ODPOWIEDZ
43 y/o, 184 cm
chirurg onkologiczny Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Only you can save me from my lack of self‑control. And I won't make excuses for the pain I caused us both.
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiona/jej
postać
autor

Życie ostatnio nie traktowało go ze szczególną czułością. Ale czy kiedykolwiek to robiło? Orien od lat żył w przekonaniu, że świat to nie scena z reflektorami, a prędzej posępne, duszne kulisy, zarezerwowane dla tych, którzy przestali wierzyć, że coś ich jeszcze dobrego w życiu czeka. Uczył się, więc nie oczekiwać zbyt wiele. Radość z małych rzeczy, wydawała mu się naiwna, niemal obraźliwa. Kwiaty na parapecie, nowa kawa w ulubionym sklepie na końcu sąsiadującej z jego apartamentem przecznicy, przypadkowa, przyjemna dla ucha piosenka w radiu, wszystko to zdawało mu się desperackim kuksańcem od świata, który próbował udawać, że nie tonie.
Nienawidził tego udawania. Z nieskrywanymi wyrzutami sumienia patrzył na ludzi cieszących się z pustych gestów; nowych swetrów z wyprzedaży w zarze, nieba bez chmur, dwóch zielonych świateł z rzędu. Drażniło go to, jak łatwo można było pokochać coś tymczasowego. On potrzebował konkretu. Sukcesu tak wielkiego, że przez moment nawet on sam by w niego uwierzył. Ale nie był na szczycie. Był w barze. I nie sam. Odkąd córka znów zamieszkała z nim, jego dom zmienił ton i nabrał nowego rytmu. Cichy świst niepokoju przemykał przez korytarze, a powietrze miało gęstość niewypowiedzianych żali. Nie znał jej. A przecież znał. Dziewczyna była gościem z przeszłości -jakby ktoś wlał wspomnienie do jego głowy za pomocą magicznego zaklęcia. Miał z nią dzielić życie, choć nie znał jej ulubionej piosenki, nie wiedział, czy woli kakao czy herbatę. Nie był ojcem roku. Nie był ojcem dnia. Był człowiekiem, który wracał późno, milczał długo i gubił się w oczach, które były zupełnie jak te jego.
Matka dziewczyny wybrała kiedyś inne życie dla nich obu; takie, w którym Orien nie był obecny. I może miała rację. Może jego obecność była ciężarem, który niósł nie tylko on, ale i wszyscy wokół. Może właśnie dlatego teraz, po latach, córka postanowiła wybrać go nie z miłości, a z braku innych opcji. Mniejsze zło. Mężczyzna, którego można znieść. Może. A może matka artystka po prostu drażniła ją bardziej niż zrzędliwy ojciec lekarz? Myśli te rozlały się w nim jak wino, gęste, czerwone, tłumiące resztki rozsądku. Dlatego był tu. Dlatego pił. Siedział na skraju wieczoru, przy barze, który znał go lepiej niż własna kuchnia. Miał już wychodzić; portfel w kieszeni, telefon w dłoni, decyzja niemal podjęta; gdy kątem oka dostrzegł czyjąś twarz. Mężczyzna. Obcy. Albo prawie. Zmarszczki pod oczami jak przypisy do życia, którego już nie pisał. Cienie wokół ust, jakby każde słowo miało go coś kosztować. Chciał zagaić. Albo nie. Głos w głowie nie był dziś wyraźny. Gubił się w tłumie innych; głosów przeszłości, echa decyzji, które kiedyś wydawały się słuszne. Może dlatego właśnie milczał. Słowa były dziś zbyt ciężkie. Nie mieściły się między dzień dobry a jak się trzymasz. Barman coś powiedział. Orien pokiwał głową. Szklanka stuknęła o blat. Lód zazgrzytał. Chciał zapomnieć, a jednocześnie każda część jego duszy trzymała się tych wspomnień, jakby były kotwicą. Albo gwoździem do trumny. Nie chodziło o samotność; do niej zdążył przywyknąć. Chodziło o świadomość, że nawet we własnej historii był tylko bohaterem drugiego planu. Ojciec w zawieszeniu, mężczyzna w zawieszeniu, człowiek, który nie pamiętał już, po co to wszystko. Spojrzał znów na tamtego mężczyznę. Może w jego oczach znajdzie coś, czego nie miał odwagi powiedzieć córce? Może rozmowa z nieznajomym będzie bezpieczniejsza niż kolejny wieczór w domu, gdzie cisza ścierała się z poczuciem winy? Wziął łyk. Alkohol smakował jak żal przebrany za spokój. Zamknął oczy. I przez ułamek sekundy zobaczył swoją córkę; miała siedem lat i układała puzzle na podłodze, językiem dotykając wargi w skupieniu. Wtedy jeszcze wierzyła, że może na niego liczyć. Kiedy otworzył oczy, mężczyzny już nie było. Puste miejsce, które po nim zostało, wyglądało jak wyrzut. Orien westchnął. Upił kolejny łyk napoju i wyciągnął z kieszeni spodni swój telefon.
24 y/o, 168 cm
malarka we własnej pracowni
Awatar użytkownika
you believe me like a god, I'll betray you like a man
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

