ODPOWIEDZ
31 y/o, 170 cm
Piszę dla The Globe and The Mail
Awatar użytkownika
I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Skoro już tu jesteś, to możesz zabrać swoje rzeczy — rzuciła, kiedy Romain zaparkował na jej podjeździe.
Nie było tego wiele, pewnie nawet nie pamiętał, że coś u niej zostawił. Zebrał się tylko niewielki karton z jego koszulkami, które często służyły jej za piżamę, trochę kosmetyków (które po dwóch latach i tak nadają się jedynie do wyrzucenia), kilka książek i sweter, który kiedyś pożyczył jej podczas późnego spaceru nad jeziorem Ontario. Ot, zwykłe graty, które zbierały się przez kilka lat związku. W końcu początkowo dryfowali między jego mieszkaniem a jej niewielkim domkiem, ciągle czegoś zapominając. Pamiętała, jak była szczęśliwa, gdy zaproponował, by razem zamieszkali. Jednak nawet wtedy jakiś cichy głosik podpowiadał jej, by trzymała się planu B i nadal skrupulatnie spłacała kredyt na dom. Może w tym tkwił błąd? Może powinna rzucić się na głęboką wodę i po prostu uwierzyć, że między nimi wszystko będzie dobrze i nie potrzebuje innego planu?
Przepraszam, wysłałabym ci je wcześniej, ale zaraz po… wszystkim wyjechałam i nie miałam do tego głowyani serca, dodała w myślach.
Zastanawiała się, czy wiedział, gdzie była przez te dwa lata. Jeśli kupował The Globe and Mail albo zaglądał na ich stronę internetową, pewnie nie raz widział artykuły podpisane jej nazwiskiem. Pytanie tylko, czy w ogóle go to interesowało.

Wysiadła z jego drogiego, jak przypuszczała, samochodu i zaczęła grzebać w torebce, szukając kluczy. Ciekawe, co by powiedział, gdyby dowiedział się, że Mabel nadal jeździ swoim gratem swoją strzałą. Cóż, miała do niej sentyment.
Podeszła pod frontowe drzwi, nadal szukając kluczy.
Potrzymaj… — Podawała mu po kolei przedmioty ze swojej torebki. Portfel, dokumenty ze szpitala, stare paragony, kubek termiczny, parasol, puszkę fasoli (to długa historia), ale kluczy nie było. Złapała się za nasadę nosa i zamknęła oczy. Miała już serdecznie dość tego pieprzonego dnia.
Zostały w redakcji — powiedziała zrezygnowana, odbierając od niego swój dobytek i ciskając go z powrotem do torebki. — A redakcja jest zamknięta i otworzą dopiero o siódmej…
Była chodzącym chaosem. Nic dziwnego, że nie pasowała do jego poukładanego świata.
Chodź — Pociągnęła go nagle za rękę. Zaprowadziła na tył domu i wskazała uchylone okno do łazienki. Nie było wysoko, może półtorej metra. Bułka z masłem.
Podsadź mnie — teraz jej głos brzmiał, jakby nie znosił sprzeciwu.
Spojrzała na niego z wyczekiwaniem i pospiesznie puściła jego dłoń, jakby się sparzyła.

