29 y/o, 159 cm
był ratownik medyczny, były pilot US Navy, generalnie fajnie... było

-
— What are your biggest weaknesses?
— Tall men who need therapynieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/her/bitchpostaćautor
Złapała go spojrzeniem szybciej, niż on ją. Mogła podziękować osłonie ze śmietnika, która dobrze ją kamuflowała dla ludzi, którzy akurat wychodzili z klubu. Nic się jednak w niej nie napięło na jego widok, nic nie zadrżało. To by znaczyło, że było to zwyczajnie sytuacyjne, a nie związane z jego osobą. A to… dobrze. Trochę kiepsko by wypadło, gdyby przez taką pierdołę, zaczęła się wzdrygać na widok kogoś, kto miał być jej partnerem.
Nie tylko do mieszkania.
Zerknęła na niego kątem oka, gdy zajął miejsce obok niej, samej też milcząc. Jeszcze czuła, jak wszystko w niej dogasa, więc ta chwila, nawet dłuższa, którą dał jej teraz, była jej potrzebna. Chociaż chyba nie tak bardzo jak sama świadomość, że był obok.
Nie odpowiedziała, nie od razu. Dźwięk jego głosu wślizgnął się miękko do jej umysłu, zupełnie inaczej, niż kilka minut temu. Teraz był z odpowiednim, znajomym brzmieniem. I nawet jeśli był wulgarną formą zapytania, to i tak brzmiał miękko i dobrze. Znów: domowo. Chyba więc tylko dlatego, zamiast mu odpowiedzieć – czy spierdalają czy nie, przechyliła się nieco w jego stronę, by oprzeć o jego bok. Bez ładu, bez składu, bez większej gracji, może trochę drewnianie, ale jej to wystarczyło.
Romantyczne otoczenie w postaci kontenera ze śmieciami, jeszcze tylko pogłębiało urokliwość tej sytuacji. A raczej jej normalność. Mogli teraz wyglądać jak dwójka ulicznych żebraków, tylko trochę za dobrze ubrana, ale kto wie? Może ktoś im nawet sypnie groszem?
Może i by sypnął, gdyby nie fakt, że gęba Damona to zwiastowała wpierdol za samo spojrzenie w ich kierunku. I pomyśleć, że ten sympatyczny wyraz twarzy miał naturalnie wkodowany w mięśnie na niej.
Spierdalać chciała, jak najbardziej. Nie uśmiechał jej się powrót na zajęcia po tym, jak się odkleiła, bo chociaż to, jak wypadła przed innymi obchodziło ją mniej, niż to, na jak odklejoną wypadła przed Damonem, to jednak nie chciała odpowiadać na jakiekolwiek pytania ze strony instruktora. Nawet jeśli bardzo troskliwe i zadawane w dobrej wierze.
— Chcesz iść do domu czy… dokądś? — Mądrzejszym było powiedzenie, że ona niekoniecznie chce teraz wracać do domu, aby siedzieć zamknięta w czterech ścianach razem z nim, czując na sobie presję własnych działań i własnych reakcji.
Wolałaby skupić się na czymś innym, ale z drugiej strony – nie była pewna, czy by potrafiła. No jakby nie patrzeć, to też głupio byłoby zamknąć to pierwsze wspólne wyjście, niezwiązane z żadną misją czy koniecznością, ledwie po parudziesięciu minutach. Raczej by się kiepsko kojarzyła.
Ale nie umiała mu powiedzieć wprost, że ona chce spadać, ale nie do domu. Co było też głupie, bo Damon, jako logiczny umysł, to prawdopodobnie nie uważał za kuszącą opcję „gdzieś”, bo absolutnie na nic nie wskazywała, poza dezorganizacją.
— Postawię ci steka. Dwa, jeśli będziesz chciał. I obiecuję, że — zawiesiła głos, szukając odpowiedniego słowa, które oddałoby to, co chciała przekazać – w sposób szybki i prawie bezbolesny — już mi nie odbije. — Świetny dobór słów, Senna.
Bo przecież ci odbiło. Wiedziała, że to tak naprawdę nie było nic z tego kierunku nawet (choć może?), ale wolała to już szybciej zbagatelizować i uprościć w ten sposób, bo dłuższe rozwałkowywanie byłoby po prostu żenujące.
