnej chwili spojrzenia mężczyzn spotkały się ze sobą. W oczach ex partnera roziskrzyła się samcza rywalizacja. Znała ten wzrok. Widziała go wiele razy, zanim zdrady wyszły na jaw. Tymczasem Cardan nie odpowiedział z tą samą energią. W jego źrenicach dostrzegła wyłącznie chłodny rezon, więc w milczeniu obserwowała sytuację, która na szczęście szybko dobiegła końca.
Nie spodziewała się kłótni. A przynajmniej niewywołanej w jej obronie przez Cardana. Łudziła się, że Avery nie zdradził wszystkiego i powody rozpadu związku nadal były otulone całunem tajemnicy — a nawet jeżeli nie, to nie posądziłaby Lawrence'a o bardziej dynamiczną reakcje. To było coś, za co mogła być wdzięczna. I po raz pierwszy pomyślała, że gdyby Avery pofatygował się do miasteczka, to nie skończyłoby się na wymianie spojrzeń.

Mimo wszystko dzięki, Cardan.

W porządku. — Potaknęła, ściągając ze ściany kolejną ramkę. Wtedy Logan prychnął po raz trzeci, przy czym nonszalancko wyciągnął z kuchennej szuflady papierosa. Nienawidziła, kiedy palił w mieszkaniu, jednak tym razem z zatrważającą obojętnością zignorowała jego zachowanie. Zaraz wyszedł do sypialni. Oczywiście demonstracyjnie trzasnął drzwiami.
Uwagę poświęciła Cardanowi, który z podciągniętymi rękawami złapał za jedną z walizek oraz za torbę. Obserwowała go kątem oka, jakby nie chciała, aby wiedział, że to robiła. Stała więc dalej pod ścianą z ramkami, czując, jak jej myśli kotłują się w sprzecznych kierunkach. Lada moment miała porzucić swoje półtoraroczne życie i wejść do samochodu człowieka, z którym nie rozmawiała kilka miesięcy, a który obecnie (za sprawą Averego, nie zapominajmy o tym) wyciągał ją z gówna.

I wtedy ją olśniło.

Odwróciła się przodem do drzwi. Zdążył zbliżyć się do ich progu, więc odrobinę zbyt nerwowo, odezwała się ponownie:
Gdzie Avery kazał ci mnie zawieźć?
Pytanie objęło przestrzeń i szturmem nadało atmosferze dodatkowej ciężkości. Patrzyła uważnie na sylwetę Cardana: na jego ramiona, kark, burzę włosów, a następnie na profil i w końcu pełne lico. W jego oczach pojawił się osobliwy cień, na którego widok mimowolnie ściągnęła brwi.
Miał mi coś wynająć. Powiedział, że mam się nie martwić i że wszystkim się zajmie — dodała trochę wolniej i ostrożniej, ważąc każde słowo.

Dlaczego czuła, że właśnie w tym momencie, powinna zacząć się martwić? Miała intuicję prawdziwiej wiedźmy.

Nie kłamała. Avery Weasley sam zaproponował, że zorganizuje jej nie tylko transport, ale również małe i tanie mieszkanie. Obiecał opłacać czynsz, aż znajdzie pracę i stanie na nogi. Dobrze wiedział, że nie chciała wracać do rodziców.

Cardan Lawrence
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Pola
Sprawdź moje granice rozsądku.
28 y/o, 185 cm
późny student (MBA) & stażysta w dziale PR (Avalon Global Industries)
Awatar użytkownika
along the path we lost our way
it's all a game that I must play
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Naładowane nagłością i przejęciem pytanie zatrzymało go w pół kroku tuż przed drzwiami. Było niewygodne;

