- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Uległa jej. Zawsze ulegała po odpowiednim czasie i gdy tylko Miller nacisnęła w odpowiedni sposób. Trudno jej było trzymać cały czas w górze gardę, gdy znajdowała się w pobliżu koronerki, która wiedziała dokładnie jak się do niej przebić i zapewniała jej wsparcie w każdej możliwej sytuacji.
- Za zabójstwo. Stare dzieje - skomentowała lakonicznie, bo nie chciała teraz jej przytaczać wszelkich szczegółów tej sprawy.
Sama w zasadzie nawet nie pamiętała zbytnio o tej sprawie. Nie miała powodów do tego, aby o niej myśleć. Przypomniała sobie jednak wszystko w momencie, gdy po raz kolejny sięgnęła po akta. Odbyła przez nie krótką podróż w przeszłość, gdy była o wiele młodszą policjantką. Znajdowała się wtedy na zupełnie innym etapie życia.
Na moment sięgnęła wolną dłonią do talii narzeczonej, chcąc ją przynajmniej na chwilę objąć. Szukała czegoś, co pomogłoby jej pozostać w teraźniejszości i otaczającej ją rzeczywistości. Mogła jedynie przyglądać się w milczeniu Zaylee, która właśnie starała się przetworzyć jakoś uzyskane informacje i dojść do jakiegoś logicznego wniosku. Jak zwykle zresztą, gdy tylko była skonfrontowana z nowymi informacjami.
Nie mówiła nic więcej. Nie sądziła, aby kolejne słowa były potrzebne. Zawahała się na chwilę, gdy tylko Miller zażądała od niej listu, który przyszedł tego samego dnia na komendę. Nie chciała jej tego pokazywać. Miała z tym pewien problem. Drgnęła dopiero w momencie, gdy Miller ją ponagliła to sięgnęła z pewnym ociąganiem i wahaniem do kieszeni kurtki, w którą wcisnęła kopertę. Jej zawartość była i tak już na tyle wymięta, że nic nie mogło jej w tej chwili zaszkodzić.
- To nic takiego - zapewniła ją jeszcze, bo kłamstwo w jakiś sposób łagodziło wydźwięk słów, które zostały spisane ręką zabójcy żywiącego wobec niej głęboką urazę.
Nie mierzyła się jeszcze z czymś podobnym. Nikt nie próbował się na niej odegrać po tak wielu latach, a już na pewno nie obwieszczał tego wszem i wobec w liście dostarczanym pokrętnie przez innych zbrodniarzy.
zaylee miller
- 
				 bozia dała piękną gębę - nie moja wina bozia dała piękną gębę - nie moja wina
 lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Sięgnęła po kopertę, którą otworzyła ostrożnie i wyjęła z niej list, na początku tylko przyglądając się zagiętym krawędziom papieru. Przez chwilę próbowała przekonać samą siebie, że była na to gotowa. Ale nie była. Papier zaszeleścił w palcach, kiedy zaczęła czytać. Wers po wersie, słowo po słowie. Każde zdanie wgryzało się w nią i uwierało pod żebrami. Przeczytała jeszcze raz, tym razem wolniej. To było nic innego, jak groźba. Bez daty, bez wskazówek. Jedynie czekanie, które naciągało każdy dzień w długą linię niepewności. To nie było nic takiego.
— Musimy to zgłosić — powiedziała wreszcie. Złożyła pomiętą kartkę na pół i wcisnęła ją z powrotem do koperty. — Musimy to zgłosić — powtórzyła, patrząc Evinie prosto w oczy. Jednocześnie przysunęła się bliżej i objęła ją w pasie. Chciała, żeby Swanson wiedziała, że nie zostanie z tym sama. Cokolwiek miałoby się nie wydarzyć.
W głowie Zaylee przewijały się obrazy wszystkich trudnych chwil, które przeszły razem. Ciche rozmowy w nocy, kiedy lęki wydawały się zbyt wielkie, a jednak trzymały się nawzajem, żeby nie rozpaść się do reszty. Drobne gesty, które mówiły więcej niż słowa — uśmiech, dotyk dłoni i pewność, że zawsze jest ktoś obok. Zawsze się wspierały. Nawet gdy świat wokół nich zaczynał się walić.
