Aurora Lennox


data i miejsce urodzenia
08.06.1973 r. I Toronto, Kanada zaimki
Ona, jejzawód
Prezeska fundacjimiejsce pracy
Novaorientacja
Heteroseksualnadzielnica mieszkalna
York Millspobyt w toronto
Od urodzeniaumiejętności
słabości
Fragment pamiętnika - Aurora Lennox
Toronto, Data nieznana, późna noc. Może wreszcie usnę, jeśli to z siebie wyrzucę.
Toronto zawsze było moim domem. Lecz czy domem można nazwać miejsce, które się kocha i jednocześnie z całych sił pragnie się z niego uciec? Moje życie przez jakiś czas było... zwyczajne. Miałam 17 lat, kiedy poznałam jego - syna senatora, młodego, ambitnego i czarującego w ten cholernie polityczny sposób. Wciągnął mnie w swój świat jak wir, a ja pozwoliłam się mu porwać. Ślub odbył się szybko i z rozmachem. Nie miałam jeszcze wtedy pojęcia, że to nie był początek baśni, tylko rola, do której zostałam obsadzona. Zostałam żoną Lennoxa, kobietą z zaplecza, stanowiącą tło do męskiego sukcesu.
Rodzina Lennoxów… Cóż, nazywają nas filarem Toronto i kręgosłupem Kanady. Każdy zna to nazwisko. Jedni je wypowiadają z uwielbieniem, inni z jawną pogardą. Jedno jest pewne. Wszyscy patrzą i oceniają. To rodzina, która nigdy nie była idealna, choć udaje to perfekcyjnie. Wchodząc między nich, poczułam się jak rekwizyt w spektaklu, który trwa od pokoleń.
Na początku mnie tolerowali. Uśmiechali się do zdjęć, wypowiadali moje imię na przyjęciach. Z czasem przestałam być ciekawostką, a zaczęłam być zagrożeniem, bo nie potrafiłam milczeć i nie zawsze grałam zgodnie z ich zasadami. Bo zapytałam "dlaczego?" kiedy wszyscy byli nauczeni mówić tylko "tak" i "proszę".
Z czasem zrozumiałam, że tu nikt nie rozmawia naprawdę. Spotkania rodzinne to teatr, a my stanowimy ruchome dekoracje. Najpierw robimy zdjęcia przy kominku, a potem posyłamy zimne spojrzenia w kuchni. Wspólne posiłki? Już dawno zastąpiło je wzajemne mijanie się na korytarzu. W tej rodzinie nie rozwiązuje się problemów, tylko się je tuszuje. Zamiatamy je pod dywan i udajemy, że nigdy się nie wydarzyły. Ale ja pamiętam.
Był jeden moment, który mnie złamał. Był to wieczór, gdy jedna z kobiet z naszej fundacji - samotna matka, imigrantka - oskarżyła wpływowego biznesmena o napaść. Przyszła do mnie z płaczem, ze strachem i z nadzieją, że ktoś ją usłyszy. Miałam do wyboru: nagłośnić sprawę, albo... zostać uciszona, bo ten człowiek był sojusznikiem politycznym mojego teścia. I wtedy po raz pierwszy usłyszałam od męża, że "rodzina jest ważniejsza niż cudze dramaty". Zrobiłam to, czego nikt się nie spodziewał. Poszłam z tym do mediów. Pamiętam, jak moi teściowie spojrzeli na mnie, jakby widzieli wroga, a ja po raz pierwszy od lat poczułam, że znowu jestem sobą.
Założyłam później własną fundację. "Nova" – nowy początek. Dla kobiet, które tak jak ja przez lata milczały, udawały, że wszystko gra, bo bały się, że prawda ich zniszczy. Bo nie wypadało krzyczeć, kiedy całe społeczeństwo patrzy. Bo były tylko żonami, córkami i cieniami wpływowych ludzi. To jest moja odpowiedź na ich grę. Nazywam się Aurora Lennox. Tak, noszę to nazwisko. Ale nie po to, by być częścią tej maskarady. Noszę je, by je rozbroić od środka. Może dziś jestem tylko pionkiem. Może jestem problemem, który wciąż próbują schować za drogimi sukienkami i uśmiechami na galach, ale ja wiem jedno: nie dam się złamać drugi raz.
Jest jeszcze macierzyństwo... cóż, nikt nie uprzedza, że czasem będzie bolało w miejscach, o których nie miałaś pojęcia. Nie chodzi nawet o ból fizyczny, bo ten szybko znika. Zanika w cieniu tego drugiego, który zaczyna się od pierwszego krzyku, a kończy... właściwie nigdy, bo nie przestajesz się bać. Nigdy nie chciałam być 'miękka'. Chciałam wychować ludzi silnych, mądrych i odpornych na to, co świat robi z wrażliwymi. Więc byłam wymagająca. Może nieraz aż za bardzo. Zamiast pocieszać uczyłam, jak wstawać. Zamiast mówić "będzie dobrze", mówiłam, co trzeba zrobić, żeby było dobrze. Nie chcę, by byli idealni. Chcę, żeby przetrwali.
Zawsze nosi złoty lakier do paznokci – jest to delikatny akt buntu i kobiecości w świecie pełnym męskich reguł. Złoto dodaje jej odwagi.
Nigdy nie płacze publicznie – nawet na pogrzebie bliskiej osoby. Łzy są dla niej czymś zarezerwowanym na noc, w zamkniętej łazience.
Ma tatuaż, o którym nikt nie wie – jest to drobna gałązka z liściem paproci za uchem, zrobiona tuż po ukończeniu 18 lat.
