ODPOWIEDZ
37 y/o, 185 cm
koordynator wydarzeń w Nathan Phillips Square
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Kto by pomyślał, że wybór lokalu padnie akurat na taki, w którym gra się w ping ponga? Prawda była taka, że Jim lubił to miejsce i specjalnie postanowił wyciągnąć tam Patricka. Ledwo wrócił do kraju, jet lag mu pewnie już minął i był pełen energii na rozegranie meczu przy piwku. No, w przypadku Pata trzeba było wziąć poprawkę na to, że będzie to bezalkoholowe albo inna cola, bo kumpel nie pił alkoholu. Voclain w ogóle wiódł dziwne życie, ale to nie dlatego, że nie pił, tylko dlatego, że Hawkins niewiele wiedział o tym, czym się zajmował i co robił. Nie drążył, i dobrze, bo prawda była taka, że gdyby się wszystkiego dowiedział, od razu by tego pożałował. W niektórych przypadkach niewiedza jest błogosławieństwem.
Lokal nie był jeszcze zatłoczony, być może dlatego, że były to godziny popołudniowe a nie wieczorne, więc bez problemu znaleźli wolny stół i pograli piłeczkę z paletkami z baru, przy okazji zamawiając sobie coś do picia.
- Jak Afryka? - tyle wiedział, więc zapytał. Pat był spalony słońcem, nie dało się ukryć, że zamiast z kanadyjskimi zimami mierzył się se skwarem i upałami. Sam Jim za nimi nie przepadał; być może dlatego, że był ryży i piegowaty, przez co jego skóra zamiast brązowieć, robiła się czerwona, schodziła z niego skóra, a potem wszystko znikało, pozostawiając po sobie garście dodatkowych piegów.
Upił łyk swojego piwa i odstawił pokal na stojący przy blacie do gry stolik (na kartonowej podkładce, na samym jej środku, równo, gdyby postawił szklankę przy krawędzi, musiałby poprawić) a następnie podrzucił piłeczkę, żeby ją odbić.
- Justin jest w tym tygodniu u Janice - minęło pięć lat, odkąd Voclain wyjechał, przegapił rozstanie Jima i jego dziewczyny. Mieli dziecko, ale nie mieli ślubu, więc uniknęli połowy biegania po urzędach. Nie towarzyszyły temu żadne burze i pioruny, rozeszli się w dobrych stosunkach, załatwiając z prawnikiem kwestie rodzicielskie, żeby wszystko było na papierku i miało ręce i nogi. Ich syn był dla nich najważniejszy.

Patrick Voclain
39 y/o, 189 cm
🐍 egzekutor na usługach mafii (again) 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Były komandos Joint Task Force 2, powrócił do Toronto, aby odnaleźć brata i złoić mu tyłek;
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Hawkins należał do nielicznego grona znajomych Patricka z którymi łączyło go coś więcej, niż potencjalne wyświadczanie przysług, czy wymienianie uprzejmości. Z Jimem rozmawiał na więcej tematów i dłużej, interesował się tym co ma do powiedzenia i nie zawsze poddawał to dogłębnej analizie - czyli czuł się w jego towarzystwie zrelaksowany. No i Jim wraz z małym Justinem znali Marion, jedyną kobietę, którą kiedykolwiek pokochał. Totalne przeciwieństwo, energiczna i bardzo towarzyska, potrafiąca z każdego wykrzesać choćby najsłabszy cień uśmiechu. Patrick stracił dla niej głowę. Na tyle, że opuścił gardę, bo uwierzył w swój własny happy end. Rzeczywistość okazała się jednak brutalna.
Nigdy nie mówił Jimowi o swoich problemach z przestępczością zorganizowaną. Wszystko sprowadzało się do niepokornego młodszego brata i byciu weteranem JTF2, który próbuje zorganizować sobie życie na nowo.
- Dobrze - odparł, starając się nie rozglądać już tak bardzo po lokalu, jakby szukał kogoś wzrokiem. Nowe miejsca budziły w nim napięcie z którym radził sobie tak jak na wojskowego przystało. Brał jednak przykład z Jima, wmawiając sobie, że tak właśnie zachowuje się normalny człowiek, a nie wybrali się na piwo, aby opracowywać plan przejęcia władzy nad światem.
- Byłem nawet w wiadomościach. Niedosłownie - spojrzał na ryżego i po chwili mrugnął, bo zdał sobie sprawę, co mu się na język cisnęło - Nosorożec zabił szychę z Toronto.