(tak jak niewygodne było to położenie, w którym się znaleźli,
a o którym Zoya jeszcze nie wiedziała — ale…
to przecież tylko na kilka dni)

było zbyt bezpośrednie, zbyt… proste. I wołało o prostą odpowiedź. Ta owszem, mogła być prosta — była prosta — lecz coś w tej prostocie kłuło; komunikat okrojony do samej informacji zdawał się rysować nieprawdziwy obraz: Cardana jako bohatera, którym ten jednak w rzeczywistości zdecydowanie nie był. Z ciężarem osiadającym na ramionach obrócił się przez jedno z nich, obdarzając dziewczynę kalkulującym spojrzeniem.
„Miał mi coś wynająć.”Tyle że to nie takie łatwe na „już”
Wdawanie się w rozmowy, szczegóły, dyskusje i, być może, wypowiadanie na głos wątpliwości, wydawało się w tym miejscu

n i e w ł a ś c i w e;

nie pasowało do tej przestrzeni i do przepełniającego ją nastroju. Logan, choć moment wcześniej odgrodził się od nich ostentacyjnie drzwiami innego pokoju, pozostał obecny w świadomości Lawrence’a i zatruwał ją podczas krótkiego namysłu.

„Powiedział, że mam się nie martwić i że wszystkim się zajmie.”



Nie martw się, wszystkim się zajął — zapewnił ze specyficznym naciskiem w głosie; z czymś, co miało zasugerować, że próby pogłębienia tematu to zły pomysł. Gdyby to jednak nie wystarczyło, trochę luźniejszym — bo z powrotem bardziej ignoranckim — tonem zaraz dodał: — Porozmawiamy w samochodzie.
Z tym ją zostawił; ledwo wypowiedział ostatnie słowo, a już odwracał się i przekraczał próg.

Chociaż nie chciał przebywać w tym mieszkaniu, nie poruszał się też w pośpiechu. Nie zależało mu na wprowadzaniu nerwowej atmosfery (ta była wystarczająco kłująca już bez jego specjalnej ingerencji); gdy kilkanaście kursów później wszystkie tobołki Zoi — razem z nieprzewidzianą domową dżunglą — zapełniły Nissana po brzegi, Cardan po prostu siedział za kierownicą, scrollując mechanicznie social media. Byle niepotrzebnie nie rozmyślać.
„Zaczekam w aucie” — to powiedział, wychodząc z ostatnimi rzeczami. Zoya wtedy chyba kończyła pakować torbę z resztkami, ale nie wiedział, czy nie potrzebowała jeszcze chociażby na odchodne rozmówić się z Loganem na osobności.
Nie wtrącał się. Czekał.

W końcu z mało zaangażowanego przewijania kciukiem po ekranie wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi z tyłu. Odruchowo się obejrzał; chwilę potem jego wzrok nabrał .b a r d z o. dziwnego wyrazu, gdy obserwował, z jaką dbałością Zoya układa na torbie swój ozdobny, późnoletni wieniec. W oczach Cardana przez ułamek sekundy błysnęła jakaś nieracjonalna obawa, która jednak nie znalazła ujścia w słowach — a zaraz jego mimika była z powrotem zaledwie charakterystycznie napięta.
Musisz się wcisnąć — poinformował sucho, kiedy otworzyła drzwi pasażera. Na fotelu stała donica z największą z roślin; pozostałe poupychał na pace między torbami i na podłodze przed tylnymi siedzeniami. Nie pofatygował się, by jej pomóc — może miała złamane serce, ale nie była niepełnosprawna.

Pytanie, które zadała wcześniej, wraz z jej wgramoleniem się na miejsce stało się o wiele bardziej aktualne i realne, niż wtedy, a nawet nie musiała go powtarzać. Cardan zerknął na nią już tylko z ukosa; spojrzeniem objął dziewczęce dłonie, zaciskające się kurczowo na ciężkawej donicy, którą wzięła na kolana.
Zapnij pasy — polecił, wkładając telefon z odpaloną w międzyczasie nawigacją do rozklekotanego lekko uchwytu.
Czas oszacowany przez aplikację na dojazd wynosił niespełna pół godziny — a cel podróży stanowił adres w Distillery District. Zoya jeszcze nie mogła tego wiedzieć, ale ten adres…
Odpalił silnik i odchrząknięciem oczyścił gardło.
Avery poprosił, żebym przenocował cię u siebie. Przez parę dni. — Popatrzył przed siebie, mrużąc oczy, jakby chciał dojrzeć coś konkretnego w szarzejącym podmiejskim krajobrazie za szybą, chociaż w istocie nie skupiał wzroku na niczym. Ostrość widzenia na moment rozmyła mu się tak, jak zagęszczona mżawka rozmywała kontury otoczenia. — Nie dał rady znaleźć ci niczego innego tak od razu — dopowiedział, zanim wrzucił kierunkowskaz.
Gdy zerkał w lusterko przed wyjechaniem na ulicę, patrzył już uważnie.

