29 y/o, 182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

1
Zakorkowane ulice Toronto doprowadzały go do szewskiej pasji, zwłaszcza gdy w grę wchodziły powrotu do domu. A przynajmniej do miejsca, jakie tymczasowo nazywali domem, jako że ten prawdziwy już od miesiąca kurzył się w Maine, czekając na ich powrót. W teorii każde miejsce na ziemi, gdzie znajdował się Pablo i Rose, mógłby bez problemu nazwać swoim domem, jednak nie potrafił przemóc się, by widzieć to kilkumilionowe miasto jako cokolwiek innego niż zło konieczne. Nawet parokrotnie większa od Bangor Atlanta swego czasu przyprawiała go o bóle głowy, gdy wyjechał na ulice o złej godzinie. Toronto? Spokojnie mógłby nazwać je kolejnym kręgiem piekielnym, do którego trafił za wszelkie grzechy dotychczasowego życia. Nieustannie kurwiąc pod nosem pokonał resztę drogi, zaledwie dwukrotnie mając ochotę wysiąść z auta na środku jezdni by wyciągnąć tego debila, który wyjął prawo jazdy z płatków śniadaniowych zza kierownicy i dobitnie przekazać mu co o nim myśli, co i tak było jego personalnym rekordem. Zwykle zdarzało się znacznie częściej. Z ciężkim, przepełnionym na wpół ulgą i na wpół frustracją, westchnieniem zajechał na podjazd przed domem, rzucając niechętne spojrzenie na zegar na desce rozdzielczej, krzyczący, że przebicie się przez miasto zajęło mu pełne pół godziny dłużej niż było to przewidziane. Nawet wyrobiona przez lata zdolność korzystania z bocznych uliczek i łamania prawa tak by nie dorobić się mandatu nie wystarczyła by uratować go przed wielkim miastem w godzinach szczytu. Zgarnąwszy telefon i kluczyki wysiadł z samochodu i sprawnie przeskoczył kilka stopni do drzwi wejściowych. Przyspieszone tuptanie w korytarzu starczyło by chęć mordu zniknęła z jego twarzy, zastąpiona łagodnym uśmiechem, kiedy kucał by wziąć córkę w ramiona w momencie, gdy ta z rozpędu wyleciała zza zakrętu, krzycząc "Tata!". Wstał przy akompaniamencie jej śmiechu, na oślep skopując buty.
- Wiem wiem, znowu spóźnienie - przyznał, przerzucając ją sobie przez ramię jak (bardzo mały) worek ziemniaków i unikając kopnięcia przez pstrokatą skarpetkę skierował się w głąb domu. - Co dzisiaj robiłaś, hm? Dobrze się bawiliście? - dopytał, ostrożnie odstawiając ją na podłogę, kiedy przemierzyli korytarz, chociaż nie był do końca pewny czy była w stanie go usłyszeć przez własne, rozradowane piski.
- Zrobiliśmy rodzinę lew-... lewów... lwów z plasteliny! Jak w tej bajce - pochwaliła się, gdy tylko złapała oddech po szalonych akrobacjach.
- Czyżby? - odparł, podnosząc rozbawione spojrzenie na stojącego w progu pokoju Pablo, kiedy tylko usłyszał jego kroki. - Mogę zobaczyć? Przynieś je, ale ostrożnie - upomniał, by mała z entuzjazmu nie zniszczyła własnej ciężkiej pracy, po czym roztrzepał jej włosy na odchodne, kiedy szykowała się do dalszego biegu by zebrać figurki z plasteliny ze swojego pokoju. Nie pojmował skąd miała tyle energii, sam męczył się od samego patrzenia. Korzystając z momentu samotności wstał z kucków i pokonał te kilka kroków dzielących go od Pablo. O kilka za wiele. Na powitanie objął palcami jego kark i przyciągnął go do pocałunku, wolną dłonią popychając go w stronę najbliższej ściany by komfortowo przylgnąć do niego całym ciałem. Głównym minusem pracy był fakt, że musiał oddalać się od niego na kilka długich godzin, jednak nie ma tego złego, kiedy mógł to nadrobić w taki właśnie sposób, jednym uchem nasłuchując czy Rose nie wraca ze swojej eskapady.
- Hej - mruknął tuż przy jego ustach, wesoło spoglądając mu prosto w oczy. Całe wcześniejsze spięcie zdążyło z niego ulecieć, żaden pajac na drodze nie był w stanie podkopać jego radości ze znajdowania się w ramionach mężczyzny, którego kochał.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o, 185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
I don't want no one to feel your body after me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Tell me why the world never fights fair?
I'm trying to find home. A place where I can go to take this off my shoulders.

   Nie przywiązywał się do miejsc, przynajmniej nie tak jak większość ludzi, którzy komfortowo dorastali w jednym miejscu, a potem wyfruwali z gniazda, żeby na spokojnie, w odpowiednim czasie, ułożyć swoje mało skomplikowane życie. Przynajmniej tak na to patrzył ze swojej perspektywy 一 z perspektywy człowieka, który przeżył zdecydowanie zbyt wiele i zdecydowanie w zbyt krótkim czasie. Czasami czuł się jak starzec, który dawno powinien był zamknąć oczy i uwolnić od zmartwień i siebie i innych.
   To były tylko chwile, nieprzyjemne, ale przemijające. Miał w końcu dla kogo żyć, widział to w jego błysku w oczach, kiedy na siebie patrzyli, rozumiejąc się bez słów, i w jej uśmiechu, kiedy jeszcze zaspana witała się, wygładzając swoją ulubioną piżamę w jednorożce. Wtedy przychodziło coś jeszcze 一 obawa, że utraci nawet to. To nie tak, że sobie z tym nie radził, bo poczucie zagrożenia było stałą w jego życiu odkąd tylko pamiętał. Chodziło o to, że teraz bardziej mu zależało. Na nich.
   Najlepszą część swojego życia przeżył w Bangor i tamto miejsce było chyba najbliżej definicji słowa dom. Tej ciepłej metafory, nie dosłownie (chociaż bez wątpienia był tam i dom również w dosłownym tego słowa znaczeniu). Tak naprawdę nie chciał się tu przenosić, ale jak tylko dotarła do niego wiadomość, że Węże wiedzą, nie wahał się ani chwili, aby spakować kilka walizek jeszcze tego samego dnia, zabierając tylko najpotrzebniejsze minimum, i wyjechać bez oglądania się za siebie. Był na to przygotowany, bo chociaż nawet powoli przywykł do sielankowego życia, to nie opuścił gardy, mając plan na każdy możliwy scenariusz.
   Przyjechał do Toronto w stanie czuwania i nie wychodził z niego praktycznie przez cały czas. Nie sięgał po alkohol, czerwone mięso i cukier, ograniczył krowie mleko i nawet białe pieczywo, generalnie rzadko dotykał mącznych rzeczy. Powinien był również zrezygnować z kawy, ale tej zaczął wręcz nadużywać, przez co źle sypiał, co można było już dostrzec w cieniach pod oczami.
   Pomimo, że dzień minął jemu i Rose całkiem przyjemnie, głównie na oglądaniu Króla Lwa i zabawie plasteliną, to od czasu do czasu zerkał nerwowo na wyświetlacz telefonu, przy okazji ciągle sprawdzając godzinę. Podczas, gdy córka zajmowała się kolorowanką albo drzemała, próbował skupić się na własnej pracy, ale nie wychodziło mu to najlepiej, więc w końcu zamknął laptopa i odłożył go na bok, na dywan, wyciągając przed siebie nogi. Siedział na podłodze, oparty plecami o bok kanapy, otoczony porozrzucanymi zabawkami, a kawałek dalej, na dużej, wygodnej pufie leżała mała dziewczynka, przykryta swoim ulubionym kocem w gwiazdki, ściskając w drobne dłoni butelkę z rozcieńczonym sokiem jabłkowym.
