Pierwsza.
Lista osób, od których nigdy nie spodziewał się więcej usłyszeć słowa była… cóż, naprawdę długa. W wielu przypadkach, jeśli nie w większości, było w tym sporo jego winy.
Na pierwszym miejscu z pewnością była jego narzeczona czy raczej, niedoszła żona. Minęło tyle czasu, a wciąż nie był pewny, jak powinien ją nazywać — nie to, by miał ochotę w ogóle o niej mówić — ale w którymś momencie doszedł do wniosku, że to wszystko kwestia… perspektywy. Czy może raczej tego, na czym postanowi się skupić — na tych trzech latach, gdy nosiła pierścionek na palcu, czy na tym jednym dniu, gdy próbowała mu go oddać. Nie miał najmniejszych wątpliwości, co do tego, po czyjej stronie leży wina.
W przypadku Devon… sprawa nie była tak oczywista, jak zresztą ona sama. Mógłby najzwyczajniej w świecie założyć, że to jego wina i istniała spora szansa, że miałby rację, ale choć bardzo lubił mieć racje, o wiele bardziej wolał… wiedzieć. Co dokładnie wydarzyło się te… hm, ponad dwa lata temu? Co zrobił nie tak – bo zrobił na pewno. I czy mogło skończyć się inaczej? Więcej pytań niż odpowiedzi…
Prawda była jednak taka, że zdążył o nich zapomnieć — o pytaniach bez odpowiedzi, które z czasem przestały go dręczyć, a zaczęły jedynie co jakiś czas odzywać się z tyłu jego głowy. Zapomniał o szczegółach — o tym, kiedy widzieli się po raz ostatni, co powiedziała, gdy wychodziła. Nie pamiętał, czy się żegnała, czy po prostu wracała do siebie, jak wiele razy wcześniej. Bez pożegnania.
Jej wiadomość go zaskoczyła, sam nie wiedział, co bardziej, jej treść, czy dam fakt, że kliknęła wyślij. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ekran, nie wiedząc, czy powinien odpisać. Myślała, że zmienił numer. A może miała nadzieję, że to zrobił, a jej słowa trafią do próżni…
Więc dlaczego, do cholery, przyjechał? Nie miał pojęcia, ale droga, która zajęłaby mu normalnie pół godziny, o tej porze — i przy tej prędkości — zajęła mu trochę ponad połowę tego czasu. Zatrzymał samochód pod domem brunetki i zanim jeszcze zdążył wyłączyć silnik, zauważył, że światła na piętrze zgasły. Przez chwilę pomyślał, że jednak jedna butelka to dość i po prostu poszła spać, ale wtedy drzwi się otworzyły.
Devon Maddox
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
man's best friend
-
Życie jest za krótkie na te całe nasze wariactwo…nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiOna/jejpostaćautor
Czasami czas działał na naszą niekorzyść, ilekroć odkładało się coś na później, tym gorzej na tym wypadaliśmy. Cały dom wydawał się coraz większą pustką, nie pomagał żaden remont, żadna zmiana przestrzeni. Brunetka siedziała na zimnej podłodze, przeglądała rzeczy należące do jej zmarłej babci, zdecydowanie za długo odkładała tą czynność, jednak czy rok to aby na pewno "za długo"? Może potrzebowała jeszcze więcej czasu - najlepiej całą wieczność. Odkładając poszczególne przedmioty do dużego kartonu czuła jakby wyrzucała z swojego życia coś bardzo ważnego, czuła jakby się kogoś pozbywała, jakby chciała o tej osobie zupełnie zapomnieć. Ale nie mogła zapomnieć i to był właśnie ten duży problem. Codziennie przychodziła do pokoju starszej pani, codziennie wspominała ich wspólne poranki z zaparzaniem czarnej, intensywnie pachnącej kawy. Została sama, zupełnie sama w tym ogromnym budynku pełnym pustych pokoi, nic dziwnego, że nie miała ochoty tu wracać.
Kilka razy jej wzrok wędrował na telefon komórkowy, który pozostawiła tuż obok butelki ulubionego, czerwonego wina. Jak mogło być inaczej? Na trzeźwo nie wyrzuciłaby osobistych rzeczy swojej ukochanej osoby. Podniosła napełniony po brzegi kieliszek i upiła większego łyka, po czym wzięła do ręki swoją komórkę, miała zamiar napisać do swojej najlepszej przyjaciółki - Meeny. Wybierając jednak numer z szybkiego wybierania pomyliła po prostu kombinację cyfr i natrafiła na kogoś, kogo tak usilnie próbowała wymazać z pamięci. Nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek większe uczucie, bała się go, tak bardzo bała się samotności, kolejnego porzucenia. Była przestraszona faktem, że ludzie po prostu odchodzą, z naszego życia, z świata, po prostu przestają istnieć.
