ODPOWIEDZ
26 y/o, 152 cm
redaguje romansidła i marzy o napisaniu swojego
Awatar użytkownika
i'm working overtime to have you in my world, oh, what a curse it is to be a lover girl
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

2
W torebce miała zaproszenie do kurortu położonego około dwóch godzin drogi od Toronto, które dostała od rodzicow jeszcze na święta, na nosie przeciwsłoneczne okulary, a jej buty tarzały się już gdzieś po dnie pojazdu, bo z całą pewnością nie znajdowały się na jej stopach, wyciągniętych wygodnie na desce rozdzielczej samochodu Hectora. Plan, który przed kilkoma dniami obmyślili wydawał się niemal bajkowy — mieli dotrzeć do miejsca docelowego i przez cały weekend leżeć w jacuzzi do góry brzuchem, popijać drinki z palemką i dwa razy do dnia chodzić na masaże, by w niedzielę wrócić do domu wypoczęci i w pełni zrelaksowani. Konieczność wykorzystania voucherów do The Briars Resort & Spa był tylko pretekstem: tak naprawdę Mary-Lou chciała wreszcie spędzić czas ze swoim przyjacielem, który przez ostatnie lata pojawiał się w jej życiu w kratkę. Mieszkanie w dwóch różnych krajach nie ułatwiało im spotkań.
When the thorn bush turns white, that's when I'll come homeee… — podśpiewywała razem z dudniącym z głośników soundtrackiem Zmierzchu, głosem wchodząc na wyżyny, których z całą pewnością nie potrafiła wokalnie udźwignąć, ale bawiła się przy tym przednio. Na tyle nawet, że absolutnie zapomniała przez moment, że opuścili już dawno Toronto, gdzie po dłuższym namyśle odnaleźliby się przecież nawet w najdziwniejszej okolicy. Teraz nie była już nawet pewna, czy przejechali już Richmond Hill — na pewno nie, wszakże czy oboje byli tak zaaferowani swoim carpool karaoke aby przegapić jakikolwiek znak informujący, że znajdowali się na autostradzie? — i jak daleko znajdowali się od obiektu docelowego. Zupełnie nie pomagał też fakt, że to na jej barkach spoczywał ciężar orientowania się w terenie, skoro Hector wziął na siebie obowiązek prowadzenia samochodu.
Poprawiła się na fotelu, ściszając na moment muzykę aby lepiej móc słyszeć swoje myśli, a już na pewno po to, aby przestać poczuwać się do śpiewania wszystkich głosów jednocześnie. — Czekaj — zmrużyła nagle oczy, odkładając paczuszkę z orzeszkami w karmelu gdzieś na bok, dopiero teraz uważniej przyglądając się mapie którą rozłożoną miała na kolanach. Czy problem mógł zostać unikniony, gdyby tylko zamiast fizycznego, papierowego egzemplarza użyli map dostarczanych przez Google? Oczywiście, ale trzeba mieć na uwadze, że w tym aucie jechał wodnik i waga, a to od początku musiało oznaczać kłopoty. — Czekaj, nie przejechaliśmy zjazdu? — zapytała w końcu, po tym, jak obróciła kartkę jakieś siedem razy nim doszła do poprawnego jej ułożenia... chyba. — Hector, chyba przejechaliśmy zjazd — oznajmiła z jakąś pewnością w głosie, nawet używając pełnego imienia przyjaciela, aby zwrócić jego uwagę na ten fakt trochę dobitniej. Właściwie mogła się w tamtym momencie mylić, kto wie. Mary-Lou na pewno nie, szczególnie, że wszystkie drogi wiodące przez te głupie, niekończące się przedmieścia wyglądały identycznie... przynajmniej w jej mniemaniu.

hector golding
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
jajo faberge
31 y/o, 175 cm
łyżwiarz figurowy w kadrze narodowej
Awatar użytkownika
every dawns a mountain and I'm climbing them without you
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

