

Dorastała pod miastem. Niewielka stadnina od pokoleń należała do rodziny Pelletier, lata świetności mając już dawno za sobą. W rezultacie rodzie Fanny do biznesu więcej dokładali niż z niego wyciągali, ale kochali swoje konie i tą miłością zarazili swoją jedyną córkę. Od dzieciaka chciała się tym zająć profesjonalnie – chciała jeździć, chciała zdobywać medale a jej największym marzeniem był ten olimpijski. Tak, miała trzynaście lat i marzyła o Igrzyskach Olimpijskich, a nie o rzeczach, o których marzą nastolatki. Nie miała wielu koleżanek, była indywidualistką, trzymała się z boku i nie sprawiała problemów wychowawczych. Dużo się uczyła, dorabiała do kieszonkowego u sąsiadów prowadzących gospodarstwo i ciężko trenowała. Jej marzenia przekreślił jednak jeden poważny upadek zakończony urazem kręgosłupa, operacją i obciążony sporym ryzykiem, że może już nigdy nie odzyskać pełnej sprawności. Ale była twarda, a miesiące rehabilitacji przyniosły efekt. Wróciła do zdrowia, mogła nawet wrócić do siodła, ale nigdy w takim stopniu jak wcześniej – mogła zapomnieć o tej ścieżce kariery i swoich marzeniach. Musiała przeorganizować swoje życie, plany i priorytety. Właśnie tak wylądowała na studiach weterynaryjnych – dalej chciała pracować ze zwierzętami, ale w innej formie. Rodzice byli z niej dumni i obiecali wsparcie po przeprowadzce do miasta. I pierwsze lata szły dobrze, a później znowu się zepsuło. Fanny zaczęła podejrzewać, że gdy w jej życiu za długo jest dobrze to w końcu musi się na niej zemścić. Tym razem jednak uderzyło w jej ojca, którego rozłożyła choroba. Nowotwór. Nagle życie jej rodziny stanęło na głowie. Ojciec nie może już pracować, a matka większość dni zajmuje się swoim mężem, nic więc dziwnego, że pojawiły się problemy finansowe. Fanny nie dosyć, że nie może już liczyć na wsparcie rodziców, ale czuje się w obowiązku odwdzięczyć się i teraz to im pomóc. Nie chce rezygnować ze studiów, dorabia w kawiarni, ale jednocześnie posuwa się do najbardziej drastycznych rozwiązań, żeby podreperować domowy budżet.