Tak, nosorożec Patrick. Nachylił się i złapał w usta słomkę, popijając swoje piwo z sokiem malinowym.
- Co tam u młodego? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem, bo choć z dziećmi nie miał wiele styku to Justina zapamiętał jako małego berbecia wpychającego sobie wszystko do ust. Nawet ziemię z kwiatka. Kupił dzieciakowi maskotkę lwa i odkrył przerażającą rzecz - ośmiolatki już nie bawią się pluszakami. Oglądają za to Gwiezdne Wojny. Pat przegapił ten etap swojego dorastania. Siorbnął kolejny łyk, aż bąbelki poszły nosem.




Jim Hawkins
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
37 y/o, 185 cm
koordynator wydarzeń w Nathan Phillips Square
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Pamiętał Marion. Miła z niej była kobieta i miał wrażenie, że miała na Patricka dobry wpływ. Niestety, zginęła w wypadku, przez co dobrze zapowiadająca się relacja dobiegła końca. Nigdy nie poruszał tego tematu z Voclainem domyślając się, że to by było dla niego po prostu zbyt bolesne. Zniknął z resztą z Toronto, ba, z kraju, na kilka ładnych lat.
Czasem obserwował u Patricka dziwne odruchy, ale starał się je normalizować, w końcu facet w był w wojsku, miał pewnie swoje przyzwyczajenia i odruchy, a z takimi czasem nic nie da się zrobić - sam przecież w restauracjach przecierał chusteczką lub serwetką sztućce, które dostał i miał całą masę innych dziwactw, na widok których inni tylko wywracali oczami.
- Ale że polował na niego i się doigrał? - nie domyślił się, co dokładnie Pat miał na myśli, ale to i dobrze. - Fatalna sprawa, no, ale sam sobie winien.
Lubił zwierzęta i nie rozumiał, jak można sobie w dwudziestym pierwszym wieku urządzać polowania dla zabawy, szczególnie na rzadkie gatunki. Popierał to, czym się zajmował Patrick w Afryce, a przynajmniej to, co myślał, że robi.
Odbił piłeczkę, dosłownie, nie metaforycznie i zdał sobie sprawę z tego, że nie zaczęli liczyć punktów. Z resztą, można grać i tak, dla samego, wesołego odbijania.
- Zaraz wraca do szkoły, zacznie się znowu pogoń po sklepach za zeszytami i mazakami. Rok temu królowały żółwie ninja, ale w tym to nie przejdzie - pokręcił głową. Na szczęście Janice brała na siebie takie zakupy; była bardziej asertywna od Jima, który pewnie kupiłby dzieciakowi wszystko, co ten by uznał, że mu będzie w szkole potrzebne. I połowa okazałaby się zbędna. - Ucieszył się z lwa. Pluszak oficjalnie dołączył do figurkowej drużyny Jedi. - pokiwał głową. Doceniał to, że Voclain pamiętał, w końcu wcale nie musiał, Justin chyba go nawet nie pamiętał. Był zbyt mały, gdy Patrick wyjeżdżał.
- Byku, nie zakrztuś się.

