32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte

-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiźeńskiepostaćautor
Z racji zajmowania już pewnego stanowiska Marcie nie pełniła zwykłych dyżurów w komisariacie, przynajmniej w normalnych okolicznościach. Ale wiadomo, braki kadrowe, urlopy, choroby i tak dalej, a ktoś musiał zostać na posterunku i pilnować tych, którzy musieli spędzić dobę czy dwie za kratkami, żeby ułożyło im się w głowach.
Valentine miała mieć wolny wieczór – więc widniała przed nią upojna perspektywa spędzenia go w domu z Marcusem – zatem gdy otrzymała telefon z prośbą od dawnego kolegi, to nawet nie zastanawiała się. Zresztą sytuacja była wyjątkowa, jego żona była na końcówce ostatniego trymestru, dostała jakieś skurcze czy podobne doleliwości, więc zastępstwo było potrzebne na już. Ktokolwiek z odznaką nadałby się do tego zadania. Pół godziny później była już na miejscu i przejmowała dyżur od jednego z policjantów.
Dowiedziała się, kogo mieli dziś na pace. To oczywiście nie oznaczało, że z takim zestawieniem skończy nocną zmianę, bo był piątek, więc zapewne jakiś pijaczek, narkoman czy inny osobnik z potrzebami obnażania się w miejscu publicznym, zapewne pojawi się u nich, żeby kolejnego dnia sędzia zajął się jego sprawą. Pierwsze dwie godziny minęły jej spokojnie. Popijała kawkę ze stopami opartymi na blacie biurka i przeglądała dane w komputerze, sprawdzając, kto był obecnie na celowniku policji i jakie ciekawe osobistości ostatnio były w areszcie.
Wtedy do budynku wszedł sierżant Brown, czyli postawny, czarnoskóry mężczyzna razem z drobną dziewczyną, zakutą w kajdanki, którą od razu wprowadził do wolnej celi. Marceline odprowadziła ją wzrokiem, przywitała się z kolegą, który rzucił jej raport na biurko i zdał krótkie sprawozdanie z sytuacji, która doprowadziła do zatrzymania. Valentine przyjęła jego meldunek, po czym ten mógł już sobie odejść. Brunetka pochwyciła teczkę, w której znajdowała się notka policyjna i opis zdarzenia.
— Claire Price... ciekawy weekend się zapowiada, prawda? — zapytała, unosząc spojrzenie do góry znad notatek, by przyjrzeć się nowej zdobyczy. — I jak, warto było? — zapytała, rozglądając się dookoła po ich ukochanym komisariacie.
Claire Price
Valentine miała mieć wolny wieczór – więc widniała przed nią upojna perspektywa spędzenia go w domu z Marcusem – zatem gdy otrzymała telefon z prośbą od dawnego kolegi, to nawet nie zastanawiała się. Zresztą sytuacja była wyjątkowa, jego żona była na końcówce ostatniego trymestru, dostała jakieś skurcze czy podobne doleliwości, więc zastępstwo było potrzebne na już. Ktokolwiek z odznaką nadałby się do tego zadania. Pół godziny później była już na miejscu i przejmowała dyżur od jednego z policjantów.
Dowiedziała się, kogo mieli dziś na pace. To oczywiście nie oznaczało, że z takim zestawieniem skończy nocną zmianę, bo był piątek, więc zapewne jakiś pijaczek, narkoman czy inny osobnik z potrzebami obnażania się w miejscu publicznym, zapewne pojawi się u nich, żeby kolejnego dnia sędzia zajął się jego sprawą. Pierwsze dwie godziny minęły jej spokojnie. Popijała kawkę ze stopami opartymi na blacie biurka i przeglądała dane w komputerze, sprawdzając, kto był obecnie na celowniku policji i jakie ciekawe osobistości ostatnio były w areszcie.
Wtedy do budynku wszedł sierżant Brown, czyli postawny, czarnoskóry mężczyzna razem z drobną dziewczyną, zakutą w kajdanki, którą od razu wprowadził do wolnej celi. Marceline odprowadziła ją wzrokiem, przywitała się z kolegą, który rzucił jej raport na biurko i zdał krótkie sprawozdanie z sytuacji, która doprowadziła do zatrzymania. Valentine przyjęła jego meldunek, po czym ten mógł już sobie odejść. Brunetka pochwyciła teczkę, w której znajdowała się notka policyjna i opis zdarzenia.
— Claire Price... ciekawy weekend się zapowiada, prawda? — zapytała, unosząc spojrzenie do góry znad notatek, by przyjrzeć się nowej zdobyczy. — I jak, warto było? — zapytała, rozglądając się dookoła po ich ukochanym komisariacie.
Claire Price
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Marceline H. Valentine
To był ciężki wieczór dla Claire. Musiała to przyznać sama przed sobą. Imprezowała w trakcie szalonej nocy z przyjaciółkami. Drinków nie było końca, a pewnie gdyby nie zakończenie, to właśnie klęczałaby przed toaletą, pozbywając się kolorowych wymiocin z własnego organizmu. Wszystko można było o niej powiedzieć, ale gdy impreza za mocno wchodziła w jej duszę, nie mogła się powstrzymać.
Tańczyła na parkiecie, jakby jutra miało nie być. Wciąż uwiązana w tej dziwnej relacji medialnej, chciała poczuć się przez moment wolna. Tak, gdy otworzy oczy nie zastanawiać się nad tym, w jaki sposób skończy się dzień. Kolorowe światła, głośna muzyka, nic więcej dziewczyna w jej wieku nie potrzebowała do szczęścia. Chociaż była jedna sprawa, którą warto byłoby przytoczyć. To właśnie ona sprawiła, że Claire trafiła do tego miejsca.
Brudne męskie ręce. Zawsze na parkiecie wyglądało to w ten sam nielogiczny sposób. Pijani mężczyźni zbyt chętnie dotykali ładnych dziewczyn. Ona stała w miejscu z kostką w ustrojstwie, które stabilizowało jej kostkę, gdy poczuła ręce na swoich biodrach. Wtedy jeszcze nie zareagowała. Dopiero gdy zaczęły wchodzić pod jej krótką, czarną spódniczkę, zadziałała instynktownie. Przywaliła facetowi z pięści. Brat ją szkolił. Wiedziała, w jaki sposób uderzyć, by zabolało. Tak właśnie trafiła na komisariat. Na nic zdały się tłumaczenia, że to nie ona była ofiarą.
