
 
Gotowanie - głównie kuchnia meksykańska, ale z resztą też sobie jakoś radzi.
Język hiszpański i angielski.
Nieźle się bije, wychowała go ulica (prawie) i więzienie
Przemoc wobec dzieci - przemoc rodzi przemoc (jego wobec przemocowca)
Rodzina - szczególnie najbliższa, z rodzeństwem utrzymuje kontakt i regularnie przesyła im pieniądze.
Wielce rodzinny człowiek - "Family is everything" jak to mawiał klasyk, oślepiający nie tylko blaskiem miłości do bliskich. Był najstarszym z szóstki rodzeństwa (Elías, nie Dom Toretto), więc i pokładano w nim największą nadzieję. Jako jedyny miał okres, gdzie uwaga rodziców była skupiona wyłącznie na nim. Tym samym odpowiedzialność za siostry i braci zaczęła na nim ciążyć wyjątkowo szybko. Choćby ze względu na potrzebę ochrony przed innymi dzieciakami, które upatrywały sobie łatwe, bo biedne, ofiary czy też pomagając w opiece - i tu należy zaznaczyć jak wyjątkowo tradycyjną rodziną byli Violante, Matka pełniąca rolę Pani Domu, główne źródło wychowania na każdej płaszczyźnie. Ojciec będący głową rodziną, a określenie go głównym żywiciel rodziny byłoby karygodnym niedopowiedzeniem. Dwa etaty, oba fizyczne.
Pewnie przez to miał tak ciężką rękę.
Katolik, praktykujący. Od najmłodszych lat wpajano mu wszelkie idee chrześcijańskie. Religia była jedną z najważniejszych rzeczy w rodzinie, Pani Violante nie pozwalała mu przegapić nawet jednego nabożeństwa, z czego zwalniała go jedynie przykuwająca do łóżka choroba. Matka nakazywała się modlić przed każdym posiłkiem. Jako najstarsze dziecko nawet i on mógł prowadzić ten swoisty rytuał prosząc o błogosławieństwo pokarmu. Akt wdzięczności wobec tego nad nimi najbardziej docenił w okolicy piętnastego roku życia, kiedy jedzenia było mniej, a głów do wykarmienia więcej. Ojciec stracił pracę, kiedy to w 2008 roku zbankrutowała fabryka, w której pracował. Na szczęście pozostawał z jednym etatem.
I pomimo tego ręka nie była lżejsza.
Zdolny kucharz. Kto szuka ten znajdzie, więc i on znalazł pracę, w kuchni niewielkiej knajpki, około sześć kilometrów od rodzinnego domu. Choć żadna umowa nigdy nie została podpisana, a zarabiał poniżej minimalnej kwoty. Jednak kryzys sprawił, że cieszył się nawet z tego. Był pomocną kuchenną - podaj, przynieś, pozamiataj, pokrój, nie zapomnij pozmywać. Praca pomagała mu się zrelaksować. I lubił to. Pierwszy raz robił coś dla siebie. Czasem nawet samodzielnie przygotowywał niektóre dania! Pomimo dokładania do budżetu, było to za mało. Ojciec stracił drugą pracę. Ponoć zbyt dużo pił.
Ciężar zwolnienia spoczął na Elíasie.
Sprzedawca marzeń. W bliżej nieokreślonym dniu natrafił w nieodpowiednie miejsce, w odpowiednim czasie. Lub odwrotnie. Zależy kogo spytać. On, pomimo początkowych oporów uważał, że mu się poszczęściło. Zmuszono go do rozprowadzania narkotyków, małe woreczki strunowe wypełnione różnoraką treścią. Z czasem przerodziło się to w główne źródło zarobku. Wzbudzał zaufanie, był niepozorny. Zwłaszcza, kiedy zdawał się być niedożywionym - a nie jadał zbyt wiele, jego rodzeństwo dalej się rozwijało. Potrzebowali tego bardziej niż on. Ale wraz z większymi zyskami, wszystko się zmieniło. Miało być lepiej. Ojciec oskarżał go o kradzież. Nie wierzył, że pierworodny był w stanie tyle zarobić.
A złodzieja należało ukarać.
