-
🧿nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiKpostaćautor
Onur przynajmniej próbuje.
Ty raz jesteś, raz cię nie ma.
Wybrałeś kogoś innego.
Wszystkie te słowa trafiały w Emira z taką mocą, jakby niosły za sobą intencję sprawienia mu przykrości. Miał wrażenie, że Mavi przez cały ten rok czegoś mu nie powiedziała, a on nie umiejąc czytać w myślach, teraz płacił za swój błąd nie zrobienia czegoś, co może powinien. Na dodatek ten absurdalny zarzut zmiany fryzury był tak znikąd wyciągnięty, że aż zbił go z pantałyku.
Przez pierwsze parę sekund patrzył na nią niezrozumiale, marszcząc brwi i nie będąc w stanie nijak skontrować tego wszystkiego. Aż to deszcz i jej wyraźne widoczne łzy otrzeźwiły go na tyle, żeby znalazł znowu własny głos w gardle.
- Zawsze mnie obchodzisz, Mavi! Zawsze! - Podniósł głos. Nie do krzyku, ale podobnie do niej, wiedziony frustracją, gniewem i bólem, wychodził trochę z siebie. Rok spędzony poza Turcją, w codzienności zupełnie innej kultury nauczył go więcej zachodniości. Odpowiadała mu ta większa swoboda, otwartość i brak takiej presji, jaką czuł ze strony religijnych norm społecznych swojego kraju. Może dlatego i on zupełnie nie zwrócił uwagi na to, że stali na środku pustoszejącej ulicy, bo deszcz i burza skutecznie rozganiały przechodniów do domów.
Miał wrażenie, że kotłujące się emocje i to niekomfortowe uczucie bycia naprawdę niesprawiedliwie oskarżanym o zapomnienie o niej, zaczyna zaciskać mu się stalowym chwytem na klatce piersiowej.
- Myślisz, że ja nie czekałem?! Czekałem na te wakacje cały rok, z obawą, że więcej nie przylecisz, bo będziesz wolała spędzać je ze swoim chłopakiem. Ale wyraźnie nie przeszkadza ci to w flirtowaniu z Onurem! Może to ja powinienem mieć pretensje, że to ciebie nie obchodzi co ja czuję, kiedy wysłuchuję jego ciągłych przechwałek i widzę jak ten... jak... - Szukał odpowiednio obraźliwego, ale nie krzywdzącego słowa na określenie Onura, ale nie potrafił go z siebie wykrzesać. Był zazdrosny, owszem, ale obrażenie nieobecnego kolegi było chyba zbyt niskim upadkiem. Sapnął z frustracją, za nic mając coraz mocniej padający deszcz i wzmagający się przez to szum. Teraz aż koniecznością było podnoszenie głosu, żeby mogli się słyszeć. - Cholera, Mavi! Nie chcę żebyś chodziła na spacery z Onurem, to chcesz usłyszeć?! Wkurza mnie, że zachowuje się jakby był nie wiadomo kim, bo mnie nie było przez pierwszy miesiąc wakacji! Wkurza mnie, że kręci się obok ciebie, mówi o tobie jakbyś była jego i już uznaje, że będziesz jego żoną! - Złość kipiała w nim w sposób, z którym nie był w stanie poradzić sobie rozsądnie. Brzmiał dziecinnie, może nawet absurdalnie, ale nigdy jeszcze nie był tak zazdrosny, żeby niczym szczeniak wyrzucać z siebie żale, zamiast spróbować porozmawiać. Dodatkowo napędzała go złość Mavi. Obydwoje byli naładowani tak dziwną energią, że nie dało się tego nie czuć.
Mavi Ayers
Ty raz jesteś, raz cię nie ma.
Wybrałeś kogoś innego.
Wszystkie te słowa trafiały w Emira z taką mocą, jakby niosły za sobą intencję sprawienia mu przykrości. Miał wrażenie, że Mavi przez cały ten rok czegoś mu nie powiedziała, a on nie umiejąc czytać w myślach, teraz płacił za swój błąd nie zrobienia czegoś, co może powinien. Na dodatek ten absurdalny zarzut zmiany fryzury był tak znikąd wyciągnięty, że aż zbił go z pantałyku.