   Młody mężczyzna zapatrzył się w okno, przez które wpadały słabe promienie częściowo skrytego za chmurami słońca. Był niespokojny, chociaż o tym świadczyło tylko to, jak zginał kabel od ładowarki i dalej co jakiś czas sprawdzał telefon. Nie lubił kiedy Edward wychodził z domu sam, a szczególnie kiedy się spóźniał. Nie chciał jednak zamieniać ich życia w więzienie, wprowadzając rygorystyczne zasady, bo przecież właśnie od tego uciekli. Musiał znaleźć równowagę i nie mylić ostrożności z paranoją. Nikt nie będzie czuł się z czymś takim szczęśliwy.
   Drgnął, kiedy usłyszał podjeżdżające pod dom auto. Instynktownie sprawdził ostrożnie kto przyjechał, ale kiedy przylegając do ściany po jednej ze stron od okno, zauważył, że to Eddie, odetchnął z ulgą i uśmiechnął się do Rose, która właśnie otwierała oczy, zbudzona jego krokami i warkotem silnika.
   一 Tata wrócił, leć się przywitać 一 mruknął i odchrząknął krótko, a dziewczynka pisnęła cicho, podskoczyła, niezdarnie stając zaraz na nogach i pobiegła ze swoim kubkiem w stronę drzwi wejściowych. Odnajdywała się tu zdecydowanie lepiej, niż sam Pablo. Sam również ruszył w stronę przedpokoju, chociaż wolniej, ostatecznie zatrzymując się w progu, oparty ramieniem o framugę.
   Rose przebiegła podekscytowana obok, zmierzając do swojego pokoju, aby zebrać całą kolekcję afrykańskich zwierząt, a Pablo uniósł dłonie, żeby objął twarz męża długimi palcami i złożyć na jego ustach pocałunek, który był nie tylko wyrazem tęsknoty, ale i ulgi. Za długo go nie było i za dużo negatywnych myśli zdążyło się obudzić pod jego czaszką. Objął go jedną ręką w pasie, mocno i stanowczo, drugą z dłoni przesuwając na jego kark i o ile to on przed chwilą uderzył plecami o ścianę, za moment zamienili się miejscami, przez chwilę wirując jak para tancerzy na parkiecie. Kolejny pocałunek był głęboki, bardziej zdecydowany, a chwilę po tym, jak Rivera powoli oderwał swoje usta od jego i odetchnął głęboko, przytulił swój policzek do jego i na spokojnie, przymykając oczy, zaciągnął się zapachem jego włosów i skóry.
   一 Nakryję do stołu 一 odezwał się, kiedy usłyszał kroki małej, a następnie opuścił dłonie, gładząc fragmenty ciała Eddiego, na które akurat opadły jego palce, a potem wycofał się i wyminął go, kierując się do kuchni po talerze. Włączył kuchenkę, żeby podgrzać sos śmietanowo-brokułowy i sięgnął do szuflady po sztućce, a potem do wiszącej szafki po szklanki. Robił wszystko dokładnie i w ciszy, nasłuchując tylko ze spokojem, jak Rose chwali się ulepionymi zwierzątkami.

Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
29 y/o, 182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Znajomy dotyk ciepłych palców na skórze rozluźniał spięte supły zebrane w jego ciele w ciągu całego dnia poza domem. Ostrożność każdego stawianego kroku, rozglądanie się przez ramię i instynktowne katalogowanie każdego mijanego nieznajomego i numeru rejestracyjnego, w razie jakby miał zobaczyć je po raz kolejny i być w stanie zareagować odpowiednio szybko, ciążyło mu na ramionach prawie tak bardzo jak sama potrzeba poruszania się wśród obcych bez wsparcia ze strony Pablo. Polegał na nim całym sobą, jego samopoczucie i dobrobyt były w pełni zależne od bezpieczeństwa mężczyzny i tego, jak daleko od niego się w danym momencie znajdował, a tak się składa, że ostatnimi czasy kulał na obu frontach. Ich zbudowana na kłamstwie i oszustwie sielanka musiała w końcu dobiec końca i o ile w teorii oboje zdawali sobie z tego sprawę, nagłe sypnięcie się ich małego domku z kart tak czy siak bolało. Fakt, że pomimo usilnych prób oddalenia się od strefy rażenia ponownie byli na celowniku i każdy dzień niósł za sobą ryzyko bycia tym ostatnim, ściągał mu sen z powiek. Mimo to starał się trzymać fason, zachowywać pozory, robić to co szczerze kochał, jednocześnie dając sobie pretekst na kontrolowanie większego terenu niż wyłącznie okolice ich tymczasowego domu.
Doskonale wiedział, na jakie ryzyko wystawiał się wychodząc z domu o regularnych godzinach, czym mogła jednego dnia skończyć się rutynowa jazda do salonu tatuażu, jednak był do tego przyzwyczajony. Znał robotę w terenie, wiedział czego szukać, na co zwracać uwagę i wierzył, że jakby w okolicy pojawiły się pierwsze znaki zbliżającego się zagrożenia, byłby w stanie wyłapać je zanim cokolwiek zagroziłoby jego mężowi i córce. Wiedział też jak jego decyzje wpływały na Pablo, znał go za dobrze by nie wyczuć jak wielką ulgę sprawiały mu jego powroty do domu, i miał pełną świadomość, że jako rasowy hipokryta dostawałby szału jakby ten świadomie pchał się w zagrożenie.
Odwzajemniając zachłanny pocałunek bez walki dał się pchnąć na ścianę, zatapiając palce w miękkich włosach i pozwalając by ciasny uścisk ponownie poskładał jego podburzony nastrój i nadszarpniętą cierpliwość do reszty świata. Nie chciał od tego dnia niczego więcej, mógłby spędzić w jego ramionach długie godziny, ot tak gładząc kciukiem jego policzek i oddychając tym samym powietrzem. Tupot drobnych nóżek na panelach był najlepszym możliwym wybudzeniem z chwili zatracenia, podobnie jak widok uśmiechniętej Rose z naręczem figurek z plasteliny zmierzającej w ich stronę z wyjątkową ostrożnością, zgodnie z poleceniem. Serce Eddiego rozmiękło na sam widok córki dbającej o swoje małe twory niemalże jak o żywe zwierzęta.
- Zaraz będziemy - zapewnił męża wymykającego mu się z objęć, wyciągając za siebie rękę by jak najdłużej utrzymać z nim kontakt fizyczny. Dopiero jak ten całkowicie zniknął z jego zasięgu ponownie zszedł do parteru by poświęcić swoją pełną uwagę kolekcji przyniesionej przez Rose. Dla wygody usiadł po turecku i wyciągnął przed siebie dłonie by ostrożnie obejrzeć z każdej strony przedstawione przez małą mamę lew, tatę lew, Simbę i Nalę, oraz najmniejsze, bezimienne lwiątko w roli zaginionego, młodszego brata Nali. Kiwał głową z uwagą, dopytał o szczegóły procesu i pochwalił jej zdolności artystyczne, na koniec pomagając jej odnieść całą rodzinę na szafkę przy łóżku w jej pokoju. Zaliczyli jeszcze szybką wizytę w łazience by umyć ręce przed posiłkiem i pogonił małą z powrotem do kuchni. Dosłownie. Prawie zabił się na zakręcie kiedy poślizgnął się na panelach, a znacznie zwinniejsza Rose schowała się przed nim za nogami krzątającego się przy stole Pablo. Podparł się dłonią o ścianę i wystawił język do chichoczącej dziewczynki, po czym ruchem głowy wskazał na stół by ogłosić tymczasowe zawieszenie broni. Kiedy mała zajmowała miejsce na swoim ulubionym krześle, bo najwidoczniej dotarła do wieku, w którym lubiła posiadać swoje rzeczy, sam skoczył do kuchni by zgarnąć z lodówki sok jabłkowy. I złapać tam Pablo.