4.
You say you know
the cause of every shattered
d r e a m
Even when there's none to blame
You always shout my n a m e
melusine & orien


Palce zdradziecko zawisły nad ekranem telefonu komórkowego, będąc tym samym o krok od popełnienia nieodwracalnego b ł ę d u.
Jak zawsze - gdy ponura rzeczywistość stawała się zbyt przygniatająca; gdy ciężar przeszłości osiadał na klatce piersiowej, zmuszając ją do walki o każdy oddech; gdy poczucie zagubienia paraliżowało zdolność racjonalnego myślenia, budząc w niej chęć powrotu do starych i niezdrowych mechanizmów.
Jak teraz. Nie mając jego numeru zapisanego w kontaktach - usunęła go lata temu w ramach walki z własnymi słabościami, tak okrutnie wyrywającymi jej kontrolę z rąk - i tak potrafiła bez trudu wyrecytować każdą z cyfr niczym najgorliwszą modlitwę.
Ale nie p o w i n n a. A mimo to zawzięcie wpatrywała się w ekran telefonu, jakby chwilowo zdrowy rozsądek wywiesił kartkę zaraz wracam, skazując ją w ten sposób na samotną potyczkę z przemożną potrzebą oddania się w ramiona otępienia.
Ten jeden raz. Ten ostatni raz. Tylko po to, by uciszyć echo wyrzutów sumienia - tego wieczoru wyjątkowo głośno skandujących imię, którego nie chciała pamiętać. By poczuć błogą p u s t k ę.
Zagryzając policzek od środka niemal do krwi, z trudem zmusiła się do wsunięcia komórki do kieszeni spodni. Równie mechanicznie narzuciła na siebie skórzaną kurtkę, przewiesiła przez ramię torebkę i zamknąwszy za sobą drzwi, wyszła z mieszkania wprost na zimne powietrze. Nie miała jasno sprecyzowanego planu; po prostu potrzebowała uciec z czterech ścian, które z każdą mijającą godziną zdawały się kurczyć i popychać ją wprost na tory, z których nie byłoby już odwrotu. A przecież sobie o b i e c a ł a.
Dlatego szła, szła, i szła. Bez końca. Przemierzała znajome uliczki, niezbyt poświęcając im uwagę, zatopiona do reszty we własnych smętnych rozmyślaniach. I tak naprawdę dopiero ujrzawszy migający neon baru, zdecydowała się wejść do środka, twardo ignorując wszelkie sygnały alarmowe, które rozdzwoniły się w głowie. W końcu jeden drink na lepszy sen nie mógł zrobić jej krzywdy, prawda?
Minąwszy się po drodze z mężczyzną, który właśnie zwolnił miejsce przy barze, pozwoliła je sobie zająć. I już, już miała zamawiać swoją truciznę na wieczór, kiedy jej wzrok mimochodem spoczął na osobie siedzącej tuż obok. Zmarszczywszy z zaskoczeniem brwi, nieco lekkomyślnie dotknęła męskiego ramienia.
Wujku? — spytała niepewnie, bo równie dobrze zmęczony wzrok mógł płatać jej figla, chociaż żywiła cichą nadzieję, że jednak nie, ponieważ w innym przypadku ściągnęłaby na siebie konwersację z zupełnie przypadkowym człowiekiem, a na to zdecydowanie nie miała ochoty.

Orien Halcroft
anna maria wesołowska
sam sobie sterem, triggerem, okrętem
ODPOWIEDZ

Wróć do „Bar Poet”