ODPOWIEDZ
38 y/o, 183 cm
agent 007, a tak naprawdę to sierżant w toronto police service cavalry unit hq
Awatar użytkownika
you're harboring a fugitive (that ass) and my justice will be punitive (I'ma smash).
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimów jak chcesz
postać
autor

1.
***
Bella! Where the hell have you been, loca?
ken & barbie



Panie, Pan śmierdzisz, jakbyś się w kadzi fermentacyjnej wykąpał ― stwierdził z wyraźnym obrzydzeniem taksówkarz, kiedy Kenneth Fleetwood praktycznie wtoczył się na tylne siedzenie samochodu i wyłożył się na nim jak długi, ze stopami smętnie wiszącymi w powietrzu, bo jego niemała postura nie pozwalała na przyjęcie wygodnej pozycji - nie żeby mu to aktualnie specjalnie przeszkadzało. ― Chryste. Dokąd? ― kontynuował mężczyzna za kierownicą, zerkając we wsteczne lusterko, jakby chciał mieć pewność, że ten pożal się Boże pasażer nie wyzionie mu tu zaraz ducha, bo to z całą pewnością popsułoby mu opinię i musiałby się pożegnać z pięknymi pięcioma gwiazdkami.
Wspomniany denat i potencjalny kandydat na spotkania AA imprezowicz wreszcie podniósł ciężko głowę, dumnie poprawił swoją kolorową czapeczkę urodzinową i wyjrzawszy dramatycznie przez szybę, powiedział z mieszanką nostalgii jak każda pierwszoplanowa gwiazda komedii romantycznej ― Do domu ― cóż, gdyby nie był był jedną stopą u bram świętego Piotra, prawdopodobnie błyskawicznie - jak na zawodowego policjanta przystało - zauważyłby taką pulsującą żyłkę na czole taksówkarza, która nie mogła zwiastować niczego pozytywnego. Ale że pole jego widzenia (i ewidentnie myślenia) ograniczało się jedynie do widoku za oknem... ― Kurwa, Panie, ja nie wiem skąd Ty jesteś! Adres podaj ― rzucił niecierpliwie taksówkarz, na co Kenneth wykazał się inteligencją na najwyższym poziomie i podał mu w końcu nazwę ulicy. Czując jak samochód w końcu rusza - choć równie dobrze mógł mu się załączyć sławetny helikopter... - przymknął powieki, oddając się błogiemu odpoczynkowi. Nie dane mu jednak było pochrapać zbyt długo, bo możecie mi wierzyć lub nie, ale kierowca szalonej błyskawicy, potomek samego Dominica Toretto, dowiózł go na miejsce w niespełna trzy minuty. Westchnąwszy głęboko nad swym ciężkim losem, wcisnął garść dolarów swojemu przewoźnikowi i wyturlał się z godnością na równiutko przystrzyżony trawnik, co upewniło go w przekonaniu, że rzeczywiście znajdował się w dobrej dzielnicy.
Niech Cię dobry Allah ma w opiece, synu ― rzucił na pożegnanie taksówkarz i odjechał z piskiem opon, bo najwyraźniej śpieszyło mu się na jakieś nielegalne wyścigi, a przynajmniej tak założył Ken, który wreszcie dźwignął się z ziemi - najpierw do pozycji siedzącej, a wreszcie i do stojącej. Następnie - niczym nowonarodzone źrebię - wciąż z tą głupią kolorową czapeczką na głowie, ruszył krokiem, który śmiało można by nazwać koślawym, prosto do drzwi. Przystanąwszy tuż przed nimi, przybrał zadumaną minę, jedną z tych, co w historii świata zapisała się pod hasłem: gdzie, do chuja pana, mam klucze? Jako że bladego pojęcia nie miał, zaczął klepać się po kieszeniach, aż w końcu usłyszał znajomy brzęk. Cóż, równie dobrze mogły być to jakieś pieniądze, ale nie tej nocy - tej nocy przewalił wszystko na głupoty. ― Zwycięstwo ― wymamrotał na wpół zrozumiale i z namaszczeniem wpakował klucz do zamka. A raczej - podjął taką próbę. ― Kurwa, o co Ci chodzi, otwórz się ― bełkotał do siebie i wpychał, i wpychał, i wpychał... A tu nic. Zamek ani drgnął. Każdy myślący zdroworozsądkowo człowiek zatrzymałby się i zastanowiłby się, co było tego przyczyną. Ken natomiast dalej próbował otworzyć drzwi, a przez tę jego jakże lotną głowę ani przez moment nie przefrunęła myśl, że być może właśnie włamywał się do cudzego domu.