- Wybacz. To spóźnienie - doprecyzował, czując, że musi poruszyć temat. Nie chciał go niepotrzebne stresować, i tak mieli ku temu już za dużo powodów. - Mogłem dać znać - dodał, widząc własną winę w dokładaniu mu dodatkowych zmartwień. Na drodze był zbyt zajęty wyklinaniem innych kierowców i szukaniem skrótów (i usilnymi próbami powstrzymania się przed popełnieniem morderstwa na środku drogi) by pomyśleć chociażby o smsie czy przedzwonieniu. Nie wiedział na ile zmieniłoby to stan rzeczy - wciąż nie byłby w domu i to starczało by stanowić stałe zagrożenie - jednak zawsze mogło trochę rozwiać jego nerwy. Musnął palcami jego nadgarstek, ot ze zwykłej potrzeby upewnienia się, że jest obok. Jakby mógł, nie oddalałby się od niego na krok.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o, 185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
I don't want no one to feel your body after me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Podgrzewał sos na wolnym ogniu, przysłuchując się rozmowie Rose z Eddim. Nie mógł wyjść z podziwu jak szybko dziewczynka dorastała. Poza tym uważał, że jak na pięciolatkę jest naprawdę mądra i zaradna, nie mówiąc już o jej urodzie. Być może wielu rodziców myśli tak o swoich dzieciach, a on nie znał też wielu innych pięciolatków, ale był przekonany, że ma rację. W końcu Edward podzielał jego zdanie, co już mu w pełni wystarczało, ale poza tym przedszkolanki w Bangor bardzo chętnie dziewczynkę chwaliły. Co prawda Pablo miał podejrzenia, że młode kobiety podchodziły do ich rodziny trochę inaczej, niż do reszty. Nie kojarzył, żeby zauważył w tej konkretnej placówce dwóch innych mężczyzn przyprowadzających dziecko, ale też jakoś specjalnie się na tym nie skupiał. Poza tym było to przedszkole prywatne i płacił za nie kupę kasy, więc to kolejny powód, dla którego Rose mogła zgarnąć te wszystkie pochwały. Pablo jednak szybko odganiał te wstrętne myśli i dochodził do niepodważalnego (a tylko ktoś by spróbował) wniosku, że ich córka była piękna, zdolna i bardzo mądra, chodzący talent (ideał).
   A potem usłyszał głos Edwarda i złapał się na tym, że poczuł motylki w brzuchu, co było tak niedorzeczne, że parsknął cicho pod nosem i pokręcił głową z nieznacznym uśmiechem. Byli ze sobą prawie pięć lat, a on dalej reagował na niego jak zauroczona nastolatka. Niestety, szczególnie w ostatnich tygodniach, wzbierał w nim strach, z którym radził sobie coraz gorzej. Mimo, że zawsze dopuszczał ryzyko przez to, co zrobili, to wtedy był pewien, że dadzą sobie radę, ale teraz coraz częściej w to wątpił. Trochę żałował, że okradli organizację. Mogli wymyślić coś mniej ryzykownego, ale gonił ich czas, nie mówiąc już o stresie związanym ze śmiercią Marii i całkowicie nową sytuacją życiową, z którą się wtedy mierzyli. Płacili teraz za swój błąd, ale zamiast płakać nad rozlanym mlekiem musieli stawić temu czoło i naprawić to, co spieprzyli. Zrobić wszystko, żeby zakończyć to raz na zawsze i zapewnić Rose, oraz sobie, odpowiednie warunki do życia.
   Przełknął trochę nerwowo ślinę, a potem wyłączył palnik pod sosem, mimo swojego zagapienia się na szczęście go nie przypalając i zalał sitko z makaronem wrzątkiem, żeby go podgrzać. Dopiero wtedy zaniósł talerze i sztućce do stołu, po czym zajął się rozkładaniem ich z taką dokładnością, że nawet odległość widelca od talerza, przy każdym z trzech zestawów, była dokładnie taka sama.
   Uniósł wzrok, słysząc szybkie kroki małych stóp i uśmiechnął się szerzej, widząc zbliżającą się pędem Rose. Pozwolił się jej za sobą schować, a wtedy zerknął na Eddiego i znowu uniósł kącik ust, posyłając mu rozbawione spojrzenie. Oboje byli niemożliwi. Uniósł tylko dłoń w odpowiednim momencie, żeby udaremnić córce zderzenie się głową z oparciem drewnianego krzesła. Kiedy niespodziewanie dotknęła czołem wnętrza jego dłoni, zamiast twardej powierzchni mebla, zachichotała tylko, a on pogładził kciukiem jej skroń.
   一 Usiądź do stołu, skarbie. Przyniosę obiad 一 odezwał się, opuszczając dłonie wzdłuż ciała i prostując się.
   一 A dostanę pomidorka? Albo dwa. Nie, trzy… 一 powiedziała z zapałem, odgarniając ciemne kosmyki długich włosów z twarzy. Zerknęła na Edwarda, a widząc jego kiwnięcie głową, posłusznie obeszła stół i wdrapała się na swoje ulubione miejsce, na którym już czekała na nią czerwona poduszka w białe kropki.
   一 Pewnie 一 odparł Pablo, a potem wrócił do kuchni, żeby przełożyć makaron i sos do szklanych naczyń. Zakręcił się trochę nieuważnie, żeby wstawić od razu garnek i sitko do zmywarki, a z lodówki wyjąć opakowanie koktajlowych pomidorków, o które poprosiła Rose. Odetchnął, przepłukując kilka wodą i przetarł czoło wierzchem dłoni, zgarniając pasma włosów na bok. Zatrzymał się dopiero, kiedy Eddie się do niego zbliżył. Odetchnął wtedy i skierował na niego badawcze spojrzenie, słuchając przeprosin. Nawet nie pomyślał, aby cokolwiek mu wypominać. Nawet, gdyby zadzwonił, to niewiele by to zmieniło. Dopóki nie miał go w zasięgu wzroku, nie mógł zareagować w razie zagrożenia. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś mu się stało. Nie mogli jednak spędzać ze sobą każdej sekundy dnia i nocy.
   Jego wzrok był łagodny i wyrozumiały, zupełnie inny, niż ten, którym patrzył na wielu ludzi, którzy nie przypadli mu do gustu. Bywał gwałtowny, niektórzy nazwaliby go wybuchowym, chociaż w ten nieobliczalny sposób, bo rzadko kiedy uprzedzał o ataku. Ci, którzy lepiej go znali mogli to zobaczyć właśnie w spojrzeniu. Na Edwarda i Rose nie patrzył tak nigdy. Oplótł palcami jego dłoń i uniósł ją do swoich ust, aby złożyć na jej wierzchu czuły pocałunek.
   一 Ważne, że już jesteś 一 odparł całkowicie poważnie i mogło się wydawać, że już się nie uśmiechnie, ale ostatecznie uniósł lekko kąciki ust i kiwnął głową na stół, zupełnie tak, jak Eddie zrobił to przed chwilę w stosunku do Rose. Sam również się ruszył, ale dopiero za Edwardem, niosąc ciepłe, proste danie. Postawił półmiski na środku, a pomidorki ułożył pieczołowicie na brzegu talerza córki.
