39 y/o, 189 cm
🐍 cichy pan do zadań specjalnych 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Czasami trzeba być wilkiem, by chronić się przed wilkami.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

1.
Patrick wszedł do klubu przez boczne drzwi, które znał jeszcze z czasów, gdy bywał tu regularnie. Miejsce nie zmieniło się zbyt wiele – te same wypolerowane marmurowe blaty przy barze, ten sam ciemny parkiet błyszczący od świateł, to samo miękkie światło padające z lamp nad lożami. Wszystko zaprojektowane tak, by nieco zacierać granice: między klientami a dziewczynami, między rozmową a interesem, między zabawą a kontrolą. Zapach był znajomy – mieszanka alkoholu, perfum i klimatyzacji pracującej na pełnych obrotach. Tłum kręcił się leniwie, parkiet pulsował światłem i ruchem, ale Patrick nie tracił czasu na obserwację dla przyjemności. Zatrzymał się na moment, by rozejrzeć się dokładnie. Znał schemat – najpierw kontrola otoczenia, potem dopiero ruch.
Podszedł do baru. Poprosił o szklankę wody z lodem i postawił banknot na ladzie, zanim barman zdążył zapytać, czy chce coś jeszcze. Zauważył dziewczynę, którą znał sprzed lat – wysoka, długie włosy, sztuczne rzęsy, charakterystyczny sposób poruszania się. Miała wtedy na imię Karla. Teraz mogła być „Ava” albo „Diamond”, ale twarz została ta sama. Obserwował, jak obsługuje klientów, jak przemyka między lożami, jak reagują na nią ochroniarze. Gdy skierowała się w stronę zaplecza, ruszył równolegle, ale inną ścieżką. Skrzyżowali się przy wejściu do korytarza technicznego. Zanim zdążył zadać Karli jakiekolwiek pytanie, pojawił się ochroniarz. Miał słuchawkę w uchu, krótkofalówkę przypiętą do pasa i posturę typowego faceta od egzekwowania zasad. Zatrzymał się tuż obok nich, spojrzał najpierw na Karlę, potem na Patricka. Krótka wymiana zdań, podniesione dłonie i musiał się wycofać. Wrócił do baru czując na sobie uważne spojrzenie ochroniarza. Myślał intensywnie o następnym kroku. Znał właściciela tego przybytku nazbyt dobrze i średnio mu się uśmiechało nawiązywać ponowny kontakt, ponieważ wiedział, czym to poskutkuje. Długiem. A u takich ludzi spłata nigdy nie była ani łatwa, ani szybka.



Darcy Bowman
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
33 y/o, 171 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Siedziała przy barze. Nie rzucała się w oczy w czarnej dopasowanej sukience, która nie odkrywała wcale więcej niż by wypadało, nie wzbudzała zainteresowania, nie była jedną z pracujących dziewczyn, nie wyglądała też do końca jak gość… prawdopodobnie nikt poza pracownikami lokalu nie wiedział kim była i na tym właśnie jej zależało. Nie lubiła chować się w biurze na tyłach klubu, za bardzo lubiła obserwować otoczenie. I teraz też obserwowała. Widziała jak mężczyzna siedzący na drugim końcu baru wstaje i rusza za jedną z dziewczyn. Poruszał się w taki sposób, że nie miała wątpliwości… to nie był przypadek, czy zbieg okoliczności. I miała rację. Kącik ust drgnął jej w kierunku uśmiechu, ludzie byli bardziej przewidywalni niż podejrzewali. Mężczyzna wrócił do baru, a po chwili u jej boku pojawił się członek ochrony z informacjami. Przesunął po blacie w jej stronę zdjęcie z kamer monitoringu, a ona spojrzała na twarz, która wydawała jej się dziwnie znajoma. Potrzebowała chwili lub dwóch, żeby odnaleźć ją we własnych wspomnieniach i połączyć kropki. Wydała kilka poleceń i odwróciła się do barmana, zamawiając kolejnego drinka.
A obok Patricka po chwili pojawiła się skąpo ubrana dziewczyna, która pochylając się wyszeptała mu do ucha zaproszenie do jednej z loży na tyłach klubu. I to było zaproszenie z gatunku tych, którym się nie odmawia, więc go tam po prostu zaprowadziła oraz dotrzymała towarzystwa. Cóż… na koszt firmy. Ale prawda była taka, że jej dotykalstwo miało zupełnie inny cel. Chciała go sprawdzić i raczej powinien się tego domyślić, bo dziewczyna po chwili po prostu zniknęła.
Przeszła na tył klubu, do tej zdecydowanie bardziej spokojnej części. Nie było tu przypadkowych osób, muzyka nie grała tak głośno, a ochrona była zdecydowanie bardziej dyskretna. Skinęła do ochroniarza, który zniknął z zasięgu wzroku, a ona wsunęła się na kanapę naprzeciwko Patricka. Przesunęła wzrokiem po jego twarzy, oceniając jak bardzo się zmienił w przeciągu tych kilku lat. Jednocześnie zastanawiała się, co tutaj robił i czego właściwie chciał. Nawet jeśli ją to zestresowało nie dała tego po sobie poznać. Jej twarz pozostawała niewzruszona, jakby wyprana z emocji. Jedynie w oczach… w oczach było znacznie więcej, ale nie znał jej na tyle dobrze, żeby móc to zauważyć.
- Możemy w czymś pomóc? – skoro chciał się dostać na zaplecze? Chciał z kimś porozmawiać? Czegoś się dowiedzieć? Jego życzenie zostało spełnione, a ona siedziała naprzeciwko, wbijając w niego ciemne tęczówki i uważnie go obserwując.