Romain Sinclair :stickhihi:
P.
Pustych zdań, które nic nie wnoszą i dziwnych metafor O.o
38 y/o, 187 cm
dyrektor szpitala w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność.
chirurg plastyczny
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Po tym jak znaleźli się w jego samochodzie (drogim, zgadza się), czuł się tak, jakby wpadł w króliczą dziurę. Opuszczali miejsce w którym miał realną władzę i z każdą pokonywaną milą uświadamiał sobie, że role się odwracają. Było tak kiedyś, było i teraz. Milczał jak zaklęty, bo w głowie miał pustkę. Zapytał wcześniej tylko o adres, nie mając pewności, czy nadal mieszka tam, gdzie wcześniej. Parkując na podjeździe w pierwszej chwili nie myślał o tym, aby wysiadać z auta. Podwiózł, miała prostą drogę do drzwi i tak naprawdę nie była już jego kłopotem. Zmarszczył czoło i spojrzał na Mabel z taką miną, jakby powiedziała, że na jej trawniku wylądowało ufo. Miał zabrać swoje rzeczy? Nie pamiętał, żeby zostawiał cokolwiek ważnego. I faktycznie, te koszulki, książki, czy sweter były mu obojętne. Chociaż może w pozostawionej literaturze odnajdzie starą medyczną książkę, która tajemniczo zniknęła około dwa lata temu... Na jej słowa... Westchnął.
— Nic się nie stało — wymamrotał w odpowiedzi, patrząc na jej dom, który przez jakiś czas był i jego. Mały i przytulny, całkowicie odmienny od luksusów w których dorastał. W posiadłości jego rodziców, domek Mabel zmieściłby się kilkukrotnie. Jako tako nie żywił do niej urazy, nie obwiniał o nic, a dystans dwóch lat sprawił, że w wielu sprawach jego osąd złagodniał (bo zapomniał). Wysiadał z auta zaraz po niej, bo skoro już wspomniała o pudle to je zabierze. Zwalczył nawet pokusę powiedzenia, że mogła te rzeczy sobie wziąć lub wyrzucić, albo oddać na cele dobroczynne.
Czy interesował się losami Ellery po zerwaniu? I tak i nie. Wygodnie było uznać, że to ona potrzebuje przestrzeni, więc jej ją dał. Mogła robić cokolwiek i z kimkolwiek. Jeszcze podczas ich związku, Romain nie był fanem dziennikarstwa korespondencyjnego. Temat mediów w ogóle był grząskim gruntem do dyskusji. Kolejna przeszkoda do happy endu shipu Mabain. Czasami, gdy w jego ręce trafiało papierowe wydanie The Globe and The Mail, szukał jej nazwiska.
Ledwo schował kluczyki do kieszeni, kiedy zaczęła patroszyć przy nim torebkę. Przyglądał się każdej rzeczy, przeżywając deja vu. Już to kiedyś razem przerabiali. Za każdym razem wytykał jej, że nosi za dużo niepotrzebnych rzeczy. Przy puszce fasoli zamrugał z konsternacją, patrząc to na etykietę heinz beans, to na jej skupiony wyraz twarzy.
— Mabel... — zaczął, uznając, że należy się w końcu wtrącić. Byłam chaosem, co można było uznawać zarówno za wadę, jak i zaletę. W jakimś stopniu podobała mu się w niej ta energia, potrafił ją nawet ukierunkować. Była jak króliczek duracell, który czasem wpadał na ścianę, a Romain był tym, który tego króliczka odwracał. To co Mabel komplikowała, on rozwiązywał w jedną chwilę. Był spokojny, czasami nawet, aż za bardzo. Wydawać by się mogło, że stanowił dla niej oparcie - bo skoro nie panikował, to nie było tak źle, prawda?
Dotyk jej palców przeszył go prądem i to wcale nie takim, gdy skóra się od czegoś naelektryzuje. Kiedy go puściła, skrzyżował ręce piersi i spojrzał na okno, potem na nią.
— Nie masz jakiegoś zapasowego klucza pod doniczką? Toronto to nie Detroit — żyli we względnie bezpiecznym kraju i mieście. Włamania były promilem przestępczości. Zostawiono otwarte drzwi, samochody, a nikt nikogo nie okradał. Mierzyli się jeszcze przez sekundę, dwie na spojrzenia, po czym Romain westchnął cierpiętniczo i ustawił się tak, aby ją podsadzić, co nie powinno stanowić problemu.
— Tylko sobie nic nie zrób — powiedział, ciesząc się, że z tego miejsca żaden sąsiad nie weźmie ich za włamywaczy.



Mabel Ellery
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gallus anonimus
śliwki robaczywki
31 y/o, 170 cm
Piszę dla The Globe and The Mail
Awatar użytkownika
I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Jazda samochodem w kompletnej ciszy była… dziwna. Niekoniecznie w złym tego słowa znaczeniu. Po prostu Mabel zazwyczaj nawijała jak katarynka. Tym razem jednak milczała, spoglądając przez okna na mijane ulice Toronto. Zrobiło jej się przykro, gdy zapytał o adres. Zapomniał? Nie przyszło jej do głowy, że chciał się tylko upewnić, czy się nie przeprowadziła. Ach, te niedopowiedzenia…
Jej domek rzeczywiście był mały, przytulny i pełen ciepła. Jego mieszkanie natomiast było tak olbrzymie, że początkowo wiecznie się w nim gubiła. Kiedy wybierali miejsce wspólnego zamieszkania, oczywiście padło na jego apartament — większy, w lepszej lokalizacji. Jednak nie czuła się tam jak u siebie. Zwłaszcza gdy zostawała sama, a zdarzało się to zbyt często. Romain, pochłonięty pracą, stał się rzadko spotykanym współlokatorem, który z czasem wybierał kanapę zamiast ich wspólnego łóżka. Owszem, robił to, by jej nie budzić w środku nocy, wracając z dyżuru, ale Mabel chciała żeby ją budził. Chciała, by ją przytulił i pozwolił znów zasnąć w jego ramionach.