Przez pierwsze parę sekund patrzył na nią niezrozumiale, marszcząc brwi i nie będąc w stanie nijak skontrować tego wszystkiego. Aż to deszcz i jej wyraźne widoczne łzy otrzeźwiły go na tyle, żeby znalazł znowu własny głos w gardle.
- Zawsze mnie obchodzisz, Mavi! Zawsze! - Podniósł głos. Nie do krzyku, ale podobnie do niej, wiedziony frustracją, gniewem i bólem, wychodził trochę z siebie. Rok spędzony poza Turcją, w codzienności zupełnie innej kultury nauczył go więcej zachodniości. Odpowiadała mu ta większa swoboda, otwartość i brak takiej presji, jaką czuł ze strony religijnych norm społecznych swojego kraju. Może dlatego i on zupełnie nie zwrócił uwagi na to, że stali na środku pustoszejącej ulicy, bo deszcz i burza skutecznie rozganiały przechodniów do domów.
Miał wrażenie, że kotłujące się emocje i to niekomfortowe uczucie bycia naprawdę niesprawiedliwie oskarżanym o zapomnienie o niej, zaczyna zaciskać mu się stalowym chwytem na klatce piersiowej.
- Myślisz, że ja nie czekałem?! Czekałem na te wakacje cały rok, z obawą, że więcej nie przylecisz, bo będziesz wolała spędzać je ze swoim chłopakiem. Ale wyraźnie nie przeszkadza ci to w flirtowaniu z Onurem! Może to ja powinienem mieć pretensje, że to ciebie nie obchodzi co ja czuję, kiedy wysłuchuję jego ciągłych przechwałek i widzę jak ten... jak... - Szukał odpowiednio obraźliwego, ale nie krzywdzącego słowa na określenie Onura, ale nie potrafił go z siebie wykrzesać. Był zazdrosny, owszem, ale obrażenie nieobecnego kolegi było chyba zbyt niskim upadkiem. Sapnął z frustracją, za nic mając coraz mocniej padający deszcz i wzmagający się przez to szum. Teraz aż koniecznością było podnoszenie głosu, żeby mogli się słyszeć. - Cholera, Mavi! Nie chcę żebyś chodziła na spacery z Onurem, to chcesz usłyszeć?! Wkurza mnie, że zachowuje się jakby był nie wiadomo kim, bo mnie nie było przez pierwszy miesiąc wakacji! Wkurza mnie, że kręci się obok ciebie, mówi o tobie jakbyś była jego i już uznaje, że będziesz jego żoną! - Złość kipiała w nim w sposób, z którym nie był w stanie poradzić sobie rozsądnie. Brzmiał dziecinnie, może nawet absurdalnie, ale nigdy jeszcze nie był tak zazdrosny, żeby niczym szczeniak wyrzucać z siebie żale, zamiast spróbować porozmawiać. Dodatkowo napędzała go złość Mavi. Obydwoje byli naładowani tak dziwną energią, że nie dało się tego nie czuć.
Mavi Ayers
-
empatyczna i wrażliwa, nie mająca szczęścia w związkachnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Mavi miała wrażenie, że wszystko, co słyszy, uderza w nią jak grzmoty nad ich głowami. Każde jego słowo – o Onurze, o jej chłopaku, o tym, co go wkurza – brzmiało jakby właśnie próbował jej coś udowodnić. Serce waliło jej tak mocno, że czuła je w gardle, a w piersi zaciskał się bolesny supeł. Przysięgłaby, że nawet deszcz nie chłodził jej ciała – wręcz przeciwnie, w środku paliła się od środka, od gniewu, od tej okrutnej, niechcianej tęsknoty, która nagle rozlała się po niej ze zdwojoną siłą. Nie chciała tego słuchać. Nie chciała widzieć jego twarzy wykrzywionej złością i tym spojrzeniem, które kłuło w najczulsze miejsca. Nie była gotowa, by przyjąć na siebie jego zazdrość. Nie radziła sobie z otwartą konfrontacją.