   一 Dzwonili z Puchatka. Zwolniło się miejsce i Rose może przyjść już w poniedziałek 一 oznajmił siadając i nakładając na jej talerz porcję makaronu, a potem sięgając po sos. Dziewczynka słysząc to wyraziła swoje szczęście, bo ewidentnie miała ochotę na poznanie nowych dzieci i czuła się bardzo podekscytowana. Oddał szczypce do makaronu Edwardowi, a kiedy on sobie nakładał, Pablo otworzył sok i zaczął nalewać go do szklanek. 一 Zapisałem się na trening 一 dodał, trochę ciszej, po czym uniósł wzrok na bruneta. Zrezygnował z boksu po wyjeździe z Atlanty, żeby mieć więcej czasu, ale teraz okoliczności były inne. Nie chodziło tylko o formę, ale o odreagowanie trudnych emocji. Kiedyś potrafił przesadzać i prowokować innych bokserów do brutalnych starć, więc w jego spojrzeniu krył się cień niepewności.


Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
29 y/o, 182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Znał Pablo na wylot. Widział go już w najlepszych, najbardziej beztroskich, oraz tych skrajnych, tragicznych momentach, kiedy życie rozsypywało się drobny mak i trzeba było zbierać kawałeczki by ponownie, pieczołowicie poskładać je do kupy. Mieli okazję dotknąć chmur i razem przedarli się przez piekło, kończąc z bliznami, które zostaną z nimi na zawsze. I je także znał na pamięć. Potrafiłby z zamkniętymi oczami odnaleźć każdy, nawet najdrobniejszy i ukryty, ślad na ciele swojej drugiej połówki, a i na tym się nie kończyło - odkrywał go warstwa po warstwie, poznawał wszelkie rany, których nie dało zaleczyć się odrobiną bandaży, nauczył się czytać z niego jak z książki. Nie umknęło mu spięcie z jakim się poruszał, nieobecność wzroku, zatracanie się w detalach i obowiązkach domowych, ani tym bardziej to, że umykał z jego ramion jakby tylko częściowo znajdował się w namacalnej płaszczyźnie rzeczywistości. Chciał go złapać, ugruntować, uspokoić i dokładnie to spróbował zrobić podczas krótkiej rozmowy w kuchni, kiedy ich córka bawiła się w przesuwanie sztućców wkoło talerza w oczekiwaniu na ich powrót.
Utkwił w Pablo uważne spojrzenie, jego serce szarpnęło na nieznacznie uniesienie kącików ust, jednak nie było to to, czego tak naprawdę chciał. Chociaż delikatnie rozpłynął się na pełen czułości pocałunek w dłoń, wszystko to wydało mu się odrobinę... odległe. Nieobecne. I wiedział doskonale, że winowajcą jest zżerające go od środka zmartwienie, które zadomowiło się w ich rodzinie od kiedy ich stabilność życiowa zaczęła trząść się w posadach. W tej chwili niczego nie chciał bardziej od wyplenienia go z korzeniami raz a dobrze. Tymczasem jednak skorzystał z momentu względnego spokoju i zbliżył się do mężczyzny jeszcze odrobinę, by przycisnąć usta do jego czoła, by uświadomić mu, że jest obok. Dopiero po tym wrócił do jadalni by zająć swoje miejsce.
- Naprawdę? Szybko poszło - mruknął, nie ukrywając zaskoczenia. Wszystkie przedszkola w okolicy były przepełnione i nastawiał się na to, że znalezienie dobrego miejsca dla córki zajmie im jeszcze dobrych kilka miesięcy, co niewątpliwie utrudniłoby ich plany. Przede wszystkim musieli znaleźć dla niej bezpieczne miejsce i zaufaną opiekę, by mieć pole do działania. - Tylko o nas nie zapomnij jak już zaczniesz kolegować się z tymi wszystkimi fajnymi dzieciakami - przypomniał uradowanej Rose, wydymając dolną wargę by pokazać jak bardzo złamie jego ojcowskie serce, kiedy znajdzie sobie lepszych kompanów do zabawy. Dziewczynka przewidywalnie wyśmiała jego ból, ale dał radę wyciągnąć z niej obietnicę, że nie zastąpi ich nowymi znajomymi. W międzyczasie Eddie odebrał od Pablo szczypce i nałożył makaron najpierw na jego, a potem na swój talerz. To samo zrobił z sosem, a kiedy odstawiał naczynie z powrotem na stół i dotarło do niego wyznanie męża, prawie je upuścił. W ostatniej chwili dał radę poprawić chwyt i odstawić wszystko bez tragedii, po czym zlizał z kciuka odrobinę sosu, którą zebrał przypadkowo podczas nieplanowanych akrobacji. Potrzebował sekundy, ale nie dlatego, że uznał jego decyzję za złą, bardziej przez to, że słowo "trening" niespodziewanie zarzuciło go obrazami spoconego Pablo w rękawicach bokserskich i koszulce bez rękawów, jak i bez niej, wyżywającego się na worku treningowym albo jakimś nieszczęśniku, który akurat wylądował z nim na ringu. Po przywróceniu neutralnego wyrazu twarzy w końcu był w stanie przemyśleć tę kwestię na serio.
- Gdzie? - to była pierwsza i najważniejsza kwestia, wolał wiedzieć gdzie potencjalnie mężczyzna będzie regularnie spędzał czas. Dla spokoju ducha ich oboje. Podniósł wzrok na jego twarz, wyłapując nieme pytanie w jego oczach i nieznacznie skinął głową. Wierzył w jego samokontrolę, nie zamierzał zakładać najgorszego. - Tylko nie skacz od razu na głęboką wodę, hm? Miałeś chwilę przerwy, nie chcę cię potem zbierać jak się połamiesz - dodał odrobinę humoru, mając na myśli bardziej coś w stylu "zminimalizuj potencjalne ciała do zakopania w lesie". - Drugi warunek to że mogę wpadać popatrzeć - dodał, nawijając makaron na widelec i rzucając mu zaczepne spojrzenie. Doskonale wiedział jakie były powody jego decyzji, jak mogła się ona skończyć i niewątpliwie wzbudziła w nim delikatne ukłucie zmartwienia, jednak tymczasowo wolał zachować luźną atmosferę. Po położeniu małej mogli omówić to ze szczegółami.
- Niedaleko studia widziałem jakąś knajpkę z turecką kawą, wiesz tą na piasku, muszę was tam kiedyś zabrać - zaoferował, jako że o ile ich małe miasteczko było wszystkim czego potrzebował, nie mieli tam szczególnie rozległych możliwości wymiany kulturowej. W Toronto na każdym rogu dało znaleźć się w innym zakątku świata. Eddie miał skomplikowaną relację ze swoimi korzeniami, głównie ze względu na wspomnienia rodzinne, jednak z czasem coraz łatwiej było mu ją doceniać bez wspominania ich. Powoli stawali się duchami jego przeszłości, wyblakłymi i tracącymi jakikolwiek wpływ na jego życie.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o, 185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
I don't want no one to feel your body after me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Był rozkojarzony i chociaż wydawało się, że skupia się na więcej, niż jednej rzeczy, to tak naprawdę nie skupiał się dobrze na żadnej. Domyślał się, że Eddie doskonale to widział, co frustrowało go jeszcze bardziej. Nie chciał żeby się martwił jeszcze nim, ale nie miał też energii, żeby to ukrywać. Nawet nie wiedział czy jakikolwiek wysiłek dałby pożądany rezultat. Mógł oszukać Rose, ale nie Edwarda, już nie. Przyjął pocałunek w czoło i odprowadził go wzrokiem, przez chwilę po prostu przyglądając się tej scenie. Rose przy stole, Eddie siadający obok i wisząca nad nimi gradowa chmura, szara i ciężka.