Klucz pod doniczką? Przecież nie przyzna się, że to BYŁ klucz spod doniczki, bo przedwczoraj zatrzasnęła się na zewnątrz. Potem oczywiście zapomniała odstawić go na swoje miejsce i teraz traktowała go jako „główny” zestaw kluczy.
Pomożesz mi, czy nie? — fuknęła z lekkim zniecierpliwieniem.
Na szczęście jesteś lekarzem. W razie czego mnie poskładasz — rzuciła zaczepnie, podchodząc do niego i dając się podnieść. Wolała się nie skupiać na tym, że ręce Romaina właśnie zaciskały się wokół jej talli. Myślała o zadaniu! Dzięki pomocy Romaina złapała się parapetu i pchnęła okno. Wdrapała się do środka i triumfalnie odwróciła do Sinclaira.
Voilà! I to bez żadnego siniaka! — posłała mu promienny uśmiech.
Może to było tylko głupie włamywanie się do własnego domu, ale brakowało jej Romaina jako kompana podczas szalonych wybryków. Mabel uwielbiała zaburzać jego spokój, wyciągać ze strefy komfortu i niczym huragan przestawiać jego poukładane życie. To był jej sposób, by poczuć, że wciąż jest przy niej, chociaż pochłaniały go codzienne obowiązki i napięty harmonogram.
Teraz mogłaby mu po prostu otworzyć frontowe drzwi i wpuścić do środka jak normalnego człowieka. Ale po co? Postanowiła znów spróbować wyciągnąć go z tej jego skorupy. Niech na pięć minut przestanie być idealnym dyrektorem szpitala. Niech będzie facetem, który pozwala sobie na coś spontanicznego i lekkomyślnego.
Podeszła do parapetu i spojrzała na niego z błyskiem w oku, który zawsze zwiastował kłopoty.
Teraz ty. — Rzuciła mu wyzwanie, mrużąc zadziornie oczy.

Romain Sinclair
P.
Pustych zdań, które nic nie wnoszą i dziwnych metafor O.o
38 y/o, 187 cm
dyrektor szpitala w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność.
chirurg plastyczny
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Powinien to przewidzieć. To nie było takie trudne, gdy już się trochę znało Mabel. A najbardziej, to nie powinien wysiadać z auta. Już byłby w domu, a Mabel... Mabel by sobie poradziła. Nie umiał racjonalnie wytłumaczyć swojego postępowania. Przy niej robił często rzeczy, o które by się nie posądzał. Nie był sztywniakiem, potrafił być towarzyski i zabawny, ale miał określone poczucie humoru. Spontaniczność ograniczała się do wybrania losowej knajpy, albo łowieniu ryb o piątej rano następnego dnia. Wszelkie inne wygłupy - jak włażenie gdzieś przez okno - do niego nie trafiały. Czasami, gdy słuchał jej opowieści z pogranicza pracy i fantastyki, zastanawiał się, jak się jej to wszystko udawało. I jak przeżyła tyle czasu w jednym kawałku bez większego uszczerbku na zdrowiu.
— No tak... — sarknął na wyzwanie. Powinien powiedzieć "potrzymaj mi piwo i patrz", ale jedynie lekko się skrzywił i podszedł bliżej. Czuł, że będzie tego żałował. Sprzeczką nic by nie wskórał, choć może po dłuższym czasie otworzyłaby mu te przeklęte drzwi. W końcu miał zabrać karton, a podejrzewał, że obecnie jest pusty i Mabel dopiero zacznie kompletować wyprawkę. Wspiął się, i podparł rękoma. Przyłapał Ellery na nadmiernym przypatrywaniu się sobie i tylko pokręcił głową. Najważniejsze, że tego nie nagrywała. Po chwili był już w łazience, w której nic się nie zmieniło od ostatniego razu, gdy tu był. Dojrzał nawet czarną butelkę swojego żelu do mycia. Nie skomentował. Podszedł do umywalki i umył ręce.
— Na pewno tu jeszcze mieszkasz? — zapytał zaczepnie — Czy właśnie wmanewrowałaś mnie we włam?