W głowie panował chaos – obrazy Emira z przeszłości mieszały się z tym, co mówił teraz. Ich wspólne wakacje, głupie żarty, wieczorne rozmowy w ogrodzie przy świetle lampionów… i nagle on, stojący przed nią w strugach deszczu, wykrzykujący, że nie chce jej widzieć z kimś innym. Łzy zlewały się z kroplami burzy, nie wiedziała już, gdzie kończy się płacz, a zaczyna ulewa. Zrobiła krok do tyłu, potem drugi, jakby musiała odsunąć się od niego, bo inaczej straci grunt pod nogami. Ściskała tak mocno tobołek z kocem i ręcznikiem, że gdyby była to żywa istota to już by ją udusiła. Słowa o Onurze nie obeszły ją tak jak powinny - w końcu rozpowiadał, że będzie jego żoną. To było nieistotne. Nie traktowała go poważnie, a to co tutaj uważano za uderzanie w konkury, dla Mavi wychowanej w innej kulturze było niewinnym flirtem. Całą jej uwagę skupiał jednak Emir i chaos emocji z którymi w tej chwili nie potrafiła sobie poradzić. Chciało się jej płakać i krzyczeć nad niesprawiedliwością losu.
— Wiesz co? Wal się! — jej głos zadrżał, a potem zrobiła jedyną rzecz na którą było ją w tej chwili stać. Odwróciła się z zamiarem odejścia, bez znaczenia, czy w dobrą stronę. Teleportowałaby się prosto do swojego pokoju w Kanadzie. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak szybkiego powrotu do domu.
Emir Saylan
W głowie panował chaos – obrazy Emira z przeszłości mieszały się z tym, co mówił teraz. Ich wspólne wakacje, głupie żarty, wieczorne rozmowy w ogrodzie przy świetle lampionów… i nagle on, stojący przed nią w strugach deszczu, wykrzykujący, że nie chce jej widzieć z kimś innym. Łzy zlewały się z kroplami burzy, nie wiedziała już, gdzie kończy się płacz, a zaczyna ulewa. Zrobiła krok do tyłu, potem drugi, jakby musiała odsunąć się od niego, bo inaczej straci grunt pod nogami. Ściskała tak mocno tobołek z kocem i ręcznikiem, że gdyby była to żywa istota to już by ją udusiła. Słowa o Onurze nie obeszły ją tak jak powinny - w końcu rozpowiadał, że będzie jego żoną. To było nieistotne. Nie traktowała go poważnie, a to co tutaj uważano za uderzanie w konkury, dla Mavi wychowanej w innej kulturze było niewinnym flirtem. Całą jej uwagę skupiał jednak Emir i chaos emocji z którymi w tej chwili nie potrafiła sobie poradzić. Chciało się jej płakać i krzyczeć nad niesprawiedliwością losu.
— Wiesz co? Wal się! — jej głos zadrżał, a potem zrobiła jedyną rzecz na którą było ją w tej chwili stać. Odwróciła się z zamiarem odejścia, bez znaczenia, czy w dobrą stronę. Teleportowałaby się prosto do swojego pokoju w Kanadzie. Jeszcze nigdy nie pragnęła tak szybkiego powrotu do domu.

pepsi cola
ścian tekstu, bo męczą oczy || błędów logicznych || ignorowania czynności postaci || narzucania reakcji/zachowania
-
🧿nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiKpostaćautor
Wrażenie, że Mavi wymyka mu się z rąk, że ją traci bezpowrotnie, tak jak przez cały ten rok gdzieś głęboko tkwiła ta obawa, rozlało się po ciele lodowato. Tak, jakby krew mu zamarzła i zaczęła kłuć od wewnątrz. Było mu jednocześnie źle przez własne skołowanie, złość, ból i zazdrość i okropnie przez to, że ona płakała. Przez niego?
Ulewa rozpętała się na dobre, już nie tylko osiadając na włosach, ale mocząc je w pełni, spływając po twarzy, ciężko zawieszając coraz to nowe krople na rzęsach. Ale to nie woda cieknąca po kręgosłupie przyprawiała o nieprzyjemne dreszcze, a to, że Mavi się odsunęła. Krok. Drugi.