Patrick Voclain
39 y/o, 189 cm
🐍 egzekutor na usługach mafii (again) 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Były komandos Joint Task Force 2, powrócił do Toronto, aby odnaleźć brata i złoić mu tyłek;
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Uśmiechnął się krzywo, słysząc ostrzeżenie Jima, i machnął lekko dłonią, jakby chciał go zapewnić, że kontroluje sytuację. Prawda była taka, że przez moment faktycznie poczuł lekkie pieczenie w nosie od gazu, ale nie zamierzał się do tego przyznać. Zbyt często łapał się na tym, że w towarzystwie Hawkinsa jego czujność opadała. Może dlatego, że Jim nie zadawał pytań, które mogłyby postawić go w niewygodnym świetle. Po prostu grali, odbijali piłeczkę i rozmawiali o rzeczach prostych, codziennych.
Pochylił się, żeby odebrać piłeczkę, która podskoczyła na krawędzi stołu i spadła. Kucnął z wojskową automatycznością, podniósł ją i wrócił na pozycję. Jego ruchy były oszczędne, ale precyzyjne – jakby nawet w ping pongu nie potrafił wyzbyć się dyscypliny. Odbił piłeczkę mocniej, niż zamierzał. Ta wylądowała poza stołem i potoczyła się pod sąsiedni blat. Westchnął cicho, zostawiając Jimowi rolę tego, który przyniesie zgubę.
– Jedi i lew w jednej drużynie. Mocna ekipa. Dobrze, że ma te swoje pasje – mruknął, mając na myśli Justina i jego Gwiezdne Wojny – Łatwiej wtedy przejść przez szkolne piekło – sam pamiętał, jak to było. Nie miał figurek ani pluszaków, tylko rozbite kolana i pokaleczone pięści. Dzieciństwo Voclainów było okropne, bez ani grama ciepła i rodzicielskiej miłości. Patrick nie pamiętał nic dobrego, może przez to, że złe rzeczy bardziej zapadały w pamięć. Odbił piłeczkę miękko, tym razem celniej. Wzrok mu jednak odpłynął na chwilę – wspomnienie Marion, uśmiechniętej, z Justinem na rękach, sprzed lat. Ścisnęło go gdzieś pod mostkiem, ale nie pozwolił, by twarz zdradziła więcej. Zmrużył oczy, wrócił do gry.
– Pilnuj punktów, Hawkins. Ja się gubię – rzucił krótko, jakby chciał odgonić własne myśli kolejną wymianą.



Jim Hawkins
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
37 y/o, 185 cm
koordynator wydarzeń w Nathan Phillips Square
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Piłeczka migrowała - z jednego końca stołu do gry na drugi i z powrotem. Kiedy Patrick schylił się by ją podnieść, Jim wykorzystał okazję by upić łyk piwa, zerkając kątem oka na kumpla. Poruszał się jakby to była musztra, a nie koleżeński pojedynek pingpongowy. Nie zdążył odstawić szklanki kiedy ten wykonał odbicie, jednak miał nadzieję, że mu się uda odpowiednio daleko wyciągnąć rękę, w której trzymał paletkę. I udało, tyle, że uderzenie Voclaina było na tyle mocne, że piłeczka odbiła się od stołu i poleciała dalej.
- Szlag - bąknął pod nosem odstawiając piwo na stolik i w kilku krokach skoczył po turlającą się zgubę. Że też Pat musiał tak przyłożyć, aż stęknął nurkując pod sąsiednim stołem. Żeby mu tylko w krzyżu nie strzeliło, bo będzie musiał oddać wygraną walkowerem.
- Stary zlituj się - sapnął podnosząc się i wracając na miejsce, żeby odbić. Prawda była jednak taka, że i tak spędzał sporo czasu na podłodze, kiedy był jego tydzień opieki nad Justinem. - Nie jest źle, ma sporo kolegów.
Wiedział, że szkolne lata Voclaina nie należały do najlżejszych, może dlatego wybrał taką ścieżkę kariery, a nie inną. Z Janice od samego początku starali się uczyć Justina szacunku dla innych, to była podstawa jakichkolwiek relacji i życia w społeczeństwie. Jakakolwiek bójka? Nie, nie. Chyba, że w naprawdę słusznej sprawie. Choć wolałby, żeby jego syn w żadną się nigdy nie wdał.
- To musimy zacząć od teraz, bo nie liczyłem - przyznał łapiąc piłeczkę. Odłożył na moment paletkę, żeby upić kolejny łyk piwa. - Powiedzmy, że pierwszy punkt dla ciebie - powiedział odstawiając szklankę i zaserwował.