— To nie podlega dyskusji — dodała stanowczo. Zbyt dobrze znała narzeczoną, żeby nie wiedzieć, że ta będzie miała różne obiekcje i milion wymówek. — Spójrz na mnie — sięgnęła na do jej podbródka, kiedy ta na moment uciekła wzrokiem gdzieś w bok. — Hej, Evina — tym gestem Miller zmusiła ją, żeby znów popatrzyła jej w oczy. — Wiem, że nie to nie jest nic pewnego, ale nie możesz tego bagatelizować. Nie wiemy, czy ten człowiek faktycznie nie będzie chciał cię skrzywdzić. Albo mnie. Albo Sama — powiedziała, bo Młody spędzał z nimi teraz coraz więcej czasu, a jeśli Anthony Blythe zechce się zemścić, równie dobrze może próbować skrzywdzić najbliższych Swanson. To byłby akurat bardzo celny strzał — uderzyć tam, gdzie zaboli najbardziej. — Ze wszystkim sobie poradzimy. Tylko proszę cię, przestań przy tym dłubać — wierzchem dłoni pogładziła narzeczoną po policzku. W jednej chwili cała złość przemieniła się w troskę i wewnętrzny strach. Chyba nie potrafiła przy niej inaczej.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie komentowała w żadne sposób zawartości listu. Wiedziała, że Zaylee musi się z nią samodzielnie zapoznać. Wiedziała, że to może zająć nieco czasu. Sama musiała niekiedy dłużej się zastanowić nad pismem, które widniało na zmiętym papierze, aby poprawnie rozczytać dane słowo. Przekaz jednak był klarowny niezależnie od tego jak się na niego spojrzało. Pochodził od osoby, która po prostu chciała zabić Swanson i sprawić jej przy tym jak najwięcej cierpienia.
Wiedziała, że należało to zgłosić. Zapewne zrobiłaby to, ale już po upewnieniu się, że na pewno jest to coś czym mogłaby zajmować czas kolegom po fachu, którzy jednak mieli już wystarczająco dużo pracy. Musiała też ułożyć sobie to wszystko w głowie, bo nie miała pojęcia jak właściwie z tym wszystkim się czuje i co powinna o tym sądzić.
Objęła lekko wolnym ramieniem narzeczoną, ale myślami znajdowała się gdzieś indziej. Nie miała nawet zbytnio pojęcia czy właśnie coś analizowała czy może po prostu mózg wyłączył jej się od nadmiaru wrażeń, które zafundowano jej tego dnia. Jej wzrok uciekł gdzieś do ciemnego kąta za drzwiami i najprawdopodobniej pozostałby tam, gdyby nie to, że Zaylee zmusiła ją do tego, aby to na nią spojrzała.
Wiedziała, że ma rację. Jak zresztą w wielu innych kwestiach. Nienawidziła tych momentów, w których wydawała się być tak krucha i musiała być trzymana przez ramiona koronerki. Może i na zewnątrz trzymała się twardo, ale w środku? Tam znajdował się prawdziwy bałagan.
- Wiem. Nie chcę, aby wam cokolwiek się stało - zapewniła, przesuwając dłoń na kark narzeczonej. - Ale prosisz o zbyt wiele. Nie mogę tego zostawić.To jest mój bałagan i muszę coś z tym zrobić.
Nie mogła próbować się od tego odciąć. Musiała się w to zaangażować. Nie miała jednak pewności jak długo zdoła jeszcze wytrzymać pod uważnym spojrzeniem Zaylee, które sprawiało, że z każdą chwilą czuła się coraz słabsza. W końcu pochyliła się w jej kierunku i złożyła czuły pocałunek na jej czole nim wyminęła ją w drzwiach, aby skierować się ku schodom na parter.
