ODPOWIEDZ
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

001
I never planned for forever. Until you.
  Tego dnia nerwy miał rozszarpane. Chociaż, uprościć to ledwie do „dnia” było sporym niedopowiedzeniem, bo Jiwoonga stres zjadał od wielu dni, może nawet tygodni. Jak tylko postanowił i jak tylko przyjął od ekspedientki w sklepie jubilerskim pakunek, za który zapłacił. Od tamtej pory wszystko szło już jednym torem, w kierunku o którym wiedział tylko on. Miał tylko szczerą nadzieję, że – tak zwana – kobieca intuicja, która bronią była ponoć potężną, nie zdradzi go przed nim samym.
  Mama wiedziała.
  Brat wiedział.
  Hunter wiedział.
  Wiedział nawet Max.
  Sora miała nie wiedzieć.
  Szczęście dopisało mu już na etapie planowania – kiedy zaproponował Sorze datę, podczas której chciałby na krótko gdzieś wyjechać. Złożyło się idealnie i, jak raz, wytwórnia nie pokrzyżowała mu planów, odmawiając dziewczynie urlopu. Choć może nie powinien się tak cieszyć na zapas – u niej w pracy wiele rzeczy zmieniało się jak w kalejdoskopie. Nie zostało mu nic innego, jak trzymać kciuki. I rękę na pulsie, w kwestii wszelkich zmian. Niemniej szalenie zależało mu akurat na tej dacie. Kolejnym szczęściem w jego, może już podejrzanej, był fakt, że ów dzień przypadał bliżej weekendu, jeśli nie w sam, co odsuwało podejrzenia. Wyjazd w środku tygodnia byłby co najmniej podejrzany.
  Powiedzieć, że się w przeddzień tak stresował, że zasadniczo nie zmrużył oka, to też za mało. Wiercił się i kręcił, w głowie po tysiąckroć powtarzając sobie kroki z własnego planu, który ułożył. I słowa, te najważniejsze słowa, które chciał powiedzieć. Które musiał powiedzieć. I chociaż charyzmy mu nie brakowało i zawsze był wygadany, to jednak nawet w myślach nic nie brzmiało odpowiednio dobrze.
  A czas uciekał.
  W dniu wyjazdu obudził się bardziej zmęczony, niż wypoczęty. Nerwy w połączeniu z małą ilością snu mu nie oszczędzały i zmęczenie wypełzło zdradliwie na jego twarz, przybierając brzydką formę cieni pod oczami. Trzykrotne przemycie twarzy wodą i tuzin narzekań niczego nie były w stanie cofnąć. Nie mógł skłamać, że to przez pracę, bo nie miał pracy. A ona o tym wiedziała. Mógł powiedzieć, że się nie wyspał. Zdarzało się przecież i najlepszym.
  Po śniadaniu zebrał swoje rzeczy, które spakował na wyjazd już wcześniej i przeniósł do przedpokoju. Nie było tego dużo, bo wyjazd nie był specjalnie długi. Ale były to rzeczy ważne. Nie chodziło o koszulę, chociaż tej też nie powinno zabraknąć, aby wymieniła na chwilę jego t-shirt. Chodziło o kilka drobnych przedmiotów, które zamierzał dać Sorze. W tym, jeden najważniejszy, skrupulatnie owinięty w szary papier i upchnięty pod ubraniami, aby nie rzucał się w oczy. Sprawdzał po kilkanaście razy, czy aby na pewno go zabrał. Ale był tam. Na dnie torby. I czekał. Na swoją kolej i ten odpowiedni moment.
  Spakował torbę do samochodu, zabrał bluzę i pożegnał się z mamą. Z bratem miał się jeszcze zobaczyć na miejscu. Chociaż wyjazd miał być tylko dla niego i Sory. W teorii. W praktyce jeden gość miał się przewinąć przez chwilę po to, aby pomóc mu z organizacją. Cicho i skutecznie. Niczym ninja. Nie ujmując Hunterowi – znacznie bardziej ufał bratu w tej kwestii, jeśli chodziło o organizację romantycznego przedsięwzięcia. Zresztą – brat miał auto i mógł dojechać na miejsce.
  Zatrzymał swój pojazd pod posiadłością ojca Sory, a następnie wysiadł. Zadzwonił do drzwi i wszedł do domu, witając się z prawnikiem, z którym nie tak dawno temu się oficjalnie poznał. W okolicznościach ratowania Jiwoonga przed odpowiedzialnością za coś, za co nigdy nie powinien był odpowiadać.
  Harvey spojrzał na niego w taki sposób, jakby wiedział, co się stanie. A przecież nie mógł wiedzieć. Nie mówił mu.
  — Cześć, piękna — odezwał się, kiedy zobaczył na schodach dziewczynę. — Daj mi to — dodał, spotykając się z nią w połowie drogi i wyciągając rękę po jej bagaż. Po przejęciu torby od niej, wycofał się i spojrzał w kierunku ojca dziewczyny, by zrozumieć, że cały czas był czujnie obserwowany. Uciekł więc wzrokiem do dziewczyny. — To co? Gotowa na twój citybreak, chyba pierwszy od stu sześćdziesięciu lat pracy dla wytwórni?

Sora Wolff
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Gdyby ktoś się jej zapytał, to nigdy by nie powiedziała, że się czegokolwiek spodziewa. To był dzień jak każdy inny, z tą różnicą, że jak raz faktycznie mogła gdzieś wyjechać i odpocząć. Wytwórnia była skąpa jeśli chodziło o dawanie urlopów i dni „wychodnych”, bo zawsze gdzieś z tyłu mieli obawy, że jak oni nie mają jej na oku, to może się coś stać. Zważając jednak na ostatnie wydarzenia w jej życiu oraz fakt, że psychofan napadł ją nawet w domu, to… wszędzie mogło. Na całe szczęście, odkąd wyprowadziła się od Jiwoonga do ojca, do rodzinnego domu, czuła się w miarę bezpiecznie. Bo nie była sama. Nie mieszkała sama. I chociaż jej psychika mocno ucierpiała na tamtym wydarzeniu, które miało miejsce kilka miesięcy temu, to każdego dnia starała się podnosić. Chodziła na terapię i przepracowywała kolejne problemy, ale tłumów oraz nieznajomych dalej nie lubiła. I to raczej prędko miało się nie zmienić.