- Mavi... - Tym razem nie podnosił głosu, wyrzucił to z siebie prawie błagalnie, z zarzutem i bólem spływającym do formy prawie pytającej. Mogła go nie słyszeć pomiędzy szumem deszczu i grzmotami teraz przetaczającymi się bezpośrednio nad nimi. Nie chciał żeby odchodziła. Bał się, że jeśli to zrobi, jeśli on jej na to pozwoli, to straci ją na zawsze jako siostrę, jako przyjaciółkę, jako... jako kogoś, kim może mogłaby być, gdyby tylko sprzyjały temu okoliczności. Nie brał tego wcześniej pod uwagę. Nie brał tego teraz pod uwagę, bo przecież miała chłopaka, a jednak powód jego zazdrości, ta kiełkująca uparcie emocja już od jakiegoś czasu w ukryciu wypuszczająca korzenie, nie pozwoliła na to, żeby pozwolił jej się oddalić.
Zabolało, kiedy tak dobitnie słownie chciała go od siebie odepchnąć. Nie dał się temu i jak tylko się odwróciła, postąpił te dwa kroki naprzód, żeby złapać ją tym razem pod łokieć, pociągnąć nieco mocniej niż wcześniej, aż przez siłę odwrotu, którego się pewnie nie spodziewała, jej zaciśnięte na tobołku ręce zderzyły się z jego brzuchem.
Przez sekundę patrzył jej w oczy, te zapłakane, tak niebywale zielone, śliczne oczy, które zwróciłyby uwagę każdego, i nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jak ją zatrzymać, jak przekonać, że wcale nie wybrał kogoś innego, wcale nie jest mu obojętna, myśli o niej i chce, żeby było jad dawniej. Albo inaczej, ale żeby było, bo nie zniósłby nie bycia. Nie było na to odpowiednich słów, nie było czasu na słowa, bo uciekłaby zanim skończyłby zdanie. Zrobił coś innego. Coś, czego nie planował, a co nastąpiło samo z siebie, instynktownie.
Pocałował ją. Mocno, tęsknie, tak, jakby faktycznie walczyli o coś, czego przecież między nimi nie było. Chyba? Ujął jej twarz w dłonie i dopiero przy kolejnym grzmocie oderwał się od niej i spojrzał ponownie w oczy z... przerażeniem, że mógł bardziej zjebać i jednocześnie zupełnie nowym rodzajem pewności, że to jest to, co powinien zrobić już rok temu.
Mavi Ayers
Ulewa rozpętała się na dobre, już nie tylko osiadając na włosach, ale mocząc je w pełni, spływając po twarzy, ciężko zawieszając coraz to nowe krople na rzęsach. Ale to nie woda cieknąca po kręgosłupie przyprawiała o nieprzyjemne dreszcze, a to, że Mavi się odsunęła. Krok. Drugi.
- Mavi... - Tym razem nie podnosił głosu, wyrzucił to z siebie prawie błagalnie, z zarzutem i bólem spływającym do formy prawie pytającej. Mogła go nie słyszeć pomiędzy szumem deszczu i grzmotami teraz przetaczającymi się bezpośrednio nad nimi. Nie chciał żeby odchodziła. Bał się, że jeśli to zrobi, jeśli on jej na to pozwoli, to straci ją na zawsze jako siostrę, jako przyjaciółkę, jako... jako kogoś, kim może mogłaby być, gdyby tylko sprzyjały temu okoliczności. Nie brał tego wcześniej pod uwagę. Nie brał tego teraz pod uwagę, bo przecież miała chłopaka, a jednak powód jego zazdrości, ta kiełkująca uparcie emocja już od jakiegoś czasu w ukryciu wypuszczająca korzenie, nie pozwoliła na to, żeby pozwolił jej się oddalić.
Zabolało, kiedy tak dobitnie słownie chciała go od siebie odepchnąć. Nie dał się temu i jak tylko się odwróciła, postąpił te dwa kroki naprzód, żeby złapać ją tym razem pod łokieć, pociągnąć nieco mocniej niż wcześniej, aż przez siłę odwrotu, którego się pewnie nie spodziewała, jej zaciśnięte na tobołku ręce zderzyły się z jego brzuchem.
