ODPOWIEDZ
35 y/o, 192 cm
white dove | wydział zabójstw Toronto Police Service
Awatar użytkownika
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

i'll tell you when it's safe and sound
we're sheltered by the dark of night
Choć Morán nazwała go psem Vittorio Lippi'ego, w rzeczywistości było mu do niego bardzo daleko.
Prawdziwe psy otaczały mafioza każdego dnia i każdej nocy. Towarzyszyły mu w spotkaniach, które odbywał w Mimmo's i poza nim, kalały własne ręce odwalaniem za niego brudnej roboty. Zastraszały, porywały, dawały nauczkę, a nawet pociągały za spust. Madden, choć należał do jego wewnętrznego kręgu, stał bardzo daleko od tej grupy. Jego dwulicowość była zarazem klątwą, jak i błogosławieństwem - Lippi był mściwy i bezlitosny, ale w parze z wszystkimi jego złymi cechami szła również inteligencja. Wiedział, że detektyw w policji jest przydatny tak długo, jak uda mu się utrzymać swoją odznakę - a nie mógł jej utrzymać, jeśli spędzałby noce na wykonywaniu brudnej roboty.
Większość przestępstw, których brud dotykał jego dłoni, nigdy nie była wykonywana przez niego - jego zadaniem było przymykać oko i sprawiać, by echo popełnionych przez Vittorio zbrodni nigdy nie dotarło do żadnego komisariatu policji. Zwykle pojawiał się po - gdy opadał już kurz, ciała stygły, krew zmieniała swój soczyście czerwony kolor na brunatną breję, którą zaraz ktoś miał sprzątnąć brudną szmatą wyciągniętą z zaplecza. Rzadko kiedy za poleceniami mężczyzny chowały się konkretne instrukcje - to jego zadaniem było wymyślić, jak coś miało zniknąć, nigdy nie zostać powiązane z Mimmo's i działalnością prowadzoną przez 'Ndranghetę.
Czasem jednak trafiały się noce takie jak te.
Spotkanie, które Vittorio miał odbyć z Rosjanami budziło zainteresowanie Maddena - ale nie na tyle, by ucieszył się, że zostanie na nie zaproszony. Działalność Lippi'ego - wbrew obronnym instynktom detektywa, które nakazywały mu nie zadawać pytań, odcinać się od tego umysłem gdy nie mógł odciąć się ciałem - zajmowała specjalne miejsce w jego umyśle i ciekawiło go, jakiego deala udało mu się zabezpieczyć tym razem i jaki będzie miał on efekt na resztę miasta.
Ale jeśli on miał w nim uczestniczyć, oznaczało to, że Vittorio spodziewa się umknąć regułom panującym na tego typu spotkaniach i będzie potrzebował kogoś, kto to wszystko posprząta.
Nie widział, dlaczego jego umysł sięgnął do Morán w niemal bezwarunkowym odruchu. Wspomnienie ich spotkania w parku wieczorną porą powracało do jego podświadomości niezależnie od tego, jak mocno je od siebie odpychał. Świadomość tego, że kobieta miałaby być świadkiem zdarzenia, które Lippi spodziewał się, że nie pójdzie po jego myśli, zasiewała niepokój w trzewiach zobojętniałego policjanta. Sięgając do telefonu, wystukał wiadomość niemal instynktownie i parsknął pod nosem, czytając jej niekooperacyjne odpowiedzi.
Nie spodziewał się po niej niczego innego.
Wkraczając wieczorem do Mimmo's na dziesięć minut przed nadejściem gości, czuł ciężar broni schowanej pod ciemną, skórzaną kurtką. Omiatając spojrzeniem pub niemal wyczuł gęstą atmosferę panującą w środku. Każdy stolik obsadzony był przez najbliższych Lippi'ego, sączących alkohol pod pozorem bycia niewinną klientelą. Gwar panujący w środku był sztywny, pełen napięcia i oczekiwania. Lippi siedział na samym końcu pomieszczenia, w swojej małej loży, która pozostawała pusta gdy nie grzał jej siedzenia.
Błysnęła w jego polu widzenia gdy wykonał zaledwie jeden krok naprzód.
Zaklął pod nosem, widząc stojącą za barem, znającą kobietę. Świadomość tego, jak niewiele czasu im pozostało jedynie wzmogła zalegającą w nim frustrację, do której dołączył niepokój - wcześniej niewyczuwalny pod grubą maską adrenaliny.
- Masz problemy z wykonywaniem poleceń - syknął pod nosem, podchodząc do baru pod pozorem zorganizowania dla siebie napoju. Ruchem podbródka wskazał na butelkę whisky, którą kilka dni wcześniej mu nalała. - Dlaczego tutaj jesteś?

zanna morán
meow
nuda
27 y/o, 162 cm
barmanka w Mimmo's Place
Awatar użytkownika
good girls die young
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

I can't change what's in front of me
A gaze lifeless that wants to bury me
outfit
Starała się nie myśleć nadmiernie o spotkaniu w parku, bo choć od zawarcia przez nich umowy minęło już trochę czasu, Zanna w dalszym ciągu nie była pewna, jak traktować Maddena. Wciąż pozostawał psem Lippiego, wciąż z tyłu głowy świeciła jej się lampka, że nie powinna ślepo kłaść zaufania na jego rękach, wciąż nie potrafiła się pozbyć leżącej głęboko w spojrzeniu niechęci. Jednak nie witała już go wściekłym spojrzeniem, a gniew nie wypełniał jej żył na sam widok jego sylwetki – to już było sporo.