Miała sporo obowiązków na głowie. Po powrocie z hiatusu czekało na nią dużo pracy, dlatego też kiedy Jiwoong w pewnym momencie wyskoczył z propozycją wyjazdu, nie mogła być bardziej niż chętna. I załatwienie tego z wytwórnią też nie miało być bardzo trudne, zwłaszcza, że byli już na jej punkcie wyczuleni. Wystarczyło trochę zagrać na emocjach, powiedzieć, że potrzebuje przerwy, bo czuje się przytłoczona i jej managerka porozmawiała z kim trzeba, aby jej te kilka dni urlopu załatwić. Może było to nieco naciągane, ale po tym wszystkim co przeszła, należało jej się wolne.
Zwłaszcza jeśli miała je spędzić ze swoim chłopakiem.
Nikt i nic nie zakłóciło wyjazdu. W końcu obudziła się bez grafiku. Mogła normalnie wstać, zjeść śniadanie z ojcem i nie przejmować się obowiązkami, które normalnie zajmowałyby jej cały dzień. Czasami zapominało się jak to jest nie musieć nic. I chociaż mogłoby się wydawać, że przywykła już do tempa życia idolki, to każdy w końcu odczuwał zmęczenie. Nie była robotem, a odkrywała to coraz bardziej, kiedy miała przy sobie Jiwoonga i to jemu przekazywała swój wolny czas. Gdy go nie było, nie przejmowała się ciągłą pracą, ale odkąd był w jej życiu, potrzebowała wolnego i dążyła do jego jak największej ilości.
To miał być jednak ich weekend. Jak raz im się należał.
Obudziła się więc w dobrym humorze, a po śniadaniu zaczęła się pakować do jednej z większych toreb. Chociaż nie jechali na długo, Sora zawsze pakowała wszystko, co mogłoby się przydać. Nawet jeśli nie musiało. Nigdy jednak nie wiedziała co ma ubrać i co będzie potrzebowała - co jak zacznie padać? Co jak będzie zimno? A co jak będzie tak ciepło, że lepsza będzie sukienka niż jeansy? Nie mówiąc o całej kosmetyczce, albo raczej dwóch, które były wypełnione po brzegi. Właśnie dlatego jej torba była niemalże zawsze ogromna. Lub miała o jedną więcej niż Ahn.
Gdy chłopak po nią podjechał, właśnie zapinała zamek torby. Chociaż Jiwoong poznał już jej ojca, to wolała, aby zbyt długo razem sam na sam nie przebywali, bo gdy chodziło o nią, to jej tata był dość… przewrażliwiony, chociaż lepiej by pasowało słowo „troskliwy”. Jako córeczka prawnika wiedziała od zawsze, że jej chłopak będzie skanowany wzdłuż i wszerz, i nawet jeśli zapewniała ojca, że Jiwoong traktuje ją jak należy i że nie mogła być szczęśliwsza, to nie zmieniało to tego, że się martwił.
Jak typowy tata.
Gotowa do wyjazdu, z uśmiechem na twarzy zaczęła schodzić po schodach. Usta wygięły się jej jeszcze szerzej, kiedy zobaczyła chłopaka.
Nie jest ciężkie — powiedziała, chociaż bez wahania podała mu swoje dwie torby, po które sięgnął. — Nawet nie wiesz jak bardzo. Potrzebuję tego citybreaku bardziej niż czegokolwiek innego — przyznała. Oczywiście, że była zmęczona. Ludzi dookoła niej było od groma i chociaż ufała ludziom w wytwórni, to zawsze gdzieś tam z tyłu głowy była obawa, że każda „nowa” osoba, może nie być tą za kogo się podaje. Gdy była sam na sam z Jiwoongiem, chociaż wiedziała, że może się czuć w pełni bezpiecznie i swobodnie. I tego właśnie chciała. Dać swojej głowie także odpocząć.
Zeszła po schodach i zatrzymała się przy ojcu, aby się do niego po prostu przytulić na odchodne.
Dam ci znać jak dojadę. — Bo przecież bez tego by nie zasnął. — Uważaj na siebie. — Bo chociaż ona miała pojebane sytuacje w swoim życiu, to on nie był lepszy. Ona chociaż nie została postrzelona we własnym domu, więc można powiedzieć, że w kwestii niebezpieczeństwa, to był jedną poprzeczkę nad nią.
Pożegnała się z ojcem i skierowała się z Jiwoongiem do auta. Pomogła mu z wpakowywaniem bagaży do bagażnika, pomachała ostatni raz tacie i wsiadła do samochodu od strony pasażera. Zapięła pasy, zerkając w kierunku chłopaka.
To powiedz gdzie w końcu jedziemy? Czy to dalej tajemnica? — spytała. Ahn często robił jej jakieś niespodzianki, więc fakt, że nie powiedział gdzie tym razem ją zabiera wcale nie był podejrzany. To był po prostu kolejny wyjazd, którym miała się nie przejmować.

Jiwoong Ahn
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  Z Harveyem miał skomplikowaną relację – chyba jak każdy z rzeczonym prawnikiem. Ale, bardzo prawdopodobne, w pewnym stopniu go do siebie przekonał. Tym, co zrobił. Gdyby nie to, że pan Wolff był mu wdzięczny za to, że zareagował i pomógł Sorze, to bardzo prawdopodobne, że odbębniałby teraz prace społeczne, miał dług wynikły z konieczności wypłaty odszkodowania i… No ogólnie byłoby źle. Bo prawnik z urzędu raczej nie robiłby tych wszystkich fikołków w przepisach tylko po to, aby mu pomóc i przekonać sąd, że nie było to żadne przekroczenie obrony.
  Ale to raczej nie znaczyło, że go bardzo lubił i od razu widział w rodzinie. Chociaż jakiś respekt to musiał być.
  — Widzisz? I got you — odpowiedział. Wiedział doskonale, że potrzebowała przerwy, bo był zdania, że była przepracowana. On to swoją drogą, o siebie się martwić nie musiał. Ale o Sorę już tak.