— Cudowny... nie dość, że nie mogę jeszcze normalnie chodzić, to przez jakiegoś dupka tutaj trafiłam. Wielka obraza, bo kobieta go pobiła — była całkowicie szczera. Chodzenie dalej powodowało u niej ból, więc dosyć niecodziennie pokuśtykała na komisariacie. Raczej nikt by się jej tu nie spodziewał. Włożyła niesforny kosmyk za ucho i utkwiła wzrok w policjantce. Ciekawiło ją, czy chociaż ona będzie w stanie zrozumieć jej perspektywę — zdecydowanie, przynajmniej nie będzie się więcej dobierał do moich pośladków, a przez tydzień wszyscy będą pytali, skąd to limo pod okiem — i właśnie wtedy wypięła swoją pierś do przodu, będąc dumną z własnych poczynań. Claire potrafiła być prawdziwą wariatką, kiedy ktoś postanowił wyprowadzić ją z równowagi.
To był ciężki wieczór dla Claire. Musiała to przyznać sama przed sobą. Imprezowała w trakcie szalonej nocy z przyjaciółkami. Drinków nie było końca, a pewnie gdyby nie zakończenie, to właśnie klęczałaby przed toaletą, pozbywając się kolorowych wymiocin z własnego organizmu. Wszystko można było o niej powiedzieć, ale gdy impreza za mocno wchodziła w jej duszę, nie mogła się powstrzymać.
Tańczyła na parkiecie, jakby jutra miało nie być. Wciąż uwiązana w tej dziwnej relacji medialnej, chciała poczuć się przez moment wolna. Tak, gdy otworzy oczy nie zastanawiać się nad tym, w jaki sposób skończy się dzień. Kolorowe światła, głośna muzyka, nic więcej dziewczyna w jej wieku nie potrzebowała do szczęścia. Chociaż była jedna sprawa, którą warto byłoby przytoczyć. To właśnie ona sprawiła, że Claire trafiła do tego miejsca.
Brudne męskie ręce. Zawsze na parkiecie wyglądało to w ten sam nielogiczny sposób. Pijani mężczyźni zbyt chętnie dotykali ładnych dziewczyn. Ona stała w miejscu z kostką w ustrojstwie, które stabilizowało jej kostkę, gdy poczuła ręce na swoich biodrach. Wtedy jeszcze nie zareagowała. Dopiero gdy zaczęły wchodzić pod jej krótką, czarną spódniczkę, zadziałała instynktownie. Przywaliła facetowi z pięści. Brat ją szkolił. Wiedziała, w jaki sposób uderzyć, by zabolało. Tak właśnie trafiła na komisariat. Na nic zdały się tłumaczenia, że to nie ona była ofiarą.
— Cudowny... nie dość, że nie mogę jeszcze normalnie chodzić, to przez jakiegoś dupka tutaj trafiłam. Wielka obraza, bo kobieta go pobiła — była całkowicie szczera. Chodzenie dalej powodowało u niej ból, więc dosyć niecodziennie pokuśtykała na komisariacie. Raczej nikt by się jej tu nie spodziewał. Włożyła niesforny kosmyk za ucho i utkwiła wzrok w policjantce. Ciekawiło ją, czy chociaż ona będzie w stanie zrozumieć jej perspektywę — zdecydowanie, przynajmniej nie będzie się więcej dobierał do moich pośladków, a przez tydzień wszyscy będą pytali, skąd to limo pod okiem — i właśnie wtedy wypięła swoją pierś do przodu, będąc dumną z własnych poczynań. Claire potrafiła być prawdziwą wariatką, kiedy ktoś postanowił wyprowadzić ją z równowagi.
32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte

-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiźeńskiepostaćautor
Marceline spodziewała się zaprzeczenia. To dotyczyło zarówno kobiet jak i mężczyzn, którzy trafiali do aresztu z powodu pobicia czy napaści. Ludzie robili co chcieli, nie kontrolowali swoich emocji, a gdy ktoś złapał ich za rękę, to nie byli w stanie przyznać do swojego wykroczenia. Było im głupio – nie za sam czyn, tylko za to, że ktoś wiedział, co zrobili.
Więc gdy Claire tak prędko przyznała się, to Valentine wiedziała, że to nie będzie sprawa tego typu. Zresztą oceniając ją szybko i powierzchownie – nie nadawała się na przemocowca, miała jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu, ważyła może maksymalnie pięćdziesiąt kilo, komu mogła zrobić krzywdę? Może dwunastolatkowi i to jeszcze takiemu, który był przed tym charakterystycznym wysokiem wzrostu w wieku młodzieńczym. Pierwsza odpowiedź, wprowadziła ją w koncentrację, a kolejna sprawiła, że wzrok brunetki ponownie powędrował na dokumenty. Zaczęła pośpiesznie przeskakiwać po znanych jej dobrze formułkach, z których nie wynikało nic szczególnego.
— Ciekawe, sierżant Brown nic nie wspomniał w raporcie o naruszaniu przestrzeni osobistej — powiedziała to ładnie, tak jak powinno zostać to zapisane w raporcie, jeżeli chodziłoby o działanie, które nie można było nazwać jeszcze konkretniej, czyli molestowaniem. Jednakże cały wywód opowiadał o tym, że pani Price była agresywna, chamska, pyskowała i jeszcze obrażała funkcjonariusza na służbie.
— Jak wyglądał ten mężczyzna? — zapytała Valentine z widocznym zastanowieniem na twarzy. Znała dobrze to miejsce, w którym doszło do zatrzymania – nie tylko z tego względu, że dawniej często wzywano tam policję, ale także dlatego, że różne służby lubiły tam wpadać, żeby się odchamić. O dziwo, dane tego mężczyzny nie były wymienione w żadnym miejscu, co już same w sobie było podejrzane i sugerowało konkretną odpowiedź.
— A to pamiątka z innej zabawy? — dopytała, wskazując ruchem brody na jej kostkę. Nie mogła zaufać jej od razu, tak po prostu, bo jednak znała dobrze ten schemat, gdzie każdy chciał w areszcie jak najsilniej się wybielić i opowiadał różne historie. Zatem na ten moment pytanie brzmiało, czy druga opowieść będzie przekonująca, czy wszystkie słowa Claire trafią do worka pt. „bajki”.
Claire Price
Więc gdy Claire tak prędko przyznała się, to Valentine wiedziała, że to nie będzie sprawa tego typu. Zresztą oceniając ją szybko i powierzchownie – nie nadawała się na przemocowca, miała jakieś metr sześćdziesiąt wzrostu, ważyła może maksymalnie pięćdziesiąt kilo, komu mogła zrobić krzywdę? Może dwunastolatkowi i to jeszcze takiemu, który był przed tym charakterystycznym wysokiem wzrostu w wieku młodzieńczym. Pierwsza odpowiedź, wprowadziła ją w koncentrację, a kolejna sprawiła, że wzrok brunetki ponownie powędrował na dokumenty. Zaczęła pośpiesznie przeskakiwać po znanych jej dobrze formułkach, z których nie wynikało nic szczególnego.