Wpadła w swoją zwyczajową rutynę, jednocześnie starając zwielokrotnić swoją czujność, żeby skorzystanie z profitów ich porozumienia nie stało się konieczne już kilka dni po jego zawarciu. Lubiła polegać tylko na sobie, bo dawało jej to potrzebne poczucie wolności i pozwalało poczuć się niezależną; każde samodzielne wyjście z kłopotów sprawiało, że czuła triumf, dokładało cegiełkę do samozadowolenia i budowało poczucie sprawczości, nawet jeśli w rzeczywistości żadnej nie miała. Jednak w tym wypadku i zaledwie jej iluzja miała spore znaczenie.
Poleganie na sobie niosło też ze sobą ciężar oczekiwań, zmartwień i sporadycznych błędów, które z czasem wcale nie malały. Dokładane jedne do drugich, w końcu zaczynały przygniatać, krusząc wszystko to, co dobrego najpierw ze sobą przyniosły. Z czasem obracały wszystko w proch, a niezwykle ciężko było wyczuć moment przed tragedią, ten, w którym można jeszcze jej zapobiec.
I choć nie przestała być podejrzliwa względem faktycznych pobudek Maddena, skłamałaby, gdyby powiedziała, że odjeżdżając tamtej nocy z parkingu, nie poczuła ulgi i zmniejszenia ciężaru na ramionach.
Zdziwiła się, widząc smsa od detektywa, ale szybko zaczęła zaciskać usta w irytacji, że tak przedłuża coś, co mogło być jedną wiadomością. Jedyną osobą, której polecenia bez mrugnięcia okiem musiała wykonywać, był Lippi, w przypadku każdej innej nie ładowała się w nic na ślepo, nawet jeśli stała za tym chęć pomocy. Ostrzeżenie, które Maddenowi w końcu udało się normalnie wyartykułować, wzbudziło w niej niepokój. Normalnie pewnie by się tym specjalnie nie przejęła, bo Lippi wielokrotnie miewał gości biznesowych w Mimmo’s i zwykle zamykali się na zapleczu, ale skoro policjant uznał za stosowne ją przed tym ostrzec, coś się miało zmienić.
Nie zwlekała z wiadomością do Roddy’ego, ale zanim mężczyzna zdołał jej odpisać, zadzwonił do niej sam Lippi z przykazaniem, że na dzisiejszą zmianę ma się przymilać gościom, ubrać w sukienkę i ogólnie to powinna “przyciągać spojrzenia“.
Momentalnie zrobiło się jej niedobrze.
Lippiemu się jednak nie odmawia, dlatego wieczorem stawiła się w Mimmo’s ubrana jak na randkę: krótka, czarna sukienka, podkreślająca wszystko to, co do tej pory starała się ukrywać pod workowatymi ubraniami (wygrzebała ją z dna szafy, jeszcze z czasów, kiedy wierzyła, że może mieć jakiekolwiek relacje romantyczne), czarne rajstopy, które miały pomóc ukryć blizny na kolanie, średnio pasujące do całości czółenka na niskim obcasie, (nic lepszego w domu akurat nie miała), a całość zwieńczyła lekkim makijażem i rozpuszczonymi, opadającymi na ramiona włosami. Wyglądała dobrze, po raz pierwszy w miejscu pracy wyglądała kobieco, co podkreślały męskie spojrzenia, których tego wieczora czuła na sobie wyjątkowo dużo.
Napięta atmosfera w Mimmo’s była wyraźnie wyczuwalna. Powoli miejsca lokalnych cywilów pustoszały (głównie za sprawą przyjaznych sugestii), a ich miejsca zajmowali ludzie Vittoria, grający zwykłych klientów lokalu. Coś się kroiło. Nikt nie chciał jej jednak powiedzieć co takiego dokładnie, co rodziło wewnętrzną frustrację Zanny. Pomimo tego, wspięła się dzisiaj na wyżyny swojego aktorstwa, nie zdradzając absolutnie niczym, że czuła się bardzo niekomfortowo w dzisiejszym przebraniu, dręczył ją wewnętrzny niepokój, a tuż pod skórą wyczuwała strach.
Uśmiech Morán był dzisiaj perfekcyjny, idealnie wyważony pomiędzy przyjaznym a usłużnym i właśnie takim uśmiechem przywitała Maddena.
Stosuję się do przekazanych mi wskazówek – poinformowała go, ze zdziwieniem przyjmując fakt, że właściwie poczuła ulgę na jego widok – z jakiegoś powodu dało jej to dziwne i zwodnicze poczucie, że nie będzie na tym spotkaniu sama. Ale w dzisiejszym spektaklu tylko Lippi miał ludzi po swojej stronie. – Podoba ci się mój strój? – zapytała wręcz nienaturalnie jak na nią miłym głosem, przeciągając nalewanie mu whisky tak bardzo, jak tylko mogła, żeby znowu nie zostać samą za ladą. – Wolne miejsca są już chyba tylko przy barze – poinformowała go w sposób, jakby coś mu sugerowała, bo przecież to nie była to do końca prawda (nawet jeśli oznaczało to, że musiałby się do kogoś przysiąść). Nie była tylko pewna, czy Lippi nie wolałby mieć go gdzieś bliżej siebie.