  Będąc już w drodze nie czuł, żeby stres odpuszczał. Utrzymywał się raczej na takim samym poziomie. Czuł, jak serce łomotało mu leniwie, ale mocno w klatce piersiowej. A przecież jeszcze do niczego nie zmierzał. Poza miejscem docelowym.
  Obejrzał się krótko na dziewczynę, słysząc jej pytanie. Najpierw błysnął firmowym uśmiechem.
  — To żadna tajemnica, Sora. Jedziemy jak najdalej od miasta sobie odpocząć. — Nie zamierzał specjalnie ukrywać, gdzie ją zabiera, a to po to, aby odsunąć jak najdalej wszelkie podejrzenia. I snucie domysłów. — Jedziemy w góry, wiem że kochasz góry — rzucił luźno, tonem naznaczonym żartem. — A nie, czekaj. To ja. — Pamiętał jak przeciągnął Sorę pierwszy raz po szlaku i… Nie było źle. Genialnie też chyba nie było, ale poradziła sobie znakomicie. Albo po prostu dobrze udawała, że wcale nie umiera wewnętrznie ze zmęczenia. Bądź znudzenia.
  W tym wypadku chodziło bardziej o miejsce, niż o same szlaki. Wybrał, miał nadzieję, że dobrze, skromne zacisze na lokację, w której zrealizuje plan. To jest… jeśli nie spęka w międzyczasie. Był zdecydowany, ale jego umysł wciąż potrafił podszeptywać mu myśli, które go dyskredytowały. Odbierały mu wartość, jaką miał jako człowiek. I próbowały przekonać, że nie był dobrą opcją dla Sory na całe życie. I to nie było proste się z tym pogodzić.
  — Co nie zmienia faktu, że dalej jestem w szoku, że się nam udało. Co prawda dalej mam z tyłu głowy, że zaraz dostaniesz jakiś dziki telefon, przez który będę musiał zrobić jakiegoś drifta i zawrócić, ale hej – przynajmniej jesteśmy w drodze! Wcześniej nam się to nie udało. — Martwił się tym, ale całą wypowiedź wypowiedział raczej luźno, I bez większego wyrzutu. Rozumiał przecież, że takie sprawy nie były od niej zależne. I rozumiał również, że czuła się fatalnie, ilekroć plany im się krzyżowały, bo wytwórnia nie przychylała się do jej wniosku o urlop. O coś, co powinno być dobrem, którego nie powinno się odmawiać. Nie komuś tak przepracowanemu jak ona. Sam może lepszy nie był, ale na nim aż taka odpowiedzialnośc nie ciążyła. Zawsze miał nad sobą kierownika, który w razie czego go bronił – choć starał się nie dokładać takiej potrzeby. A u Sory, z tego co rozumiał, to można było wylecieć za dosłownie wszystko. Nawet za plotkę, która okazała się nieprawdą. Jak Haknyeon. Kimkolwiek był.
  — I spokojnie, Sora. Powiedziałem, że jedziemy w góry, ale nie będę cię targał po wszystkich możliwych szlakach. Promise. — Nawet wolną rękę, niezajętą trzymaniem kierownicy, przyłożył do serca, jakby właśnie faktycznie dawał jej słowo harcerza. Poza tym, że harcerzem to on nigdy nie był, ale to już mały detal. — No, chyba że będziesz mnie błagaaaała, żebyśmy poszli w góry, to wtedy się zastanowię. — Ale wtedy i tylko wtedy! W żadnym innym wypadku. A że spodziewał się, że Sora go szybciej wykpi, niż będzie go błagaaaała o cokolwiek, to raczej nie pochodzą za dużo!

Sora Wolff
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Nie mogła się doczekać tego wyjazdu.
Potrzebowała odpoczynku, a jako, że Jiwoong był jej latarnią morską, ostoją przy której faktycznie mogła się uspokoić, ogarnąć i wyciszyć, to wyjazd w jego towarzystwie zawsze był najlepszą opcją, która mogła jej się trafić. Nie potrzebowała więcej osób, nie potrzebowała całej ekipy znajomych, bo też… nie lubiła tłumów, nie lubiła takich ilości ludzi dookoła, nawet jeśli ich znała. Jeśli miała się zrelaksować, to potrzebowała jedynie jego. Jakkolwiek ckliwie by to nie brzmiało.
Jej podekscytowanie rosło wraz z każdym kilometrem, z którym oddalali się od domu. Nie oczekiwała nie wiadomo czego, w zasadzie niczego nie oczekiwała. Potrzebowała jedynie spokojnego, cichego miejsca, a jako, że Ahn znał ją doskonale, to wiedziała, że nie zabierze jej do jakiegoś wesołego miasteczka czy innego, zatłoczonego miejsca, gdzie mogłoby być fajnie dla każdego… poza nią, osobą, która społecznie była nieco wycofana.
Ale miała chociaż do tego dobre powody.
Słuchaj, góry nie są takie złe, jeśli mam tam odpocząć, w dodatku z tobą. Nie ważne jest wtedy miejsce — powiedziała i to było szczere. Bo dla niej nie liczyło się gdzie będzie. Nawet jeśli było osobą, która wychowała się nieco inaczej niż ona, bo Harvey często ją rozpieszczał, a w domu przewijały się pieniądze, to nigdy nie oczekiwała najlepszych hoteli. No dobra, trochę przywykła do wysokiego poziomu, ale nigdy nie była osobą, która będzie się kłócić o pokój ze złej strony czy to, że prysznic nie jest pozłacany. Nie była pierdolnięta. Była normalna. Gdyby tak nie było, nie związałaby się z barmanem, ale… no Sora miała nieco inne priorytety w życiu. — Więc równie dobrze możesz mnie zabrać do Czarnobyla i będzie super. — Chociaż to by nie był taki głupi pomysł, bo w Czarnobylu na pewno nie znalazłaby zbyt dużo ludzi. Miasto jest opuszczone, zapuszczone, mieliby tylko siebie, przewodnika i ewentualnie kilku dodatkowych ludzi, a zważając na miejsce, to pewnie nawet nikt by nie wiedział kim jest. W Korei była mocno rozpoznawalną osobą, ale za granicami państwa… wiele się zmieniało.
