- 
				 My life was a storm since I was born My life was a storm since I was born
 How could I fear any hurricane?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkijakikolwiekpostaćautor
Zamiast jednak pozostawić to jedno wyzwanie, by wisiało w powietrzu, Helena uśmiecha się jeszcze szerzej, i dodaje: — To powinno być dla ciebie ważną lekcją. Jak się bierze do zespołu luzerów takich jak Jenkins, to nie powinno się spodziewać wygranej. — Może jednak odrobinę lubiła kopać leżącego Carnagie; lubiła wywoływać w ludziach reakcje i często robiła to bez większego zastanowienia. To jedna z takich sytuacji, gdzie po prostu trzymanie języka za zębami okazało się trudne.
Gdy oboje siedzą już w samochodzie, Helena bez zdradzania celu podróży prowadzi go przez dobrze sobie znane ulice Toronto do miejsca, które odkryła nie tak dawno temu. Bar znajdował się odrobinę na uboczu i nie był często przez nią uczęszczany, ale miał przyjemny klimat. O tej porze dnia aspirujący muzycy mogli sprawdzić się w open micu, podawali tam kilka rodzajów dobrej whisky i – to chyba była jej ulubiona część – Harold pasuje tam jak pięść do nosa. Helena co prawda równie mocno odstawała w swojej eleganckiej bluzce i garniturowych spodniach, ale po niej widać było jednak, że nosi na sobie te ubrania jak kamuflaż – za to jej postawa sprawiała, że siedzący w środku motocykliści nie unoszą brwi na jej widok, w przeciwieństwie do Harolda, na którego spoglądają jak na obcego.
— Co pijesz? — pyta Peregrine, zbliżając się do baru.
Harold Carnegie
- 
				 trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Chyba właśnie dlatego - na myśl o tym, że jej towarzystwo mogło przynajmniej częściowo ukoić jego nerwy, tym razem Carnegie nie odgryzł jej się. Ten jeden raz po prostu przepuścił ją w drzwiach i poprowadził do własnego auta, aby mogli przenieść się do miejsca, które nie będzie aż tak emanowało jego dzisiejszą porażką.
Za tę jednak nadal nie obwiniał siebie.
Straciło to nieco na znaczeniu, kiedy zajął miejsce parkingowe nieopodal szeregu motocykli, których czarny lakier odbijał światło ulicznej latarni. Harold zwykle podziwiał taki sprzęt z daleka, a choć teraz powiódł w tamtym kierunku okiem, jego pierwszą myślą nie było to, jak dobrze się prezentowały.
Pomyślał właśnie o tym, co miał zastać w środku, dlatego po przekroczeniu progu ten widok ani trochę go nie zaskoczył. Nie przeraził również, choć nie sposób powiedzieć, by czuł się tu tak, jak ryba w wodzie.
Gdyby wybór zależał od niego, postawiłby na zupełnie inne miejsce.
— Na pewno nie ten sikacz — odparł, skinąwszy głową w stronę nalewaka, z którego obficie lało się piwo. Harold nigdy nie był fanem tego rodzaju alkoholu, dlatego jego spojrzenie skupiło się na tym, co znajdowało się na półkach za plecami barmana. — Whisky będzie w porządku, bez lodu — poinstruował mężczyznę, który kręcił się za kontuarem. Dopiero po chwili przeniósł spojrzenie na stojącą obok Helenę.
— Dla ciebie? — zapytał, być może nie zamierzając pozwolić jej dotrzymać danego słowa, choć z drugiej strony, czy planowałby upierać się przy tym, że za nią zapłaci? Nie, byli tu przecież na tych samych zasadach, co oznaczało mniej więcej tyle, że ostatecznie uważał ją chyba za godnego siebie przeciwnika.
Tego jednak nie zamierzał mówić głośno.
