ODPOWIEDZ
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

- dwa -


Bo czuł, że ten Karaibski Festiwal bez jego udziału, będzie jakby nie pełny, więc nie mogło go tutaj zabraknąć. Był tutaj praktycznie co roku, już jako dzieciak z babką performerką, która prowadzała go po kwasie między tymi wszystkimi ludźmi, a gdy był jeszcze wyjątkowo mały przywiązywała go do siebie liną, żeby jej nie zginął. Nigdy go nie zgubiła, ale co Bo się napatrzył, to dobrze, że wyrósł na takiego człowieka, jakim był, bo mógł skończyć gorzej. Nie jako właściciel galerii a jakiś druid, albo guru, z którym otworzysz trzecie oko. Jego babka miała też takich znajomych. Bo ich nawet lubił. On w ogóle lubił barwne postaci, może dlatego gdy usłyszał ten śmieszny akcent i to siarczyste "kurwa" w śmiesznym języku, to od razu zwrócił uwagę na Alexandra.

- Jezu stary, jeśli nie jadłeś Jamaican Patties, to musisz tego spróbować! Są zajebiste, ja od razu biorę dwie porcje - powiedział pewny swego - to takie jamajskie pierożki, macie w Polsce pierożki? - zapytał głupio, bo wcale nie zdawał sobie sprawy z tego, że ta cała Polska to kraina pierogami i wódą płynąca. Jemu kojarzyła się bardziej z Althamerem, wariatem-wizjonerem z Polski, który robił projekty z ziomkami z blokowiska. Poznał jego nazwisko, kiedy był w Berlinie, spodobały mu się jego instalacje, więc zapamiętał, że facet jest Polakiem.
Stali już w kolejce po Jamaican Patties, które tak naprawdę bardziej były jak empanady, niż pierogi, ale dla Bo wszystko co jest zawinięte w ciasto mogło być pierożkiem, i te chińskie, i polskie, a nawet meksykańskie, czy karaibskie.
- Na pewno weź wołowinę, jest najlepsza. Ja nie wiem czy wezmę jeszcze z warzywami, czy z kurczakiem... Bo dzisiaj mam dzień no wege - zastanawiał się głośno. Bo czasem był zatwardziałym weganinem i walczył o prawa zwierząt, a na drugi dzień jadł hamburgera z podwójną wołowiną i wmawiał sobie, że to i tak lepiej dla tej krowy, że ją zjadł, a ona teraz się odrodzi jako jakaś wysoka blondi i będzie wiodła życie jak żony z Hollywood.
- Tylko uważaj, bo jak spróbujesz, to będziesz chciał tu zamieszkać, ale się nie da, bo pytałem już w zeszłym roku - powiedział to z taką powagą, że właściwie nie było do końca wiadomo, czy sobie żartował, czy mówił prawdę. Ale po nim można się była spodziewać wszystkiego. W końcu nadeszła ich kolej, a Bo nie mógł się oprzeć i wziął wszystkie trzy porcje, kurczak, warzywa i królowa wołowina.
- Chodźmy tam... - wskazał jakieś drewniane ławeczki i stoliki, co prawda było tam pełno ludzi, ale udało im się wcisnąć. Usiedli i Bo spojrzał na swojego kumpla.
- Spróbuj pierwszy i od razu opisz to doznanie w trzech słowach, bo następna wystawa w mojej galerii, to będzie... Jamaica Patties Pleasure, więc uprzedzam, że to wykorzystam - aż się rozmarzył i od razu wyobraził sobie te rzesze fanów karaibskich pierożków, które walą drzwiami i oknami do jego galerii.


