
 
David Monroe nigdy nie był typem, który szukał kłopotów.W razie zagrożenia życia lub zdrowia świadka koronnego lub osoby dla niego najbliższej w rozumieniu przepisów Kodeksu karnego, mogą być oni objęci ochroną osobistą, a także uzyskać pomoc w zakresie zmiany miejsca pobytu lub zatrudnienia, a w szczególnie uzasadnionych wypadkach można wydać im dokumenty umożliwiające używanie innych niż własne danych osobowych, w tym uprawniające do przekroczenia granicy państwowej, jak również mogą uzyskać inną formę pomocy, a zwłaszcza przeprowadzenie zabiegu chirurgicznego usuwającego charakterystyczne elementy wyglądu lub operacji plastycznej.
Urodzony i wychowany w Montrealu, przez większość dorosłego życia prowadził dość spokojne, normalne życie - żona, później mała córka, praca w firmie transportowej zajmującej się przewozem towarów na terenie Kanady i północnych stanów USA. Jako specjalista ds. logistyki był dokładny, obowiązkowy, typ człowieka, który potrafi przewidzieć chaos i opanować go na papierze.
Nie wiedział, że jego uporządkowany świat opiera się na brudnych pieniądzach. Firma, dla której pracował, okazała się być jednym z elementów siatki przemytniczej — przewozili narkotyki i broń, wykorzystując legalne kanały transportu. Początkowo David nie rozumiał, dlaczego niektóre transporty mają „czarne strefy” w dokumentacji, czemu pewne ciężarówki nie są rejestrowane w systemie GPS i czemu kilku kierowców zniknęło z dnia na dzień. Prawda wyszła na jaw, gdy natknął się na kopię wewnętrznej korespondencji między kierownictwem a jednym z pośredników mafijnych.
Zrozumiał, że od dawna był częścią czegoś znacznie bardziej skomplikowanego — i niewyobrażalnie niebezpiecznego.
Kiedy zdecydował się przekazać dowody policji, nie zrobił tego z porywu bohaterstwa, tylko ze strachu.
Próbował zniknąć z rodziną, przekonać żonę do zmiany miejsca zamieszkania w poszukiwaniu nowych, lepszych perspektyw, ale było już za późno. Ludzie, dla których pracował, dowiedzieli się, że zaczął zadawać pytania i wiedzieć za dużo. Włamano się do jego domu, zabrano laptopa. Zanim policja zdążyła cokolwiek zrobić, pojawiła się wiadomość: „Masz dziecko. Pomyśl, zanim powiesz coś jeszcze.”
David wiedział, że jeśli pójdzie siedzieć, nikt nie ochroni jego żony i córki. Układ z policją był jego jedyną szansą. Dostarczył kluczowe dane — pełne trasy transportów, listę kontaktów, lokalizacje magazynów i numery kont. To dzięki niemu rozbito kilka ogniw siatki i w zamian zaproponowano mu układ. Nie było to jednak takie łatwe, koniecznym warunkiem zapewnienia i jemu i rodzinie pełnej ochrony była jego śmierć. W dokumentach i w świadomości wszystkich znanych mu ludzi, musiał figurować jako martwy.
Sfingowano jego śmierć. Jego samochód znaleziono roztrzaskany, ciało spalone i nie do poznania. Rodzina dostała oficjalny raport, zamkniętą trumnę i odszkodowanie z ubezpieczenia.
David został Jacobem Brownem — kimś, kto nigdy nie istniał.
Od tamtego wydarzenia minął rok. Jacob zamieszka w Toronto, dostał mieszkanie, bezpieczną, prostą i nierzucającą się w oczy pracę. Dla klientów stacji to po prostu „ten cichy gość z benzyniaka” - ten, który zawsze jest sam, mówi za mało, ale jest uprzejmy.
Jego dni to schemat: praca, trening, sen. Raz w tygodniu obowiązkowa wizyta u policyjnego psychologa, co dwa tygodnie raportowanie do oficera nadzorującego.
To cena za spokój i za to, że jego żona i córka żyją, nie wiedząc, że on wciąż oddycha. Wie, że nie może się z nimi skontaktować, nie może ryzykować, że ktokolwiek odkryje prawdę.
- Trenuje — regularnie biega, boksuje, pływa. Nie po to, żeby budować siłę (choć jest to dodatkową zaletą regularnego uprawiania sportu), a po to, żeby nie czuć, że rozpada się pod naporem zbyt wielu emocji i myśli.
- Zna na pamięć wszystkie drogi w Toronto i ich najszybsze alternatywy. To jego zawodowy nawyk — kiedyś planował transporty i trasy dla firm przewozowych, teraz robi to z przyzwyczajenia, nawet jeśli jest to tylko droga do sklepu.
- Nie używa social mediów. Nie tylko dlatego, że nie może, bo nawet gdyby mógł, nie chciałby patrzeć na życie, z którego sam musiał zniknąć. Poza tym nie rozumie tego fenomenu, naprawdę.
- Wciąż ma zapisany numer telefonu swojej żony w spisie kontaktów. Widnieje pod niepozorną nazwą "Kwiaciarnia". Nigdy nie zadzwonił.

 
				
 
									 
				
 
									