helena peregrine
- 
				 My life was a storm since I was born My life was a storm since I was born
 How could I fear any hurricane?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkijakikolwiekpostaćautor
Helena podchodzi pewnym krokiem do baru. — Jeśli lubisz piwo, poproś o butelkowane. Te mają dobre — mówi, gdy ten komentuje sikacz. Każdy w końcu wie, że piwo z kranu jest rozcieńczone i niewarte kasy. Obserwuje Harolda z lekkim uśmieszkiem, gdy ten zachowuje się, jakby sam ją tu zabrał. Opiera się łokciem o bar i nachyla się do barmana, gdy przychodzi jej kolej na zamówienie. — Jakąś dobrą whisky bez lodu. Może być Cardhu. Koledze też nalej tej — dodaje, bo z czasów, gdy sama pracowała w barze, wie, że jeśli klient nie decyduje się na coś konkretnego, nalewa mu się najdroższego z najgorszych trunków, czyli te, które nie schodzą. — Nawet byś pewnie nie zauważył, że pijesz siekacza, ale nie martw się, ja cię obronię. — Helena rzuca kolejną prowokacją, uśmiechając się trochę podstępnie. Skoro Carnagie nie odpowiadał na zaczepki, korciło ją, aby sprawdzić, jak daleko sięga jego cierpliwość. A potem bierze obie szklanki i podaje jedną z nich Halowi. — To co, pijemy za mój sukces? — Jej brwi unoszą się odrobinę, gdy patrzy na niego znad rantu.
Harold Carnegie
- 
				 trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
W obliczu takich zobowiązań bardzo ciężko byłoby wygospodarować go jeszcze na drugą osobę.
Nie dbał zatem o to, czy ktoś kiedykolwiek go r o z p r a c u j e, bo nie uważał też, że było to szczególnie łatwe. Może przeceniał własną umiejętność kamuflażu, jednak to ostatecznie nie miało dla niego większego znaczenia. Wiedział przecież, że jego znajomość z Heleną też prędzej czy później dobiegnie końca.
Skoro mieli notorycznie znajdować się po przeciwnych stronach barykady, być może stanie się to wcześniej, niż którekolwiek z nich mogłoby przypuszczać. Dziś jednak nie zamierzał się tym przejmować.
Obserwował ją kątem oka, kiedy zdecydowała się złożyć zamówienie. Nie oponował, dostosowując się do tego, o co poprosiła. Być może miała rację, że się na to zdecydowała. — Bo taki z ciebie ekspert? — odparł z przekąsem, usadawiając się w końcu na jednym z barowych stołków. Mogli oczywiście poszukać bardziej ustronnego miejsca - takiego, w którym nie przeszkadzałyby im szmery rozmów dobiegających z tak niewielkiej odległości, iż nie sposób było dosłyszeć własnych myśli. Tym jednak nie zaprzątał sobie głowy. — Naprawdę uważasz to za sukces? — uniósł jedną brew ku górze, a grymas na jego twarzy przybrał bardziej kpiącego wyrazu. W rzeczywistości jednak nie tyle uważał jej wygraną za niegodną uwagi, co raczej próbował umniejszyć własnej przegranej. — Zadziwiająco dużo o tym mówisz jak na kogoś, kto podobno tak gardził tym człowiekiem — zauważył, po czym zanurzył usta w alkoholu.
Musiał przyznać, że jak na takie miejsce nie smakował najgorzej.
helena peregrine
- 
				 My life was a storm since I was born My life was a storm since I was born
 How could I fear any hurricane?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkijakikolwiekpostaćautor
— Być może — odpowiada zdawkowo, uśmiechając się tajemniczo. Nie ma w zwyczaju od tak opowiadać szczegółów swojego życia. Przynajmniej nie jemu, nie dziś, nie tutaj. A tym bardziej nie zanim alkohol nie krążył jej w żyłach.
Wspina się na stołek barowy i obraca lekko na jego siedzeniu, zakładając nogę na nogę i przysuwając brzeg szklanki do ust. Bierze mały łyk, który rozprowadza na języku, by wyczuć aromaty alkoholu. Trunek jest zaskakująco słodki, floralny i miodowy, kontrastujący z palącą, alkoholową goryczką. Posyła barmanowi spojrzenie aprobaty, chociaż sama woli cięższe smaki. — Jakie nuty wyczuwasz? — pyta Harolda. Znowu go testuje. Jakby chciała podstępem skłonić go do zdarcia swojej przykrywki.
A potem unosi jedną brew i parska krótkim śmiechem. — A czemu miałabym nie? — pyta. Jest wystarczająco pewna siebie, by umniejszanie tego zwycięstwa nie robiło na niej wrażenia. Wiedziała, że wykonała dobrą robotę i niczyja opinia nie mogła na to wpłynąć. — Gnój, który złamał swojej niedoszłej żonie dwa żebra i przez dwa lata znęcał się nad nią psychicznie, wyląduje za kratkami. I mam się z tego nie cieszyć? — Krzywy uśmiech tonie w kolejnym łyku whisky, tym razem głębszym. — Tak, gardzę nim. To znaczy, że mam unikać tego tematu?