Nie zdziwiłby się, gdyby tak było. Otworzył szafkę łazienkową - jego przybory do golenia były tam, gdzie je zostawił. Sięgnął po nie i spojrzał na Mabel .
— Korzystasz?

Czasami Romain Sinclair potrafił być... Wredny.


Mabel Ellery
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gallus anonimus
śliwki robaczywki
31 y/o, 170 cm
Piszę dla The Globe and The Mail
Awatar użytkownika
I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

No, proszę… Zaskoczył ją widok Romaina wspinającego się na parapet. Była pewna, że zaraz rzuci coś w stylu: „Chyba bardziej uderzyłaś się w głowę niż myślałem, a teraz otwórz mi drzwi”. A jednak coś pozostało z tej dawnej iskry, którą uwielbiała w nim rozbudzać. Poczuła lekkie ukłucie w sercu, lecz natychmiast zganiła siebie w myślach. Nie miała już prawa niczego w nim budzić. Ani on w niej. Ich rozdział zamknęli dwa lata temu i tak miało pozostać.
Parsknęła śmiechem, gdy zaczął myć ręce. Co za lekarski nawyk.
Być może…? Obleciał cię strach, panie dyrektorze? – odpowiedziała na jego zaczepkę.
Żarty żartami, ale Romain był pewnie świadom, że byłaby zdolna do takiej akcji. Ale to może następnym razem. Dzisiejszy dzień był wystarczająco intensywny, zaczynając od pobytu w szpitalu, a kończąc na włamywaniu się do własnego domu.
Uniosła brew, gdy otworzył szafkę łazienkową. Naprawdę? Chciał robić test białej rękawiczki, czy jak? Zbliżyła się, by sprawdzić, co znalazł. No tak, jego sprzęt nadal, jak gdyby nigdy nic, leżał w szafce. Nawet go wcześniej nie zauważyła.
Hm… to nie moje. Jakiś sklerotyk musiał to tam zostawić… – rzuciła mu przymilny uśmieszek, po czym teatralnie przewróciła oczami.
Ale jak ci się podoba, to możesz sobie zabrać!– rzuciła przez ramię, wychodząc na korytarz.
Przeszła do sypialni, gdzie schowała karton z jego fantami. Odsunęła drzwi szafy i spojrzała w górę. Romain pewnie za nią przyszedł. Bo co miał tak stać jak kołek w łazience.
Tam, na górze – powiedziała, wskazując najwyższą półkę, kiedy pojawił się w drzwiach.
Mabel tymczasem podeszła do komody i wyjęła niewielkie atłasowe pudełko. Nie musiała go otwierać, by wiedzieć, co było w środku – naszyjnik, który dostała od niego na trzecią rocznicę. Czwartej już nie było. Za drogą biżuterią nie będzie tęsknić i cieszyła się, że wraca we właściwe ręce, ale za miękkim swetrem, ukrytym na dnie kartonu, już tak.
I jeszcze to – podała mu pospiesznie pudełeczko i oplotła się ramionami. Nagle poczuła, że to ewidentnie koniec. Oddała już wszystko, co ją z nim łączyło. Ostatnie szczątki ich historii znajdowały się w kartonowym pudle z Ikei. Powinna poczuć ulgę, ale nagle zrobiło jej się cholernie przykro. Wbiła w niego spojrzenie i przygryzła wargę, nie wiedząc co jeszcze powiedzieć.

