-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
To nie było zaskoczeniem, że mieli zupełnie inne poglądy na pewne, nawet najprostsze rzeczy. Chociaż nie znała jego przeszłości. Nie wiedziała jak został wychowany, chociaż mając swoje spostrzeżenia, mogła się w jakiś sposób domyślać. Chociaż wiadomo, że mogło to odbiegać mocno od prawdy. Niemniej jego środowisko było zupełnie różne od jej. Może gdyby urodziła się mężczyzną, jej życie wyglądałoby o wiele lepiej, jak jej braci, którzy mieli pełną wolność w wyborach i nie byli ograniczani oraz poniżani na żadnym kroku. Mogli ukończyć studia, wybrać sobie z kim chcieli spędzić życie… nawet jeśli druga osoba tego nie chciała. Mogli pracować, wyjeżdżać kiedy chcą i gdzie chcą. A ona? Przez całe życie nie wiedziała, że ma taką możliwość. I że w ogóle kiedykolwiek będzie ją mieć. Dlatego jej „odskocznie” były tak dziecinnie proste dla normalnego człowieka, gdzie dla niej były balansem na krawędzi.
Nie kłamała. Była nim zafascynowana. Na dobrą sprawę od samego początku. Odkąd tylko zaczęła z nim rozmowę. Jako człowiek, który przeprowadzał ich wiele, a także sporo obserwował na wszelkich imprezach, bo to było jej główne zajęcie, to dość szybko doszła do wniosku, że nowy szef jej męża jest zupełnie inny od reszty tego zapatrzonego w siebie środowiska. I jak się okazało dość szybko, nie myliła się. Tak początkowy pociąg fizyczny, przerodził się też w coś więcej.
Z tego też powodu teraz zamieszkiwała Kanadę.
Nie skomentowała jego odpowiedzi. Przyjęła ją po prostu do wiadomości. Skoro nie miał czegoś, co miałoby go przerażać, to mogło oznaczać, że był niebezpieczny. Czuła, jak jakaś nitka fascynacji napięła się u niej mocniej. Ponoć żaden mechanizm nie był idealny i nawet najdoskonalszy może się zaciąć. Ale podobno miał być na to przygotowany.
Oparła się wygodniej bokiem o ściankę jacuzzi, a kącik ust jej drgnął w odpowiedzi na jego słowa.
— Nie miałam na myśli pańskiej statystyki, tylko ogólnej, ale… bardzo podoba mi się ta odpowiedź — przyznała. W końcu nie chodziło o to, że miałaby być kolejną na jego liście, chociaż domyślała się, że z jego podejściem oraz aparycją, miał cały wianuszek kobiet, które by za nim poleciały. Niemniej utarło się, że kobieta, która jest kimś zainteresowana, zrobi wszystko, aby to zainteresowanie podtrzymać. Dlatego robiły wszystko, aby kogoś przy sobie utrzymać. — W zasadzie jest lepsza niż się spodziewałam. — Zapewne dlatego ją tak fascynował. Bo chociaż nie prosiła o żadne potwierdzenie, że jest na pewien sposób ważna, to je dostała. Co ciekawe, było to na tyle silne, że faktycznie poczuła się połechtana. A nawet mąż przez lata małżeństwa nie mówił jej tego typu rzeczy, no ale tam była po prostu pewnikiem. Nikt nie musiał jej niczego mówić, bo była narzędziem za które zapłacono i miała po prostu wywiązywać się ze swoich obowiązków.
No chyba, że publicznie. Wtedy nie oszczędzał na słowach.
Uśmiechnęła się, kiedy miała dostać to co chciała, bo oczekiwała, że z tego również się wymiga w swój elokwentny sposób. Ale nie. Dostała nie tylko zapewnienie o szacunku, ale także fakt o nim, który był dość zaskakujący. Zaciekawiła się, a może nawet w pewien sposób podekscytowała.
Przechyliła lekko głowę, jakby właśnie usłyszała coś wartego zapamiętania.
— Mogłoby to być całkiem przerażające, gdyby nie to, że potrafi pan imitować emocje lepiej, niż niejeden człowiek, który je naprawdę przeżywa. — Jak chociażby Subin czy jego świta. Chociaż z drugiej strony, Renoir był zawsze opanowany, ale skoro nie czuł, nie powinien był robić wielu gestów, które mogłyby świadczyć o czymś innym. A on robił to perfekcyjnie. — A może powinno mnie to przerażać, że tak dobrze je pan odtwarza. — Nie czuł tak jak ona. Nie bała się tego, a może powinna. — Wydaje się pan jednak rozumieć to, czego pan nie czuje. — Może przeczuwała to od początku, bo przecież było coś w jego ruchach i jego technicznym opanowaniu. Jakby każda emocja, działanie i uśmiech były doskonale skrojone pod daną okoliczność, a jego reakcje nie wypływały z wnętrza, tylko były konsekwencją algorytmu.
Dla wielu to co powiedział, byłoby ostrzeżeniem. Ale nie dla niej.
— Czy to znaczy, że nigdy nie musi się pan hamować? Nie musi walczyć z tym, co może być przytłaczające? Nie rozprasza pana namiętność, ani ból, ani ten impuls, który każe mówić czy robić głupie rzeczy, których mogą potem żałować? — Bo to było przecież ludzkie. Ludzie poddawali się emocjom, które nie raz ich przytłaczały. A skoro miał ich nie czuć, to oznaczałoby, że nie działa jak maszyna, bo się tego nauczył, tylko po prostu taki był. Od zawsze. — To musi dawać… niezwykłą przewagę. Ale czy to znaczy też, że jest pan całkowicie nietykalny? — Że nikt nie byłby w stanie go zranić i dotknąć tak, aby to odczuł? Nie mógł zastraszyć? A może było coś, co chciałby, żeby ktoś jednak poruszył? Chociaż czy w takim wypadku, on w ogóle odczuwa pragnienia tego typu, czy działał jak zaprogramowana na sukces maszyna?
Giovanni Salvatore
Nie kłamała. Była nim zafascynowana. Na dobrą sprawę od samego początku. Odkąd tylko zaczęła z nim rozmowę. Jako człowiek, który przeprowadzał ich wiele, a także sporo obserwował na wszelkich imprezach, bo to było jej główne zajęcie, to dość szybko doszła do wniosku, że nowy szef jej męża jest zupełnie inny od reszty tego zapatrzonego w siebie środowiska. I jak się okazało dość szybko, nie myliła się. Tak początkowy pociąg fizyczny, przerodził się też w coś więcej.
Z tego też powodu teraz zamieszkiwała Kanadę.
Nie skomentowała jego odpowiedzi. Przyjęła ją po prostu do wiadomości. Skoro nie miał czegoś, co miałoby go przerażać, to mogło oznaczać, że był niebezpieczny. Czuła, jak jakaś nitka fascynacji napięła się u niej mocniej. Ponoć żaden mechanizm nie był idealny i nawet najdoskonalszy może się zaciąć. Ale podobno miał być na to przygotowany.
Oparła się wygodniej bokiem o ściankę jacuzzi, a kącik ust jej drgnął w odpowiedzi na jego słowa.
— Nie miałam na myśli pańskiej statystyki, tylko ogólnej, ale… bardzo podoba mi się ta odpowiedź — przyznała. W końcu nie chodziło o to, że miałaby być kolejną na jego liście, chociaż domyślała się, że z jego podejściem oraz aparycją, miał cały wianuszek kobiet, które by za nim poleciały. Niemniej utarło się, że kobieta, która jest kimś zainteresowana, zrobi wszystko, aby to zainteresowanie podtrzymać. Dlatego robiły wszystko, aby kogoś przy sobie utrzymać. — W zasadzie jest lepsza niż się spodziewałam. — Zapewne dlatego ją tak fascynował. Bo chociaż nie prosiła o żadne potwierdzenie, że jest na pewien sposób ważna, to je dostała. Co ciekawe, było to na tyle silne, że faktycznie poczuła się połechtana. A nawet mąż przez lata małżeństwa nie mówił jej tego typu rzeczy, no ale tam była po prostu pewnikiem. Nikt nie musiał jej niczego mówić, bo była narzędziem za które zapłacono i miała po prostu wywiązywać się ze swoich obowiązków.
No chyba, że publicznie. Wtedy nie oszczędzał na słowach.
Uśmiechnęła się, kiedy miała dostać to co chciała, bo oczekiwała, że z tego również się wymiga w swój elokwentny sposób. Ale nie. Dostała nie tylko zapewnienie o szacunku, ale także fakt o nim, który był dość zaskakujący. Zaciekawiła się, a może nawet w pewien sposób podekscytowała.
Przechyliła lekko głowę, jakby właśnie usłyszała coś wartego zapamiętania.
— Mogłoby to być całkiem przerażające, gdyby nie to, że potrafi pan imitować emocje lepiej, niż niejeden człowiek, który je naprawdę przeżywa. — Jak chociażby Subin czy jego świta. Chociaż z drugiej strony, Renoir był zawsze opanowany, ale skoro nie czuł, nie powinien był robić wielu gestów, które mogłyby świadczyć o czymś innym. A on robił to perfekcyjnie. — A może powinno mnie to przerażać, że tak dobrze je pan odtwarza. — Nie czuł tak jak ona. Nie bała się tego, a może powinna. — Wydaje się pan jednak rozumieć to, czego pan nie czuje. — Może przeczuwała to od początku, bo przecież było coś w jego ruchach i jego technicznym opanowaniu. Jakby każda emocja, działanie i uśmiech były doskonale skrojone pod daną okoliczność, a jego reakcje nie wypływały z wnętrza, tylko były konsekwencją algorytmu.
Dla wielu to co powiedział, byłoby ostrzeżeniem. Ale nie dla niej.
— Czy to znaczy, że nigdy nie musi się pan hamować? Nie musi walczyć z tym, co może być przytłaczające? Nie rozprasza pana namiętność, ani ból, ani ten impuls, który każe mówić czy robić głupie rzeczy, których mogą potem żałować? — Bo to było przecież ludzkie. Ludzie poddawali się emocjom, które nie raz ich przytłaczały. A skoro miał ich nie czuć, to oznaczałoby, że nie działa jak maszyna, bo się tego nauczył, tylko po prostu taki był. Od zawsze. — To musi dawać… niezwykłą przewagę. Ale czy to znaczy też, że jest pan całkowicie nietykalny? — Że nikt nie byłby w stanie go zranić i dotknąć tak, aby to odczuł? Nie mógł zastraszyć? A może było coś, co chciałby, żeby ktoś jednak poruszył? Chociaż czy w takim wypadku, on w ogóle odczuwa pragnienia tego typu, czy działał jak zaprogramowana na sukces maszyna?
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
Zawsze wiedział, co powiedzieć.