— Ciekawe, sierżant Brown nic nie wspomniał w raporcie o naruszaniu przestrzeni osobistej — powiedziała to ładnie, tak jak powinno zostać to zapisane w raporcie, jeżeli chodziłoby o działanie, które nie można było nazwać jeszcze konkretniej, czyli molestowaniem. Jednakże cały wywód opowiadał o tym, że pani Price była agresywna, chamska, pyskowała i jeszcze obrażała funkcjonariusza na służbie.
— Jak wyglądał ten mężczyzna? — zapytała Valentine z widocznym zastanowieniem na twarzy. Znała dobrze to miejsce, w którym doszło do zatrzymania – nie tylko z tego względu, że dawniej często wzywano tam policję, ale także dlatego, że różne służby lubiły tam wpadać, żeby się odchamić. O dziwo, dane tego mężczyzny nie były wymienione w żadnym miejscu, co już same w sobie było podejrzane i sugerowało konkretną odpowiedź.
— A to pamiątka z innej zabawy? — dopytała, wskazując ruchem brody na jej kostkę. Nie mogła zaufać jej od razu, tak po prostu, bo jednak znała dobrze ten schemat, gdzie każdy chciał w areszcie jak najsilniej się wybielić i opowiadał różne historie. Zatem na ten moment pytanie brzmiało, czy druga opowieść będzie przekonująca, czy wszystkie słowa Claire trafią do worka pt. „bajki”.
Claire Price
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Marceline H. Valentine
Miała nadzieję, że zaraz stąd wyjdzie. Ktoś wcześniej, czy później napisze o Claire na komisariacie. Widocznie jej kariera miała zakończyć się przez dostanie tytułu męskiej bokserki. Cóż, przynajmniej będzie z pompą. Druga noga drgała jej z nerwów. Chciała się opanować, ale nie liczyła, że ktokolwiek ją zrozumie. Siedziała jak na skazaniu, odliczając minuty do końca. Może tym razem powinna zadzwonić po Xaviera? Na pewno by ją zrozumiał. Śmiałby się wniebogłosy, odbierając ją z komisariatu. Nawet ona sama była na to gotowa.
— Oczywiście, że nie wspomniał, bo nawet nie chciał mnie słuchać — wycedziła Claire, wywracając oczyma. Co miał pomyśleć, gdy zobaczył faceta z limem? Może gdyby spytał oto kogokolwiek innego, wyglądałoby to inaczej? Wzięła głęboki oddech, próbując uporządkować swoje myśli w głowie — nawet nie mnie, ale chociażby moje przyjaciółki, które były na miejscu. Pierdolony seksista — ostatnie mruknęła już pod nosem. Chyba były jakieś wykroczenia związane z obrazą funkcjonariusza. Nie chciała tego sprawdzać. Wolała wyjść, jak gdyby nic na wolność, nie przejmując się wszystkimi dookoła. Nawet w tej policjantce, która siedziała przed nią, widziała nieufność. Sojusz jajników, co? Widocznie, gdy Cię skują, jest już nic nie warty, a ją to niesamowicie wzburzyło.
— Wysoki, łysy z tatuażem tygrysa na ramieniu, koło trzydziestki — tak przynajmniej się jej wydawało. Cała sprawa odbywała się w kolorach lamp klubowych. Nic dziwnego, że nie zauważyła jakichkolwiek innych oznak. Za to widziała, że mężczyźni się znali. Sojusz plemników rozkwitał w pełni, a ona nie mogła się bronić przed natarczywym samcem alfa. W końcu siedziała podirytowana, licząc na szybsze wyjście. Serce delikatnie jej drżało na samą myśl, że znalazła się w tym przeklętym miejscu. Nawet nie miała dwudziestu pięciu lat, a traktowali ją jak kryminalistkę.
— Nie — rzuciła speszonym tonem, a na jej twarzy pojawiły się mimowolnie rumieńce — przewróciłam się z kolorowym drinkiem, uderzając w kąt stołu, przez nieuwagę, bo zobaczyłam mojego crusha — wydukała z siebie, jakby właśnie przebywała na jakimś skazaniu. Przełknęła nerwowo ślinę i nawet nie spojrzała na policjantkę. Była zawstydzona własnym błędem. Szła spokojnie, by później jej ciało pokryło się kolorowym drinkiem, a ona... skręciła kostkę. Nie brzmiało to zbyt rzetelnie jej zdaniem. Chociaż lepiej niż kolejna nocna przygoda jako karateka przeciwko facetom.
Miała nadzieję, że zaraz stąd wyjdzie. Ktoś wcześniej, czy później napisze o Claire na komisariacie. Widocznie jej kariera miała zakończyć się przez dostanie tytułu męskiej bokserki. Cóż, przynajmniej będzie z pompą. Druga noga drgała jej z nerwów. Chciała się opanować, ale nie liczyła, że ktokolwiek ją zrozumie. Siedziała jak na skazaniu, odliczając minuty do końca. Może tym razem powinna zadzwonić po Xaviera? Na pewno by ją zrozumiał. Śmiałby się wniebogłosy, odbierając ją z komisariatu. Nawet ona sama była na to gotowa.
— Oczywiście, że nie wspomniał, bo nawet nie chciał mnie słuchać — wycedziła Claire, wywracając oczyma. Co miał pomyśleć, gdy zobaczył faceta z limem? Może gdyby spytał oto kogokolwiek innego, wyglądałoby to inaczej? Wzięła głęboki oddech, próbując uporządkować swoje myśli w głowie — nawet nie mnie, ale chociażby moje przyjaciółki, które były na miejscu. Pierdolony seksista — ostatnie mruknęła już pod nosem. Chyba były jakieś wykroczenia związane z obrazą funkcjonariusza. Nie chciała tego sprawdzać. Wolała wyjść, jak gdyby nic na wolność, nie przejmując się wszystkimi dookoła. Nawet w tej policjantce, która siedziała przed nią, widziała nieufność. Sojusz jajników, co? Widocznie, gdy Cię skują, jest już nic nie warty, a ją to niesamowicie wzburzyło.
— Wysoki, łysy z tatuażem tygrysa na ramieniu, koło trzydziestki — tak przynajmniej się jej wydawało. Cała sprawa odbywała się w kolorach lamp klubowych. Nic dziwnego, że nie zauważyła jakichkolwiek innych oznak. Za to widziała, że mężczyźni się znali. Sojusz plemników rozkwitał w pełni, a ona nie mogła się bronić przed natarczywym samcem alfa. W końcu siedziała podirytowana, licząc na szybsze wyjście. Serce delikatnie jej drżało na samą myśl, że znalazła się w tym przeklętym miejscu. Nawet nie miała dwudziestu pięciu lat, a traktowali ją jak kryminalistkę.