   Przede wszystkim był na siebie zły i jednocześnie bezsilny, co nie było najlepszym połączeniem. Nie pamiętał czy kiedykolwiek wcześniej coś takiego czuł, może wtedy, kiedy odjeżdżał z dworca ze świadomością, że gdzieś tam został Milo, samotny i wystraszony. Tym razem stawka była jednak inna, większa, bo podwójna. Było jeszcze coś. Wtedy był tylko młodym chłopakiem, zdominowanym przez ojca i wiele już razy dochodził do wniosku, że to nie była jego wina. W odróżnieniu od tego, co działo się teraz. Mógł dać sobie więcej czasu na zastanowienie się i rozegranie ucieczki rozsądniej. Mógł przez te kilka lat zabezpieczyć się lepiej, zadbać o to, żeby nie mogli lub nie chcieli ich dalej szukać. Mógł uciec dalej, schować się lepiej, nie okradać pieprzonej organizacji, która tak skrzętnie dbała o swoje interesy, będąc jedną z najbardziej brutalnych. Ponadto zadali ten cios w trakcie wojny, co na pewno dodało mu negatywnego znaczenia. Ojciec Marii też na pewno nie był zadowolony, że odebrano mu nie tylko córkę, ale i wnuczkę.
   Nie chciał myśleć o tym w każdej chwili, ale nie mógł przestać. Co będą musieli zrobić, żeby spłacić swój dług i zatrzymać Rose? Czy w ogóle wchodziły jeszcze w grę negocjacje? Najprawdopodobniej po prostu ich zastrzelą, a Rose trafi pod opiekę Carlosa i reszty gangu. Nic dziwnego, że nie miał apetytu, a kiedy siedział już przy stole, nawet nie myślał o tym, żeby chociaż spojrzeć na jedzenie. Napił się za to odrobiny soku i przełknął go z trudem, po czym otarł wierzchem dłoni wargi.
   一 Tanie to nie było 一 powiedział ciszej na komentarz Edwarda, przyznając się do tego, że przyspieszył trochę proces przedszkolny gotówką i już nie wnikał na ile prawdziwy był powód zwolnienia się miejsca, który przedstawiła mu kierowniczka placówki. Przesunął językiem po zębach i uśmiechnął się kącikiem warg na kolejne słowa męża.
   一 Jutro pojedziemy na zakupy po wyprawkę przedszkolną 一 powiedział po chwili, a dziewczynka wyraziła swoje zadowolenie okrzykiem zwycięstwa, unosząc ręce do góry, w jednej dalej trzymając widelec, z którego zwisała nitka makaronu. Parsknął cicho i ponownie uniósł szklankę do ust, odchylając się nieco, aby oprzeć się o oparcie krzesła. 一 A teraz jedz, zanim wystygnie. Smacznego. Potem będziesz mogła jeszcze raz obejrzeć Króla Lwa 一 oznajmił, na co Rose również się ucieszyła i opuściła ręce, a potem wzięła się za jedzenie.
   Może i nie powinien pozwalać, żeby dziewczynka spędzała zbyt dużo czasu przed ekranem, ale dzisiaj robili też i inne rzeczy, jak zabawa plasteliną, a niedługo i tak idzie do przedszkola, więc będzie większość dnia poza domem. Nic nie było ostatnio normalne, ich rytm dnia również nie. Chociaż to mógł sobie wybaczyć. Cmoknął cicho i przełknął kolejny łyk soku, znowu niechętnie, po czym przesunął językiem po wargach i odstawił szklankę, sięgając po widelec, chociaż nie był pewien czy w ogóle go użyje. Nawet nie pochylił się nad talerzem.
   一 Na tej samej ulicy, co przedszkole 一 wyjaśnił, bo tak było prościej. Nie mógł sobie teraz przypomnieć nazwy. Natknął się na klub w tamtym tygodniu, przy okazji, i nie mógł wyrzucić tego z głowy. W końcu dzisiaj sprawdził ich w sieci i spontanicznie tam zadzwonił. Nie potrafił ogarnąć się na tyle, aby uporządkować emocje, więc pomyślał, że może powrót do boksu pozwoli mu odreagować. Niby nie był do końca przekonany czy to dobry pomysł, ale też nie mógł powiedzieć, że całkowicie zły. Uniósł dłoń i podrapał się po nosie, słysząc odpowiedź mężczyzny i sam nie do końca wiedział jak to odebrać.
   一 Nie będziesz… 一 zaczął, ale wtedy wtrąciła się Rose.
   一 Jak to? Połamiesz? 一 zapytała, robiąc duże oczy i oblizując usta z sosu nieporadnie, co tylko bardziej rozmazało go na jej buzi. Pablo sięgnął po serwetkę, po czym nachylił się do niej i z delikatnym uśmiechem zebrał nadmiar sosu z jej brody, a ona tylko się bardziej nadstawiła.
   一 Nikt się nie połamie. Tata tylko żartował 一 wytłumaczył jej, po chwili z powrotem lądując plecami na oparciu i wbijając spojrzenie w Edwarda. 一 Z drugim warunkiem nie będzie problemu 一 mruknął po chwili i puścił mu oczko. Jego dawne treningi łączyły się nie tylko z obitą twarzą, złamanym żebrem, czy patrzeniem.
   Samo patrzenie po prostu nie zawsze wystarczało i często wykorzystywali rozbudzenie, nadmiar emocji i krążącą jeszcze w żyłach adrenalinę do ostrego pieprzenia się w szatni lub pod prysznicem, średnio przykładając wagę do tego, czy ktoś ich na tym przyłapie. Tutaj pewnie będzie inaczej, bo to nie było ich miasto. Nie mogli sobie pozwolić na wszystko.
   Skinął głową, przyjmując zmianę tematu. Poza tym należało wyrwać się z domu, poznać miasto, sąsiadów i rozejrzeć się trochę po okolicy. Od szybkiej przeprowadzki nie byli jeszcze nigdzie we troje, nie na spokojnie. Za to jak mała pójdzie do przedszkola będzie musiał spędzić trochę czasu na zakręceniu się przy Milo. Dotknął widelcem makaronu z sosem, chociaż zamiast tak naprawdę nabrać porcję, po prostu trochę go tylko rozgrzebał.
   一 Brzmi świetnie. Możemy w ten weekend. Jutro po zakupach albo w niedzielę 一 zaproponował, znowu unosząc wzrok na Eddiego. Może i wydawał się nieobecny i stroniący od kontaktu, jakby gdzieś uciekał, ale tak naprawdę cały czas go szukał, trochę niecierpliwie i chaotycznie, ale wyczekiwał momentu, kiedy znajdą się sam na sam. Chciał porozmawiać, tak naprawdę, i spędzić trochę czasu po prostu na upewnianiu się, że Eddie jest.
   一 Przyszły kolejne paczki. Chyba trzeba rozpakować kartony, bo niedługo zagracą nam cały przedpokój i będziemy się o nie potykać 一 przyznał, zerkając kątem oka w stronę wyjścia z salonu. W ciągu ostatnich dni zamówił sporo i sam już nie pamiętał co dokładnie. Na pewno wyposażenie kuchni i łazienki, trochę ciuchów, butów, pościel i sprzęt głównie dla siebie, ale i dla Edwarda. Wziął też robota sprzątającego, chociaż ostatniego i tak średnio używali. Tym razem może będzie inaczej.

Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
29 y/o, 182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Ich codzienność przypominała bardziej klocki rozrzucone po polu minowym aniżeli stabilną budowlę. Wszelkie poczucie kontroli zostało im wyszarpane już jakiś czas temu, chociaż czy kiedykolwiek tak naprawdę znajdowali się w komfortowej sytuacji? Mogło im się tak wydawać, mogli udawać przez kilka dobrych lat zabawy w dom, jednak patrząc na to z perspektywy najzwyczajniej okłamywali samych siebie. Przed wyprowadzką do Maine, jeszcze nawet zanim atak na Marię pchnął ich do podejmowania drastycznych decyzji. Nigdy tak naprawdę nie mieli władzy nad własnym życiem. Przechodzili jedynie z jednej tragicznej sytuacji do kolejnej, krążyli między ludźmi sprawującymi kontrolę nad ich decyzjami i kierunkiem, w jakim mogli się rozwinąć - byli niczym więcej niż narzędziami skrupulatnie kształtowanymi od najmłodszych lat życia do wykonywania poleceń. I gdzieś między tym wszystkim pozwolili sobie uwierzyć, że są w stanie zmienić to jedną decyzja i oddaleniem się o kilkaset kilometrów. Zwykła naiwność.
Eddie nie żałował niczego. Nie pluł sobie w brodę za ich zdradę, ani za ucieczkę, bo dzięki temu przez jakiś czas mogli żyć jak prawdziwa rodzina i dać Rose dzieciństwo, na jakie zasłużyła. Z dala od wszystkiego, na co sami byli skazani. Naprawdę chciał, aby w jej oczach wyjazd do Kanady był tymczasowymi wakacjami, nową przygodą, która pozwoli jej poznać nowych ludzi i nowe miejsca przed powrotem w rodzinne strony, gdzie będzie mogła dojrzeć, skończyć szkołę i zacząć własne życie. Chociaż błędy przeszłości zaczęły ich doganiać, stąpały im po piętach, zmuszały do kolejnych drastycznych zagrań i zagrażały ich córce, widział je jako kolejną przeszkodę do pokonania. Nie było innej opcji. Najzwyczajniej w świecie nie przyjmował opcji by miał stracić dwójkę najważniejszych dla siebie osób. A jeśli była tylko jedna droga by temu zapobiec, był pogodzony z własnym poświęceniem dla ich dobra.
Złapał z Pablo kontakt wzrokowy i skinął głową na informację o przekupywaniu przedszkolanek. Jak trzeba to trzeba, a to brzmiało jak bardzo uzasadniony wydatek, zwłaszcza że pieniądze na ich koncie zdobyli przede wszystkim dla niej.
- Ważne że zadziałało - mruknął, nieszczególnie przejęty kwestiami moralnymi czy co to świadczyło o społeczeństwie w jakim przyszło im żyć. Widział gorsze rzeczy niż korupcja. Zakręcił makaron na widelcu i chociaż radość ich córki na informację o przedszkolu i obietnicę porządnej wyprawki przejmowała lwią część jego uwagi, nie umknął mu fakt, że talerz jego męża stał nietknięty. Kątem oka spojrzał na grzebiący w sosie widelec i zlizał sos z kącika własnych ust. Nie podobało mu się to, co cały ten stres robił z jego drugą połówką. Musiał coś z tym zrobić.
- Wiesz skarbie, nie jesteśmy już tacy młodzi i sprawni jak kiedyś, musimy na siebie uważać - wyjaśnił dziewczynce kwestię łamania się, chociaż jednocześnie posłał Pablo znaczące spojrzenie. - Ale twój tatuś ma rację, nikt się nie złamie - zapewnił by rozwiać wszelkie wątpliwości względem swojego żartu. Chociaż jakby Pablo wrócił z treningu zbyt poobijany, osobie za to odpowiedzialnej bynajmniej nie byłoby do śmiechu.
- Mi pasuje, nie mam planów. Pozwiedzamy trochę miasto - potwierdził ich plany i wyciągnął wolną rękę ponad stołem by przesunąć palcami po wierzchu dłoni swojego męża. Przebiegł opuszkami po wyczuwalnych przez skórę żyłach, pogładził jego kłykcie i lekko objął palcami jego nadgarstek zanim ponownie cofnął rękę. Na nic nie miał w tej chwili większej ochoty niż na wepchnięcie mu widelca do gardła by upewnić się, że dba o siebie wystarczająco i nie zajedzie się na samym stresie i szklance soku, jednak wolał najpierw spróbować uspokoić go polubownie. Do drastycznych kroków mogli przejść później, sam na sam. Na wspomnienie o kartonach odwrócił się w stronę przedpokoju i wydął wagi w lekkim rozbawieniu.
- Pewnie trzeba zrobić miejsce na nowe? - dopytał, spoglądając na mężczyznę z uniesioną zaczepnie brwią. Dobrze, że chociaż jeden z nich miał głowę by robić z ich nowego miejsca zamieszkania faktyczny dom, jednak nie zamierzał przestać nabijać się z faktu, że kiedy Pablo zostawał sam w domu, budził się w nim uśpiony zakupoholik. Jednocześnie każde otwieranie paczek przypominało małe boże narodzenie, nawet kiedy większość z nich miała zawartość tak nudną jak półki do zamontowania w kabinie prysznicowej.
Szybko okazało się, że największy apetyt przy stole miał najmniejszy członek rodziny i po kwadransie jedzenia przerywanego urywkami rozmowy, Rose wyraziła swoje znudzenie odpychając pusty talerz i pytając czy już może iść oglądać Króla Lwa.
- Oczywiście, w końcu to miałaś obiecane - potwierdził, co starczyło by dziewczynka zaczęła gramolić się z krzesła na podłogę. - Później ogarnę naczynia. Zaraz wracam - rzucił do Pablo i przez chwilę utrzymał na nim ostrzegawcze spojrzenie, by ten czasem nie zabierał się za sprzątanie podczas jego nieobecności. Gdzieś tam znajdowała się też nikła nadzieja, że Pablo zmieni zdanie i da radę wcisnąć w siebie chociaż trochę makaronu, jednak ciągnąca go za rękę córka oderwała go od przeprowadzania troskliwych wykładów samym spojrzeniem. Potrzebował kolejnych kilku minut na znalezienie filmu i przygotowania miejsca na oglądanie według jej standardów, jednak ostatecznie zostawił ją w otoczeniu pluszaków i zwierzątek z plasteliny. Wrócił do stołu, jednak zamiast ponownie zajmować swoje miejsce podszedł do krzesła Pablo i uparł się udem o jego oparcie, zatapiając palce we włosach męża z tyłu jego głowy i lekko drapiąc go tuż nad karkiem.
- Chcesz się na chwilę położyć? Paczki poczekają - zapewnił, w razie protestów gotowy siłą zanieść go na kanapę w salonie. Wiedział czego ten tak naprawdę potrzebował, jednak w tej chwili nie był w stanie mu tego zapewnić. Nikt nie był w stanie dać im teraz pełnego poczucia bezpieczeństwa. Jednak mógł próbować przynajmniej trochę mu to wszystko ułatwić.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o, 185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
I don't want no one to feel your body after me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Pablo myślał głównie o tym, że nie zabezpieczyli się wystarczająco, że mogli uciec dalej, ukryć się lepiej, zebrać pieniądze w inny sposób. Obwiniał siebie za niepowodzenie i niedostateczną czujność. Zachłysnął się chwilą spokoju, nie myśląc o tym, co będzie później. Pozorny spokój musiał się kiedyś skończyć, czemu nie myślał o tym od początku? Czemu pozwolił sobie na sen na jawie, skoro wyczuwał pod skórą zbliżający się koszmar?
   Nie mógł jednak się temu poddać i pozwolić, aby złamało go w momencie, w którym powinien być najsilniejszy. Mógł mieć swoje momenty ciszy, tuż przy Edwardzie, w ich małym, intymnym świecie, ale to mogło być tylko chwilowe i ulotne, nie mogło definiować jego dni i tygodni, a tym samym martwić jego najbliższych i w najgorszym wypadku stać się gwoździami do ich trumien.