Wystarczyła mu krótsza, czasem dłuższa, obserwacja konkretnego środowiska, zachowań osoby i, po prostu, słuchanie jej i czytanie między wierszami, aby rozpoznać się w tym, co chciała usłyszeć. W tym, czego jej brakowało. Ludzie się zdradzali, mniej lub bardziej. Jedni się maskowali – mniej lub brdziej. Ale dla osoby wyprutej z emocji, które nierzadko zakrzywiały to spojrzenie, a także dla ludzi z taką pasją, w dodatku wieloletnią, a nawet jeszcze dłuższą, wszystko zdawało się czytelne.
No, może nie wszystko.
Znaczna, znaczna większość.
Więc posłał jej tylko minimalistyczny uśmiech.
Chociaż w jej przypadku nie było to tylko to, co chciałaby usłyszeć. Była to też prawda, bo pamiętał te rzeczy, o których mówił. I to było znaczące. Bo zwykle kobiety, z którymi bywał, sprowadzały się właśnie tylko do ciała. Relacja była płytka. A on zapominał po wszystkim jak miały na imię lub nawet w ogóle o to nie pytał. Jeśli chodziło o nią, to potrafił wskazać, co ją interesowało i co lubiła. Potrafił też wskazać, za czym właśnie nie przepadała. Znał jej imię, znał jej obawy i znał to, przez co przechodziła. I, mimo spełnionej już kiedyś cielesności, nie zapomniał o niej i nie odciął się od niej. A jednocześnie nie zostawiał jej tylko przy sobie, aby móc raz kolejny sięgnąć po jej ciało. Bo to faktycznie były już dwa miesiące, w których rozgrywała się gra intelektów a nie ciał.
Co nie zmieniało faktu, że nie tęsknił – tylko metaforycznie – za jej nagością.
— To raczej znak, że ktoś jest niebezpieczny. — I nie miał problemu z przyznaniem tego na głos. Zdawał sobie sprawę, że był niebezpieczny, bo miał kontrolę nad samym sobą. Ludzie ją często tracili przez emocje i w wyniku impulsów, przez nie wywołanych, podejmowali nierzadko głupie i godnie pożałowania decyzje. Logika zanikała i ustępowała emocjonalności.
— Rozumiem, bo spędziłem lata na poznawaniu ludzi i ich psychiki. Studiowałem i pogłębiałem wiedzę z zakresu psychologii. Rozumiem, co ludzie czują. Wiem, skąd się to bierze. Ale po prostu nie odczuwam tego tak głęboko jak inni. Emocje we mnie są blade i często niezauważalne. — Tak działała jego psychika. W wyniku zaburzenia, z którym się urodził, a które być może pogłębiło się przez tragiczną śmierć rodziców, był pozbawiony możliwości odczuwania tego wszystkiego głębiej.
Dla jednych to będzie przewaga, dla innych przekleństwo. Dla niego to było po prostu jedno i drugie. Choć to drugie, do niedawna, ledwo odczuwalne. Metkę przekleństwa dostało dopiero wtedy w Tajlandii. Kiedy miał Navi przed sobą taką kruchą i zmarnowaną. A nie poczuł znowu niczego głębokiego.
— To znaczy — pociągnął za nią, kiedy wylała na niego swoje pytania i przemyślenia — że nie działam według impulsu. A nic we mnie nie jest głębokie. Kiedy pytasz, co lubię, to odpowiadam, że nie ma dla mnie to znaczenia. Bo ludzie bardzo często to, co lubią, wiążą z jakąś emocją. Nie zawsze. Ale na przykład lubią iść na plażę, bo dzięki słońcu czują się szczęśliwi albo mają jakieś miłe wspomnienie z tym związane. Mówią, że lubią dany utwór, bo kojarzy im się z czymś dobrym. Unikają jakiegoś miejsca, bo wspomnienie o nim budzi emocje. Strach czy złość. I tak jak powiedziałem ci już kiedy – nie ma we mnie głębi, której szukasz. To nie było naciągane, ani nie był to tekst z taniego romansu, Navi. Po prostu chodzi o to, że w wymiarze emocjonalnym jestem zwyczajnie płytki. Coś może mi się podobać, bo jest estetyczne albo jedzenie ma ciekawą teksturę. Ale jak usłyszę kolejnym razem, że tej potrawy nie ma, to nie mam problemu ze zmianą wyboru. — Powtórzył w zsadzie to, co powiedział wcześniej. Tyle że teraz zdawało się to nabierać nieco więcej sensu. — To, że emocje nie dyktują mi działań to przewaga. Całkiem spora. Nie podejmę nigdy decyzji w oparciu o to, co właśnie poczułem. Przekalkuluję wszystko spokojnie i wybiorę to, co jest logiczne i się opłaca. — Sięgnął w tym momencie po butelkę szampana, którą zostawił wcześniej na stoliku, aby uzupełić najpierw jej kieliszek, a później swój. — Ale to też pewne przekleństwo. Zdarzyło mi się zastanawiać, jak to jest czuć. Mogę sobie to wyobrazić, ale to tylko teoria. Potrafiłabyś sobie wyobrazić jak coś będzie smakować zgodnie z opisem w książce kucharskiej, ale dopóki tego nie spróbujesz, to nie będziesz wiedziała, jakie to jest. Chociaż to nie jest najlepsze porównanie. W skład jakiejś potrawy będą wchodziły składniki, których smak już znasz, więc to łatwiejsze.
Navi Yun
Wystarczyła mu krótsza, czasem dłuższa, obserwacja konkretnego środowiska, zachowań osoby i, po prostu, słuchanie jej i czytanie między wierszami, aby rozpoznać się w tym, co chciała usłyszeć. W tym, czego jej brakowało. Ludzie się zdradzali, mniej lub bardziej. Jedni się maskowali – mniej lub brdziej. Ale dla osoby wyprutej z emocji, które nierzadko zakrzywiały to spojrzenie, a także dla ludzi z taką pasją, w dodatku wieloletnią, a nawet jeszcze dłuższą, wszystko zdawało się czytelne.
No, może nie wszystko.
Znaczna, znaczna większość.
Więc posłał jej tylko minimalistyczny uśmiech.
Chociaż w jej przypadku nie było to tylko to, co chciałaby usłyszeć. Była to też prawda, bo pamiętał te rzeczy, o których mówił. I to było znaczące. Bo zwykle kobiety, z którymi bywał, sprowadzały się właśnie tylko do ciała. Relacja była płytka. A on zapominał po wszystkim jak miały na imię lub nawet w ogóle o to nie pytał. Jeśli chodziło o nią, to potrafił wskazać, co ją interesowało i co lubiła. Potrafił też wskazać, za czym właśnie nie przepadała. Znał jej imię, znał jej obawy i znał to, przez co przechodziła. I, mimo spełnionej już kiedyś cielesności, nie zapomniał o niej i nie odciął się od niej. A jednocześnie nie zostawiał jej tylko przy sobie, aby móc raz kolejny sięgnąć po jej ciało. Bo to faktycznie były już dwa miesiące, w których rozgrywała się gra intelektów a nie ciał.
Co nie zmieniało faktu, że nie tęsknił – tylko metaforycznie – za jej nagością.
— To raczej znak, że ktoś jest niebezpieczny. — I nie miał problemu z przyznaniem tego na głos. Zdawał sobie sprawę, że był niebezpieczny, bo miał kontrolę nad samym sobą. Ludzie ją często tracili przez emocje i w wyniku impulsów, przez nie wywołanych, podejmowali nierzadko głupie i godnie pożałowania decyzje. Logika zanikała i ustępowała emocjonalności.
— Rozumiem, bo spędziłem lata na poznawaniu ludzi i ich psychiki. Studiowałem i pogłębiałem wiedzę z zakresu psychologii. Rozumiem, co ludzie czują. Wiem, skąd się to bierze. Ale po prostu nie odczuwam tego tak głęboko jak inni. Emocje we mnie są blade i często niezauważalne. — Tak działała jego psychika. W wyniku zaburzenia, z którym się urodził, a które być może pogłębiło się przez tragiczną śmierć rodziców, był pozbawiony możliwości odczuwania tego wszystkiego głębiej.
Dla jednych to będzie przewaga, dla innych przekleństwo. Dla niego to było po prostu jedno i drugie. Choć to drugie, do niedawna, ledwo odczuwalne. Metkę przekleństwa dostało dopiero wtedy w Tajlandii. Kiedy miał Navi przed sobą taką kruchą i zmarnowaną. A nie poczuł znowu niczego głębokiego.
— To znaczy — pociągnął za nią, kiedy wylała na niego swoje pytania i przemyślenia — że nie działam według impulsu. A nic we mnie nie jest głębokie. Kiedy pytasz, co lubię, to odpowiadam, że nie ma dla mnie to znaczenia. Bo ludzie bardzo często to, co lubią, wiążą z jakąś emocją. Nie zawsze. Ale na przykład lubią iść na plażę, bo dzięki słońcu czują się szczęśliwi albo mają jakieś miłe wspomnienie z tym związane. Mówią, że lubią dany utwór, bo kojarzy im się z czymś dobrym. Unikają jakiegoś miejsca, bo wspomnienie o nim budzi emocje. Strach czy złość. I tak jak powiedziałem ci już kiedy – nie ma we mnie głębi, której szukasz. To nie było naciągane, ani nie był to tekst z taniego romansu, Navi. Po prostu chodzi o to, że w wymiarze emocjonalnym jestem zwyczajnie płytki. Coś może mi się podobać, bo jest estetyczne albo jedzenie ma ciekawą teksturę. Ale jak usłyszę kolejnym razem, że tej potrawy nie ma, to nie mam problemu ze zmianą wyboru. — Powtórzył w zsadzie to, co powiedział wcześniej. Tyle że teraz zdawało się to nabierać nieco więcej sensu. — To, że emocje nie dyktują mi działań to przewaga. Całkiem spora. Nie podejmę nigdy decyzji w oparciu o to, co właśnie poczułem. Przekalkuluję wszystko spokojnie i wybiorę to, co jest logiczne i się opłaca. — Sięgnął w tym momencie po butelkę szampana, którą zostawił wcześniej na stoliku, aby uzupełić najpierw jej kieliszek, a później swój. — Ale to też pewne przekleństwo. Zdarzyło mi się zastanawiać, jak to jest czuć. Mogę sobie to wyobrazić, ale to tylko teoria. Potrafiłabyś sobie wyobrazić jak coś będzie smakować zgodnie z opisem w książce kucharskiej, ale dopóki tego nie spróbujesz, to nie będziesz wiedziała, jakie to jest. Chociaż to nie jest najlepsze porównanie. W skład jakiejś potrawy będą wchodziły składniki, których smak już znasz, więc to łatwiejsze.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
On był niesamowicie fascynujący.
Nie spotkała drugiej takiej osoby, która mogłaby ją na tyle zainteresować, aby chcieć zostać na dłużej. Przez jej życie przewijali się ludzie z podobnych środowisk, tam gdzie królował patriarchat. Może to przez to wydawał się taki ciekawy? Że traktował ją po ludzku? A może jednak chodziło o coś innego. Bo od początku wiedziała, że jest inny niż każdy kogo poznała. I teraz miało się okazywać, że dobrze jej się wydawało. Nie czuł, ale przecież rozumiał. To rozróżnienie fascynowało ją najbardziej. Bo oto siedział obok niej ktoś, kto znał wszystkie kolory palety emocji, ale sam widział świat w odcieniach szarości. Kto potrafił powiedzieć, że coś powinno być czerwone, albo niebieskie, ale sam nigdy nie był w stanie ich odróżnić.