— Nie — rzuciła speszonym tonem, a na jej twarzy pojawiły się mimowolnie rumieńce — przewróciłam się z kolorowym drinkiem, uderzając w kąt stołu, przez nieuwagę, bo zobaczyłam mojego crusha — wydukała z siebie, jakby właśnie przebywała na jakimś skazaniu. Przełknęła nerwowo ślinę i nawet nie spojrzała na policjantkę. Była zawstydzona własnym błędem. Szła spokojnie, by później jej ciało pokryło się kolorowym drinkiem, a ona... skręciła kostkę. Nie brzmiało to zbyt rzetelnie jej zdaniem. Chociaż lepiej niż kolejna nocna przygoda jako karateka przeciwko facetom.
32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte

-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiźeńskiepostaćautor
Marceline wysłuchała jej do samego końca, powoli układając w głowie obraz tej całej historii. Nie miała problemów z przyjęciem niewzruszonego wyrazu twarzy, nawet jak wewnętrznie coś wyprowadzało ją z równowagi, jednak to nie oznaczało, że wewnątrz takie pozostawała taka spokojna. Jej spojrzenie nieruchomo tkwiło w tej kostce. A opowieść, którą usłyszała była... lekko ośmieszająca. To znaczy, młoda i ładna dziewczyna oglądała się za jakimś typkiem, który najpewniej na to nie zasługiwał. Nie brzmiało to na wymówkę tworzoną „na szybko”, bo w takiej raczej nikt z samego siebie nie robił małego pośmiewiska.
Gdy Claire skończyła mówić zapadła pomiędzy nimi wymowna cisza. Valentine nie ruszała się z miejsca, zastanawiając się nad tym wszystkim, co właśnie wydarzyło się tego wieczora. Próbowała przypomnieć sobie, co wiedziała bądź słyszała o sierżancie Brownie. Jednak nie odezwała się, nie skomentowała jej historii, wyglądało na to, że nie miała zrobić nic...
Aż niespodziewanie rzuciła teczką Price na biurko i wyrzuciła z siebie soczyste. — Ja pierdole! — ostatecznie nie wytrzymała. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, ustawiając się do dziewczyny bokiem. Nie powiedziała nic więcej, tylko zaraz prędko jej wzrok przeniósł się na komputer. Podeszła do niego i zaczęła z widocznymi nerwami klikać coś na klawiaturze i sprawdzać jakieś informacje w ich programie, na którym pracowali. Pokiwała głową z niezadowoleniem i mruknęła coś pod nosem, prawdopodobnie świetnie.
Nagle podniosła się do góry. Price nie widziała jej wyrazu twarzy, ale ten był niezadowolony. Kilka głębszych wdechów i odwróciła się w kierunku młodej dziewczyny. Podeszła kilka kroków bliżej, stanowczo za blisko, by podeprzeć się o metalowe pręty.
— Przywaliłaś niewłaściwemu kolesiowi. Ale przynajmniej mam nadzieję, że to limo utrzyma się przez kilka dni — powiedziała, nie zdradzając nic więcej, więc Claire musiała się domyślić, co pewnie już po części robiła, że to wszystko wyglądało dla niej kiepsko, nie dlatego, że zrobiła coś złego, ale dlatego, że postawiła się niewłaściwej osobie. — Nie mogę nic zrobić, bo zgłoszenie jest już w systemie. Musisz poczekać do jutra na przyśpieszoną rozprawę — powiedziała, jak to miało wyglądać. Tego typu sprawy trwały średnio 2 minuty, jedna osoba referowała, druga się przyznawała, wyrok zapadał w dziesięć sekund. Po nim prawdopodobnie Claire pójdzie sobie do domu, bo dostanie jakieś prace społeczne albo coś w tym stylu. Jej przedramiona opierały się na poprzecznych prętach, więc dłonie i tak zwisały do środka. Po swoich ostatnich słowach uniosła jedną z dłoni do góry i wyciągnęła do dziewczyny w geście przywitania. — Marceline.
Claire Price
Gdy Claire skończyła mówić zapadła pomiędzy nimi wymowna cisza. Valentine nie ruszała się z miejsca, zastanawiając się nad tym wszystkim, co właśnie wydarzyło się tego wieczora. Próbowała przypomnieć sobie, co wiedziała bądź słyszała o sierżancie Brownie. Jednak nie odezwała się, nie skomentowała jej historii, wyglądało na to, że nie miała zrobić nic...
Aż niespodziewanie rzuciła teczką Price na biurko i wyrzuciła z siebie soczyste. — Ja pierdole! — ostatecznie nie wytrzymała. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, ustawiając się do dziewczyny bokiem. Nie powiedziała nic więcej, tylko zaraz prędko jej wzrok przeniósł się na komputer. Podeszła do niego i zaczęła z widocznymi nerwami klikać coś na klawiaturze i sprawdzać jakieś informacje w ich programie, na którym pracowali. Pokiwała głową z niezadowoleniem i mruknęła coś pod nosem, prawdopodobnie świetnie.
Nagle podniosła się do góry. Price nie widziała jej wyrazu twarzy, ale ten był niezadowolony. Kilka głębszych wdechów i odwróciła się w kierunku młodej dziewczyny. Podeszła kilka kroków bliżej, stanowczo za blisko, by podeprzeć się o metalowe pręty.
— Przywaliłaś niewłaściwemu kolesiowi. Ale przynajmniej mam nadzieję, że to limo utrzyma się przez kilka dni — powiedziała, nie zdradzając nic więcej, więc Claire musiała się domyślić, co pewnie już po części robiła, że to wszystko wyglądało dla niej kiepsko, nie dlatego, że zrobiła coś złego, ale dlatego, że postawiła się niewłaściwej osobie. — Nie mogę nic zrobić, bo zgłoszenie jest już w systemie. Musisz poczekać do jutra na przyśpieszoną rozprawę — powiedziała, jak to miało wyglądać. Tego typu sprawy trwały średnio 2 minuty, jedna osoba referowała, druga się przyznawała, wyrok zapadał w dziesięć sekund. Po nim prawdopodobnie Claire pójdzie sobie do domu, bo dostanie jakieś prace społeczne albo coś w tym stylu. Jej przedramiona opierały się na poprzecznych prętach, więc dłonie i tak zwisały do środka. Po swoich ostatnich słowach uniosła jedną z dłoni do góry i wyciągnęła do dziewczyny w geście przywitania. — Marceline.