Romain Sinclair
P.
Pustych zdań, które nic nie wnoszą i dziwnych metafor O.o
38 y/o, 187 cm
dyrektor szpitala w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność.
chirurg plastyczny
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Pionowa zmarszczka irytacji znowu zagościła na jego prawie czterdziestoletnim czole. Częsta gościni, gdy Mabel była w pobliżu. Nie uszło uwadze Romain'a, że kolejny raz zaakcentowała jego nowe stanowisko. Odbierał to jako kpinę, dokuczliwość i złośliwość, ale jeszcze to ignorował. Przy kolejnym "dyrektorze" już nie wytrzyma. Pokręcił głową, jakby miał przed sobą pięciolatkę i z którą nie warto dyskutować, bo to jak rzucanie grochem o ścianę. Wziął kosmetyczkę, pobieżnie zerkając na zawartość. Nie był, aż tak drobiazgowy, aby rozliczać ją z potencjalnych ubytków. Podążył za nią, rozglądając się po pomieszczeniach. Prawie nic się nie zmieniło, poza wrażeniem, że dom był mało używany. Wszedł do sypialni i od razu spojrzał na szafę. Zaskoczyło go, że miała już to przygotowane i równocześnie poczuł ukłucie jakiegoś żalu. Chciał dowodów jej cierpienia? Nie, nie był takim typem mężczyzny. Wyciągnął ręce po karton i bez problemu go zdjął. Był ciężkawy, lecz nie na tyle, aby sobie z nim nie poradził.
Utkwił wzrok w atłasowym pudełeczku, doskonale pamiętając co w nim jest. Podczas ich znajomości, ani razu nie szczędził jej luksusu, który dla niego był naturalną częścią życia. Wychował się w zamożnym domu, nosił drogie zegarki, grywał w golfa, jeździł najnowszymi samochodami i jadał w lepszych restauracjach. Stać go było na prywatny samolot, jeśliby się uparł. Był trochę księciem z bajki, choć książątka z reguły nie są ambitnymi pracoholikami, zaniedbującymi swoje księżniczki. On zaniedbał Mabel. Nigdy jednak nie brał przed sobą za to odpowiedzialności. Naszyjnik, który jej kupił był bardzo drogi i sprowadzony z Włoch. Wybrał taki, który uznał, że pasuje do Mabel. Drobne, kolorowe kamyczki nie krzyczały ile $$$$$$$$ kosztowały.
- Kupiłem go dla ciebie. Nie musisz go oddawać - powiedział w końcu, niezamierzonie oschle. Odłożył go na komodę - Jest twój.
Złapał za pudło i podniósł je z podłogi, kiedy nieoczekiwanie spód kartonu stwierdził, że to najlepszy moment na puszczenie się z taśmą i wysypanie całej zawartości. Książki, w tym medyczna (ha!), sweter, przenośny głośnik, drewniane trofeum w kształcie liścia klonowego, wygrane na festynie, na który zaciągnęła go Mabel.
Westchnął ciężko, unosząc lekki - i teraz dodatkowo dziurawy karton.
- Masz taśmę?



Mabel Ellery
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gallus anonimus
śliwki robaczywki
31 y/o, 170 cm
Piszę dla The Globe and The Mail
Awatar użytkownika
I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Nie chcę go – powiedziała zbyt szybko.
Nie dlatego, że jej się nie podobał. Był piękny. Ale ze względu na to, kto go jej dał. Noszenie go byłoby jak rozdrapywanie ran. Samo patrzenie na niego sprawiało, że myślała o Romainie, a przecież nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Co trochę kiepsko jej to szło, skoro były narzeczony stał właśnie w jej sypialni. Na szczęście zarówno dzień, jak i ich związek miał się wkrótce definitywnie skończyć. Niedługo Sinclair pożegna się, weźmie resztę swoich rzeczy i… Schowała twarz w dłoniach, gdy karton nie wytrzymał i cała jego zawartość wypadła na podłogę.
Westchnęła głośno i spojrzała na Romaina. Na jej twarzy malowało się rozbawienie połączone ze zmęczeniem. Miała ochotę rzucić się na łóżko i nie wstawać z niego przez najbliższe trzy dni. Była wykończona, głodna, a dodatkowo, przebywanie w towarzystwie Romaina sprawiało, że czuła się dziwnie rozdarta. Z jednej strony chciała, żeby już sobie poszedł, ale z drugiej dziękowała losowi, że ciągle odwlekał to pożegnanie.
Czy ten dzień może się już skończyć…? – jęknęła, po czym dodała: – Mam, mam… Poczekaj, przyniosę.
Przeszła obok rozsypanych na dywanie przedmiotów, rzucając na nie szybkie spojrzenie. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc drewniane trofeum. Doskonale pamiętała ten beztroski wieczór, zabawę na festynie i to, jak podchmieleni wracali do domu, a potem kochali się w tym samym łóżku, obok którego stał teraz Romain. Przełknęła ślinę, próbując odgonić durne wspomnienia, i pospiesznie wyszła z pokoju.
Wróciła po chwili z taśmą klejącą w dłoni.
Proszę, panie dyrektorze – powiedziała, podając mu taśmę.
Dlaczego to ciągle podkreślała? Sama nie wiedziała. Fakt, że ułożył sobie życie i zdobył posadę dyrektora szpitala, o której marzył, budził w niej jakąś wewnętrzną złośnicę. Naprawdę chciała cieszyć się jego szczęściem, ale myśl o tym, że przez to wszystko nie są już razem, sprawiała, że zamiast mu gratulować, miała ochotę go kopnąć. Cóż, nie wiedziała, że pogoń za karierą także jego kosztowała więcej, niż był gotów przyznać.

