36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

002
A place with your name on it.
  Zaraz po pracy, którą na dzień dzisiejszy miał skończyć wyjątkowo szybko, wsiadł do pojazdu prowadzonego przez sprawdzonego szofera i dał zawieźć się we wskazane przez niego miejsce. Gdy wysiadł, polecił szoferowi, aby pojechał odebrać Navi z posiadłości i również przywiózł ją tutaj.
  Sam, po opuszczeniu pojazdu, udał się na spotkanie z osobą, z którą umówił się na miejscu, aby omówić wstępne detale transakcji. Miejsce, w którym w ogóle się znalazł był większy, pusty lokal, jeszcze w stanie developerskim, w jednym z dystryktów Toronto.
  To było to miejsce – to, które chciał podarować Navi, a wobec którego nie dostał jeszcze jasnej i jednoznacznej decyzji. Nie naciskał na nią, chociaż należało ją podjąć. Miejsce, które w jego ocenie wydawało się być idealne pod taką inwestycję, nie będzie trzymane dla niego wiecznie, nawet jeśli zapłacił za zarezerwowanie go na pewien czas. Ale nie zamierzał robić tego wiecznie. A dzisiejsza data wydawała się być dobra do podjęcia decyzji.
  Pozwalał, aby Navi w tym czasie rozgrywała to jak chciała. Być może sporządzając samodzielnie biznesplan, być może analizowała za i przeciw. Nie zamierzał na nią wpływać, ale chciał jej w końcu pokazać, o czym była mowa. Bo czym innym były zdjęcia, a czym innym możliwość obejrzenia miejsca na własne oczy.
  To z pewnością pobudzało wyobraźnię.
  I miał przeczucie, że u niej będzie to wystarczające, aby podjęła decyzję. Albo tak, albo nie. Konkret. Nie chodziło o formę wywierania wpływu, nie przy tej okazji. Ale o to, aby mogła rozwinąć swój potencjał i wszystko sobie spiąć we własnej wyobraźni.
  Resztę formalności pozostawiając po prostu jemu. Chociaż nie – formalności wciąż leżałyby po jej stronie. Gdyby się zdecydowała, to ona musiałaby podpisać umowę i działać już dalej w urzędach, zakładając działalność. On był tylko od puszczania przelewów. A w zasadzie – od zadzwonienia i polecenia Sylvie, aby taki przelew zrobiła.
  Nie operował swoimi finansami aż tak, ze zwykłej oszczędności czasu i pewnego zaufania. Bardzo, bardzo ograniczonego.
  W trakcie oczekiwania na partnerkę, bo tak określił Navi w rozmowie z obecnym właścicielem i zarządcą miejsca – nie powiedział jednak czy to była partnerka romantyczna czy biznesowa, to zostawił jego ocenie, a wyniku się raczej spodziewał – pozwolił mężczyźnie, aby co nieco opowiedział mu o lokalu. Nic, czego Renoir by już nie wiedział, ale to był teraz inny rodzaj rozmowy. Inaczej rozmawiało się przez telefon, kiedy mógł analizować jedynie tembr jego głosu, a inaczej w cztery oczy, kiedy analizie poddawał już w zasadzie wszystko. Całą postawę gospodarza, jego brzmienie, mimikę twarzy, to gdzie patrzył. Wszystko to, co było mu potrzebne, aby ocenić intencje i ewentualne ryzyko kłamstwa.
  Wyniósł z tego wszystkiego tylko jedno wrażenie – zawyżał cenę i był w tym nowy, więc dla niego – dość prosty do rozegrania. Widział pewien niepokój w jego oczach i to, jak uciekał spojrzeniem, ilekroć Renoir zagadywał znów o ostateczną cenę i dopytywał, czy to są właśnie ceny rynkowe. Wiedział, że nie były. Bo przygotował się i robił rekonesans.
  Był biznesmenem, w dodatku bardzo czujnym, więc nie mógł dawać się robić jak małe dziecko. I nie mógł przychodzić na takie spotkania będąc kompletnie nieprzygotowanym.
  Kiedy zauważył za ogromnym, witrynowym oknem znany mu pojazd, zagadnął mężczyznę, że oto przyjechała kobieta interesu. Bo już wcześniej zaznaczał, że to właśnie ona będzie tu osobą decyzyjną. I nawet nie sugerował, że za spust od przelewu pociągnie on.
  Facecik wrzucił na swoją twarz najbardziej czarujący uśmiech i wyszedł przed lokal, by podać rękę Navi, przedstawiając się, ledwie wysiadła z pojazdu. Zaprosił ją entuzjastycznie do środka, jeszcze dając chwilę, by obejrzała lokal z zewnątrz. To jak prezentować się miał na pierwszy rzut oka. Włącznie z elewacją, układem okien i drzwi. Wszystko dało się oczywiście modyfikować, o ile dostało się pozwolenie od miasta na ingerencje w samą elewację.
  A potem zabrał ich na wycieczkę po lokalu. Opowiadał co gdzie się znajduje, co ma jaki metraż i co on by proponował gdzie dać. Gdzie dać kuchnię, gdzie łazienki, cały czas zaznaczając, że to tylko jego skromna propozycja.
  Gdzieś pod koniec zadzwonił jego telefon, przeprosił ich, tłumacząc że to żona i musi odebrać, a potem oddalił się na zewnątrz.
  — I jak odczucia? — spytał, przenosząc spojrzenie z gołej, gipsowej ściany na swoją towarzyszkę. — No i co mówi intuicja?

Navi Yun
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Jeszcze pracowała jako asystentka dyrektora strategii, więc dzisiaj pracowała. Tego dnia jednak robiła to w pełni zdalnie, korzystając z laptopa w domu. Nie musiała być na miejscu, aby odwalić całą robotę, bo sporą część mogła załatwić przez internet, wykorzystując maile oraz kontakty. A była kobietą, która nie lubiła tylko leżeć i pachnieć, nawet jeśli do tego miała być stworzona. Bo przecież chodziło o to, aby tylko wyglądała, gotowała i sprzątała. W Kanadzie jednak spełniała się w tym, aby robić coś więcej. Spełniać ważniejszą funkcję niż kura domowa.
A była perfekcjonistką. Dlatego nawet jeśli siedziała w domu, to musiała wykonać swoją pracę. Wykonać odpowiednie telefony i napisać maile. Sporządzić notatki, zebrać dokumenty, umówić spotkania. Dodatkowo dostała informację, że powinna się wyrobić przed daną godziną, bo Giovanni powiedział, że podjedzie po nią auto, aby zabrać ją w miejsce, gdzie znajdować miał się lokal. Dokładnie ten sam lokal, który pokazał jej nie tak dawno temu w hotelu, gdy zapytał jej czy nie chce prowadzić własnej restauracji.