alexander baransky
35 y/o, 183 cm
barman w the fifth social club
Awatar użytkownika
media będą czekać na siniak na twoim policzku czy szminkę na mojej koszuli, tak jak ty na włos innеgo koloru w mojej pościeli, a ja na wiadomość od nieznanego numeru w twoim telefonie.
to normalne.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Alexander miał wiele wątpliwości co do swojego wyjścia na festiwal, długo odwlekał w czasie podjęcie sensownej decyzji. Po pierwsze, kompletnie nie jarały go takie klimaty, a po drugie jutro miał zmianę na barze i chciał być chociaż trochę żywy. Gdyby znowu dopadła go w pracy menadżerka, to spaliłby się ze wstydu, gdyby musiał tłumaczyć się ze swojego kaca. Już miał z nią dwie pogadanki, a świadomość, że mógłby stracić pracę chyba pierwszy raz w życiu go przerażała. Podobała mu się Kanada, nie chciał stąd uciekać.
Odmówiłby każdemu, ale nie Bo. Lubił tego gościa. Był tak samo dziwny jak on, ale szczerze musiał przyznać, że to była pierwsza (i dotychczas jedyna) osoba, z którą się tutaj dogadywał. Co prawda, nie miał zbyt wielu znajomych, ale Larue miał w jego sercu specjalne miejsce.
Chyba nie miałem — odpowiedział niezbyt przekonany o czym w ogóle rozmawiają. Nie wiedział czym jest Jamaican Patties, jego jadłospis był ograniczony do kilku podstawowych produktów, nawet nie jadał na mieście, bo bał się niektórych nazw. — Aaa, no pierogi, wiem czym są — dodał po chwili z większym entuzjazmem, gdy stanęli już w kolejce. — W Polsce jest chyba milion odmian, kiedyś jak wybiorę się na odwiedziny do matki to ci przywiozę, robi najlepsze. — Gdy bywał w domu rodzinnym to potrafił je wpierniczać aż do porzygu, bo nawet jeśli rodzicielka ich nie lepiła to w sklepach były bardzo dobre gotowce. W Toronto nie znalazł jeszcze żadnych, które chociaż w jednym procencie wyglądały tak samo dobrze. A skoro nie wyglądały to nawet nie dawał im szansy na przejście testu smaku.
Kiwnął głową na jego słowa. Byłby durniem jakby nie zaufał w kwestii pierogów, Bo musiał mieć dobry gust. Bardziej wyobrażał sobie je jako typowe polskie danie, bo pierogi były jedne. Każdy inny zawijas z ciasta z nadzieniem, jeśli nie był zrobiony w taki sam sposób, nie mógł konkurować o to miano i był zwykłą profanacją. Sprawa była jasna, a on zawiedzie się za chwilę.
Zamówił z wołowiną, tak jak polecił mu przyjaciel, nie zaglądając do środka budy. Nawet, gdy odebrał je na papierowym talerzyku to przykrył sobie chusteczką, by prawdziwe wrażenie mogło zostać dobrze uwiecznione. Dopiero, gdy usiedli na drewnianej ławce, zdecydował się na odkrycie papierowej chustki. Usta ścisnął w prostą kreskę i chwilę im się przypatrywał, a później dopiero przeniósł wzrok na kumpla.
Robisz sobie jaja, nie? — zaczął i podziobał to, co znajdowało się na jego talerzu widelcem. Pewnie jakimś drewnianym, bo tutaj też ludziom odbiło na punkcie ekologii.
Nienawidził tych papierowych talerzy, drewnianych sztućców i papierowych słomek, nie potrafił pojąć jak takie głupoty miały uratować planetę ziemię. W końcu wszystko i tak z nią było dobrze.
To nie jest pierogiem — mruknął zawiedziony. — Przypomina usmażony placek, stary… — Gdyby nie to, że Laure wspomniał o tej wystawie i fakcie, że wykorzysta jego opinię to zrezygnowałby całkowicie z jedzenia. Nabił placka na widelec i przysunął go do siebie, w duchu przepraszając bogów, że musi dokonać tego aktu zbezczeszczenia. Ugryzł, chwilę potrzymał w ustach, a następnie połknął i spojrzał na niego z obojętnością. — Te trzy słowa, to… kruche, niepierogowe, smakowe oszustwo. Mam nadzieję, że ci wystarczy.


Bo W. Larue
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

Bo na pewno nie pozwoliłby, żeby Alexander przez niego stracił pracę, a jeśli tak by się stało, to zatrudniłby go w galerii i tam postawił bar, żeby miał gdzie pracować. Kanady też by nie pozwolił mu opuścić, nawet jeśli musiałby z nim wziąć fikcyjny ślub dla wizy! Bo czego się nie robi dla kumpla? Więc tutaj nie zadziałały na pewno żadne tłumaczenia, że nie pójdą.