Pięć minut – rozległ się głos Vittoria, informujący zapewne, kiedy mają zjawić się ci tajemniczy goście. Poziom spektaklu, jaki szykował gangster, martwił Zannę: ewidentnie starał się mieć całą sytuację od początku do końca pod kontrolą, zapewniając sobie tak dużą liczbę własnych ludzi, żeby mieć nad przybyszami ogromną przewagę. Jeśli miałaby obstawiać, pomyślałaby, że to albo jacyś specjalni goście z Włoch, którym Lippi chce zaimponować, albo ktoś, z kim potyczkę bierze pod uwagę. Trochę bardziej liczyła na tę pierwszą opcję, bo zwyczajniej wydawała się być bezpieczniejsza, ale skoro mieliby to być Włosi, to po co byłaby Vittoriowi obecność policjanta?
Wiesz cokolwiek? – wymamrotała, kiedy stawiała przed nim szklankę z whisky i lodem.

Rhys Madden
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
zanna
35 y/o, 192 cm
white dove | wydział zabójstw Toronto Police Service
Awatar użytkownika
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Jeśli przebywało się w Mimmo's często, nietrudno było dostrzec, że kroiło się coś grubego. Lippi zwykle przykuwał uwagę gdy przebywał w głównej sali pubu, w której przesiadywała również stała klientela. Teraz jednak był otoczony przez sobie najbliższych gangsterów, najbardziej zaufanych pachołów, na których - prawie wszystkich - Madden miał już stworzone małe akta. Znał nazwiska stojące za ich parszywymi mordami, wyroki wiszące nad głowami niektórych, których prawo nie było w stanie sięgnąć przez umoczonych, opłaconych funkcjonariuszy.
Takich jak on.
Jego wzrok leniwie przemknął po pomieszczeniu, skanując je by rozeznać się w sytuacji, nim, praktycznie o d r u c h o w o, skręcił w stronę baru w sposób, w który robił to zawsze odkąd jedna z barmanek zyskała własne nazwisko, oraz numer telefonu zapisany w jego liście kontaktów.
Nigdy jednak nie widział Morán w ten sposób.
Zwykle schowana za luźnymi, zbyt dużymi bądź workowatymi ubraniami, których artystyczne zalety z pewnością przewyższała praktyka i bezpieczeństwo, prezentowała się tak odmiennie, że z początku uznał ją za kogoś innego. Kogoś nowego, naiwnego, kto ubrał się zdecydowanie zbyt ładnie dla miejsca takiego jak to, kto nie wiedział, że kusa sukienka mogła równie dobrze stać się wyrokiem dla wszystkich degeneratów, których wyobraźnię pobudziła.
Ale to była ona.
Mogli przerzucać się epitetami w kłótni ale ostatnim, co powiedziałby o Suzannie Morán byłby jej brak inteligencji. Tkwiła w Mimmo's z powodów, dla których nie znał, ale z pewnością potrafiła się w nim odnaleźć. Wtapiała się w jego cienie, uprzejma w odpowiednich momentach, ucinająca konwersację w innych. Nie musiał znać jej dobrze by wiedzieć, że z własnej woli z pewnością nie ubrałaby się w ten sposób - i to ubranie podpowiedziało mu, że być może nie miała też zbyt wiele do powiedzenia w kwestii posłuchania jego prośby rady.
Gdy zasiadł na jednym z hokerów, bariera lady pomiędzy nimi stała się cieńsza, mniej istotna. Jego spojrzenie mimowolnie przemknęło po zgrabnej sylwetce, bo czerni materiału odcinającym się od gładkiej, jasnej skóry. Napięcie, którego echo nagle zakradło się do jego ciała wyjątkowo nie miało nic wspólnego z nieprzyjaznym otoczeniem, w którym się znalazł.
A z czymś znacznie bardziej niebezpiecznym.
- Okropny - odrzucił ochryple, choć widziała w jego spojrzeniu, że wypowiedziane przez niego słowa nie miały zbyt wiele wspólnego z prawdą. Zabębnił palcami w blat, dusząc sprzeczne ze sobą emocje, które zamigotały w jego umyśle, skupiając się na tych negatywnych. Myśl o tym, że wzrok wszystkich siedzących w Mimmo's gangsterów miał teraz błądzić po jej sylwetce budziła w nim irracjonalną wściekłość, jedynie podsycaną przez ryzyko, które nagle spadło na jej barki.
- Nie przypominam sobie, żebym zapraszał cię do Mimmo's odstrzeloną w ten sposób - sarknął, powracając do jej pierwszych słów, chrząknięciem doprowadzając swój głos do porządku i chwytając za szklankę, którą mu podsunęła. Nie zamierzał odchodzić od baru, przynajmniej tak długo, jak nie zmuszą go do tego okoliczności. - Rosjanie - dodał ciszej, znad krawędzi szklanki, którą uniósł do ust.
Nie było to wiele, ale Lippi sporadycznie prowadził z nimi swoje interesy. Byli nieprzewidywalnymi ludźmi, których sam Vittorio lubił wyzywać od zwierząt, jakby jego włoska uprzejmość czyniła jakąkolwiek różnicę.
