25 y/o, 155 cm
tworzy obrazy i polewa piwo Emptiness
Awatar użytkownika
Uh, she's a beast, I call her Karma;
She'll eat your heart out like Jeffrey Dahmer;
Be careful, try not to lead her on;
Shorty heart is on steroids 'cause her love is so strong
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Wdawanie się z Constance w jakąkolwiek dyskusję było bezcelowe. Zawsze, ale to zawsze musiała mieć ostatnie zdanie, bez względu na to, czy miała rację, czy też nie. Nie lubiła, kiedy ktoś wytykał jej jakiekolwiek błędy, a próby ignorowania jej słów, kwitowała zazwyczaj jeszcze dłuższym monologiem, od którego faktycznie mogła rozboleć głowa. Mówiła dużo i czasami bez sensu, jednak nie za bardzo się tym przejmowała. Miało wyjść na jej i koniec kropka. Była rozbawiona i nie potrafiła tego ukryć, szczególnie teraz kiedy patrzyła na te jego zmarszczone brwi i poirytowany wyraz twarzy. Na całe szczęście, nie powiedziała mu, że pobiła swój rekord w irytowaniu drugiej osoby. Nie zmieniało to faktu, że i on grał jej na nerwach swoim podejściem.
- Chyba wiem, gdzie chce się dostać. - Odpowiedziała mu jedynie, chyba po raz pierwszy spoglądając na niego bez uśmiechu. Toronto znała jeszcze z dzieciństwa, a nazwa ta dość mocno wyrwała się w jej pamięć. Nie było więc możliwości, by się pomyliła. Nie chciała mu tego jednak tłumaczyć, bo kolejną bezsensowna dyskusja, zabierała im tylko czas potrzebny na to, by ruszyli w końcu z tego cholernego pobocza. Constance powoli zaczynała się stresować i mimowolnie myślała o tym, czy ojciec zdążył już odkryć jej ucieczkę i zaczął jej szukać. Bo tego, że miał zamiar ją znaleźć i za włosy zaciągnąć do ołtarza, była stuprocentowo pewna. Nic więc dziwnego, że chciała jak najszybciej, znaleźć się jak najdalej i uniemożliwić swoje odnalezienie. Nie po to uciekała, żeby dać się złapać.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem z siebie dumna. - Odparła z uśmiechem, faktycznie będąc zadowoloną z faktu, że go zirytowała. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że może powinna przystopować, dać sobie spokój z drażnieniem nieznajomego, bo mógłby ją wywalić na pobocze i zostawić samą w tej ciemności. Już teraz bez naszyjnika i opcji podwózki. Wydawało jej się jednak, że była bezpieczna. W sensie, uważała że raczej by jej tego nie zrobił, ale kto go tam wiedział. Drażliwy był co najmniej tak samo, jak ona kiedy była głodna i dostawała miesiączki. Tego jednak na głos nie powiedziała, ale uśmiechnęła się pod nosem, kiedy ta myśl, pojawiła się w jej głowie.
Obserwowała go, kiedy wsadził sobie naszyjnik do kieszeni kurtki i odetchnęła z ulgą, kiedy w końcu ruszył z miejsca. Widziała, że jej suknia stwarzała pewien problem przy swobodnym prowadzeniu auta i nawet próbowała odgarnąć nieco materiału z drążka zmiany biegów, ale na nic się to zdawało. Uparta kiecka co chwila wymykała jej się z palców, wracając na swoje miejsce, aż w końcu Constance dała sobie spokój. Zamiast tego, myślała teraz o potencjalnym pościgu, na chwilę zapominając, że nieznajomy mógł ją obserwować.