barbie howard
-
trigger to moje drugie imię
32 y/o, 0 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

001
- hi barbie
- get the fuck out of my property
Lubiła zapalić sobie przed spaniem, wtedy jej sny wydawały się barwniejsze, bardziej pasujące do jej osobowości. A czasem, jak miała szczęście, to dostępowała łaski objawienia od istot wyższych formą, które ludzkość określiła jednym, trywialnym słowem "bóstwo". Nie pytajcie, na haju Barbie łapała takie wizje, że tego nie wymyśliłby ani Stanley Kubrick, ani żaden twórca powieści fantasy, czy komiksów. Miała swoje własne uniwersum równie skomplikowane co najnowsza faza MCU skrzyżowany z kolejnymi sezonami South Parku.
I powinna pewnie wiedzieć, że mieszkanie samotnie w dużym domu dla kobiety w dwudziestym pierwszym wieku, nie było najmądrzejszym pomysłem. No, ale ona żyła w przeświadczeniu, że obejrzała wystarczającą ilość horrorów i jest przygotowana na absolutnie każdy scenariusz, normalnie nic nie jest w stanie jej zaskoczyć. Zresztą, pewnie wiele osób, które weszły w jakąkolwiek interakcję z Barbie, zgodziłoby się, że powinna ona poddać się jakiejś konsultacji psychologicznej, bo to jest niemożliwe, żeby ktoś aż tak bardzo działał wbrew jakimkolwiek instynktom przetrwania.
Dowodem tego miał być z pewnością ten wieczór. Zasnęła na kanapie, ślina już dawno wsiąkła w materiał małej, dekoracyjnej poduszki w tybetańskie wzory, a kącik ust zdobiła jeszcze resztka brownie, które pochłonęła na gastrofazie, nie będąc jednocześnie pewną, czy ta porcja była upieczona z błogosławionym efektem MJ, czy jedynym efektem ubocznym miały być kilogramy odkładające się w boczkach, bo jeszcze nie zaczęła suplementować Hepaslimin. W każdym razie, gdy dosyć głośne szarpanie się z zamkiem przy drzwiach wejściowych wybudziło ją ze snu, Barbie potrzebowała chwili, aby zorientować się, w jakim wymiarze się znajdowała i że jednak nie leci na wielkim obłoku z waty cukrowej, a leży na swojej kanapie, częściowo przykryta kocem, ubrana w vintage, oversizowy dres z materiału przypominającego ortalion. I pewnie każda normalna osoba zadzwoniłaby na policję, albo poczekała, aż przybysz z chuj wie skąd. No, ale Barbie była bohaterką w swoim domu, dlatego złapała za patelnie, bo skoro Roszpunka zrobiła z niej tak dobry użytek, to dlaczego nie ona? A następnie ruszyła ku drzwiom wejściowym. Strategiem też nie była, więc nie wpadła na to, aby zerknąć przez wizjer. Dlatego uzbrojona w swoją broń masowego rażenia i narzędzie tortur dla smażonego kurczaka wyszła tylnym wyjściem od ogródka i okrążyła posesję tak, aby wyjść od strony ganku. Uniosła wysoko patelnie. - To moje bagno! - rzuciła z naprawdę fatalną imitacją głosu Mike'a Myersa. Chociaż bliżej niż do Shreka to z wyglądu było jej do Roszpunki po miesiącu w Rosji. - Mam broń i nie zawaham się jej użyć - zagroziła, poprawiając uchwyt na patelni.