Przez sekundę patrzył jej w oczy, te zapłakane, tak niebywale zielone, śliczne oczy, które zwróciłyby uwagę każdego, i nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jak ją zatrzymać, jak przekonać, że wcale nie wybrał kogoś innego, wcale nie jest mu obojętna, myśli o niej i chce, żeby było jad dawniej. Albo inaczej, ale żeby było, bo nie zniósłby nie bycia. Nie było na to odpowiednich słów, nie było czasu na słowa, bo uciekłaby zanim skończyłby zdanie. Zrobił coś innego. Coś, czego nie planował, a co nastąpiło samo z siebie, instynktownie.
Pocałował ją. Mocno, tęsknie, tak, jakby faktycznie walczyli o coś, czego przecież między nimi nie było. Chyba? Ujął jej twarz w dłonie i dopiero przy kolejnym grzmocie oderwał się od niej i spojrzał ponownie w oczy z... przerażeniem, że mógł bardziej zjebać i jednocześnie zupełnie nowym rodzajem pewności, że to jest to, co powinien zrobić już rok temu.
Mavi Ayers
-
empatyczna i wrażliwa, nie mająca szczęścia w związkachnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Przez pierwszą sekundę nie rozumiała, co się dzieje. Była jeszcze w ruchu, w tym chaosie emocji, które pchały ją do ucieczki, a nagle zamiast kroku naprzód poczuła gwałtowne szarpnięcie, zetknięcie z jego ciałem i… jego usta na swoich. Świat jakby zatrzymał się w miejscu, a deszcz przestał istnieć. Nie słyszała już grzmotów, nie czuła ciężaru mokrych włosów przyklejonych do twarzy. Liczył się tylko Emir. Zaskoczenie najpierw sparaliżowało jej ciało, ale już po chwili przez ten szok przebiło się inne uczucie, silniejsze, głębsze. Jakby wreszcie znalazła brakujący element układanki, którego przez rok szukała na oślep, sama nie wiedząc, czego jej brakuje. Wszystko, co czuła – gniew, ból, zawód, tęsknotę – nagle zlało się w jedno i nabrało sensu. To właśnie miało znaczenie. On. Nie Onur, nie Travis, nie przelotne zauroczenia czy ucieczki od samej siebie. Emir.
Z Travisem całowanie zawsze było proste, lekkie, miłe. Ale też powierzchowne – jak gra w udawanie, że wszystko jest dobrze, że pasują do siebie. Z Emirem było zupełnie inaczej. Ten pocałunek miał ciężar, głębię, jakby każde ich wspomnienie, każde niedopowiedzenie i każda nieprzespana noc skumulowały się właśnie w tej jednej chwili. Jej palce drgnęły, zaciskając się na tobołku, który wciąż ściskała jak tarczę, ale ta tarcza nie była już potrzebna. Puściła go, pozwalając, by upadł na mokry bruk z głuchym plaśnięciem. W następnej chwili obie ręce powędrowały ku jego karkowi, potem objęły go mocniej, pewniej, jakby chciała zatrzymać go przy sobie za wszelką cenę. Pociągnęła go do siebie jeszcze bliżej, powtarzając pocałunek już z własnej woli. Czuła jego dłonie na swojej twarzy, ciepłe mimo deszczu, i nagle nic innego nie miało znaczenia. Nie liczyło się, że to było szalone, że rok temu wybrał inaczej, że wciąż oficjalnie miała chłopaka. Wszystkie te granice rozsypały się w jednej sekundzie. Serce waliło jak oszalałe, ale tym razem nie z bólu – z czegoś, co przypominało ulgę, radość, spełnienie. Odchyliła się od niego na moment, tyle by złapać oddech, patrząc w jego oczy. W zieleni jej spojrzenia odbijało się wszystko – szok, łzy, ale przede wszystkim ta świeżo odkryta pewność, że w końcu jest tak, jak być powinno. Uśmiechnęła się i pocałowałaby go ponownie, gdyby nie głośny grzmot nad ich głowami. Najbliższym schronieniem były drzewa lub wiata przystankowa.
- Musimy przeczekać gdzieś burzę! - szum deszczu był tak głośny, że musiała podnieść głos. Widoczność zmalała, tworząc wszędzie szare ściany z kropli. Ulice zamieniały się w potoki.