- Książkę piszesz? - Zapytała trochę poirytowana, bo w zasadzie, co go obchodziła jej historia. Miał ją tylko dostarczyć na miejsce, a nie zadawać osobiste pytania. Nie znali się, niczego o sobie nie wiedzieli i Cece wolała, żeby tak właśnie zostało. - Mam dar do wkurzania ludzi. - Odezwała się w końcu, dochodząc do wniosku, że może skupienie się na rozmowie, odwróci jej uwagę od tych wszystkich ponurych myśli, które miała. - Pomyślmy. Na pewno wkurzyłam matkę z ojcem. Dodajmy do tego ciebie. Kierowcę tira, który pewnie nie widzi na jedno oko. Nauczycielkę sztuki, której powiedziałam, że głębię to sobie może w tyłku znaleźć. Ach no i mojego cudownego narzeczonego, który pewnie zastanawia się teraz nad tym, z kim się ożeni, skoro mu jedyna kandydatka na intratny biznes, zwiała. - Mówiła, byleby tylko coś powiedzieć. - Zresztą, nieważne. I tak byś nie zrozumiał. - Dodała, po raz ostatni oglądając się za siebie, po czym przeniosła wzrok na przednią szybę, skupiając się na obserwowaniu tego, co działo się przed nimi, choć w panującym na zewnątrz modelu, niewiele dało się zobaczyć.


Reece Hennessy
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
J.
można się ze mną dogadać, ale ostrzegam, że moje posty zawierają całą masę krindżu, tonę nieśmiesznych żartów, szczyptę skondensowanej dramy, latające przecinki i czasami zabawne literówki, które potem można cytować
32 y/o, 187 cm
sprawdź, czy jeszcze masz portfel
Awatar użytkownika
i'm here just to establish an alibi
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Gdy usłyszał jej odpowiedź, zacisnął mocno wargi, starając się powstrzymać uśmiech, który drgał w kącikach jego ust. Nawet odwrócił się na moment, pod pretekstem zerknięcia w boczne lusterko, co byłoby dość rozsądne, biorąc pod uwagę, że nie zadał sobie trudu, żeby włączyć światła awaryjne, gdy zatrzymał się na poboczu… lecz po chwili po chwili pokręcił ze zrezygnowaniem głową, westchnął ciężko, jakby uznając swoją porażkę, i z nieco kpiącym uśmiechem na ustach, ponownie odwrócił się w jej stronę.
Wybacz, ale w tej konkretnie chwili, nie wyglądasz mi na kogoś, kto wie czego chce — odparł, a po chwili uniósł znacząco brwi, jakby miała jeszcze jakieś wątpliwości, miał na myśli jej sukienkę, upięte włosy i makijaż. Cóż, mógł się mylić, ale wszystko to zdawało się mówić, że powinna być teraz gdzie indziej, świętować swój najszczęśliwszy dzień w życiu, a tymczasem… siedziała w samochodzie z nim, zupełnie obcym człowiekiem, próbując przehandlować bezcenne rodzinne pamiątki za parędziesiąt kilometrów drogi. Zdaje się, że to j e g o najszczęśliwszy dzień!
Przez moment tak właśnie myślał, gdy jej już nie jej naszyjnik przyjemnie ciążył mu w kieszeni na piersi i mógł w końcu wrócić na drogę, ale prędko przekonał się, że to prawdopodobnie nie będzie cicha i przyjemna podróż, podczas której mógłby po prostu zignorować siedzącą obok pasażerkę aż do momentu, gdy odstawi ją pod jakimś motelem czy… gdzie tam cholera próbowała się dostać.
Gdy odpowiedziała mu pytaniem na pytanie, i to w tak przemiły sposób, mimowolnie uniósł brwi, lecz jego reakcja nie miała nic wspólnego z zaskoczeniem czy zdziwieniem, patrzył przed siebie, skupiając się na drodze i mijanych znakach; zwyczajnie przyjął, że niczego się od niej nie dowie, a że nie odczuwał jakiejś szczególnie wielkiej potrzeby, by wiedzieć o niej cokolwiek, przyszło mu to dość łatwo… I wtedy postanowiła się odezwać. Oczywiście, że tak!
