

Walka wręcz i taktyki CQB (close quarters battle) - szybki, brutalny, bez sentymentów.
Kamuflaż i działania pod przykrywką - potrafi wcielić się w kogokolwiek, od ochroniarza po biznesmena, i grać rolę tak długo, że sam zaczyna w nią wierzyć.
Prawo jazdy typu G - prowadzi każdy pojazd, od SUV-a po wojskowego humvee; w aucie jedzie jak żołnierz: szybko, agresywnie, skutecznie.
Skoki spadochronowe i nurkowanie bojowe - certyfikaty z wojska, teraz wykorzystywane w mniej oficjalnych celach.
Biegła znajomość francuskiego i angielskiego, podstawy rosyjskiego (wystarczy, żeby rozumieć rozkazy i przekleństwa).
Orientacja w terenie - mapy, kompas, GPS, albo po prostu gwiazdy. Nie gubi się nigdy.
Potrafi zszyć ranę i prowizorycznie opatrzyć obrażenia - nauczył się tego w polu, bez fanfar, z adrenaliną zamiast znieczulenia.
Gotuje prosto, ale praktycznie - jajecznica, stek, makaron. Wszystko, co można zrobić jedną ręką i z bronią obok talerza.
Umie kłamać bez mrugnięcia okiem, i utrzymać wersję nawet pod presją.
Czyta ludzi, wychwytuje najmniejsze pęknięcia, spojrzenia, tiki.
Gra w pokera (i zawsze wie, kto blefuje).
Umie zniknąć - zmienić tożsamość, zgubić ogon, zlać się z tłumem.
Potrafi naprawić broń, silnik albo drzwi kopniakiem. W tej kolejności.
Umie udawać „normalnego faceta” - przynosi zakupy, skręci mebel z Ikei, naprawi kran. Dla niej.
Zasnąć w ciszy - potrzebuje szumu telewizora albo radia, inaczej wracają obrazy z misji.
Nosić garnituru dłużej niż dwie godziny - czuje się wtedy jak w cudzej skórze, choć to właśnie w nim zwiódł ją najskuteczniej.
Powiedzieć „przepraszam” - w jego słowniku istnieją tylko usprawiedliwienia i wymówki.
Gotować czegokolwiek wymagającego więcej niż patelnia i sól.
Ufać komukolwiek, nawet wtedy, gdy musi.
Odciąć się od roli, grał męża tak długo, że czasem nie wie, czy to jeszcze gra, czy już on.
Słabe punkty:
PTSD - obrazy, krzyki, dźwięki strzałów wracają w najmniej odpowiednich momentach. Skrywa to pod alkoholem i ironią.
Paranoja - zawsze siedzi twarzą do drzwi, zawsze szuka wyjścia. Nie potrafi żyć w „normalnym” rytmie.
Uzależnienie od adrenaliny - spokój jest dla niego gorszy niż strzały. Musi działać, walczyć, uciekać.
Moralność na granicy - od dawna nie rozróżnia dobra od zła, tylko „cel” i „zadanie”. I to powoli zjada resztki jego człowieczeństwa.
Samotność - choć udaje, że jej nie czuje, każda noc spędzona samemu to przypomnienie, że nikt tak naprawdę nie zna Wade’a Jones'a.
Miasto, które dla Wade’a nie jest domem. Bardziej schronieniem. Kryjówką. Przykrywką. Kolejnym punktem na mapie, gdzie łatwiej zniknąć niż zacząć od nowa.
Urodził się w Montrealu, w dzielnicy, w której zimą śnieg barwił się spalinami, a dzieci szybko uczyły się, że żeby coś mieć, trzeba to ukraść. Ojciec, właściwie tylko cień, którego rzadko widywał, matka, kobieta, która mówiła, że Wade ma „ciężki charakter”, a mimo to starała się go wychować na dobrego człowieka. Nie miał ani złotego dzieciństwa, ani ambitnych marzeń, które chciałby realizować. W głowie miał tylko jedno: ucieczkę.
Ucieczka przyszła w wieku osiemnastu lat, gdy wstąpił do Sił Zbrojnych Kanady. Nie do zwykłej jednostki, dostał się do Joint Task Force 2, elitarnego oddziału specjalnego. Tam nauczył się wszystkiego: strzelać bez drżenia ręki, walczyć w ciszy, zabijać szybko i bez świadków. Jego życie stało się serią misji, w których prawda miała drugorzędne znaczenie, a lojalność kończyła się wraz z kolejnym rozkazem.