Sama czasem nie rozumiała swoich uczuć, a on wydawał się je definiować doskonale.
Fakt, że nie czuł na takim poziomie co inni, był mocno niespotykany. Mogłaby pomyśleć, że przesadza, gdyby poznała go dzisiaj. Znała go jednak już jakiś czas, więc wiedziała jak mniej więcej funkcjonuje. Jak się zachowuje. Jakie ma schematy postępowania. Czego mogła się po nim spodziewać, jakich reakcji. I wiedziała, że nie przesadza, tylko mówi poważnie. Była w stanie uwierzyć, że kompletnie nic nie czuje. Że nie odczuwa tych samych emocji co ona. To by też wiele tłumaczyło i dopełniało pewne podejrzenia, które miałaby wobec niego.
I odpowiadało na kilka pytań.
Ale co to znaczyło? Że ludzie byli dla niego tylko swego rodzaju tłem? Dekoracją, którą można się było posługiwać? Bo skoro nie odczuwał czegoś takiego jak przywiązanie ani miłość, to w ogóle potrzebował kogoś przy sobie? Odczuwał coś takiego jak samotność? Czy tylko zaspokajanie potrzeb? I jeśli to drugie, to dlaczego w zasadzie ją przy sobie trzymał tyle czasu. Czy po prosty fascynacja była na tyle silna?
Nie odpowiedziała od razu. Słuchała go, to jak jej tłumaczył skąd brało się to, że tak dobrze rozumie innych. Że tak dobrze emituje wszelkie emocje i wydaje się ludzki, chociaż miało tak nie być. I miało to sens. Studiowanie czegoś, nawet jeśli się tego nie odczuwało, mogło dać zrozumienie… ale zapewne nie w pełni. Teoria, a praktyka zawsze się różniły. I chociaż mógł rozumieć co skąd wychodzi, to nie czując, zawsze w jakiś sposób będzie odstawał. Nigdy nie będzie idealnym odwzorowaniem, ale musiała przyznać, że i tak był świetny.
Spojrzała na swój kieliszek, przez chwilę kręcąc nim powoli w dłoni, zerkając w wirujące bąbelki.
— Nie czuje pan emocji jak inni, ale przecież je pan zna. Studiował je pan. Obserwuje je pan. Rozumie. To znacznie więcej niż robi większość ludzi. Pan nie działa pod wpływem impulsu, a ja z kolei często tak działam. — Uśmiechnęła się krótko, jakby w pół żartu. Była człowiekiem. Ona czuła. I chociaż mogła być najbardziej cierpliwą osobą, to nie dało się nie postępować zgodnie z tym, co się czuło. Przez to właśnie znalazła się w Kandzie. Bo dostała szansę i poczuła, że powinna to zrobić, nawet jeśli nie potrwa to długo i Subin ją znajdzie. — Wychodzi na to, że ciągnie mnie do niebezpiecznych ludzi. — Kącik ust jej drgnął, gdy sobie uświadomiła. Bo sam zaznaczył, że jest niebezpieczny. I zgadzała się z nim, że brak emocji i uczuć właśnie taki był. Nie dało się go zastraszyć, nie dało się go złamać. Bo jak zaszantażować człowieka, który się nie boi? I w zasadzie nie ma słabych stron?
Upiła ze dwa łyki szampana, którego jej wcześniej polał.
— Skoro emocje pana nie napędzają — zaczęła powoli, spokojnym tonem — to co pana motywuje? — spytała, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia ciemnych tęczówek. — Co sprawia, że się panu chce? Że coś pan robi, buduje, wchodzi w relacje. Jeśli nie czuje pan potrzeby bliskości, nie odczuwa lęku przed stratą, nie kieruje się pan pożądaniem ani pasją, to co zostaje? Bo jeśli wszystko jest tylko kalkulacją, to musi być jakiś wynik, dla którego w ogóle siada pan do równania. — Może pieniądze? A może chęć wygranej? Kontroli? Coś musiało nim kierować, więc nie był aż taki pusty w środku. A przynajmniej tak jej się wydawało. Wszystko mogło być jednak fikcją, gdy chodziło o człowieka bez prawdziwej twarzy.
Giovanni Salvatore
Nie spotkała drugiej takiej osoby, która mogłaby ją na tyle zainteresować, aby chcieć zostać na dłużej. Przez jej życie przewijali się ludzie z podobnych środowisk, tam gdzie królował patriarchat. Może to przez to wydawał się taki ciekawy? Że traktował ją po ludzku? A może jednak chodziło o coś innego. Bo od początku wiedziała, że jest inny niż każdy kogo poznała. I teraz miało się okazywać, że dobrze jej się wydawało. Nie czuł, ale przecież rozumiał. To rozróżnienie fascynowało ją najbardziej. Bo oto siedział obok niej ktoś, kto znał wszystkie kolory palety emocji, ale sam widział świat w odcieniach szarości. Kto potrafił powiedzieć, że coś powinno być czerwone, albo niebieskie, ale sam nigdy nie był w stanie ich odróżnić.
Sama czasem nie rozumiała swoich uczuć, a on wydawał się je definiować doskonale.
Fakt, że nie czuł na takim poziomie co inni, był mocno niespotykany. Mogłaby pomyśleć, że przesadza, gdyby poznała go dzisiaj. Znała go jednak już jakiś czas, więc wiedziała jak mniej więcej funkcjonuje. Jak się zachowuje. Jakie ma schematy postępowania. Czego mogła się po nim spodziewać, jakich reakcji. I wiedziała, że nie przesadza, tylko mówi poważnie. Była w stanie uwierzyć, że kompletnie nic nie czuje. Że nie odczuwa tych samych emocji co ona. To by też wiele tłumaczyło i dopełniało pewne podejrzenia, które miałaby wobec niego.
I odpowiadało na kilka pytań.
Ale co to znaczyło? Że ludzie byli dla niego tylko swego rodzaju tłem? Dekoracją, którą można się było posługiwać? Bo skoro nie odczuwał czegoś takiego jak przywiązanie ani miłość, to w ogóle potrzebował kogoś przy sobie? Odczuwał coś takiego jak samotność? Czy tylko zaspokajanie potrzeb? I jeśli to drugie, to dlaczego w zasadzie ją przy sobie trzymał tyle czasu. Czy po prosty fascynacja była na tyle silna?
Nie odpowiedziała od razu. Słuchała go, to jak jej tłumaczył skąd brało się to, że tak dobrze rozumie innych. Że tak dobrze emituje wszelkie emocje i wydaje się ludzki, chociaż miało tak nie być. I miało to sens. Studiowanie czegoś, nawet jeśli się tego nie odczuwało, mogło dać zrozumienie… ale zapewne nie w pełni. Teoria, a praktyka zawsze się różniły. I chociaż mógł rozumieć co skąd wychodzi, to nie czując, zawsze w jakiś sposób będzie odstawał. Nigdy nie będzie idealnym odwzorowaniem, ale musiała przyznać, że i tak był świetny.
Spojrzała na swój kieliszek, przez chwilę kręcąc nim powoli w dłoni, zerkając w wirujące bąbelki.
— Nie czuje pan emocji jak inni, ale przecież je pan zna. Studiował je pan. Obserwuje je pan. Rozumie. To znacznie więcej niż robi większość ludzi. Pan nie działa pod wpływem impulsu, a ja z kolei często tak działam. — Uśmiechnęła się krótko, jakby w pół żartu. Była człowiekiem. Ona czuła. I chociaż mogła być najbardziej cierpliwą osobą, to nie dało się nie postępować zgodnie z tym, co się czuło. Przez to właśnie znalazła się w Kandzie. Bo dostała szansę i poczuła, że powinna to zrobić, nawet jeśli nie potrwa to długo i Subin ją znajdzie. — Wychodzi na to, że ciągnie mnie do niebezpiecznych ludzi. — Kącik ust jej drgnął, gdy sobie uświadomiła. Bo sam zaznaczył, że jest niebezpieczny. I zgadzała się z nim, że brak emocji i uczuć właśnie taki był. Nie dało się go zastraszyć, nie dało się go złamać. Bo jak zaszantażować człowieka, który się nie boi? I w zasadzie nie ma słabych stron?
Upiła ze dwa łyki szampana, którego jej wcześniej polał.
— Skoro emocje pana nie napędzają — zaczęła powoli, spokojnym tonem — to co pana motywuje? — spytała, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia ciemnych tęczówek. — Co sprawia, że się panu chce? Że coś pan robi, buduje, wchodzi w relacje. Jeśli nie czuje pan potrzeby bliskości, nie odczuwa lęku przed stratą, nie kieruje się pan pożądaniem ani pasją, to co zostaje? Bo jeśli wszystko jest tylko kalkulacją, to musi być jakiś wynik, dla którego w ogóle siada pan do równania. — Może pieniądze? A może chęć wygranej? Kontroli? Coś musiało nim kierować, więc nie był aż taki pusty w środku. A przynajmniej tak jej się wydawało. Wszystko mogło być jednak fikcją, gdy chodziło o człowieka bez prawdziwej twarzy.
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
Znał już jej schematy. Uczył się ich. I chociaż mówił, że tego nie robił, to obserwował ją uważnie. To było silniejsze od niego, bo to było jak wbudowany mechanizm. Jak gdyby był zaprogramowany do tego. Od początku musiał się szybko adaptować, a żeby tak się stało, musiał rozumieć ludzi dookoła. Musiał tworzyć projekcję tego, co chcieli widzieć. A aby stworzyć wierną kopię ich wyidealizowanego wyobrażenia – musiał je najpierw zrozumieć.
Każdy jeden element tej konstrukcji.
— Powiedziałbym, że jeśli już, to do ludzi pragmatycznych. — Nawet jeśli sam wcześniej określił siebie, jako człowieka niebezpiecznego. Ale, jeśli się głębiej nad tym zastanowić, to określenie „niebezpieczny” mogło budzić w głowie raczej kiepskie skojarzenia, bo przede wszystkim strach. W skrajnych przypadkach – fascynację, ale wtedy można już śmiało doszukiwać się jakiegoś zaburzenia – większego czy mniejszego. Określenie „niebezpieczny” też nie mówiło za wiele, natomiast odniesienie się do pragmatyzmu zdradzało już całkiem sporo – jaką postawę niosła sobą dana osoba. I jakie miała wartości.
Niebezpieczne chciały być tylko postacie z Wattpada. I jeszcze głośno opowiadały o tym, jakim zagrożeniem mogą być. W sumie nie tylko w wattpadowej literaturze, o ile w ogóle można było przy tym z tego określenia korzystać.