Patrick Voclain
gall anonim
39 y/o, 189 cm
🐍 cichy pan do zadań specjalnych 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Czasami trzeba być wilkiem, by chronić się przed wilkami.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nie okazał zaskoczenia, kiedy brunetka zajęła miejsce naprzeciwko. W tej części klubu wszystko działo się z jakiegoś powodu. Jeśli został tu zaproszony, to znaczyło, że ktoś wyciągnął go z tłumu celowo. Zachował milczenie przez chwilę, przyglądając się jej z tą samą neutralną miną, którą nosił na co dzień. Rozpoznał ją niemal od razu, choć od ich ostatniego spotkania minęły lata. Darcy. Kiedyś dziewczyna Daniela — za młoda i zbyt ładna, by pasować do tego świata. Ale Daniel lubił kontrasty. Zapamiętał ją jako tą cichą, która raczej milczała niż wtrącała się w rozmowy, która zawsze siadała bokiem, jakby chciała być obecna, ale nie przeszkadzać. Teraz siedziała przed nim pewna siebie, wpatrzona w niego z czymś więcej niż ciekawością.
Nie uśmiechnął się, nie kiwnął głową na powitanie. Po prostu odpowiedział spojrzeniem – uważnym, krótkim, mierzącym, takim, które zatrzymywało się na detalach. Drobna zmarszczka w kąciku oka. Delikatna biżuteria, kolor lakieru do poznokci. Inny sposób trzymania dłoni.
– Muszę porozmawiać z Danielem – powiedział w końcu, tonem suchym, bez emocji. Oparł przedramię o oparcie kanapy, ale nie rozluźnił się. Drugą rękę miał blisko uda, gdzie zwykle trzymał nóż – teraz go nie miał z oczywistych względów. Atak był luksusem na który nie mógł sobie w tej chwili pozwolić. Jego ciało było napięte. Drobne mikroekspresje, które ktoś znający się na rzeczy mógłby zauważyć – lewe ramię lekko cofnięte, jakby gotów był się podnieść w jednej chwili; wzrok nieznacznie uciekający co jakiś czas na wejście do strefy VIP; stare nawyki wyłaniały się na powierzchnię. Bez względu na okoliczności i miejsce, zachowywał się tak samo. Nawet w swoim domu, choć nigdy nie czuł się przywiązany do żadnych z czterech ścian. Najswobodniej czuł się w dziczy, zdany na łaskę innych drapieżników. Betonowa dżungla Toronto była jak nawrót starej choroby.
Zerknął jeszcze raz na Darcy, tym razem dłużej. Wyczuwał zmianę, lecz nie potrafił tego skonkretyzować. Pewne aspekty dotyczące kobiet stanowiły dla niego zagadkę. Nadal. Miał nadzieję, że Daniel do nich zaraz dołączy i reszta wieczoru potoczy się według znanego schematu. Nie wiedział jeszcze jak bardzo jest to nierealne.



