-
miała być poważną prawniczką, ale rzuciła wszystko, by występować na scenie, co okazało się kiepską decyzją, ponieważ teraz została z niczymnieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Popełniła błąd. P r z e o g r o m n y błąd, którego teraz nie potrafiła sobie wybaczyć.
Nigdy nie była szczególnie naiwna. Nie kierowała się zrywami serca, do spraw ważnych podchodząc przeważnie w sposób praktyczny. Tego nauczyła ją matka, która zwykle popychała ją w kierunkach nie do końca przyjemnych, a jednak takich, które miały zapewnić jej godną przyszłość. Nie bez powodu ich relacji towarzyszyły ciągłe naciski oraz presja wywierana na Carys po to, aby w dorosłym życiu stała się k i m ś. Aby przyniosła rodzinie chlubę, której najwyraźniej im brakowało. Nie rozumiała wyłącznie, dlaczego to ona miała być tą, która zmuszona będzie dźwigać jej ciężar.
Nie rozumiała również, jak mogła okazać się tak naiwna, aby uwierzyć, że postawienie własnego szczęścia ponad tym, co logiczne, okaże się dobrym posunięciem. Jak mogła postawić na szali przyszłość, o którą tak zawzięcie walczyła przez ostatnią dekadę. Teraz rozumiała, że zakpiła z samej siebie, a jednocześnie miała świadomość tego, że do dawnego życia nie było już powrotu. Nie mogła szukać go nawet w miejscu, które w ostatnich latach nazywała domem. Ze wszystkim została zupełnie s a m a.
Ratunku postanowiła szukać w jedynym miejscu, w którym mogła jeszcze go dostać. W pośpiechu spakowała walizki, do których upchnęła wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy, aby w ich towarzystwie odbyć nie taką znów najkrótszą i jednocześnie szalenie męczącą podróż tramwajem na drugi koniec Toronto. Jak na złość zaczęło jeszcze padać.
Zaklęła pod nosem, kiedy kółko ważącej tysiąc pięćset sto dziewięćset kilogramów walizki utknęło w dziurze na środku chodnika. Czuła, jak jej włosy powoli zamieniają się w przemoczone strąki, a przeładowana torba, którą trzymała na ramieniu, powoli zaczyna się z niego zsuwać. Miała ochotę po prostu rozpłakać się i przysiąść na wierzchu walizki, co być może zrobiłaby, gdyby nie fakt, że wówczas wyglądałaby dodatkowo tak, jakby nie zdążyła do toalety. Ostatkiem sił doczołgała się pod drzwi bliźniaka, który zajmowała jej dobra znajoma, która teraz stanowić miała jej wybawienie. I choć być może powinna zadzwonić do niej zanim odbyła tę ciężką podróż, miała nadzieję, że obędzie się bez tego. Kiedy wcisnęła guzik dzwonka, odetchnęła z ulgą. — Zawołaj Cindy, proszę — odezwała się, kiedy w drzwiach pojawiła się twarz, której Carrie w ogóle nie znała. Nie rozmawiały ze sobą już trochę, jednak kiedy ostatnio wymieniły się informacjami, jej koleżanka chyba kogoś miała. Obecność bruneta nie wydawała jej się zatem niczym dziwnym. Tego samego nie mogła powiedzieć jednak o tym, jaki grymas wymalował się na jego twarzy, jednak to postanowiła przypisać temu, jak się obecnie prezentowała. Teraz już nie tylko czuła się, ale przede wszystkim też wyglądała jak chodząca katastrofa.
Cesare MacLeod
Nigdy nie była szczególnie naiwna. Nie kierowała się zrywami serca, do spraw ważnych podchodząc przeważnie w sposób praktyczny. Tego nauczyła ją matka, która zwykle popychała ją w kierunkach nie do końca przyjemnych, a jednak takich, które miały zapewnić jej godną przyszłość. Nie bez powodu ich relacji towarzyszyły ciągłe naciski oraz presja wywierana na Carys po to, aby w dorosłym życiu stała się k i m ś. Aby przyniosła rodzinie chlubę, której najwyraźniej im brakowało. Nie rozumiała wyłącznie, dlaczego to ona miała być tą, która zmuszona będzie dźwigać jej ciężar.