Wtedy wydawało się to być abstrakcyjne. Na dobrą sprawę w dalszym ciągu takie było, ale im dłużej o tym myślała, a on nie porzucał tematu, tym bardziej namacalne i wiarygodne to było. I chcąc nie chcąc myślała o tym pomyśle. O tym, co mogłaby mieć. Jaki miałaby pomysł. Jak wyglądałby jej lokal, gdyby mogła go urządzić i zaprojektować od podstaw. I szczerze mówiąc, podobała jej się ta wizja.
I może tylko odrobinę była podekscytowana dzisiejszą wizytą.
Skończyła pracę około godzinę przed wyznaczonym terminem. Zamknęła laptopa i poszła się przebrać w coś bardziej wyjściowego i odpowiednio eleganckiego. Założyła więc białą, ołówkową sukienkę, idealnie do niej dopasowaną. Ułożyła włosy, zrobiła makijaż, a na nogi założyła niewysokie szpilki, eksponujące jej nogi. Wyglądała jak prawdziwa bizneswoman, nawet jeśli nią nie była. Jakby miała miliony na koncie, chociaż tak nie było.
Ale old money fashion nigdy nie zawodziła.
Gdy przyjechał po nią pojazd, wyszła z posiadłości i bez słowa wsiadła do dużego, dobrze jej znanego SUVa, witając się z mężczyzną za kółkiem, którego także już znała. I chociaż podróż nie trwała długo, gdy kierowca zapowiedział, że się zbliżają, Navi spojrzała przez okno na budynek, który mógłby nosić logo przyszłego lokalu i uśmiechnęła się lekko pod nosem.
Ten uśmiech jednak szybko zniknął, a na twarz wstąpił profesjonalny, mało wzruszony, ale przyjazny wyraz. Oczy zakryła pod okularami przeciwsłonecznymi, ale jak tylko wyszła, a już została przywitana przez przedstawiciela, któremu podała dłoń, przedstawiając się swoim fałszywym imieniem i nazwiskiem - Rhea Lockwood.
Zapoznała się z zewnętrzną częścią budynku, by niedługo później wkroczyć do środka. Słuchała go, jak entuzjastycznie opowiada o lokalu oraz proponuje rozwiązania. Jak pięknie sprzedaje im to miejsce. Uśmiechała się łagodnie na jego słowa, ale kiedy tylko ich przeprosił, odprowadziła go spojrzeniem, a wyuczony, grzeczny uśmiech zaczął maleć z każdym jego krokiem.
Że kręci ceną — odpowiedziała od razu, nawet nie udając, że się nad tym dłużej zastanawia. — Ma w oczach dokładnie ten błysk kogoś, kto wie, że myśli o większej marży niż to, co powiedział. I widać, że trochę się boi, że go pan przyłapie — dodała, przenosząc spojrzenie na mężczyznę. Dało się zauważyć, że trochę się jąkał, kiedy mówił rzeczy lub odpowiadał na pytania. — I chyba myśli, że trafił na naiwną kobietę. — Zrobiła jeszcze parę kroków, zatrzymując się przy jednym z dużych okien, jakby mierzyła je pod przyszły widok szyldu. — Sam lokal… jest dobry. Duży potencjał, dobra ekspozycja. — Przesunęła wzrokiem po ścianach, po pustej przestrzeni, w myślach malując swój własny projekt tego miejsca. — Intuicja mówi mi: brać. Rozsądek mówi: wynegocjować go tak, żeby nie robił ze mnie amatorki. — Spojrzała na niego kątem oka, lekko przekrzywiając głowę. — Ale rozumiem, czemu chciał mi pan to pokazać. Zdjęcia tego nie oddają. — Bo musiała przyznać, że na żywo wygląda to o wiele lepiej. Było tu więcej przestrzeni, więcej miejsca na aranżację. I odpowiednią wizualizację.


Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  — Kręci ceną — powtórzył, choć w pewien sposób pusto, jak gdyby było to kompletnie nieistotne dla niego. Ale jednocześnie – twierdząco. Bo w tym się zgadzali. Tyle tylko, że to nie było ważne i nie interesowało go. Mimo to wysłuchał jej spostrzeżeń, trafnych zresztą. W biznesie każdy kręcił ceną, bo każdy chciał jak największy zarobek dla siebie. Nawet na zwykłych gwoździach czy kołkach sprzedawcy kręcili wała. Mniejszą czy większą skalę, ale finalnie zawsze chcieli być na plus. Grunt to być czujnym i wiedzieć jak bardzo kręcili tą ceną. Ale facecik nie był kimś, z kim nie można było poradzić. Wystarczyło go docisnąć, uświadomić o tym, że się wiedziało i przede wszystkim – nie popuszczać na głupi, ale sławny już tekst – mam kolejkę zainteresowanych.
  Negocjował kontrakty ze znacznie trudniejszymi i przebiegłymi osobistościami z półświatka, więc taki facet był słabym przeciwnikiem dla niego.
  Ale Navi też musiała być czujna i nie dać się robić jak mały Kaziu.
Wysłuchał tego, co miała do powiedzenia odnośnie lokalu, by przeciągnąć spojrzeniem   od niechcenia po surowej konstrukcji, ale ostatecznie wrócić wzrokiem do niej.
  — Duży potencjał, dobra ekspozycja to mój język i coś, co zauważyłem sam — zaczął powoli, nie spuszczając spojrzenia ze swojej rozmówczyni. Uśmiechnął się przy tych słowach, ale nie lekceważąco. — Ale może to ja wypowiedziałem się nieprecyzyjnie. Chodziło mi bardziej czy masz już jakiś pomysł na to, jak ma to wyglądać. Widzisz, jako ktoś kto czuje głębiej i znacznie inaczej i ktoś, kto ma duszę artystki — bo miała, w końcu malowała obrazy i rozmawiali o tym — wydaje mi się, że kiedy spojrzysz na to miejsce, to wiesz już, jak ono powinno wyglądać. Nie widzisz gołych, nawet nie otynkowanych jeszcze ścian i powyciąganych rur, a układ lokalu. On — wskazał krótkim ruchem brody na faceta — pomysł jakiś ma, średnio interesujący i dość sztampowy. Taki, który wciska pewnie wszystkim. Jego pomysł mnie nie interesuje. — I nie interesował, ledwie zaczął o nim opowiadać. W dodatku niepytany. — Twój - bardzo.
  Znów powiódł spojrzeniem po gołych ścianach i podłodze, przenosząc je na sufit i przemykając po nim nad nich, aż opuścił wzrok na Navi.