prologue
you are dearer to me than myself
Dziwnie się czuł na myśl o tym, że tak po prostu mieli rzucić wszystko i pojechać gdzieś na północ, by odpocząć. Nie był nawet pewien, kiedy ostatni raz miał czas, by zafundować sobie weekend w spa i pozwolić sobie na ten błogi luksus nic-nie-robienia. Większość jego dorosłego (i nie tylko) życia wypełniała praca, a za razem pasja – łyżwy. Jeździł kiedy należało trenować, jeździł kiedy chciał się zrelaksować, jeździł nawet wtedy, kiedy ilość kołatających w jego głowie myśli była nie do zniesienia. Bywały dni, kiedy nie schodził z lodowiska, aż mięśnie nie zaczęły palić go żywym ogniem. Nie dbał o siebie, a przynajmniej nie dostatecznie, w sposób, jaki zalecali mu wszyscy, których z jakiegoś powodu obchodził jego dobrobyt: asystentka, rehabilitant, dietetyk i inni specjaliści od żywienia. Nie umiał odpoczywać. Prawdopodobnie na przejście po rozżarzonych węglach zareagowałby z większym entuzjazmem, niż na perspektywę relaksu.
Teraz jednak było trochę inaczej; po raz pierwszy od lat był w miejscu, które kiedyś zwykł nazywać domem. W Toronto znajdował się od tygodnia, może dwóch; wprowadził się do mieszkania, rozpakował większość kartonów, spotkał się z rodziną, a także z ludźmi z kadry i chociaż czuł się dobrze, jednocześnie w pewnym sensie go to przytłoczyło. Na myśl o tym, że mieli spędzić trzy dni w ciszy, spokoju, a przede wszystkim swoim własnym towarzystwie, była kojącą perspektywą.
I am going out to see what I can sooow... — oczywiście nie byłby sobą, gdyby na trasie nie śpiewał razem z przyjaciółką. Było więcej, niż pewne, że do Hamiltona by ich nie wzięli przy sezonowej zmianie obsady, ale czy to kogokolwiek obchodziło? Na pewno nie tę dwójkę, która bawiła się w najlepsze, przemierzając stepowe tereny. W akompaniamencie najlepszego soundtracku na świecie, przy włączonej klimatyzacji... czy cokolwiek mogło pójść źle? — And I don't know where I'll go... co? — z wrażenia nie dokończył nawet swojej ulubionej linijki, zmuszony zerknąć na przyjaciółkę i się zmarszczyć. — To niemożliwe, ma być dopiero za dwie mile. Sprawdź jeszcze raz — poprosił, rozglądając się, choć było to bezcelowe, bo wszystko wokół wyglądało dokładnie tak samo: małe domki, ogródki z równo przystrzyżoną trawą i identyczne, uliczne latarnie. Co jeśli Mary-Lou miała rację?

mary-lou bessett
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
nie kieruj moją postacią, a poza tym się dogadamy
26 y/o, 152 cm
redaguje romansidła i marzy o napisaniu swojego
Awatar użytkownika
i'm working overtime to have you in my world, oh, what a curse it is to be a lover girl
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Mogła się spodziewać tego, że coś z całą pewnością pójdzie nie po jej myśli. Czy zamiast zagubienia się na drodze wolałaby, żeby na przykład hotel, w którym mieli się zatrzymać, dał im apartament o wyższym standardzie? Jasne, ale czy kiedykolwiek takie potknięcia działały na korzyść Mary-Lou? Nie była przekonana. Szczególnie nie teraz, gdy napięcie w aucie zgęstniało na tyle, że poczuła się jakby weszła do domu uczelnianego bractwa w trakcie imprezy i została przywitana chmurą dymu wszelakiego pochodzenia. Musiała rozpiąć bluzę pod szyją, bo zdało się, że jakoś trudniej jej się do tego wszystkiego oddycha. Powtarzała sobie, żeby trzeźwo myśleć, ale, umówmy się – żadna z znajdujących się w aucie osób mistrzem w tym nie była, czego skutki miały w niedługiej przyszłości okazać się opłakane.
No może gdybyś się zatrzymał, to znacznie ułatwiłoby mi to sprawdzanie mapy — burknęła, choć czy była to prawda to trudno jednoznacznie określić. Nie wiedziała, w czym miałoby jej to pomóc, ale chciała chociaż część odpowiedzialności zdjąć z siebie, okej? Poza tym, chyba nie byłby to aż tak zły pomysł, jeśli rzeczywiście jechali w złą stronę. Szkoda marnować paliwa, na przykład. — Sprawdzam tę mapę cały czas i wiesz co? Nie wiem, bo te pięćdziesiąt mil, które przejechaliśmy... chyba przejechaliśmy, i to drugie sto, które może wciąż być przed nami na mapie jest tylko wąskim paseczkiem otoczonym tym paskudnym żółtym, który — i tutaj ucięła na moment, aby machnąć ręką na otaczające je stepy — chyba się, kurwa, nie kończy — i skończyła, składając niechlujnie te mapę i podniosła tyłek, aby z tylnej kieszeni spodni wyjąć komórkę. — Szlag — burknęła, choć to nie tak, że spodziewała się czegokolwiek poza brakiem zasięgu. Hej, jeśli już się zgubili, to po całości, co nie? Bez sensu, gdyby uratowało ich coś tak trywialnego jak komórka. — No i co teraz? — zapytała i po samym tonie głosu poznać się dało, że zupełnie przeszło jej już zirytowanie, a chęć do wymądrzania się ustąpiła miejsca przejęciu i strachowi. No przecież słuchała wszystkich tych szalonych spraw kryminalnych i nikt nie wmówiłby jej, że sytuacja, w której się znaleźli nie przypominała początku kolejnej zbrodni, która ludziom będzie spędzać sen z oczu. Raz jeszcze otworzyła tę papierową mapę, zsuwając nawet przeciwsłoneczne okulary z nosa, co najmniej jakby miało dać jej to nowy, świeży pogląd na sprawę. No cyrk kompletny. Po tej wycieczce zdecydowanie w cyrku się śmiać nie będą.