Podobało mu się to, jak reagowała. Było to, co prawda, zrozumiałe, że zadawała pytania, nawet sporo, bo przypadek, o którym słyszała był raczej nowy. I, opisany dokładniej, tym właśnie mniej zrozumiały. Trochę jak żywa legenda, bo niby o takich ludziach mówiono, choć też nieszczególnie często, to ostatecznie się ich nie spotykało.
A jeśli już to w filmach dokumentarnych o seryjnych mordercach.
Albo w serialach, jako główną rolę.
— Zadajesz strasznie dużo pytań, mogę śmiało tu mówić o pewnej nierówności — odpowiedział, posyłając jej małostkowy uśmiech. — Ale to dobre pytania, choć przy tym dość proste. — Dość oczywiste, bo chodziło o chęć zrozumienia tego, co dla innych wydawało się abstrakcją. Naturalnym było przecież, aby człowiek rodził się z podstawową gamą emocji, które będą pomagały mu w życiu. Albo przeszkadzały, zależnie od sytuacji. Ale, że po prostu, będą obecne. Jeśli nie w decyzjach, to przy tworzeniu preferencji czy wspomnień. I przede wszystkim – przy relacjach.
— Jestem praktyczny. I moje życie to po prostu cele do zrealizowania. Mniejsze lub większe, ale zawsze jest jakiś cel. Dużo ludzi potrafi powiedzieć, że go nie ma, ale to nie prawda – bo każdy ma jakiś. Problemem może być tylko zrozumienie tego, czym ma być. Czasem to trudniejsze, przy chorobach jak depresja czy zaburzeniach. I, jak już mówiłem, zostaje jeszcze fascynacja. Mniejsza lub większa, bez emocji. Fascynacja to ciekawość. I chociaż mówi się, że ciekawość jest emocją, to nie do końca. To jednak podstawowa funkcja poznawcza. — Instrumentalna ciekawość polegała na tym, że ktoś taki jak on interesował się ludźmi bądź zdarzeniami, jeśli czuli, że mogą wynieść z tego korzyść. To było podporządowane konkretnemu celowi , takiemu jak manipulacja czy kontrola. A te dwie rzeczy były do niego dość silna. — Ciekawość, chociaż u normalnych ludzi to ciekawość empatyczna, ma też drugą stronę. To już kwestia instrumentalności. — Nawet zwyczajna potrzeba stymulacji własnego umysłu, która u niego była dość głęboko rozwinięta. Jego umysł dążył do niej i szukał jej w przerwach, ale nigdy nie tracił skupienia na celu. Szybciej: wliczał to wszystko do własnego bilansu i wyprowadzał plan działania.
Wcisnął się wygodniej w róg jacuzzi, na nowo opierając ramiona o ramy. Na moment tylko przymknął powieki, co było świadomym i celowym działaniem z jego strony. Nie tyle, co dla dramatyzmu, co dla krótkiej przerwy.
Nie chodziło jednak o to, że go to męczyło.
— Ale upraszczając odpowiedź: interesuje mnie tylko to, co może przynieść jakiś praktyczny skutek. Emocje, w większości, są we mnie stłumione. — Co nie oznaczało, że nie zdarzało mu się, gdzieś pod czaszką, czuć pewnego ucisku, który mógłby przypiąć pod pewne, ale tylko rzeczowe, rozczarowanie związane z tym zdarzeniem. Może chodziło o pewną blokadę rozwojową, która mogła budzić frustrację. Bo jednak było coś, czego nie był w stanie zrozumieć, a jego życiowym celem był właśnie: rozumieć.
Navi Yun
Każdy jeden element tej konstrukcji.
— Powiedziałbym, że jeśli już, to do ludzi pragmatycznych. — Nawet jeśli sam wcześniej określił siebie, jako człowieka niebezpiecznego. Ale, jeśli się głębiej nad tym zastanowić, to określenie „niebezpieczny” mogło budzić w głowie raczej kiepskie skojarzenia, bo przede wszystkim strach. W skrajnych przypadkach – fascynację, ale wtedy można już śmiało doszukiwać się jakiegoś zaburzenia – większego czy mniejszego. Określenie „niebezpieczny” też nie mówiło za wiele, natomiast odniesienie się do pragmatyzmu zdradzało już całkiem sporo – jaką postawę niosła sobą dana osoba. I jakie miała wartości.
Niebezpieczne chciały być tylko postacie z Wattpada. I jeszcze głośno opowiadały o tym, jakim zagrożeniem mogą być. W sumie nie tylko w wattpadowej literaturze, o ile w ogóle można było przy tym z tego określenia korzystać.
Podobało mu się to, jak reagowała. Było to, co prawda, zrozumiałe, że zadawała pytania, nawet sporo, bo przypadek, o którym słyszała był raczej nowy. I, opisany dokładniej, tym właśnie mniej zrozumiały. Trochę jak żywa legenda, bo niby o takich ludziach mówiono, choć też nieszczególnie często, to ostatecznie się ich nie spotykało.
A jeśli już to w filmach dokumentarnych o seryjnych mordercach.
Albo w serialach, jako główną rolę.
— Zadajesz strasznie dużo pytań, mogę śmiało tu mówić o pewnej nierówności — odpowiedział, posyłając jej małostkowy uśmiech. — Ale to dobre pytania, choć przy tym dość proste. — Dość oczywiste, bo chodziło o chęć zrozumienia tego, co dla innych wydawało się abstrakcją. Naturalnym było przecież, aby człowiek rodził się z podstawową gamą emocji, które będą pomagały mu w życiu. Albo przeszkadzały, zależnie od sytuacji. Ale, że po prostu, będą obecne. Jeśli nie w decyzjach, to przy tworzeniu preferencji czy wspomnień. I przede wszystkim – przy relacjach.
— Jestem praktyczny. I moje życie to po prostu cele do zrealizowania. Mniejsze lub większe, ale zawsze jest jakiś cel. Dużo ludzi potrafi powiedzieć, że go nie ma, ale to nie prawda – bo każdy ma jakiś. Problemem może być tylko zrozumienie tego, czym ma być. Czasem to trudniejsze, przy chorobach jak depresja czy zaburzeniach. I, jak już mówiłem, zostaje jeszcze fascynacja. Mniejsza lub większa, bez emocji. Fascynacja to ciekawość. I chociaż mówi się, że ciekawość jest emocją, to nie do końca. To jednak podstawowa funkcja poznawcza. — Instrumentalna ciekawość polegała na tym, że ktoś taki jak on interesował się ludźmi bądź zdarzeniami, jeśli czuli, że mogą wynieść z tego korzyść. To było podporządowane konkretnemu celowi , takiemu jak manipulacja czy kontrola. A te dwie rzeczy były do niego dość silna. — Ciekawość, chociaż u normalnych ludzi to ciekawość empatyczna, ma też drugą stronę. To już kwestia instrumentalności. — Nawet zwyczajna potrzeba stymulacji własnego umysłu, która u niego była dość głęboko rozwinięta. Jego umysł dążył do niej i szukał jej w przerwach, ale nigdy nie tracił skupienia na celu. Szybciej: wliczał to wszystko do własnego bilansu i wyprowadzał plan działania.
Wcisnął się wygodniej w róg jacuzzi, na nowo opierając ramiona o ramy. Na moment tylko przymknął powieki, co było świadomym i celowym działaniem z jego strony. Nie tyle, co dla dramatyzmu, co dla krótkiej przerwy.
Nie chodziło jednak o to, że go to męczyło.
— Ale upraszczając odpowiedź: interesuje mnie tylko to, co może przynieść jakiś praktyczny skutek. Emocje, w większości, są we mnie stłumione. — Co nie oznaczało, że nie zdarzało mu się, gdzieś pod czaszką, czuć pewnego ucisku, który mógłby przypiąć pod pewne, ale tylko rzeczowe, rozczarowanie związane z tym zdarzeniem. Może chodziło o pewną blokadę rozwojową, która mogła budzić frustrację. Bo jednak było coś, czego nie był w stanie zrozumieć, a jego życiowym celem był właśnie: rozumieć.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
— A ja powiedziałabym, że jedno nie wyklucza drugiego — przyznała, nie spuszczając z niego swojego spojrzenia. Pragmatyzm sam w sobie przecież nie wykluczał niebezpieczeństwa, a czasem wręcz je pogłębiał. — Inteligencja bez empatii. Spokój bez emocji. Przewidywanie ludzi, bez czucia ich. W dodatku brak wiedzy jak taką osobę złamać. To może być przerażające, ale też niesamowicie, z jakiegoś powodu, pociągające. — Przynajmniej dla niej. Bo nie fascynował jej tylko jako człowiek, który ją wyciągnął z piekła, ale przede wszystkim jako osoba. To kim był, co go tworzyło, bo jak się okazywało, był bardziej złożony niż ktokolwiek kogo dotychczas poznała. Nie był przewidywalny, nie reagował emocjonalnie, ergo, nie można było spodziewać się jego reakcji. W przeciwieństwie do niego, Subin był bardzo czytelny. Wiedziała co powiedzieć i gdzie ucisnąć, aby ugrać co chciała. I wiedziała co będzie się działo, krok po kroku, gdy na przykład wróci do domu zły, podekscytowany czy pijany. Znała jego schematy aż do porzygu.
A Renoir był kimś, kogo nie mogła tak po prostu przewidzieć. Odczytać.
Był więc niebezpieczny, ale na zupełnie inny sposób, niż można by było pomyśleć.
Kąciki ust jej drgnęły w lekkim, niemalże niewidocznym uśmiechu. Wielce niewinnym. Pytała, bo lubiła wiedzieć, chciała wiedzieć. Zwłaszcza o nim, bo do tej chwili przecież była na gorszej pozycji. Wiedziała niewiele. I teraz także zdawała sobie sprawę z tego, że mówi jej to, co było bezpieczne. Coś co było nowe, warte uwagi, ale nie na tyle intymne, aby mogłoby mu zaszkodzić. Zrobiłaby dokładnie tak samo. Normalnie tak robiła, gdyby nie to, że w pewnym momencie natrafiła na przeciwnika o wiele lepszego od niej.
Słuchała w milczeniu, nawet nie zauważając, że ten delikatny, zadowolony uśmiech nie schodził jej z twarzy. Był jak maszyna, idealnie zaprogramowana, precyzyjna. Chłodna perfekcja, którą kierowała racjonalność. Jakby miał w sobie jakiś program czy dokument z podpisem „zyski i straty” i na tej podstawie analizował kolejne ruchy.
Tylko jaki zysk miał z jej strony? Nie dawała mu w zasadzie niczego. Nie można tu było nawet mówić o jakimkolwiek fizycznym spełnieniu, bo też w łóżku ostatni raz z nim była dawno temu. I był to pojedynczy wyskok. Można by było powiedzieć, że zwyczajnie dotrzymuje mu towarzystwa, jest jak koleżanka z którą może porozmawiać i spędzić czas, ale czy on potrzebował kogoś takiego w swoim życiu? Nie niosła za sobą niesamowicie wielkich korzyści. Dlaczego więc dalej tu była?
Zwykła fascynacja normalnie raczej nie sięgała tak daleko.
