

✚ szybkie działanie w sytuacjach kryzysowych
✚ odporność na stres i presję czasu
✚ wysoka samodyscyplina (treningi, doszkalanie się)
✚ umiejętność dostosowania się do oczekiwań
✚ charyzma i pewność siebie w kontaktach towarzyskich
✚ silna motywacja do osiągania celów
✚ nieumiejętność zatrzymania się i refleksji
✚ emocjonalny dystans i trudność w utrzymywaniu relacji
✚ perfekcjonizm, który prowadzi do frustracji i wypalenia
✚ strach przed byciem niedoskonałym/odrzuceniem
Ambicja to piękna cecha, dopóki nie przysłoni całego życia. John zatracił się tak głęboko w swoim własnym przedstawieniu, że zapomniał, gdzie kończy się rola, a gdzie zaczyna o n.
Miał szczęśliwe dzieciństwo. Naprawdę. Dom w dobrej dzielnicy, rodzice, którzy się kochali i rodzeństwo, z który dzielił wszystko. Na papierze wyglądało to n i e n a g a n n i e. Państwo Hargrove – dwoje lekarzy – mieli jasną wizję przyszłości swoich dzieci albo przynajmniej jednego z nich. Młody Johnny marzył o zostaniu zawodowym hokeistą, jednak to nie pokrywało się z aspiracjami jego rodziców. Ci nie zabraniali mu tej pasji, jednak zawsze stanowczo zaznaczali, że nie był to sposób na życie, tylko raczej zabawa. Kontuzja kolana w ostatnim roku liceum była jak krzyż na drodze – bezwzględny, definitywny. To był znak, powiedział ojciec, kładąc mu rękę na ramieniu, czas na poważne rzeczy. John przytaknął, bo zawsze przytakiwał gdy rodzice mówili o jego przyszłości.
Czasem najgorsza pułapka to ta, którą stawiamy sobie sami i nazywamy ją z o b o w i ą z a n i e m.
Studiował medycynę – nie bez żadnych zawirowań po drodze – jednak ukończył ją i podjął się specjalizacji w medycynie ratunkowej. Ten kierunek zapewniał mu a d r e n a l i n ę. SOR był miejscem, w którym każda sekunda miała znaczenie. Nie było przestrzeni do debatowania, filozofowania, należało działać! Tylko czasem, w ciszy po trudnym dyżurze, zastanawiał się, czy naprawdę tego chciał, czy tylko nauczył się tego chcieć. Natomiast rodzice byli dumni. Bardzo. Dr John L. Hargrove – brzmiało dobrze, prezentowało się świetnie na uroczystościach rodzinnych. On też był dumny, na swój sposób. Osiągnął wszystko, co oni zaplanowali. Cele realizował jeden za drugim, jakby odhaczał punkty z listy. Kariera, mieszkanie, poszanowanie u kolegów. Wszystko w n a j l e p s z y m gatunku. Problem polegał na tym, że gdy już coś osiągnął, to traciło to dla niego wartość. Jak zabawka, którą długo chcesz, a gdy w końcu ją dostajesz, ląduje zapomniana w kącie.
Prawdziwa obsesja rodzi się z b r a k u. Im bardziej coś jest nieosiągalne, tym bardziej staje się p o t r z e b n e.
Kobiety przeszły przez jego życie jak pory roku – każda na swój sposób piękna i przemijająca. Było ich wiele, bo Johnny miał wszystko, czego one szukały – stabilność, inteligencję, pewność siebie człowieka, który wie, dokąd idzie. Czasem zostawały na dłużej, jednak przeważnie na krócej, gdyż tworzenie związku nigdy nie było jego priorytetem – przynajmniej do tej pory, gdyż rodzice kazali skupiać mu się na medycynie i samorozwoju.
Była pewna famme fatale, która pojawiała się i znikała z jego życia. Była wszystkim, czego nie powinien chcieć – chaotyczna, nieprzewidywalna, żyjąca z dnia na dzień. Zwracała na siebie uwagę, śmiała się głośno, nie chodziła na kompromisy. Nie nosiła żadnych masek – i właśnie tego Johnny pragnął, tej a u t e n t y c z n o ś c i, na którą sam nie mógł sobie pozwolić. Chciał ją zdesperowanie, bo była wszystkim, czym on nie mógł być. Ona go nie chciała. Nie z jego perfekcją, nie z jego zaplanowanym życiem, nie z jego potrzebą kontrolowania wszystkiego.