Zoya Weasley
Ostatnio zmieniony wt wrz 16, 2025 6:45 pm przez Cardan Lawrence, łącznie zmieniany 1 raz.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
smark
za dużo różnych tematów w dialogach, niedbałość językowo-stylistyczna, czytanie w myślach i kierowanie reakcjami mojej postaci bez mojej zgody
24 y/o, 168 cm
studentka jestem utrzymanką
Awatar użytkownika
Zoya to ambitna prymuska, która uwielbia naukę i książki. Marzy o tym, by w przyszłości zostać weterynarzem. Bywa zawzięta i kąśliwa, zawsze dąży do celu - nawet po trupach. W wolnych chwilach relaksuje się, gotując i pielęgnując swoje parapetowe roślinki.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona, jej
postać
autor

,,Miał coś wynająć”.

Avery miał się wszystkim zająć, tak właśnie się umówili. Wierzyła w to, dopóki nie spojrzała na Cardana. Najpierw milczał, jakby ważył odpowiedź. Potem rzucił — z dziwnym brzmieniem głosu — aby się nie martwiła, po czym dodał, że porozmawiają w samochodzie.
Stała nieruchomo, patrząc na niego długo i uważnie, jakby próbowała dostrzec w rysach jego twarzy coś, co mogłoby zdradzić, że kłamał. Cardan jednak wydawał się być sobą, choć okoliczności sprawiły, że mógł być odrobinę skrępowany. Mimo tego nadal pozostał opanowany, z tą samą maską obojętności, którą udało jej się przeniknąć raptem jeden raz.

W pomieszczeniu banku, gdy desperacko błagała go, aby wydostał ich na zewnątrz.

Obserwowała, jak Cardan znika w progu z pierwszymi torbami wypełnionymi jej dobytkiem.
Potem czekał na nią w aucie, gdy po raz ostatni kłóciła się z Loganem. Drzwi zatrzasnęła tak gwałtownie, że przez moment cisza na klatce schodowej wydawała się głośniejsza od samej awantury. W głowie nadal rozbrzmiewały jej słowa ex partnera. Powiedział, że nie była wystarczająca.]Gniew Zoi zmieszał się z przygnębieniem, a w tym huraganie emocji narodził się pomysł. Dosyć dziecinny, a jednak nieznośnie kuszący. Odwróciła się i z drzwi zerwała wieniec. Następnie schyliła się po wycieraczkę. Oba bibeloty ostrożnie położyła z tyłu samochodu, po czym otworzyła przednie drzwi od strony pasażera.
Tak jak nakazał Cardan, wcisnęła się, czując jak powietrze wokół niej falowało od złości i rozpaczy, a chodnik pod domem Logana palił ją w stopy. Chciała prędko wynieść się z tej dzielnicy.
Kiedy padł kolejny rozkaz, znowu machinalnie wykonała polecenie. Nie patrzyła w stronę kierowcy. Zamiast tego wlepiła otępiały wzrok w przednią szybę i mocno wbiła palce w donice swojej ulubionej roślinki.
Nie spojrzała na Cardana. Jego sylwetka w amoku jej własnych emocji wydawała się nieważna. Nie zwróciła uwagi ani na moment, w którym silnik zaskoczył i cicho zawibrował, ani na to jedno, znaczące chrząknięcie. Siedziała nieruchomo, pozwalając, by auto ruszyło i niosło ją gdziekolwiek.
Dopiero głos kierowcy wyrwał ją z tego chwilowego letargu. Drgnęła. Oderwała się od szarzejącego obrazu ulicy i skupiła się na mężczyźnie. W oczach Zoi błysnęło napięcie; w głowie rozbrzmiało echo niezgody. Zaraz coś w niej zgasło. Spojrzenie straciło ostrość. Ramiona opadły, jakby cały gniew i pierwsze niedowierzanie uleciały tak szybko, jak się pojawiły.
Oparła się nonszalancko łokciem o drzwi, a skronią o chłodną szybę, przyjmując pozę kogoś obojętnego, choć wewnątrz wcale obojętna nie była.