Kenneth Fleetwood
38 y/o, 183 cm
agent 007, a tak naprawdę to sierżant w toronto police service cavalry unit hq
Awatar użytkownika
you're harboring a fugitive (that ass) and my justice will be punitive (I'ma smash).
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkimów jak chcesz
postać
autor

Mieszkał tu tydzień.
T y d z i e ń.
Równiutkie siedem dni.
I z jakiegoś niezrozumiałego powodu uznał, że w tym oknie czasowym na tyle dobrze poznał tutejszą okolicę, iż samotny powrót do domu na bombie stulecia będzie bułką z masłem.
Być może i był bułką z masłem - ale jak już, to taką, co w przeciągu dramatycznych dziesięciu sekund spadła na podłogę i to na dodatek tą posmarowaną stroną.
Jeżeli ktoś tutaj ponosił winę za to jedno wielkie fiasko, to zdecydowanie jego nieodpowiedzialni rodzice. Gdyby Kenny w dzieciństwie otrzymał jedną naklejkę dzielnego pacjenta mniej, dziś byłby zupełnie innym człowiekiem. Na bank wtedy pojąłby misterną sztukę prasowania koszul bez zostawiania w nich wielkich dziur, spuszczałby po sobie deskę w kiblu i kto wie, może nawet zrozumiałby, że nieważne, jak wiele razy będzie otwierał lodówkę, to światło nadal się tam będzie paliło? Nie, nie - pardon, z taką wiedzą stałby się zbyt potężny, a świat mógłby tego nie udźwignąć. Niemniej jednak, główna teza pozostawała taka sama - ktoś tutaj popełnił ogromny błąd wychowawczy.
Wspomniany błąd wychowawczy nadal kontynuował swój zaciekły pojedynek z zamkiem do drzwi. Szarpał wytrwale za klamkę, wzywał Sezama, a nawet po cichu mamrotał zaklęcia z Harry'ego Pottera, bo tak, on naprawdę był p i j a n y. ― Powinienem zadzwonić na policję! ― krzyknął na miarę Eureka!, na chwilę darując sobie tę nierówną walkę, ale zaraz się zreflektował i zarechotał na głos, potrząsając głową, w ruch wprawiając tę kolorową czapeczkę, która automatycznie przekrzywiła się na bok. ― No tak, ja jestem p o l i c j ą ― tu pacnął się w głowę w stylu duhhh, jakby to była największa gafa popełniona przez niego tego wieczoru (spoiler alert: nie była). Nie mając nic lepszego do roboty, najpewniej dalej walczyłby z tymi nieszczęsnymi drzwiami, gdyby nagle nie usłyszał za sobą skrzeczącego głosu niczym z horroru. Podskoczył aż w miejscu (nie, nie pisnął, a jeżeli już jakiś dźwięk się z niego przypadkiem wydobył, to był on bardzo męski, okej?) i prędko odwrócił się do swojego potencjalnego mordercy, dłonie odruchowo podnosząc do góry. ― Nie strzelaj! Jestem niewinny! ― pewnie gdyby miał na sobie jasne gacie, to by jej nawet pokazał w formie białej flagi, ale niestety, świętując okrągłe urodziny kumpla (nie, nie dziesiąte), zainwestował w czarne w różowe flamingi, bo według internetowych znawców na Tik-Taku były one aktualnie trendy. ― Chwila, chwila, chwila ― wybełkotał nagle, wytężając przy tym wzrok, bo jednak uliczne latarnie niespecjalnie oświetlały posesję, na której aktualnie się znajdowali. ― Pierwsze pytanie. Czy Ty mi grozisz patelnią? Drugie pytanie. Czemu stoisz na MOIM trawniku? Trzecie pytanie. Gdzie kupiłaś te kozackie ortaliony? I czwarte pytanie. Czy ja Cię skądś nie znam? ― zasypał ją wywodem, jednocześnie do niej chwiejnie podchodząc, oczywiście nadal mając ręce uniesione w górze, bo tą niebezpieczną patelnią naprawdę nie chciał oberwać. Zdecydowanie zrujnowałaby mu fryzurę, a na to nie mógł sobie pozwolić, szczególnie w towarzystwie ortalionowej damy.

barbie schmidt
-
trigger to moje drugie imię
ODPOWIEDZ

Wróć do „#22”