Drzwi do klubu uchyliły się, wpuszczając chłód przedsionka ze sobą. Wyczuł nadejście Santiago jeszcze nim ten zatrzymał się za jego plecami - jego wodę kolońską, używaną w zbyt mocnym natężeniu, jakby właściciel próbował zamaskować zapach własnego, gnijącego ciała. Odwrócił się ku niemu, mierząc mężczyznę spojrzeniem i dostrzegając, jak wzrok Manciniego powoli krąży po ciele Morán by następnie przenieść się na niego.
- Widzę, że polubiłeś się z barem, Madden - rzucił przebiegle, rozciągając usta w uśmiechu, od którego krew w żyłach detektywa gwałtownie się zagotowała.

zanna morán
meow
nuda
27 y/o, 162 cm
barmanka w Mimmo's Place
Awatar użytkownika
good girls die young
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

W Mimmo’s nigdy nie czuła się do końca na miejscu, ale potrafiła się w nim odnaleźć, potrafiła się dostosować, wytyczyć własną ścieżkę, która byłaby zarówno twardo postawionymi granicami, jak i odpowiednio dozowaną uległością. Jej zachowanie i reakcje były starannie zaprojektowane, żeby mogła się czuć tak komfortowo i bezpiecznie, na ile tylko mogła w tej sytuacji. Ubrania Zanny również stanowiły część starannie przemyślanej strategii, bo w środowisku, w którym pełno jest degeneratów, im mniej widzieli w niej kobietę, tym lepiej dla niej. Przez ostatnich pięć lat jej workowate ubrania dawały jej pewność siebie, a także zwiększoną szansę, że jakiekolwiek jej obiekcje wobec klientów Mimmo’s zostaną wzięte pod uwagę. Stały się swoistą zbroją.
Której teraz została pozbawiona.
Nigdy nie sądziła, że mając na sobie sukienkę, może się czuć aż tak odsłonięta, ale jednak – fizycznie odczuwała spojrzenie niemal każdego mężczyzny w lokalu, natarczywość ich wzroku i to, jak ją nim rozbierali. Miała wielką ochotę wzdrygnąć się z ogarniającego ją obrzydzenia, ale wytężyła całą swoją silną wolę, żeby tego nie zrobić. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak niekomfortowo, tak nie na miejscu, tak naga. Cały wysiłek, jaki włożyła w ukształowanie swojego wizerunku, został właśnie zaprzepaszczony – Morán całkowicie zdawała sobie sprawę z tego, że od tej pory podczas każdej zmiany w barze towarzyszyć jej będą komentarze na temat tego, jak wyglądała dzisiejszego wieczora.
Zapowiadała się długa noc.
Madden również nie oparł się pokusie, żeby zlustrować ją spojrzeniem – nie mniej w porównaniu z resztą klientów Mimmo’s, zrobił to zdecydowanie bardziej taktownie i nie próbował jej rozebrać, co Zanna przyjęła z zadowoleniem. Przynajmniej on jeden.
Nie na twoje zaproszenie tutaj przyszłam – odpowiedziała mu z tym samym uprzejmym uśmiechem i pełnym spokoju głosem. Widziała jego poirytowanie, ale trudno jej było określić, skąd się wzięło. Był zły, że zastał ją dzisiaj za ladą? Ale chyba musiał się domyślić, że skoro jednak tam stała i to jeszcze tak ubrana, prawdopodobnie nie miała zbyt wiele na ten temat do powiedzenia.
Lippi pewnie by miał.
Podskórnie wyczuwała, kiedy patrzył w jej kierunku, a ona z rozmysłem te momenty ignorowała. Jego wzrok, dla odmiany, był lodowaty i wbijał się w nią niczym sztylet; pełno w nim było potęgi i świadomości władzy z niej płynącej. Pełno okrucieństwa. Vittorio z całą pewnością doskonale wiedział, co robił, kiedy to właśnie jej kazał się ubrać w atrakcyjny sposób w miejscu, w którym na co dzień pracowała. Być może chciał jej coś przekazać, być może wiadomość nie była przeznaczona dla niej, ale zdecydowanie pokazał, że miał wszystkich na krótkiej smyczy i nikt nie mógł kontrolować sytuacji bardziej od niego. Być może zbyt bezpiecznie poczuła się w roli, jaką odgrywała i Lippi postanowił jej przypomnieć, że n i e p o w i n n a.
Następne pojedyncze słowo wypowiedziane przez detektywa sprawiło, że Zanna na moment zamarła i poczuła, jak coś nieprzyjemnie skręca się w jej żołądku.
Rosjanie.
Raz czy dwa członkowie Bratvy zawitali do Mimmo’s, Vittorio czasami też o nich wspominał w rozmowach i prawie zawsze używał określenia “zwierzęta”. Trudno było się z tym nie zgodzić, bo wydawali się być jeszcze głośniejsi niż niektórzy Włosi, nieokrzesani, brutalni i nieprzewidywalni. Choć sama nie miała z nimi dużo do czynienia, do dzisiaj pamiętała moment, kiedy grupka Rosjan przyszła do baru, kiedy stała za ladą i ewidentnie komentowali jej osobę we własnym języku, bo bez żadnego cienia skrępowania przy okazji obłapiali ją wzrokiem w taki sposób, że aż zrobiło się jej niedobrze. Co prawda nie weszli z nią w większą interakcję, ale samo to wystarczyło, żeby poczuła, jak niepokój podpełza jej do gardła. Lippi pewnie chciał, żeby im usługiwała. Przełknęła nerwowo ślinę, żeby się nim nie zadławić.