Kostka!
Wynik parzysty: piłeczka wpada do szklanki Patricka
Wynik nieparzysty: Patrick odbija piłeczkę do szklanki Jima

Patrick Voclain
39 y/o, 189 cm
🐍 egzekutor na usługach mafii (again) 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Były komandos Joint Task Force 2, powrócił do Toronto, aby odnaleźć brata i złoić mu tyłek;
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nie zdążył nawet dobrze ustawić nóg, kiedy serw Jima poleciał nieco za wysoko. Piłeczka zatoczyła łuk, uderzyła o kant stołu, odbiła się raz, drugi… i z pluskiem wpadła prosto do jego szklanki. Na moment patrzył na to z niedowierzaniem, jakby próbował sobie ułożyć w głowie tor lotu, który doprowadził do takiego finału. Piana uniosła się lekko, bąbelki zabulgotały, a żółtawy płyn spłynął po ściankach z cichym syknięciem. Patrick podniósł wzrok na Jima i uniósł jedną brew, kącik ust drgnął mu w uśmiechu. To był dokładnie ten rodzaj absurdu, którego mu brakowało – zwykły, głupi zbieg okoliczności, który nie wiązał się z żadnym zagrożeniem ani konsekwencją.
– Hawkins… – zaczął poważnym tonem, a potem potrząsnął głową – Wisisz mi piwo – odstawił szklankę na bok, bo wyławianie piłeczki palcami z napoju wyglądało dla niego groteskowo. Sięgnął po słomkę, zamieszał, wyciągnął piłeczkę jakimś dziwnie zręcznym manewrem, po czym odłożył ją na serwetkę. Uśmiechnął się półgębkiem, patrząc jak Jim stara się nie parsknąć śmiechem. W środku poczuł lekkie rozluźnienie, które było czymś rzadkim – śmiech zawsze wydawał mu się luksusem, ale teraz pozwolił sobie na krótki, gardłowy śmiech.
– Masz punkt – rzucił krótko, jakby chciał oddać mu zwycięstwo w tej rundzie w ramach rekompensaty. Otarł dłonie w spodnie, chwycił z powrotem paletkę – Naciesz się nim, bo zaraz złoję ci dupsko – w oczach miał błysk rywalizacji, nie wojennej, tylko tej lekkiej, przyjacielskiej.

Jeszcze zanim zdążyli rozegrać kolejną wymianę, do stołu podeszło dwóch facetów. Mieli po dwadzieścia parę lat, ubrani w casualowe bluzy, pachnący tanim piwem i papierosami. Wyglądali na takich, co lubią zaczepki. Jeden z nich – wyższy, z krótko ogoloną głową – oparł się ręką o blat stołu, pochylając się w stronę Jima.
– Jim Morgan?! – rzucił zaczepnie – To ty zrobiłeś dzieciaka mojej siostrze i spierdoliłeś?! – głos miał wystarczająco głośny, by kilka osób w lokalu odwróciło głowy. Patrick uniósł spojrzenie znad paletki. W pierwszej chwili pomyślał, że to pomyłka, ale sposób, w jaki obcy mrużył oczy i jak zbliżył się do Jima, nie pozostawiał złudzeń – chciał zwady. Jego kumpel, niższy i tęższy, stanął obok, wyraźnie gotowy do roli „asysty”.



