-
Dear Santa, I’ve been good all year. Most of the time. Once in a while. Nevermind, I’ll buy my own stuff
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejtyp narracji3os.czas narracjiprzeszłypostaćautor
- Więc teraz już nie jesteś moim trenerem, a znajomym? Kolegą? To dobrze. Mam nadzieję, że cokolwiek, co miałoby się dzisiaj wydarzyć nie będzie miało wpływu na naszą relację zawodową. – zażartowała, chociaż może wcale nie. Nie miała planów na jego wizytę w klubie, prawdę powiedziawszy nie przypuszczała, że przyjmie zaproszenie, więc nie zrobiła tego z premedytacją. Chciała być… miła. I chyba potrzebowała towarzystwa w najprostszym tego słowa znaczeniu, tym zupełnie niedwuznacznym. Ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że towarzystwo Karriona nie uderzało w struny, których dawno nikt nie ruszał, a przyjemny dreszcz przechodził wzdłuż jej kręgosłupa, gdy przyłapywała mężczyznę na sunięciu spojrzeniem po jej ciele. Tak jak teraz, gdy patrzył na jej nogi… poprawiła się, ale z pełną premedytacją odsłaniając jeszcze odrobinę więcej, nie wulgarnie, ale do tej granicy pozostało nieprzyzwoicie niewiele. Rozsunęła lekko uda, pozwalając by sukienka jeszcze mocniej się uniosła i obserwowała przy tym męską reakcję. Uparcie wpatrywała się w jego twarz, aż pochyliła się w jego stronę, mocniej wychyliła się do przodu, opierając się na dłoni i zaciskając palce na krawędzi kanapy akurat między swoimi kolanami – Bo ciągle możesz wrócić do domu… ze mną. – kącik ust drgnął jej w kierunku uśmiechu, gdy sunęła spojrzeniem po jego twarzy – Albo do mojego. Możesz poznać moje ukryte talenty… fenomenalnie nalewam whisky do szklanki z lodem. Ewentualnie to bardzo dobra whisky, co też jest reklamą samą w sobie. – dodała pół żartem pół serio i podniosła tyłek z kanapy – Chodźmy, wyjdziemy tyłem. - i właśnie przez zaplecze wyprowadziła go z klubu.
/zt
Karrion Mercer