Darcy Bowman
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
33 y/o, 171 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Muszę porozmawiać z Danielem.
Słowa mężczyzny na krótką chwilę sprawiły, że jej serce stanęło. To był żart? Test? Powinna się raczej zaśmiać, czy może wybuchnąć teatralnym płaczem, którego nie powstydziłaby się żadna porządna wdowa? A może potraktować to jako zniewagę, wyjść i kazać komuś go wyprosić? Przez ułamek sekundy rozważała różne opcje. Zmrużyła oczy i starała się przypomnieć sobie kiedy widziała go ostatni raz…
Dawno.
Nie wiedziała dlaczego zniknął. Nie pamiętała szczegółów i okoliczności, nie słyszała lub po prostu nikt o nich nie mówił. Mógł nie wiedzieć? Ale równie dobrze mógł przez ten czas siedzieć, teraz zawarł ugodę z policją i teraz chciał ją zniszczyć. Tylko dlaczego miałby tego chcieć? Ba! Nie miałby czym ją zniszczyć.
- Obawiam się, że to niemożliwe. – przerwała ciszę, która z jej perspektywy trwała wieczność, a w rzeczywistości zaledwie parę uderzeń serca. Zbyt szybkich. Zbyt nerwowych. Zacisnęła palce na krawędzi skórzanej kanapy, starając się jednocześnie by jednak jej twarz nie wyrażała zbyt dużo – Dawno cię u nas nie było… a trochę się pozmieniało.
Wyprostowała się, oparła się pewniej o kanapę, zmieniła nogi, przekładając jedną na drugą. A nawet się uśmiechnęła. No cóż… nie dało się ukryć, że się pozmieniało. Nie była pewna tylko, czy na lepsze. Jej złota klatka wcale się nie rozpłynęła razem ze śmiercią Daniela, ona po prostu przybrała inną formę. Tak jak ten klub, w którym w ciągu ostatniego roku zapanował zaskakujący spokój. Nie była tylko pewna jak długo ten stan się utrzyma.
- I to nie tak, że nie chcę Cię do niego zaprowadzić. Nie, Patsy, to nic osobistego. – przerwała, gdy na horyzoncie pojawiła się kelnerka z butelką szkockiej, szklankami z lodem i drinkiem dla Darcy. Postawiła zawartość na stoliku między nimi i bez słowa się oddaliła, a Bowman sięgnęła po swoją szklankę. Gestem dłoni wskazała, żeby się częstował – Na koszt firmy. Rozluźnij się. – dodała przekornie, uśmiechając się pod nosem i wracając do intensywnego wpatrywania się w mężczyznę jakby w ten sposób chciała się czegoś więcej dowiedzieć. Jakby chciała coś wyczytać z jego postawy, gestów, drgających mięśni… - Może ja mogę ci jakoś pomóc? - dlaczego to sobie robiła?
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.


Patrick Voclain
gall anonim
39 y/o, 189 cm
🐍 cichy pan do zadań specjalnych 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Czasami trzeba być wilkiem, by chronić się przed wilkami.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nawet nie spojrzał na szklankę. Jego wzrok pozostał utkwiony w Darcy, choć w rzeczywistości przemykał między szczegółami — pozycja jej ciała, oddech, napięcie w ramionach, sposób w jaki palce zacisnęły się na krawędzi kanapy, zanim się rozluźniła. Wyłapywał wszystko, jak zawsze ale odpowiedzi nadal brakowało.
Nie zareagował na jej słowa od razu. Cisza między nimi nie była niezręczna — raczej potrzebna. Każde jej zdanie analizował z osobna, jakby w głowie rozkładał je na czynniki pierwsze, testował pod światło, próbując dostrzec szczeliny, przez które mogłaby się przedrzeć prawda. "To niemożliwe." Nie "Daniel nie chce", nie "Daniel nie może teraz rozmawiać". Tylko to jedno, zamknięte zdanie. Jakby temat był definitywnie zakończony. Oparł się głębiej, nieznacznie, ledwie zauważalnie. Nie była to oznaka relaksu. Przeciwnie — przyjął pozycję, w której miał lepsze pole widzenia i większy kąt manewru. Jego ciało znało te układy automatycznie. Tak samo jak znało rytm bicia serca, który teraz przyspieszał, choć twarz pozostawała niezmiennie spokojna.
Zastanawiał się, co właściwie widzi. Darcy, kobieta sprzed lat, kiedyś stojąca w cieniu Daniela, teraz nie tylko siedziała naprzeciwko, ale operowała w przestrzeni, która wcześniej nie należała do niej. Czuła się tu pewnie. Wydawała polecenia, nie tłumaczyła się nikomu, nie patrzyła za ramię. Klub był jej — nie w sensie formalnym, ale funkcjonalnym. To była nowa rzeczywistość i Patrick zaczynał to rejestrować.
Zamiast mówić, przeniósł wzrok na powierzchnię stolika, na krople wody ściekające po butelce szkockiej. Obserwował ich rytm, jakby szukał w nich czegoś znajomego, jakiejś regularności. W rzeczywistości pozwalał sobie na kilka sekund, by przemyśleć kolejne słowa. Nanosił poprawki na swój plan. Nie lubił zmian, ani wielkich niewiadomych.
– Możesz pomóc opowiadając o zmianach, jakie zaszły. Jak zauważyłaś... Dawno mnie tu nie było – głos miał spokojny i łagodny.