- Została nam jeszcze piwnica. Obejrzyjmy ją i możemy wtedy zadzwonić po wsparcie - powiedziała, siląc się na obojętny ton.
Musiała w tej chwili całkowicie odciąć się od emocji i skupić na jakimś zadaniu do wykonania, które było logiczne, proste i mogło pochłonąć jej uwagę. To był dla niej najlepszy sposób na to, aby radzić sobie ze wszystkim, co tylko działo się w jej życiu prywatnym.
zaylee miller
- 
				 bozia dała piękną gębę - nie moja wina bozia dała piękną gębę - nie moja wina
 lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Przesunęła palcami po skórze, po miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą czuła ciepłe muśnięcie ust. Nawet nie próbowała jej zatrzymać — wiedziała, że to i tak niczego by nie zmieniło. Przynajmniej zdecydowała się wezwać wsparcie, zamiast udawać, że nic się nie stało. I choć Zaylee drżała od środka, ta świadomość w pewnym stopniu ją uspokoiła.
— Kiedyś doprowadzisz mnie do obłędu, Swanson — mruknęła, ruszając schodami w dół.
Jeszcze niedawno detektywka mogła myśleć wyłącznie o sobie. Była po rozwodzie, miała dorosłe dzieci — nic, co trzymałoby ją w miejscu. Mogła poświęcić się pracy bez reszty. Ale teraz, gdy obok była Miller, a w ich życiu pojawił się dziewięcioletni chłopiec, którego chciały adoptować, nie mogła już sobie pozwolić na dawny egoizm.
Zaylee czuła, jak w jej wnętrzu ścierały się dwie siły — chłodna racjonalność, której wymagała praca koronerki, i to drugie, dzikie, irracjonalne coś, co pojawiało się zawsze, gdy w grę wchodziła narzeczona. Lęk. Wściekłość. Bezsilność. Wszystko naraz. Ale musiała w końcu się z tym pogodzić — że kochając Evinę Swanson, nigdy nie zazna spokoju. Że jej serce biło w rytm cudzych decyzji.
Na parterze wyprzedziła ją i zagrodziła drogę, uniemożliwiając otwarcie drzwi prowadzących do piwnicy. Uniosła dumnie głowę i spojrzała narzeczonej prosto w oczy. W tym spojrzeniu było tyle samo determinacji, co w tamtym błysku sprzed chwil.
— Masz świadomość tego, co się stanie, jeśli się zaangażujesz? — zapytała, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, Miller zacisnęła palce na rękawie jej kurtki. — Jeśli ty w to wchodzisz, ja wchodzę razem z tobą. Nie pozwolę, żebyś robiła to sama. Och i przestań powtarzać, że nie chcesz mnie w to wciągać — Zaylee wywróciła ostentacyjnie oczami. — Już jestem w to wciągnięta, czy ci się to podoba, czy nie — oznajmiła, zresztą zgodnie z prawdą.
Chyba Evina nie mogła sobie wyobrazić, że koronerka miałaby po prostu stać z boku, kiedy i tak nie potrafiła myśleć o niczym innym. Żadna z nich nie znosiła bezczynności, gdy któraś była zagrożona. Miller wiedziała, że Swanson postąpiłaby dokładnie tak samo, gdyby chodziłoby o nią. Właśnie tak wyglądało ich życie — wzajemna ochrona i bezgraniczne wsparcie. Co z tego, że jeszcze chwilę temu zarzekała się, że nie kiwnie nawet palcem. Jej postanowienia poszły się jebać wraz z tym, co przeczytała w liście od Blythe'a.
Nie chciała słuchać jej komentarzy, bo żaden nie mógł odwieść jej od podjętej już decyzji, dlatego odwróciła się i nacisnęła na klamkę. Drzwi do piwnicy zaskrzypiały cicho, a drewniane, nadłamane czasem schody oświetlił strumień latarki z telefonu, którym Zaylee wymierzyła w ciemność. Jedyne, co mogła zrobić, to nie pchać się przodem, więc odsunęła się nieznacznie, robiąc Evinie miejsce.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie widziała w tym jednak heroizmu. Bardziej coś na kształt powinności. Była przekonana o tym, że musi w to wejść. W końcu chodziło o kogoś kto utrzymywał kontakt z człowiekiem, który podobno chciał ją zamordować. To jak najbardziej była jej sprawa. Może nie powinna się w nią angażować jako policjantka za względu na ładunek emocjonalny jaki to za sobą niosło, ale nie potrafiła się wycofać.