- Milion odmian pierogów? To co wy tam macie jakiś pierogowy Disneyland? - trochę się zdziwił, bo w Kanadzie na pewno nie mieli tylu pierogów, właściwie jeśli w ogóle mieli jakiekolwiek zjedliwe - o stary, to kiedy jedziesz do Polski? Narobiłeś mi takiego smaka, a może niech Twoja mama tu przyleci? - dobrze, że Bo nie jadł polskich pierogów, bo chyba wtedy to by od razu kupował bilet na samolot dla mamy Alexa i robił jej pokój u siebie w apartamencie, żeby tylko mogła gotować mu pierogi codziennie. On uwielbiał dobre jedzenie, zresztą uwielbiał wszystko co dobre, kolorowe, aromatyczne, wyraziste, pewnie stąd też to uwielbienie dla tych podróbkowych pierogów z jamajki.
- W ogóle widziałem tutaj gdzieś polską restaurację, byłeś tam? Warto iść? Musimy iść - stwierdził i pokiwał głową. A kiedy Alexander mu zarzucił, że robi sobie jaja to uniósł jedną brew. No przecież właśnie leżą przed nim najlepsze Jamaica Patties pod słońcem - jamajskie pierogi!
- No co? - spojrzał na kumpla jak ten profanuje to danie dzióbiąc w nim widelcem - ej... nabijasz i do gęby, co ty robisz bracie? - pokręcił głową. Ale na to stwierdzenie, że to nie jest pierogiem tylko plackiem, to zmarszczył obie brwi i wydął usta.
- No jak nie pierogiem? A ten kształt? - złapał tego placuszka i pokazuje ten pierogowy brzeg, półkole i takie ściśnięte, pieróg jak nic. Potem wsadził sobie do usta tego pieroga. Najlepsze co jadł w tym tygodniu.
- Nie tego się spodziefałem... - wybełkotał z pełnymi ustami, ale gdy w końcu przełknął i przepił piwkiem, to uśmiechnął się szeroko - ale to jest prawdziwa sztuka, cała prawda, bez owijania w bawełnę i cukru, tylko bolesna prawda... Masz zadatki na artychę Alex - powiedział pewny swego, a później złapał dwa te paszteciko-pierogo-placki na raz i chciał je wsadzić sobie do ust, ale chyba nie przeliczył siły na zamiary, bo jeden z nich pękł, a całe nadzienie spadło mu na białą koszulkę tworzą ogromną plamę. W tym samym momencie ktoś błysnął im fleszem po oczach.
- Co-to-było? - zapytał Bo, bo wciąż widział przed oczami tylko tego przepysznego pierożka, z którego nadzienie leżało teraz na ziemi. Chciał zetrzeć chusteczką tę plamę, ale tylko ją rozmazał.
- Jak to wygląda? - zapytał kumpla, liczył na szczerą odpowiedź, a wyglądało jakby ktoś go obrzygał.