Z tym się zgodzę — mruknął pod nosem, bardziej do siebie niżeli do niej; zerknął w lusterko, po czym wrzucił kierunkowskaz i przyśpieszył, chcąc wyprzedzić jadący przed nim samochód. Nie była jedyną osobą, która testowała jego cierpliwość. Jeszcze zanim wrócił na swój pas, samochód został daleko w tyle. Oczywiście, przy próbie zmiany biegów, materiał sukienki zaplątał się przy drążku, co skomentował kolejnym głośnym westchnięciem. To jednak najwyraźniej w żaden sposób nie przeszkodziło jej w… tym słowotoku, bo jak inaczej to nazwać. Zarejestrował może co trzecie słowo, aż jego uszu dotarło to rozżalone „i tak byś nie zrozumiał”. I zanim zdążył przypomnieć sobie, że przecież ma to absolutnie gdzieś, prychnął pod nosem.
O tak, wyobrażam sobie… — westchnął teatralnie, pozwalając sobie, by w jego głosie rozbrzmiała nuta sympatii i zrozumienia dla jej… „nieszczęścia”, ale po chwili odezwał się ponownie. — Niech zgadnę, tatuś nie kupił ci kucyka na dziesiąte urodziny? — zapytał, zerkając na nią kątem oka, nim ponownie utkwił spojrzenie na drodze. — Nie, gorzej – był nie tego koloru! — Prawdziwy dramat! Nie ma co ukrywać, miał już o niej zdanie — nawet nie jedno! — w momencie, gdy ją zobaczył, a tą historią wcale sobie nie pomogła…

Constance May
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
reece
no AI shenanigans, pls;
25 y/o, 155 cm
tworzy obrazy i polewa piwo Emptiness
Awatar użytkownika
Uh, she's a beast, I call her Karma;
She'll eat your heart out like Jeffrey Dahmer;
Be careful, try not to lead her on;
Shorty heart is on steroids 'cause her love is so strong
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Rozmowa z nieznajomym, zdecydowanie nie należała do najłatwiejszych. Constance miała wrażenie, że wszystko co mu mówiła, odbijało się od niego jak groch od ściany, a przede wszystkim, że chyba jej nie słuchał, albo ignorował to, co próbowała mu przekazać. To było tak szalenie irytujące, że brunetka wręcz musiała tłumaczyć mu niemal wszystko łopatologicznie, bo ewidentnie brakowało mu kilku szarych komórek.
Westchnęła ciężko, kiedy tylko dotarł do niej sens jego słów. Nie mogła ukryć, że miał trochę racji, ale nawet nie miała zamiaru mówić tego na głos, bo jego już i tak wybujałe ego, podskoczyłoby tak wysoko, że mogłoby uszkodzić dach jego samochodu. - Wiem gdzie chce się dostać, wystarczy? - Zapytała, mając nadzieję, że brunet zrozumie, że było to pytanie z gatunku tych retorycznych, na które nie chciała usłyszeć odpowiedzi.
Potrzebowała drogi ucieczki i w zasadzie ją znalazła. A o to, co miało dziać się dalej, miała zamiar zacząć martwić się dopiero wtedy, kiedy dotrze do domu ciotki i chociaż na chwilę poczuje się bezpiecznie. Co prawda, nie wiedziała, jak cioteczka ją przyjmie i czy przypadkiem, nie zadzwoni od razu do jej matki i wszystko pójdzie na marne. Teraz jednak, najważniejsze dla Cece było to, że w końcu ruszyli z miejsca, a ona miała nadzieję, że nie będą sobie robili zbyt wielu przystanków.
Chciała dojechać do Toronto jak najszybciej i nigdy więcej nie zobaczyć się z nieznajomym, którym strasznie mocno grał jej na nerwach. Zresztą, nawet nie podejrzewała, że miał zamiar się tam zatrzymywać. Torba na tylnym siedzeniu sugerowała raczej, że wybierał się gdzieś dalej. Nie miała jednak zamiaru go o to pytać, bo ta wiedza, nie miała jej się do niczego przydać.
