
Nie wybory, jak wszystkim się wydaje. Przypadki — na jedne mamy wpływ, na drugie nie. Ostatecznie, podejmując taką czy inną decyzję, nie zawsze wiemy jakie będą jej skutki.
Moje pojawienie się na świecie? Przypadek. Moje imię? Kolejny przypadek. O ile dobrze pamiętam, tak miał na imię dziadek kobiety, która rejestrowała mnie w systemie — tak, sprawdziłem ją i całą jej rodzinę. Nazwisko zawdzięczam adopcyjnym rodzicom, ale to wciąż przypadek. Po prostu chciałem wiedzieć. Wszystko.
I nie mówię tutaj o moich biologicznych rodzicach — wiedziałem kiedy, wiedziałem gdzie, oczywiście, że chciałem wiedzieć kto, ale odpowiedź na to pytanie sprowokowałaby inne, którego nie zamierzałem ryzykować, dlaczego?
Byłem naprawdę ciekawskim dzieckiem, zamiast jednak zadawać milion pytań, wolałem słuchać. Patrzeć. Zapamiętywać. Zbierałem informacje jak inne dzieci w moim wieku zbierały karty z hokeistami. Oczywiście, miałem prawie wszystkie, a przy okazji znałem na pamięć dane i statystyki zapisane na odwrocie każdej z nich.
Pamiętam też, jak podczas jednego ze spotkań z rodzicami, moja nauczycielka nazwała mnie "specjalnym chłopcem" — nie "wyjątkowym", specjalnym. Nie brzmiało to jak pochwała, siedziałem obok, pamiętam. Spojrzałem na rodziców, wyczekując ich reakcji, ale oni tylko pokiwali głowami, powiedzieli, że to „cały ja”. i uśmiechnęli się uprzejmie, jakby właśnie usłyszeli, że mam alergię na kurz albo potrzebuję okularów. Oczywiście, że wiedzieli!
Słowo "specjalny", którego użyła nauczycielka, na długo utknęło mi w głowie. Sięgnąłem po słownik, a potem kilkanaście innych książek, które mogły pomóc mi zrozumieć sens tego słowa — dziś wiem, że wcale tym sobie nie pomogłem. Gdy w późniejszych latach przeskoczyłem dwie klasy, odstawałem od reszty jeszcze bardziej, miałem to jednak głęboko gdzieś — a przynajmniej to sobie wmawiałem.
Wybór uczelni i studiów to kolejny przypadek — zwyczajnie rzuciłem monetą, było mi wszystko jedno. Wiedziałem, że potrzebuję dyplomu, jakiegokolwiek, umiejętności i wartość musiałem udowodnić sam. Prostsze niż może się wydawać, jeśli w ciągu jednego lata urośniesz czterdzieści centymetrów...
Zaczynałem na bezpłatnym stażu, biegając za cudzą kawą, od jednej redakcji do drugiej — po drodze zmieniałem plany dziesiątki razy, dyplom z psychologii, papiery na kolejnej uczelni, przez moment rozważałem karierę w wojsku, by ostatecznie po prawie dziesięciu latach wrócić do Toronto Sun. Zabawne, co? Bo usłyszałem kiedyś, że mam... "problemy z zaangażowaniem" i "zerowe poczucie lojalności". I towięcej niż raz, ale może coś w tym jest?
— urok osobisty bardzo pomaga mu w unikaniu przykrych konsekwencji (nigdy nie dostał mandatu, gdy zatrzymującym go policjantem okazała się być kobieta!);
— był zaręczony, wiele lat temu, ale cóż... nie wyszło (pierścionka nie odzyskał);
— straciłby obywatelstwo, gdyby powiedział to głośno, ale hokej... nie ma sensu (wszystko dzieje się za szybko); prawda jest taka, że gdy pierwszy raz wszedł na lód, mając sześć lat, wybił dwa zęby i od tamtej pory omija lodowiska szerokim łukiem;
— nigdy nie spóźnił się na ważne spotkanie, ale często zjawia się w ostatniej chwili – nie lubi marnować czasu na czekanie;
— kawa z samego rana, czarna i wrząca (z toną cukru);
— wystarczają mu cztery godziny snu, mówi, że to i tak dużo;
— pali papierosy od dawna, do kawy, zawsze gubi zapalniczkę;
— często udaje turystę, by ludzie nie pytali go o kierunek;
— oddaje krew, szpik i stara się wspierać wszystkie tego rodzaju akcje;
— wieczorami, gdy ma czas i, co ważniejsze chęć, idzie pobiegać i wmawia sobie, że to dla zdrowia, by nie umarł na zawał przed pięćdziesiątką (są przecież dużo lepsze sposoby na zrobienie cardio);