O to jednak nie zamierzała pytać. Jeszcze.
— Ale czy nie czuje pan, że... pańskie poznanie jest zawsze trochę niedokończone? — Uniosła na niego wzrok. — Bo nie może pan czegoś doświadczyć od środka. Może pan to rozłożyć na czynniki, zanalizować, przewidzieć reakcje, ale czy to naprawdę zaspokaja tę ciekawość, którą nazywa pan swoją główną siłą napędową? — spytała, kręcąc kieliszkiem w palcach. Mógł być najlepszym teoretykiem na świecie, ale dopóki nie mógł przeżyć tego wszystkiego, szczerej radości czy zachwytu, gdy przeżywało się coś po raz pierwszy, lub ogromnego smutku i poczucia bezsilności, które rozwalało całkowicie na łopatki, to nie można było tego w pełni zrozumieć. Mógł wiedzieć jak to przebiega, na czym polega, ale nigdy nie będzie umiał postawić się w czyichś butach. Bo nigdy tego nie czuł.
A to było rysą na tej perfekcji. Rysą, której nie mógł w sumie zatrzeć.
— A co się dzieje, kiedy pojawia się ktoś… kto nie pasuje do żadnego celu? Kto nie jest użyteczny? Kto po prostu… istnieje, nie dając się zdefiniować w żadnym sensie? — Jej głos nie był oskarżycielski. To było pytanie z rodzaju tych, które rodzą się z autentycznej ciekawości. — Skreśla pan takich ludzi? Czy po prostu nie zauważa? — I czy ona w pewnym sensie nie zaliczała się do takich osób?
Giovanni Salvatore
A Renoir był kimś, kogo nie mogła tak po prostu przewidzieć. Odczytać.
Był więc niebezpieczny, ale na zupełnie inny sposób, niż można by było pomyśleć.
Kąciki ust jej drgnęły w lekkim, niemalże niewidocznym uśmiechu. Wielce niewinnym. Pytała, bo lubiła wiedzieć, chciała wiedzieć. Zwłaszcza o nim, bo do tej chwili przecież była na gorszej pozycji. Wiedziała niewiele. I teraz także zdawała sobie sprawę z tego, że mówi jej to, co było bezpieczne. Coś co było nowe, warte uwagi, ale nie na tyle intymne, aby mogłoby mu zaszkodzić. Zrobiłaby dokładnie tak samo. Normalnie tak robiła, gdyby nie to, że w pewnym momencie natrafiła na przeciwnika o wiele lepszego od niej.
Słuchała w milczeniu, nawet nie zauważając, że ten delikatny, zadowolony uśmiech nie schodził jej z twarzy. Był jak maszyna, idealnie zaprogramowana, precyzyjna. Chłodna perfekcja, którą kierowała racjonalność. Jakby miał w sobie jakiś program czy dokument z podpisem „zyski i straty” i na tej podstawie analizował kolejne ruchy.
Tylko jaki zysk miał z jej strony? Nie dawała mu w zasadzie niczego. Nie można tu było nawet mówić o jakimkolwiek fizycznym spełnieniu, bo też w łóżku ostatni raz z nim była dawno temu. I był to pojedynczy wyskok. Można by było powiedzieć, że zwyczajnie dotrzymuje mu towarzystwa, jest jak koleżanka z którą może porozmawiać i spędzić czas, ale czy on potrzebował kogoś takiego w swoim życiu? Nie niosła za sobą niesamowicie wielkich korzyści. Dlaczego więc dalej tu była?
Zwykła fascynacja normalnie raczej nie sięgała tak daleko.
O to jednak nie zamierzała pytać. Jeszcze.
— Ale czy nie czuje pan, że... pańskie poznanie jest zawsze trochę niedokończone? — Uniosła na niego wzrok. — Bo nie może pan czegoś doświadczyć od środka. Może pan to rozłożyć na czynniki, zanalizować, przewidzieć reakcje, ale czy to naprawdę zaspokaja tę ciekawość, którą nazywa pan swoją główną siłą napędową? — spytała, kręcąc kieliszkiem w palcach. Mógł być najlepszym teoretykiem na świecie, ale dopóki nie mógł przeżyć tego wszystkiego, szczerej radości czy zachwytu, gdy przeżywało się coś po raz pierwszy, lub ogromnego smutku i poczucia bezsilności, które rozwalało całkowicie na łopatki, to nie można było tego w pełni zrozumieć. Mógł wiedzieć jak to przebiega, na czym polega, ale nigdy nie będzie umiał postawić się w czyichś butach. Bo nigdy tego nie czuł.
A to było rysą na tej perfekcji. Rysą, której nie mógł w sumie zatrzeć.
— A co się dzieje, kiedy pojawia się ktoś… kto nie pasuje do żadnego celu? Kto nie jest użyteczny? Kto po prostu… istnieje, nie dając się zdefiniować w żadnym sensie? — Jej głos nie był oskarżycielski. To było pytanie z rodzaju tych, które rodzą się z autentycznej ciekawości. — Skreśla pan takich ludzi? Czy po prostu nie zauważa? — I czy ona w pewnym sensie nie zaliczała się do takich osób?
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
— Nie mówię, że wyklucza. Tylko, że jednak wolałbym, spośród tych dwóch określeń, których sam użyłem, być postrzegany jako pragmatyczny niż niebezpieczny. To pierwsze mówi znacznie więcej, nie jest aż tak płytkie i nie jest aż tak popularyzowane w angst literaturze. — Jaki wielki znawca angstu. Można stwierdzić, że facet właśnie się do czegoś przyznał, ale to był, tak naprawdę, żaden dowód. Niemniej pewnie miał na swoim koncie jakąś taką książkę, czytaną ze zwykłej ciekawości – nie dla inspiracji. Zapytany pewnie by nie zaprzeczył, tylko podzieliłby się swoją pogłębioną opinią na ten temat.
Nie było powodu do wstydu. Albo po prostu – nie odczuwał tego wstydu w taki sam sposób, jak robili to inni.
— Ale skoro lepiej leży ci to drugie, to nie będę się kłócił. — Posłał jej uśmiech. Nie był ani protekcjonalny, ani prześmiewczy. Po prostu akceptował to, co mogłaby wybrać. Może to była ta różnica, że u niej słowo „niebezpieczny” budziło po prostu inne odczucia. Może właśnie ekscytację, która nasuwała się na myśl, gdy o tym wszystkim mówiła.
Jemu to nie przeszkadzało. Jeśli miał być jej hipnotyzującą fascynacją, niebezpieczną a przez to właśnie tak kuszącą, to byłby po prostu głupi, gdyby na to się nie zgodził.
Zresztą – przywdział w swoim życiu już tak dużo masek, że kolejna nie robiła mu różnicy. Zawsze stawał się tym, czego ludzie chcieli. I zawsze robił to w konkretnym celu.
— Ciężko jest czuć, że czegoś brakuje, kiedy nigdy w życiu się tego tak naprawdę nie zasmakowało. Więc nie sposób powiedzieć, że jest niedokończone. Nie potrzebne są głębokie emocje do funkcji poznawczych. Tak jak ty nie umiałabyś patrzeć na wszystko tylko racjonalnie, bo ciężko ci coś takiego sobie wyobrazić, tak podobnie jest u mnie.
Jeśli miał czegoś żałować to tego, że nie był w stanie zrozumieć jak to jest. Ale tu chodziło o to, że jego umysł nie posiadał realnej możliwości by wywołać odpowiednie przemyślenia. Mógł wyłożyć przed sobą całą teorię, a i tak będzie brakowało tego, co jest praktyczne. I co jest naprawdę. Jak z tym gotowaniem, które przytaczał jako przykład. Nieco naciągnięty, ale dość realny.
Nigdy też nie będzie umiał wejść w cudze buty, bo też nigdy realnie nie będzie czuł takiej potrzeby. Nic u niego nie działo się na poziomie empatycznym i nic do niej nie zmierzało. Jeśli starał się mapować to, jak czuła się dana osoba, na podstawie znaków, jakie zostawiała – bardziej lub mniej czytelnych – to też tylko w konkretnym celu. By znaleźć odpowiednią maskę i umacniać swoją kontrolę. Nad dialogiem, nad relacją.
— Dla mnie każdy jest interesujący. Długotrwale lub mniej. Każdy jest przypadkiem, który warto opracować, ale nie każdy jest przypadkiem, który jest na tyle interesujący, aby świadomie do niej wracać. — Jak ona. Była czymś, co stymulowało jego umysł. Była też kwestia zainteresowania, które śmiało można było nazwać projekcją posiadania. Navi ze swoim umysłem i tym, jak blisko ją dopuścił, była czymś na wzór rozszerzenia Renoir. I teraz, jeśli już ją miał przy sobie, to nie chciał jej stracić – niestety nie ze względu na uczucia, na pewno nie te głębokie, tylko poczucie własności. I w jej przypadku budziła się zazdrość, ale nie emocjonalna. Jeśli już to „jest moja, nie oddam”.
Zaczęła stanowić integralną część jego całości i nie wyobrażał sobie, żeby miała po prostu zniknąć. Ba, sam by na to po prostu nie pozwolił. Nie był jednak w swoich działaniach podobny do Subina, bo wszystko robił subtelnie. Tak, aby sama chciała przy nim zostać.
— I popatrz, cały czas mówimy o mnie, cały czas opracowujemy mój przypadek, a to ty miałaś mówić o sobie. — Przechylił głowę w minimalny sposób, przyglądając się jej. Rozciągnął usta w delikatnym, trochę figlarnym uśmiechu. — Myślę, że po tym wszystkim zasłużyłem na powrót do twojej kwestii tańca. — Bo był grzecznym psychopatą i ładnie jej opowiedział kilka rzeczy o sobie. W dodatku prawdziwych. — Wiesz już o mnie coś, czego tak naprawdę nie wie nikt. Nikt się nie domyśla, ani nikt we mnie tego nie szuka. — Dla ludzi był po prostu wyrachowanym, eleganckim facetem, który zawsze trzymał rezon.
I nie zastanawiali się, dlaczego tak jest.
— Chyba zasłużyłem na nagrodę.
Navi Yun
Nie było powodu do wstydu. Albo po prostu – nie odczuwał tego wstydu w taki sam sposób, jak robili to inni.
— Ale skoro lepiej leży ci to drugie, to nie będę się kłócił. — Posłał jej uśmiech. Nie był ani protekcjonalny, ani prześmiewczy. Po prostu akceptował to, co mogłaby wybrać. Może to była ta różnica, że u niej słowo „niebezpieczny” budziło po prostu inne odczucia. Może właśnie ekscytację, która nasuwała się na myśl, gdy o tym wszystkim mówiła.
Jemu to nie przeszkadzało. Jeśli miał być jej hipnotyzującą fascynacją, niebezpieczną a przez to właśnie tak kuszącą, to byłby po prostu głupi, gdyby na to się nie zgodził.
Zresztą – przywdział w swoim życiu już tak dużo masek, że kolejna nie robiła mu różnicy. Zawsze stawał się tym, czego ludzie chcieli. I zawsze robił to w konkretnym celu.