Perro Azul. Wśród przyjaciół, choć tych nie poznał w biedzie, był określany "Niebieskim Psem". Nie niosło się za tym mianem nic szczególnego, żadna wielka historia. Z bliżej nieokreślonych powodów uwielbiał przesiadywać pod El Coyote, rzeźbą w jego rodzinnym mieście. Uwielbiał Blue Curaçao. Jego najczęstszym wyborem w barach była Blue Margarita, choć najbardziej dziwił ludzi, kiedy i dodawał to do Tequili. I tak został mianowany Perro Azul. Jednego wieczoru, przechodząc obok rodzinnego domu,, zobaczył zapłakaną siostrę. Później rozpacz Matki, wrzask ojca.
Pies pierwszy raz pokazał kły.
Wygnaniec. W więzieniu spędził niecałe osiem lat. Telefon wykonała jego matka, chwala Bogu, że nie miał przy sobie marzeń, oszczędziło mu to dodatkowej odsiadki. Niestety dobre sprawowanie nie było jego najmocniejszą stroną, a przynajmniej nie na tyle silną, aby zapewnić mu skrócenie czasu w zamknięciu. Nie można jednak powiedzieć, żeby się nudził. Przeciwnie. Trafił na ludzi, których znał. Może dlatego nie wyszedł wcześniej? Był bezpieczny. Znajomości otwierały wiele drzwi, a także zamykały na dobre te, które takimi miały pozostać. Religia również pozwalała mu zachować spokój. Nawet w nowej rzeczywistości żył według starych zasad - handlował marzeniami.
Nie nauczył się nowych sztuczek.
Nowy Świat. Na wolności nie czekała na niego rodzina - przynajmniej nie rodzice. Wiadomy był powód ojca, matki natomiast... pewnie mąż. Z rodzeństwem utrzymywał kontakt. Wysyłał im też pieniądze. Postanowił jednak opuścić Meksyk, co prędzej czy później spotykało wielu jego rodaków. Wielki Mur go nie interesował. Amerykański sen nie należał do niego. Bóg wskazał Kanadę. Choć nic boskiego w tym kierunku nie było - ani przypadkowego. Jeszcze jak każdy dobry chłopak spoglądał na świat zza krat, skontaktował się z nim Gancho. Nie było to niczyje imię, ot, tak zwał bliskie i "bliskie" mu osoby. I przedstawił mu biznesplan.
Żółty filtr był jego całym światem.
Zaspokojone. pragnienie. Choć zdawał się żadnego nie posiadać. Yellow Filter, jego podstawowe źrodło utrzymania. Foodtruck, w kolorze równie zaskakującym jak Słońce w środku lata lub przypudrowany nos gwiazdy Hollywood. Ozdobiony zdjęciami Meksyku, w tym jego ukochanego El Coyote - wszystkie kolorze meksykańskiego świata według kinematografii. Nawet udało mu się znaleźć miejsce na krzyż, wiszący tuż nad wyjściem z ciężarówki. Handlował meksykańskim jedzeniem, też texmexem - tutejsi zdawali się myśleć, że to jedno i to samo. Uchodził za sympatycznego, klienci zdawali się go lubić. "Klienci" czasem bać.
Wciąż marzenia były priorytetem.
Blue Curaçao - to jednocześnie jego ulubiony alkohol i dodatek do alkoholu.
Pod ladą zawsze znajdzie się butelka Tequili - dla "autentycznych wrażeń z posiłku". Oczywiście, nie daje go każdemu. Szkoda byłoby dostać grzywnę. Choć jeżeli ktoś zapyta - służy do gotowania (nawet i w menu znajdzie się coś co w marynacie ma Tequilę)
Jego ulubione taco (z menu) to "Canadian Taco" - szarpana wieprzowina z syropem klonowym (tak naprawdę trzyma to tylko dlatego, że uważa, że ludzie lubią takie "egzotyczne połączenia. Nawet jeżeli to... zwykłe taco)
Telefon do obsługi zamówień ma na dźwięk połączenia ustawione "we celebrate our differences", a dokładniej fragment "Nacho, tacos, chimichangas"

 
				
 
									 
				
 
									