Nie miała jednak wyboru.

Przed chwilą nie mogła się doczekać, aby Cardan wywiózł ją na sam koniec miasta. Przecież nadal tego pragnęła. Nic się nie zmieniło.

Zgodziłeś się — zauważyła. — Myślałam, że mnie nie lubisz, a tymczasem będziemy razem mieszkać. — Ukradkiem zerknęła w stronę kierowcy. Mówiła ironicznie, odrobinę zbyt kąśliwie, jakby próbowała go sprowokować do dłuższej rozmowy. — Nie przeszkadza ci to? — Całkowicie odwróciła głowę w stronę mężczyzny.
To nie tak, że perspektywa wspólnego mieszkania z Cardanem jej nie przeszkadzała. Przeciwnie, ale w obecnej sytuacji nie mogła wybrzydzać. Potrzebowała dachu nad głową.
Uniosła kącik ust w krzywym uśmiechu, który miał ukryć napięcie. W rzeczywistości jej serce zabiło niespokojniej. Przez ten niespodziewany plot na moment odsunęła z myśli sylwetę Logana. Z uwagą obserwowała jak Cardan skupiał się na kierowaniu, jak zerkał do lusterek, zaciskał dłonie na kierownicy i włączył kierunkowskaz.

Dlaczego właśnie w tej okropnej chwili pomyślała, że wyglądał dziwnie pociągająco? Dopiero zerwała z Loganem, czy jej samicza natura w ten sposób próbowała poradzić sobie z traumą?

Prychnęła sama do siebie, puszczając echo tego osobliwego odgłosu po całym wnętrzu samochodu. Zaraz zaśmiała się jak wariatka i machnęła ręką, sprawiając wrażenie delikatnie niepoczytalnej.

Naprawdę miała dosyć.

Naprawdę.

Cardan Lawrence
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Pola
Sprawdź moje granice rozsądku.
28 y/o, 185 cm
późny student (MBA) & stażysta w dziale PR (Avalon Global Industries)
Awatar użytkownika
along the path we lost our way
it's all a game that I must play
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Zgodzenie się na wzięcie Zoi Weasley do swojego mieszkania już od początku wzbudzało wiele obiekcji. Wzbudzało również uczucie dyskomfortu, bo gdy Cardan myślał o przebywaniu w domu,

(gdyby ojciec i siostra usłyszeli, że
d o m e m
nazywał wynajmowane mieszkanie w Toronto,
bez wątpienia mieliby mu to za złe)

myślał o swobodzie, która pozwalała mu się prawie każdego dnia zresetować; myślał o ciszy i spokoju, które mógł zapełnić, jak tylko mu się podobało — o ile tylko chciał to zrobić.
Myślał o pełnej autonomii — z której, na prośbę przyjaciela, musiał zrezygnować.