  — Chciałem posłuchać, jak żywo i bez filtra opowiadasz o tym, co byś z tego miejsca zrobiła. — Uśmiechnął się w sposób minimalistyczny i trochę też przepraszający. To wszystko było może wyuczonym gestem, ale dopasowywał to do tego, co chciał oddać w danej chwili i jak dopasować do sedna własnej wypowiedzi. — Nie biznesowego bełkotu, mam go na co dzień. — W jednej pracy czy drugiej. W obu wszystko sprowadzane było do analizy, liczb czy kwot, ale tam właśnie brakowało emocji. A on lubił je widzieć. Lubił obserwować, jak one przepływały przez nią, jak napędzały ją do działania czy mówienia. Lubił jak były naturalne i niewytłumione. — Ale pardon, jesteśmy tutaj w zasadzie w interesach. Mea culpa.
  Ale to nie pierwszy raz, kiedy szukał czegoś takiego. Nie pierwszy raz gdy przyznawał przed sobą, że była dla niego tym bardziej fascynująca, kiedy po prostu odczuwała emocje. Mniejsze czy większe, kiedy tych emocji dało się dotknąć przez jej działania czy słowa.
  Czy to znaczyło więc, że męczyło go to, że sam nie czuł tego wszystkiego tak głęboko i szukał swojego rodzaju substytutu w niej? Być może, niewykluczone. Albo raczej: wielce prawdopodobne. Ale jednocześnie to było coś nowego, bo przecież emocje mógł obserwować u każdego. Tylko, że nie u każdego smakowały tak dobrze. I nie interesowały go tak mocno.
  No ale to był prezent. Może po prostu był zaskoczony, że nie spotkał się z wylewnością – i nawet nie chodziło o wieszanie się na jego szyi czy dziękowanie po stokroć – a pewną ekscytację. I podzielenie się planami. Z drugiej strony może mógł zrozumieć dlaczego tak było, dlaczego wybierała tę profesjonalną formę – w końcu był jej szefem, zaraz byłym szefem. Ani partnerem, ani przyjacielem. Był niby kimś, a jednocześnie nikim. Nie dziwota, że w pierwszej kolejności nie dzieliła się z nim czymś, co w pewnych kręgach uznane byłoby za prostotę. I odsłaniające.
Navi Yun
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

To było dla niej dość niespotykane, ale w dalszym ciągu uczyła się, że nie musi przybierać ciągłej formy profesjonalizmu przy nim. Nie tylko jako przy szefie, ale mężczyźnie. Nikt jej nigdy nie pytał o swoje wizje, a Giovanni, mimo ich bliżej nienazwanej relacji, nie wydawał się być człowiekiem, który liczył sobie gadanie o jakichś wystrojach czy wizjach. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że był zafascynowany jej osobą z jakiegoś powodu, a także wiedziała, że obserwował cudze emocje… ale nie podejrzewała w zasadzie, że naprawdę chciał wiedzieć. To dalej było dla niej zaskakujące. I nie umiała tego niczemu przypisać.
Bo nie byli parą. Miało nie łączyć ich nic określonego i poważniejszego, a jednak nie tylko o nią dbał, chociaż nie musiał, ale także robił drogie prezenty. I jak jeszcze biżuterię mogła jakoś wpisać w gest, aby dobrze przy nim wyglądała na spotkaniach, tak restauracja w dalszym ciągu wydawała się być abstrakcyjna. Nawet jeśli stała na środku wielkiego lokalu, który miał z jakiegoś powodu należeć do niej.
Obserwowała go przez cały czas, kiedy informował ją, że nie chce jej wyuczonej gadki, którą zawsze się posługiwała przy spotkaniach. I to był kolejny zgrzyt, który coś w niej poruszył, chociaż nie powinien. Bo słuchała go i wiedziała, że mówi na poważnie. Że naprawdę chciał znać jej pomysł i nie była to ta dziwna gra, tylko autentyczna ciekawość.
Bo oczywiście, że miała pomysł. Ledwo zobaczyła to miejsce, a jej stopa przekroczyła próg. Jej wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, dokładając kolory, ozdoby, a także cały wystrój każdemu pomieszczeniu w które zostali zaproszeni.
W porządku — powiedziała z lekkim uśmiechem, który informował go, że zrozumiała. I zamierzała się z nim podzielić swoją wizją, skoro naprawdę chciał ją poznać.
Przeszła się po lokalu, a jej spojrzenie na nowo zaczęło skanować każdą ścianę.
Z zewnątrz będzie dochodzić ciepłe, miękkie światło. Żadnych ostrych neonów, żadnej krzykliwej reklamy — zaczęła, podchodząc w kierunku wejścia. — Drzwi otwierają się i od razu czuje się, że to nie jest miejsce, do którego wpada się na pięć minut, tylko takie, do którego chce się wracać. Bo pierwszy oddech to zapach bulgoczącego kimchi jjigae, ryżu i czegoś smażonego na sezamowym oleju. — Miała nawet wrażenie, że czuje ten zapach o którym opowiadała.
Przeszła w głąb lokalu, patrząc po surowych ścianach, jakby była gościem, który był tu pierwszy raz, a miejsce było doskonale urządzone, a nie w pełni surowe.
Małe stoliki przy wejściu, nieco odgrodzone, żeby każdy miał swoje intymne miejsce, ale w głębi duży stół na sześć, osiem osób, taki, przy którym siadasz obok obcych ludzi i nagle rozmowa się sama zaczyna. — Gestykulowała, aby lepiej mu to wszystko nakreślić. Aby także mógł sobie wyobrazić to samo miejsce, które miała w głowie. — Ciepłe drewno, dużo tekstur, miękkie światło, odpowiednia muzyka. Ale nie smętna, taka, co nie przebija się przez gwar rozmów. — Nikt nie miał się tu poczuć jak na jakimś masażu, gdzie grali ci dźwięki wodospadu czy harfy. — Na ścianach nie ma zdjęć potraw, tylko czarno-białe fotografie z Korei, sceny z targów, ulic, z życia. — Bo miało być ciepło, ale stylowo. Nic nawalone, nic od czapy. Wszystko z głową, idealnie do siebie pasujące, tworzące odpowiedni klimat. — Kuchnia będzie otwarta, żeby było widać parę, ogień, ruch i ludzi. Żeby każdy wiedział, że tu gotują ręce, a nie maszyny. I to nie ma być „fancy fusion”, tylko prawdziwe domowe jedzenie. Takie, po którym ktoś mówi: „Tak smakował dom mojej babci”. Nawet jeśli nigdy nie miał koreańskiej babci — dodała, zatrzymując się na środku, co by odwrócić się do niego na moment z widocznym, delikatnym uśmiechem na twarzy. Nawet nie wiedziała, że ten rozświetla jej twarz, gdy o tym wszystkim opowiadała.