Ma arachnofobię – nie radzi sobie z pająkami. Jeśli jednego zobaczy, staje się bezbronna jak dziecko.
Śpi tylko z jedwabną poduszką
Wierzy w przesądy – nie przechodzi pod drabiną, nosi w torebce monetę na szczęście i zawsze pali jedną świecę więcej niż potrzeba przy ważnych decyzjach.
Ma notatnik z zapisanymi cytatami z kobiet, które wspierała – by pamiętać, dlaczego to robi.
Toronto, Data nieznana, późna noc. Może wreszcie usnę, jeśli to z siebie wyrzucę.
Toronto zawsze było moim domem. Lecz czy domem można nazwać miejsce, które się kocha i jednocześnie z całych sił pragnie się z niego uciec? Moje życie przez jakiś czas było... zwyczajne. Miałam 17 lat, kiedy poznałam jego - syna senatora, młodego, ambitnego i czarującego w ten cholernie polityczny sposób. Wciągnął mnie w swój świat jak wir, a ja pozwoliłam się mu porwać. Ślub odbył się szybko i z rozmachem. Nie miałam jeszcze wtedy pojęcia, że to nie był początek baśni, tylko rola, do której zostałam obsadzona. Zostałam żoną Lennoxa, kobietą z zaplecza, stanowiącą tło do męskiego sukcesu.
Rodzina Lennoxów… Cóż, nazywają nas filarem Toronto i kręgosłupem Kanady. Każdy zna to nazwisko. Jedni je wypowiadają z uwielbieniem, inni z jawną pogardą. Jedno jest pewne. Wszyscy patrzą i oceniają. To rodzina, która nigdy nie była idealna, choć udaje to perfekcyjnie. Wchodząc między nich, poczułam się jak rekwizyt w spektaklu, który trwa od pokoleń.
Na początku mnie tolerowali. Uśmiechali się do zdjęć, wypowiadali moje imię na przyjęciach. Z czasem przestałam być ciekawostką, a zaczęłam być zagrożeniem, bo nie potrafiłam milczeć i nie zawsze grałam zgodnie z ich zasadami. Bo zapytałam "dlaczego?" kiedy wszyscy byli nauczeni mówić tylko "tak" i "proszę".
Z czasem zrozumiałam, że tu nikt nie rozmawia naprawdę. Spotkania rodzinne to teatr, a my stanowimy ruchome dekoracje. Najpierw robimy zdjęcia przy kominku, a potem posyłamy zimne spojrzenia w kuchni. Wspólne posiłki? Już dawno zastąpiło je wzajemne mijanie się na korytarzu. W tej rodzinie nie rozwiązuje się problemów, tylko się je tuszuje. Zamiatamy je pod dywan i udajemy, że nigdy się nie wydarzyły. Ale ja pamiętam.
Był jeden moment, który mnie złamał. Był to wieczór, gdy jedna z kobiet z naszej fundacji - samotna matka, imigrantka - oskarżyła wpływowego biznesmena o napaść. Przyszła do mnie z płaczem, ze strachem i z nadzieją, że ktoś ją usłyszy. Miałam do wyboru: nagłośnić sprawę, albo... zostać uciszona, bo ten człowiek był sojusznikiem politycznym mojego teścia. I wtedy po raz pierwszy usłyszałam od męża, że "rodzina jest ważniejsza niż cudze dramaty". Zrobiłam to, czego nikt się nie spodziewał. Poszłam z tym do mediów. Pamiętam, jak moi teściowie spojrzeli na mnie, jakby widzieli wroga, a ja po raz pierwszy od lat poczułam, że znowu jestem sobą.
Założyłam później własną fundację. "Nova" – nowy początek. Dla kobiet, które tak jak ja przez lata milczały, udawały, że wszystko gra, bo bały się, że prawda ich zniszczy. Bo nie wypadało krzyczeć, kiedy całe społeczeństwo patrzy. Bo były tylko żonami, córkami i cieniami wpływowych ludzi. To jest moja odpowiedź na ich grę. Nazywam się Aurora Lennox. Tak, noszę to nazwisko. Ale nie po to, by być częścią tej maskarady. Noszę je, by je rozbroić od środka. Może dziś jestem tylko pionkiem. Może jestem problemem, który wciąż próbują schować za drogimi sukienkami i uśmiechami na galach, ale ja wiem jedno: nie dam się złamać drugi raz.
Jest jeszcze macierzyństwo... cóż, nikt nie uprzedza, że czasem będzie bolało w miejscach, o których nie miałaś pojęcia. Nie chodzi nawet o ból fizyczny, bo ten szybko znika. Zanika w cieniu tego drugiego, który zaczyna się od pierwszego krzyku, a kończy... właściwie nigdy, bo nie przestajesz się bać. Nigdy nie chciałam być 'miękka'. Chciałam wychować ludzi silnych, mądrych i odpornych na to, co świat robi z wrażliwymi. Więc byłam wymagająca. Może nieraz aż za bardzo. Zamiast pocieszać uczyłam, jak wstawać. Zamiast mówić "będzie dobrze", mówiłam, co trzeba zrobić, żeby było dobrze. Nie chcę, by byli idealni. Chcę, żeby przetrwali.
Ciekawostki
zgoda na powielanie imienia
Niezgoda na powielanie pseudonimu
NieZgody MG
poziom ingerencji
Wysokizgoda na śmierć postaci
Niezgoda na trwałe okaleczenie
Niezgoda na nieuleczalną chorobę postaci
Niezgoda na uleczalne urazy postaci
Niezgoda na utratę majątku postaci
Niezgoda na utratę posady postaci
Nie