Ale to przecież tylko na kilka dni…

Nie zerkał w stronę pasażerki, odkąd zdradził jej kierunek jazdy. Usłyszał jedynie, że przekręciła się lekko na fotelu; w samochodzie zapanowała ciężka atmosfera, a milczenie, mimo że nie w ciszy — w głośnikach po cichu grało radio — wypełniało nieprzyjemne napięcie. W tym milczeniu wybrzmiewała jednak niema zgoda. Nie oczekiwał nawet przytaknięcia; gdyby miała inne opcje, Avery nie prosiłby go o tymczasowe użyczenie jej dachu nad głową. Sam do siebie pokiwał nieznacznie głową;
Zoya Weasley .m u s i a ł a. zdać się na jego łaskę.
Wyjątkowo nie dawało mu to .ż a d n e j. satysfakcji — ale coś zmieniło się wraz z nadejściem odpowiedzi.
„Zgodziłeś się.”
Twarz mężczyzny objął niejednoznaczny grymas. Chwilę później kąciki jego ust nieco się uniosły, nadając wargom krzywizny podszytej rozbawieniem.
„Nie przeszkadza ci to?”
Teraz to Cardan parsknął — ale nie tak, jak wcześniej w mieszkaniu parskał Logan; Cardan parsknął z pobłażliwością: jakby dokładnie przejrzał, że dziewczyna szukała po prostu zaczepki (dla odwrócenia swojej własnej uwagi albo wyładowania emocji… a w sumie na jedno wychodziło), i jakby w jakiś sposób go to nawet rozczuliło. Może chodziło o to, że był w tym zalążek czegoś znajomego; mniej lub bardziej subtelne prowokacje stanowiły w końcu wspólny mianownik większości wspólnych wspomnień z Huntsville. Zwykle, gdy widział Zoyę Weasley, prędzej czy później ogarniało go poczucie, że toczy się między nimi wojna gra, wyrastająca jeszcze z ziarna pierwszego nieporozumienia — o to, kto komu zrobi bardziej na złość, i kto wywoła przy tym większą reakcję.

Dziś nie był pewny, jak traktować ją i jej zachowanie; domyślał się, jak wypadało, ale nie wiedział wciąż, jak chciał do niej podejść — i może dlatego, w obliczu nieokreśloności, ze swobodą zachował się tak, jak zazwyczaj:
Nie będziemy „razem mieszkać” — zaznaczył wyraźnie, pozwalając, by specyficzny uśmieszek zaczął znikać z jego warg chwilę później. — Przenocuję cię u siebie. Przez kilka dni — powtórzył z naciskiem, jakby nie zrozumiała za pierwszym razem. — Będziesz mi przeszkadzać, ale dam sobie radę. — Wzruszył ramionami, kończąc temat z lekkością tonu sugerującą, że nie przejmował się specjalnie niedogodnością; że nie traktował jej poważnie, skoro miała być przejściowa. W rzeczywistości nie umiał ocenić ani zgadnąć, jak faktycznie zniesie codzienną obecność Zoi w mieszkaniu — ale gdy spoglądał na nią kątem oka, przybrana na mimikę maska nonszalancji zdawała się nie nosić większych rys.

Zoya Weasley
Ostatnio zmieniony wt wrz 23, 2025 6:13 pm przez Cardan Lawrence, łącznie zmieniany 1 raz.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
smark
za dużo różnych tematów w dialogach, niedbałość językowo-stylistyczna, czytanie w myślach i kierowanie reakcjami mojej postaci bez mojej zgody
24 y/o, 168 cm
studentka jestem utrzymanką
Awatar użytkownika
Zoya to ambitna prymuska, która uwielbia naukę i książki. Marzy o tym, by w przyszłości zostać weterynarzem. Bywa zawzięta i kąśliwa, zawsze dąży do celu - nawet po trupach. W wolnych chwilach relaksuje się, gotując i pielęgnując swoje parapetowe roślinki.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona, jej
postać
autor

Perspektywa spędzenia kilku dni w towarzystwie Cardana nadal brzmiała lepiej, niż pozostanie u Logana.

Definicja mężczyzny, odnośnie „wspólnego mieszkania” odpowiadała Zoi. Miał cholerną rację i nawet na przekór nie zamierzała temu zaprzeczyć. Lecz nie potaknęła. Nie powiedziała też głośno, że rzeczywiście zgadzała się z jego zdaniem. Zamiast tego odwróciła głowę w stronę drzwi i oparła skroń o szybę.

Będzesz mi przeszkadzać, ale dam sobię radę.

Mimowolnie prychnęła. Cardan jeszcze tego nie wiedział, ale tym razem naprawdę nie zamierzała mu przeszkadzać. Chciała się zaszyć na te kilka dni i wyłonić dopiero w momencie, w którym jej serce przestanie rozpaczać.

