
W teorii to nic przegrać na korcie kolejny mecz, rzucić i połamać kolejną rakietkę tenisową czy schować gorący łeb pod ręcznikiem. Dla kogoś kto ogląda czy jest fanem tego sportu może to dziwne, głupie, zachowanie godne rozkapryszonych bogatych dzieciaków, którzy trenują dzięki rodzicom. To bogaty sport trzeba przyznać, nieliczni mogą go uprawiać, jeszcze mniejsza ilość wytrzymuje ciśnienie.
Dorastając w miejscu takim jak Toronto, tenis to istne porywanie się z motyką na słońce, trochę wymysł, a trochę i fantazja. Dla Florence było to proste, lubiła ten sport i widziała w nim siebie, tak po prostu. Nie urodziła się z talentem do sportów zimowych czy tych zbliżonych do tradycyjnej kanadyjskiej kultury. Ale ona zawsze była inna. Nie szalała za młodu, przykładała się do swoich obowiązków, była wierna tej jednej jedynej pierwszej miłości, która stanęła na jej drodze. Można by rzec wzór dóbr i cnót.
Montgomery od małego chciała zostać sportowcem, idealny plan wyklarowany w jej głowie, wzorowanie się na wielkich sławach z kraju czy też sąsiednich Stanów, powodowało że ta presja osiadła na jej barkach. Już jako mały dzieciak jej rodzice szukali jej trenera, kogoś w pobliżu, nawet i w całym kraju kto mógłby pokierować ją do późniejszej sławy. Zaczynała skromnie, pierwsze małe juniorskie turnieje, takie którym mało było w okolicy. Od dzieciaka więc dużo także podróżowała, wszystko po to aby marzenie stało się realne. Oglądała dużo sportu w telewizji, ten jej konik, zarówno w damskim jak i męskim wydaniu - wyciągała lekcje i wnioski z tego. Włożyła dużo energii w sport, dużo wyrzeczeń i jeszcze więcej... kasy rodziców. W międzyczasie radziła sobie w normalnej nastoletniej codzienności, chodziła do szkoły i dbała o oceny. Nie robiła nikomu pod górę, znając cenę sławy, swojego samozaparcia. Jeden szlug czy łyk piwa, nie był warty tego co mogłaby osiągnąć. Jej konik, jej obsesja, jej życie - t e n i s.
W szkole zauroczyła się chłopakiem, który potem towarzyszył jej dalej w życiu, jako narzeczony, a finalnie także jako mąż. Wklejenie go do swojego życia było ciężkie, wymagało grafiku iście profesjonalnego, rodem z najlepszej firmy czy fabryki. Nie oponowała jednak przed tym uczuciem, wręcz usilnie wmawiała sobie, że to ten jedyny na resztę życia. Zamknięta w klatce tego co powinna, a nie tego co czuje trwała w tym związku przez kolejne lata, te w których w teorii powinni być blisko, korzystać z uroku małżeństwa. Poświęciła jednak to wszystko dla kariery, dla pięcia się w hierarchii pierwszych dużych turniejów i rankingów, wyjeżdżała także dużo, a z każdym poważniejszym ruchem co raz więcej. Ranking WTA, poważne stawki turniejowe, sława i kontrakty reklamowe - były warte tego zachodu. Skupiła się na tym aby zarobić więcej niż włożyła w tą karierę, dlatego parła wciąż do przodu. Inne kraje, inne strefy czasowe i pogody. Napięcia treningami i odległość od domu i od rodziny. Wpadła w tryb maszyny jaką się stała, ale o dziwo nie chciała przestać i nie zamierzała. Chciała pozostać na szczycie i powalczyć o ten "Mount Everest".
Życia bywało jednak przewrotne, decydowało i decyduje wciąż za ludzkie losy. Nie inaczej było z Florence. Gdy myślała, że ułożone życie osobiste i pnąca się kariera to coś nad czym ma kontrolę, wszystko sypało się jak domek z kart. Nie chciała kończyć ze sportem, chciała trzymać się go do upadłego, nawet jeśli każdy wróżył jej przerwę z racji domniemanej ciąży czy widziała inne głupoty na portalach. Jej kariera mogła jeszcze trwać, jednak kontuzja, której doznała na korcie podczas jednego z finałów, złamała ją doszczętnie. Chodź dochodziła do siebie w ekstremalnie szybkich tempie, usłyszała, że jej kolano jest za słabe, że więzadła potrzebują rekonstrukcji, a w samej rzepce są zwapnienia i zmiany, które skreślają ją z wykonywania sportu. To był przełomowy dla niej moment, nie tylko ze względu na sportową karierę, ale także na życie prywatne. Ta Flo, którą każdy znał i szanował, ta zawsze poprawna, konkretna i zdecydowana zniknęła, wyparowała. Pojawiły się kłopoty także te natury psychicznej, potrzebowała luzu i relaksu, chociaż tego zaznawała już krążąc po świecie. Z osoby wiernej jednemu facetowi, stała się dziewczyną, która wręcz szukała atencji u innych facetów, stała się kimś kto karmił się komplementami i zalotami innych. Mimo zakończenia kariery w wieku 28 lat, ona dalej była osobą kojarzoną ze sportem, ambasadorką sportowej firmy odzieżowej, zajęła się też promocją kosmetyków, które reklamowała, ekspertką w studiach, gdzie ją zapraszano. Została kimś kto całkiem nieźle reprezentował Kanadę na arenie tenisowego świadka.
Aktualnie dalej więcej jej nie ma w domu niż jest ale to przez pryzmat związku, któremu do sprawy rozwodowej bliżej niż kiedykolwiek. Jej mąż i jego reputacja upadła, nie tylko ze względu na chaos wokół jego osoby oraz mocne oskarżenia, jakie skierowano w stronę Quinna. Dodatkowo każde z nich już raczej nie udaje, że żyją bardziej osobno niż razem, zajmując się już swoimi nowymi obiektami westchnień. Florence czuje się jak nowo narodzona, jakby zrzuciła z siebie stary zakurzony koc. Odkrywa na nowo siebie, to że podoba się facetom, że może to wykorzystać. Żyjąc u boku tego jednego i jedynego, nie miała okazji poczuć jak to jest być z innym, jak to jest flirtować i nie mieć z tego tytułu żadnych wyrzutów. Rozwija się jako ekspertka od tenisa w studiu telewizji oraz czasami pozuje jako modelka gdy dostanie propozycje reklamy.