Darcy Bowman
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
33 y/o, 171 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zagryzła lekko wargę, wpatrując się w mężczyznę po drugiej stronie stolika. Mogła pomóc opowiadając… zaśmiała się pod nosem, kręcąc lekko głową. Bo czy to nie najprostsze rozwiązanie? Po prostu powiedzieć, co wiedziała i wrócić do swojego życia. Szukał Daniela, nie jej. Jednak doświadczenie życiowe nauczyło ją czegoś innego. Najlepiej było trzymać język za zębami. Wtedy zawsze mniej bolało… zawsze.
Tylko, czy mężczyzna przed nią w ogóle planował zadać cios? Był dla niej zagadką. Jego obecność była zagadką. Ale także nieobecność…
- Oboje dobrze wiemy, że z takich opowieści nigdy nie wychodzi nic dobrego. Im mniej wiesz, tym lepiej sypiasz. – kącik ust drgnął jej w lekkim uśmiechu. Przyłożyła usta do krawędzi szerokiego kieliszka do martini. Upiła jego niewielki łyk i odstawiła go na stolik, a sama znowu się wyprostowała – A ja już bardzo dawno nie spałam dobrze. – dodała ciszej, jakby bardziej do siebie. Jakby na ułamek sekundy wychodząc z roli, którą odgrywała od lat. W której żyła od lat… była tą postacią, a ta postać była nią. Prawdziwa Darcy zniknęła lata temu.
- Mój mąż nie żyje. Od roku. To zaskakujące, że ta informacja do ciebie nie dotarła… byłam pewna, że takie informacje rozchodzą się szybciej niż choroby weneryczne wśród naszych polityków. – miała wrażenie, że półświatek kochał plotki tak samo mocno jak elity prostytutki, uznała to porównanie za wyjątkowo trafne. Tym bardziej, że miała okazję widywać w klubie przedstawicieli chyba wszystkich grup społecznych, wszystkich ugrupowań politycznych i doskonale wiedziała, że seks się sprzedaje. A na świecie chodziło tylko i wyłącznie o pieniądze. Tutaj również…
Znowu im przerwano. Jeden z klubowych ochroniarzy podszedł do Darcy i szepnął jej coś do ucha. Nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym, żeby zauważyć, że dziewczyna się wyraźnie spięła. Naturalnie spoważniała, ale jednocześnie w jej oczach pojawiło się coś, co spokojnie można byłoby nazwać strachem. Gdyby tylko wystarczająco dobrze ją znał.
- Myślę, że powinieneś już iść. – zwróciła się do Patricka, chłodno i starając się nie okazywać żadnych emocji. Nie zdążył jednak nawet drgnąć, gdy dołączyli do nich goście. Mało przyjemni goście. Jeden z przedstawicieli lokalnego półświatka ze swoim przydupasem.
No proszę… widzę, że wizyta nie w czas? – nawet jeśli to i tak chyba nieszczególnie się tym przejmował. Sam usiadł obok Darcy, a jego pomagier obok Patsa. Obaj usiedli zdecydowanie zbyt blisko, a naturalnym odruchem Bowman było przesunięcie się w stronę kogoś, kto jej nie odrzucał i w tym przypadku był to Voclain – Chciałem tylko wpaść zapytać, czy rozważyłaś moją propozycję, Kotku… a widzę, że kręcisz interesy na boku. Nieładnie. Kopę lat, co? – zarechotał, spoglądając na Patricka, jakby oczekiwał, że ten zaraz mu wyśpiewa, co tutaj robi. I to po takim czasie.
Darcy też na niego spojrzała. A jej spojrzenie było bardziej niż wymowne. A mówiłam, żebyś się zbierał.