Dlaczego powiedziała mu tak wiele? Nie miała zielonego pojęcia? Być może spowodowane było to tym, że chciała nieco zagłuszyć swoje obawy i chociaż na chwilę zapomnieć o tym co zrobiła. Spojrzała na niego, kiedy stwierdzi, że faktycznie miała dar do wkurzania wszystkich dookoła. Widziała przecież jak szybko się zirytował jej zachowaniem, ale ją naprawdę bardzo to bawiło.
A kiedy tylko w aucie zapadło milczenie, zaczęła rozplątać długie włosy i wyciągać z nich wszystkie wciśnięte w nie spinki, chcąc uniknąć potwornego bólu głowy. Co prawda, już teraz czuła lekkie pulsowanie w skroni, zwiastujące atak migreny, na pewno spowodowany ciasno upietą fryzurą, chociaż podejrzewała, że i brunet się do tego przyczynił.
I w zasadzie, nie miała zamiaru się odzywać, a przynajmniej na razie. Niestety, to co powiedział, sprawiło, że krew się w niej zagotowała, a szczupłe palce niebezpiecznie zacisnęły się na kilku spinkach, które trzymała w dłoni. - Słuchaj no, typie . - Spojrzała na niego ze złością, czającą się w jej jasnych oczach. - Gówno o mnie wiesz. - Warknęła, czując powoli narastającą złość. Constance niczego bardziej nie nienawidziła, niż stereotypów i szufladkowania ludzi. No i palantów, którzy myśleli, że pozjadali wszystkie rozumy i po jednym spojrzeniu potrafili ocenić człowieka.
- Myślisz, że skoro mam na sobie badziewną, drogą sukienkę i oddałam ci brzydki naszyjnik to możesz zakładać, że wszystko o mnie wiesz? - Zmarszczyła brwi, wpatrując się w niego z jakąś dziwną intensywnością. - Myślisz, że trafiła ci się kolejna bogata, rozpuszczona idiotka, która bez pomocy pokojówki nie potrafi sama zawiązać sobie butów? Czy taka, która dostaje od tatusia wszystko co chce, jeśli tylko ładnie się uśmiechnie? - Parsknęła śmiechem, jednak nie było w nim ani krztyny rozbawienia. - Nie trafiłeś typie. A teraz, zamiast wymyślać historię mojego życia, zamknij się i jedź. - Dodała i chcąc zagłuszyć jego kolejną, potencjalną wypowiedź, włączyła radio, gdzie akurat puszczali Highway to hell. Przeczesała dłońmi długie włosy i wyjrzała przez przednią szybę, walcząc z kolejnym monologiem, który cisnął się jej na usta.

Reece Hennessy
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
J.
można się ze mną dogadać, ale ostrzegam, że moje posty zawierają całą masę krindżu, tonę nieśmiesznych żartów, szczyptę skondensowanej dramy, latające przecinki i czasami zabawne literówki, które potem można cytować
32 y/o, 187 cm
sprawdź, czy jeszcze masz portfel
Awatar użytkownika
i'm here just to establish an alibi
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

To westchnięcie, które wymknęło się spomiędzy jej warg, było niczym wisienka na torcie, który mógłby zjeść z ochotą… i triumfalnym uśmiecham na ustach! Zupełnie jakby tylko o to mu chodziło… Cóż, nie było to wcale dalekie od prawdy. Nawet jeśli nie musiał mieć ostatniego słowa — m u s i a ł — przynajmniej nie dosłownie, to potrafił sprawić, że człowiek prędko pożałuje tego ostatniego słowa, jakiekolwiek by ono nie było. Miał z tego ogromną satysfakcję, nie potrafiłby powiedzieć, dlaczego… Nie to, żeby zamierzał, ale to zupełnie inna sprawa!
