***
Bella! Where the hell have you been, loca?
ken & barbie
― Panie, Pan śmierdzisz, jakbyś się w kadzi fermentacyjnej wykąpał ― stwierdził z wyraźnym obrzydzeniem taksówkarz, kiedy Kenneth Fleetwood praktycznie wtoczył się na tylne siedzenie samochodu i wyłożył się na nim jak długi, ze stopami smętnie wiszącymi w powietrzu, bo jego niemała postura nie pozwalała na przyjęcie wygodnej pozycji - nie żeby mu to aktualnie specjalnie przeszkadzało. ― Chryste. Dokąd? ― kontynuował mężczyzna za kierownicą, zerkając we wsteczne lusterko, jakby chciał mieć pewność, że ten pożal się Boże pasażer nie wyzionie mu tu zaraz ducha, bo to z całą pewnością popsułoby mu opinię i musiałby się pożegnać z pięknymi pięcioma gwiazdkami.
Wspomniany
― Niech Cię dobry Allah ma w opiece, synu ― rzucił na pożegnanie taksówkarz i odjechał z piskiem opon, bo najwyraźniej śpieszyło mu się na jakieś nielegalne wyścigi, a przynajmniej tak założył Ken, który wreszcie dźwignął się z ziemi - najpierw do pozycji siedzącej, a wreszcie i do stojącej. Następnie - niczym nowonarodzone źrebię - wciąż z tą głupią kolorową czapeczką na głowie, ruszył krokiem, który śmiało można by nazwać koślawym, prosto do drzwi. Przystanąwszy tuż przed nimi, przybrał zadumaną minę, jedną z tych, co w historii świata zapisała się pod hasłem: gdzie, do chuja pana, mam klucze? Jako że bladego pojęcia nie miał, zaczął klepać się po kieszeniach, aż w końcu usłyszał znajomy brzęk. Cóż, równie dobrze mogły być to jakieś pieniądze, ale nie tej nocy - tej nocy przewalił wszystko na głupoty. ― Zwycięstwo ― wymamrotał na wpół zrozumiale i z namaszczeniem wpakował klucz do zamka. A raczej - podjął taką próbę. ― Kurwa, o co Ci chodzi, otwórz się ― bełkotał do siebie i wpychał, i wpychał, i wpychał... A tu nic. Zamek ani drgnął. Każdy myślący zdroworozsądkowo człowiek zatrzymałby się i zastanowiłby się, co było tego przyczyną. Ken natomiast dalej próbował otworzyć drzwi, a przez tę jego jakże lotną głowę ani przez moment nie przefrunęła myśl, że być może właśnie włamywał się do cudzego domu.
barbie howard