between what was and what might be.
W ostatnim tygodniu poprosił przełożonego o pracę zdalną do końca miesiąca, bo po ostatnim wyjeździe służbowym miał zdecydowanie dosyć pracy z ludźmi, szczególnie z takim jednym typem, co wybitnie działał mu na nerwy, a jak wiadomo, Dae wolał uciekać, niż rozwiązywać problemy jak mężczyzna. Jakiś czas przesiedział na chacie, zapuszczając ją trochę bardziej, niż zwykle, żywiąc się głównie mrożonkami, których zapas przywiózł mu kurier Isaam-Terq. Typ nawet dostał napiwek.
W pewnym momencie nieoczekiwanie przyszła fala motywacji, która popchnęła go do ogarnięcia się, więc faktycznie zabrał się do porządków i to jeszcze w trakcie pracy. Nie był w tym jakiś super dokładny, żadna z niego uporządkowana Pani domu. Zrobił jednak pranie, wywalił śmieci, zdjął ciuchy z suszarki, które wisiały tam chyba od dwóch tygodni i nawet odkurzył. Na koniec wziął prysznic, założył na siebie czyste ubrania i po południu wyszedł nawet na spacer, mając zamiar skoczyć również do pobliskiego spożywczaka i kupić coś świeżego do żarcia.
Nie miał zielonego pojęcia, że wpadnie na swoją ex, a prawda była taka, że gdyby wiedział, to pewnie starałby się tego za wszelką cenę uniknąć. Nawet nie miał pojęcia, że wróciła, tym bardziej poczuł się zaskoczony. Stał przez chwilę przed marketem i patrzył na nią, jakby łudził się, że go nie rozpoznała. W końcu przywitał się, bo gdyby zignorował, czułby się z tym potem paskudnie. Od słowa do słowa skończyło się na tym, że umówili się następnego dnia na kawę i nie był pewien, czy którekolwiek z nich wiedziało w jakim konkretnie celu.
Miejsce wybrała Ruby, pewnie z nawyku, bo Dacey nie miał gustu do takich rzeczy, pewnie nawet nie potrafiłby sobie na poczekaniu przypomnieć nazwy jakiejkolwiek kafejki. Zawsze był w tym beznadziejny. Pewnie te pracownicze nazwy wypierały wszystko inne, bo w wirtualnym świecie kodów poruszał się niezwykle płynnie.
Następnego dnia stanął przed wskazanym lokalem, którego nazwę musiał sobie dokładnie wcześniej zapisać, po czym odchylił głowę, jeszcze raz porównując wszystkie literki, upewniając się czy aby na pewno wylądował w dobrym miejscu. Wszedł do środka i rozejrzał się, już od progu widząc, że to miejsce z umiarkowanymi cenami, nie te tańsze. Ruby nigdy nie zadowalała się byle czym, nie dziwił się więc, że ostatecznie kopnęła go w dupę.
一 Hey, Ruby 一 odezwał się, kiedy podszedł do stolika, przy którym ona już na niego czekała. To też się nie zmieniło, zawsze była przed czasem. Ściskał w dłoniach bordową czapkę, kiedy siadał naprzeciwko niej. Odetchnął głęboko i uśmiechnął się do dziewczyny, przyglądając się jej ciemnymi oczami, które lekko błyszczały w świetle lamp. Na zewnątrz było chłodno, więc od zimna miał zaróżowione policzki. Odłożył czapkę na stolik i przetarł palcami brodę porośniętą krótką, ciemną szczeciną.
一 Zamówimy coś? 一 zaproponował, sięgając po kartę. 一 Dalej lubisz tą hmm… latte macchiato z syropem karmelowym? 一 rzucił, przesuwając spojrzenie po dostępnych pozycjach. 一 Ja chyba wezmę zwykłą, czarną 一 mruknął, zerkając na kelnerkę, która już stała obok nich, zapisując zamówienia. Uśmiechnął się do niej uprzejmie i odchrząknął krótko, odkładając kartę na stolik. Był trochę dusigroszem, bo było go stać na picie kawy nawet w droższych restauracjach, ale miał parcie na odkładanie kasy na czarną godzinę i często trudno było wybić mu to z głowy.
一 Ładnie wyglądasz 一 rzucił, kiedy zostali już sami. Naprawdę tak uważał. Studia jej służyły, może powrót do domu też. On sam właściwie niewiele się zmienił, może trochę przytył, bo zaniechał wizyt na siłowni i porannego bieganie, odkąd stał się znowu smutnym singlem.
Ruby J. Graham