Patrick Voclain
gall anonim
39 y/o, 189 cm
🐍 cichy pan do zadań specjalnych 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Czasami trzeba być wilkiem, by chronić się przed wilkami.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

W chwili, gdy padły słowa „mój mąż nie żyje”, Patrick nie drgnął. Zero zaskoczenia, zero emocji. Ale wewnątrz coś przesunęło się o milimetr. W planie, w układzie sił, w mapie wpływów, którą miał w głowie od lat — Daniel był wciąż obecny. Teraz należało ten punkt wymazać. Nie skomentował tej informacji. Wystarczyło jedno jego spojrzenie — krótkie, konkretne, jakby ważył słowo „mąż” i to, w jaki sposób Darcy je wypowiedziała. Przemykały mu przez głowę różne scenariusze. Zabójstwo? Choroba? Wewnętrzna czystka? Czy może ktoś, kto chciał przejąć schedę, dopilnował, by Daniel zniknął? Nie wiedział.
Zwrócił uwagę na ochroniarza, na Darcy, której postawa uległa zmianie. Już to widywał w różnej kombinacji. Gdy powiedziała, że powinien iść, kiwnął głową niemal niezauważalnie. Zrozumiał komunikat, lecz nie zamierzał odchodzić bez tego, po co tu przyszedł. Jego odpowiedź miała już paść, kiedy im przerwano.

Weszli bez ceregieli, jakby miejsce należało do nich. Jeden większy, ubrany w skórę, perfumowany tanim zapachem, z uśmiechem, który nie sięgał oczu. Drugi mniejszy, ale zbyt pewny siebie — typ przydupasa, który robi bałagan, zanim zdąży się go o to poprosić. Patrick spojrzał tylko raz, krótkim ruchem oczu.
Sięgnął do wnętrza kurtki, z taką powolnością, że każdy ruch był czytelny, ostentacyjnie bezpieczny – i wyjął sygnet. Obrócił go w palcach, nim wsunął go na palec – jakby dopiero sobie o nim przypomniał. Symbol był prosty, dyskretny, ale dla tych, którzy znali układ – wymowny. Przynależność. Status. Historia. Znaczenie.

– Wchodzenie w rozmowę nieproszonym zwykle kończyło się gorzej niż odmową. Ale może nowa generacja stawia na inne wartości – odpowiedział chłodno; przeniósł wzrok na dłoń mężczyzny, potem z powrotem na twarz. Jego głos nie był ani głośny, ani szczególnie groźny. Zachowanie Darcy, słowa o propozycji, wyklarowały w głowie Voclaina jasny przekaz. Połączył kropki. Daniel nie żył, a sępy krążyły. Nie miał pojęcia o żałobie w kontekście mafijnego wdowieństwa, te pytania musiał odłożyć na później. Pieniądze i wpływy, nieodłączne pragnienia.
– Cokolwiek proponowałeś pani Bowman jest już nieistotne – pogładził sygnet gestem tak swobodnym, że mogłoby uchodzić to za przypadek – Dlatego pozwolę tobie i twojemu koleżce wyjść i jeśli zrobisz to szybko to może puszczę w niepamięć nasze spotkanie i zapomnę o nim wspomnieć mojemu capo.

Później, jeszcze wielokrotnie będzie przerabiał w głowie tę scenę i zastanawiał się, dlaczego nie wyszedł. Ani dlaczego ich tam nie zabił, bo choć opcja numer dwa była brutalna, krwawa i stwarzała dodatkową robotę w postaci utylizacji dowodów, to rozwiązywała problem. Zachciało się jednak dyplomacji i słów, które oznaczały zaangażowanie. Obietnice. Za dużo informacji. Bo teraz wszyscy już będą wiedzieć, że wrócił.