alexander baransky
35 y/o, 183 cm
barman w the fifth social club
Awatar użytkownika
media będą czekać na siniak na twoim policzku czy szminkę na mojej koszuli, tak jak ty na włos innеgo koloru w mojej pościeli, a ja na wiadomość od nieznanego numeru w twoim telefonie.
to normalne.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Przede wszystkim to on sam nie pozwoliłby sobie samemu na stracenie pracy, jeśli trzeba by było to dopuściłby się błagania Donny, byleby mu pozwoliła zostać. Naprawdę polubił to miejsce, nawet jeśli był tutaj krótko; tu miał brata (który niestety zdecydował się go na razie zostawić, ale Alexander wierzył, że go nie zostawił na długo), mieszkał w naprawdę zajebistej chacie, kasę też jakąś miał, bo go akurat bliźniak nią poratował. Praca była super, co najwyżej czasami miał jakąś niezgodę z szefową, ale wszystko chyba dało się naprawić.
Notabene, po tym ich wyjściu nawet ją spotka.
Pewnie wizja pracy w galerii też była cudowna, ale Baransky prędko by się rozleniwił jeszcze bardziej. Znał się na tyle długo, że stosunki przyjacielskie nie zmotywowałyby go do starania się, szybko przemówiłaby jego strona leniwca.
Hm… można tak powiedzieć — rzucił w odpowiedzi lekko skonsternowany. Fakt, Polskę można było nazwać pierogowym Disneylandem. Gdyby tylko Bo dowiedział się, ile innych dań można zrobić z samym farszem do ruskich…
Coś zamruczał, zastanawiając się co powinien odpowiedzieć kumplowi. Ostatnio nie miał za dobrego kontaktu z matką, od kiedy wybrał się na pierwsze studia za granicą ich relacja się znacznie pogorszyła. Alexander nie przyjechał na pogrzeb ojca, co dla niej najprawdopodobniej było ciosem prosto w serce. Ale gdyby ją poprosił to pewnie nalepiłaby mu cały stół pierogów, kochana kobiecina.
W sumie nie wiem, ale będę pamiętać, na razie w planach nie mam — mruknął i podrapał się nerwowo po karku. Matka pewnie nudziła się sama w Łodzi, ale nie wyobrażał sobie jej w anglojęzycznym kraju. Miał dosyć bujną wyobraźnię, ale gdy tylko próbował to wytworzyć to w jego głowie pojawiał się wielki error.
Szczerze mówiąc nie, ale możemy iść któregoś dnia, wezmę sobie wolne w pracy. — Nie był przekonany co do jedzenia w jakiejkolwiek restauracji, która miała w szyldzie napis “Polska” albo “polskie”. Był typowym polsko-sceptykiem, nie ufał jedzeniu tutaj, a całkowicie pewnie zrezygnuje z tego pomysłu, gdy zje ten wyrób pierogo-podobny, który nawet smaczny to zaserwował mu traumę.
Nie mógł skłamać, że placek był smaczny. Prawdopodobnie był jedną z najlepszych rzeczy jaką zjadł od tych pięciu miesięcy, które tutaj spędził. Idealnie wysmażony, farsz perfekcyjnie doprawiony, nie miał do czego się przyczepić. Jedynie czuł zawiedzenie, że Bo przedstawił mu ten posiłek jako pieróg i że przez to wyobrażał sobie coś z deka innego.
Nie no, stary, dobre, ale jakby było prawdziwym pierogiem, z tym miękkim ciastem… mówię ci, bajka — powiedział z pełnymi ustami, bo wepchał sobie jeszcze resztę tego placka, bo naprawdę mu smakowało. Prychnął cicho, słysząc, że nadawałby się na artystę. W życiu chyba robił już wszystko, nie zdziwiłby się jakby któregoś dnia przyszłaby i na to kolej. — A co, weźmiesz mnie pod swoje skrzydła?
Po tych słowach obserwował jak w zwolnionym tempie pękł placek przyjaciela, zanim go dobrze jeszcze do ust włożył, a farsz wyleciał wprost na jego jasną koszulkę. Wyglądało to jak w jakiejś starej komedii, brakowało jeszcze nagrania typowych dla tamtych czasów śmiechów.
Zamrugał dwukrotnie, obserwując jak Larue rozmazuje plamę jeszcze bardziej i głośno po tym westchnął.
Tragedia stary, będziesz musiał kupić jakiś kostium na stoisku — powiedział i rozbawiony wskazał głową w kierunku kiosków, które były ustawione niedaleko głównej drogi. Widział wcześniej co mają do zaoferowania i nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy próbował go sobie w czymś takim wyobrazić. — Niezły wybór tam mają, na pewno ci coś przypadnie do gustu, bo koszulki już nie uratujesz.


Bo W. Larue
31 y/o, 191 cm
właściciel i gościu od wszystkiego w Gallery 1313
Awatar użytkownika
Oficjalnie: właściciel alternatywnej galerii sztuki.
Nieoficjalnie: facet, który myślał, że nigdy nie założy rodziny dopóki ONA nie zapukała do jego drzwi z brzuchem i biletem w jedną stronę.
Dziś dzieli życie między sztuką nowoczesną, wernisażami i Youtubowymi poradnikami „jak trzymać noworodka”.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkitak
postać
autor