Reszta drogi upłynęła im w ciszy. W samochodzie panowała gęsta atmosfera, której żadne z nich nie próbowało rozproszyć. Ulice przesuwały się w monotonnym rytmie, a jedynym dźwiękiem, który od czasu do czasu wybijał się z tła (oprócz radia), był kierunkowskaz albo szum mijających samochodów.
Nic się nie zmieniło, kiedy dotarli na miejsce. W równym milczeniu zaczęli rozpakowywać bagaże. Po dwudziestu minutach toboły piętrzyły się w salonie, rośliny na kuchennym blacie, a nowa wycieraczka leżała już przed frontowymi drzwiami gotowa powitać ewentualnych gości.
Dopiero wtedy na spokojnie rozglądnęła się po wnętrzu. Mieszkanie okazało się małe i ciasne, ale mimo tego wyglądało na przytulne - choć było oszczędne w dodatkach, co dla Zoi wydało się zupełnie naturalne w przypadku mężczyzny takiego jak Cardan. Dostrzegła również dwie pary drzwi i bez trudu domyśliła się, że za jednymi kryje się sypialnia, a za drugimi łazienka.
Masz alkohol? — rzuciła i nie czekając na odpowiedź, od razu zaczęła grzebać w lodówce i w kuchennych szafkach. Po chwili wyciągnęła butelkę, w której została resztka tequili. Obróciła w dłoni szkło i spojrzała na niego z wyraźną pretensją. — To wszystko? Nie masz więcej?
Chciała się znieczulić. Potrzebowała się znieczulić, ale skoro nie mogła tego zrobić, to żal (który celowała w zupełnie kogoś innego), znalazł inne ujście. Poczuła się zirytowana i zupełnie mechanicznie skupiła swoje emocje na Cardanie.
Chciałabym się napić i coś zjeść. — Wskazała butelką tequili na lodówkę. — Tam nic nie ma. Pójdę po zapiekanki.
Nerwowo ruszyła w stronę drzwi. Nie chodziło tylko o jedzenie, lecz o konieczność zrobienia czegokolwiek, aby odciągnąć myśli od Logana. Ostatecznie zatrzymała się po kilku krokach i spojrzała na swoje ubranie. Jej sukienka była wymięta. Do tego miała spuchniętą twarz i krzywego koka, którego zrobiła gdzieś w samochodzie. Na pewno nie chciała w taki sposób zaprezentować się ludziom.

A co z Cardanem?
Cardan jako nieliczny widział Zoyę w każdej postaci.

Nerwowo przebrała w miejscu nogami i odwróciwszy się w kierunku mężczyzny, przybrała na twarz krzywy uśmiech. Jednak powinni coś zamówić.

Cardan Lawrence
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Pola
Sprawdź moje granice rozsądku.
28 y/o, 185 cm
późny student (MBA) & stażysta w dziale PR (Avalon Global Industries)
Awatar użytkownika
along the path we lost our way
it's all a game that I must play
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Minęła chwila milczenia, a niemal całkowicie zapomniał o siedzącej obok Zoi…
Nie, nie zapomniał; oswoił się z tym, że tu była, i przeszedł nad tym do porządku dziennego do skupienia na jeździe, podczas którego towarzysząca obecność stawała się jedynie tłem — zupełnie jak muzyka w radiu: zbyt cicha, by poświęcać jej większą uwagę. Chociaż w powietrzu wciąż wisiało coś ciężkiego, Cardan się rozluźnił: zapadł się wygodniej w fotel i lewą rękę oparł o drzwi, by podeprzeć na dłoni bok głowy. Tylko jego mina pozostała ściągnięta i trudno było ocenić, czy wynikało to z koncentracji w trakcie prowadzenia we wzbierającym momentami deszczu i w postępującej, wieczornej szarówce, czy spięcie w mimice odbijało — jak swego rodzaju zwierciadło pozwalające zajrzeć odrobinę do środka — chmurne myśli mężczyzny.