Ale góry były takie… jego. Ich. Bo chociaż sama nie przepadała specjalnie za łażeniem po górach, to zawsze to robiła, bo to przynosiło mu wiele radości. Chodzenie nie było złe - były widoki, szlaki, a czasami też adrenalina, więc to też nie tak, że chciała uciekać na samą myśl. Nie chciała.
Uśmiechnęła się krótko pod nosem na jego słowa, chociaż nieco przepraszająco, bo zawsze było jej przykro przez to, że… jej praca wiele im zmieniała. Nie mogli jechać wtedy kiedy chcieli, tam gdzie chcieli. Często zmieniano jej plany na ostatnią chwilę, ale o tyle dobrze, że jak już wyjeżdżała, to jej nie ściągano. I miała nadzieję, że tak zostanie, także teraz.
Gorzej jak świat nagle się zawali.
Wyłącze telefon i powiem, że nie było zasięgu. Nie wiem jak bardzo źli będą, ale najwyżej dowiem się jak wrócę. — I miała nadzieję, że jej przy tym nie wypierdolą. Co prawda jako człowiek z poczuciem obowiązku nie mogła tego zrobić, ale bardzo by chciała. Odkąd jednak podpisała kontrakt z diabłem, i nie chodziło o Gio, to musiała być na każde skinienie. O tyle dobrze, że nie była w pełni świeżynką, to miała nieco już doświadczenia. I zaufania.
Złapała się jedną ręką za serce, w zaskoczeniu i udawanym, bardzo teatralnym oburzeniu, gdy powiedział jej, że nie będzie jej targać po szlakach. Brzmiało dobrze i też nieco zaskakująco, bo jechali w góry i nie będą po nich chodzić? To dlaczego akurat jechali tam?
Ale Jiwooong… nie wejdziemy na szczyty? Nie obudzisz mnie o czwartej rano, aby się ubierać i iść? Nie będziemy smagani przez ostry wiatr w cholernie niskich temperaturach? Jak to? — zapytała, a jej ton głosu był mocno przejaskrawiony i zraniony, jakby naprawdę marzyła o tym, aby założyć na siebie kilkanaście warstw ubrań, bo jak tylko wejdą wyżej, to zmarznie. A Sora to był zmarzluch. Dlatego dużo się w nocy przytulała. A przynajmniej tak to mogła tłumaczyć Jiwoongowi, kiedy znowu się w niego wciskała. — No trudno, jakoś to przeżyje — powiedziała, kładąc dramatycznie rękę na czole. Może odrobinę czuła się lepiej z tym faktem, ale nie przeszkadzałoby jej, jakby faktycznie gdzieś wyszli. Sam fakt, że patrzy na jego świecące oczy i podjaranie było jej wystarczające. Nie mogła z nim zjeżdżać na tych rowerach i towarzyszyć w wielu aktywnościach, bo albo tego nie umiała, albo wytwórnia by jej na to nie pozwoliła, bo jak się połamie, to zero z niej pożytku… ale hej, przynajmniej chodzenia nikt jej nie zabraniał.
No ale dobra, to co będziemy robić? — Bo na pewno miał plan. Skoro nie chciał chodzić po kolejnych szlakach, to na pewno zaplanował coś innego. To Jiwoong, nie spodziewała się niczego innego. Bo jeśli już jej proponował wyjazd, to na pewno miał jakąś wizję. Nawet jeśli mieli tylko siedzieć z winem przy kominku. Pewnie jakby wiedziała, albo się chociaż domyślała, czym miał być ten wyjazd, to by nie pytała. Wtedy jednak po niej by już było widać ekscytację, bo nie umiałaby jej tak dobrze ukryć.

Jiwoong Ahn
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  Góry, w istocie, nie były złe, jeśli opracowywało się je na zasadzie kompromisu. Na przykład – jeśli Sora wolała w górach czytać książkę czy leżeć na leżaku, to ona to robiła. A jeśli on wolał chodzić po szlakach, to tez to robił. Chociaż w ich przypadku łączyli promocje pół na pół. Jeśli szli na szlak to nie jakiś niesamowicie trudny. A jeśli wybierali odpoczynek na świeżym powietrzu i bez ruchu, to tez nieszczególnie długo, aby się faktycznie zasiedzieć. Poza tym – najpierw szlak a potem odpoczynek to było całkiem sprytne połączenie.
  — Do Czarnobyla to nie. Kocham cię, Sora — to przychodziło już tak naturalnie — ale nie wiem czy potrafiłbym dalej kochać jakbyś była dosłownie popromienna. Albo z trzecią ręką. No co? Wszystko ma swoje granice!
  Oczywiście żartował. Prawdopodobnie gdyby zmutowała, to znalazłby mnóstwo ciekawych rozwiązań dla trzeciej ręki. Drapanie po plecach stałoby się jeszcze przyjemniejsze! I przytulanie zapewne też. Jak już by się do tego trzeciego punktu dotyku przyzwyczaił.
  Uśmiechnął się, ale słabo. Nie dlatego, że nie wierzył w jej plan. Bardziej dlatego, że ztego mogłaby faktycznie mieć jeszcze więcej problemów.
  — Chyba bardziej spanikowani niż źli, biorąc poprawkę na to, co się działo.
  A najazd komandosów na miejsce, do którego planował ją zabrać, tak naprawdę średnio mu odpowiadał. Chyba mało komu by odpowiadał. Chyba, że to byliby ci komandosi z mediów społecznościowych, co ogarniając choreografie na wysokim poziomie. To może jakoś by to włączył do swojego programu.
  Zaśmiał się pod nosem, widąc te jej teatralność. Już widział, jak bardzo przeżywała to, że nie zaliczy z nim tych wszystkich wspaniałych rzeczy, wokół których zazwyczaj kręcił się jego typowy wyjazd w góry.
  — Nie, nie wejdziemy. Nie, dopóki nie będziesz błagaaaała. Tak to sobie możesz popatrzeć z domku na te szlaki i szczyty na których cię nie ma. Ale nic więcej! Ani wspinania, ani szlaków, ani pikników na szczycie. — I musiała to przeżyć. On raczej też, ale czego się nie robiło z miłości. I dla miłości. I tak dobrze, że nie wpadł na pomysł, żeby zabrać rowery i kazać jej jeździć po górach, bo prawdopodobnie by ją stracił.