Skoro to miała być jej wizja, to nie chciała nic ekstrawaganckiego. Miało być elegancko, ale na tyle przyjaźnie, aby każdy mógł tu przyjść i coś zjeść. Aby nie tylko bogaci i wpływowi ludzie znaleźli tu coś dla siebie, ale także ci, którzy po prostu chcą zasmakować dobrej, koreańskiej kuchni.
Ma być autentycznie, domowo, ale tak dobrze, że żaden inny lokal w Toronto nawet się nie zbliży — dodała. Miała nieco inne spojrzenie na lokal niż mężczyzna, który ich oprowadzał, ale to akurat nic nowego. Zwykle się wyróżniała ze swoimi pomysłami, tylko mało kto je brał na poważnie. W końcu Subin nie dość, że nie lubił, gdy myślała sama za siebie, to jeszcze nie lubił, kiedy dzieliła się czymś, co nie było… sztampowe. I w ogólnym rozumieniu popularne. Nie mogła się wyróżniać, bo ludzie wtedy dziwnie patrzyli i mówili, ale teraz, gdy chodziło o restauracje, to chyba było nawet pożądane.


Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  Skierował na nią swoje czujne spojrzenie, kiedy zaczęła opowiadać. I to było coś, na co czekał. Początkowo wsłuchiwał się w to, jaką miała wizję. Ale nie wsłuchiwał się faktycznie w to, jaką miała koncepcję – choć nie puszczał meritum mimo uszu – ale większym jego zainteresowaniem cieszyło się po prostu to, jak mówiła. Jak składała wargi do poszczególnych wyrazów, jaką miała mimikę, jak modulowała głosem i jak układała całe ciało. Jak gestykulowała i jak… nabierała życia.
  I to było właśnie coś, co chciał widzieć. Czego szukał w niej. I to nawet nie dlatego, aby skarmić jakąś swoją dziwną fantazję czy spełnić fetysz. Jego umysł, oczywiście, zafiksował się na tym, co się działo. Mielił żywo obrazy i dźwięki i rozkładał na czynniki pierwsze, w podnieceniu to wszystko opracowując.
  Bo to było coś autentycznego. I pełnego jakiejś emocji.
  I jak tak jej słuchał i kiedy przeniósł spojrzenie na nią, jego wzrok – ten chłodny, analityczny – nieznacznie zmiękł. Może to było coś, co pojawiło się pierwszy raz, może coś, co była dopiero w stanie wyjaśnić. Ale jego twarde spojrzenie rozjaśniło się nieznacznie. Było to coś autentycznego, czego nie dało się tak prosto sfingować – on sam nigdy nie uciekał się do takich zagrywek, bo kiedy odgrywał własną słabość i podatność, to w zupełnie innym kontekście i w zupełnie innych okolicznościach. Teraz też nie był może podatny, ale nie był tym sobą, który przez cały czas trzymał rezon. Nawet jeśli wszystko inne pozostawało w nim niezmienne. To jak miał ułożone ciało – a zawsze układało się w postawę, która sugerowała jego dominację (ale nie wywyższanie się), jego mimika też pozostawała niezmieszana.
  A on po prostu przyglądał się jej w ten sposób, kiedy ona sama chyba nie była tego świadoma. Przestał wodzić za nią spojrzeniem, kiedy pokazywała coś i skupiał się wyłącznie na niej. Na tym, co działo się z jej ciałem, na jej twarzy i z jej oczami, kiedy tak żywo o tym opowiadała.
  Ale kiedy odwróciła się do niego, rozpromienione i z uśmiechem, nastąpiło chyba drugie, po Tajlandii, tąpnięcie w jego psychice. Niezauważalne, bo nic z zewnątrz się w nim nie zmieniło; nic w jego postawie. Ale wewnętrznie wstrząsnęło jego wieloletnim porządkiem. Już poznawał to dziwne odczucie. Z podobnym się zmagał po Tajlandii, kiedy to tam dostrzegł ją taką rozłamaną. Bezbronną. Wyprutą ze wszystkiego, co wcześniej na niej widywał.
  A teraz miał mocny kontrast.
  Wiedział więc, co się działo. Wiedział, że to znaczyło, że z wolna przesuwają się w nim granice, a wewnątrz zachodzi porządek. Wiedział też, że ta pętla wokół niej powoli się zaciskała. Bo wiedział, że nie zamierzał już na pewno dać jej odejść.
  Pojawiała się pewna zależność. Ale nie tożsama z koniecznością posiadania.
  Nie odniósł się do jej wizji. I planu. Bo to było jej. Ale widział, że wierzyła w tę koncepcję i chyba tylko tego potrzebował.
  — Dokładnie taka mi się podobasz, Navi — odezwał się. Bez błysku w oczach, a w głosie jedynie ze słyszalną starą, dobrą analizą i kalkulacją. Niezachwianym porządkiem pomiędzy sylabami.
  Obejrzał się w kierunku faceta, który chyba kończył już rozmowę, a przynajmniej tyle wnioskował z jego postawy odwróconej już w kierunku wejścia do lokalu i ruchu warg, które składały się w powtórzone już któryś raz uprzejme pożegnanie.
  Przeniósł spojrzenie z powrotem na kobietę. Grzeczny, czarujący uśmiech zajął miejsce na jego wargach.
  — Chcesz ten lokal? — spytał. Brzmiało to tak prosto. Bo jakby wystarczyło po prostu odpowiedzieć tak lub nie. I przy tak nieskomplikowanym pytaniu to w zasadzie były jedyne możliwe, konkretne opcje. Jeśli pominąć gdybanie i rozwodzenie się, a postawić na konkretność.
  Ale w rzeczywistości to było takie proste. Skoro miała pomysł i widziała już miejsce, przyznała że jest dobre, jeśli czytać z biznesowego języka, to potrzebował jednej, krótkiej decyzji. Miała czas, aby się namyślić. A teraz potrzebował wiedzieć, jaka była decyzja. Bo po tym, co widział, to już był pewien, że taka restauracja rozpali w niej więcej tej żywej emocji, jaką pokazała mu, kiedy opowiadała o swoich planach.
  I chyba, najwyraźniej, więcej nie potrzebował, aby zlecić przelew. Nie zamierzał oczywiście tego kupić bez negocjacji, jak napalony, nieopierzony, początkujący przedsiębiorca, ale to nie leżało w zakresie jej zmartwień.