   Uśmiechnął się szerzej na odpowiedź Eddiego odnośnie ich wieku i kondycji i zaśmiał się bezgłośnie, zerkając kątem oka na Rose, a potem znowu na męża.
   一 Mów za siebie, ja tam jestem bardzo sprawny 一 mruknął, starając się żeby zabrzmiało to poważnie, ale oczywiście średnio mu wyszło. Tym bardziej, że tak naprawdę uważał Edwarda za bardzo sprawnego, co zasugerował znaczącym spojrzeniem, które mu posłał. Często tyle wystarczyło 一 odpowiednie spojrzenie 一 aby wiedzieli co sobie myślą. Porozumiewanie się bez słów nie było dla nich ani dziwne, ani trudne. Pablo z resztą bardzo to lubił, a czasami nawet lepiej odnajdywał się w tym, niż w słowach.
   Dlatego wiedział co przekazywał mu Edward dotykiem, kiedy wyciągnął do niego dłoń. Zamiast unieść wzrok, na chwilę go opuścił, bo tak było trochę łatwiej wymigiwać się od sugestii mężczyzny. Dla lekkiego akcentu zrozumienia i zapewnienia, że Addie nie musi się jednak martwić, przekręcił swoją dłoń spodem do góry i podrapał wnętrze jego dłoni palcami. Wiedział, że to lubił.
   Wzrok uniósł na jego twarz dopiero, kiedy padł komentarz odnośnie zamówionych rzeczy, które przychodziły od tygodnia codziennie oprócz niedzieli. Uniósł kącik ust i skinął głową, potwierdzając, że to jeszcze nie koniec. Wyglądał zdecydowanie na winnego, ale i trochę rozbawionego, bo internetowe zakupy trochę go relaksowały. Pewnie nikomu by się do tego nie przyznał, no oprócz Edwarda, bo on akurat wiedział o nim wszystko i Pablo chciał, żeby tak pozostało.
   Przez następne kilkanaście minut tworzyli listę zakupów na następny dzień i na zmianę pomagali córce lub odpowiadali na jej pytania. Pablo znowu stał się trochę nieobecny i jeżeli nawet włożył coś do ust lub napił się soku, to było to dosyć automatyczne i zaraz zapomniane. Ocknął się dopiero, kiedy Rose wstawała od stołu. Zerknął tylko czy zjadła wszystko i wypiła swój sok, a potem przeniósł spojrzenie na męża, który wspomniał o naczyniach, a następnie zajął się filmem i Rose, która właśnie miała obejrzeć coś w rodzaju długiej dobranocki, bo po filmie będzie już czas na kąpiel, a później do łóżka.
   Nie podniósł się, żeby uprzedzić Eddiego i posprzątać sam. Oparł łokcie na stole, wcześniej odsuwając swój talerz, i oparł brodę na dłoniach, pocierając krótko policzek. Zamyślił się, marszcząc lekko brwi. Czuł się zmęczony, chociaż wiele dzisiejszego dnia nie zrobił, co może paradoksalnie zmęczyło go jeszcze bardziej. Przybiło 一 to chyba byłoby lepszym wyrażeniem. Teraz kumulujące się przez cały dzień napięcie z niego schodziło i kiedy przecierał palcami oczy, czuł to jeszcze wyraźniej, niż przed posiłkiem. Sięgnął po szklankę z sokiem i upił kilka łyków, a potem odstawił ją i uderzył plecami o oparcie krzesła, nawet nie skupiając wzroku na tym całym chaosie na stole.
   Podniósł go dopiero kiedy podszedł do niego Edward.
   一 Położyć? 一 zapytał, chociaż dobrze słyszał. Zamruczał zadowolony z pieszczot, a potem przekręcił się i objął go ramieniem wokół ud, przyciągając do siebie bliżej. Oparł policzek o brzuch mężczyzny, a potem pocałował go tam przez materiał koszulki i zmrużył lekko oczy. 一 A położysz się ze mną? 一 zapytał dla pewności, zdecydowanym ruchem sadzając go sobie okrakiem na kolanach, przodem do siebie. Otulił męża w pasie i odchylił głowę, żeby mu się przyjrzeć. Sięgnął ustami do jego brody, potem linii szczęki i kącika ust, w przerwach nagminnie wręcz łapiąc kontakt wzrokowy.

Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
29 y/o, 182 cm
tatuażysta w Black Thorn Tattoo & Piercing
Awatar użytkownika
'Cause we're the afterlife of the party
In this life and the next one darlin'
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

O ile oddałby życie za drobną istotkę właśnie siedzącą na piętrze przed ekranem i zachwycającą się animowanymi zwierzętami, dopiero gdy opuścił jej pokój mógł pozwolić sobie na całkowite rozluźnienie po nieco chaotycznym dniu. Przy niej zawsze starał się dawać z siebie trochę więcej, śmiać się, prowadzić rozmowy o niczym, nadążać za jej energią by jak najmniej odczuła wiszący nad ich rodziną stres i powszechne zmęczenie. Samo czekanie na dalszy rozwój wydarzeń było wykańczające, setki samoistnie piszących się, potencjalnych scenariuszy krążyły w jego głowie nawet jeśli starał się zachować spokój i nie dać się paranoi. Świadomość, że jego córka była bezpieczna zaledwie kilkanaście metrów dalej, starczała by chociaż na moment przestał się o nią bać. Zamiast tego mógł skupić całą swoją uwagę na mężczyźnie wyglądającym jak siedem nieszczęść. Ścisk na sercu odbierający mu zdolność normalnego oddychania pogłębiał się z każdą sekundą, kiedy widział go w tym stanie. Kiedy zdawał sobie sprawę z własnej bezradności by to wszystko naprawić. Mógł co najwyżej złagodzić objawy.
- Mhm - potwierdził jego pytanie, bezwiednie unosząc kącik ust na niezachwianą pewność, że już i tak kupił go tym genialnym pomysłem. Bez oporów dał mu się przyciągnąć o krok bliżej, nie przestając delikatnie przesuwać paznokciami między kosmykami jego włosów, a drugą dłoń opierając luźno na jego ramieniu w ramach odwzajemnienia objęcia. Mógłby zostać tam na długie godziny, tylko trzymając go blisko i starając się uspokoić jego zszargane nerwy, gdyby Pablo nie miał innych planów. Gładko zsunął się na jego uda, zajmując swoje ulubione miejsce i przesuwając dłoń z jego ramienia na plecy.
- No nie wiem, mamy trochę roboty - mruknął w odpowiedzi, łapiąc z nim nieco rozbawiony kontakt wzrokowy niewątpliwie obrazujący, że się z nim droczył. Drobne, czułe pocałunki wyciągnęły z niego zadowolone westchnienie. - Chyba musisz być odrobinę bardziej przekonujący - dodał, nawet jeśli nie było w tej chwili nic czego chciałby bardziej od wpakowania się między poduszki i przylgnięcia całym ciałem do jego. Ciepłe ręce stabilnie utrzymujące go w miejscu były doskonałym przedsmakiem, podobnie jak niecierpliwe wargi sunące po jego skórze. Te kilka godzin spędzane poza domem starczało by był spragniony każdego, najmniejszego dotyku z jego strony. W odpowiedzi cmoknął go w czubek nosa, po czym trącił go własnym i łagodnie przechylając głowę zbliżył wargi do jego. Zacisnął wplątaną w jego włosy dłoń i lekko pociągnął w tył, z igrającym na ustach uśmiechem zostawiając między nimi kilka milimetrów przestrzeni by przez chwilę oddychali tym samym powietrzem. Ciepłe wydechy osiadające mu na policzkach jednocześnie podbijały mu tętno i dawały mu wewnętrzny spokój. Nie raz zdarzało mu się budzić w środku nocy w panice, zwłaszcza ostatnimi czasy, i nic nie działało w tych chwilach lepiej niż upewnianie się, że jego mąż był obok i oddychał. Zwykle ponowne zaśnięcie umożliwiało mu zrównanie z nim oddechu i dokładnie to samo robił teraz, odsuwając od siebie wszelkie zmartwienia i troski by zamknąć się w nim w małej bańce, do której nikt ani nic nie miało wstępu.