Romain Sinclair .
P.
Pustych zdań, które nic nie wnoszą i dziwnych metafor O.o
38 y/o, 187 cm
dyrektor szpitala w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność.
chirurg plastyczny
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Incydent z kartonem stanowił idealną zasłonę dymną, żeby jednak zostawić jej ten naszyjnik. Mogła go sprzedać, oddać, wyrzucić. Cokolwiek, choć to ostatnie wkurzyłoby go ze względu na marnowanie pieniędzy.
Podzielał jej zdanie co do końca dnia. Chciał być już w swoim domu, gdzie przejrzałby ponownie papiery, potworzył nowe tabelki w excelu. Potem obejrzałby jakiś serial, poczytał coś do snu. A o incydencie z Mabel zapomni, każde z nich wróci do swoich zajęć i tak dalej, i tak dalej. Zaczął zbierać rzeczy z podłogi, odrzucając sweter na łóżko, zlał się z narzutą. Szczęśliwie, Mabel wiedziała gdzie co ma i nie musiał długo czekać na taśmę.
Dyrektorze. Sięgnął po taśmę tak, że przytrzymał jej palce, nie pozwalając, aby puściła. Kolejny raz zwróciła się do niego w ten sposób. Znosił matczyne Rommy, Roma, Romka, zwracanie się po nazwisku, ale to w jaki sposób dzisiejszego dnia zwracała się do niego Mabel, zaczęło go denerwować.
- O co ci chodzi, co? - zapytał napastliwie. Niech powie wprost, o co jej chodziło. Nie nauczył się jeszcze czytać w myślach, aby odgadywać co takiego dzieje się w ślicznej główce Ellery. Nieznacznie zmrużył oczy, których wyraz stał się odrobinę chłodny. Łatwo było to odebrać jako wrogość, głównie przez ostre rysy twarzy i srebrno-niebieskie tęczówki. Nigdy nie ukrywał, że kariera jest dla niego ważna. Niczego nie obiecywał, pozostawiając wszystko naturalnemu torowi. Było dobrze do momentu w którym postawił wszystko na pracę.
- No? - ponaglił, puszczając jej dłoń i zabierając taśmę. Im szybciej sklei ten przeklęty spód, to tym szybciej stąd wyjdzie. Odwrócił się i stanął bokiem, klejąc karton. Przejechał taśmą trzykrotnie dla pewności, po czym rzucił ją na łóżko i przykucnął, wrzucając fanty na oślep.