Darcy Bowman
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
33 y/o, 171 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie chciała eskalacji. Trudno było jej się pozbyć starych nawyków… zawsze milczała. Teraz też obserwowała, próbowała zapanować nad przyspieszonym tętnem i własnymi emocjami. To był jej bałagan, powinna umieć go sama posprzątać. Nie potrzebowała do tego księcia w lśniącej zbroi. A już na pewno nie potrzebowała do tego Patricka. Doskonale wiedziała, że to jak spaść z deszczu pod rynnę, bo w gruncie rzeczy niczym nie różnił się od reszty tego towarzystwa. Oprócz tego, że nie patrzyła na niego z takim samym obrzydzeniem jak na tych dwóch…
- Driscoll… – odezwała się, a jej głos zabrzmiał zaskakująco pewnie. Sama była pod wrażeniem, bo w środku ani trochę nie była pewna. Nieprzyjemny dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa, gdy męskie spojrzenie przesunęło po jej sylwetce, gdy ściągnęła na siebie jego uwagę. Nawet się z tym nie krył. - Powiedziałam ci raz, że nie jestem zainteresowana twoją ofertą. Nie lubię się powtarzać. Więc tak, teraz wyjdziecie. – zacisnęła wargi i naprawdę miała nadzieję, że cała ta farsa się w tym momencie skończy.
Zamiast tego jednak mężczyzna zacmokał i pokręcił z dezaprobatą głową, uśmiechając się głupkowato – Kotek... – aż ją przeszły ciarki i żałowała, że samo to nie mogła przynajmniej złamać mu nosa – To dobra oferta. Pozbędziesz się problemu, nie będziesz musiała znosić takich gości jak my, czy on. A jak tak bardzo lubisz to miejsce to możesz wrócić na poprzednią posadę. Robiłabyś furorę. Nie mówiąc o tym, że chętnie poznałbym twoje ukryte talenty… musisz je mieć skoro teraz tutaj siedzimy, a ty nie kręcisz tyłkiem. Rozmawiamy. – prychnął i znowu zarechotał, a Darcy zacisnęła dłoń w pięść tak mocno, że kostki jej pobielały. Nie drgnęła jednak, a Driscoll spojrzał na Voclaina – Wyszedłeś z podziemi i myślisz, że ciągle masz tu coś do powiedzenia? Nie będziesz mi groził. – wycedził przez zęby, chociaż głupkowaty wyraz jego twarzy wcale się nie zmienił. Jakby był przymocowany na stałe. I drgnął, a na stole znalazła się jego dłoń zaciskająca się na broni – Naprawdę uważasz, że warto? – wskazał podbródkiem na Darcy, dając jasno do zrozumienia, że chodziło o nią, że nie warto było się wtrącać. Przecież była nikim.
I Bowman doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nikt nie musiał jej tego mówić.
- Dość! Wynoś się... – znowu zwróciła na siebie uwagę mężczyzn, zupełnie ignorując fakt, że na stole leżała wymierzona w nich broń. Na stole nad którym się teraz pochylała w kierunku Driscolla tak, żeby doskonale widział jej skupioną twarz – I pojawisz się tu jeszcze raz, a będzie to twój ostatni raz. – rzuciła cicho, ale zupełnie poważnie. Była pewna, że ją usłyszał, bo jego oczy się zwęziły, a uśmiech trochę oklapł. Ciągle jednak nie zdjął palca z broni.


Patrick Voclain
gall anonim
39 y/o, 189 cm
🐍 cichy pan do zadań specjalnych 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Czasami trzeba być wilkiem, by chronić się przed wilkami.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Spojrzał na broń, która spoczywała na blacie. Nie był zaskoczony. Spodziewał się, że prędzej czy później któryś z tych dwóch wpadnie na idiotyczny pomysł. Na jego twarzy nie zadrgał nawet jeden mięsień. Głowa pozostawała lekko przechylona, wzrok spokojny, niemal obojętny. Patrzył na Driscolla tak, jak patrzy się na niezgaszony papieros w pobliżu stacji benzynowej — z gotowością na szybką reakcję.
Szacował co może zrobić, lecz za każdym razem Bowman stanowiła przeszkodę w postaci ewentualnej ofiary. Nie lubił ofiar w cywilach, unikał tego jak ognia, czasami wręcz go to paraliżowało przed podjęciem decyzji. Teraz obecność Darcy mu przeszkadzała. Przysłuchiwał się jej słowom, przyglądał próbom narzucenia swojej woli i wyjścia z sytuacji z twarzą kogoś, kto ma tu ostatnie zdanie. Nie była jednak mężczyzną; nie była Danielem, co tacy jak Driscoll zamierzali wykorzystać.
Pochylił się nieznacznie przodu, kładąc dłonie na widoku. Sygnet na jego palcu zabłysnął w świetle lampy.