Wiem gdzie chce się dostać, wystarczy?
To zawsze jakiś początek — skwitował, posyłając jej lekki, nieco ironiczny uśmiech, po czym przeniósł wzrok z powrotem na drogę. Właściwie, nic go nie obchodziła siedząca obok dziewczyna ani jej plany, nie miał najmniejszego zamiaru dopytywać czy udawać zainteresowanie, skoro… nic nie mógł na tym zyskać. Jedyne, na czym mu zależało — nie ukrywajmy — zdążyło wylądować w jego kieszeni, więc jego jedynym problemem było znalezienie dobrego lombardu czy innego miejsca, gdzie mógłby bez zadawanie niewygodnych pytań, wymienić naszyjnik za gotówkę.
Innych problemów nie przewidywał.
A przynajmniej w tym momencie skutecznie ignorował te, które w każdej chwili mógł zobaczyć we wstecznym lusterku. Na stacji benzynowej. W oknie motelowego pokoju. Nie, nie miał paranoi, zwyczajnie… dostrzegał pewne ewentualności. Brunetkę postrzegał raczej w kategorii dystrakcji — podrażnić, zirytować, sprawić, że zatęskni za tamtym kierowcą tira — niżeli problemu. Na swoje nieszczęście, nie wiedział jeszcze jak bardzo się myli…
Słuchaj no, typie. Typie?!
Mimowolnie uniósł brwi, słysząc jak go nazwała i na moment zerknął w jej stronę, jakby od niechcenia, bo ani jej ton ani to, co mówiła zdawało się nie robić na nim wrażenia — z każdym jej kolejnym słowem uśmiechał się co raz szerzej, z co raz to większym zadowoleniem, zdając sobie sprawę z tego, że najwyraźniej trafił w czuły punkt.
Przepraszam bardzo, “trafiła ci się”? — zapytał, wchodząc jej w słowo, wyraźnie rozbawiony. — Co ty myślisz, że to jakiś program ochrony księżniczek? — Zerknął na nią kątem oka. Przez większość czasu skupiał się na drodze przed sobą, zwłaszcza, że nie miał pojęcia gdzie jest, ale gdy ze złością wyrzucała z siebie kolejne słowa, czuł na sobie jej spojrzenie i wiedział, że jeśli tylko obejrzałby się w jej stronę, nawet w tym pół mroku, dostrzegłby na jej twarzy tę histerię… — Strasznie drażliwa jesteś — powiedział pod nosem, choć na tyle głośno, by mieć pewność, że to słyszała, w końcu… wykorzystywał jej własne słowa przeciwko niej.
Gdy włączyła radio, a on niemal od razu sięgnął w jego stronę, by je wyłączyć, jej sukienka kolejny raz zaplątała mu się przy ręce. Zaklął pod nosem i hamując gwałtownie, zjechał na szutrowe pobocze. W samą porę, by jadący za nimi samochód, mógł minąć ich w głośnym akompaniamencie swojego klaksonu.
Okej, wysiadaj — mruknął, po czym sam sięgnął do klamki, a gdy tylko otworzył drzwi, wnętrze rozjaśniło światło. Nie śpieszyła się, więc gdy obszedł samochód, otworzył drzwi od strony pasażera; wyobrażam sobie, że jej pomógł, mniej lub bardziej delikatnie, ale nie wydawał się tym szczególnie przejmować, tak samo jak protestami z jej strony. Po rycersku! — „Badziewna i droga”, twoje słowa — mruknął, po czym sięgnął do tylnej kieszeni, czy tam za pas, gdzie schowany pod kurtką tkwił niewielki składany nóż. Nie zastanawiając się długo, bo prawdę mówiąc, nie poświęcił tej myśli wiele czasu, przykucnął obok niej, złapał za materiał sukienki i zaczął przecinać wszystkie sto czterdzieści warstw! Gdzieś na wysokości jej kolan. Szło mu całkiem sprawnie, ale i tak postanowił kilka fragmentów materiału bezczelnie oderwać, by nie tracić czasu — tu coś krócej, z prawej strony zdecydowanie dłużej… Efekt końcowy był zadawalający. Przynajmniej dla niego, tak uznał, gdy w końcu stanął na równe nogi i rzucił jej uważne spojrzenie, po czym ostentacyjne zamknął nóż, jakby mówiąc „my job here is done” i oparł się ręką o otwarte szeroko drzwi i zamachnął się ręką w stronę wnętrza samochodu.