  Renoir to najwyraźniej zamierzał naginać rzeczywistość i wszystkich dookoła tylko po to, aby Navi była zadowolona. I błyszczała.

Navi Yun
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nigdy nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie w takim momencie życia, że mężczyzna będzie jej proponować własną restaurację do prowadzenia i to będzie w pełni realne. Nigdy by nie myślała, że ktoś będzie o nią dbał i się nią interesował na tyle, aby spełniać jej marzenia. W dodatku bez zająknięcia się słowem, ani nawet próśb. Bo nie mówiła nic, nawet nie miała czelności, aby cokolwiek powiedzieć w tym kierunku, bo była wychowana tak, aby niczego nie oczekiwać. Niczego nie wymagać. Nie walczyć o swoje i nie dążyć do marzeń, bo to było zarezerwowane dla mężczyzn, a ona była tylko dodatkiem w ich życiu.
Dlatego to było w pewien sposób niekomfortowe, bo lata wychowania i życia w patriarchacie swoje jej do głowy wbiły, ale wyrywanie się z tego… było bardzo satysfakcjonujące. Odkrywanie, że może chcieć coś więcej od życia i nie będzie za to mieszana z błotem, ani wyśmiewana. I gdy jej granice zaczną się przesuwać, a ona każdego dnia będzie chciała i czuła, że może więcej, to może nadejdzie w końcu taki dzień, że stanie się silna i niezależna, tak jak zawsze chciała.
Bo teraz to były ledwie próby, przedsmak. Ale Giovanni dbał o to, aby się odbudowała.
I gdy mówiła o tym jak wyglądałaby jej wizja na tą restaurację, to była w tym w pełni zafascynowana i podekscytowana, jakby to było tak namacalne, jak tylko mogło. Bo w jej głowie ten lokal już nabrał wszystkich szczegółów i kolorów, a im więcej opisywała, tym bardziej był prawdziwy. Okrutnym byłoby, gdyby kazał jej to przeżywać tylko po to, aby zaraz odebrać. To była ulubiona rozrywka jej męża. Udawać, że może coś mieć tylko po to, aby zaraz miała zderzenie z rzeczywistością. Brutalne przypomnienie, że nic nie może posiadać. I o niczym marzyć.
Dokładnie taka mi się podobasz, Navi.
Kącik ust jej drgnął wyżej w odpowiedzi.
Pełna zapału i wizji? — spytała, zaraz jednak wracając spojrzeniem do nieopierzonego, dużego lokalu, przechodząc na jego środek. Widziała już podłogi, witryny, stoliki. Nawet obrusy i każdy dodatek. Miała wszystko przed oczami i gdyby dostała szansę, bez wahania przeistoczyłaby ją w rzeczywistość. A jako, że nie obawiała się pracy, to sama by poszła malować ściany.
Nie mówiąc o tym, że pewnie jedna czy dwie ściany posiadałyby jej duże malunki, bezpośrednio na nich, przy których siedziałaby godzinami każdego dnia, chcąc dopilnować, aby to miejsce nie było tylko personalne, ale także dopracowane w każdym calu.
Mężczyzna wrócił do nich z rozmowy, możliwe, że z nadzieją na twarzy, że uda mu się sprzedać takie miejsce, bo przecież oni jako klienci, wydawali się być zainteresowani.
Chcesz ten lokal?
To było takie prawdziwe. Obejrzała się raz jeszcze, dookoła, na te puste ściany, rozwalone kable i wystające rury. Na pył i kurz, który nie został w pełni starty. Na wielkie okna, wpuszczające tu dużo światła i na dziury w ścianach, gdzie miały być drzwi. Wszystko wymagało ogromu pracy… i to wszystko mogło być jej. Wystarczyło tylko powiedzieć:
Tak — odpowiedziała bez wahania, wracając do mężczyzny tym swoim podekscytowanym, błyszczącym spojrzeniem. — Chcę.
I tyle. To miało być wystarczające. Jakby to była decyzja czy kupić tą koszulkę, albo ciastka, które były na wyprzedaży, na które miała ochotę. I to było takie zwyczajne, jakby wcale nie miało być wielką, naprawdę drogą inwestycją. Ale to nie miał być jej problem, ona tylko miała zdecydować czy chciała się tym zająć i sprawić, że wizja stanie się realna.
Ciekawe czy sprzedawca już pomyślał, że była jego sugar baby, nawet jeśli daleko było jej wyglądem oraz zachowaniem do rozpuszczonej gówniary, która zawsze dostawała to co chciała.

Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  — Pełna wizji i zapału to jedno. Pełna emocji i życia. Tego, czego ci brakowało przez cały ten czas. — Tego, co z pewnością w niej tłamszono przez lata. Z pewnością – bo kiedy ją poznał, była zupełnie inną osobą. Nie tak w pełni zastraszoną, ale zupełnie inaczej podchodziła do życia. Teraz się zmieniała, bo właśnie tego życia nabierała. Z dnia na dzień coraz bardziej. Pokazywał jej, że jej zdanie i preferencje też są ważne, że może decydować i może żyć tak, jak chciała. Chcąc nie chcąc chyba przeprowadzał jej terapię – jak na dobrego magistra psychologii przystało.
  W zasadzie tak było. Navi od początku była jego projektem, bo ciężko powiedzieć, żeby na początku zdecydował się ją wyprowadzić z tego wszystkiego, bo zrobiło mu się przykro na widok tego, jak traktował ją Subin. Nie mogło – skoro nie odczuwał emocji tak głęboko. I nie mogło, skoro pozbawiony był empatii jako takiej, czystej i prawdziwej. I współczucia.
  — Po prostu podoba mi się to, jak zaczynasz żyć. I to nie w tych ramach, w które wsadzono cię już lata temu.
  Wcześniej Navi była jedynie namiastką siebie samej. Taka, którą on sam zdecydował się wyskrobywać z tej obronnej, stworzonej przez system. Widział więcej w ludziach, więcej niż pokazywali. Możliwe, że przez to zaczęła być dla niego interesująca już na samym początku. Chociaż na samym początku, to przemówił walor estetyczny.
  Chociaż może powinien słuchać lepiej tego, co mówiła, niż skupiać się na tym jak mówiła. Ale nie sposób było nie zauważyć, że było to po prostu dla niego hipnotyzujące. Ten kontrast, w którym on czegoś nie miał, a raczej: czegoś nie czuł, a miał wrażenie, że chociaż przez chwile może, kiedy wsłuchiwał i wpatrywał się w nią.
  Faktycznie mogła być jakimś jego substytutem emocji.