Harold Carnegie
- 
				 trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
Uważał, że istniały ważniejsze rzeczy, które powinny zaprzątać jego głowę, a dziś przyszedł tu przecież po to, by trochę się zrelaksować.
Chciał też odwrócić własne myśli od tego, co wydarzyło się na sali sądowej, jednak bez większych trudności spostrzegł, że Helena nie zamierzała mu tego ułatwiać. Najwyraźniej planowała chełpić się odniesionym zwycięstwem, za co nie powinien jej winić, ponieważ gdyby role odwróciły się, zachowywałby się dokładnie tak samo.
Był więc może hipokrytą, ale mimo to nie miałby nic przeciwko temu, by temat po prostu ustał. — Nie byłbym tak pewien, czy rzeczywiście trafi za kratki — zauważył, nieznacznie wzruszając przy tym ramionami. Wyrok, który dzisiaj zapadł, nie wykluczał dalszej walki. Nie miał też pozbawić Harolda możliwości wyciągnięcia swojego klienta z tarapatów, choć w chwili obecnej wierzył, że będąc tak wielkim kretynem, jakim okazał się dziś na sali sądowej, Jenkins rzeczywiście zasługiwał na to, aby tam pozostać. Nie dlatego, że był dupkiem. Dlatego, że nie był dostatecznie b y s t r y m dupkiem.
Koniuszkiem języka zwilżył dolną wargę, a później poruszył własną szklanką tak, że alkohol w jej wnętrzu zawirował. Przymierzał się do tego, by pociągnąć kolejny łyk, ale zatrzymał się w połowie drogi. — Kręcą cię takie miejsca? — zapytał, podczas gdy jedna z jego brwi powędrowała ku górze.
Kiedy wpadli na siebie po raz pierwszy, miało to miejsce w dość zwyczajnych okolicznościach, w równie zwyczajnym miejscu. Czy jednak był zaskoczony tym, do którego przyprowadziła go dzisiaj? Paradoksalnie nie do końca, ponieważ o wiele bardziej nie pasowały mu do niej lokale przepełnione ekstrawagancją.
Czyli takie, w których z kolei to on czuł się najlepiej.
helena peregrine
- 
				 My life was a storm since I was born My life was a storm since I was born
 How could I fear any hurricane?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkijakikolwiekpostaćautor
Oprócz, oczywiście, najprostszego z możliwych chwytów, jeśli nie wręcz prostackiego – wspominania jego porażki i podkreślania swojego zwycięstwa. Nisko wiszący owoc, można by powiedzieć, ale Helena nie była zbyt dumna na takie rozwiązania.
Wzrusza lekko ramionami. — Przy takiej ilości obciążających dowodów i zeznaniu Jenkinsa pod przysięgą? Średnio to widzę, Carnagie. Będziecie musieli iść na ugodę, hm? — pyta. Podchodzi do sprawy realistycznie, bo gdyby oskarżony nie poniósł kary, nie byłby to pierwszy ani ostatni raz, gdy system zawodzi. A jednak w związku z tym, jak do tej pory rozwijała się sprawa, Peregrine nie sądziła, by Jenkins i jego zespół dali radę się z tego wykaraskać bez przynajmniej minimalnego czasu odsiadki.
Uśmiecha się kpiąco na jego pytanie. — Kręcą to bardzo dużo powiedziane — odpowiada prosto, rozglądając się po wnętrzu. Miało w sobie coś z uroku lokali, które znała z Whitby, to fakt, chociaż nie było to miejsce, które wybrałaby na codzień. W zasadzie przyprowadziła go właśnie tutaj ze względu na to, że nie bywała tu szczególnie często. Nie chciała pokazywać mu swoich ulubionych miejsc, naznaczać ich jego obecnością. I nie chciała, żeby miał okazję zbyt dobrze ją poznać. — Mają tu tani, dobry alkohol. Nie za dużo gości, więc nie musimy krzyczeć, żeby porozmawiać. Muzyka mogłaby być lepsza — stwierdza, bo na scenie ktoś akurat gra Smoke on the water, który – nie zdziwiłaby się – prawdopodobnie był pierwszym utworem, jaki nauczył się wybrzękiwać na gitarze akustycznej. — A co? Nie podoba ci się?