Zapraszam. — Aż tyle… z powodu durnej sukienki.

Constance May
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
reece
no AI shenanigans, pls;
25 y/o, 155 cm
tworzy obrazy i polewa piwo Emptiness
Awatar użytkownika
Uh, she's a beast, I call her Karma;
She'll eat your heart out like Jeffrey Dahmer;
Be careful, try not to lead her on;
Shorty heart is on steroids 'cause her love is so strong
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Trafił swój na swego.
Pomyślała mimowolnie, kiedy przez dłuższy czas rozmawiali na temat tego, dokąd chciała się udać. Siedzący obok chłopak, drażnił ją niemiłosiernie i Constance pierwszy raz w swoim dwudziestopięcioletnim życiu, musiała się hamować, żeby nie powiedzieć mu za dużo. Nie, żeby jakoś szczególnie się tym przejmowała. Podejrzewała, że nigdy więcej już go nie zobaczy. I całe szczęście!!! Nie był kimś, z kim miała ochotę utrzymywać dłuższą, cieplejszą relację, a raczej był jedynie etapem w jej ucieczce do wolności. I niczym więcej. Nawet nie miała zamiaru go wspominać. No, najwyżej w jakimś sennym koszmarze, czy czymś podobnym.
Nazwanie go typem nie było z jej strony przypadkowe. Nie wiedziała jak miał na imię i nie chciała tego zmieniać, zaś określenie go w ten sposób, pasowało adekwatnie do tego, jakie uczucia w stosunku do niego przejawiała. I w sumie nie wiedziała, czy była to irytacja, złość, rozdrażnienie, czy może wybuchowa mieszanka tych wszystkich negatywnych odczuć. Musiała jednak przyznać, że był lepszy niż tamten kierowca tira. Ten przynajmniej nie próbował jej zmacać, przebijając się ręką przez sto czterdzieści cztery warstwy tiulu, które miała na sobie.
Spojrzała na niego ze złością, kiedy tak bezczelnie nazwał ją księżniczką i mocno zacisnęła usta, żeby nie rozpocząć kolejnego monologu na temat tego, jak bardzo się mylił. Wiedziała dobrze, że był bezcelowy, bo zdążyła zauważyć, że kompletnie ignorował wszystko to, co do niego mówiła, a jakoś nie miała ochoty tracić energii na tłumaczenie mu, w jak wielkim błędzie był. Korciło ją strasznie, i chyba tylko ostatkiem sił, zmuszała się do ostentacyjnego milczenia i ignorowania jego osoby. On jednak, nie dawał jej na to szansy, po chwili, używając jej własnych słów, które ona skierowała do niego kilka minut wcześniej. Miała ochotę mu powiedzieć, że wcale nie była drażliwa, że to on poruszał te wszystkie struny w jej umyśle, które sprawiały, że zaczynała się szybciej irytować. Jakby dobrze wiedział, co i jak powiedzieć, by ją uruchomić. I bardzo jej się to nie podobało.
- Zostaw! - Powiedziała w końcu, kiedy próbował wyłączyć radio, jedyną rzecz, która mogłaby zagłuszyć jego gadanie i pozwolić jej się skupić na czymś zupełnie innym. Wychyliła się nawet lekko w jego stronę, wyciągając rękę, jednak w tym samym momencie poczuła mocne szarpnięcie, kiedy gwałtownie zatrzymał samochód na poboczu, a ona cieszyła się w duchu, że jednak zapięła pas i tym samym, uniknęła rozpłaszczenia się na przedniej szybie.