  Albo by go rzuciła, albo sama by się rzuciła na ziemię, tracąc puls. Wtedy pozostałoby mu już nic innego, jak sprawdzić, czy go na pewno nie ma i stwierdzić jej zgon.
  Trochę smutne.
  Co będziemy robić?
  No, cóż.
  Odpowiedź była jedna. Jedna, jedyna, którą mógł jej dać. I która wcale nie śmierdziała na kilometr, bo była raczej spójna z tym, co mówił do tej pory. I z tym, jak gadał jej o tym całym citybreaku.
  — Jak to co? Czilować bombę. — Ale młodzieżowy ten Jiwoong. — Nie będziemy robić absolutnie nic, bo to jest ci najbardziej potrzebne. Miłym bonusem do nic nie robienia będą ładne widoki.
  Reszta trasy upłynęła im całkiem wartko. Nie była to specjalnie długa podróż, ledwie trzy godziny, które spędzili na rozmowie i żartach. Wszystkim tym, co mogłoby trzymać Sorę z dala od gdybania bardziej w temacie „a po co?”. Odpowiedź na to pytanie już dostała, mógł mieć nadzieję, że wystarczyła. Sora zdawała się nic nie podejrzewać. W końcu jednak skręcili z drogi publicznej na taką, która wiła się przez las. Jego samochód poradził sobie, ale to też nie były jakieś dzikie haszcze. Aż w końcu las kończył się i ustępował jezioru, a przy nim stało ich miejsce docelowe. Dom nad jeziorem. Jak ten tytuł horroru.
  Nic, tylko mieć nadzieję, że z horrorem będzie go łączyć tylko nazewnictwo.
  Zaparkował przed wejściem i wysiadł z samochodu.
  Posiadłość była w wyższym standardzie. Kosztowało to trochę, ale nie było to coś, na czym chciał oszczędzać. Nie zdecydował się też na coś bardziej „dojebanego”. Wypośrodkował swoje oczekiwania, tak aby aż tak nie wzbudzać podejrzeń.
  — I co? Podoba się? — O tym, że musiał dosłownie wygryźć termin, bo były one bookowane na kilka miesięcy w przód to nie będzie jej opowiadał. Ale udało mu się dogadać z wynajmującym i oto byli na miejscu. — Przyznaj się, że podejrzewałaś mnie, że pojedziemy do mojej ciotki?

Sora Wolff
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Myślę, że znalazłbyś jakieś zastosowanie. Patrz jaka byłabym zręczna. — I leciałaby na trzy ręce w łóżku, znaczy co. Mając trzecią rękę nosiłaby więcej rzeczy, zakupów i gotowałaby dwa razy szybciej. O ile w ogóle zaczęłaby gotować na pełen etat, bo na tym etapie nie miała zbyt dużych zdolności kulinarnych. Nigdy nie musiała ich mieć, więc jak dochodziło co do czego, to wspierała się wszystkim czym mogła. Ale była pewna, że trzecia ręka na pewno byłaby przydatna. Gorzej jakby wyrosła jej trzecia noga. Wtedy mogłaby biegać szybciej, ale… to tyle. Ewentualnie skopać napastnika mocniej, o ile w panice by na to wpadła.
Pewnie tak — odparła już nieco mniej energicznie, woląc zakończyć temat. To co się stało było… poważnym, nieprzyjemnym przeżyciem. Traumą, którą musiała od nowa przepracowywać, nie mówiąc o tym, że wiązało się to też z pewnymi wyrzutami sumienia, kiedy okazało się, że Jiwoong dostał na ryj pozew od jej napastnika, który nie dość, że włamał jej się do apartamentu, to jeszcze ją napadł i próbował skrzywdzić. Na całe szczęśnie jej ojciec jest najlepszym prawnikiem w kraju (przynajmniej według jej opinii), więc Jiwoong lepszego adwokata mieć nie mógł.
W dodatku darmowego.
W każdym razie, minęło od tamtego incydentu już trochę czasu, ale nie tylko oni byli przewrażliwieni. Wytwórnia także i teraz, gdy ją gdzieś wysyłała, najpierw sprawdzała pomieszczenia trzykrotnie, zanim Sora do nich weszła. Nie tylko idolka tego potrzebowała, ale fani tego wymagali po tym, jak do prasy wyciekły informacje o napadzie na jej prywatność. Po raz kolejny. Wywołało to szum i oburzenie. Wiele osób chciało sprawiedliwości i oskarżało wytwórnię o złe zabezpieczenie oraz brak akcji wobec psychofanów. Bo to był ten sam mężczyzna, co wcześniej. I o tym także się dowiedziano.
A fani byli bezlitośni, gdy chodziło o ich ulubionego idola. I generalnie idoli.
Na szczęście cała sytuacja zakończyła się pozytywnie. Przynajmniej dla nich i teraz mogli wracać do normalności. I skupić się na wypadzie poza miasto, z dala od wszystkiego i wszystkich.
Jesteś okrutny, naprawdę. Odbierasz mi tyyyyle przyjemności — przeciągnęła, nie pozbywając się swojego teatralnego tonu oraz mimiki. Przecież Sora tak kochała chodzić po górach! Znaczy lubiła, nie miała nic przeciwko, o ile to nie były mocno wymagające trasy do których zwyczajnie nie była przygotowana. Na szczęście Ahn jej tego oszczędzał i do tego wybierał swojego brata.
Jego odpowiedź była całkowicie zadowalająca i naturalna. Uśmiechnęła się na samą myśl, że przed nią cały weekend nic nie robienia, bo odkąd była idolem, to rzadko kiedy tak miała.
Brzmi jak odpoczynek życia… dla mnie. Nie wiem czy ty tak umiesz — powiedziała, zerkając na niego z boku. Bo ona umiała leżeć na plaży, na ręczniku i czytać książkę godzinę, dwie i więcej, a on… on w tym czasie popierdalał jak nie na jakichś skuterach, to deskach czy kółkach wodnych. Mieli nieco inny styl bycia oraz spędzania wolnego czasu, ale mimo to się w pewien sposób uzupełniali. Zwłaszcza, że Sora też często mu towarzyszyła, zwyczajnie chcąc próbować nowych rzeczy. Te które ją zachwyciły chciała powtarzać, ale niektóre… zostawiała jemu.