Claire Price
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Marceline H. Valentine
— Słucham? — spytała Claire, otwierając szerzej oczy. Nie spodziewała się przekleństwa ze strony policjantki. Zazwyczaj uważała ten zawód jako godny. Jednak tego wieczoru jej życie miało przewrócić się do góry nogami. Przynajmniej sam jego światopogląd. W końcu policja miała pomagać, a nie szkodzić. W głowie Claire był zbudowany przepiękny obraz. Policjant niczym w Brooklyn 9-9. Śmieszny, przystojny, ale przede wszystkim prawy. Taki, który chciał łapać przestępców, a nie takie płotki jak ona. Dalej samą siebie uważała za ofiarę. Stąd to zdziwienie tymi słowami, spowodowało u niej otworzenie delikatnie buzi.
Spoglądała na nią badawczym wzrokiem, próbując zrozumieć, co właściwie kryło się w tych ciemnych tęczówkach. Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się nad dalszymi krokami. Nawet nie zaważyła, gdy sama usiadła przy prętach tak, by być jak najbliżej policjantki. Miała w sobie odrobinę jakiegoś uroku. Krótkie włosy i te pełne usta. Westchnęła cicho. Będzie musiała spędzić w tej klatce dłuższy czas.
— Czyli dobrze rozumiem, że mam tu siedzieć, przez to że jakiś typ mnie zmolestował? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi. Czy to już nie powinna być pora, by zadzwonić po prawnika? Westchnęła ciężko, jakby właśnie odłożyła ciężki kamień na bok. — pierdolona sprawiedliwość tego kraju mnie zadziwia — wymruczała, wypuszczając powietrze z płuc. Sama nie wiedziała, co ją opętało. Złość była na tyle duża, że nie była w stanie zatrzymać własnego potoku słów. Wzięła głęboki oddech, próbując analizować całą sytuację — jemu nic za to nie grozi? Mam świadków — Claire nie mogła wyjść z szoku, że gość, który ją zmolestował, nie poniesie za to żadnej kary. Za to ona już tak i to całkiem dotkliwą. Siedzenie w areszcie nie należało do zbyt przyjemnych czynności. To były jedne z tych długich momentów, w których marzyła o swoim łóżku — broniłam się, to nie ja powinnam tu siedzieć — wymruczała, nadymając swoje policzki. Wyglądała jak chomiczek, który wszystkie swoje skarby magazynuje w buzi. Dopiero wspomnienie imienia policjantki, sprawiło, że wypuściła powietrze w buzi — moje imię już przeczytałaś w aktach — rzuciła, ściskając delikatnie dłoń policjantki. Uniosła delikatnie jeden kącik ust. Może wcale nie miała tak źle?
— Słucham? — spytała Claire, otwierając szerzej oczy. Nie spodziewała się przekleństwa ze strony policjantki. Zazwyczaj uważała ten zawód jako godny. Jednak tego wieczoru jej życie miało przewrócić się do góry nogami. Przynajmniej sam jego światopogląd. W końcu policja miała pomagać, a nie szkodzić. W głowie Claire był zbudowany przepiękny obraz. Policjant niczym w Brooklyn 9-9. Śmieszny, przystojny, ale przede wszystkim prawy. Taki, który chciał łapać przestępców, a nie takie płotki jak ona. Dalej samą siebie uważała za ofiarę. Stąd to zdziwienie tymi słowami, spowodowało u niej otworzenie delikatnie buzi.
Spoglądała na nią badawczym wzrokiem, próbując zrozumieć, co właściwie kryło się w tych ciemnych tęczówkach. Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się nad dalszymi krokami. Nawet nie zaważyła, gdy sama usiadła przy prętach tak, by być jak najbliżej policjantki. Miała w sobie odrobinę jakiegoś uroku. Krótkie włosy i te pełne usta. Westchnęła cicho. Będzie musiała spędzić w tej klatce dłuższy czas.
— Czyli dobrze rozumiem, że mam tu siedzieć, przez to że jakiś typ mnie zmolestował? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi. Czy to już nie powinna być pora, by zadzwonić po prawnika? Westchnęła ciężko, jakby właśnie odłożyła ciężki kamień na bok. — pierdolona sprawiedliwość tego kraju mnie zadziwia — wymruczała, wypuszczając powietrze z płuc. Sama nie wiedziała, co ją opętało. Złość była na tyle duża, że nie była w stanie zatrzymać własnego potoku słów. Wzięła głęboki oddech, próbując analizować całą sytuację — jemu nic za to nie grozi? Mam świadków — Claire nie mogła wyjść z szoku, że gość, który ją zmolestował, nie poniesie za to żadnej kary. Za to ona już tak i to całkiem dotkliwą. Siedzenie w areszcie nie należało do zbyt przyjemnych czynności. To były jedne z tych długich momentów, w których marzyła o swoim łóżku — broniłam się, to nie ja powinnam tu siedzieć — wymruczała, nadymając swoje policzki. Wyglądała jak chomiczek, który wszystkie swoje skarby magazynuje w buzi. Dopiero wspomnienie imienia policjantki, sprawiło, że wypuściła powietrze w buzi — moje imię już przeczytałaś w aktach — rzuciła, ściskając delikatnie dłoń policjantki. Uniosła delikatnie jeden kącik ust. Może wcale nie miała tak źle?
32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte

-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiźeńskiepostaćautor
Marceline dawno nie miała kontaktu z tym najbardziej przyziemnym światem policji. Czas zwyczajnych patrolów, wezwań na niespodziewane akcji i rutynowe zgłoszenia był już za nią. Ona teraz w głównej mierze zajmowała się rozwiązywaniem bardziej skomplikowanych spraw, które wymagały ogromnego skupienia, rozpracowania i setek godzin poświęconych na rozwiązanie jednego przypadku. Samą siebie nazywa specjalistą od przypadków beznadziejnych, gdyż najstarsza sprawa zaginięcia, którą rozwiązała dwa lata wcześniej, była starsza niż ona sama. Nawet nie było jej jeszcze planach, gdy doszło do tamtego zaginięcia – i jak wszyscy podejrzewali, morderstwa. Więc zetknięcie się ponownie z tym poziomem pracy – a raczej jego całkowitym brakiem – było dla niej niczym mała terapia szokowa, przypominająca jeden bardzo ważny fakt...
— Sprawiedliwość nie istnieje. To pompatyczne hasło rzucane w wyniosłych momentach, by ludzie wierzyli, że system kar nadal się sprawdza w dzisiejszym świecie — zacytowała. To nie były jej słowa, tylko pewnego mądrego człowieka, z którym kiedyś rozmawiała – gdy była jeszcze młodsza i dopiero uczyła się pracy, i który przekazał jej bardzo wiele, jednocześnie sprawiając, że była w tym miejscu swojego życia zawodowego.
— Nie radzę. To jeden z tych przypadków, gdzie mały szary człowiek nie ma szans z systemem — wyprostowała ją. Nie brzmiało to pocieszająco, ale wcale nie miało tak brzmieć. To było ostrzeżenie, że na tym świecie istnieją źli ludzie i lepiej było im nie podpadać, a z wszelkich interakcji najlepiej uciekać, bo jedynie co mogli zrobić, to sprawić więcej problemów w życiu.