Bliski Wschód. Afryka Północna. Europa Wschodnia. Widział obozy, których nie powinno być. Widział dzieci z karabinami większymi od nich samych. Widział, jak łatwo człowiek zmienia się w cel, a cel w statystykę. Kiedy inni wracali do domu, Wade zostawał, bo wojna była jedynym miejscem, gdzie rozumiał zasady, gdzie potrafił funkcjonować.
W 2012 roku został instruktorem w CSOR, szkolił innych w taktykach nieregularnych i działaniach pod przykrywką. I właśnie tam odkrył, że odgrywanie ról wchodzi mu w krew. Był w stanie wcielić się w kogokolwiek - ochroniarza, biznesmena, zwykłego faceta z sąsiedztwa. To było łatwe, łatwiejsze niż poukładanie swojego własnego życia, bo przecież... nigdy go nie miał.
Potem było odejście. Oficjalnie - wypalenie zawodowe. Nieoficjalnie - zbyt wiele trupów na sumieniu.
Jednak dla kogoś, dla kogo wojsko jest całym światem, ucieczka w codzienność nie jest taka prosta. Wciąż szukał jakiegoś punktu zaczepienia. W końcu je odnalazł. Prywatne kontrakty. Afryka Subsaharyjska, Bliski Wschód. Ochrona konwojów humanitarnych i VIP-ów… ale prawda była brudniejsza. Przejęcia, likwidacje, zlecenia od tych, którzy płacili więcej.
W 2017 roku pojawił się w Ameryce Południowej - Interpol twierdzi, że pracował wtedy dla karteli. On sam nigdy tego nie potwierdził. Rok później był w Europie, w towarzystwie ludzi, których nazwisk nie zapisuje się w oficjalnych dokumentach. W końcu trafił do Bratvy - rosyjskiej mafii, dla której był idealnym narzędziem: wyszkolony, bezwzględny, lojalny tylko wobec pieniędzy.
W Dubaju widziano go ostatni raz oficjalnie. Później zniknął. Z raportów, z kontraktów, z życia.
Ale nie na długo. Toronto stało się jego nową bazą. To tutaj przyjechał pod przykrywką, jako „konsultant do spraw bezpieczeństwa”. To tutaj poznał ją - córkę bosa, kobietę, w której historii miał pojawić się tylko na chwilę. Miał zdobyć jej zaufanie. Miał wyciągnąć informacje. Miał odejść. Zamiast tego… został mężem.
Wszystko posypało się, gdy jej ojciec zginął. Nie z jego ręki. Ale to Wade instynktownie rzucił się, żeby ją ratować. I wtedy role przestały być rolami. Zaczęła się ucieczka. Oni dwoje przeciwko światu, przeciwko mafii, przeciwko własnym demonom.
Dziś? Wade Jones to były żołnierz, najemnik bez armii, egzekutor bez szefa. Mąż, który nigdy nie miał być mężem. Człowiek, który zna każdy sposób, żeby zabić, ale nie wie, jak się kocha. Człowiek, który potrafi zniknąć w tłumie, ale nie potrafi uciec od spojrzenia kobiety, której złamał serce.
Nosi zawsze zegarek na lewej ręce, choć jest praworęczny, nawyk z wojska, którego nigdy nie zmienił.
Potrafi rozłożyć i złożyć Glocka w ciemności, w mniej niż minutę. Raz zrobił to na zakład w barze. Wygrał.
Nigdy nie pije mleka. Trauma z wojska, raz w bazie podano mu je zamiast wody. Przeżył, ale nigdy nie wybaczył.
Miał psa w Afganistanie - owczarka, który tropił miny. Zginął na patrolu. Wade do dziś trzyma jego obrożę w szufladzie.
Zna na pamięć hymn Kanady, ale śpiewa go tylko wtedy, gdy jest pijany, i tylko po francusku.
Ma tatuaż na ramieniu, prosty numer, znany tylko jemu i jego jednostce. Nikt nigdy nie usłyszał, co oznacza.
Nie znosi gier planszowych. Twierdzi, że to „symulacja wojny w wersji dla dzieci”, i że zawsze wie, jak wygrać.
Nosi w portfelu fałszywy dowód na zupełnie inne nazwisko, taki, którym posługiwał się przez lata. Czasem sam zapomina, który z nich jest prawdziwy.
Zdarza mu się znikać na całe dnie bez słowa, twierdzi, że „idzie pobiegać”, a wraca z nowym siniakiem i nieodpartą ochotą na whisky.
Umie grać w szachy i zawsze wygrywa. Ale nienawidzi tej gry, mówi, że za bardzo przypomina życie.
Zna dziesiątki historii wojennych, ale nigdy nie opowiada ich w całości. Zawsze urywa w połowie.