– Powtórzę ostatni raz. Cokolwiek proponowałeś pani Bowman, jest już nieistotne – patrzył na facjatę Driscolla bez mrugnięcia, by po chwili spojrzeć na pistolet – Naprawdę uważasz, że warto? – posłużył się jego własnymi słowami, tym razem były podszyte ironią, bo obaj wiedzieli jaka była odpowiedź. Nie bał się śmierci i było to widoczne. Można było do niego mierzyć, grozić, werbalizować ataki, a i tak pozostawał niewzruszony, tak jakby jakaś jego część świadomości była popusta. Niesprawna. W półświatku taka cecha była atutem, o ile nie marzeniem każdego gangstera wychowanego na Ojcu Chrzestnym. Spaczyło go wojsko, a zabijanie na zlecenie jedynie pogłębiło problem. Nie potrzebował do tego psychiatry.
– Wydaje mi się, że twój towarzysz popiera pomysł odejścia stąd z godnością – choć mówił o siedzącym obok przydupasie, cały czas patrzył na Driscolla. Wyczuwał napięcie i nerwowość; przynajmniej jeden z nich wykazywał się zdrowym rozsądkiem i miał świadomość, że to jest ten Voclain.
Przyjdziemy tu innym razem! – odparł nerwowo, zezując to na kumpla, to na Darcy i Patricka.




Darcy Bowman
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
33 y/o, 171 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie mogła nie czuć frustracji. Jej słowa nie miały tu najmniejszego znaczenia i chociaż zdawała sobie sprawę, że nie była Danielem i nawet być nim nie próbowała to… to szlag ją trafiał, że jej słowa zazwyczaj pozostawały bez reakcji. Gdzieś tam z tyłu głowy miała świadomość, że stałoby się inaczej, gdyby w końcu faktycznie zrobiła coś, co by ją uwiarygodniło. Tylko, że… nie była taka. Nie potrafiła tego. I to denerwowało ją jeszcze bardziej. Więc teraz, gdy Patrick się odezwał i wywołało to reakcję na jej gościach znowu tylko mocniej zacisnęła dłoń na siedzisku kanapy. Ale nic więcej nie powiedziała. Obserwowała jak mężczyźni wstają od stolika, jeszcze się odgrażają, jeszcze wymachują bronią, jeszcze kilkukrotnie powtórzyli jej, że na pewno przyjdą i ma czas na zmianę zdania. Ta…
Odprowadziła ich wzrokiem, zacisnęła lekko szczękę i dała sobie chwilę lub dwie. Zaledwie moment zanim znowu wróciła spojrzeniem do Voclaina. Nie od razu jednak się odezwała. Jakby na kolejny ułamek sekundy zabrakło jej słów, jakby do końca nie wiedziała, co chce powiedzieć. Bo szczerze mówiąc nie wiedziała. Powinna poruszyć temat tego, co się właśnie stało? Oh, a może powinna podziękować? Na samą tą myśl przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, bo nie chciała dziękować. Nie chciała mieć długów. Nie była pieprzoną damą w opałach.
- Dlaczego szukałeś Daniela? – w końcu się odezwała, całkowicie ignorując wszystko, co przed chwilą się zadziało. Jak gdyby nigdy nic. Odgarnęła włosy z twarzy, na krótką chwilę rozejrzała się po najbliższej okolicy jakby znowu oczekiwała jakiegoś ataku, ale ostatecznie wróciła do mężczyzny i to w nim utkwiła uważne spojrzenie – Po co przyszedłeś? – ciekawość to jedno, ale w ten sposób też chciała przejść do sedna. W końcu to nie była przyjacielska pogawędka, a ewidentnie nie znała wszystkich koneksji Daniela.



Patrick Voclain
gall anonim
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Fifth Social Club”