Skinęła głową. Claire nie była się przedstawiać, bo przecież Marcie już ją poznała, jednakże chciała też się przedstawić, a nie być tylko „taką jedną policjantką, którą kiedyś spotkała”, choć w tych okolicznościach nie mogła za bardzo jej pomóc, to przynajmniej swoją postawą chciała jej pokazać, że była po jej stronie.
— Claire — wypowiedziała jej imię, nieco ciszej, po krótkiej pauzie. Jednocześnie uniosła spojrzenie do góry. Jej wyraz twarzy złagodniał, choć to pewnie wcale nie poprawiało tej całej okropnej sytuacji, w której znalazła się Price. — Rozumiem twoją złość, naprawdę, ale na ten moment nic więcej nie możesz zrobić... — urwała, a na jej twarzy pojawił się wyraz zastanowienia. — Znam jednego, dobrego prawnika z urzędu. Jakbyś chciała, to mogę do niego przedzwonić i poprosić, żeby wystąpił jutro o twoją sprawę... Nie wszyscy gliniarze to skurwysyny — dokończyła swoją wypowiedź, wychodząc z tą propozycją na poważnie. Bo skoro mógł trafić się jej jakiś nowicjusz, który nawet dobrze nie zreferuje sprawy, to jednak lepiej byłoby, żeby trafiła na człowieka, który miał doświadczenie w temacie – i przy okazji był lubiany przez sędziów.
Claire Price
— Sprawiedliwość nie istnieje. To pompatyczne hasło rzucane w wyniosłych momentach, by ludzie wierzyli, że system kar nadal się sprawdza w dzisiejszym świecie — zacytowała. To nie były jej słowa, tylko pewnego mądrego człowieka, z którym kiedyś rozmawiała – gdy była jeszcze młodsza i dopiero uczyła się pracy, i który przekazał jej bardzo wiele, jednocześnie sprawiając, że była w tym miejscu swojego życia zawodowego.
— Nie radzę. To jeden z tych przypadków, gdzie mały szary człowiek nie ma szans z systemem — wyprostowała ją. Nie brzmiało to pocieszająco, ale wcale nie miało tak brzmieć. To było ostrzeżenie, że na tym świecie istnieją źli ludzie i lepiej było im nie podpadać, a z wszelkich interakcji najlepiej uciekać, bo jedynie co mogli zrobić, to sprawić więcej problemów w życiu.
Skinęła głową. Claire nie była się przedstawiać, bo przecież Marcie już ją poznała, jednakże chciała też się przedstawić, a nie być tylko „taką jedną policjantką, którą kiedyś spotkała”, choć w tych okolicznościach nie mogła za bardzo jej pomóc, to przynajmniej swoją postawą chciała jej pokazać, że była po jej stronie.
— Claire — wypowiedziała jej imię, nieco ciszej, po krótkiej pauzie. Jednocześnie uniosła spojrzenie do góry. Jej wyraz twarzy złagodniał, choć to pewnie wcale nie poprawiało tej całej okropnej sytuacji, w której znalazła się Price. — Rozumiem twoją złość, naprawdę, ale na ten moment nic więcej nie możesz zrobić... — urwała, a na jej twarzy pojawił się wyraz zastanowienia. — Znam jednego, dobrego prawnika z urzędu. Jakbyś chciała, to mogę do niego przedzwonić i poprosić, żeby wystąpił jutro o twoją sprawę... Nie wszyscy gliniarze to skurwysyny — dokończyła swoją wypowiedź, wychodząc z tą propozycją na poważnie. Bo skoro mógł trafić się jej jakiś nowicjusz, który nawet dobrze nie zreferuje sprawy, to jednak lepiej byłoby, żeby trafiła na człowieka, który miał doświadczenie w temacie – i przy okazji był lubiany przez sędziów.
Claire Price
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Marceline H. Valentine
— Cudownie, no to mnie pocieszyłaś swoimi mądrościami — prychnęła Claire, wywracając swoimi oczami w teatralny sposób. Gdy była poddenerwowana mało spraw faktycznie do niej trafiało, we własnej złości potrafiła się zatracić. Chyba żadna emocja nie była w niej tak silna jak ta. Nawet miłość wydawała się być bardziej krucha. Złość Claire wynikała przede wszystkim z jej przedziwnego stylu bycia. Matka Meksykanka idealnie podkreślała, że to jedna z tych emocji, które były w stanie naprawdę sporo zmienić. Może dlatego nawet dla tej bogu winnej policjantki ulatywała para jej emocji.
— To co mam zrobić? — spytała naburmuszona, zakładając rękę na rękę — nie mogę zostać skazana za coś, czego nie zrobiłam — nadęła swoje policzki, próbując rozgryźć całą sytuację. Tylko nie potrafiła znaleźć nic racjonalnego, nic sensownego. Myśli wydawały się zlewać ze sobą nawzajem. Jedyne co była w stanie zrobić, to siedzieć na dupie. Nie mogła poprosić przyjaciółek, nie miała tylu pieniędzy, by wezwać dobrego prawnika. Do brata bała się zadzwonić, a tym bardziej do rodziców. Jej matka dostałaby zawału, gdyby dowiedziała się o tej całej sytuacji. Za to jej ojciec zostałby nielegalnym gangsterem, byle zgładzić człowieka, przez którego jego dziecko cierpiało.
Utkwiła wzrok w policjante. Marceline to było naprawdę ładne imię. Chciała by mogły spotkać się w innych okolicznościach. Choć została słabo potraktowana przez sierżanta, kobieta wydawała się ją rozumieć, uspokoić, nawet jeśli było to praktycznie niemożliwe do wykonania. Nawet współczuła zobaczenia jej w takim stanie.
— Nie potrafisz pocieszać ludzi, Marceline — nic już nie mogła zrobić, a Claire żyła tylko we własnym scenariuszu. Będzie walczyła, dopóki serce jej nie stanie. Dopiero kolejne słowa zwróciły bardziej uwagę dziewczyny. Jej oczy wyglądały tak, jakby na nowo pojawiła się w nich jakaś nadzieja — naprawdę będziesz to w stanie dla mnie zrobić? — spytała z delikatną nutą nieufności, wpatrując się w policjantkę. Szukała w niej zapewnienia. Mogłaby teraz skoczyć dla niej z mostu — co mogłabym dla Ciebie za to zrobić? To chyba duża przysługa — stwierdziła, przegryzając swoją dolną wargę z nerwów. Niby dostała ziarno nadziei, ale czy faktycznie będzie ono miało jakiś skutek?