Emir Saylan
Z Travisem całowanie zawsze było proste, lekkie, miłe. Ale też powierzchowne – jak gra w udawanie, że wszystko jest dobrze, że pasują do siebie. Z Emirem było zupełnie inaczej. Ten pocałunek miał ciężar, głębię, jakby każde ich wspomnienie, każde niedopowiedzenie i każda nieprzespana noc skumulowały się właśnie w tej jednej chwili. Jej palce drgnęły, zaciskając się na tobołku, który wciąż ściskała jak tarczę, ale ta tarcza nie była już potrzebna. Puściła go, pozwalając, by upadł na mokry bruk z głuchym plaśnięciem. W następnej chwili obie ręce powędrowały ku jego karkowi, potem objęły go mocniej, pewniej, jakby chciała zatrzymać go przy sobie za wszelką cenę. Pociągnęła go do siebie jeszcze bliżej, powtarzając pocałunek już z własnej woli. Czuła jego dłonie na swojej twarzy, ciepłe mimo deszczu, i nagle nic innego nie miało znaczenia. Nie liczyło się, że to było szalone, że rok temu wybrał inaczej, że wciąż oficjalnie miała chłopaka. Wszystkie te granice rozsypały się w jednej sekundzie. Serce waliło jak oszalałe, ale tym razem nie z bólu – z czegoś, co przypominało ulgę, radość, spełnienie. Odchyliła się od niego na moment, tyle by złapać oddech, patrząc w jego oczy. W zieleni jej spojrzenia odbijało się wszystko – szok, łzy, ale przede wszystkim ta świeżo odkryta pewność, że w końcu jest tak, jak być powinno. Uśmiechnęła się i pocałowałaby go ponownie, gdyby nie głośny grzmot nad ich głowami. Najbliższym schronieniem były drzewa lub wiata przystankowa.
- Musimy przeczekać gdzieś burzę! - szum deszczu był tak głośny, że musiała podnieść głos. Widoczność zmalała, tworząc wszędzie szare ściany z kropli. Ulice zamieniały się w potoki.

pepsi cola
ścian tekstu, bo męczą oczy || błędów logicznych || ignorowania czynności postaci || narzucania reakcji/zachowania
-
🧿nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiKpostaćautor
Przez długie kilka sekund nie słyszał niczego innego, poza biciem własnego serca dudniącym w uszach. Ten moment zawieszenia pomiędzy pocałunkami był tak wypełniony niepewnością, że ciągnął się w nieskończoność. Nigdy wcześniej nie zrobił czegoś takiego i nawet nie chodziło o pocałunek na środku ulicy w trakcie ulewy. Nigdy wcześniej nie odważył się pomyśleć o całowaniu Mavi. Nigdy nie wciskał się tam, gdzie nie powinien - a przecież nie powinien jej całować wiedząc, że ma chłopaka. Nigdy też nie zrobił czegoś w ten sposób nie fair wobec swojej dziewczyny, nawet jeśli ze związku powoli zostawały jedynie zgliszcza. Zawsze wstrzymywany przez narzucane normy społeczne, tradycje, przekonania, religię, teraz miał to wszystko za nic. Rok w kraju o zupełnie innej kulturze dał mu zupełnie inną perspektywę. Nie myślał już o tym w kategoriach "nie powinienem, bo jesteśmy na ulicy", bo liczyło się coś dużo bardziej kompleksowego i ważnego, niż opinia potencjalnych gapiów.
Nie potrafiłby powiedzieć ile czasu trwał ten pocałunek. Nie było to ważne. Tak jak i deszcz przemaczający ich ubrania nie był ważny, ani tobołek nasiąkający deszczówką. Ważna była bliskość Mavi, jej ramiona oplatające go tak, jakby nie chciała go puścić, jej bliskość i obecność. Serce biło w piersi tak mocno, jakby chciało roztrzaskać mostek, czuł gęsią skórkę nie mającą nic wspólnego z chłodem, a koktajl emocji wezbrał tak mocno, że nie wiedział na czym najpierw się skupić.