hector golding
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
jajo faberge
31 y/o, 175 cm
łyżwiarz figurowy w kadrze narodowej
Awatar użytkownika
every dawns a mountain and I'm climbing them without you
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

Niestety, Hector z natury nie przyjmował dobrze jakichkolwiek porażek, nie tyle przekonany co do swojej nieomylności, co pewien, że wszystko robi dokładnie, zgodnie z instrukcją i po uprzednim sprawdzeniu wszystkich faktów dziesiątki razy. Dopuszczał, że błędy się zdarzają, oczywiście, ale ufając, że Mary-Lou kieruje go odpowiednio, nie miał podstaw podejrzewać, by zaszła jakaś pomyłka. A przecież takowa zajść mogła. Czy to po jego stronie, czy to po stronie przyjaciółki i to z wielu rozmaitych powodów. Wystarczyła chwila niedostatecznego skupienia, jeden źle obrany skręt, pomylony zjazd albo przeoczony znak. Teraz to do niego docierało.
Liczył, że Mary-Lou naprawdę sobie poradzi z tym i sprawnie im pójdzie podróż do celu, ale obecnie chyba nie było już na to szans. Nie wszyscy o tym wiedzieli, ale Golding przecież słynął z tego, że zawsze rozważał wszelkie najgorsze scenariusze w problematycznej sytuacji i w chwili obecnej, nie widział dla nich szczęśliwego zakończenia. Nie wiedział, co tak bardzo zirytowało przyjaciółkę w jednej chwili, ale po kilku sekundach zawahania wcisnął hamulec. Bez słowa zjechał na piaszczysty, nieutwardzony brzeg jezdni, włączając światła awaryjne. Po chwili nawet nie potrzebował wysiadać z samochodu, by poczuć, jak robi mu się zimno z nerwów.
Chcesz powiedzieć, że ostatnią godzinę co najmniej jechaliśmy na nic? — Czuł się współwinny, nawet jeśli nie zawinił, o czym jednak nie mogli być przekonani. Wiedział, że koniec końców sam odpowiadała za wszystkie decyzje, choć jednocześnie kierował w zaufaniu, że blondynka sprawdza trasę właściwie. Z jakiegoś powodu żadne z nich nie dostrzegło na czas, że coś mogło być nie tak z trasą, którą podążali. Czuł, że chyba będzie musiał poważnie przemyśleć swoje możliwości i wykreślić z listy orientację w terenie. I tę przypisaną radzeniu sobie w trudnych sytuacjach też. — Nie wiem. Masz zasięg? Nie masz... może ja mam? Przynajmniej pasowałoby się upewnić, gdzie w ogóle jesteśmy... — Sięgnął do schowka z nadzieją, że telefon miał im chociaż wskazać ich obecną lokalizację, ale nic podobnego. Ani jedna kreska nie pokazywała się w prawym górnym rogu ekranu. — Przed momentem przejechaliśmy znak, poczekaj, ja tam cofnę — zdecydował i nie czekając na jej zdanie w temacie, po prostu odpalił silnik ponownie i korzystając z tego, że znajdowali się na pustej drodze, gdzie absolutnie żywej duszy poza nimi nie dało się uświadczyć, spokojnie zawrócił łukiem i podjechał pod znak. Było tam kilka nazw miejscowości i informacja, ile mil stąd się znajdowały. — Może zacznijmy od zlokalizowania ich na mapie — zasugerował ostrożnie. Chyba nie było innej możliwości poza tym, no, chyba, że jechać przed siebie te dziesiątki mil i przekonać się, co czeka na nich na końcu pustkowia.

mary-lou bessett
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
nie kieruj moją postacią, a poza tym się dogadamy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Porzucone”