Spojrzała na bruneta, zastanawiając się, dlaczego się zatrzymał i dopiero po sekundzie, przyszło jej do głowy, że najzwyczajniej w świecie chciał się jej pozbyć. - Obiecałeś! - Wytknęła mu płaczliwym tonem, kiedy stanął przy jej drzwiach, wyciągając w jej kierunku swoją dłoń. - Na paluszek! Tak się nie robi. - Dodała jeszcze, próbując mu się opierać. Dostrzegała jednak jego natarczywy ton i w końcu, pozwoliła sobie pomóc przy wysiadaniu.
Stojąc już na zewnątrz, poczuła jak strasznie zimno było, co jeszcze potęgował fakt, że nie miała na sobie butów. Spojrzała na typa , akurat w momencie, w którym wyciągał z kieszeni nóż i zrobiła krok w tył, nie mając zielonego pojęcia, o co właściwie mu chodziło. Zadrżała, z zimna albo przerażenia i ponownie próbowała się cofnąć.
- Czekaj, co? - Zapytała lekko zdezorientowana, kiedy dotarły do niej jego słowa.
A potem brunet popełnił największą zbrodnię jakiej tylko mógł dokonać. Pierwszy odgłos drącego się materiału sprawił, że serce Constance zatrzymało się na moment, oburzone tak strasznym potraktowaniem jej sukienki. I nie miało znaczenia to, że kiecka nawet się jej nie podobała. Nie miał prawa jej niszczyć. Ona miała to zrobić!
- Zgłupiałeś do reszty? - Zapytała, kiedy jakimś cudem odzyskała głos, jednak było już za późno. Wokół jej bosych stóp, leżały szczątki jej sukni, zaś ona poczuła się dziwnie obnażona, kiedy zorientowała się że resztki sukienki odsłaniały spory kawałek jej nóg.
- Jesteś nienormalny. - Skwitowała jedynie, kiedy ponownie znalazła się w ciepłym wnętrzu samochodu, a chłopak zajął swoje miejsce. - Teraz jest mi zimno! - Marudziła, kiedy ponownie wyjechali na drogę, a odsłonięte kolana i część ud, nie były już okryte warstwami tiulu. - Nie masz jakichś ubrań? - Zapytała, spoglądając na mężczyznę i mając nadzieję, że czymś się z nią jednak podzieli, bo skoro zniszczył jej kieckę, powinien był dać jej coś na zmianę, a i chodzenie przez cały dzień w ciasno związanym gorsecie nie było wcale aż tak przyjemne, jakby się to mogło wydawać.

Reece Hennessy
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
J.
można się ze mną dogadać, ale ostrzegam, że moje posty zawierają całą masę krindżu, tonę nieśmiesznych żartów, szczyptę skondensowanej dramy, latające przecinki i czasami zabawne literówki, które potem można cytować
32 y/o, 187 cm
sprawdź, czy jeszcze masz portfel
Awatar użytkownika
i'm here just to establish an alibi
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Nie ma co ukrywać, brunet miał n a p r a w d ę krótki lont. Wystarczyła chwila, często jedno niewłaściwe słowo czy ton, który po prostu nie przypadł mu do gustu, a potrafił wybuchnąć bez żadnego ostrzeżenia. Często sprawiał wrażenie, jakby nie zdawał sobie sprawy, jaki wpływ miało to na innych, prawda była jednak zupełnie inna — zwyczajnie miał to gdzieś. I nawet wtedy, gdy tracił kontrolę nad sytuacją, gdy tylko ją odzyskiwał, myślał tylko o sobie, o tym, ile kosztował go ten moment słabości, oceniał reakcję, kalkulował straty, Ostatecznie, tylko o to chodziło. O pozory, starannie odgrywaną rolę i… coś, do zyskania.