Jim Hawkins
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
37 y/o, 185 cm
koordynator wydarzeń w Nathan Phillips Square
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Serwując mógłby zawołać "Hadouken!", wtedy piłeczka wpadająca do szklanki z piwem Patricka mogłaby zrobić dużo większe wrażenie, ale nie pomyślał o tym. Gdyby to był film, czas w trakcie lotu piłeczki by zwolnił a ujęcie skupiłoby się na pryskających wokół małych kropelkach cienkiego alkoholu doprawionego sokiem malinowym. Kiedy piwo chlupnęło, a Pat wyciągnął plastikową kulkę na serwetkę, Jim aż parsknął nie potrafiąc dłużej ukryć rozbawienia.
- Stary, to się liczy za dwa punkty, albo nawet za trzy - pokręcił głową ze śmiechem. Fakt, zamierzał mu to piwo odkupić, dlatego wyciągnął rękę w stronę bary, który znajdował się nieopodal, więc nie musiał ani odchodzić od stołu do gry, ani krzyczeć - można jeszcze jedno? Z soczkiem? Z malinowym, kolega lubi - uśmiechnął się do barmana.
Uniósł lekko podbródek, kiedy Voclain się odgrażał, że jest lepszy w ping ponga i przerzucił paletkę z dłoni do dłoni, popisując się jak dzieciak. Bo Jim, pomimo swoich niemal czterdziestu lat na karku był dużym dzieciakiem. Albo pierwszorzędnym millenialsem. Lubił klocki lego, grał w gry na konsoli i lubił animowane seriale dla dorosłych. Podobnie rzecz się miała z kinem superbohaterskim (ile z resztą osób wychowało się na animacjach x-menów z lat 90?), czy innymi, podobnymi zajawkami. Można by pomyśleć, że facet się do niczego nie nadaje, ale miał tego ośmioletniego dzieciaka, był odpowiedzialny i poważny, kiedy było trzeba. Takie rzeczy po prostu trzeba jakoś łączyć. I chyba mu się to udawało. Już miał wołać zaczepnie "no, dajesz", kiedy podeszło do nich młodocianych drabów. Jim opuścił paletkę, bo imię się zgadzało, ale to było tyle.
- Nie, nie ten gość - nie lubił takich sytuacji, zawsze unikał zwad bo nigdy nie był gościem, który potrafił się bić czy szukał zaczepek. Dzisiaj zaczepka znalazła go sama. - Musisz szukać dalej.
Czuł w kościach, że słowa mogą nie wystarczyć, ale co miał robić. Zerknął na Patricka kręcąc lekko głową i dając mu tym samym znać, że nie wie, o co chodzi. Janice nie miała brata.

Patrick Voclain
39 y/o, 189 cm
🐍 egzekutor na usługach mafii (again) 🦂 freelancer
Awatar użytkownika
Były komandos Joint Task Force 2, powrócił do Toronto, aby odnaleźć brata i złoić mu tyłek;
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Patrzył na nich uważnie, gdy Jim próbował wytłumaczyć, że to nie on. W oczach wyższego pojawił się błysk, który Patrick znał aż za dobrze – prawdopodobnie nie chodziło o żadną siostrę, tylko o pretekst. Typ chciał rozróby, a kumpel przy nodze tylko czekał na sygnał.
– Myślisz, że jesteś taki cwany? – wyższy szturchnął Jima w ramię. Patrick odłożył paletkę na blat. Ruch powolny, metodyczny. Jego sylwetka nagle zdominowała przestrzeń. Nie musiał krzyczeć ani grozić – wystarczyło spojrzenie, to chłodne, które wyłapywało każdy ich grymas.
– Mówi, że to nie on – odezwał się cicho – A ja mówię, że macie iść.
Niższy parsknął śmiechem, próbując dodać sobie odwagi.

– Co, obrońca się znalazł? – i ruszył pierwszy, łapiąc Patricka za koszulę. Błąd. Voclain odsunął jego rękę błyskawicznie, skręcił nadgarstek i pchnął go na stół. Ten zgiął się z sykiem, tracąc rezon. Drugi spróbował wyprowadzić cios, ale Patrick schylił się, unikając uderzenia, i odpowiedział krótkim, kontrolowanym ciosem w brzuch. Wystarczyło – tamten zgiął się wpół, wydając z siebie dźwięk przypominający kaszel zmieszany ze skomleniem. Nie poprawiał. Cofnął się o krok, podniósł z powrotem paletkę. Odetchnął, tonując własny puls, który przyspieszył jak na polu walki. Zwalczył pokusę rzucenia się na nich i zrobienia lepszego użytku z pięści. Łatwo było stracić nad sobą panowanie w takiej sytuacji, ale Patricka powstrzymywała obecność Jima, który raczej nie nawykł do barowych bójek. Dwójka, nie tak twarda, jak udawała, zrozumiała aluzję. Odeszli, mamrocząc pod nosem, ale już bez odwagi w oczach.
Możliwe jednak, że wrócą w większej liczbie, albo zaczają się na Jima. Przetarł kciukiem po knykciach, czując na sobie spojrzenia innych.
- Wszystko w porządku? Znałeś ich? - zapytał.



Ukrywanie treści: włączone
Hidebb Message Hidden Description



Jim Hawkins
pepsi cola
metafory, które nie mają sensu / metagaming / "poetyckość" będąca grafomanią / grafomania / lanie wody, które w 99% jest niepotrzebne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „SPIN”