— When the thorn bush turns white, that's when I'll come homeee… — podśpiewywała razem z dudniącym z głośników soundtrackiem Zmierzchu, głosem wchodząc na wyżyny, których z całą pewnością nie potrafiła wokalnie udźwignąć, ale bawiła się przy tym przednio. Na tyle nawet, że absolutnie zapomniała przez moment, że opuścili już dawno Toronto, gdzie po dłuższym namyśle odnaleźliby się przecież nawet w najdziwniejszej okolicy. Teraz nie była już nawet pewna, czy przejechali już Richmond Hill — na pewno nie, wszakże czy oboje byli tak zaaferowani swoim carpool karaoke aby przegapić jakikolwiek znak informujący, że znajdowali się na autostradzie? — i jak daleko znajdowali się od obiektu docelowego. Zupełnie nie pomagał też fakt, że to na jej barkach spoczywał ciężar orientowania się w terenie, skoro Hector wziął na siebie obowiązek prowadzenia samochodu.
Poprawiła się na fotelu, ściszając na moment muzykę aby lepiej móc słyszeć swoje myśli, a już na pewno po to, aby przestać poczuwać się do śpiewania wszystkich głosów jednocześnie. — Czekaj — zmrużyła nagle oczy, odkładając paczuszkę z orzeszkami w karmelu gdzieś na bok, dopiero teraz uważniej przyglądając się mapie którą rozłożoną miała na kolanach. Czy problem mógł zostać unikniony, gdyby tylko zamiast fizycznego, papierowego egzemplarza użyli map dostarczanych przez Google? Oczywiście, ale trzeba mieć na uwadze, że w tym aucie jechał wodnik i waga, a to od początku musiało oznaczać kłopoty. — Czekaj, nie przejechaliśmy zjazdu? — zapytała w końcu, po tym, jak obróciła kartkę jakieś siedem razy nim doszła do poprawnego jej ułożenia... chyba. — Hector, chyba przejechaliśmy zjazd — oznajmiła z jakąś pewnością w głosie, nawet używając pełnego imienia przyjaciela, aby zwrócić jego uwagę na ten fakt trochę dobitniej. Właściwie mogła się w tamtym momencie mylić, kto wie. Mary-Lou na pewno nie, szczególnie, że wszystkie drogi wiodące przez te głupie, niekończące się przedmieścia wyglądały identycznie... przynajmniej w jej mniemaniu.
hector golding

 
				
 
									 
				