Nawet nie odczuła kiedy cała trasa im zleciała. W dodatku była tak skupiona na rozmowie i żartach, że nie zauważyła, że droga w pewnym momencie zaczęła się różnic od tego co znała. A może ona po prostu nigdy nie ogarniała tych dróg prowadzących w góry? Miała jednak swoje oczekiwania, bo skoro mówił gdzie jadą, to oczekiwała konkretnego miejsca. Takiego, które już znała i w którym bywała nie raz i nie dwa.
Gdy jej oczom ukazał się dom nad jeziorem, to aż usta otworzyła w zachwycie. Jak auto się zatrzymało, wysiadła z niego i spojrzała na budynek, będąc w niemałym szoku, że Jiwoong postanowił ją zabrać akurat tutaj.
Żartujesz? Jest przepiękny — przyznała i nie było to kłamstwo. Jej reakcja była autentyczna i szczera, bo dom zrobił na niej ogromne wrażenie. Taki kiedyś będą mieć! Jak już będą super bogaci. Pewnego dnia. — I totalnie podejrzewałam, że jedziemy do ciotki. — Kto na jej miejscu by tego nie podejrzewał? To była oczywista opcja - tania i łatwo dostępna. Z dala od ludzi i miast, gdzie wielokrotnie odpoczywała. — Ale to… no to przebiło wszystko, serio. — Nie żeby domek cioci był jakiś brzydki! Po prostu był taki kameralny, był ich. Nie spodziewała się więc, że Jiwoong postanowi nieco pozmieniać ich wypady w góry. Nie dość, że nowa miejscówka, to jeszcze bez chodzenia na szlaki?
Przeszła bliżej domu, wchodząc na kamienny taras, który kończył się nad jeziorem i stanęła na samym skraju, otaczając okolicę spojrzeniem. Było tu zwyczajnie pięknie. Nie mówiąc o tym, że dookoła nie było słychać absolutnie nikogo. Żadnego człowieka, a do najbliższego sąsiada mieli… no pewnie w chuj kilometrów. Kompletne odludzie, ale piękne.
Jak dla niej idealne.
Idziemy się kąpać? — spytała, zerkając na niego przez ramię. No co? Kąpała się z nim już w środku zimy, to teraz także mogła. Po tamtej akcji z morsowaniem nie było już żadnych granic. Nawet jeśli miałaby wejść na całą minutę.


Jiwoong Ahn
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  — No, no — pokiwał głową z rozbawieniem. — Jakbym cię nie znał, to bym cię kupił. — Czyli klasyk, zasłyszany już u dobrej koleżanki jego brata. Klasyk chyba dość dobrze znany Sorze, skoro z tą samą koleżanką i ona miała dobre relacje. Ale co tu kryć – mieli faktycznie trochę inne pojęcie wypoczynku, grunt był jednak w tym, że potrafili znaleźć złoty środek. A jedno było otwarte na pomysły drugiego i próbowało chociażby przez chwilę wejść w jego buty. I to właśnie było to, co jednocześnie mogło im napytać biedy różnicami, ale mogło też przecież urozmaicić ich życia nawzajem. Zależnie od tego, jak do tego podchodzili.
  A podchodzili raczej zdrowo.
  — Czasem umiem. Zwłaszcza jak jestem zmęczony.
  Zmęczyć się go dało, w istocie, na wiele sposobów. Kilka z nich Sora dobrze znała, kilka z nich było zależne od niego samego. I nie chodziło, w tym przypadku, o nic zbereźnego. Sam Jiwoong przecież zajmował się wieloma sportami czy aktywnościami, które naprawdę potrafiły zmęczyć. Choćby tymi górami.
  I w te góry ją zaciągał. To było dobre miejsce, choć długo nad nim myślał. Chodziło o ich otoczenie, nie o sam fakt chodzenia po nich. Nie planował zmusić jej, aby weszła na szczyt, którykolwiek – chyba że jej własny, razem z nim – aby dopiero tam uklęknąć przed nią. Całą zziajaną, spoconą i ze świadomością, ze zrobiła to dla niego. Bo to mogłoby zostać potraktowane jak test – jeśli jej się uda pokonać szlak, to dostanie pierścionek.
  Najchętniej zrobiłby to w miejscu, w którym pierwszy raz ją poznał, ale to też nie wchodziło w grę. Przez wzgląd na to, jak rozpoznawalna była. I chociaż nie chciał tego robić hucznie, to wiedział, że wystarczyłaby jedna osoba, która jak raz zwróciłaby uwagę na faceta klękającego w parku i rozpoznałaby przy nim Sorę.
  Nie chciał robić jej pod, hehe, górę.
  To miejsce wydawało się być odpowiednie. Odludne i piękne. Takie, w którym mogliby być tylko we dwoje i nie musieliby się obawiać o to, że ktoś ich rozpozna i zakłóci ten moment. Wielka Stopa raczej K-Popu nie słuchała, choć mógłby się mylić.
  Uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z jej odpowiedzi. Zależało mu na tym, aby jej się podobało. Aby zbudować odpowiedni nastrój i, żeby po prostu, było ładnie. Choć spodziewał się, że Sora możliwie zgodziłaby się, gdyby złożył jej propozycję małżeństwa w towarzystwie śmietnika, to chciał aby ten moment był idealny.
  I chyba przez to stresował się podwójnie. Bo sam nie był idealny, więc co dopiero ten moment, za który miał być odpowiedzialny. Dobrze, że miał brata. Chociaż brat, jako ziemniak towarzyski, nie musiał się wcale tak dobrze znać na romantyzmie.
  — To się cieszę. Ciotki nie będzie, ale to też wielka strata. Z kim się napijemy i będziemy grać w debilne gry? — Jak ostatnim razem, podczas ich pierwszego wspólnego wyjazdu gdzieś. Takiego, na którym poznała jego rodzinę. Dom ciotki też był symboliczny, ale nie był kameralny. A jednak chciał też, aby mogli pobyć z tym momentem, jeśli wszystko oczywiście się uda, razem. I to bez większego podtekstu. Tak po prostu – aby wchłonęło się to, że już będą we dwoje, ze sobą.
  Uniósł lekko brew słysząc jej pytanie, które padło.
