-
Rockin' around the Christmas tree at the Christmas party hop. Mistletoe hung where you can see, every couple tries to stop.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale wyjątkowo lubiła ten okres w roku, który dodatkowo zyskiwał na uroku, kiedy padał śnieg. I dziś jak na życzenie rzeczywiście zaczęło prószyć, co sprawiło, że Broussard wyciągnęła z szafy wielkie pudło, w którym znajdowały się wszelkiej maści świąteczne ozdoby.
Zamierzała zamienić swój dom w chatkę świętego mikołaja.
Zanim jednak skończyła, lokalna telewizja mówić zaczęła o jarmarku, na który przecież m u s i a ł a się wybrać. Wahała się tylko przez chwilę, nim sięgnęła po numer telefonu Lance’a, który wyjątkowo nieprofesjonalnie wygrzebała z papierów, które musiał wypełnić, aby pewien czas temu dostać się na jej zajęcia. Istniało ryzyko, że nie był on prawdziwy, ale wystarczyła jedna wiadomość zwrotna, aby Broussard utwierdziła się w przekonaniu, że trafiła do odpowiedniej osoby. I nawet nie musiała szczególnie przekonywać go, aby wybrał się na jarmark w jej towarzystwie.
Porzuciła więc dekorowanie w połowie. Musiała przecież odpowiednio się przygotować, a to oznaczało poprawienie makijażu i znalezienie stroju, w którym nie tylko prezentowałaby się d o b r z e, ale też zwyczajnie by nie zmarzła, co o tej porze roku nie było wcale takie proste. Na szczęście mieszkając w Kanadzie musiała być do tego przygotowana, więc nie zajęło jej to nawet aż tak dużo czasu.
Niespełna godzinę później siedziała już w taksówce, która miała zawieźć ją pod odpowiedni adres. Tak jak przypuszczała, na miejscu kręciło się wyjątkowo dużo ludzi, ale znalezienie Cortlandta, z którym umówiła się w okolicy rozświetlonej na środku placu choinki, nie było wcale takie trudne.
Na jego widok uśmiechnęła się łagodnie, a chociaż podeszła bliżej, zatrzymała się w odległości mniej więcej dwóch, trzech kroków od niego. — Będziesz musiał wynagrodzić mi to blokowanie — oznajmiła już na starcie, a wyraz jej twarzy sugerował, że trochę jej tym podpadł. T r o c h ę, bo przecież przez ten grymas mimo wszystko przebijał uśmiech, a ona nie miała realnych powodów, aby się na niego gniewać.
Żeby coś ugrać, mogła poudawać, że było inaczej.
Lance Cortlandt
-
I must find some way to keep Christmas from coming!
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Bo to też nie tak, że był wrogiem świąt. Przecież obchodził je z rodziną jak każdy inny. Po prostu nie widział powodu, aby miały jakąś znacząco zmieniać jego codzienność dyktować mu, co powinien robić.
Dlatego też sam z siebie na pewno nie wybrałby się na jarmark. To w ogóle nie znalazło się w jego planach, ale kiedy propozycja padła ze strony Eliany, zgodził się bez zastanowienia. Dokładnie, jeszcze zanim pomyślał, że to był dobry sygnał w kwestii zakładu, który dotyczył Broussard, Cortlandt po prostu zechciał gdzieś wyjść z szatynką, do czego teraz się szykował.
I całkiem szybko był gotowy do wyjścia, a na miejsce dotarł jako pierwszy. Eliana zaś na szczęście nie kazała długo na siebie czekać, a kiedy znalazła się w zasięgu wzroku Lance’a, ten posłał jej łagodny uśmiech. – Przecież cię nie zablokowałem – zauważył z lekkim śmiechem. Zagroził tym, ale ciekawość wygrała – chciał dowiedzieć się, kto do niego pisał. A poza tym, ludzie często piszą interesujące rzeczy po tym, jak zostaną zablokowani… Tzn. denerwują się i próbują kogoś obrazić, jakby ten miał zobaczyć ich wiadomości. I Cotlandt chciał sprawdzić, czy w tym przypadku również tak będzie.
