ODPOWIEDZ
38 y/o, 189 cm
detektyw Toronto Police Service Headquarters
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

003.
From strangers to friends
Friends into lovers
And strangers again?
Palec wybijał nerwowy rytm na powierzchni tekturowej teczki z wyrysowanym wyraźnie logiem głównej komendy policji w Toronto. Studiował wzrokiem każde zakrzywienie grafiki, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, chociaż odcień niebieskiego zawarty w okręgu dosłownie wżarł mu się w mózg. Wszyscy mówili o tym, jakim zaszczytem i niesamowitą okazją do wykazania się oraz przysłużenia się miastu, była praca pod przykryciem, zaszycie się w strukturach świata, który stanowił odrębny ekosystem, tłoczący swoje odpady trucizną w żyły miasta. Mówiono o wynagrodzeniu finansowym, o satysfakcji, o otwierających się przed tobą drzwiach. Natomiast nikt nie wspomniał o tym, jak trudno było wrócić do rzeczywistości, że nie tak łatwo było strzepnąć z siebie ciężar fałszywej tożsamości, pozbyć się obrazów, które intensywnością kolorów odmalowywały się pod powieką, za każdym razem, gdy zamykał oczy na dłużej. Z tym, jak trudno było dojść do porządku ze swoją moralnością, pogodzić się z tym, co trzeba było zrobić, łamiąc wyznawane przez siebie zasady, w imię lepszego jutra.
Nie umiał przyznać się do tego nawet przed samym sobą, jak trudno było mu wrócić do codzienności, szczególnie gdy ściany niedawno zakupionego mieszkania zionęły chłodem, a po przekręceniu zamka w drzwiach witała go jedynie pustka i głucha cisza. Ale to była jego decyzja, z której konsekwencjami powinien się liczyć, w momencie, w którym pośpiesznie pakował do pudeł swoje rzeczy, nie zostawiając nawet słowa wyjaśnienia, chociażby nakreślonego na kartce. Wtedy myślał, że postępował słusznie, że tak było lepiej, bo listy, które napływały do ich skrzynki, powoli stawały się zbyt prawdziwe. Liczył, że przez rok to ucichnie. Jednakże, gdy dwa tygodnie po powrocie znalazł na podłodze list bez adresata z kolejną groźbą i zdjęciem Serpahine, która nieświadoma swojego obserwatora wychodziła z kawiarni, wiedział, że jedyne, co udało mu się osiągnąć, to odwleczenie w czasie nieuniknionego i bardzo prawdopodobne skomplikowanie okoliczności, w jakich przyjdzie mu rozmawiać z Seraphine. Mógłby zlecić to komuś innemu, nie byłoby to nawet dziwne, dla dobra śledztwa może nawet powinien oddać je w ręce kogoś bezstronnego, kogoś niezaangażowanego emocjonalnie, ale czuł, że był jej to winny. Chociaż tyle.
Westchnął, zaciskając palce na teczce, w której zebrał wszystkie listy, zarówno te sprzed swojego zniknięcia, jak i ten, który znalazł niedawno i wyszedł z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Odznaka jeszcze zwisała mu z szyi, zawieszona na srebrnym, długim łańcuszku, odbijając się od klatki piersiowej przy energicznym ruchu, zupełnie jakby jak najszybciej chciał dotrzeć do mieszkania Phinne i mieć już to za sobą. Doskonale wiedział, pod jaki numer drzwi miał się udać. Zawahał się chwilę, nim zdecydowanym ruchem zapukał, wbijając równy rytm. A kiedy pojawiła się w drzwiach, próbował nie dać się wytrącić z równowagi fali emocji, która rozbiła się o jego sylwetkę. Nie rozumiał połowy z tych uczuć, drogiej nie umiałby nawet nazwać, więc musiał utrzymać się na powierzchni. -Zanim zamkniesz mi drzwi przed nosem... to ważne- wyrzucił z siebie w pierwszej sekundzie, z góry zakładając, że właśnie na to zasługiwał, na zatrzaśnięcie drzwi przed nosem. Natomiast przy słowach to ważne, podniósł ku górze teczkę z aktami, których prawdopodobnie nie powinien wynosić, ale nie był to też pierwszy raz, gdy wynosił pracę z komisariatu. - Mogę wejść?

Seraphine Soverall
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
lenny
ODPOWIEDZ

Wróć do „Porzucone”