Nie rozumiała również, jak mogła okazać się tak naiwna, aby uwierzyć, że postawienie własnego szczęścia ponad tym, co logiczne, okaże się dobrym posunięciem. Jak mogła postawić na szali przyszłość, o którą tak zawzięcie walczyła przez ostatnią dekadę. Teraz rozumiała, że zakpiła z samej siebie, a jednocześnie miała świadomość tego, że do dawnego życia nie było już powrotu. Nie mogła szukać go nawet w miejscu, które w ostatnich latach nazywała domem. Ze wszystkim została zupełnie s a m a.
Ratunku postanowiła szukać w jedynym miejscu, w którym mogła jeszcze go dostać. W pośpiechu spakowała walizki, do których upchnęła wyłącznie najpotrzebniejsze rzeczy, aby w ich towarzystwie odbyć nie taką znów najkrótszą i jednocześnie szalenie męczącą podróż tramwajem na drugi koniec Toronto. Jak na złość zaczęło jeszcze padać.
Zaklęła pod nosem, kiedy kółko ważącej tysiąc pięćset sto dziewięćset kilogramów walizki utknęło w dziurze na środku chodnika. Czuła, jak jej włosy powoli zamieniają się w przemoczone strąki, a przeładowana torba, którą trzymała na ramieniu, powoli zaczyna się z niego zsuwać. Miała ochotę po prostu rozpłakać się i przysiąść na wierzchu walizki, co być może zrobiłaby, gdyby nie fakt, że wówczas wyglądałaby dodatkowo tak, jakby nie zdążyła do toalety. Ostatkiem sił doczołgała się pod drzwi bliźniaka, który zajmowała jej dobra znajoma, która teraz stanowić miała jej wybawienie. I choć być może powinna zadzwonić do niej zanim odbyła tę ciężką podróż, miała nadzieję, że obędzie się bez tego. Kiedy wcisnęła guzik dzwonka, odetchnęła z ulgą. — Zawołaj Cindy, proszę — odezwała się, kiedy w drzwiach pojawiła się twarz, której Carrie w ogóle nie znała. Nie rozmawiały ze sobą już trochę, jednak kiedy ostatnio wymieniły się informacjami, jej koleżanka chyba kogoś miała. Obecność bruneta nie wydawała jej się zatem niczym dziwnym. Tego samego nie mogła powiedzieć jednak o tym, jaki grymas wymalował się na jego twarzy, jednak to postanowiła przypisać temu, jak się obecnie prezentowała. Teraz już nie tylko czuła się, ale przede wszystkim też wyglądała jak chodząca katastrofa.
Cesare MacLeod
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami
-
sea, swallow menieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
002
so, here you are
too foreign for home
too foreign for here
never enough for both
too foreign for home
too foreign for here
never enough for both
Ta jedna myśl żyła w nim, gdy tylko jego stopy stawiały pierwsze kroki na nowej ziemi. Nie szukał miejsca na zapuszczenie korzeni, gdyż naiwnym byłoby snuć tak wielkie marzenia. W każdej podróży czuł się w pewnej części po prostu o b c y m.
Oszustem próbującym przywłaszczyć sobie coś, co nigdy nie powinno należeć do niego. Tym młodzieńcem żyjącym na kredyt sztucznych uśmiechów w blasku dawnej rodzinnej chwały... oraz zbyt zepsutym tamtym światem dla szkockiej wolności. Mężczyzną po raz kolejny rozpakowującym kartony, które zawierały jego przeszłość. W dodatku w tak przypadkowym miejscu; doprawdy, MacLeod?
Wynajmowany dom nie był wprawdzie szczytem marzeń Cesare'a, lecz pierwszą lepszą okazją jaśniejącą na horyzoncie dosłownie na chwilę przed przylotem. Dźwięk dzwonka zastał go w sypialni, sprawiając, iż po plecach przebiegł dreszcz. Nie spodziewał się żadnych gości, więc przyjął tę niespodziankę z beznadziejnie niewielkim entuzjazmem. Dlatego też nieśpiesznie skierował się ku drzwiom wyjściowym, powoli je uchylając.
By stanął przed nim obraz ludzkich nieszczęść, a dokładniej przemoczona i najwidoczniej wymięta przez życie kobieta. Mimochodem zatrzymał na moment spojrzenie na jej walizce, zastanawiając się przy tym, czy zamierzała za chwilę próbować sprzedać mu zbyt drogi w stosunku do jakości zestaw garnków. Skrzywił się jednak ze zdziwienia w reakcji na skierowaną ku niemu prośbę, nim zdążył się jeszcze jakkolwiek odezwać.