  Gdy mężczyzna powrócił, najwyraźniej w gotowości do wałkowania tematu przez kolejne kilkadziesiąt minut, Renoir miał już gotowe pytanie. Takie, które miałoby wszystko domknąć. Proste w swoim brzmieniu i, tak naprawdę, proste w odpowiedzi. Wymagał tylko jednego z dwóch krótkich słów. Tak lub nie. Jakby faktycznie dopytywał, czy ma jej zamówić dodatkowe frytki albo kupić pluszaka z wystawy.
   Tak.
  Przeniósł spojrzenie na mężczyznę, który próbował ukryć zaskoczenie tym, że to mogło być tak proste. Jak faktyczna zachcianka.
  — Umówię na jutro notariusza, chcę swojego. — Zwykle jak dokonywało się zakupu, to właściciel sprzedawanej nieruchomości miał już swojego rejenta, ale Renoir miał też swoje własne marszruty. I swoją czujność. — A wcześniej spotka się pan ze mną renegocjować cenę. Cała nasza trójka wie, że jest znacznie zawyżona.
  Mężczyzna zapowietrzył się, być może chcąc się spierać, ale Giovanni skinął głową, dodając:
  — O dziesiątej — ze sztuczną, świadomie przerysowaną uprzejmością — spotkamy się o dziesiątej. Ktoś ode mnie wyśle panu adres. — Przerwał mu na pierwszej sylabie, która jeszcze nie zdołała nawet opuścić jego ust. — Do tego czasu załatwi pan wywóz odpadów pobudowlanych, aby miejsce było gotowe pod wejście ludzi. — Zagrał świadomie i krótko. Zostawił mężczyźnie wizję zawarcia kontraktu, a pewnie na tym mu należało. Jednocześnie to, jak łatwo go zgasił – jak zwykłą zapałkę – pokazywało, że raczej nie zjadł zębów na tej branży.
  Wystawił łokieć Navi, aby mogli wymaszerować z budynku razem. Nie oglądając się na facecika. Filmowo, z klasą. Jakby faktycznie ktoś miałby zrobić z tego kadr sceny, która potem pokaże się w kinach. Nie odwracali się, bo przecież cool guys don’t look at explosions.
  — Dopóki jeszcze dla mnie pracujesz — zaczął, gdy drzwi od lokalu zatrzasnęły się za nimi, po tym jak puścił Navi przodem i sam wyszedł z budynku — to chyba ty będziesz musiała wysłać mu tego SMS-a. — Uśmiechnął się, choć nie był to wielki gest. — I umówić nam na jutro spotkanie z rejentem. — To był przeskok z jednej rzeczywistości do drugiej. Ale skoro faktycznie od początku chciał ją puścić wolno, zaczynając od macek Subina i jej rodziny, to finalnie musiałby wypuścić ją od siebie.
  Metaforycznie, bo psychicznie nie zgodziłby się na to, aby całkowicie mu się wymknęła. Będzie musiał utkać inną pętlę kontroli. Jeszcze bardziej subtelną, niż wcześniejsza.
  — A teraz — zaczął, otwierając jej drzwi od oczekującego SUV-a, wcześniej jedynie gestem zatrzymując szofera, aby nie wysiadał do tego samego — mogłabyś mi postawić kolację i wino. — Tak w ramach podziękowania, a może i celebracji, choć być może przedwczesnej, dla zakładania interesu. Teoretycznie targu mieli dobić dopiero jutro, a do tego czasu mogło się zmienić absolutnie wszystko – bo byle jakiej umowy nie pozwoliłby jej podpisać, ale mogli to nazwać próbą generalną

Navi Yun
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Z jednej strony nie bardzo wiedziała jak się zachować. Próbowała wyczuć nie tylko jego, ale także sytuację, bo przecież w każdych warunkach oczekiwano od niej perfekcji. W zasadzie nie chciano, aby przedstawiała jakiekolwiek emocje, bo nie było to porządane. Miał być jak idealnie wykreowana maszyna. Grzeczna, ułożona, ale niezbyt ekscytująca się danym tematem czy wydarzeniem. Jak te wszystkie kobiety z Korei Północnej, które musiały działać dokładnie jak w zegarku, zgodnie z normami, bo inaczej mogły być ukarane. Każda musiała się zachowywać tak samo… i ona także musiała zachowywać się tak samo.
Dlatego teraz, odkąd żyła w Kanadzie, z dala od męża i rodziny, przeżywała nieco… szok kulturowy, albo raczej wychowawczy. Bo Giovanni oczekiwał od niej, że będzie autentyczna. Że będzie przeżywać rzeczy, pokazywać, że coś jej się podoba lub nie. A to było dla niej zupełnie różne od tego co znała do tej pory. To już był nawyk, aby wszystko ukrywać, tłamsić. Tylko, że ona miała wrażenie, że po takim czasie nie wiedziała już co było prawdziwe, a co jedynie wyuczone. Kim była naprawdę. Czuła oczywiście wiele sprzecznych emocji, ale dalej się wstrzymywała, aby większość z nich pokazywać. Nawet jeśli on tego oczekiwał.
Tak jak teraz czy na statku, gdy chodziło o zwykłą, ludzką ekscytację, czy tak jak w Chinach, gdy ogarnęła ją złość i puściły jej hamulce, bo ją odpowiednio sprowokował.
Dalej ciężko jest się przestawić — przyznała krótko, przerzucając spojrzenie na ściany, które miałyby niedługo pokryć się odpowiednią farbą oraz malunkami, zgodnymi z jej wizją.
Każda jedna osoba zapewne nie miałaby problemu, aby odżyć. Aby zacząć budować nowe życie tak po prostu i zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, kiedy nie miała już metaforycznej smyczy. Tylko, że jej nie było tak łatwo, nawet jeśli była daleko od domu i dawnych zwyczajów. To po prostu od dziecka było jej wpajane. Było już w niej zakorzenione. Teraz musiała te zachowania wyplewić, tylko to była czasochłonna praca. Musiała się każdego dnia uczyć i przekonywać, że jej wybory oraz zdanie mają znaczenie. Potrzebowała tego, aby ktoś jej o tym przypominał. I pewnie, gdyby nie Salvatore, to nie szłoby jej to… w zasadzie w ogóle.
Dalej nie rozumiała dlaczego to robił, ale była mu mimo wszystko wdzięczna.
I to nie dlatego, że właśnie kupował jej restaurację. Nie chodziło w ogóle o ten budynek. Chodziło o poczucie wartości. Nie musiał jej dawać drogich prezentów, aby poczuła się ważna, ale oczywiście było to niesamowicie przydatne. Bo kto by się nie cieszył ze spełnianych marzeń? Nawet jeśli nie tak dawno nie sądziła, że coś takiego było możliwe.