Mabel Ellery
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gallus anonimus
śliwki robaczywki
31 y/o, 170 cm
Piszę dla The Globe and The Mail
Awatar użytkownika
I’ve got 99 problems and some wine to ignore them all
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Pewnie się zdziwi, kiedy odkryje, że naszyjnik jednak został w jej domu. I wkurzy. A kiedy przejdzie jej złość, odda go na cele charytatywne, skoro Romain też go nie chce. Zresztą jemu te kilka tysięcy dolarów pewnie nie robiło różnicy. Dla Mabel, z kredytem na głowie, byłby to niezły zastrzyk gotówki, ale nie miała zamiaru dorabiać się na prezentach od byłego. Była na to zbyt dumna.
Kiedy przytrzymał jej dłoń, spojrzała na niego ze zdziwieniem. Chciała ją cofnąć, ale jego mocny uścisk sprawiał, że stała jak zahipnotyzowana. Na jego pytanie miała ochotę odpowiedzieć: Nic! Domyśl się! Ale wiedziała, że i tak nic to nie da. Z facetami trzeba było być bezpośrednim, a nie bawić się w gierki, których i tak nie kapowali.
Stała tak, patrząc na Romaina, który nagle wydał jej się jeszcze bardziej zimny niż zazwyczaj. Zupełnie jak wtedy, tego ostatniego wspólnego wieczoru, kiedy powiedzieli sobie, że to wszystko między nimi nie ma sensu i wyrzucili ponad trzyletni związek do kosza. Wpatrywała się w te jego srebrno-niebieskie tęczówki, próbując jakoś sklecić zdanie. Wzdrygnęła się, gdy ją ponaglił i wreszcie puścił rękę. Objęła się ramionami i cofnęła o krok.
A tobie o co chodzi? – odbiła piłeczkę. – Marzyłeś o tym stanowisku, dostałeś je, a teraz krzywisz się za każdym razem, gdy ci to przypomnę. Przecież tego właśnie chciałeś i… – i przez to nie ma już nas, dodała w myślach.
Nieważne – ucięła. – Po prostu mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy, Romain.
Wyrzuciła z siebie wreszcie to, co chodziło jej po głowie od momentu, gdy usłyszała, że awansował, ale mimo wszystko nie poczuła się lepiej. Wszystko już sobie powiedzieli dawno temu i nie miała nic do dodania. I chociaż bardzo ją to rozstanie zraniło, to naprawdę chciała, żeby Romain był w tym swoim nowym, udanym życiu szczęśliwy. Przecież kiedyś go kochała.
Jest już późno… powinieneś iść – powiedziała cicho, podchodząc do łóżka. Opadła ciężko na materac i wyczuła pod ręką miękki materiał jego kaszmirowego swetra.
I nie zapomnij swetra – podała mu go, by mógł schować go do kartonu. Obserwowała, jak pospiesznie wrzuca swoje rzeczy do pudła. I jak Boga kocham, jeśli ten karton znowu się rozsypie, to wyrzuci wszystko na śmietnik.

Romain Sinclair
P.
Pustych zdań, które nic nie wnoszą i dziwnych metafor O.o
38 y/o, 187 cm
dyrektor szpitala w Mount Sinai Hospital
Awatar użytkownika
Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność.
chirurg plastyczny
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Żałował, że pytał, choć to żałowanie pojawi się już w aucie, w drodze do domu. Rozmowy z Mabel potrafiły przybierać gwałtowny obrót, albo zamieniać się w potok niepotrzebnych słów. Mógł nie pytać dlaczego tak uszczypliwie podkreśla jego nowe stanowisko, bo czy naprawdę było to teraz ważne? Minęły dwa lata, byli dla siebie zaledwie znajomymi, którym wypada się przywitać i kurtuazyjnie zapytać jak leci. Zmrużył oczy, robił tak zawsze jak węszył z jej strony podstęp jakiegokolwiek kalibru. Od podmiany mleka (bo zapomniała kupić migdałowe), po wkręcenie ich na jakąś imprezę znajomego kolegi, którego kolega był znajomym kolegi Mabel ze studiów. Romain nie uznawał swojej obecności za uwłaczającej samemu sobie, lecz czuł, że tam po prostu nie pasowali.
- Jesteś uszczypliwa - zauważył, wytykając jej to jedno zachowanie, którego tłumaczenia w żaden sposób nie przyjął. Pretensjonalność wręcz od niej biła i jakby jeszcze mogła, to by go ukarała za to, że został dyrektorem. To o szczęściu wprawiało go w zakłopotanie, nie pasująca część i wybijająca argumenty z ręki, bo byłby gotów się pokłócić, powytykać... Jednak po tych słowach zamilkł, a wzrok przesuwał się po wystroju sypialni w poszukiwaniu nieistniejących wskazówek. Powinien powiedzieć, że też ma taką nadzieję? Że ułożyła sobie życie, odnosi sukcesy blablabla? Przez tę jedną chwilę, sypialnię wypełniał dźwięk ich oddechów. W końcu Romain poprawił karton w rękach i ruszył w stronę drzwi. Znał drogę, nie musiała go odprowadzać. Przystanął i spojrzał za siebie.
- Zadbaj o siebie, żebyśmy nie musieli się już widzieć - tylko on potrafił w taki sposób wyrazić troskę. Skinął głową i wyszedł. Niedługo po tym Mabel mogła usłyszeć pracę silnika.


KONIEC

Mabel Ellery

I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
gallus anonimus
śliwki robaczywki
ODPOWIEDZ

Wróć do „#13”