004. You are the apple of my eye
Nie spałam dobrze tej nocy. Nie żeby było to coś nowego. Sen coraz częściej odwiedzał mnie niechętnie, a gdy już się zjawiał, to przynosił więcej znużenia niż ukojenia. Przebudziłam się jeszcze przed świtem z twarzą wtuloną w jedwabną poduszkę, której chłód był jedyną ulgą dla mojego rozpalonego od napięcia karku. Leżałam tak przez chwilę, wpatrzona w sufit, zanim zdecydowałam się wstać.
Z kuchni dobiegało mnie ciche buczenie lodówki i tykanie zegara, które znałam na pamięć. Nawet dźwięki tego domu zdążyły się wpisać w mój poranny harmonogram. Wciągnęłam na siebie jedwabny szlafrok i boso zeszłam na dół. Podłoga była dość chłodna, a ja lubiłam ten dyskomfort.
W kuchni zaparzyłam sobie mocną kawę w starym ekspresie, który przemyciłam tutaj z poprzedniego mieszkania. Lennoxowie woleli bardziej nowoczesne rozwiązania, które były bezdźwięczne i automatyczne. Ja potrzebowałam zaś szumu mielonych ziaren kawy, syku pary i ciepła kubka, który oplatałam dłońmi tak, jak kiedyś tuliłam moje dzieci, gdy wracały do domu.
Dziś miał przyjechać Konrad. Przeszłam przez salon i rozsunęłam ciężkie zasłony. Promienie słońca wdarły się do wnętrza, rozjaśniając wszystkie meble. Nałożyłam nową warstwę mojego ulubionego złotego lakieru do paznokci. Zanim zaczęłam szykować się już na dobre, to usiadłam jeszcze przy biurku i otworzyłam notatnik, by przejrzeć ostatnie wpisy. Potem udałam się na kąpiel.
Po kąpieli ubrałam swoją ulubioną kremową sukienkę z czarnymi detalami. Z biżuterii wybrałam tylko złotą bransoletkę, którą dostałam jako prezent od matki i cienki łańcuszek ze złotą muszelką. Włosy spięłam dość wysoko, choć kilka kosmyków i tak wymknęło się spod kontroli. No trudno, zostawiłam je tak.
Następnie przyszła pora by przygotować coś słodkiego. Nie mogłam sobie pozwolić, by odwiedziny syna przeszły bez mojego popisowego deseru. Postawiłam więc na tartę Tatin. Znał ten smak od dziecka. Sama też uwielbiałam te jabłka w karmelu, ciasto francuskie i cynamon.
Jabłka obierałam dość wolno, ale za to starannie. Gotowe ciasto wstawiłam do piekarnika, a potem, nie mogąc usiedzieć w miejscu, zaczęłam przestawiać dekoracje na stole. Spojrzałam chwilę na zegarek, który wskazywał już południe. Zrobiłam jeszcze kilka kroków po salonie, wróciłam do kuchni i zajrzałam do piekarnika. Deser był już gotowy, więc starannie wyjęłam go na blat. Potem wróciłam na górę i poprawiłam makijaż. Następnie zeszłam na dół, usiadłam się wygodnie w fotelu i oczekiwałam nadejścia syna.
Koda Lennox