Dlatego Eliana miała szczęście, bo Lance wcale jej nie zablokował, choć jako rasowy Grinch po pierwszej wiadomości zastanowił się nad tym, a poza tym szybko połapał się z kim miał do czynienia. A kiedy już uświadomił sobie, że to z nią pisał, nawet udało jej się wywołać uśmiech na jego twarzy i co ważniejsze, wyciągnąć go na jarmark świąteczny – do miejsca, gdzie szatyn już zupełnie nie pasował.
Eliana Broussard
-
Rockin' around the Christmas tree at the Christmas party hop. Mistletoe hung where you can see, every couple tries to stop.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
No bo właśnie, to przecież zupełnie nie tak, że Eliana widziała w nim wyłącznie przystojnego gbura. Było tak na początku, jednak swoim postępowaniem Lance sprawił, że to wrażenie zaczęło się zacierać. Przy nim też potrafiła tak po prostu dobrze się bawić i najwyraźniej nie bała się sięgać po więcej, skoro tym razem to ona wyszła z propozycją ponownego spotkania.
W ten sposób łamała słowo, które sama sobie dała. Nie stosowała się do własnego postanowienia, być może ryzykując w ten sposób, że da mu się oczarować za bardzo, a później skończy ze złamanym sercem, ale przecież obiecywała sobie, że to nie tak. Wmawiała sobie, że traktowała to wszystko l u ź n o, tego akurat zamierzając się trzymać.
Zmrużyła lekko oczy, jak gdyby w ten sposób chciała dać mu do zrozumienia, że tego nie kupowała. Prawdę mówiąc nie wiedziała, czy powinna wówczas wziąć go na poważnie. Lance sprawiał wrażenie osoby, która nie lubiła tego rodzaju żartów, zatem wysłanie mu wiadomości bez pozostawienia pod nią choćby podpisu wydawało się ryzykowne. I najwyraźniej rzeczywiście takie było, choć ostatecznie udało jej się uniknąć pozostania zablokowaną. I dobrze, bo wówczas musiałaby znaleźć się tutaj w zgoła innym towarzystwie. — Ale maaaaało brakowało — zbliżonymi do siebie palcem wskazującym i kciukiem pokazała mu nawet, jak niewiele jej zdaniem uchroniło ją przed tym, aby rzeczywiście spisał ją na straty.
Rozejrzała się dookoła, starając się ustalić, gdzie znajdowały się te stoiska, które mogły interesować ją najbardziej. Gdy udało jej się namierzyć jedno z nich, wyciągnęła w stronę Cotrlandta dłoń, aby mógł podać jej własną. — Chodź, upijesz mnie dzisiaj grzanym winem — choć to nie do końca tak, że rzeczywiście zamierzała dać mu się dzisiaj u p i ć. Chciała przede wszystkim miło spędzić tutaj czas, a grzaniec na początek mógł okazać się pomocny. Nie tyle dla niej, co dla niego. Czymś należało przecież zdusić w nim naturę Grincha.
Lance Cortlandt
-
I must find some way to keep Christmas from coming!
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Trudno, najważniejsze, żeby to j e m u żyło się dobrze z nim samym.
Inni mogli go zaakceptować, jeśli chcieli się z nim zadawać, lub po prostu zerwać kontakt. I wygląda na to, że Eliana w końcu stała się skłonna zaakceptować Lance’a takim, jaki był, bo przecież dobrze rozgryzła go przy okazji pierwszego spotkania, a jednak teraz sama szukała z nim kontaktu i wyciągnęła go na wspólne wyjście. To już nie tylko Cortlandt zabiegał o jej uwagę. Można powiedzieć, że dała się złapać na przynętę, co nie tylko ucieszyło szatyna, ale też miło połechtało jego ego.