Kto się czubi, ten się lubi, więc ta niezgoda z szefową, to mogła być zalążkiem jakiś bardziej zażyłych relacji, na pewno Bo by tak stwierdził, gdyby dzisiaj spotkali się na ploteczki, a nie na najlepsze w mieście karaibskie jedzenie.
- To ja chyba musze tam lecieć na wakacje, siostry namawiały mnie na jakieś Fidżi, ale kurde, Pierogowy Disneyland brzmi lepiej - pokiwał głową, w sumie Bo rzadko w ogóle latał na wakacje, odkąd przejął galerię, ale... Często podróżował służbowo, chociaż czy to się w ogóle liczy? Niejedna osoba powiedziałaby, że tak, zwłaszcza, że po pracy balował do rana, ale on uważał, że kiedy jedzie gdzieś obcować ze SZTUKĄ, to to jednak nie do końca wypoczynek. Może gdyby nie pracował w tej branży?
- Ech, znam ten ból, jak się pracuje, to tak ciężko zaplanować wakacje... - westchnął, jakby rzeczywiście tyrał jak wół, a nie robił jakieś dzikie imprezy, w swojej dzikiej galerii, z dzikimi artystami - staaary, to nie masz w ogóle wolnych weekendów, czy coś? Czy Twoja szefowa przekracza normy pracownicze? Mam ją gdzieś zgłosić? - zapytał z troską, kiedy Alex powiedział, że weźmie sobie wolne. Przecież wolne to takie coś, co się ludziom należy, a nie trzeba je brać. Inna sprawa, że Larue odkąd w ogóle zaczął pracować, to najpierw robił u kuzyna, a potem na swoim. Czasami ciężko i zarywał noce, ale jednak mógł sobie pozwolić na wolne, kiedy mu coś wypadło i nie musiał o tym informować szefostwa.
- Ciekawe czy w tej knajpie znają polski, mógłbyś sobie pogadać, bo ja znam tylko to słowo... wódka, no i pierogi - czyli w zasadzie jakby pojechał do Polski to by sobie poradził, wódka i pierogi, najedzony i napity, czego chcieć więcej? Zmarszczył brwi, gdy Alexander powiedział o tych pierożkach z miękkim ciastem. Te jamajskie placki były świetne, ale suche, trzeba było je popijać piwkiem, a takie pierogi z miękkim ciastem i do tego zimna wódka. Brzmiało jak bajka. Polska brzmiała jak jakaś bajka, że też będąc w Europie jakoś wcale nie wpadł na to, żeby tam pojechać. Ciekawe czy jest daleko z Amsterdamu, będzie musiał zapytać Nat.
- No wiadomo, jak tylko coś zmalujesz, to ja to wystawiam w mojej galerii - zdążył jeszcze powiedzieć, przed tym nieszczęśliwym gryzem. Potem to już wszystko poszło odruchowo, plama rozbabrana na całym przodzie koszulki. No i może nawet kolejne zdjęcie. Tylko, że Bo jakoś zdjęciami się wcale nie przejął, na ostatniej wystawie pokazał swoje fotki, gdzie świecił gołym tyłkiem, więc... Czymże było zdjęcie z plamą na głównej stronie Karaibskiego Festiwalu? Może tylko dobrą reklamą?
- Myślisz? A jaki kostium? - zapytał od razu, bo Bo to lubił trochę przebieranki. Nie trzeba go było namawiać, żeby wskoczył w jakiś odjechany strój, w galerii też czasem przyodziewał dziwne ubrania, żeby się wyróżniać.
- Tylko, że wiesz przyjacielu, skoro dzisiaj jesteśmy tu razem, to Ty też będziesz musiał się przebrać - uśmiechnął się mrugając słodko, a zaraz zmrużył oczy patrząc w stronę stoiska - ciekawe czy mają pieroga, któryś z nas mógłby być pierogiem - stwierdził i znowu zjadł trochę tych Jamaica Patties. Właściwie to cały czas je jadł, gadał i jadł, bo przecież nie mógł nic zmarnować, gorzej tylko, że kończyło mu się już piwko i zaraz nie będzie miał czym przepić.
- Z tej perspektywy to widzę tam tylko jakieś pióropusze, ale za tancerkę to się nie przebieram, nie znam układu - pokręcił głową, a potem wpakował do buzi ostatni "pierożek" i był gotowy do drogi.

alexander baransky
ODPOWIEDZ

Wróć do „The Toronto Caribbean Carnival”