Tego wieczora w Toronto padało raczej w kratkę, a gdy dotarli do celu, mieli szczęście załapać się na okno zaledwie łagodnego dżdżenia; przy znoszeniu tobołów i donic złapali co najwyżej trochę wilgoci we włosy i z wierzchu ubrań. Ładny dzień na końcówkę lata — dzień, który minął, mimo że, technicznie rzecz biorąc, nie dobiegł jeszcze końca — zdawał się teraz ledwie niewyraźnym wspomnieniem; tak niewyraźnym, jak kontury miasta za oknami.

Nie chcąc w pełni dostrzec i zaakceptować, że oto w jego przestrzeni

c o ś

uległo zmianie

(i nie chodziło przecież wyłącznie o stos bagaży
oraz morze zieleni, pośród którego Cardan ostatecznie stanął,
opierając się tyłem o kuchenny blat),

zamiast oprowadzić swojego gościa po mieszkaniu, wyciągnął z kieszeni telefon. Kiedy kursowali między Nissanem na niewielkim parkingu na tyłach budynku a jego drzwiami, kilkukrotnie czuł wibracje. Po odblokowaniu okazało się, że to Avery dzwonił; zostawił też parę wiadomości. Odpisując na nie, Lawrence nawet nie zauważył, że Zoya wyszła na klatkę schodową, aby podmienić wycieraczki — inaczej stanowczo by się sprzeciwił.
Wolał, by nie zadamawiała się u niego bardziej, niż to konieczne.

T y l k on ak i l k ad n i.

Pytanie oderwało go od ekranu — i chyba nieco zbiło z tropu; uniósł na Zoyę lekko zdezorientowane, nieostre spojrzenie, jakby to, o co zapytała, było co najmniej wysoce niespodziewane.
Właściwie… dla Cardana było.
Eee… — zająknął się w wyraźnej konsternacji wymieszanej ze wstępującym zastanowieniem, które niewiele później skwitował wzruszeniem ramion. Nie pamiętał. Bardziej pilnie kntrolował raczej, czy nie kończy mu się białko o ulubionym smaku, banany i sos Sriracha. — Jak widać nie. Niby czego się spodziewałaś? — odburknął z równie dużą pretensją w reakcji na oskarżenie, ale zmiast podbić retoryczne pytanie kolejnym, wywrócił jedynie oczami.
Potem raz jeszcze zerknął na telefon; nie dokończył pisać ostatniej wiadomości.
Okej — mruknął, samemu odwracając się w stronę lodówki, kiedy tylko dziewczyna go wyminęła (przejście w kuchni, które wcześniej uważał za swobodne, okazywało się teraz dziwnie wąskie, choć nie raz miał tu gości — i wtedy nie było to szczególnym .p r o b l e m e m), a on wcisnął ikonkę wysyłania smsa i wsunął smartfona z powrotem do kieszeni. Zajrzał do środka; na półkach odnotował opakowanie jajek, parówki, resztkę „kurczaka chrupiącego” z pobliskiego Chińczyka, ser, mleko i połówkę pomidora. Całe MNÓSTWO jedzenia.
Powoli odwrócił twarz w stronę korytarza. Zoya nie wyszła.
Patrzyła na niego.
Co? — Zmarszczył brwi, jakby nie podobało mu się jej spojrzenie. Albo to, że zdawała się na coś czekać. — Trzeba cię zaprowadzić za rączkę? — rzucił, wykrzywiając wargi do kwaśno-gorzkiego uśmiechu. Nie odwracając od niej wzroku, zamknął lodówkę — ale wcale nie w wyrazie gotowości do prowadzenia Zoi za rękę; bynajmniej nie oferował tego na poważnie.
Zdecydowanie nie był dobrym gospodarzem.