Ale już wcześniej miał dobry humor. Musiał mieć, bo gdyby Broussard trafiła na gorszy, Cortlandt na pewno by zablokował jej numer telefonu po tamtej pierwszej wiadomości, czego na szczęście nie zrobił. Sam w duchu podziękował sobie za to, bo przez przypadek spławiłby Elianę, czym mógłby pogrzebać swoje szanse. To dopiero byłaby wpadka, po której na pewno plułby sobie w brodę. – Tak to wygląda, jak robisz sekret ze swojego numeru – rozłożył ręce w geście bezradności i uśmiechnął się łobuzersko, ją obarczając winą za całe zamieszanie. Ton jego głosu był na tyle żartobliwy, że nie powinien pozostawiać żadnych wątpliwości, jakie były jego intencje podczas wysuwania tych zarzutów.
Zawahał się, zanim podał jej rękę. Zerknął na jej wyciągniętą dłoń i potrzebował chwili na to, by zastanowić się, bo czy naprawdę był facetem, któr chodzi za rękę z kobietą po świątecznym jarmarku? Ostatecznie postanowił dać temu szansę i pozwolił Elianie na to, żeby go poprowadziła. – Jedyna słuszna rzecz, jaką można tu zrobić – podsumował, a kącik jego ust uniósł się do zadziornego uśmiechu. Skoro już został Grinchem, mógł to podtrzymać, dodając uwagi, których Broussard mogła się po nim spodziewać. W takim miejscu najbardziej mogły interesować go atrakcje “dla dorosłych”... A może nawet jako jedyne?
Eliana Broussard
-
Rockin' around the Christmas tree at the Christmas party hop. Mistletoe hung where you can see, every couple tries to stop.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Bo nie, Eliana wcale nie zmieniła zdania i nie chciała naprędce się z nim zabawić, a Cortlandt m u s i a ł o tym wiedzieć. Nie był przecież na tyle głupi, aby uwierzyć, że pozwalała sobie na te podchody tylko dlatego, że chciała go zaliczyć. Być może oczekiwała od niego czegoś więcej, choć tego za nic w świecie nie przyznałaby na głos.
Jeszcze nie teraz.
A jednak była tutaj, spędzała z nim czas i w końcu też zaczęła sama o to zabiegać. Robiła to dlatego, że jakaś jej część żywiła tę głupią nadzieję, że jednak się co do niego pomyliła. Chciała tego, bo… polubiła go. Mimo tego, że obiecywała sobie co innego, musiała zrodzić się w niej jakaś dziwna słabość właśnie do Cortlandta.
Miała dobre przeczucie co do tego, żeby trzymać się od niego z dala.
— Po prostu nie daję go byle komu — co mogło oznaczać, że albo początkowo tak właśnie go odbierała, albo teraz rzeczywiście zmieniła zdanie. Jeśli tak, mogła być to dla niego kolejna niespodzianka tego wieczora. Eliana najwyraźniej coraz bardziej się na niego otwierała.
Miała też nadzieję, że i Lance otworzy się bardziej, choć tym niekoniecznie były te drobne, pozornie romantyczne gesty. Prawdę powiedziawszy, kiedy wyciągnęła do niego dłoń, nie chodziło jej o t o. Chciała wyłącznie nie zgubić go w tłumie.
Ale chwilę później zatrzymała się gwałtownie. Omiotła go spojrzeniem i wolną dłonią odchyliła fragment jego płaszcza, po czym wyraźnie zmarszczyła brwi. — Powinieneś już zacząć robić się zielony — stwierdziła w pełni poważnie, ale chwilę później na jej ustach wymalował się zaczepny uśmiech. Znów też ruszyła przed siebie, zatrzymując się dopiero, kiedy dotarli do odpowiedniej budki. Zanim jednak złożyli zamówienie, Eliana wymownie skinęła głową w stronę znajdującego się niedaleko lodowiska. — Jeździsz? — zapytała, przy czym poruszyła wymownie brwiami.
Najwyraźniej wcale nie miała zamiaru tylko się dzisiaj upić.