— Ciężko jest czuć, że czegoś brakuje, kiedy nigdy w życiu się tego tak naprawdę nie zasmakowało. Więc nie sposób powiedzieć, że jest niedokończone. Nie potrzebne są głębokie emocje do funkcji poznawczych. Tak jak ty nie umiałabyś patrzeć na wszystko tylko racjonalnie, bo ciężko ci coś takiego sobie wyobrazić, tak podobnie jest u mnie.
Jeśli miał czegoś żałować to tego, że nie był w stanie zrozumieć jak to jest. Ale tu chodziło o to, że jego umysł nie posiadał realnej możliwości by wywołać odpowiednie przemyślenia. Mógł wyłożyć przed sobą całą teorię, a i tak będzie brakowało tego, co jest praktyczne. I co jest naprawdę. Jak z tym gotowaniem, które przytaczał jako przykład. Nieco naciągnięty, ale dość realny.
Nigdy też nie będzie umiał wejść w cudze buty, bo też nigdy realnie nie będzie czuł takiej potrzeby. Nic u niego nie działo się na poziomie empatycznym i nic do niej nie zmierzało. Jeśli starał się mapować to, jak czuła się dana osoba, na podstawie znaków, jakie zostawiała – bardziej lub mniej czytelnych – to też tylko w konkretnym celu. By znaleźć odpowiednią maskę i umacniać swoją kontrolę. Nad dialogiem, nad relacją.
— Dla mnie każdy jest interesujący. Długotrwale lub mniej. Każdy jest przypadkiem, który warto opracować, ale nie każdy jest przypadkiem, który jest na tyle interesujący, aby świadomie do niej wracać. — Jak ona. Była czymś, co stymulowało jego umysł. Była też kwestia zainteresowania, które śmiało można było nazwać projekcją posiadania. Navi ze swoim umysłem i tym, jak blisko ją dopuścił, była czymś na wzór rozszerzenia Renoir. I teraz, jeśli już ją miał przy sobie, to nie chciał jej stracić – niestety nie ze względu na uczucia, na pewno nie te głębokie, tylko poczucie własności. I w jej przypadku budziła się zazdrość, ale nie emocjonalna. Jeśli już to „jest moja, nie oddam”.
Zaczęła stanowić integralną część jego całości i nie wyobrażał sobie, żeby miała po prostu zniknąć. Ba, sam by na to po prostu nie pozwolił. Nie był jednak w swoich działaniach podobny do Subina, bo wszystko robił subtelnie. Tak, aby sama chciała przy nim zostać.
— I popatrz, cały czas mówimy o mnie, cały czas opracowujemy mój przypadek, a to ty miałaś mówić o sobie. — Przechylił głowę w minimalny sposób, przyglądając się jej. Rozciągnął usta w delikatnym, trochę figlarnym uśmiechu. — Myślę, że po tym wszystkim zasłużyłem na powrót do twojej kwestii tańca. — Bo był grzecznym psychopatą i ładnie jej opowiedział kilka rzeczy o sobie. W dodatku prawdziwych. — Wiesz już o mnie coś, czego tak naprawdę nie wie nikt. Nikt się nie domyśla, ani nikt we mnie tego nie szuka. — Dla ludzi był po prostu wyrachowanym, eleganckim facetem, który zawsze trzymał rezon.
I nie zastanawiali się, dlaczego tak jest.
— Chyba zasłużyłem na nagrodę.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Może właśnie to ją pociągało. Nie chodziło nawet o tę „niebezpieczność”, o którą niby to się spierali. Dla niej to słowo nie niosło w sobie groźby. Przeciwnie, było znakiem, że oto naprzeciw niej siedzi ktoś, kto nie tylko widzi więcej, ale też wie, że widzenie niesie władzę. Według niej niebezpieczny był nie ten, kto krzyczał, ale ten, kto milczał, analizował i uśmiechał się. To była osoba, która nie oświadczała tego wszem i wobec, a atakowała w taki sposób, że ofiara nie wiedziała z kim rozmawia, dopóki nie nadszedł jej moment.
W głowie Navi niebezpieczeństwo nie było antonimem bezpieczeństwa. Było zapowiedzią czegoś innego. Czegoś co czuła pod skórą. A ona, mimo że niekoniecznie była tego zawsze świadoma, ciągnęła właśnie do tego ryzyka. Tego innego rodzaju. Nie dlatego, że była lekkomyślna czy głupia. Nie dlatego, że szukała dramatów. Po prostu instynktownie czuła, że człowiek, który kontroluje wszystko, może być najlepszym sojusznikiem… albo najgorszym przeciwnikiem.
A ona nie widziała w nim wroga. Nie po tym wszystkim co z nim przeszła.
— To skoro funkcje poznawcze działają, to niech mi pan powie, czego się pan uczy, kiedy patrzy na mnie? Gdy pan słucha, analizuje. Co panu to daje? — Bo musiało coś dawać, prawda? Inaczej by jej przy sobie nie trzymał. Podkreślał jednak, że była jedną z zapewne niewielu osób, i kobiet, które zajęły w jego życiu miejsce na nieco dłużej. Znał jej imię. Znał jej słabości i siłę. Wiedział jak funkcjonuje, co ukrywa i co przeszła. Wiedział prawie wszystko, więc mogłaby przypuszczać, że niedługo, gdy już niczym go nie zaskoczy, zwyczajnie odejdą w przeciwnych kierunkach, bo już nie będzie tak ciekawa i fascynująca.
Kąciki ust jej drgnęły wyżej w zaciekawionym uśmiechu.
— Ciekawa klasyfikacja. Brzmi jakby pan kolekcjonował ludzi. Jak taki katalog egzemplarzy. — Tylko nie wszystkie z nich były warte klasyfikacji. Musiała się jednak zgodzić, że każdy człowiek się od siebie różnił. Może na jednej płaszczyźnie, albo na wielu, ale każdy jednak miał w sobie coś innego. Nawet jak wcześniej obracała się w tym nudnym środowisku jej męża, to u każdego widać było różnice oraz zasady postępowania. Wszyscy jednak mieli wiele cech wspólnych, zupełnie jakby byli jedną osobą, ale o wielu maskach. I z drobnymi odchyleniami.
Ich żony wyglądały podobnie. Ułożone, posłuszne. Wyglądem nawet były takie same.
Tylko ona zawsze się wyróżniała.
Wiedziała, że w końcu do tego wrócą. Do jej części umowy. Navi uniosła delikatnie brew, jakby jeszcze raz chciała przeanalizować całą drogę, którą przeszli w tej rozmowie. Był metodyczny, wytrwały i, o dziwo, szczery. Na swój sposób. Czy to wystarczyło? Właściwie tak. A przynajmniej wystarczyło, by uznać, że warto kontynuować tę rozgrywkę. Bo wiedziała też, że jeśli nie wynagrodzi jego szczerości, to nie będzie chciał odpowiadać na jej kolejne pytania. A jej apetyt rósł w miarę jedzenia.
Powoli podniosła się z miejsca, przeciągając dłonią po krawędzi jacuzzi.
— No dobrze. Zasłużył pan, ale proszę pamiętać, że mówiłam, że nie dostanie pan dokładnie tego, czego chce. Dostanie to pan tak, jak ja chcę to panu dać. — Wysunęła się z wody, odgarnęła włosy na bok i ruszyła w stronę wnętrza. Zanim jednak weszła do środka, zatrzymała się w drzwiach. — Proszę dać mi pięć minut — powiedziała, po czym przeszła spokojnie, boso, po chłodnej podłodze do przymkniętego pomieszczenia.
Jej taniec nie był jak ten z klubowych scen, gdzie kobiety tańczyły do rytmów bez większego ładu i składu. To było coś głębszego, innego. Bardziej intymnego. To były ruchy, które nie miały go podniecać, tylko miały go pochłonąć.
Muzyka zaczęła grać. Nie głośno, ale na tyle, aby robiła za odpowiednie tło. Wróciła bez słowa. Naga. Znajdowała się w półcieniu, oświetlona przygaszonym światłem z podwieszonych lampek, które pozwalało zarysować jej kontury. Jej oddech się wyrównał. Nie potrzebowała liczenia ani rozgrzewki. Pozwoliła się tylko nieść muzyce, starając się kompletnie odciąć od tego, że patrzy. A czuła na sobie jego spojrzenie. Dzisiaj było cięższe niż wcześniej. I chociaż normalnie wszystkie ruchy zachowywała dla siebie, teraz musiała się nimi podzielić. Swoją subtelnością, a także kobiecą energią. Zmysłową, stricte erotyczną, ale nie wulgarną.
Nie kusiła go. Nie musiała. Nie grała mu roli. Nie odgrywała tego, czego „chciał”.
Dostał to, co obiecała.
Giovanni Salvatore
W głowie Navi niebezpieczeństwo nie było antonimem bezpieczeństwa. Było zapowiedzią czegoś innego. Czegoś co czuła pod skórą. A ona, mimo że niekoniecznie była tego zawsze świadoma, ciągnęła właśnie do tego ryzyka. Tego innego rodzaju. Nie dlatego, że była lekkomyślna czy głupia. Nie dlatego, że szukała dramatów. Po prostu instynktownie czuła, że człowiek, który kontroluje wszystko, może być najlepszym sojusznikiem… albo najgorszym przeciwnikiem.
A ona nie widziała w nim wroga. Nie po tym wszystkim co z nim przeszła.
— To skoro funkcje poznawcze działają, to niech mi pan powie, czego się pan uczy, kiedy patrzy na mnie? Gdy pan słucha, analizuje. Co panu to daje? — Bo musiało coś dawać, prawda? Inaczej by jej przy sobie nie trzymał. Podkreślał jednak, że była jedną z zapewne niewielu osób, i kobiet, które zajęły w jego życiu miejsce na nieco dłużej. Znał jej imię. Znał jej słabości i siłę. Wiedział jak funkcjonuje, co ukrywa i co przeszła. Wiedział prawie wszystko, więc mogłaby przypuszczać, że niedługo, gdy już niczym go nie zaskoczy, zwyczajnie odejdą w przeciwnych kierunkach, bo już nie będzie tak ciekawa i fascynująca.
Kąciki ust jej drgnęły wyżej w zaciekawionym uśmiechu.
— Ciekawa klasyfikacja. Brzmi jakby pan kolekcjonował ludzi. Jak taki katalog egzemplarzy. — Tylko nie wszystkie z nich były warte klasyfikacji. Musiała się jednak zgodzić, że każdy człowiek się od siebie różnił. Może na jednej płaszczyźnie, albo na wielu, ale każdy jednak miał w sobie coś innego. Nawet jak wcześniej obracała się w tym nudnym środowisku jej męża, to u każdego widać było różnice oraz zasady postępowania. Wszyscy jednak mieli wiele cech wspólnych, zupełnie jakby byli jedną osobą, ale o wielu maskach. I z drobnymi odchyleniami.