- Kocham cię - szepnął, ot tak, bez szczególnego powodu poza faktem, że mężczyzna był i zawsze będzie jego całym światem. Od pierwszych wspólnych misji, kiedy wbrew sobie czuł potrzebę chronienia go przez krzywdą i pilnowania, by ten nie znikał mu z pola widzenia, podświadomie wiedział, że zrobiłby dla niego wszystko. Byle tylko widzieć zagłębienia w kącikach jego ust kiedy się uśmiechał, czytać emocje i niewypowiedziane słowa z głębi jego tęczówek, czuć na sobie jego dłonie jako jedyne, które akceptował w swojej przestrzeni osobistej niezależnie od sytuacji. Chciałby odjąć mu zmartwień, zapewnić że wszystko będzie dobrze, jednak musiał zadowolić się tym - trzymaniem go blisko i pilnowaniem by ten nie rozpadł się na kawałki pod zbyt silną falą wątpliwości. I to musiało mu wystarczyć dopóki nie znajdą wyjścia z dziury, którą wykopywali sobie całe życie.

Pablo Rivera-Sahin
28 y/o, 185 cm
Blade against the rain, carving out your name
Awatar użytkownika
I don't want no one to feel your body after me.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

   Był świadomy swojego stanu, co wcale w tej sytuacji nie pomagało, bo wywoływało dodatkowe poczucie winy. Nie chciał roztaczać wokół siebie ponurego nastroju i zarażać nim najbliższych. Musiał się rozluźnić, docenić czas, który jeszcze posiadał i wykorzystać go na coś lepszego, niż zawieszanie się w negatywnych scenariuszach. Nie działało to dobrze ani na niego, ani na jego najbliższych. Rose była już na tyle dużym dzieckiem, że wiele rzeczy wyczuwała, nawet jeżeli ich jeszcze nie rozumiała. Edward za to, na niego działało to pewnie dużo mocniej, a nie chciał sprawiać mu dodatkowej przykrości. W ogóle nie chciał go smucić, ale ich obecna sytuacja nie była zbyt różowa. W każdym razie powinien postarać się, żeby ogarniać zarówno temat, który im zagrażał, jednocześnie utrzymując domowe ciepło i ich zwyczajową, wypracowaną przez lata rodzinną rutynę.
   Słyszał, że dziewczynka została na górze, oglądając swój ulubiony film po raz kolejny, z takim samym zapałem, jak za każdym razem. Uwielbiał jej dziecięcą energię i czasami podglądał ją z zachwytem, bo była dla niego natchnieniem i motywacją, żeby szukać swojej własnej siły, bo inaczej pewnie by za nią nie nadążył.
   Poczuł się znacznie lepiej, kiedy miał już Eddiego tak blisko siebie i mógł czuć zapach jego skóry i ciepło ciała. Dłonie, które swoim dotykiem zawsze sprawiały, że czuł się znacznie bezpieczniej, znowu dodawały mu otuchy, kiedy tylko poczuł je na swoim ciele. Uniósł lekko kącik ust, widząc rozbawione spojrzenie i zapatrzył się w te oczy, znajdując w nich wszystko, czego w tej chwili potrzebował.
   一 Dlatego ci pomogę, żebyśmy mogli się później napracować razem również w łóżku 一 odparł cichym, lekko mrukliwym głosem, odchylając głowę, gdy tylko poczuł lekkie szarpnięcie. Wtedy musiał nieznacznie opuścić wzrok, aby mimo wszystko dalej wodzić nim po jego twarzy. Był wspaniały i nigdy nie mógł się nadziwić jakim cudem udało im się stworzyć coś tak pięknego na tak okrutnym świecie. Przesunął dłońmi po jego plecach pieszczotliwie, dalej pewnie go jednak przytrzymując.
   Usłyszał wyznanie i pozwolił mu zawisnąć między nimi, tak jak obłoki wydychanego przez nich powietrza, ciepłego i wilgotnego, mieszające się ze sobą. Naparł dłońmi na jego ciało, zdecydowanym ruchem przyciskając mężczyzna ciaśniej do siebie, a kiedy tylko dystans między nimi drastycznie się zmniejszył, złapał jego wargi swoimi i pocałował głęboko, penetrując wnętrze jego ust z mocno bijącym sercem, jak wtedy, kiedy całował go tak po raz pierwszy,
   Nabrał powietrza, kiedy puścił wilgotne wargi i szybkim ruchem przeniósł jedną z dłoni z jego pleców na szyję. Mięśnie napięły się, kiedy przytrzymał go mocno w miejscu, Ich policzki pawie się ze sobą zetknęły, gdy zbliżył usta do jego ucha.
   一 Gdyby małej nie było w domu, zrzuciłbym teraz wszystko z blatu i wziął cię na stole tak, jak ostatnio w kuchni. Pamiętasz? Lubię jak jesteś taki głośny 一 szepnął, a potem przekręcił głowę, przesunął językiem po jego policzku, a potem ucałował z uczuciem wilgotne miejsce. Przeniósł dłoń z jego szyi wyżej, sunąc opuszkami po ciepłej skórze i pogładził jego twarz kciukiem. 一 Też cię kocham.
   Podniósł się, przytrzymując go za biodra i oparł jego pośladki o brzeg stołu, dając jeszcze jednego mokrego całusa, a potem uśmiechnął się odrobinę rozbawiony i zerknął kątem oka na kuchnię.
   一 We dwóch uwiniemy się z tym szybciej, położymy Rose i może weźmiemy wspólną kąpiel, hm? 一 zaproponował, unosząc lekko jedną z brwi. Był nieugięty i nawet jeżeli Edward dalej protestował, to i tak nie zostawił go z tym chaosem samego. Zaśpiewał mu nawet w międzyczasie coś sprośnego po hiszpańsku, zerkając tylko czy córka przypadkiem nie zeszła na dół. Uczył ją tego języka i wolał, żeby nie przyswajała sobie jeszcze nieprzyzwoitych słów. Kiedy zniesione do kuchni naczynia były opłukiwane z resztek i pakowane przez Ediego do zmywarki, Pablo stanął za nim i kilka razy ucałował jego ramię i szyję, a potem umył stół i ogarnął podłogę z okruszków i innych resztek.
   一 Rose się jedynka rusza 一 powiedział w pewnym momencie, kiedy umył już dłonie, po czym zerknął na Edwarda kątem oka. Może i było to trochę wcześnie, ale według google nie za wcześnie. 一 Myślisz, że powinienem ją zabrać do dentysty? No i wiesz… ktoś się chyba będzie musiał niedługo wcielić we wróżkę zębuszkę 一 dodał i chociaż się starał, to nie mógł powstrzymać rozbawionego uśmiechu. 一 Nie ja 一 dodał szybko, bo wiadomo, że jak powie to szybciej, to wtedy Eddie nie będzie miał wyboru. Prawo dżungli.

Edward Rivera-Sahin
Myre
Sterowanie cudzą postacią bez uzgodnienia. Nie gram z AI.
ODPOWIEDZ

Wróć do „#1”