Harold Carnegie
- 
				 trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko trochę czaruś, trochę gbur, ale w przeważającej części adwokat skoncentrowany na tym, by w szyldzie kancelarii znalazło się w końcu jego nazwisko nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor nieobecnośćniewątki 18+niezaimkiżeńskiepostaćautor
— Carnegie — poprawił ją, kiedy z zaczepnym uśmiechem na ustach zakołysał własną szklanką, przyglądając się wówczas jej zawartości. Moment po tym uniósł ku górze brew, a zanim powiedział cokolwiek więcej, niedbale wzruszył ramionami. — Naprawdę wierzysz, że takich rzeczy też nie da się obejść? Nie bądź naiwna, Peregrine — tym razem to on uśmiechnął się kpiąco, a później upił kilka niewielkich łyków ze swojej szklanki.
Mogli debatować o tym w nieskończoność. Mogli wykłócać się o to, które z nich miało rację, ale czy ostatecznie prawdą nie było to, że niektóre procesy czasami wywracały się do góry nogami? Istniały kruczki prawne, które można było zastosować czy też paradoksy, do których nie sposób było się nie odwołać. Wszystko mogło więc zależeć od tego, jak skrupulatnie adwokat wykonywał swoją pracę, a Harold był przecież jednym z tych, którzy łatwo nie dawali za wygraną. Dzisiejszej wpadki nie postrzegał zatem jako coś, co mogło przesądzić o ostatecznym wyniku. Widział to wyłącznie jako przeszkodę, którą on będzie musiał obejść.
Wykrzywił usta w łagodnym uśmiechu. Należało być ślepym, aby nie dostrzec, że Carnegie pasował do tego miejsca niczym pięść do nosa, zatem wierzył, że mógłby pozostawić jej pytanie bez odpowiedzi, ponieważ ta i tak wydawała się oczywista. — Na pewno nie byłby moim pierwszym wyborem — stwierdził, po czym nieznacznie wzruszył ramionami. — Ale przeżyję — dodał po chwili, w końcu też opróżniając własną szklankę. Skinął dłonią na kelnera, dając mu do zrozumienia, że potrzebował dolewki, choć jednocześnie nie mógł przesadzić, jeśli nie chciał doprowadzić do tego, że zmuszony będzie wezwać taksówkę.
helena peregrine
- 
				 My life was a storm since I was born My life was a storm since I was born
 How could I fear any hurricane?nieobecnośćniewątki 18+takzaimkijakikolwiekpostaćautor
Helena uśmiecha się krzywo, wyciągając telefon pod stołem i krótko coś wpisując, zanim nie podnosi wzroku na Harolda.
— A może po prostu nie wierzę, że tobie się to uda, Carnagie? — pyta, specjalnie używając błędnej formy jego nazwiska. Odchyla się potem w krześle, a gdy barman przychodzi z butelką, zasłania dłonią swoją szklankę, sugerując, że jej już wystarczy alkoholu.
Helena dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że Harold liczył na to, że Peregrine pomoże oswoić mu się z porażką. Że będzie mógł w cielesnym zbliżeniu dać upust złości porażki. Początkowo jej to odpowiadało, ale teraz – teraz była trochę poirytowana faktem, że adwokat nie chciał bawić się według jej zasad. Przeczuwała, że może wkurzyć się tym, co miała zamiar zrobić – nawet miała na to nadzieję.
— Tylko nie wypij za dużo, jeszcze musisz wrócić do domu — rzuca, napotykając jego spojrzenie z lekko uniesioną brwią. Dopija whisky ze swojej szklanki. — Będziesz miał okazję trochę się z tą przestrzenią oswoić. Może nawet zaprzyjaźnisz się z nimi? — wskazuje motocyklistów siedzących za jego plecami, a gdy ten odwraca na nich głowę, Helena wstaje i zgarnia swój płaszcz. Wykonuje już pierwszy krok w stronę wyjścia, ale wraca się jeszcze, by spojrzeć na Carnegiego. — Ach... wiem, że miałam stawiać, ale zapomniałam portfela. Do zobaczenia na sali, Haroldzie.
Nie wyjaśniając nic, kieruje się w stronę wyjścia. Nie odwraca się nawet przez ramię, by zobaczyć jego reakcję – to pewnie też jest lepsze w jej wyobraźni, niż w rzeczywistości. Zamówiony uber już czeka na nią pod drzwiami.

 
				