To jednak nie wizja spotkania z Rosjanami sprawiła, że kolana się pod nią ugięły, a osoba, której nadejście poprzedził podmuch chłodnego powietrza z zewnątrz i intensywny, niemal duszący zapach perfum. Nie musiała nawet unosić głowy, żeby wiedzieć, kto właśnie przekroczył próg Mimmo’s.
Santiago Mancini.
Podczas jej pierwszych miesięcy pracy dla Lippiego, sam zapach perfum Manciniego wystarczył, żeby aktywować u niej atak paniki, z którego musiał ją wyciągać Roddy, cierpliwie przemawiający do niej przed drzwiami do toalety dla personelu. Zanna była przekonana, że właśnie taki był zamysł Santiago: żeby jego ofiary – przynajmniej te, które wyszły z przesłuchań względnie cało – już do końca życia za każdym razem, kiedy poczuły zapach, jaki otaczał mężczyznę, wracały do tych przesłuchań myślami, żeby na nowo przeżywały strach, jaki im wtedy towarzyszył. Sporo czasu zajęło jej, żeby stłumić w sobie to przerażenie na tyle, żeby nie odejmowało jej rozumu za każdym razem, kiedy zjawił się w barze. Nie zmieniało to jednak faktu, że cały czas była zaledwie o krok przed spadnięciem w przepaść.
Na kilka długich sekund ją zmroziło i nie potrafiła nawet spojrzeć Manciniemu w twarz. Jednocześnie z osobliwą ulgą zauważyła fakt, że nie stoi bezpośrednio przed Santiagio, że pomiędzy nimi siedział jeszcze Madden – bufor całej interakcji, być może jedyny stabilny punkt zaczepienia podczas całego wieczora.
Pierwsze słowa Manciniego nie były skierowane do niej, tylko do detektywa, jednak sprawiły, że Zanna poczuła, jakby ktoś wymierzył jej bardzo celny cios w żołądek. Wszystko wskazywało na to, że chociaż zachowywała się maksymalnie powściągliwie względem policjanta, uwadze Santiaga nie uszedł fakt, że Madden w ogóle podejrzanie często kręcił się w pobliżu lady, kiedy już zawitał do Mimmo’s. Czy Mancini właśnie strzelał na ślepo czy faktycznie zauważył przyczynę takiej zmiany zachowania? Jakoś nie miała ochoty zgadywać.
Podać ci coś do picia, Santi? Grappę? – zaoferowała usłużnie miękkim głosem, w jednej chwili decydując, że jeśli odpowiednio okaże względem niego uległość, co mężczyzna przecież lubił, to porzuci ten temat, przynajmniej na pewien czas. W dalszym ciągu nie patrzyła mu w twarz, nie potrafiła, nie, kiedy wraz z każdym oddechem jej płuca wypełniał zapach, przez który czuła na policzku mrowienie od uderzenia, choć Mancini nie zbliżył się do niej nawet o krok.
Nie, napiję się wódki razem ze wszystkimi – doszło do jej uszu po nieznośnie przedłużającej się chwili milczenia. Skinęła więc głową i odeszła, żeby postawić piwo z lodówki przed czekającym przy ladzie mężczyzną, którego zamówienia zdążyła do tej pory zapamiętać. Dla odmiany posłała mu ostrzejsze spojrzenie, kiedy jego wzrok zsunął się w rejony, w które nie powinien, a on, całe szczęście, szybko się opamiętał i odszedł do swojego stolika. Była to bardzo krótka chwila wytchnienia, podczas której ani razu nie zerknęła w stronę Maddena i stojącego przed nim Manciniego, bo nie minęło dużo czasu, kiedy drzwi do lokalu ponownie się otworzyły i tym razem stanęli w nich oczekiwani goście. Cała piątka. Jeszcze dwóch stanęło przed drzwiami, jak zdążyła zauważyć.
– Lippi – zagrzmiał od progu dość niski i okrągły łysy mężczyzna. Ilość rozmaitej biżuterii, jaką był obwieszony, sugerował, że to on był tu szefem. Uśmiechał się szeroko, serdecznie, ale było w tym uśmiechu coś, co podpowiadało Zannie, że przy nim trzeba było mieć się na baczności. Zupełnie odruchowo wyprostowała się jak struna. Znów podeszła do lady w miejsce, gdzie siedział Madden, licząc na to, że efekt bufora zadziała i w tym wypadku.
Rosjanin ruszył w kierunku Lippiego, który z równie serdecznym uśmiechem wyruszył mu naprzeciw i już po chwili wpadli we wzajemne przyjacielskie uściski.
– Zherdev! Cóż za niezwykła punktualność, co do sekundy!
– Patrzyłeś z zegarkiem w ręku, kiedy przyjadę?
– Słyszałem same dobre rzeczy o twojej etyce pracy, ale nie ukrywam, że chciałem się przekonać na własnej skórze.
– Nic się nie zmieniło w tej kwestii, Lippi. Szczególnie, kiedy robi się interesy z weteranami rynku.
– Oczywiście. To co, napijemy się?
– Masz wódkę?
– Zmrożoną i gęstą, czeka specjalnie na was.