— Cindy? — Powtórzył za nieznajomą niczym echo, jakby pozwolenie na wybrzmienie tego imienia mogłoby cokolwiek zmienić. Odkopać w mgłach pamięci wspomnienia związane z pewną kobietą. Problem leżał dokładnie w tym, iż trudno byłoby doszukać się czegoś, co nigdy nie istniało. Choć jego pamięć niekiedy zdawała się być zwodnicza, to nie wpadł na żadne możliwe połączenie w tej sytuacji. Przeprowadził się tutaj niespełna kilka dni temu, a adres znał wyłącznie on... oraz zatrudniająca go uczelnia, ale ten trop momentalnie porzucił. Będąc nadal skonfundowanym tym smutnym dla kobiety przypadkiem, odchylił się w kierunku wnętrza domu i kierując tym samym twarz ku korytarzowi.
— Cindy! — Zawołał wystarczająco głośno, by jego głos dotarł nawet i na piętro wynajmowanego domu. W bezruchu wsłuchiwał się w to, co pojawić się miało potem, lecz odpowiedziała mu wyłącznie głucha cisza. Wyprostował się do wyjściowej pozycji z cichym skrzypnięciem parkietu pod stopami — W sumie to byłbym przerażony jakby ktoś odpowiedział, ale chyba tu jej nie ma... na pewno masz dobry adres?
Nieznajoma wyglądał na tyle niefortunnie, by zaiskrzyło się w nim ze współczucia, a to powstrzymało go przed zamknięciem przed nią drzwi. Przepędzenie jej spod niewielkiego daszku na nieustannie sączący się z nieba deszcz byłoby czymś wielce okrutnym. Czy powinien ją jednak tak od razu zapraszać do środka? Wprawdzie nie wyglądała na osobę niezrównoważoną psychicznie — kwestia sporna — ale powinien jednak kierować się choć trochę zdrowym rozsądkiem. Dlatego postanowił dać sobie chwilę na wybadanie całej tej sytuacji.
Carrie Pillbury
-
miała być poważną prawniczką, ale rzuciła wszystko, by występować na scenie, co okazało się kiepską decyzją, ponieważ teraz została z niczymnieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Potrzebowała s c h r o n i e n i a. Dachu nad głową na kilka najbliższych tygodni, ponieważ niespodziewanie została go pozbawiona.
Wiele mogła powiedzieć o własnych rodzicach, jednak do niedawna nie ograniczałoby się to wyłącznie do czegoś złego. Uważała, że próbowali zapewnić jej wsparcie, dopiero po pewnym czasie dostrzegając, że ono możliwe było wyłącznie wtedy, kiedy podążąła wyznaczoną przez nich ścieżką.
Gorzki był więc smak rozczarowania, kiedy okazało się, że wygodne mieszkanie, które zajmowała do tej pory, nie zostało opłacone na kolejny miesiąc. Jeszcze cięższa była świadomość tego, że samodzielnie i tak nie mogłaby sobie na nie pozwolić - na pewno nie w obliczu tego, jak niewielkie dochody miał jej zapewniać kontrakt podpisany z teatrem. Jeśli chciała przetrwać i to niekoniecznie na tak godziwych warunkach, jakich miała okazję doświadczać do tej pory, potrzebowała czegoś więcej. Musiała podjąć się dorywczej pracy i zasmakować tego życia, z którym już za czasów studenckich mierzyło się wielu jej rówieśników. Ona wtedy jeszcze nie znała tej niewygody.
Teraz jednak nie chodziło o to, by posiadała pewien komfort. Chodziło wyłącznie o to, by choć przez chwilę mieć nad głową dach.
Odetchnęła z ulgą, kiedy mężczyzna po drugiej stronie drzwi zawołał jej koleżankę. Tę ulgę zaraz jednak zastąpił niepokój, ponieważ dotarło do niej, że jej przyjaciółka wcale nie schodziła na dół. Tym jednak, co sprawiło, że wezbrała w niej panika, było wspomnienie o tym, że Cindy po prostu tutaj nie było. I to nie na chwilę. Jego słowa zabrzmiały tak, jakby dziewczyna już tutaj nie mieszkała.
Cofnęła się o krok, by spojrzeć na numer znajdujący się na drzwiach. Była dokładnie tam, gdzie chciała się znaleźć. Zresztą, chwila zwątpienia nie mogła zaprzeczyć temu, co widziała. Ten fragment korytarza, który malował się za plecami bruneta był dokładnie tym, w którym Carrie niejednokrotnie bywała.