Lance Cortlandt
-
I must find some way to keep Christmas from coming!
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Problem Cortlandta polegał na tym, że nie widział nic poza czubkiem własnego nosa. Liczył się on, nie inni. A przynajmniej nie ludzie z jego najbliższego grona, do których Broussard nie należała… Szatyn jednak nie przewidział jednego – próbując wygrać zakład, zaczynał darzyć Elianę sympatią, a to mogło być pułapką dla niego samego.
Na razie jednak w ogóle tak na to nie spoglądał. Był przekonany o tym, że miał sytuację pod kontrolą, ale czy miał rację?
– Auć – skomentował krótko, uśmiechając się przy tym. Trochę zabolało, ale doceniał, że w końcu przestał być byle kim i wreszcie zasługiwał na ten numer, który miał się okazać przydatny – w końcu będzie mógł ją złapać normalnie, zamiast ścigać ją po mieście, polując na nią w pracy lub parku, gdzie zabierała swojego kota.
Nie spodziewał się tego, że się zatrzyma, przez co prawie się z nią zderzył, gdyż przez otaczający ich tłum szedł kawałek za nią. Na szczęście zatrzymał się w porę, tuż przy niej, dzięki czemu nie doszło do wypadku. I kiedy dobrała się do jego płaszcza, przyglądał się jej z uniesioną brwią. – Dopiero o północy – niczym Kopciuszek, tylko zamiast zamienić się, no właśnie… W Kopciuszka, on miał powrócić do formy Grincha. A na razie, na ten wieczór, był księciem, choć nieco m a r u d n y m.
Ale za to całkiem posłusznym, bo poszedł dalej za nią, wciąż pozwalając na to, żeby prowadziła go za rękę. A gdy naprowadziła jego spojrzenie na lodowisko, od razu domyślił się, co się kroiło i popatrzył na Broussard, jakby mówił “naprawdę…?” – W życiu tego nie robiłem – przyznał się bez bicia. Wolał od razu postawić sprawę jasno – nigdy nie postawił nogi na lodzie, nie w łyżwach, być może licząc, że w ten sposób odwiedzie Elianę od planu, który zrodził się w jej umyśle.
Eliana Broussard
-
Rockin' around the Christmas tree at the Christmas party hop. Mistletoe hung where you can see, every couple tries to stop.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Sama więc dziś pozwoliła sobie na coś w i ę c e j. Postanowiła wyciągnąć go na świąteczny jarmark, mając zamiar bawić się dobrze w jego towarzystwie. Żałowała wyłącznie, że klimatu dodatkowo nie dodały opady śniegu, ale mimo to było tu całkiem u r o c z o. Szczególnie w obecności rozświetlonej choinki, wokół której znajdowały się gigantyczne prezenty.
Omiotła Cortlandta spojrzeniem, a jej twarz przyozdobił zaczepny uśmiech. Pokręciła nieznacznie głową, jak gdyby w ten sposób chciała dać mu do zrozumienia, że był niemożliwy. I trochę rzeczywiście był, ponieważ z jakiegoś powodu z łatwością potrafił sprawić, że Broussard nie przestawała się uśmiechać. Właśnie dlatego sama raz po raz zabiegała o jego uwagę.
Nie spodziewała się jednak, że zachęcenie go do nieco mniej typowej rozrywki okaże się trudniejsze.
Uniosła jedną brew ku górze, nieco zaskoczona tym, że Lance rzeczywiście do tej pory nie wybrał się nigdy na lód. Z drugiej jednak strony musiała przyznać, że całkiem jej to do niego pasowało. — Poważnie? — zapytała, uważnie omiatając jego twarz spojrzeniem. — W takim razie dzisiaj to nadrobisz — dodała po chwili, przy czym warto zaznaczyć, że nie zamierzała przyjmować odmowy do wiadomości. M u s i a ł to dla niej zrobić. — A jeśli tchórzysz, idealnie się składa. Możemy napić się wina i na pewno zyskasz na odwadze — poruszyła wymownie brwiami.