Ty mnie również, chciała odpowiedzieć. Fakt, że żadna z nich nie oszalała jeszcze przez to, że razem żyły to był prawdziwy cud. Zdecydowanie zbyt często wszechświat wystawiał je na próbę. Nie mogły liczyć nawet na chwilę spokoju, a komplikacje co rusz nadchodziły z każdej możliwej strony. Chyba już dawno do tego przywykły, bo jednak związały się ze sobą pośrodku wielkiej sprawy, która z morderstwa lokalnej striptizerki zamieniła się w badanie jakiegoś pseudochrześcijańskiego kultu.
Emocje zdawały się do niej dochodzić jakby z daleka w momencie, gdy skupiała się na jakimś zadaniu. Zupełnie jakby wewnątrz niej znajdowała się chłodna pustka, w której rozbijały się poszczególne uczucia. Zbyt odległe i obce, aby móc je w pełni odczuć i zidentyfikować. Przynajmniej dzięki temu miała większego mętliku w głowie. Przynajmniej do momentu, gdy nie została wyminięta przez narzeczoną, która raz jeszcze starała jej się uświadomić to, co wiązało się z aktualnie badaną sprawą.
- Nie mam tu zbyt dużego wyboru - odpowiedziała, bo jeśli faktycznie nie otrzymałaby wiadomości od Blythe'a to nie próbowałaby nawet się w to wszystko pchać. - To mnie dotyczy. Nie mogę się przez to wycofać i chociaż naprawdę chciałabym trzymać cię od tego wszystkiego z daleka to raczej nie mam takiej opcji.
Znała za dobrze charakter narzeczonej. Wiedziała, że ta faktycznie była gotowa wpakować się w każde gówno byle tylko być dalej razem. Zresztą faktycznie obie były gotowe na to, aby za sobą wskoczyć w ogień, co z jednej strony było naprawdę pocieszające i umacniające, ale z drugiej rodziło jedynie obawy związane z ich bezpieczeństwem. Żadna z nich nie chciała narażać tej drugiej, ale jak widać nie było to możliwe.
Musiała się zatem pogodzić z tym, że nie uda jej się przekonać koronerki do tego, aby odstąpiła. Musnęła jeszcze przelotnie palcami jej dłoń nim w końcu zeszła do piwnicy, z której bił ogromny zaduch. Od razu dostrzegła na środku materac z rozkopanymi kocami. Na jednym z prowizorycznych blatów stała kuchenka turystyczna, a obok niej niewielki rondel z przypalonym jedzeniem oraz stary czajnik. Ilość śmieci świadczyła o tym, że ktoś tu jeszcze niedawno koczował, ale całość została porzucona jakiś czas temu.
- Wygląda na to, że faktycznie się stąd wyniósł - powtórzyła jeszcze na głos.
Wescott wciąż pozostawał nieuchwytny, ale chociaż znalazły miejsce, w którym do niedawna się jeszcze ukrywał, a to już było coś.
zaylee miller
- 
				 bozia dała piękną gębę - nie moja wina bozia dała piękną gębę - nie moja wina
 lubią mnie też te zajęte - twoja dziewczyna nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Narzeczona nie mogła trzymać Miller od tej sprawy z daleka. Chyba najpierw musiałaby zamknąć ją gdzieś pod kluczem, żeby faktycznie tak się stało, czego oczywiście również nie pozwoliłaby sobie zrobić. Była zbyt uparta i zbyt zawzięta, aby ktokolwiek mógł nią sterować i mówić jej, co powinna, a czego nie.