W jego stratosferze była też pewna wifey, która była dokładnie tym, czego potrzebował według wszystkich rozsądnych kryteriów. Ambitna, zorganizowana, rozumiała, czym jest ciężka praca, sama pracowała na swój sukces, doceniała wartości rodzinne – prawdziwy materiał na żonę. Była p e r f e k c y j n a dla niego. I właśnie dlatego John jej nie chciał. Dziwne, jak serce działa wbrew logice. Im bardziej się starała, tym bardziej Johnny zamykał się w sobie. Im więcej mu dawała, tym mniej tego pragnął.
Najgorszą karą za spełnienie cudzych marzeń jest odkrycie, że twoje własne zostały g d z i e ś po drodze.
Teraz Hargrove ma trzydzieści lat i życie, które inni nazwaliby udanym. Mieszkanie w centrum Toronto, karierę, która się rozpędza, szacunek w zawodzie. Stawia sobie coraz wyższe cele i je realizuje, bo to jedyny sposób, jaki zna na u d o w o d n i e n i e sobie, że jest wart uwagi. Publikacje naukowe, konferencje międzynarodowe – wszystko układa się w piękny plan i oszałamiającą karierę. Nie zatrzymuje się. Nie zwalnia tempa. Cały czas znajduje sobie nowe cele i wyzwania, bo gdy tylko złapie chwilę oddechu, to w jego głowie pojawia się ten nieprzyjemny głos, który pytania czy jesteś szczęśliwy Johnny?
John to człowiek, który nauczył się być k i m ś, zamiast być s o b ą. Ma wszystko, czego można chcieć, i właśnie to jest jego przekleństwem – bo szczęście, które przyszło z realizacji cudzych marzeń, wcale go nie satysfakcjonuje. Ceni autentyczność u innych, bo sam jej nie doświadczył. Goni cudze ideały, bo zatrzymanie się oznaczałoby zastanowienie się, czy tego naprawdę chce. Ma w sobie kombinację pewności siebie i wewnętrznej pustki – wie, jak działać w każdej sytuacji, ale nie wie, po co to robi.
Potrafi uratować życie człowieka w szpitalu, ale nie potrafi uratować samego siebie przed życiem, które przestało mu p a s o w a ć. Wciąż szuka. Czegoś prawdziwego, czegoś swojego – czegoś, co sprawi, że w końcu poczuje, że żyje swoim życiem – takim, którego naprawdę pragnie. On, i tylko on. Choć na razie nie wychyla się zbyt daleko, bo to go przeraża. Zamiast tego pozwala gromadzić się wewnętrznej frustracji, która znajduje ujście w najmniej przewidywalnych momentach.
✚ Siłownia, 5:30 rano – codziennie, obsesyjnie, bez względu na to, ile spał. To nie chodzi o kondycję, tylko o k o n t r o l ę. Jedyna godzina w dniu, gdy nie musi być nikim innym, tylko sobą walczącym z ciężarami.
✚ Stary kij hokejowy – leży w szafie w sypialni, schowany za garniturami. Czasem go wyciąga, waży w rękach, patrzy na niego jak na symbol życia, którego nie wybrał. To pamiątka po tym, kim mógł zostać. Drugi, podobny, wozi w samochodzie.
✚ Kursy dodatkowe – zawsze jakieś nowe szkolenia, certyfikaty, specjalizacje. Nie dlatego, że musi, ale dlatego, że n i e u m i e się zatrzymać. Gdy nie ma kolejnego celu, czuje pustkę, która go przeraża.
✚ Przemyślenia o trzeciej w nocy – o tej porze, gdy nie ma dyżuru, leży w łóżku i myśli o tym, co by było gdyby. Gdyby nie zerwał więzadeł, gdyby powiedział rodzicom „nie", gdyby miał odwagę być sobą. Te myśli przychodzą tylko w ciemności, za dnia nie ma na nie miejsca.
✚ Rodzina jest najważniejsza – nienaruszalny fundament, na którym opiera całe swoje życie. Szczególne miejsce w jego sercu zajmuje siostrzenica – jego oczko w głowie, dla której jest gotów porzucić najważniejsze plany, jeśli tylko potrzebuje jego obecności.