  — Proszę, proszę. Jaka się odważna i wyrywna zrobiłaś. Raz dupę sobie zamroziłaś w lodowatym jeziorze i już pierwsza do skakania?
  Sora powinna wiedzieć, że Jiwoong był głupi. A jednocześnie bardzo, ale to bardzo spontaniczny. Na tyle, że wystarczyło mu tylko jej dziarskie skinienie, na tę prowokację, którą jej rzucił, aby mogła podziwiać jak rozpędza się w jej stronę, by złapać w pędzie i wyskoczyć z nią z ostatniego kamienia na tarasie, nie zważając na ewentualny sprzeciw. Nieodpowiedzialnie, bo nawet nie wiedział, jak głęboka była woda. W rzeczywistości bardzo. Na tyle, żeby oboje zanurzyli się z pluskiem pod taflą.
  Wynurzył się i upewnił, że Sora jest cała i zdrowa, bo byłoby trochę przypałowo, gdyby w pierwszym kwadransie tak ważnego wyjazdu utopił swoją potencjalną narzeczoną.
25 y/o, 165 cm
piosenkarka w Universal Music Canada
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Byli tak różni, a jednocześnie tak podobni.
Mieli wiele wspólnych cech, które sprawiały, że byli ze sobą niesamowicie zgrani, a jednocześnie różnice, które ich dzieliły. No ale na tym polegały związki. Nie musieliście być tacy sami, nie musieliście się zgadzać we wszystkim i patrzeć na wszystko dokładnie tak samo. Każdy z nich był osobną osobą, z własną wolą oraz zdaniem, ale w tym wszystkim należało znaleźć coś, co ich łączyło. Kompromisy, rozmowy, wspólne zgody oraz warunki na których mieli funkcjonować. I chociaż o tyle dobrze, że praktycznie się między sobą nie kłócili. Oczywiście mieli swoje momenty niezgody, ale nigdy nie znaleźli się na skraju, gdzie nie można było tego wypracować czy znaleźć rozwiązania.
Musiała jednak przyznać, że był jej ulubionym człowiekiem. Do rozmowy, do spędzania czasu, do kłótni czy siedzenia w ciszy. Znała wiele osób, naprawdę sporo. Nawet jako introwertyk, który nie lubił tłumów, była dalej idolem. Musiała pojawiać się w miejscach publicznych, na wyjściach, galach, spotkaniach z fanami. Znała wielu idoli, producentów, fotografów, a także właścicieli firm, którzy proponowali jej współpracę ambasadorską, ale to były znajomości typowo robocze. Podobnie z idolami - znali się, bo pracowali na tych samych planach, widywali się w tych samych programach i bywali na tych samych imprezach, ale jakby się spytać każdego z nich, to większość stwierdzi, że przyjaźnie w świecie kpopu to bardzo ciężki temat, bo każdy pracuje dużo i zwyczajnie nie ma czasu.
Dlatego to, że znalazła Jiwoonga w tym całym zapierdolu, było jej małym cudem. Cudem, którego nie zamierzała wypuszczać z rąk, o który chciała dbać i za który dziękowała każdego dnia. Bo gdyby nie on, zapewne załamałaby się już dawno, dawno temu. A tak, to ją podniósł nawet nie wiedziała kiedy i pomagał jej przechodzić przez każdy kolejny dzień.
Góry były świetną odskocznią. Nawet jeśli nie przepadała za tymi wszystkimi szlakami, zwłaszcza tymi, które były mocno wymagające, to to miejsce było takie… ich. Może niekoniecznie to miejsce, bo tutaj byli pierwszy raz, ale samo środowisko dookoła. I ta cisza, spokój oraz brak ludzi. Jeśli miała gdzieś odpocząć, to tylko w takim miejscu, gdzie nie musiała myśleć o niczym innym. I nie przejmować się, że przypadkiem może być obserwowana.
Ale on zawsze o to dbał. Dbał o jej samopoczucie oraz komfort psychiczny. Bardziej niż o siebie.
Słuchaj, zawsze możemy do niej zadzwonić — powiedziała, zerkając na niego bardzo wymownie. — O ile jest tutaj zasięg. — Bo tego jeszcze nie sprawdzała. Co prawda prąd był, ale nie wiedziała czy zasięg również, bo jak się obejrzało dookoła, to był tylko las, wzgórza i piękne, rozciągające się przed nimi jezioro. Z dala od wszystkiego. I nawet żadnego słupa nie było widać, co mogło oznaczać, że raczej nie mieli zbyt dużego kontaktu. A nawet jeśli, to częściowy. Musiała jakiś mieć, bo faktycznie jak nie odbierze telefonu, to jej managerka, już przewrażliwiona po nie tak dawnych wydarzeniach, może wysłać po nią SWAT. — Będziemy grać i pić na kamerkach. — Brzmiało jak spoko plan, zwłaszcza, że jej teściowa, a także ciotka Jiwoonga były do rany przyłóż i naprawdę dobrze się z nimi imprezowało. Przynajmniej dopóki nie zaczynały zadawać dwuznacznych pytań lub wchodzić na grząski grunt po pijaku.
Kąciki ust jej drgnęły w wymownym uśmiechu na jego pytanie. Odwróciła się do niego frontem i skrzyżowała ręce na piersi w dziarskim geście.
Bo co? Bo nie dałabym rady? — Jak już morsowała, to dałaby normalnie radę! Zwłaszcza, że było już o wiele cieplej i woda na pewno miała też więcej stopni niż dziesięć. A skoro przeżyła minutę tam, to już nic nie było jej straszne.
Tylko nie spodziewała się chyba, że to podziała jak zapalnik.
Jiwoong… — rzuciła ostrzegawczo widząc co planuje. Nawet cofnęła się z uśmiechem o krok, ale nie zdążyła zrobić nic więcej, bo zanim cokolwiek powiedziała, aby go zatrzymać, to już czuła jak ją łapie i wspólnie lecą w dół. Do wody. Zanurzając się całkiem pod jej taflą. Zdążyła jedynie złapać powietrze w płuca. Na całe szczęście woda nie była aż tak zimna, ale basen to też nie był. Więc jej skóra przeżyła lekki szok termiczny, ale dość szybko się przystosowała do temperatury.