— Nie masz takiej opcji — zgodziła się z nią, oświetlając wnętrze piwnicy. — Dlatego teraz dzwonisz po wsparcie i pokazujesz górze list z pogróżkami. Inaczej sama im o wszystkim powiem — to nie był szantaż, raczej zwykła troska i dbanie o bezpieczeństwo Swanson. Przełożeni powinni wiedzieć, że coś takiego miało miejsce i że bagatelizowanie sprawy nawet nie wchodziło w grę. Swanson mogła zapierać się rękami i nogami, ale Zaylee i tak ogarnie to po swojemu i tak, jak należało.
Jeszcze raz rozejrzała się po ciemnym pomieszczeniu. Nie dało się nie zauważyć, że rzeczywiście ktoś musiał tutaj przebywać i to stosunkowo niedawno. Może wczoraj, może dwa dni wcześniej. Nie było jednak powiedziana, że musiał to być Wescott, choć analiza zakrwawionych szmat na pewno da im jaśniejszy obraz. Dla Miller ostatecznie zawsze liczyły się fakty. Musiała mieć namacalne dowody, a dopóki takowych nie było, nie chciała zachodzić w głowę, co dalej.
— Wyjdźmy na zewnątrz — zadecydowała, wstępując po schodach na parter. — Tutaj i tak nie ma zasięgu — zauważyła po tym, jak zerknęła na wyświetlacz swojego telefonu. Poza tym po takiej dawce emocji musiała to przepalić.
Na zewnątrz chłodny, nieprzyjemny wiatr wdzierał się za kołnierz płaszcza. Zaylee opatuliła się szczelniej i wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów, a kiedy jeden znalazł się między jej wargami, skierowała ją w kierunku Eviny. Nie obyło się też od wymownego spojrzenia, które nakazywało narzeczonej wybranie odpowiedniego numeru. Jeśli miała jej suszyć o to głowę, to proszę bardzo. Mogła tak całą noc.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie mogła wiecznie trzymać Miller pod kluczem. W zasadzie koronerka nigdy by jej na to nie pozwoliła zatem musiała zaakceptować fakt, że wchodziły w to wszystko razem. Niezależnie od tego, co właściwie całą ta sytuacja miała im przynieść w przyszłości zdecydowały jednak, że wejdą w to wszystko razem. Evina nie miała wyboru, a Zaylee nie potrafiła jej zostawić z tym wszystkim samą.
- Po prostu... Daj mi jeszcze moment - powiedziała, ale doskonale można było wyczuć w jej głosie, że już skapitulowała.
Nie mogła się dłużej wykłócać ani wzbraniać przed tym wszystkim. Sprawdziły już w zasadzie cały dom. Były w nim obecne ślady czyjej obecności. Swanson byłaby w stanie założyć się o to, że faktycznie chodziło tutaj o Wescotta, ale to musiały potwierdzić analizy znalezionych materiałów. Niemniej tych będzie można dokonać dopiero w momencie, gdy na miejsce przybędą technicy.
Przytaknęła narzeczonej na propozycję i po przejrzeniu zawartości piwnicy ruszyła za nią po schodach na parter, a następnie wyszła na zewnątrz w wietrzny wieczór. Zatrzymała się dopiero na ganku, gdzie były poniekąd osłonięte od podmuchów powietrza.
Wpierw musiała odetchnąć. Potem mogła sięgnąć po zaoferowanego papierosa, który znalazł się między jej wargami jako obietnica uwolnienia nagromadzonego stresu. Dopiero wtedy wyjęła telefon i wybrała numer do swojego przełożonego, któremu musiała opowiedzieć wszystko, co miało miejsce tego dnia.
Czekały jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut na to, aż w końcu pojawią się pozostali przedstawiciele służb. W tym czasie Evina samodzielnie mogłaby wypalić połowę paczki fajek. Wiedziała, że to wszystko było początkiem jakiegoś nowego i przerażającego rozdziału w ich życiu, a do domu będą mogły wrócić dopiero w późnych godzinach nocnych.

 
				