Zoya Weasley
Ostatnio zmieniony pn paź 20, 2025 8:20 pm przez Cardan Lawrence, łącznie zmieniany 3 razy.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
smark
za dużo różnych tematów w dialogach, niedbałość językowo-stylistyczna, czytanie w myślach i kierowanie reakcjami mojej postaci bez mojej zgody
24 y/o, 168 cm
studentka jestem utrzymanką
Awatar użytkownika
Zoya to ambitna prymuska, która uwielbia naukę i książki. Marzy o tym, by w przyszłości zostać weterynarzem. Bywa zawzięta i kąśliwa, zawsze dąży do celu - nawet po trupach. W wolnych chwilach relaksuje się, gotując i pielęgnując swoje parapetowe roślinki.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona, jej
postać
autor

Nie widziała w swoim pytaniu nic niestosownego. W jej rodzinnym domu zawsze walała się gdzieś jakaś butelka. Niekoniecznie kupiona, częściej ofiarowana przy okazji urodzin, świąt albo po prostu jako gest wdzięczności.
Nie odpowiedziała na pytanie Cardana, uznając je bardziej za retoryczne aniżeli poważne. Widząc jego oburzenie, przetrzymała na nim intensywne, odrobinę rozjątrzone spojrzenie. Zacisnęła usta i spięła ramiona, gdy mężczyzna wywrócił oczami, po czym wrócił do taksowania ekranu telefonu.
W tamtym momencie odczuwała wszystko naraz. Potrzeby i impulsy nawarstwiały się, tworząc w Zoi rosnącą ochotę, aby wyładować emocje. Rankiem beczała, potem była przytłoczona przeprowadzką, a teraz — z powodu wszystkich nieszczęść — doskwierała jej złość. Miała irracjonalną ochotę upić się do nieprzytomności, objeść fast foodem (nawet jeżeli w lodówce Cardana znalazłoby się coś w miarę przyzwoitego na kolację) i oglądnąć film.
Albo skoczyć z CN Tower w centrum Toronto byleby tylko nie mierzyć się z własnymi uczuciami. A Cardan z pewnością nie był kimś, kto mógłby jej w tym pomóc. Nie widziała go w roli przyjaciela, który wysłuchałby żali; który z własnej woli zrealizowałby każdą prośbę tylko po to, aby choć na chwilę się uśmiechnęła.
Musiała więc znów stać się tą Zoyą Weasley z ich rodzinnego miasteczka. Upartą, prowokującą i niebywale zadziorną dziewczyną, psującą mu nastrój w każdym możliwym momencie. Więc zamiast wyjaśnić, że fatalnie wyglądała i zwyczajnie wstydziła się wyjść na ulicę, słysząc aroganckie pytanie Cardana, po prostu skrzyżowała ramiona oraz zadarła nos.
Jednak ostatecznie jej przekora upadła. Tym razem postanowiła zachować odrobinę godności. Westchnęła z rezygnacją, wyrażając tym samym dezaprobatę dla nieuprzejmości mężczyzny i skierowała się do kuchni. Zawrzał w niej kolejny wulkan, ale tym razem naprawdę poskromiła tę niewyobrażalną siłę. Odsunęła na bok sylwetę Logana i swoje uprzedzenie do Cardana.
Będziesz jadł tamtego chińczyka i parówki, czy zamówić ci też jedzenie? — zapytała tak prosto i zwyczajnie, jakby dopiero zaczynali rozmowę. Na chwilę skupiła wzrok na gospodarzu, po czym wyciągnęła telefon i zaczęła przeglądać propozycję jedzenia. — I naprawdę mam ochotę się napić. Miałam naprawdę ciężki dzień. Albo nawet ciężki ostatni miesiąc, więc nawet jeżeli oburza cię w domu butelka alkoholu, to i tak zamówię ubera, aby ją przywiózł. Mogę wypić na klatce schodowej. Chyba, ze chcesz się przyłączyć, Cardan?
Słowa Zoi brzmiały bardzo formalnie. Tym razem nie obarczyła mężczyzny żadnym spojrzeniem. Machinalnie skrolowała jedno menu po drugim, aż w końcu znalazła apetyczne zdjęcia zapiekanek w ofercie z frytkami i gazowanym napojem. Dostawa miała nastąpić w ciągu czterdziestu minut, więc uznała to za znośny czas oczekiwania.
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
Pola
Sprawdź moje granice rozsądku.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#23”