Zabiję cię. — To było pierwsze co powiedziała, gdy tylko się wynurzyła. Sięgnęła ręką do twarzy, aby zmyć nadmiar wody i odgarnąć włosy, które nachodziły jej na oczy. Nie była jednak zła. Na jej twarzy rozpościerał się szeroki, rozbawiony uśmiech. Mogła się tego spodziewać. Zaczęła to, a nie znała go od dzisiaj. Może jednak miała nadzieję, że zanim pójdą pływać, to chociaż wejdą do środka.
Głupia była.
Przyznaj się, przyjechaliśmy tu, abyś mógł mnie zabić bez świadków. Bo kto by mnie szukał tutaj? Prędzej u twojej ciotki, boże to genialny plan — powiedziała, rozumiejąc już wszystko. Przyprowadził ją tutaj, aby się jej pozbyć. Co prawda nie wiedziała dlaczego, bo mógł z nią przecież normalnie zerwać, ale no. Może miał jakieś inne plany co do jej ciała! Gorzej, że Harvey wiedział z kim jedzie, więc gdyby zniknęła, to by dojechał Ahna w najgorszy sposób.


Jiwoong Ahn
25 y/o, 185 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

  — Tak, pewnie. Z tym zasięgiem, jaki jest tutaj, to jednego szota będzie wypijała przez godzinę, bo się klatka zatnie. — Akurat wtedy, kiedy jego ciotka będzie odchylała się do tyłu, aby wychylić zawartość kieliszka. Nie mówiąc już o tym, jak dziwne miny mogłyby wychodzić podczas zamrażających się klatek. Pewnie z każdym kolejnym szotem coraz zabawniejsze by były. I rozrywka robiłaby się sama. Pośrodku lasu. Istniały jednak pewne obawy, co do tego planu, bo skoro jego mama wiedziała, to mogła wygadać swojej siostrze zamiary Jiwoonga. A alkohol, jak wiadomo, rozwiązywał język. I sprawiał, że puszczały hamulce. A tajemnice przestawały być tajemnicami w wyniku alkoholowego zaćmienia.
  Sumarycznie – kiepski był to pomysł, gdyby się nad tym lepiej zastanowić.
  Ale od przemyślenia do kolejnego i tak się złożyło, że Jiwoong – kompletnie nieprzejęty ostrzegawczym tonem dziewczyny – porwał ją i wskoczył wraz z nią do jeziora. Skrajnie nieodpowiedzialnie i ryzykowanie. Domyślał się jednak, że Sora nie zareaguje jakoś źle.
  Telefon też miała raczej wodoodporny.
  Nie wyglądał na przejętego jej groźbą. Ba, uznał że świetną odpowiedzią na nią będzie po prostu pokazanie jej języka. Jak pięciolatek. Taki, którym czasami mentalnie był. No, przez większość czasu. Sora jednak nie mogła mu tego zarzucać, bo wiadomo – jeśli on miał być dzieckiem, to z niej czyniło to pedofila.
  A on nie będzie tu stał i wysłuchiwał jakiegoś zboczeńca.
  Nie bał się jej też, bo zwyczajnie nie mógł. I to nie dlatego, że nie była groźna – każda wkurwiona kobieta, zwłaszcza taka, której zniszczy się makijaż czy nową sukienkę, potrafiła być groźna. Chodziło o coś innego – Sorę zdradzał ten uśmiech. Rozbawienie, które zagościło na jej twarzy.
  — Nie no, wydaje mi się, że u ciotki właśnie nie. Nie słyszałaś powiedzenia, że najciemniej pod latarnią? — Poruszył przy tym wymownie brwiami – wielki znawca. — A ciotka raczej nie wchodzi na górę zbyt często, to zorientowałaby się dopiero, jakbyś zaczęła gnić. A ja już dawno byłbym w El Paso. — Wszystko miałby zaplanowane. Choć z drugiej strony – ucieczka do El Paso wydawała się nazbyt oczywista, bo wszyscy tam uciekali. A może właśnie, przez tę swoją oczywistość, jednak nieoczywista. Tutaj siedziała jakaś głębsza psychologia pod tym wszystkim.
  — Wszystko jest ukartowane, chatę wynająłem dobrą, więc nikt mnie nie będzie podejrzewał, że wywaliłem kupę siana na to, żeby cię tu zaciągnąć. Twój ojciec to pewnie i tak myśli, że mnie na to nie stać i kogoś obrabowałem. — Strzelił oczami, ale kącik jego ust drgnął w krótkim, ale zatrzymanym półuśmiechu. Harvey, kiedy była cała ta akcja z pozwem Jiwoonga, powiedział mu wprost, że nie weźmie od niego pieniędzy i potraktuje to jako sprawę pro bono, widać że Jiwoong nie śmierdzi groszem. Ciekawe co myślał o pierścionku. O ile w ogóle poznał, że to Cartier, bo przecież nie wszyscy się znali na biżuterii tak, żeby z kilometra rozpoznać konkretną błyskotkę. Nie mówiąc już o tym, że Sora raczej nie pokazywała mu go z hasłem „Patrz, kupił mi Cartiera”. Więc pewnie Harvey myśli, że Jiwoong kupił jej jakiś pozłacany pierścionek z cyrkonią.
  I, na dobrą sprawę, z tego by się tak samo pewnie cieszyła.
  A Jiwoong nie byłby lżejszy o kilka tysięcy dolarów.
  Ściągnął z siebie koszulkę, która przylepiła się do jego ciała i cisnął nią w kierunku brzegu, aby z głuchym plaskiem wylądowała na jednym z tarasowych kamieni.
  — Dobra, nie narzekaj już tylko się rozbieraj. — Bardzo miło z twojej strony, Jiwoong, że w momencie, w którym kobieta dzieli się z tobą swoimi obawami – niezależnie jak bardzo wyssanymi z palca i naciąganymi, w dodatku w żarcie – to ty jej ucinasz i każesz się rozbierać. Modelowy facet, ot co. Był jednak skłonny pomóc jej w zdjęciu ubrań, wcale też nie tylko dlatego, żeby pooglądać ją wyrozbieraną, a po prostu – by ubrania jej za bardzo nie ciążyły. I nie obrosły glonem. Czy innym karpiem, cokolwiek tu pływało.
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ W czasie”