
 
Ale nie mogła.
Knykcie dłoni, którą zaciskała na krawędzi wanny, aż pobielały z wysiłku. Niech będzie przeklęty Vittorio Lippi wraz z całą swoją famiglią i niech będzie przeklęty jej brat, Ethan, przez którego chciwość znajdowała się właśnie w tym punkcie. Uwiązana długiem niczym smyczą, zwykły pies na posyłki ludzi, z którymi nigdy nie chciała mieć do czynienia – płaciła za nie swoje czyny wysoką stawkę.
Woda już dawno z gorącej zmieniła się w letnią, dalsze siedzenie w niej straciło swój urok, dlatego Zanna zadecydowała, że na dzisiaj koniec z kąpielą. Zbawienne ciepło spełniło swoje zdanie: napięte mięśnie na karku uległy nieznacznemu rozluźnieniu, a dotkliwy ból kolana zmniejszył swoją siłę, choć wiedziała, że bez tabletki z wysoką zawartością kodeiny nie da rady dzisiaj zasnąć. Kolano stanowiło również nieprzyjemną pamiątkę po jej pierwszym zetknięciu się z Ndranghetą; uraz był pamiątką tego, co się stało i obietnicą tego, co dopiero mogło nadejść.
Wygramoliła się niezgrabnie z wanny, po czym owinięta już w ręcznik, pokuśtykała do umywalki i wiszącego nad nią lustra. Przetarła dłonią jego zaparowaną powierzchnię, by móc się w nim przejrzeć. Widok nie stanowił niespodzianki: worki pod oczami, zaczerwienione białka, resztki łez na policzkach i spojrzenie, które mogłoby uchodzić za puste, gdyby nie smutek kotłujący się na jego dnie. Miała wrażenie, że od pięciu lat powoli przestaje przypominać dawną Zannę, przestaje rozpoznawać osobę w lustrze. Czuła jakby codziennie traciła cząstkę siebie, zmieniając się nieuchronnie w pustą skorupę. Już w tym momencie mogła powiedzieć, że nie zostało zbyt dużo z niej. Poranne wstawanie zajmowało jej coraz więcej czasu, bo coraz mniej widziała w tym sensu, maska, którą codziennie wkładała, nieznośnie ciążyła, dodatkowo kwestionowała robienie czegokolwiek, bo zwyczajnie brakowało jej w tym celu. Prawie nie miała już siły.
Westchnąwszy, sięgnęła do szafki, by wyciągnąć z niej niewielką fiolkę z tabletkami. Łyknęła tylko jedną, bo ból jeszcze nie zginał jej w pół, żeby potrzebowała dwóch, po czym pokuśtykała w stronę wyjścia. Sypialnię oświetlało przyjemne światło z lampki na nocnym stoliku; było na tyle mocne, żeby bez problemu trafiła do łóżka, ale jednocześnie na tyle słabe, żeby większość pokoju tonęła w cieniach. Skontrolowała wzrokiem, czy na pewno przygotowała sobie strój na jutro – tak, leżał na krześle, złożony w idealną kostkę. Uspokojona, szybko przebrała się w piżamę, ale zanim pójdzie spać, czekał ją jeszcze rytuał upewnienia się, czy na pewno wszystkie zamki i okna są szczelnie zamknięte – bez tego nie była w stanie zasnąć. Powoli podążała więc ustaloną trasą, sprawdzając czy poziom bezpieczeństwa miał zadowalający ją poziom, czy żaden intruz z zewnątrz nie przedostanie się do środka, a jeśli już, to czy jej zabezpieczenia uprzedzą ją o nieproszonym gościu. Żeby nikt jej nie zaskoczył, tak jak tamtej nocy.
Usatysfakcjonowana z obchodu, wróciła do sypialni. Zatrzymała się jeszcze w połowie drogi do łóżka, żeby rozmasować kolano. Pochyliła się, palcami sunąc po znajomych bliznach i krzywiznach, kiedy kątem oka dostrzegła migotanie światła. To słabe promienie lampki odbijały się od złotych i srebrnych medali i pucharów za udział w rozmaitych konkursach tanecznych - echo dawnego życia i wielkich marzeń, których nie miała serca się pozbyć, dlatego wylądowały na najniższej półce w sypialni. Być może powinna się tego w końcu pozbyć. Kręcąc głową, jakby próbowała pozbyć się jakichś myśli z głowy, wyprostowała się i ruszyła w stronę łóżka.
Nastawiła budzik na rano, a odkładając telefon, zerknęła ostatni raz na jedyne oprawione w ramkę zdjęcie w całym mieszkaniu. Przedstawiało ono jej macochę i przyrodnią siostrę. Charlotte, machocha, przestała się do niej odzywać, kiedy stało się jasne, dla kogo zamierzała pracować po tym, jak Ethan wylądował w więzieniu. Nie przepadała za Zanną i Ethanem od czasu śmiertelnego wypadku ich ojca, a jej męża, z którego oni wyszli cali, ale ojciec niestety już nie. Tuż obok niej stała roześmiana Laurie, młodsza siostra, niewinna i nieskażona światem, który pochłonął Zannę i jej brata. Zamierzała dopilnować, żeby tak zostało. Zdjęcie miało stanowić przypomnienie, że właśnie w tym powinna znaleźć motywację do budzenia się każdego dnia – żeby Laurie pozostała wolna. Żeby jej wolność nigdy nie stanęła na szali.
Ostrożnie wsunęła się pod kołdrę i zgasiła lampkę. Jutro kolejny dzień farsy.
- paranoicznie dba o zabezpieczenie swojego domu: 3 zamki w drzwiach, musi zrobić obchód po wszystkich oknach zanim położy się spać, włącza kamerkę w przedpokoju, która alarmuje ją o każdym ruchu
- kiedy ciężar świata szczególnie ciąży jej na ramionach, ma w zwyczaju piec różne słodkości, a ich nadmiarem obdarowywać każdego napotkanego znajomego
- mieszkanie Zanny wręcz lśni czystością - nie ma w nim ani grama kurzu, a każdy przedmiot leży w określonym porządku
- stosunkowo często bierze długie, gorące kąpiele - jest to nie tylko jej sposób na relaks po długim dniu, ale także sposób na zmniejszenie bólu w kolanie po nabytej kontuzji. Jako że zawsze dodaje do wody owocowo pachnące olejki, ten zapach często zostaje z nią przez większość następnego dnia
- zanim uległa wypadkowi, całe mnóstwo swojego czasu poświęcała na ćwiczenia tańca, głównie jazzu i tańca współczesnego

 
				
 
									 
				
 
									