
Życie dla odmiany jest przeciągłym stanem nieporozumienia – wiecznym kompromisem między tym, co wypada, a tym, co ludzie rzeczywiście chcieliby zrobić. Nie godzi się na podobny stan, w efekcie uchodząc za ekscentryka, ale w jego mniemaniu to nie on ulega brzydkiemu zniekształceniu wobec norm. Ludzie w jego oczach przypominają nieudane rzeźby: trochę za bardzo wytarte, trochę za mało prawdziwe. Śmierć tylko kończy proces, który i tak trwał od dawna.
Nigdy nie był religijny. Nie znosi przesadnej powagi wobec spraw ostatecznych. Uważa, że żałoba to teatr, w którym najgorsze role odgrywają Ci, którzy nigdy naprawdę nie słuchali zmarłego. Sam nie żegna się z nikim. Raczej kiwa głową, jakby mówił: Zrobiliśmy, co mogliśmy. Reszta to biologia.
A jednak w tym wszystkim jest coś delikatnego.
Flores ma w sobie ten rodzaj czułości, której nie sposób nazwać współczuciem – bardziej szacunkiem dla materii, z której zrobiony jest człowiek. Dla widzianej formy, nie dla emocji. Patrzy na ciało jak na dzieło, które z czasem się zużyło, ale nadal zachowuje proporcję, rytm i spokój.
Gdyby zapytać go o sens życia, odpowiedziałby z prostotą człowieka, który nie czuje na ramionach ciężaru konwenansów, zna jednak ich konsekwencje: Życie to wino, które trzeba pić z rozwagą, bo nigdy nie wiesz, kiedy sfermentuje.
Gdyby natomiast zapytać go o sens śmierci, wzruszyłby ramionami, traktując ją jako naturalna konsekwencja rozpadu ciała: Śmierć w swej cielesności jest jak dobra butelka – trzeba wiedzieć, kiedy ją otworzyć.
♥ Od matki odziedziczył smak, od ojca bezczelność. Od obojga – skłonność do dramatyzmu, który z wiekiem przerodził się w styl.
♥ Początkowo, wchodząc w dorosłość, miał osiąść w Quebecu. Planował przejąć tam małą, uroczą kamieniczkę i „żyć jak człowiek z klasą”, jak mawiała matka. Ale klasa, jak się okazało, szybko go znudziła.
♥ W Kanadzie przeszkadza mu wszystko: klimat, ludzie, śnieg, który pachnie nijakością. Za to nie przeszkadza mu praca, której oddał się bez reszty i której trzyma się do dziś.
♥ Wyjeżdżając z Francji odrzucił rodzinny majątek i winnicę, uznając, że rozkład ciał to zajęcie znacznie mniej uciążliwe, niż rozkład moralny ludzi wokół. Znalazł za to miłość i zrozumienie u kobiety tak pokręconej, jak on sam.
♥ Bezpośredniość wyssał wraz z mlekiem matki – mówi, co myśli, często z brutalną szczerością, ale ton głosu zawsze brzmi elegancko, jakby każde słowo było przefiltrowane.
♥ Potrafi być czarujący do granic perfidii, a zarazem niedorzeczny, gdy pozwoli sobie na zbyt wiele teatralnych gestów.
♥ W relacjach bywa czujny i złośliwy. Przypomina przy tym artystę, który odruchowo testuje, jak daleko może przesunąć granicę smaku i przyzwoitości.
♥ Nie znosi nudy, drobnomieszczaństwa i „smutnych herbatników”, jak zwykł określać ludzi pozbawionych temperamentu.
♥ Zmarłych traktuje z większym szacunkiem, niż większość żywych. Z humorem mówi, że „przynajmniej oni wiedzą, kiedy przestać gadać”.
♥ Mówi mieszanką języków: francuski ton, hiszpańska melodia, kanadyjski optymizm. Jego głos jest miękki, z lekkim chropowatym przydechem. Dzięki temu nawet zwykłemu „bonjour” nadaje bluźnierczo-intymnego tonu.
♥ Zna tempo rozkładu ciała i wszelkie niuanse wynikające z zaniedbań, dlatego za punkt honoru uznaje dbanie o własną kondycję fizyczną, w tym naprzykrzanie się żonie w łóżku, bo aktywność nocą jest szczególnie kusząca.

 
				
 
									 
				
 
									