— Nie rozumiem — odezwała się po chwili i raz jeszcze omiotła męską twarz spojrzeniem pełnym zagubienia. Nie do końca była w nastroju na tego rodzaju kawały. — To jakiś żart, tak? — zapytała. Nie znali się i nie miała pojęcia, kim mógł on być dla jej koleżanki, jednak o wiele bardziej prawdopodobne wydawało jej się to, że był jej najnowszym partnerem, który posiadał dość dziwne poczucie humoru. Przecież Cindy nie wyprowadziłaby się bez słowa. Nie zrobiłaby jej tego. — Jest w pracy? Na zakupach? O której wróci? To naprawdę pilne — wypowiadając ostatnie zdanie zerknęła wymownie w stronę swoich toreb. Nie pojawiłaby się tutaj, gdyby nie sytuacja awaryjna, która dosłownie ją do tego zmusiła. To zaś było jedynym miejscem, w którym mogła uzyskać pomoc.
Cesare MacLeod
Wiele mogła powiedzieć o własnych rodzicach, jednak do niedawna nie ograniczałoby się to wyłącznie do czegoś złego. Uważała, że próbowali zapewnić jej wsparcie, dopiero po pewnym czasie dostrzegając, że ono możliwe było wyłącznie wtedy, kiedy podążąła wyznaczoną przez nich ścieżką.
Gorzki był więc smak rozczarowania, kiedy okazało się, że wygodne mieszkanie, które zajmowała do tej pory, nie zostało opłacone na kolejny miesiąc. Jeszcze cięższa była świadomość tego, że samodzielnie i tak nie mogłaby sobie na nie pozwolić - na pewno nie w obliczu tego, jak niewielkie dochody miał jej zapewniać kontrakt podpisany z teatrem. Jeśli chciała przetrwać i to niekoniecznie na tak godziwych warunkach, jakich miała okazję doświadczać do tej pory, potrzebowała czegoś więcej. Musiała podjąć się dorywczej pracy i zasmakować tego życia, z którym już za czasów studenckich mierzyło się wielu jej rówieśników. Ona wtedy jeszcze nie znała tej niewygody.
Teraz jednak nie chodziło o to, by posiadała pewien komfort. Chodziło wyłącznie o to, by choć przez chwilę mieć nad głową dach.
Odetchnęła z ulgą, kiedy mężczyzna po drugiej stronie drzwi zawołał jej koleżankę. Tę ulgę zaraz jednak zastąpił niepokój, ponieważ dotarło do niej, że jej przyjaciółka wcale nie schodziła na dół. Tym jednak, co sprawiło, że wezbrała w niej panika, było wspomnienie o tym, że Cindy po prostu tutaj nie było. I to nie na chwilę. Jego słowa zabrzmiały tak, jakby dziewczyna już tutaj nie mieszkała.
Cofnęła się o krok, by spojrzeć na numer znajdujący się na drzwiach. Była dokładnie tam, gdzie chciała się znaleźć. Zresztą, chwila zwątpienia nie mogła zaprzeczyć temu, co widziała. Ten fragment korytarza, który malował się za plecami bruneta był dokładnie tym, w którym Carrie niejednokrotnie bywała.
— Nie rozumiem — odezwała się po chwili i raz jeszcze omiotła męską twarz spojrzeniem pełnym zagubienia. Nie do końca była w nastroju na tego rodzaju kawały. — To jakiś żart, tak? — zapytała. Nie znali się i nie miała pojęcia, kim mógł on być dla jej koleżanki, jednak o wiele bardziej prawdopodobne wydawało jej się to, że był jej najnowszym partnerem, który posiadał dość dziwne poczucie humoru. Przecież Cindy nie wyprowadziłaby się bez słowa. Nie zrobiłaby jej tego. — Jest w pracy? Na zakupach? O której wróci? To naprawdę pilne — wypowiadając ostatnie zdanie zerknęła wymownie w stronę swoich toreb. Nie pojawiłaby się tutaj, gdyby nie sytuacja awaryjna, która dosłownie ją do tego zmusiła. To zaś było jedynym miejscem, w którym mogła uzyskać pomoc.
Cesare MacLeod
gall anonim
unikam wątków nierozwijających relacji oraz opisów przemocy na tle seksualnym i przemocy nad zwierzętami