– To dawaj!
Lippi machnał ręką w jej kierunku, a Zanna pospieszyła, żeby napełnić kieliszki świeżo wyciągniętą z lodu wódką. Wymiana zdań pomiędzy Vittoriem a Zherdevem była co najmniej dziwna i chociaż utrzymana w przyjaznym tonie, miała w sobie jakiś cień. Nie miała jednak czasu głębiej się nad tym zastanawiać, bo musiała się skupić na tym, żeby utrzymać przyklejony do twarzy uprzejmy, przyjazny uśmiech i opanować chęć wybiegnięcia z Mimmo’s. Nie minęło dużo czasu, kiedy z pełną tacą zjawiła się w loży Lippiego i stawiała przed wszystkimi tam siedzącymi po kieliszku.

Rhys Madden
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
zanna
35 y/o, 192 cm
white dove | wydział zabójstw Toronto Police Service
Awatar użytkownika
so many invisible strings tie me to the way that you bleed
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Santiago Mancini zwykle pozostawiał po sobie paskudne wrażenie. Świadomy rodzaju pracy, jaką wykonywał dla Lippi'ego, Madden poświęcał mu szczególną uwagę zawsze, gdy ten znajdował się w pomieszczeniu. Wyczuwał jego intensywne perfumy, uważne spojrzenie i paskudny grymas, który w jakimś świecie mógłby być uważany za uśmiechu. W porównaniu do reszty klienteli Mimmo's, wzbudzał w detektywie niechęć nieco większą niż pozostali - ale nadal utrzymującą się na tym stabilnym poziomie, który łatwo było zepchnąć na dalszy plan, na same tyły podświadomości.
Dziś jednak było inaczej, choć Rhys nie miał pojęcia dlaczego.
Obślizgłe spojrzenie padające na barmankę było niemożliwe do zignorowania. Przylepiło się do jej sylwetki, odsłoniętej przez kusą, czarną sukienkę, która zdradzała każdą jej krzywiznę. Dłoń detektywa mimowolnie zacisnęła się na szklance, gniew znów zagotował się gdzieś w jego głębi, domagając ujścia na zewnątrz. Agresywne słowa cisnęły mu się na usta, w głowie powstawał obraz chwycenia Manciniego i uczynienia z nim tego, co ostatnio srogo kosztowało go na zapleczu Vittorio.
Zdusił w sobie instynkt, potrzebę działania, reakcji... W zasadzie na co? Reakcji na reakcję? Sposób, w jaki Santiago patrzył na Morán? W każdym innym przypadku jego potrzeba działania byłaby łatwa do wyjaśnienia - był przecież policjantem, a może też niegdyś porządnym człowiekiem, który wyczuwając niepokój Suzanny chciałby pomóc jej stworzyć poczucie bezpieczeństwa.
Ale Madden od dawna nie uważał się ani za jednego, ani za drugiego.
Przesiąkł brudem zalegającym w zakamarkach Mimmo's, nawykł do ignorowania brutalności rozgrywającej się przed jego oczami, do zamykania oczu wtedy, gdy przywiązany do jego szyi sznur trzymany przez mafioza szarpał gwałtownie. Niewiele rzeczy było w stanie wzbudzić w nim emocje, wyzbył się ich, upchał je na dnie szuflady, gdzie nie mogły wychylić swojego łba i wydostać się na zewnątrz.
Dusząc w sobie gniew na Manciniego, przyglądał się podającą piwo innemu klientowi Morán z nieodgadnionym wyrazem twarzy - dobrze oddającym skonfundowanie, które odczuwał z powodu własnej reakcji. Może polubił barmankę Mimmo's, zauważył inną jej stronę, tą, którą chowała na co dzień. Być może popełnił błąd stawiając się wtedy w parku, gdy o to go poprosiła. Dostrzegając jej ludzką twarz.[
Teraz nie wiedział, czy potrafiłby wrócić do tego, co było wcześniej.
- Mancini zasługuje wyłącznie na rozpuszczalnik, a i tak powinien za niego zapłacić - zauważył, nieopatrznie dopijając szklankę swojej whisky w jednym hauście - nie dlatego, że jego alkoholowe nawyki go do tego zmusiły, a zwyczajnie czuł potrzebę zrobienia czegoś z dłońmi. - Dlaczego jesteś dla niego tak miła?
Nie wątpił, że budził on swoją renomę w Mimmo's, ale w przeciwieństwie do Tony'ego, nie wydawał się zainteresowany zaciąganiem kobiet z okolicy do łóżka. Był znacznie bardziej skupiony - na swojej pracy, jeśli w ten sposób można było opisać okrucieństwo, którym się pałał.
Wtargnięcie do środka Rosjan sprawiło, że mimowolnie, tak jak i ona, zastygnął w oczekiwaniu. Zerknął przez ramię, sprawdzając, ilu z nich znalazło się w środku - stojący naprzeciw, niski mężczyzna obwieszony biżuterią jak pitbull złotą obrożą ewidentnie im przewodził. Wchodząc do wnętrza sali, roztaczał aurę pewności siebie, której jednak nie ujmowało siedem sylwetek wtłaczających do Mimmo's wraz z nim. Odnotował ich pozycję, ubiór, pod którym z pewnością chowała się broń. Dla Maddena nic w obecnej sytuacji nie było spotkaniem towarzyskim.