Roześmiał się. Kiedy tylko oderwała się od jego ust i znowu spojrzał w jej przymrużone oczy, zauważył jej uśmiech, za którym tak bardzo tęsknił, niekontrolowany śmiech radości wyrwał mu się z krtani. Jakby potrzebował jakoś wyładować to, co kumulowało się wewnątrz. Pogładził kciukami jej policzki w bezsensownym geście próby osuszenia jej łez, mimo że już dawno spłynęły razem z kroplami deszczu. Rozejrzał się na boki w poszukiwaniu schronienia, nadal trzymając ją blisko siebie. Wiata przystanku wydawała się nieco solidniejszą osłoną.
- Chodź! - Również musiał podnieść głos. Schylił się żeby chwycić obciążony wodą tobołek, złapał Mavi za dłoń i zanosząc się śmiechem podbiegli do przystanku. Ostrożnie, żeby nie pośliznęła się w klapkach, ale rozchlapując wodę z powstałych kałuż bez przejmowania się tym, że się moczą. Już i tak byli przemoczeni.
Odłożył ociekający wodą tobołek na ławkę przystanku i zapomniał o nim w momencie, jak tylko go puścił. Odwrócił się w pełni w stronę Mavi i nie mogąc przestać się uśmiechać przyjrzał się jej mokrej buzi, roześmianym oczom i ustom rozciągniętym w uśmiechu. Odgarnął włosy przyklejone do twarzy i założył za uszy, żeby nie przeszkadzały. Starł starannie ściekające krople z czoła, policzków i skroni. I to wszystko z wciąż nerwowym, ale szczęśliwym uśmiechem.
- A rano nie zapowiadało się na deszcz. - Chciał ją znowu pocałować, bardzo. Ale czuł też potrzebę zaobserwowania, czy nie było to zbyt szalone. - Ani na burzę. Ani na... inne rzeczy... - Uśmiechnął się nieco szerzej, może troszkę głupawo, bo jakby rano ktoś powiedział mu, że będzie się dzisiaj całował z Mavi w deszczu, to uznałby to za najlepszy żarcik miesiąca.
Mavi Ayers
Nie potrafiłby powiedzieć ile czasu trwał ten pocałunek. Nie było to ważne. Tak jak i deszcz przemaczający ich ubrania nie był ważny, ani tobołek nasiąkający deszczówką. Ważna była bliskość Mavi, jej ramiona oplatające go tak, jakby nie chciała go puścić, jej bliskość i obecność. Serce biło w piersi tak mocno, jakby chciało roztrzaskać mostek, czuł gęsią skórkę nie mającą nic wspólnego z chłodem, a koktajl emocji wezbrał tak mocno, że nie wiedział na czym najpierw się skupić.
Roześmiał się. Kiedy tylko oderwała się od jego ust i znowu spojrzał w jej przymrużone oczy, zauważył jej uśmiech, za którym tak bardzo tęsknił, niekontrolowany śmiech radości wyrwał mu się z krtani. Jakby potrzebował jakoś wyładować to, co kumulowało się wewnątrz. Pogładził kciukami jej policzki w bezsensownym geście próby osuszenia jej łez, mimo że już dawno spłynęły razem z kroplami deszczu. Rozejrzał się na boki w poszukiwaniu schronienia, nadal trzymając ją blisko siebie. Wiata przystanku wydawała się nieco solidniejszą osłoną.
- Chodź! - Również musiał podnieść głos. Schylił się żeby chwycić obciążony wodą tobołek, złapał Mavi za dłoń i zanosząc się śmiechem podbiegli do przystanku. Ostrożnie, żeby nie pośliznęła się w klapkach, ale rozchlapując wodę z powstałych kałuż bez przejmowania się tym, że się moczą. Już i tak byli przemoczeni.
Odłożył ociekający wodą tobołek na ławkę przystanku i zapomniał o nim w momencie, jak tylko go puścił. Odwrócił się w pełni w stronę Mavi i nie mogąc przestać się uśmiechać przyjrzał się jej mokrej buzi, roześmianym oczom i ustom rozciągniętym w uśmiechu. Odgarnął włosy przyklejone do twarzy i założył za uszy, żeby nie przeszkadzały. Starł starannie ściekające krople z czoła, policzków i skroni. I to wszystko z wciąż nerwowym, ale szczęśliwym uśmiechem.