Wysłuchała rozmowy mężczyzn, obserwując reakcję sprzedającego. Nie dało się nie zauważyć, że ten był w lekkim szoku, nie tylko przez to, że wyglądało to jak kupowanie zabawki, ale też przez to, że Giovanni nie dawał się tak łatwo ugrać. Bo był przygotowany i nie dawał mu pola do manewru.
Schwyciła jego łokieć, który został jej podstawiony i grzecznie pożegnała się z przedstawicielem, kiedy rozmowa została zakończona. Przeszła z szefem w kierunku wyjścia, przechodząc przez drzwi. Uśmiechnęła się pod nosem słysząc jego słowa.
Oczywiście — zaczęła, przenosząc na niego spojrzenie. — Niedługo się tym zajmę. — Bo skoro była jeszcze asystentką, to ona ogarniała wszelkie spotkania. Na szczęście była już w tym tak wprawiona, że nie miała z tym większego problemu. A na pewno nie srała wyżej niż miała dupę, bo… no do tego akurat ciężko zważając na to kim była. Nawet jeśli właśnie ktoś miał jej kupić restaurację. Daleko jej jednak było do typowej, rozpieszczonej „partnerki”.
Zanim wsiadła do auta, spotkała się z nim raz jeszcze spojrzeniem.
Jak najbardziej. — Nawet jeśli nic jeszcze nie zostało ustanowione, to przecież nic nie stało na przeszkodzie, aby uczcić zakup. A jeśli nic nie zostanie kupione… to kolację z winem także mogli mieć. W ich przypadku to nie było znowu nic takiego nowego.
Wsiadła do środka i usadowiła się na swoim miejscu, zapinając pasy. A gdy do niej dołączył, zerknęła na niego z boku.
Woli pan domowe warunki czy restaurację? — Kolejną, która była na liście do sprawdzenia lub tą, która już została przez nich zaakceptowana. — Nie wiem czy pan wie, ale naprawdę dobrze gotuję. — Oczywiście, że wiedział. Z tego też powodu dostawała restaurację. I chociaż często jej powtarzał, że nie chce, aby gotowała, to naprawdę to lubiła, a przygotowanie wspólnej kolacji, przy dobrym winie, nie było dla niej żadnym wysiłkiem.
Mogła się jedynie obawiać, że to co przygotuje mu nie zasmakuje.


Giovanni Salvatore
36 y/o, 189 cm
Dyrektor strategii w AG Industries
Awatar użytkownika
I will make you free when you're all part of me
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her/bitch
postać
autor

  I z jednej strony – wiedział że jest jej szefem, ale z drugiej – to on otwierał jej drzwi. Do samochodu, do budynku. Ponoć w Korei to nie takie popularne, ten typowy – nazywany przez społeczeństwo – odruch gentlemana. Tam wszystko kręciło się wokół tempa i szybkiego stylu życia, że nikt nie sterczał i nie trzymał drzwi kolejnej osobie, która szła tuż za nim. W Korei to szybciej by tymi drzwiami tę drugą osobę zabili. Jak SunOh Doriana na lekcji mugoloznawstwa.
  Tak czy siak – miał klasę niezależnie od stopnia. Prowadził się tak nawet dość naturalnie, bo nie chodziło w tym zachowaniu o żadne emocje, a po prostu o odruchu. O wychowanie. Człowiek nie potrzebował do wszystkie emocjonalnego bodźca. Przy nim istniała akurat większa szansa, że jeśli już jakaś emocja się pojawia, to nie trzaśnie drzwiami, aby je zamknąć ostentacyjnie przed cudzym nosem.
  Ale, zostawiając drzwiowe dywagacje, to po prostu puścił ją do samochodu, nie omieszkają wspomnieć, choć bardzo niezobowiązująco i bez faktycznej intencji osiągnięcia takiego celu, że można byłoby mu za to postawić kolację. I wino.
  Rzeczywistość była taka, że nie pozwoliłby jej zapłacić ani za jedno, ani za drugie. Nawet gdyby faktycznie sama mu to zaproponowała. Nie chodziło o jakąś godność czy coś w tym kierunku. A o klasę i wcześniej wspomniane – dobre wychowanie. A wychowany był tak, że kobietę należało rozpieszczać i nieba jej przychylać, traktując przy tym z tak zwanym – należytym szacunkiem. Trzymał się tej zasady niezależnie, chociaż nierzadko działo się to w konkretnym celu.
  Przeniósł na nią spojrzenie, gdy już zajął miejsce na tylnym siedzeniu przy niej, kiedy zadała pytanie. Nie odpowiedział na jej pytanie, być może przeczuwając, że stało za tym coś jeszcze. I nie mylił się.
  — Coś mi się obiło o uszy — odpowiedział, posyłając jej delikatny uśmiech. Adekwatny do tego subtelnego, humorystycznego rozegrania. Nie potwierdził, ani nie zaprzeczył, a jednak coś w jego spojrzeniu mówiło za niego, że zgadzał się z tym stwierdzeniem bardziej, niż przekazały to słowa. W słowach była możliwość, w oczach brak wątpliwości.
  Zapiął pas i usiadł wygodniej, zerkając na lusterko wsteczne, w którym widział spojrzenie szofera, czekającego aż poda mu miejsce docelowe. Po włosku powiedział mu do domu, nie dlatego, że szofer był jego rodakiem. Dlatego, że po prostu to hasło było mniej oczywiste, gdyby ulice miały uszy.
  Wrócił wzrokiem do Navi.
  — Zamierzasz przetestować na mnie jedno z dań, które chcesz podawać w restauracji? — spytał, tym sposobem nie musząc już chyba zdradzać, co wybrał. Zwłaszcza, że kierowca już toczył samochód przez ulice Toronto, z nadanym celem. — I czy w domowych warunkach też mogę liczyć na deser? — spytał, zatrzymując na niej spojrzenie. Nie było jednak w jego słowach podtekstu, a przynajmniej – nic w nim go nie zdradzało w oczywisty sposób.
  Nie był jakimś wielkim fanem deserów i jeśli pytać jego – to zawsze odpowie, że prawidłowo przyrządzona kuchnia włoska jest ponad wszystko. Tego zdania nie zmieni, nawet jeśli teraz miał kupić coś, co zdecydowanie nie będzie kuchnią włoską. A ponoć nie miał preferencji – bo w istocie, aż takich nie miał. Faworyzował kuchnię swojego narodu, bo zasadniczo większość Włochów miała tak głęboko zakorzenione przekonanie jak to. Kuchnia włoska to był dom, to była Italia. A Italia to przecież był top of the top.