Było garem pod ciśnieniem.
Przyglądał się, jak rozsadzają się w miejscach. Jeden z mężczyzn usiadł najbliżej Lippi'ego i Zherdeva, choć w innej części loży, podpowiadając Rhysowi, że był jego zastępcą, bądź też psem na posyłki, który znaczył dla niego najwięcej. Reszta rozpierzchła się nieco dalej, podejmując rolę towarzyskości, choć z pewnością nie z takim przekonaniem jak Włosi.
Obserwował, jak Morán nalewa wódki do kolejnych szklanek. Jego wzrok mimowolnie przeniósł się na resztę pomieszczenia gdy wyszła zza baru, podświadomie notując reakcje. Ktoś gwizdnął gdy zbliżyła się, podając Zhedevowi i Vittorio szklanki nim przeszła dalej, stawiając je przed gośćmi.
Jedna reakcja była inna niż pozostałe.
Zastępca Zherdeva chłonął Morán gdy tylko rozkazano jej nalanie wszystkim alkoholu. Pozostał jako ostatni, gdy barmanka priorytetyzując jego szefa ruszyła w drugą stronę stolika. Nie wydawał się jednak tym przejęty - Rosjanie najwyraźnej przywiązywali znacznie mniejszą wagę do savoir-vivru.
Przekonał się o tym gdy mężczyzna wyprostował się w chwili, w której barmanka pochyliła się nad jego stolikiem. Chwycił dłońmi jej talię, szarpnięciem pociągając do siebie tak nagle, tak gwałtownie, że nawet tkwiący przy barze Rhys drgnął, zaskoczony jego obcesowością. Choć taca pozostała w dłoniach Suzanny, szklanka z wódką przewróciła się gdy Morán wylądowała na jego kolanach, a zawartość wylała wszędzie wokół.
- Ta mi się podoba - oznajmił szyderczo mężczyzna, wyraźnie ciesząc się z uwagi i napięcia wszystkich bywalców Mimmo's, którzy dostrzegli jego ruch. Nachylił się do trzymanej kobiety, a Madden mógł wyobrazić sobie jego gorący oddech na jej policzku. - Wylałaś, słoneczko. Jak mi się teraz odpłacisz?
Detektyw nie czekał na odpowiedź - gdzieś pomiędzy jego chwyceniem jej ramion, a stukotem przewracanej szklanki nachylił się przez ladę barową, wydobywając z niej butelkę wódki. Maskując własne napięcie, ruszył do wolnego miejsca obok Rosjanina, który nie zwrócił nawet na jego nadejście uwagi - dopóki butelka wódki z hukiem nie stanęła na stoliku przed nim.
- Po co się ograniczać do jednejszklanki? - zagadnął przebiegle, ignorując ostrzegawcze spojrzenie Lippi'ego, które widział kątem oka. Opadł na miejsce naprzeciw Rosjanina, z flaszką wódki stojącą pomiędzy nimi. - Myślałem, że Rosjanie mają większy spust.
Na dźwięk rzuconego wyzwania usta mężczyzny rozszerzyły się w obrzydliwym uśmiechu, a Rhys postawił przed nim dwa, czyste naczynia, które zgarnął po drodze.
- Siergiej, zachowuj się - cmoknął Zherdev i dopiero po jego uwadze, Siergiej puścił trzymaną na swoich kolanach Morán. Madden zerknął na nią przelotnie, a w jego spojrzeniu chowało się polecenie - odejdź, stań za barem, nie wychodź zza niego.

zanna morán
meow
nuda
27 y/o, 162 cm
barmanka w Mimmo's Place
Awatar użytkownika
good girls die young
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Zasługuje – zgodziła się sztywno, biorąc się za nerwowe przecieranie naczyń suchą ścierką. Właściwie wcale nie musiała tego robić, bo od tego mieli zmywarkę i tak na dobrą sprawę żadne z naczyń nie wymagało dodatkowego czyszczenia, ale potrzebowała zająć czymś ręce w sytuacji, w której wciąż nie była w stanie podnieść wzroku znad lady. Przynajmniej nie dopóki zapach Manciniego wciąż unosił się w powietrzu; niczym ostrze mrocznego żniwiarza czy katowski topór – tuż nad karkiem. – Myślisz, że puściłby mi płazem, gdybym nie była? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. Madden przecież orientował się w gangowej hierarchii, z pewnością też wiedział, czym się parał Mancini i miał choć mgliste pojęcie o jego charakterze – komuś takiemu jak Santiago zwyczajnie się nie podskakiwało. Szczególnie, jeśli nie miało się żadnej siły, żeby mu się przeciwstawić – zarówno tej fizycznej, jak i przenośnej, w postaci własnych popleczników czy sympatii Lippiego. A ona nie miała żadnej z tych rzeczy.
Nie mogła znaleźć słów, żeby opisać, jak bardzo nie chciała usługiwać Vittorio i jego gościom. Z jednej strony chciała przeciągnąć moment nalewania alkoholu jak najbardziej, z drugiej wiedziała, że nie powinna była się ociągać, bo mogła ściągnąć na siebie nieprzyjemne konsekwencje. Jedna z tych konsekwencji siedziała teraz w loży.
Głęboko westchnęła, zanim nałożyła na twarz kolejną maskę: pewną siebie, uprzejmą, ale nie służalczą, po prostu profesjonalną.