— Cudownie, no to mnie pocieszyłaś swoimi mądrościami — prychnęła Claire, wywracając swoimi oczami w teatralny sposób. Gdy była poddenerwowana mało spraw faktycznie do niej trafiało, we własnej złości potrafiła się zatracić. Chyba żadna emocja nie była w niej tak silna jak ta. Nawet miłość wydawała się być bardziej krucha. Złość Claire wynikała przede wszystkim z jej przedziwnego stylu bycia. Matka Meksykanka idealnie podkreślała, że to jedna z tych emocji, które były w stanie naprawdę sporo zmienić. Może dlatego nawet dla tej bogu winnej policjantki ulatywała para jej emocji.
— To co mam zrobić? — spytała naburmuszona, zakładając rękę na rękę — nie mogę zostać skazana za coś, czego nie zrobiłam — nadęła swoje policzki, próbując rozgryźć całą sytuację. Tylko nie potrafiła znaleźć nic racjonalnego, nic sensownego. Myśli wydawały się zlewać ze sobą nawzajem. Jedyne co była w stanie zrobić, to siedzieć na dupie. Nie mogła poprosić przyjaciółek, nie miała tylu pieniędzy, by wezwać dobrego prawnika. Do brata bała się zadzwonić, a tym bardziej do rodziców. Jej matka dostałaby zawału, gdyby dowiedziała się o tej całej sytuacji. Za to jej ojciec zostałby nielegalnym gangsterem, byle zgładzić człowieka, przez którego jego dziecko cierpiało.
Utkwiła wzrok w policjante. Marceline to było naprawdę ładne imię. Chciała by mogły spotkać się w innych okolicznościach. Choć została słabo potraktowana przez sierżanta, kobieta wydawała się ją rozumieć, uspokoić, nawet jeśli było to praktycznie niemożliwe do wykonania. Nawet współczuła zobaczenia jej w takim stanie.
— Nie potrafisz pocieszać ludzi, Marceline — nic już nie mogła zrobić, a Claire żyła tylko we własnym scenariuszu. Będzie walczyła, dopóki serce jej nie stanie. Dopiero kolejne słowa zwróciły bardziej uwagę dziewczyny. Jej oczy wyglądały tak, jakby na nowo pojawiła się w nich jakaś nadzieja — naprawdę będziesz to w stanie dla mnie zrobić? — spytała z delikatną nutą nieufności, wpatrując się w policjantkę. Szukała w niej zapewnienia. Mogłaby teraz skoczyć dla niej z mostu — co mogłabym dla Ciebie za to zrobić? To chyba duża przysługa — stwierdziła, przegryzając swoją dolną wargę z nerwów. Niby dostała ziarno nadziei, ale czy faktycznie będzie ono miało jakiś skutek?
32 y/o, 173 cm
detektyw wydziału ds. poszukiwań i identyfikacji osób | TPS Headquarte

-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoenieobecnośćniewątki 18+takzaimkiźeńskiepostaćautor
Marceline nie była tam po to, żeby pocieszać. Właściwie nie musiała robić nic. Miała tylko być na posterunku i pilnować, żeby każdy, kto trafi na noc za kratki, doczekał do rana – niektórzy mieli bardzo dziwne pomysły – jednak nie podejrzewała panny Price o próbę targnięcia się na swoje życie, więc mogła zostawić ją w spokoju i niepewności, bez żadnego słowa rady czy pocieszenia, czy bez czegoś cenniejszego – bez prawdy, bo ona była gwarantowana u Valentine. Po co miałaby mówić, będzie dobrze, wszystko się wyjaśni, skoro wiedziała, że Claire podpadła niewłaściwemu facetowi i było pewne, że do tej całej mini rozprawy dojdzie. Jeżeli brunetka szukała sztucznych słów i nieszczerego pocieszenia, to źle trafiła.
— Zrobiłaś. Uderzyłaś go, sama przyznałaś się do tego z dumą. Za to będziesz osądzana, a nie za powody swojego zachowania — wytłumaczyła jej Valentine, jednocześnie opuszczając wzrok na jej dłoń, która nosiła na sobie ślady, które jednoznacznie świadczyły o tym, że była sprawczynią tego „ataku”. Claire była jeszcze młoda i najwidoczniej nie do końca wiedziała jeszcze, jak funkcjonował ten świat i jak bardzo potrafił być brutalny. Niestety jedną z lekcji miała otrzymać tej nocy.
Marcie skinęła głową i zerknęła na zegarek, żeby sprawdzić godzinę. Nie było jeszcze tak późno, wyciągnęła telefon, poklikała coś na jego ekranie i skierowała się w stronę drzwi.
— Zaraz wracam — rzuciła krótko. Nie chciała, żeby jej rozmowa była słyszana przez dziewczynę, jednak jeszcze gdy wychodziła z pomieszczenia, było słychać, jak przedstawiała się swojemu rozmówcy. Wróciła po niecałych pięciu minutach. Jej wyraz twarzy ponownie nie zdradzał zbyt wiele. Nie wyglądała na zadowoloną, ale też nie na zawiedzioną, nadal towarzyszyła jej zawodowa neutralność, z którą Claire zetknęła się na samym początku ich spotkania.
— Załatwione... A jeżeli chodzi o przysługę, to... powiedzmy, że zdam się na ciebie i twoją wyobraźnię — powiedziała już znacznie lżejszym tonem, niejako sobie żartując i zdobywając się na delikatny uśmiech. Moralność nie pozwalała jej, żeby zażyczyła sobie zadośćuczynienia czy rekompensaty, jednakże jeżeli Claire sama z siebie miałaby ochotę coś zaproponować, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby Marcie nie miałaby z tego skorzystać.
Claire Price
— Zrobiłaś. Uderzyłaś go, sama przyznałaś się do tego z dumą. Za to będziesz osądzana, a nie za powody swojego zachowania — wytłumaczyła jej Valentine, jednocześnie opuszczając wzrok na jej dłoń, która nosiła na sobie ślady, które jednoznacznie świadczyły o tym, że była sprawczynią tego „ataku”. Claire była jeszcze młoda i najwidoczniej nie do końca wiedziała jeszcze, jak funkcjonował ten świat i jak bardzo potrafił być brutalny. Niestety jedną z lekcji miała otrzymać tej nocy.
Marcie skinęła głową i zerknęła na zegarek, żeby sprawdzić godzinę. Nie było jeszcze tak późno, wyciągnęła telefon, poklikała coś na jego ekranie i skierowała się w stronę drzwi.
— Zaraz wracam — rzuciła krótko. Nie chciała, żeby jej rozmowa była słyszana przez dziewczynę, jednak jeszcze gdy wychodziła z pomieszczenia, było słychać, jak przedstawiała się swojemu rozmówcy. Wróciła po niecałych pięciu minutach. Jej wyraz twarzy ponownie nie zdradzał zbyt wiele. Nie wyglądała na zadowoloną, ale też nie na zawiedzioną, nadal towarzyszyła jej zawodowa neutralność, z którą Claire zetknęła się na samym początku ich spotkania.