Ich żony wyglądały podobnie. Ułożone, posłuszne. Wyglądem nawet były takie same.
Tylko ona zawsze się wyróżniała.
Wiedziała, że w końcu do tego wrócą. Do jej części umowy. Navi uniosła delikatnie brew, jakby jeszcze raz chciała przeanalizować całą drogę, którą przeszli w tej rozmowie. Był metodyczny, wytrwały i, o dziwo, szczery. Na swój sposób. Czy to wystarczyło? Właściwie tak. A przynajmniej wystarczyło, by uznać, że warto kontynuować tę rozgrywkę. Bo wiedziała też, że jeśli nie wynagrodzi jego szczerości, to nie będzie chciał odpowiadać na jej kolejne pytania. A jej apetyt rósł w miarę jedzenia.
Powoli podniosła się z miejsca, przeciągając dłonią po krawędzi jacuzzi.
— No dobrze. Zasłużył pan, ale proszę pamiętać, że mówiłam, że nie dostanie pan dokładnie tego, czego chce. Dostanie to pan tak, jak ja chcę to panu dać. — Wysunęła się z wody, odgarnęła włosy na bok i ruszyła w stronę wnętrza. Zanim jednak weszła do środka, zatrzymała się w drzwiach. — Proszę dać mi pięć minut — powiedziała, po czym przeszła spokojnie, boso, po chłodnej podłodze do przymkniętego pomieszczenia.
Jej taniec nie był jak ten z klubowych scen, gdzie kobiety tańczyły do rytmów bez większego ładu i składu. To było coś głębszego, innego. Bardziej intymnego. To były ruchy, które nie miały go podniecać, tylko miały go pochłonąć.
Muzyka zaczęła grać. Nie głośno, ale na tyle, aby robiła za odpowiednie tło. Wróciła bez słowa. Naga. Znajdowała się w półcieniu, oświetlona przygaszonym światłem z podwieszonych lampek, które pozwalało zarysować jej kontury. Jej oddech się wyrównał. Nie potrzebowała liczenia ani rozgrzewki. Pozwoliła się tylko nieść muzyce, starając się kompletnie odciąć od tego, że patrzy. A czuła na sobie jego spojrzenie. Dzisiaj było cięższe niż wcześniej. I chociaż normalnie wszystkie ruchy zachowywała dla siebie, teraz musiała się nimi podzielić. Swoją subtelnością, a także kobiecą energią. Zmysłową, stricte erotyczną, ale nie wulgarną.
Nie kusiła go. Nie musiała. Nie grała mu roli. Nie odgrywała tego, czego „chciał”.
Dostał to, co obiecała.
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
— Myślę, że tego nie zrozumiesz. — Nie powiedział tego z protekcjonalnością, ani z żadną wyższością. Odpowiedź, której chciała, była złożona i rozumiana tylko przez niego. W jej przypadku, w przypadku kogoś, kto w życiu kierował się czymś zupełnie innym i to nie z wyboru, a neurobiologiczne, coś co dla niego było sensem, dla niej mogło nim nie być. Robił się jednak oszczędniejszy w słowach, bo pozwolił jej na zadawanie pytań, kiedy sama odsunęła od siebie temat, jednak Renoir, choć oddał jej kontrolę z pełną świadomością, tak zabierał ją z powrotem.
Nie odpowiedział już na jej stwierdzenie.
Nie ignorował jej, ale odniesienie się do tego mogłoby wywołać pewną dyskusję, której on w tym momencie chciał uniknąć. Sprowadzając całość dialogu z powrotem na odpowiednie tory, które wcześniej wytyczył. Czy stwierdziłby, że jest kolekcjonerem? Nie do końca, ale to była szersza dyskusja, z której jak raz zrezygnował.
Lubił dobre dyskusje, ale tylko wtedy, gdy mu odpowiadały i były zgodne z tym, czego sam chciał. I jak sam dyktował scenariusz rozmowy.
— To śmiałe z twojej strony, że zakładasz, że wiesz czego dokładnie chcę. — Bo znów: to musiałoby się opierać na znajomości pogłębionej psychologii i mechanizmów psychopatii wysokofunkcjonującej, a dla kogoś, dla kogo był to temat świeży, było to po prostu jak poruszanie się we mgle. Zrozumienie go wymagałoby sporo czasu i sporo nauki, a i tak nigdy nie można by było z całą stanowczością stwierdzić, że się rozumiało.
Podobnie jak on nie mógł z całą stanowczością stwierdzić, że rozumiał ludzi, którzy neurobiologicznie byli skonstruowani inaczej.
W czasie oczekiwania wychylił szampana i odstawił kieliszek nie na ramę, a na stolik, z którego brał wcześniej butelkę. Przeniósł spojrzenie na rozciągające się nad nim nocne niebo i nasłuchiwał nocy. I buzującej w jacuzzi wody.
Aż do momentu, gdy nie usłyszał muzyki. Wtedy opuścił niespiesznie spojrzenie, choć z pewnym zainteresowaniem w oczach.
I obserwował ją.
Jego umysł działał inaczej, niż pewnie sobie wyobrażała. Gdy się poruszała, on obserwował. To, jak stawia kroki i w jaki sposób układa ręce. Z jaką precyzją kontrolowała układ własnego ciała. Oceniał, jak estetyczne to było. Jaka była w tym technika i jakie gesty – nawet jeśli nie był specjalistą w tańcu. Oceniał to pod siebie, pod to, jak jemu miało to pasować. I jak działało na jego umysł. Jak w jego oczach było to składne.
W dodatku to, że to dalej była sytuacja pod jego kontrolą, choć ona sprawiała wrażenie, jak gdyby to właśnie ona rządziła. W tym, jak układała się w rytmie szukał intencji, która mogła ją prowadzić.
I podobało mu się, że nie grała pod jego grę, tylko pod swoją własną. Próbowała tyczyć pewne reguły przy nim, gdy to on miał być u kontroli. I dla niego – wciąż był. Ale jej taniec był taki, jaki działał na jego umysł.
Nie reagował impulsywnie, to nie było tak proste jak u zwykłego mężczyzny, który – ukontentowany – dostałby hormonalnego strzału, a krew odpłynęłaby mu z mózgu do miejsc wiadomych. Nie reagował tak, jak większość. Choć obserwował ją z wyraźną fascynacją. W jego oczach odbijało się jednak coś innego niż zwyczajne pożądanie. Było to znacznie głębsze i być może dla niej niezrozumiałe.
Bo w tym momencie nie poczuł, że ją chce. W ten prosty, prymitywny sposób. Jeśli już, to poczuł, że nie chciał, aby tańczyła dla kogokolwiek innego, bo znów na wierzch wypływała potrzeba kontroli. I potrzeba posiadania. Dwie rzeczy tak mocne i skuteczne w nim samym.
U niego nie hormony odpowiadały za podniecenie. Jego podnieceniem był odpowiedni blend z władzy, estetyki i możliwości posiadania. Niekoniecznie sznurki, za które chciano pociągać, bo te były jego. To on był marionetkarzem. Ale takim, który potrafił docenić niewinność. A nie zwykłą prowokację.
Ale na dobrą sprawę dała mu to, co chciał. Powiedział przecież, że chce zobaczyć jak tańczy. Wtedy, kiedy nikt nie patrzył.
Gdy skończyła – nie zerwał się ze swojego miejsca. I nie rzucił się na nią, zaślepiony hormonalnym impulsem. Ale uśmiechnął się m
— Byłaś perfekcją. — W tańcu. A nie przyznawał komuś na głos tego, że coś było dla niego perfekcyjne w jego wykonaniu. Zawiesił głos, spokojnie zsuwając się spojrzeniem po jej sylwetce w półmroku. — Perfekcja to moja słabość. — Było to stwierdzenie nieco przejaskrawione, ale chodziło o to, że bardzo to lubił. I uważał za pociągające.
Wyprostował się na krótką chwilę, zaraz pozwalając by niewielki, filuterny uśmiech zagrał w kąciku jego ust.
— Chciałbym cię mieć.
W kwestii tej jednej chwili. Bo przecież normalnie dawał jej wolność, nawet jeśli nieoficjalnie też wpiętą w posiadanie. Tylko teraz chodziło o fizyczne.
Navi Yun
Nie odpowiedział już na jej stwierdzenie.
Nie ignorował jej, ale odniesienie się do tego mogłoby wywołać pewną dyskusję, której on w tym momencie chciał uniknąć. Sprowadzając całość dialogu z powrotem na odpowiednie tory, które wcześniej wytyczył. Czy stwierdziłby, że jest kolekcjonerem? Nie do końca, ale to była szersza dyskusja, z której jak raz zrezygnował.
Lubił dobre dyskusje, ale tylko wtedy, gdy mu odpowiadały i były zgodne z tym, czego sam chciał. I jak sam dyktował scenariusz rozmowy.
— To śmiałe z twojej strony, że zakładasz, że wiesz czego dokładnie chcę. — Bo znów: to musiałoby się opierać na znajomości pogłębionej psychologii i mechanizmów psychopatii wysokofunkcjonującej, a dla kogoś, dla kogo był to temat świeży, było to po prostu jak poruszanie się we mgle. Zrozumienie go wymagałoby sporo czasu i sporo nauki, a i tak nigdy nie można by było z całą stanowczością stwierdzić, że się rozumiało.
Podobnie jak on nie mógł z całą stanowczością stwierdzić, że rozumiał ludzi, którzy neurobiologicznie byli skonstruowani inaczej.
W czasie oczekiwania wychylił szampana i odstawił kieliszek nie na ramę, a na stolik, z którego brał wcześniej butelkę. Przeniósł spojrzenie na rozciągające się nad nim nocne niebo i nasłuchiwał nocy. I buzującej w jacuzzi wody.
Aż do momentu, gdy nie usłyszał muzyki. Wtedy opuścił niespiesznie spojrzenie, choć z pewnym zainteresowaniem w oczach.
I obserwował ją.
Jego umysł działał inaczej, niż pewnie sobie wyobrażała. Gdy się poruszała, on obserwował. To, jak stawia kroki i w jaki sposób układa ręce. Z jaką precyzją kontrolowała układ własnego ciała. Oceniał, jak estetyczne to było. Jaka była w tym technika i jakie gesty – nawet jeśli nie był specjalistą w tańcu. Oceniał to pod siebie, pod to, jak jemu miało to pasować. I jak działało na jego umysł. Jak w jego oczach było to składne.
W dodatku to, że to dalej była sytuacja pod jego kontrolą, choć ona sprawiała wrażenie, jak gdyby to właśnie ona rządziła. W tym, jak układała się w rytmie szukał intencji, która mogła ją prowadzić.
I podobało mu się, że nie grała pod jego grę, tylko pod swoją własną. Próbowała tyczyć pewne reguły przy nim, gdy to on miał być u kontroli. I dla niego – wciąż był. Ale jej taniec był taki, jaki działał na jego umysł.