Z cichym stukiem kolejne szklanki lądowały na blacie stolików. Najpierw Lippi z Zherdevem, potem obstawa Lippiego (była z siebie dumna, że ręka jej nie zadrżała, kiedy stawiała naczynie przed Mancinim), a na końcu Rosjanie. Prawie odetchnęła z ulgą, widząc, że na tacy została jej już tylko jedna szklanka – za chwilę znów będzie wolna. Przynajmniej do momentu, w którym nie będą chcieli, żeby dostarczyła im alkoholu innego rodzaju.
W momencie, w którym poczuła, jak czyjeś ramię owija się jej wokół talii i ciągnie ją w dół, zrozumiała, że pospieszyła się z tymi marzeniami wrócenia za ladę. Szarpnięcie było zbyt silne, by mogła spróbować powstrzymać to, co nadeszło chwilę później – wylądowała jakiemuś mężczyźnie na kolanach. Jednemu z Rosjan, jak się okazało. I w dodatku rozlała ostatnią szklankę z alkoholem.
Tylko kątem oka zauważyła, że ten manewr spowodował, że cała sala wstrzymała oddech z zaskoczenia. Cóż, ona również była zaskoczona. Ale tylko przez chwilę. Bo na tak bezczelny ruch ze strony jakiegoś (nieznanego jej) rosyjskiego randoma zareagowała we właściwy sobie sposób: gniewem.
Spięła się cała, czując, jak resztki wódki spływają jej po udzie (razem z częścią spojrzeń najbliższej męskiej widowni), ale już chwilę krew w żyłach Zanny zawrzała.
Wręczając ci rachunek za wódkę, którą rozlałeś – wysyczała wściekle, próbując się wyrwać z jego uścisku, ale Rosjanin nie chciał odpuścić. Ba, nawet zacieśnił wokół niej ramię. Kiedy jego gorący oddech owiał jej policzek, momentalnie zrobiło się jej niedobrze. Goście Lippiego wymienili między sobą jakieś uwagi po rosyjsku, kwitując je lubieżnym śmiechem, a Morán nie miała żadnej wątpliwości, że to na jej temat rozmawiali. Co tylko wkurzyło ją bardziej.
Puszczaj mnie, ty… – znowu zaczęła się szarpać, ale zanim zdołała zakończyć swoją wypowiedź kwiecistym epitetem, Madden trzasnął butelką o stolik. Wkrótce potem nadszedł ustny rozkaz od Zherdeva i Siergiej nie miał wyboru – musiał ją zostawić w spokoju. Zła jak osa Zanna trzepnęła mężczyznę po rękach, wstała, poprawiła sukienkę, po czym rzuciła krótkie spojrzenie na butelkę i piorunujące na detektywa. Potrzebowała go dzisiaj zupełnie trzeźwego, a on chciał sobie urządzać konkurs picia wódki z Rosjaninem? Naprawdę nie wpadł na nic lepszego? Prychnęła ostentacyjnie i odmaszerowała do swojej lady.
Nawet się nie zastanawiała, czy jej zachowanie było odpowiednie, czy przypadkiem się komuś nie naraziła. Sądząc po twarzach mijanych osób, raczej nikt po włoskiej stronie nie miał jej za złe tej drobnej pyskówki. Nikt z tu zebranych nie lubił rosyjskiej mafii.
– Siergiej, jeszcze będzie czas, żeby się upić z naszymi włoskimi znajomymi – usłyszała jeszcze głos Zherdeva. Najwyraźniej chciał mieć swoich ludzi w pełni sprawnych. Przynajmniej on jeden był tu rozsądny. Przeklęty Lippi, który nawet palcem nie ruszył. – Ale wróćmy do interesów: transport i magazyny… – Zanna przestała go słuchać. Nie chciała mieć z tym światem nic wspólnego, więc odmawiała nawet tak biernego pozyskiwania wiedzy o interesach Lippiego – im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz. W mafijnych strukturach sprawdzało się to bardzo dobrze.
Krótki epizod z Siergiejem choć pomógł jej wyrwać się z lepkiego strachu, w jaki wrzuciło ją spotkanie z Mancinim i w końcu poczuła się bardziej sobą, tak teraz, kiedy skryła się za ladą, doszła do wniosku, że było to martwiące. Bo Lippi naprawdę nawet nie drgnął, zupełnie jakby chciał zobaczyć rozwój wypadków. Wątpiła, że czekał na jej reakcję, bardziej interesowała go reakcja Rosjan. Po raz kolejny dopadło ją nieprzyjemne wrażenie, że była tylko narzędziem w jego rękach.
Zacisnęła usta, ściągając kapsle z trzech butelek piwa i kiedy przesunęła je w stronę klienta, zauważyła, że zaraz za nim pojawił się Siergiej. A tego po co tu przygnało?
– Co polecasz, malyshka? – zapytał, szczerząc się paskudnie w grymasie, który chyba miał być cwanym uśmiechem.
Dla ciebie? Rozpuszczalnik – burknęła, wiedziona gniewem i wspomnieniem wcześniejszej rozmowy z Maddenem. W jego przypadku nie zamierzała nawet zachowywać pozorów. Nawet nie zastanowiła się, czy powinna.

Rhys Madden
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
zanna
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mimmo's Place”