
𝚠𝚜́𝚛𝚘́𝚍 𝚙𝚘́𝚕 𝚒 𝚍𝚛𝚣𝚎𝚠 𝚒 𝚜́𝚙𝚒𝚎𝚠𝚊ł 𝚜́𝚙𝚒𝚎𝚠, 𝚜𝚣𝚞𝚔𝚊𝚓𝚊̨𝚌 𝙴𝚕𝚍𝚘𝚛𝚊𝚍𝚘.
Nie zliczę, ile to nocy bezsennych, ile łez wylanych i nerwów straconych, żeby tylko dotrzeć do celu. Ale czy ten kiedykolwiek był mój? I czy mogę mówić, że te efekty są zadowalające, jeżeli nie do końca wiem, czego mam się tak naprawdę spodziewać? Chwalą mnie i klepią po plecach, ale ja naprawdę nie wiem, czy to jest coś, co chcę osiągnąć. Coś, co chcę czuć. Czuję tylko dziwną pustkę, jakbym ledwo przed chwilą wyszła z symulacji i patrzyła na to wszystko jeszcze z poczuciem, że to było prawdziwe. Że te wszystkie odczucia były… faktem. Nie wiem często, co się ze mną dzieje; podczas rozmów potrafię zniknąć, zapatrzona w pustkę, która mogłaby dać odpowiedzi. Najczęściej tylko milczy, ale czasem podsyła szeptem pomysły, rozwiązania; jakby dokładnie wiedziała, czego mi potrzeba. Szczególnie nocą, kiedy piksele zlewają się w jeden, wielki martwy piksel, a głowa sama leci w dół…
𝚓𝚊𝚔 𝚠𝚒𝚎𝚕𝚔𝚒 𝚕𝚊̨𝚍 — 𝚗𝚒 𝚓𝚎𝚍𝚎𝚗 𝚔𝚊̨𝚝, 𝚋𝚢 𝚋𝚢𝚕 𝚓𝚊𝚔 𝙴𝚕𝚍𝚘𝚛𝚊𝚍𝚘!
Bycie drugim, młodszym dzieckiem, nie niesie ze sobą szczególnych oczekiwań. Podobno. Patrzą na ciebie, biorąc pod uwagę, co osiągnęło to starsze. Świadomość, że jest się dzieckiem pani chirurg chińskiego pochodzenia i kanadyjskiego anestezjologa, nie ułatwia sprawy stawiania sobie wyzwań i poprzeczki. Bo jak to tak, nie osiągnąć tak wiele, z tak dużym nazwiskiem? Nie potrafić odnaleźć się w stopniu profesjonalnym w dziedzinie, która powinna być w krwi?
Tak, medycyna nigdy mnie do siebie nie ciągnęła, ale to nie było problemem. Starczyło pokazać, że inny zawód, będący uznawany za również cholernie dochodowy, może być w zasięgu własnej ręki. I powiedzmy, że szło z górki. Od małego miałam po prostu wypchany grafik zajęć, bo przecież, w myśl wybitnego wychowania mamy, trzeba sobie zabezpieczyć przyszłość. Programowanie miało być najprostszą z dróg. Szkolenia, staże, wymiany… byłam w Japonii, Chinach i Korei, ale nie po to, żeby zwiedzać. Żeby się uczyć. Widzieć, jak to wszystko wygląda, z czym to się je i zbierać umiejętności, żeby tylko je potem wykorzystać. Staż od wieku szesnastu lat w jednej z największych firm na terenie Toronto. A gdzie czas na życie?
Czy to dlatego chłopak, z którym wiązałam przyszłość, tak po prostu stwierdził, że to nie wyjdzie? Nie, to nie wyglądało w ten sposób. Rozstaliśmy się dość naturalnie. Zawsze byliśmy bardziej przyjaciółmi, związek wyszedł, bo chcieliśmy spróbować, ale nadal mieszkamy razem, bo rodzice myślą, że z tego będą wnuki. Przede wszystkim mama. Jakby nie rozumiała, co to znaczy rozstanie. Może jeżeli obydwoje nie będziemy mieć nikogo do trzydziestki, to skończymy ze sobą? Chyba tak to sobie obiecaliśmy. Nie wiem, nie pamiętam, może byłam wtedy pijana. Albo unosiłam się w nerwach i emocjach, które sprawiały, że aż drżałam. Czy robię to często? Pozwalam się ponieść? Nie, niekoniecznie. Ale ta relacja… chyba sam fakt, że przez tyle czasu mam kogoś, kogo mogę nazwać przyjacielem, sprawia, że nie chcę tego tracić. I całe racjonalne myślenie może iść wtedy do kosza.
Tak nie wypada, mogą mi mówić. Ale przecież, że wypada. Jeżeli masz przy sobie kogoś, komu ufasz; kogo tak dobrze znasz… nie chcesz przecież tego tracić. Nawet jeżeli czasem obydwoje chcielibyście sobie tylko karki skręcić.
”𝙼𝚊𝚛𝚘! — 𝚛𝚣𝚎𝚔𝚕 — 𝚜𝚝𝚘́𝚓! 𝚐𝚍𝚣𝚒𝚎 𝚔𝚛𝚊𝚓 𝚝𝚎𝚗 𝚖𝚘́𝚓 𝚋𝚢𝚌́ 𝚖𝚘𝚣̇𝚎, 𝙴𝚕𝚍𝚘𝚛𝚊𝚍𝚘?”
Czasem słyszę, że mogłabym iść na terapię. Albo po diagnozę. Dostałabym leki i byłoby lepiej. W pracy wiedzieliby, jak do mnie przemówić, a moje życie towarzyskie nie byłoby takie… ubogie. Tylko nie wiem, czy jest na co narzekać. Ja nie narzekam. Jak na moje, jest świetnie. Mam pracę, umiejętności, mieszkanie; mogę pić redbulle, jeść makaron z kubka i niemal niczym się nie przejmować, bo w garażu stoją obydwa moje skarby, z których mogę skorzystać w dowolnej chwili, żeby tylko przeczyścić głowę. Zimno mi nie zagraża, bo wolę je od gorąca; mieszkanie nie jest puste, bo często jest w nim przyjazna buzia… a jak coś trzeba załatwić, to chyba odruchowo robimy to jeszcze razem. Czy kiedykolwiek przestaniemy? A może moja mama zaplanuje nam wesele i poda nam tylko datę, kiedy będziemy mieli się stawić w urzędzie cywilnym? Czy wtedy byłabym się w stanie jej przeciwstawić, czy po prostu bym uciekła, może i właśnie z nim, żeby tylko nie skończyć w małżeństwie?
Czy tego się boję? Nie wiem. Nie jestem chyba zainteresowana związkami. Uczucia mam na jakichś niższych częstotliwościach. Tylko praca, praca… jak te orki z Warcrafta. Byle do pracy. Byle przepracować. A potem? Więcej pracy?
Czy to jest ten złoty cel w życiu, który chcę osiągnąć?
𝚐𝚘𝚗́, 𝚜́𝚖𝚒𝚊ł𝚘 𝚐𝚘𝚗́! — 𝙲𝚒𝚎𝚗́ 𝚛𝚣𝚎𝚌𝚣𝚎 𝚍𝚘𝚗́ — 𝚊 𝚣𝚗𝚊𝚓𝚍𝚣𝚒𝚎𝚜𝚣 𝙴𝚕𝚍𝚘𝚛𝚊𝚍𝚘!”
Edgar Allan Poe — Eldorado