  Nie potrzebna mu też kolejna włoska knajpa w zasięgu jurysdykcji bo jedną już, w dodatku cholernie dobrą, miał. Prowadził ją oczywiście Ernest, a akurat jeśli Włoch prowadził kuchnię włoską, w dodatku jego drugi szef kuchni też był Włochem, to raczej nie miał się o co martwić.
  Projekt Navi budził jednak inne emocje. O ile można tak powiedzieć.
  Pod posiadłość zajechali dość żwawo, bez korków. Wysiadł samodzielnie, pozwalając kierowcy otworzyć drzwi dla Navi.
  — Potrzebujesz pomocy kuchennej? — zaoferował się, gdy wyrównał z nią kroku i razem zmierzali w stronę wejścia do rezydencji. Co było w zasadzie nowością, bo on... kuchni unikał. Bardziej z braku czasu niż talentu.
28 y/o, 162 cm
Asystentka Dyrektora Strategii w Avalon Global Industries
Awatar użytkownika
I don't pay attention to the world ending. It has ended for me many times, and began again in the morning.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Miłą odmianą było mieć przy sobie kogoś, kto o ciebie dbał w niewymuszony, naturalny sposób. Nie pod publikę, ale… tak po prostu. Nawet jeśli coś z tyłu głowy dalej jej podpowiadało, że to tylko gra, aby wywrzeć na niej wrażenie, wpływ. Cokolwiek. W końcu latami żyła w takim schemacie, więc teraz ciężko było jej uwierzyć w czyjeś maniery. Ale powoli wychodziła na prostą. Impakt jaki wywarł na niej Subin każdego dnia coraz bardziej malał, nawet jeśli w dalszym ciągu był. I to w tak prostych rzeczach.
Wspólna, domowa kolacja miała być jednak jej oznaką wdzięczności. Mogli jechać oczywiście do restauracji, aby być obsłużeni przez doskonałych kelnerów i zjeść przepyszne dania z wybranej przez nich kuchni, niemniej uważała, że te posiłki przyrządzone w domu miały w sobie coś… innego. Może to chodziło o to serce na talerzu, a może brak „taśmowego” podejścia. Może o jej własny wkład, a może coś innego, niemniej nawet jeśli została wychowana w wierze, że kobieta powinna zajmować się domem, sprzątać, gotować i usługiwać, tak gotowanie jako jedyne przypadło jej w pełni do gustu.
Co nie oznaczało, że reszta była jej mało znana. Bo nawyk porządku też już miała.
Może — odpowiedziała, zerkając na mężczyznę z lekkim, nieodgadniętym bliżej uśmiechem. — Mam kilka przepisów, które, uważam, nadawałyby się do restauracji. Jeśli pan zechce, może być pan pierwszą osobą, która ich posmakuje. — Bo Subinowi nie przygotowywała takich rzeczy. Jej mąż był prostym człowiekiem, który żarł tylko to co sprawdzone. Nie miał wymyślnych kubków smakowych, a jej nowatorskie potrawy zwykle kwitował jako nieudane czy niesmaczne. Dlatego przestała przy nim próbować. Przestała się starać. Gotowała mu po prostu to, co chciał i jak chciał, aby zamknął zwyczajnie mordę.
To co gotowała dla siebie, zwłaszcza gdy go nie było, to inna sprawa.
I, panie Salvatore — zaczęła, zerkając na niego, unosząc kącik ust wyżej. — Każda udana kolacja zasługuje na deser — dokończyła. U niej także nie można było wyczuć żadnego podtekstu, nawet jeśli można było to potraktować dwuznacznie.
Ale na deserach także się znała. W końcu jak już siedziała w domu, to poza malowaniem, musiała zapełniać sobie czas na różny sposób. Więc jeśli by się zastanawiał, byłaby w stanie dać mu to, czego chciał. Na różne sposoby.
Gdy dojechali pod posiadłość, wysiadła, dziękując grzecznie kierowcy za otwarcie jej drzwi. Z jakiegoś powodu bardziej ucieszył ją fakt, że tu wrócili, niż jakby wybrał restaurację, bo to znaczyło, że faktycznie chciał jej dać okazję na pokazanie mu swoich umiejętności kuchennych w pełnej krasie. A dla kogoś takiego jak ona, to było dużo. I było to miłe.
Chciałby mi pan pomóc? — spytała, zerkając na niego z boku, nieco zaskoczona jego propozycją. — Nie tak dawno temu nie wydawał się pan być zainteresowany moją propozycją wspólnego gotowania. — Bo pamiętała jego brak komentarza, który wtedy uznała za brak chęci. Zanim jednak zdążyłby się do tego odnieść, dodała. — Chętnie przyjmę dodatkową parę rąk. — Bo chociaż zwykle pracowała sama w kuchni (bo przecież dla Subina byłoby to obrazą, jakby miał stać przy garach), tak nie miała nic przeciwko, aby zrobić danie wspólnie. W pewien sposób, taka współpraca, sprawiała, że danie miało smakować o wiele lepiej.
Weszła wraz z nim do posiadłości, kierując się do tej wielkiej, mało używanej kuchni. Chociaż ostatnio i tak często w niej była, chociażby robiąc śniadania czy kolacje, nie tylko dla siebie, ale także dla niego. Przeszła do dwudrzwiowej lodówki i wyjęła wszystkie potrzebne jej rzeczy. Odkąd tu mieszkała, to dbała o to, aby zawsze było co jeść.
Zgaduję, że z nożem sobie pan dobrze radzi? — spytała, sięgając po jeden z większych noży, który położyła na kamiennym blacie. Sięgnęła do swojej torby, aby wyciągnąć z niej klamrę i kilkoma sprawnymi ruchami, upięła dość wysoko czarne włosy, aby jej nie przeszkadzały przy robieniu jedzenia.
Mieli trochę roboty przed sobą, ale co dwie pary rąk, to nie jedna.
W takim razie, jeśli jest pan dzisiaj moją pomocą — szybka zamiana ról. Czy on właśnie oddawał jej częściową kontrolę? — to trzeba pokroić marchew w grube plastry, cebulę w ćwiartki, a ziemniaki w kostkę — powiedziała, przeskakując po wymienionych warzywach spojrzeniem. — Chyba, że woli pan się zająć przygotowaniem żeberek. — Ich głównej atrakcji, bo chociaż chciała, aby danie wyszło idealnie, to nie miała problemu, aby przy wspólnym gotowaniu, oddać część zadań, nawet jeśli miałyby zaważyć na całym posiłku.


Giovanni Salvatore
ODPOWIEDZ

Wróć do „#105”