— Załatwione... A jeżeli chodzi o przysługę, to... powiedzmy, że zdam się na ciebie i twoją wyobraźnię — powiedziała już znacznie lżejszym tonem, niejako sobie żartując i zdobywając się na delikatny uśmiech. Moralność nie pozwalała jej, żeby zażyczyła sobie zadośćuczynienia czy rekompensaty, jednakże jeżeli Claire sama z siebie miałaby ochotę coś zaproponować, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby Marcie nie miałaby z tego skorzystać.
Claire Price
marcie
⟡ zbyt wiele tematów w jednym poście
⟡ zbyt szybkie tempo - przeskakiwanie przez ważne momenty
⟡ ignorowanie wcześniej ustalonych faktów
⟡ brak rozwojowości w grze oraz spójności w charakterze postaci
⟡ deus ex machina, meta-gaming, powerplaying, mary sue
⟡ błędy językowe utrudniające zrozumienie
⟡ brak akapitów i ściany tekstu
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Marceline H. Valentine
Chwilę milczała. Pierwszy raz zabolały ją słowa policjantki. Nawet jeśli mówiła prawdę, ukuło ją to w serce. Czy naprawdę popełniła błąd w momencie uderzenia mężczyzny? Powinna godzić się na takie traktowanie? Nie istniała jednoznaczna odpowiedź, a ona nie potrafiła w żaden sposób jej sformułować. Bała się wypowiedzieć pewne słowa głośno, ale musiała to zrobić. Była bogu winna, ale tego faceta obrzuciłaby błotem.
— Twierdzisz, że powodu mojego postępowania nie mają znaczenia? — spytała gorzkim tonem, spoglądając na policjantkę intensywnym wzrokiem — no tak, lepiej by dziewczyny były molestowane — mruknęła już bardziej dla siebie pod nosem. Przymknęła oczy i ścisnęła swoje pięści dosyć mocno. Bała się tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie powstrzymała własnej siły. Albo co gorsze, gdyby nie zdobyła się na uderzenie mężczyzny. Nie potrzebowała pięknych słów, ale chciała usłyszeć jedno. Trafiła na złego człowieka, ale dobrze zareagowała.
— Mhm, dobrze — mruknęła, kiedy Marceline zniknęła. Sama Claire zwinęła się wtedy w kłębek nerwów. Marzyła o wyjściu z tego miejsca. Było puste, straszne, a dodatkowo śmierdziało. Jedyną osobą, która na całym posterunku wydawała się jej pozytywna, była policjantka. Wydawało się to głupie, ale chciała móc spojrzeć jeszcze raz w jej ciemne oczy. Kiwała się, wtulona we własne kolana, wyczekując, aż kobieta do niej wróci. Choć była wrogim policjantem, to teraz jedyne na co liczyła, to rozmowa.
Spojrzała jeszcze raz na Marceline. Delikatnie nadymając swoje policzki, zaczęła myśleć. Nie miała pieniędzy, by móc jej dać nagrodę pieniężną. Nie posiadała też odpowiednich zasobów, a najcenniejszy wydawał się dla niej czas. Mimo wszystko wzbudziła w niej dziwną sympatię. Siedziała przy niej, tłumaczyła, pewnie była to jej praca, ale Claire widziała w tym coś więcej.
— Niezobowiązujący drink? — spytała finalnie. Była w stanie, nawet kupić te w najdroższych pubach. Zarabiała, miała własne pieniądze, a niedługo jej zdjęcie sprzątającej ulicę, znajdzie się na pudelku — chyba tyle jest warta twoja pomoc, pani policjant? — uniosła delikatnie kąciki ust do góry. Pewnie rozmawiały jeszcze długo, aż Claire finalnie nie zasnęła. Ranek wydawał się najgorszy, bo czekają na nią pracę społeczne.
z/t x 2
Chwilę milczała. Pierwszy raz zabolały ją słowa policjantki. Nawet jeśli mówiła prawdę, ukuło ją to w serce. Czy naprawdę popełniła błąd w momencie uderzenia mężczyzny? Powinna godzić się na takie traktowanie? Nie istniała jednoznaczna odpowiedź, a ona nie potrafiła w żaden sposób jej sformułować. Bała się wypowiedzieć pewne słowa głośno, ale musiała to zrobić. Była bogu winna, ale tego faceta obrzuciłaby błotem.
— Twierdzisz, że powodu mojego postępowania nie mają znaczenia? — spytała gorzkim tonem, spoglądając na policjantkę intensywnym wzrokiem — no tak, lepiej by dziewczyny były molestowane — mruknęła już bardziej dla siebie pod nosem. Przymknęła oczy i ścisnęła swoje pięści dosyć mocno. Bała się tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie powstrzymała własnej siły. Albo co gorsze, gdyby nie zdobyła się na uderzenie mężczyzny. Nie potrzebowała pięknych słów, ale chciała usłyszeć jedno. Trafiła na złego człowieka, ale dobrze zareagowała.
— Mhm, dobrze — mruknęła, kiedy Marceline zniknęła. Sama Claire zwinęła się wtedy w kłębek nerwów. Marzyła o wyjściu z tego miejsca. Było puste, straszne, a dodatkowo śmierdziało. Jedyną osobą, która na całym posterunku wydawała się jej pozytywna, była policjantka. Wydawało się to głupie, ale chciała móc spojrzeć jeszcze raz w jej ciemne oczy. Kiwała się, wtulona we własne kolana, wyczekując, aż kobieta do niej wróci. Choć była wrogim policjantem, to teraz jedyne na co liczyła, to rozmowa.
Spojrzała jeszcze raz na Marceline. Delikatnie nadymając swoje policzki, zaczęła myśleć. Nie miała pieniędzy, by móc jej dać nagrodę pieniężną. Nie posiadała też odpowiednich zasobów, a najcenniejszy wydawał się dla niej czas. Mimo wszystko wzbudziła w niej dziwną sympatię. Siedziała przy niej, tłumaczyła, pewnie była to jej praca, ale Claire widziała w tym coś więcej.
— Niezobowiązujący drink? — spytała finalnie. Była w stanie, nawet kupić te w najdroższych pubach. Zarabiała, miała własne pieniądze, a niedługo jej zdjęcie sprzątającej ulicę, znajdzie się na pudelku — chyba tyle jest warta twoja pomoc, pani policjant? — uniosła delikatnie kąciki ust do góry. Pewnie rozmawiały jeszcze długo, aż Claire finalnie nie zasnęła. Ranek wydawał się najgorszy, bo czekają na nią pracę społeczne.
z/t x 2