- A rano nie zapowiadało się na deszcz. - Chciał ją znowu pocałować, bardzo. Ale czuł też potrzebę zaobserwowania, czy nie było to zbyt szalone. - Ani na burzę. Ani na... inne rzeczy... - Uśmiechnął się nieco szerzej, może troszkę głupawo, bo jakby rano ktoś powiedział mu, że będzie się dzisiaj całował z Mavi w deszczu, to uznałby to za najlepszy żarcik miesiąca.
Mavi Ayers
-
empatyczna i wrażliwa, nie mająca szczęścia w związkachnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskiepostaćautor
Mavi stała przez moment w pół kroku, jakby potrzebowała kilku oddechów, żeby dogonić to, co właśnie się wydarzyło. Deszcz bębnił w dach wiaty, rozchlapywał się z krawędzi w drobne strużki, a ona czuła, jak każda kropla z jej włosów spływa po karku, w ten denerwujący sposób. Patrzyła na Emira – na jego oczy wciąż rozświetlone śmiechem, na kosmyki mokrych włosów przyklejonych do skroni, na usta, których smak przed chwilą poznała – i nagle poczuła w piersi coś, co było jednocześnie spokojem i dzikim przyspieszeniem. Jakby serce wreszcie odnalazło własny rytm.
— Wiesz… — zaczęła, ale głos uwiązł jej w gardle, jakby każde słowo mogło zburzyć delikatną równowagę tej chwili. Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się krótko, bardziej do siebie niż do niego — Chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa, że prognozy się pomyliły.
Mocniej zacisnęła palce na jego dłoni, którą wciąż trzymała w swojej, i zrobiła mały krok w jego stronę. Bliskość Emira była przytłaczająca w najpiękniejszy możliwy sposób – pachniał deszczem, ciepłem, czymś znajomym, co przywoływało wszystkie wspomnienia z dzieciństwa i jednocześnie budziło zupełnie nowe, nieznane dotąd drżenie. Travis nagle wydał się kimś odległym, niemal abstrakcyjnym – jak imię z książki przeczytanej dawno temu. Zrozumiała, że nigdy nie czuła przy nim tego, co teraz. Z Emirem nie musiała niczego udawać ani tłumaczyć; wszystko po prostu było. Uniosła wolną dłoń i delikatnie poprawiła mu mokre pasma włosów, które zsunęły się na czoło. Przy poprzedniej fryzurze byłoby to bardziej efektowne.
— Jak wrócimy do domu? — zapytała, choć nie chciała wracać. Powiedziała to tylko dlatego, że nie wiedziała co powiedzieć. Pocałunek był zaskoczeniem, minie chwila nim oswoi się z tym co zrobili.
Emir Saylan
— Wiesz… — zaczęła, ale głos uwiązł jej w gardle, jakby każde słowo mogło zburzyć delikatną równowagę tej chwili. Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się krótko, bardziej do siebie niż do niego — Chyba nigdy nie byłam tak szczęśliwa, że prognozy się pomyliły.
Mocniej zacisnęła palce na jego dłoni, którą wciąż trzymała w swojej, i zrobiła mały krok w jego stronę. Bliskość Emira była przytłaczająca w najpiękniejszy możliwy sposób – pachniał deszczem, ciepłem, czymś znajomym, co przywoływało wszystkie wspomnienia z dzieciństwa i jednocześnie budziło zupełnie nowe, nieznane dotąd drżenie. Travis nagle wydał się kimś odległym, niemal abstrakcyjnym – jak imię z książki przeczytanej dawno temu. Zrozumiała, że nigdy nie czuła przy nim tego, co teraz. Z Emirem nie musiała niczego udawać ani tłumaczyć; wszystko po prostu było. Uniosła wolną dłoń i delikatnie poprawiła mu mokre pasma włosów, które zsunęły się na czoło. Przy poprzedniej fryzurze byłoby to bardziej efektowne.
— Jak wrócimy do domu? — zapytała, choć nie chciała wracać. Powiedziała to tylko dlatego, że nie wiedziała co powiedzieć. Pocałunek był zaskoczeniem, minie chwila nim oswoi się z tym co zrobili.

pepsi cola
ścian tekstu, bo męczą oczy || błędów logicznych || ignorowania czynności postaci || narzucania reakcji/zachowania