Nie reagował impulsywnie, to nie było tak proste jak u zwykłego mężczyzny, który – ukontentowany – dostałby hormonalnego strzału, a krew odpłynęłaby mu z mózgu do miejsc wiadomych. Nie reagował tak, jak większość. Choć obserwował ją z wyraźną fascynacją. W jego oczach odbijało się jednak coś innego niż zwyczajne pożądanie. Było to znacznie głębsze i być może dla niej niezrozumiałe.
Bo w tym momencie nie poczuł, że ją chce. W ten prosty, prymitywny sposób. Jeśli już, to poczuł, że nie chciał, aby tańczyła dla kogokolwiek innego, bo znów na wierzch wypływała potrzeba kontroli. I potrzeba posiadania. Dwie rzeczy tak mocne i skuteczne w nim samym.
U niego nie hormony odpowiadały za podniecenie. Jego podnieceniem był odpowiedni blend z władzy, estetyki i możliwości posiadania. Niekoniecznie sznurki, za które chciano pociągać, bo te były jego. To on był marionetkarzem. Ale takim, który potrafił docenić niewinność. A nie zwykłą prowokację.
Ale na dobrą sprawę dała mu to, co chciał. Powiedział przecież, że chce zobaczyć jak tańczy. Wtedy, kiedy nikt nie patrzył.
Gdy skończyła – nie zerwał się ze swojego miejsca. I nie rzucił się na nią, zaślepiony hormonalnym impulsem. Ale uśmiechnął się m
— Byłaś perfekcją. — W tańcu. A nie przyznawał komuś na głos tego, że coś było dla niego perfekcyjne w jego wykonaniu. Zawiesił głos, spokojnie zsuwając się spojrzeniem po jej sylwetce w półmroku. — Perfekcja to moja słabość. — Było to stwierdzenie nieco przejaskrawione, ale chodziło o to, że bardzo to lubił. I uważał za pociągające.
Wyprostował się na krótką chwilę, zaraz pozwalając by niewielki, filuterny uśmiech zagrał w kąciku jego ust.
— Chciałbym cię mieć.
W kwestii tej jednej chwili. Bo przecież normalnie dawał jej wolność, nawet jeśli nieoficjalnie też wpiętą w posiadanie. Tylko teraz chodziło o fizyczne.
Navi Yun
pies (dc: canine.west)
metagaming
-
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie miała doktoratu z Renoirologii. Jeszcze. Nie wiedziała czego chciał, co myślał, co nim kierowało. Mogła podejrzewać, albo nadawać mu cechy bardziej ludzkie, niż faktycznie miał. Skoro nie czuł tak jak normalny człowiek, nie myślał tak samo i nie miał motywów jak on, to jak miała się go nauczyć? Jak miała go przewidzieć? Jak miała go czytać, skoro wszystko nie było tak oczywiste? Bo tacy właśnie byli ludzie. Można ich było przewidzieć, nauczyć, a on… był kompletnie nieodgadniony. Gdy wydawałoby się, że czegoś się o nim nauczyła, to okazywało się, że to tylko jedna z masek lub piękne odwzorowanie tego, co chciała zobaczyć lub usłyszeć.
Do końca więc nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Nie wiedziała co myślał, co uważał i co było prawdziwe. Mogła się jedynie domyślać, ale nigdy nie będzie mieć pewności. Skoro jednak zagrzewała przy jego boku miejsce dłużej niż powinna, to chyba jednak czymś się wyróżniała. Czym? Nie wiedziała, bo miałaby tego nie zrozumieć. Już nawet nie podjęła dyskusji, że mógłby się zaskoczyć, albo chociaż mógłby dać jej szansę, bo domyślała się, że na tym etapie byłoby to bezmyślne i bezsensowne.
Dlatego dała mu to, czego oczekiwał. Nagrodę za swoją szczerość.
To nie był jednak taniec w pełni dla niego. Nie miała tańczyć tak, aby go uwieść czy zrobić na nim wrażenie. Miała mu przecież pokazać jak to wygląda, gdy nikt nie patrzył. Nawet jeśli on teraz to robił. Bardzo dokładnie, bo chociaż wyobrażała sobie, że jest sama, to doskonale czuła na sobie jego spojrzenie. Zupełnie inne od tych, które zwyczajnie padały w jej kierunku. Tamte wręcz ociekały zwierzęcą energią. Pierwotną żądzą, obrzydliwą i wulgarną chęcią wzięcia wyruchania cudzej żony, nawet wbrew jej woli. I to ją zawsze odstręczało, chociaż dzięki temu też wiedziała jaką wartość miała przy boku Subina.
I kim na spokojnie mogła manipulować zaledwie spojrzeniem.
Renoir karmił ją czymś zupełnie innym. Nie umiała tego dokładnie nazwać, podobnie jak wielu jego zachowań wobec niej, ale było to coś, co powodowało ciarki pod jej skórą. Może też dlatego nie czuła tego charakterystycznego wstydu, który normalnie by w sobie miała. Bo to co mu w tej chwili dawała, było mocno prywatne. To było coś, czego nikt wcześniej nie widział.
Miał ją na wyłączność.
Byłaś perfekcją.
Z jakiegoś powodu te słowa mile połechtały jej ego, bardziej niż zwykły komplement. A może nie chodziło tylko o słowa, ale też ton, a także osobę, która to powiedziała. Zwłaszcza, gdy dopełnił swoją wypowiedź o drugą część. Nie wiedziała czy było to w pełni szczere, ale też nie podejrzewała go o kłamstwo. A może po prostu chciała, aby to była prawda? A może ufała stwierdzeniu, które kiedyś padło, że nigdy jej nie okłamał.
Wróciła do jacuzzi, czując jak gorąca woda opatula na nowo jej ciało.
Chciałbym cię mieć.
Kąciki ust jej się uniosły wyżej w subtelnie wyzywającym pół uśmiechu. Sięgnęła po swój wcześniejszy, niedopity kieliszek szampana, aby wypić końcówkę alkoholu.
— Nic nie stoi na przeszkodzie — powiedziała, odstawiając szkło na stolik. Czy spodziewała się takiego zakończenia wieczoru? A może miała na nie gdzieś cichą nadzieję? Nie kryła tego, że Giovanni ją pociągał fizycznie, ale wcześniej działo się za dużo, aby powtórzyć noc z wyjazdu.
Podsunęła się do niego płynnie, zmieniając miejsce z jednego końca jacuzzi, na miejsce o wiele dogodniejsze. Jego kolana na których usiadła rozkrokiem, frontem do niego.
— W jaki sposób chciałby mnie pan mieć? — spytała, przejeżdżając powoli dłonią po jego klatce piersiowej. Z dołu, do góry, aż nie zahaczyła paznokciami prawej ręki o kark, świadomie przekraczając tę granicę nietykalności i cielesności. Nie precyzowała przy tym pytania, dając mu dowolność w jego interpretacji. Mógł jej powiedzieć. Mógł jej pokazać.
W jego przypadku nie wiedziała czego się spodziewać. A to było ekscytujące i podniecające zarazem.
Giovanni Salvatore
Do końca więc nie wiedziała czego się po nim spodziewać. Nie wiedziała co myślał, co uważał i co było prawdziwe. Mogła się jedynie domyślać, ale nigdy nie będzie mieć pewności. Skoro jednak zagrzewała przy jego boku miejsce dłużej niż powinna, to chyba jednak czymś się wyróżniała. Czym? Nie wiedziała, bo miałaby tego nie zrozumieć. Już nawet nie podjęła dyskusji, że mógłby się zaskoczyć, albo chociaż mógłby dać jej szansę, bo domyślała się, że na tym etapie byłoby to bezmyślne i bezsensowne.
Dlatego dała mu to, czego oczekiwał. Nagrodę za swoją szczerość.
To nie był jednak taniec w pełni dla niego. Nie miała tańczyć tak, aby go uwieść czy zrobić na nim wrażenie. Miała mu przecież pokazać jak to wygląda, gdy nikt nie patrzył. Nawet jeśli on teraz to robił. Bardzo dokładnie, bo chociaż wyobrażała sobie, że jest sama, to doskonale czuła na sobie jego spojrzenie. Zupełnie inne od tych, które zwyczajnie padały w jej kierunku. Tamte wręcz ociekały zwierzęcą energią. Pierwotną żądzą, obrzydliwą i wulgarną chęcią wzięcia wyruchania cudzej żony, nawet wbrew jej woli. I to ją zawsze odstręczało, chociaż dzięki temu też wiedziała jaką wartość miała przy boku Subina.
I kim na spokojnie mogła manipulować zaledwie spojrzeniem.
Renoir karmił ją czymś zupełnie innym. Nie umiała tego dokładnie nazwać, podobnie jak wielu jego zachowań wobec niej, ale było to coś, co powodowało ciarki pod jej skórą. Może też dlatego nie czuła tego charakterystycznego wstydu, który normalnie by w sobie miała. Bo to co mu w tej chwili dawała, było mocno prywatne. To było coś, czego nikt wcześniej nie widział.
Miał ją na wyłączność.
Byłaś perfekcją.
Z jakiegoś powodu te słowa mile połechtały jej ego, bardziej niż zwykły komplement. A może nie chodziło tylko o słowa, ale też ton, a także osobę, która to powiedziała. Zwłaszcza, gdy dopełnił swoją wypowiedź o drugą część. Nie wiedziała czy było to w pełni szczere, ale też nie podejrzewała go o kłamstwo. A może po prostu chciała, aby to była prawda? A może ufała stwierdzeniu, które kiedyś padło, że nigdy jej nie okłamał.
Wróciła do jacuzzi, czując jak gorąca woda opatula na nowo jej ciało.
Chciałbym cię mieć.
Kąciki ust jej się uniosły wyżej w subtelnie wyzywającym pół uśmiechu. Sięgnęła po swój wcześniejszy, niedopity kieliszek szampana, aby wypić końcówkę alkoholu.
— Nic nie stoi na przeszkodzie — powiedziała, odstawiając szkło na stolik. Czy spodziewała się takiego zakończenia wieczoru? A może miała na nie gdzieś cichą nadzieję? Nie kryła tego, że Giovanni ją pociągał fizycznie, ale wcześniej działo się za dużo, aby powtórzyć noc z wyjazdu.
Podsunęła się do niego płynnie, zmieniając miejsce z jednego końca jacuzzi, na miejsce o wiele dogodniejsze. Jego kolana na których usiadła rozkrokiem, frontem do niego.
— W jaki sposób chciałby mnie pan mieć? — spytała, przejeżdżając powoli dłonią po jego klatce piersiowej. Z dołu, do góry, aż nie zahaczyła paznokciami prawej ręki o kark, świadomie przekraczając tę granicę nietykalności i cielesności. Nie precyzowała przy tym pytania, dając mu dowolność w jego interpretacji. Mógł jej powiedzieć. Mógł jej pokazać.
W jego przypadku nie wiedziała czego się spodziewać. A to było ekscytujące i podniecające zarazem.
Giovanni Salvatore
-
I will make you free when you're all part of menieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
- Ukrywanie treści: włączone
- Hidebb Message Hidden Description
pies (dc: canine.west)
metagaming