A steka to nie jadł, na pewno nie takiego ze steakhouse. I chociaż był to całkiem spory wydatek, a jej oszczędności już nie istniały, to wydawało się to być dobrą opcją. Jej facet, o ile dalej nim był i nie stwierdził, że pierdoli tak niestabilny interes, dostanie spory kawał mięsa, a ona dostanie chwilę odpoczynku dla głowy. I możliwość zajęcia myśli, choćby przez harmider z lokalu. No, nie mówiąc już o tym, że odhaczą jakąś wspólną aktywność, bo jeśli jedli razem, to tylko w domu to, co jej przyniesiono.
A tu będzie jakiś eskpiriens.
Damon Tae
Nie tylko do mieszkania.
Zerknęła na niego kątem oka, gdy zajął miejsce obok niej, samej też milcząc. Jeszcze czuła, jak wszystko w niej dogasa, więc ta chwila, nawet dłuższa, którą dał jej teraz, była jej potrzebna. Chociaż chyba nie tak bardzo jak sama świadomość, że był obok.
Nie odpowiedziała, nie od razu. Dźwięk jego głosu wślizgnął się miękko do jej umysłu, zupełnie inaczej, niż kilka minut temu. Teraz był z odpowiednim, znajomym brzmieniem. I nawet jeśli był wulgarną formą zapytania, to i tak brzmiał miękko i dobrze. Znów: domowo. Chyba więc tylko dlatego, zamiast mu odpowiedzieć – czy spierdalają czy nie, przechyliła się nieco w jego stronę, by oprzeć o jego bok. Bez ładu, bez składu, bez większej gracji, może trochę drewnianie, ale jej to wystarczyło.
Romantyczne otoczenie w postaci kontenera ze śmieciami, jeszcze tylko pogłębiało urokliwość tej sytuacji. A raczej jej normalność. Mogli teraz wyglądać jak dwójka ulicznych żebraków, tylko trochę za dobrze ubrana, ale kto wie? Może ktoś im nawet sypnie groszem?
Może i by sypnął, gdyby nie fakt, że gęba Damona to zwiastowała wpierdol za samo spojrzenie w ich kierunku. I pomyśleć, że ten sympatyczny wyraz twarzy miał naturalnie wkodowany w mięśnie na niej.
Spierdalać chciała, jak najbardziej. Nie uśmiechał jej się powrót na zajęcia po tym, jak się odkleiła, bo chociaż to, jak wypadła przed innymi obchodziło ją mniej, niż to, na jak odklejoną wypadła przed Damonem, to jednak nie chciała odpowiadać na jakiekolwiek pytania ze strony instruktora. Nawet jeśli bardzo troskliwe i zadawane w dobrej wierze.
— Chcesz iść do domu czy… dokądś? — Mądrzejszym było powiedzenie, że ona niekoniecznie chce teraz wracać do domu, aby siedzieć zamknięta w czterech ścianach razem z nim, czując na sobie presję własnych działań i własnych reakcji.
Wolałaby skupić się na czymś innym, ale z drugiej strony – nie była pewna, czy by potrafiła. No jakby nie patrzeć, to też głupio byłoby zamknąć to pierwsze wspólne wyjście, niezwiązane z żadną misją czy koniecznością, ledwie po parudziesięciu minutach. Raczej by się kiepsko kojarzyła.
Ale nie umiała mu powiedzieć wprost, że ona chce spadać, ale nie do domu. Co było też głupie, bo Damon, jako logiczny umysł, to prawdopodobnie nie uważał za kuszącą opcję „gdzieś”, bo absolutnie na nic nie wskazywała, poza dezorganizacją.
— Postawię ci steka. Dwa, jeśli będziesz chciał. I obiecuję, że — zawiesiła głos, szukając odpowiedniego słowa, które oddałoby to, co chciała przekazać – w sposób szybki i prawie bezbolesny — już mi nie odbije. — Świetny dobór słów, Senna.
Bo przecież ci odbiło. Wiedziała, że to tak naprawdę nie było nic z tego kierunku nawet (choć może?), ale wolała to już szybciej zbagatelizować i uprościć w ten sposób, bo dłuższe rozwałkowywanie byłoby po prostu żenujące.
A steka to nie jadł, na pewno nie takiego ze steakhouse. I chociaż był to całkiem spory wydatek, a jej oszczędności już nie istniały, to wydawało się to być dobrą opcją. Jej facet, o ile dalej nim był i nie stwierdził, że pierdoli tak niestabilny interes, dostanie spory kawał mięsa, a ona dostanie chwilę odpoczynku dla głowy. I możliwość zajęcia myśli, choćby przez harmider z lokalu. No, nie mówiąc już o tym, że odhaczą jakąś wspólną aktywność, bo jeśli jedli razem, to tylko w domu to, co jej przyniesiono.