Tak, próbowała w tym momencie wjechać mu na ambicję, ponieważ coś podpowiadało jej, że Lance mógł się okazać pod tym względem całkiem trudnym przeciwnikiem, a przecież zależało jej na tym, by dzisiaj mieli okazję dobrze się ze sobą bawić.
Lance Cortlandt
-
I must find some way to keep Christmas from coming!
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Starał się jednak nie skupiać na tym. Traktować to jako chwilową odmianę, która na dłuższą metę nie ma na nic wpływu, bo nie mogła mieć, prawda? Nie mógł pozwolić, żeby coś takiego namieszało mu w głowie, tym bardziej, że przez tyle lat do tego nie doszło.
I Eliana nie mogła być pierwszą kobietą, która to zmieni, dlatego starał się nabrać dystansu, co było proste, gdy zostawał ze swoimi myślami sam, ale kiedy spędzali ze sobą czas, sprawy zaczynały się komplikować. Jakimś cudem potrafiła ogłupić go i sprawić, że przy niej się zapominał, aż tak bardzo nie pilnując się z tym, że być może nie powinien się przesadnie angażować. Być może przez to tak trudno było mu czasami powiedzieć jej n i e.
Dziś jednak miał ochotę to zrobić, bo wejście na lód budziło u niego lęk. Przez to, że za młodu nigdy tego nie spróbował, teraz budziło to u niego spore obawy, jak to zwykle bywa – im człowiek starszy, tym bardziej obawia się upadku. Może więc Lance faktycznie potrzebował alkoholu… Albo się nim znieczuli, albo w trakcie picia Eliana zapomni o tym, że w ogóle mieli pójść pojeździć, co szatynowi ani trochę by nie przeszkadzało. Wtedy nie musiałby niczego udowadniać, a i tak wyszedłby z twarzą…
– Wina na pewno powinniśmy się napić – stwierdził, unikając tematu łyżew. Jak widać, Broussard będzie musiała się postarać, żeby go do tego przekonać, ale może właśnie ona będzie w stanie to zrobić?
A skoro ta część planu była jasna, Lance, korzystając z tego, że kolejka do budki się zwolniła, zamówił dla nich po grzańcu i przekazał jeden kubeczek Elianie. – Co roku tu przychodzisz? – zapytał, ciekawy czy po prostu dziś ją tknęło, żeby gdzieś go wyciągnąć i wykorzystała to, że był jarmark, czy może postanowiła wciągnąć go w swoją coroczną tradycje.
Sam stawiał raczej na to drugie.
Eliana Broussard
-
Rockin' around the Christmas tree at the Christmas party hop. Mistletoe hung where you can see, every couple tries to stop.
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Obecnie za jego sprawą Eliana miała w głowie prawdziwy mętlik. Nie miała pojęcia, czy zabiegał o jej towarzystwo dlatego, że choć w minimalnym stopniu mu na tym zależało, czy może jednak była to dla niego wyłącznie zabawa. Z tego względu sama próbowała podchodzić do niego z pewną dozą ostrożności, tak aby nie rozczarować się za bardzo, kiedy jednak Lance się wycofa.
Bo owszem, tego nadal się po nim spodziewała, choć z każdym kolejnym spotkaniem wierzyła w to coraz mniej. Miała natomiast nadzieję, że to zwyczajnie ona pomyliła się co do niego w przeszłości.
I to chyba właśnie myśl o tym przesądziła o jej dzisiejszej decyzji, aby wyciągnąć go ze sobą na ten jarmark. Było to miejsce, w którym Broussard odnajdywała się świetnie, ponieważ zwyczajnie u w i e l b i a ł a takie miejsca. Kochała zresztą wszystko, co związane ze świętami, a skoro nie miała pojęcia, jak było z nim, dziś zdecydowała się tę kwestię sprawdzić.