Elijah... Zakochiwała się w nim bez pamięci, szalała za nim, choć nie powinna. Skąd mogła wiedzieć, że zauroczy ją mężczyzna, któremu organizowała ślub? Czy ucieszył ja fakt, że do wesela nie doszło? Skłamałaby, jeśli odpowiedziałaby, że nie. Miała go na wyciągnięcie ręki, był obok niej, wspierał ja jak nikt inny, ona jednak uciekła od tego uczucia tak szybko, jak ono się pojawiło. Minęło odpowiednio dużo czasu, by o niej zapomniał, choć ona wciąż łapała się na jego osobie w swoich myślach. Bez zastanowienia wysłała wiadomość, była przekonana, że zmienił numer, ale chwilę potem usłyszała ten charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Odpisał. Poprosiła, aby przyjechał i odłożyła telefon na bok, nie brała pod uwagę tego, że mógłby to zrobić. Wróciła do swojego poprzedniego zajęcia, sprawnie chowając resztę rzeczy do pudła i dopijając ostatni łyk wina. Był już późny wieczór, a ona choć zmęczona nie potrafiła zasnąć, ostatnio w ogóle źle spała. Devon zabrała w końcu karton, zgasiła wszystkie światła i wyszła przed dom, aby odłożyć to wszystko pod jednym z śmietników, być może ktoś będzie przechodził i sobie to zabierze, być może komuś jeszcze te rzeczy się przysłużą.
Nagle oślepił ją blask samochodowych świateł i zrozumiała co się właśnie wydarzyło, nie mogła uwierzyć w to co widzi, nie mogła dopuścić do siebie myśli, że za chwilę może go zobaczyć. Odłożyła karton w wspomniane wcześniej miejsce i ruszyła w stronę auta, chwilę potem otwierała już drzwi i siadała na miejscu pasażera. Nie spojrzała na niego, nie potrafiła.
— Przyjechałeś — powiedziała dość cicho, dopiero wtedy zmieniając kierunek swojego spojrzenia. Dostrzegła go, nic się nie zmienił, wciąż wyglądał tak samo czarująco jak przy pierwszym ich spotkaniu.— Pewnie jest za późno na przeprosiny i jakiekolwiek wyjaśnienia, jednak chcę żebyś wiedział jak bardzo tego wszystkiego żałuję — jej słowa płynęły prosto z serca, alkohol nie miał w tym żadnej ingerencji, nie wypiła tak dużo, jak mógł to odebrać Elijah.
eli huxley
Kilka razy jej wzrok wędrował na telefon komórkowy, który pozostawiła tuż obok butelki ulubionego, czerwonego wina. Jak mogło być inaczej? Na trzeźwo nie wyrzuciłaby osobistych rzeczy swojej ukochanej osoby. Podniosła napełniony po brzegi kieliszek i upiła większego łyka, po czym wzięła do ręki swoją komórkę, miała zamiar napisać do swojej najlepszej przyjaciółki - Meeny. Wybierając jednak numer z szybkiego wybierania pomyliła po prostu kombinację cyfr i natrafiła na kogoś, kogo tak usilnie próbowała wymazać z pamięci. Nie mogła sobie pozwolić na jakiekolwiek większe uczucie, bała się go, tak bardzo bała się samotności, kolejnego porzucenia. Była przestraszona faktem, że ludzie po prostu odchodzą, z naszego życia, z świata, po prostu przestają istnieć.
Elijah... Zakochiwała się w nim bez pamięci, szalała za nim, choć nie powinna. Skąd mogła wiedzieć, że zauroczy ją mężczyzna, któremu organizowała ślub? Czy ucieszył ja fakt, że do wesela nie doszło? Skłamałaby, jeśli odpowiedziałaby, że nie. Miała go na wyciągnięcie ręki, był obok niej, wspierał ja jak nikt inny, ona jednak uciekła od tego uczucia tak szybko, jak ono się pojawiło. Minęło odpowiednio dużo czasu, by o niej zapomniał, choć ona wciąż łapała się na jego osobie w swoich myślach. Bez zastanowienia wysłała wiadomość, była przekonana, że zmienił numer, ale chwilę potem usłyszała ten charakterystyczny dźwięk przychodzącej wiadomości. Odpisał. Poprosiła, aby przyjechał i odłożyła telefon na bok, nie brała pod uwagę tego, że mógłby to zrobić. Wróciła do swojego poprzedniego zajęcia, sprawnie chowając resztę rzeczy do pudła i dopijając ostatni łyk wina. Był już późny wieczór, a ona choć zmęczona nie potrafiła zasnąć, ostatnio w ogóle źle spała. Devon zabrała w końcu karton, zgasiła wszystkie światła i wyszła przed dom, aby odłożyć to wszystko pod jednym z śmietników, być może ktoś będzie przechodził i sobie to zabierze, być może komuś jeszcze te rzeczy się przysłużą.
Nagle oślepił ją blask samochodowych świateł i zrozumiała co się właśnie wydarzyło, nie mogła uwierzyć w to co widzi, nie mogła dopuścić do siebie myśli, że za chwilę może go zobaczyć. Odłożyła karton w wspomniane wcześniej miejsce i ruszyła w stronę auta, chwilę potem otwierała już drzwi i siadała na miejscu pasażera. Nie spojrzała na niego, nie potrafiła.
— Przyjechałeś — powiedziała dość cicho, dopiero wtedy zmieniając kierunek swojego spojrzenia. Dostrzegła go, nic się nie zmienił, wciąż wyglądał tak samo czarująco jak przy pierwszym ich spotkaniu.— Pewnie jest za późno na przeprosiny i jakiekolwiek wyjaśnienia, jednak chcę żebyś wiedział jak bardzo tego wszystkiego żałuję — jej słowa płynęły prosto z serca, alkohol nie miał w tym żadnej ingerencji, nie wypiła tak dużo, jak mógł to odebrać Elijah.
eli huxley
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
Devi