A tu będzie jakiś eskpiriens.
Damon Tae
-
He is a weapon, a killer. Do not forget it. You can use a spear as a walking stick, but that will not change its nature.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkipostaćautor
Jak dla niego, to przecież mogli tu siedzieć, przy tym urokliwym śmietniku i nic nie robić. To było niewymagające, a ona chyba też potrzebowała czegoś niewymagającego. Chociaż co on tam wiedział. Nie miał pojęcia jak się czuje i co mógłby oraz co powinien zrobić, dlatego po prostu był. Siedział obok, jak gdyby to miało wystarczyć. Może jeśli będzie potrzebować czegoś więcej, to sama mu o tym powie, ale na ten moment, gdy milczała razem z nim, to chyba było wszystko czego potrzebowała. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Potwierdzeniem tego miało być to, jak do niego przylgnęła. Jak przechyliła się w jego stronę, aby oprzeć się o jego bok. Zerknął wtedy na nią krótko, bez odwracania głowy, zaraz jednak wracając spojrzeniem do krajobrazu przed nim. Nie był on jakiś specjalny, ale teraz wydawał się być odpowiedni. I może faktycznie ktoś mógłby ich wziąć teraz za dwójkę meneli, ale chyba nie wyglądali aż tak źle. Nie mówiąc o tym, że Damon to raczej odstraszał wszystkich samą swoją postawą, więc nawet jeśli ktoś chciałby sypnąć groszem, to chyba z oddali.
Wrócił do niej spojrzeniem, kiedy zadała mu pytanie. Na jego pytanie.
Czy chciał dokądś iść? Jemu to wszystko jedno, wolał wiedzieć co ona chciała zrobić po tym wszystkim. Z jednej strony mogłaby chcieć iść po prostu do domu, aby się zamknąć w czterech ścianach, położyć do łóżka i zasnąć z nadzieją, że ten dzień się skończy. Z drugiej jednak mogła chcieć gdzieś iść, aby zająć czymś myśli. Obydwie opcje były prawdopodobne, więc nie bardzo też wiedział co wybrać. Gdyby jednak miał wybrać opcję dla niej, chyba powiedziałby…
— Możemy gdzieś pójść. — Nie wiedział tylko gdzie. Nie znał za bardzo „miejscówek” miasta, bo nie był wyjściowym człowiekiem. Z nim się raczej nie wychodziło do ludzi, bo kończyło się różnie, ale nie był trollem, który nie ruszał się z domu. Po prostu nie uczęszczał w miejsca typowe dla skupisk, chyba, że wymagała tego od niego sytuacja, czyli misja. Jeśli potrzebował informacji, albo miał się wtopić w otoczenie, to potrafił to zrobić perfekcyjnie, ale gdy chodziło o życie prywatne, gdy nie miał planu działania, to… nie uczęszczał w takie miejsca.
Może też dlatego, że do nich nie przywykł. Na Północy nie było czegoś takiego.
Brew mu drgnęła na jej propozycję. Nawet głowę odwrócił w jej kierunku w wyrazie zainteresowania. Nie skupił się jednak na jej wstawce, że jej już „nie odbije”, bo też nie uważał, że to było coś, czego mogła się wstydzić. Może powinien był pomyśleć dlaczego zareagowała, w dodatku przy nim, ale z drugiej strony, chyba podświadomie wiedział dlaczego. I nie zamierzał się obrażać, że nie czuje do niego pełni zaufania.
Sam sobie nie ufał. I zawsze powtarzał, aby nikomu nie ufać w stu procentach.
— Steka? — To było dopiero ciekawe. Wiedział co to, ponieważ widział już w filmach jak się tym często zajadają w jakichś restauracjach. Damon uczył się świata zewnętrznego z filmów i seriali, owszem, a potem mówił Sennie, że chce tego kiedyś spróbować. Lub pytał co coś oznacza lub czym jest. Niestety fakt, że Północna Korea była mocno odcięta i ograniczała dostęp do rzeczy spoza kraju, teraz wychodziło, że był mocno nieobyty z tutejszymi zasadami oraz zasobami, ale hej, powoli to wszystko nadrabiał. — Trzeba było tak od razu — powiedział.
Podniósł się z ziemi i wyciągnął ku niej dłoń, co by dość automatycznie pomóc jej wstać. Skoro mieli się zbierać, to nie było co dłużej siedzieć przy tym całym śmietniku. Zwłaszcza, że zajęcia mogły się niedługo kończyć i zaraz ludzie będą wychodzić, w tym jej „koleżanki” i trener, który mógł ich zaczepić. A raczej nie chciała się z nimi widzieć.