I niemal od razu utwierdziła się w przekonaniu, że miała do czynienia z wyjątkowo urodziwym wcieleniem Grincha.
Zwróciła jednak uwagę na to, co zrobił. Kiedy zaczął tak desperacko wręcz unikać tematu, usta Eliany wykrzywiły się w rozbawieniu. — Tak, właściwie to tak. Raczej nie da się ukryć, że lubię takie rzeczy — przyznała. Nie znali się dobrze, ale to prawdopodobnie powinien być w stanie ocenić już na pierwszy rzut okiem. Przecież ona w ogóle się z tym nie kryła.
Koniuszkiem języka zwilżyła dolną wargę na krótko po tym, jak dmuchnęła nieco we własny kubek, jakby to miało pomóc jej w przestudzeniu grzańca. — Poza tym, nie myśl sobie, że nie wiem, co robisz — wytknęła mu chwilę po tym, jak podniosła na niego spojrzenie znad kubka. — Tchórzysz, Cortlandt — dodała po chwili.
Tak, próbowała wjechać mu teraz na ambicję i sądziła, że urażenie jego dumy będzie w tej kwestii najskuteczniejsze. To może nie tak, że siłą zmusiłaby go, gdyby uparł się, że nie miał ochoty wejść na lodowisko, ale przecież chodziło jej tylko o dobrą zabawę. A wierzyła, że w swoim towarzystwie będą w stanie bawić się dobrze niezależnie od okoliczności. I nie, nie musiał ś w i e t n i e jeździć, aby ona bawiła się z nim dobrze. Wystarczyłoby jej to, że skłonny byłby spróbować.
Lance Cortlandt
-
I must find some way to keep Christmas from coming!
nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowaczas narracjiprzeszłypostaćautor
Poza tym, choć się tego nie spodziewał, bawił się przy tym naprawdę dobrze. Czasu spędzonego z Elianą nie uważał za stracony, ponieważ nie czuł się tak, jakby zmuszał się do spędzania z nią czasu. Nie musiał, bo była świetnym towarzystwem.
Nic dziwnego, że zgodził się z nią pójść na jarmark. Normalnie omijał go, ponieważ to zupełnie nie były jego klimaty, ale dziś bez zastanowienia zdecydował się przyjść tu razem z nią. Początkowo nawet nie pomyślał o tym, że to przybliży go do wygrania zakładu, dopiero po tym, jak już się zgodził, zaczął o tym myśleć. To oznacza, że zgodził się dla samej Broussard, ale do tego w życiu by się nie przyznał, bo kiedy uświadomił to sobie, poczuł się nieswojo.
Ale odkąd tu przyszedł, to uczucie nie wróciło. Może dlatego, że Eliana była idealnym r o z p r o s z e n i e m. – Racja… Wyglądasz, jakbyś była w swoim żywiole – zauważył z uśmiechem. Sam był tu totalnie nie na miejscu, ale ona wręcz przeciwnie, pasowała tu idealnie. Będąc tu z nią, Lance nie wyróżniał się tu aż tak bardzo, dzięki czemu być może będzie mógł poczuć się choć trochę komfortowo…
Na pewno będzie tego potrzebował, jeśli miał zdecydować się na jej propozycję, jak powinni spędzić resztę wieczoru. A przynajmniej jego część.
– Za kogo ty mnie masz? – oburzył się, bo chociaż nie chciał pakować się na lód, bał się tego, to przecież nie mógł wyjść na tchórza, prawda? To oznaczało, że będzie musiał pójść z nią na te łyżwy. – Przecież pójdziemy na łyżwy, nie możemy namieszać w twoich jarmarkowych tradycjach – grał teraz pewnego siebie, ale nie był przekonany do swoich słów, bo nadal nie był do tej wizji przekonany. Ale przecież nie mógł stracić twarzy.
Na razie jednak nigdzie się nie spieszył i upił dopiero pierwszy łyk wina. Postanowił odwlekać w czasie moment, w którym przegra starcie z lodem.
Eliana Broussard