— Prowadź. — Bo on to nie miał pojęcia gdzie był steakhouse, więc jak zawsze, to ona musiała wskazać mu kierunek. Wydawałoby się, że nie tylko w mieście, ale ostatnio coraz częściej też w życiu.
eot
Candace Callahan
Potwierdzeniem tego miało być to, jak do niego przylgnęła. Jak przechyliła się w jego stronę, aby oprzeć się o jego bok. Zerknął wtedy na nią krótko, bez odwracania głowy, zaraz jednak wracając spojrzeniem do krajobrazu przed nim. Nie był on jakiś specjalny, ale teraz wydawał się być odpowiedni. I może faktycznie ktoś mógłby ich wziąć teraz za dwójkę meneli, ale chyba nie wyglądali aż tak źle. Nie mówiąc o tym, że Damon to raczej odstraszał wszystkich samą swoją postawą, więc nawet jeśli ktoś chciałby sypnąć groszem, to chyba z oddali.
Wrócił do niej spojrzeniem, kiedy zadała mu pytanie. Na jego pytanie.
Czy chciał dokądś iść? Jemu to wszystko jedno, wolał wiedzieć co ona chciała zrobić po tym wszystkim. Z jednej strony mogłaby chcieć iść po prostu do domu, aby się zamknąć w czterech ścianach, położyć do łóżka i zasnąć z nadzieją, że ten dzień się skończy. Z drugiej jednak mogła chcieć gdzieś iść, aby zająć czymś myśli. Obydwie opcje były prawdopodobne, więc nie bardzo też wiedział co wybrać. Gdyby jednak miał wybrać opcję dla niej, chyba powiedziałby…
— Możemy gdzieś pójść. — Nie wiedział tylko gdzie. Nie znał za bardzo „miejscówek” miasta, bo nie był wyjściowym człowiekiem. Z nim się raczej nie wychodziło do ludzi, bo kończyło się różnie, ale nie był trollem, który nie ruszał się z domu. Po prostu nie uczęszczał w miejsca typowe dla skupisk, chyba, że wymagała tego od niego sytuacja, czyli misja. Jeśli potrzebował informacji, albo miał się wtopić w otoczenie, to potrafił to zrobić perfekcyjnie, ale gdy chodziło o życie prywatne, gdy nie miał planu działania, to… nie uczęszczał w takie miejsca.
Może też dlatego, że do nich nie przywykł. Na Północy nie było czegoś takiego.
Brew mu drgnęła na jej propozycję. Nawet głowę odwrócił w jej kierunku w wyrazie zainteresowania. Nie skupił się jednak na jej wstawce, że jej już „nie odbije”, bo też nie uważał, że to było coś, czego mogła się wstydzić. Może powinien był pomyśleć dlaczego zareagowała, w dodatku przy nim, ale z drugiej strony, chyba podświadomie wiedział dlaczego. I nie zamierzał się obrażać, że nie czuje do niego pełni zaufania.
Sam sobie nie ufał. I zawsze powtarzał, aby nikomu nie ufać w stu procentach.
— Steka? — To było dopiero ciekawe. Wiedział co to, ponieważ widział już w filmach jak się tym często zajadają w jakichś restauracjach. Damon uczył się świata zewnętrznego z filmów i seriali, owszem, a potem mówił Sennie, że chce tego kiedyś spróbować. Lub pytał co coś oznacza lub czym jest. Niestety fakt, że Północna Korea była mocno odcięta i ograniczała dostęp do rzeczy spoza kraju, teraz wychodziło, że był mocno nieobyty z tutejszymi zasadami oraz zasobami, ale hej, powoli to wszystko nadrabiał. — Trzeba było tak od razu — powiedział.
Podniósł się z ziemi i wyciągnął ku niej dłoń, co by dość automatycznie pomóc jej wstać. Skoro mieli się zbierać, to nie było co dłużej siedzieć przy tym całym śmietniku. Zwłaszcza, że zajęcia mogły się niedługo kończyć i zaraz ludzie będą wychodzić, w tym jej „koleżanki” i trener, który mógł ich zaczepić. A raczej nie chciała się z nimi widzieć.
— Prowadź. — Bo on to nie miał pojęcia gdzie był steakhouse, więc jak zawsze, to ona musiała wskazać mu kierunek. Wydawałoby się, że nie tylko w mieście, ale ostatnio coraz częściej też w życiu.
eot
Candace Callahan