W tym momencie, miał wszystko, czego chciał, nie musiał trzymać się żadnej roli, żadnego scenariusza… a siedząca obok dziewczyna była najzwyczajniej w świecie irytująca. Moment, w którym ponownie sięgnęła do radia, gdy on sam nie zdążył jeszcze cofnąć ręki, był tą kroplą, która przelała czarę… czy może raczej, odpaliła lont. Gdy wysiadał z samochodu, jeszcze sam nie wiedział, co zamierza… gdy był gdzieś w połowie maski rozważał wrzucenie jej do bagażnika! Oczywiście, zamierzał przedstawić jej dwie możliwości: dalszą drogę w ciemnym i ciasnym bagażnik, za to z możliwością mówienia do siebie, ile jej się żywnie podobało, albo na fotelu pasażera… z gębą na kłódkę. Tak czy inaczej, słowa dotrzyma.
Obiecałeś! Na paluszek! Tak się nie robi!
Spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi, jakby nie do końca wierzył, że to powiedziała, a może raczej, że uznała to za jakikolwiek argument, który mógłby sprawić, że grzecznie przeprosi i zamknie drzwi.
Wiadomość z ostatniej kurwa chwili, mam to gdzieś — powiedział, posyłając jej lekki uśmiech, który jednak zniknął z jego twarzy niemal tak samo szybko jak się pojawił, nie pozostawiając złudzeń, co do jego szczerości; i gdy w końcu wysiadała, a on spojrzał na nią, jak na problem, który musiał rozwiązać, dotarło do niego, że nie ona jest największym problemem, bo samym problemem bez wątpienia była (dla niego), tylko ta nieszczęsna sukienka. Problem — rozwiązanie. Co ciekawe, po raz kolejny rozwiązaniem okazał się być nóż, czego zwyczajnie nie mógł uznać za przypadek…
Niewiele robił sobie z tego co mówiła, choć parę razy chciał jej powiedzieć, by stała spokojnie, jeśli jeszcze kiedyś chce założyć krótką spódniczkę, bez martwienia się o szpecące nogi blizny… albo co bardziej bliskie teraźniejszości, wykrwawienie się na poboczu pośrodku totalnego zadupia!
Jesteś nienormalny.
Nie ty pierwsza to mówisz — mruknął, a jego ton, przedziwnie obojętny, wybrzmiał bardziej jak przytyk w jej stronę, by czasem nie pomyślała, że rzeczywiście jest pierwszą, która ten fakt zauważyła! Come on, you won’t get credit for that. Gdy w końcu usiadł za kierownicą, jeszcze zanim odpalił samochód, odwrócił się w jej stronę. — Nowe zasady. Nie odzywasz się, nie oddychasz, niczego nie dotykasz, jasne? — zapytał, mierząc w jej stronę palcem, i nie, wcale nie żartował z tym „nieoddychaniem”, choć wystarczyło, by robiła to po cichu!
Cisza jednak nie trwała długo, bo już po chwili jego uszu dobiegły go jej jęki… i westchnął ciężko. Nie odezwał się jednak, zerknął na moment w jej stronę, wbijając w nią mordercze spojrzenie, po czym z powrotem spojrzał na drogę. Mimowolnie jednak zerknął we wsteczne lusterko, gdy zapytała o obrania, na tył, gdzie kilka dni wcześniej rzucił swoje rzeczy. A po chwili, zupełnie jakby czytała mu w myślach, odpięła pasy i zaczęła gramolić się na tylną kanapę!

Constance May
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
reece
no AI shenanigans, pls;
25 y/o, 155 cm
tworzy obrazy i polewa piwo Emptiness
Awatar użytkownika
Uh, she's a beast, I call her Karma;
She'll eat your heart out like Jeffrey Dahmer;
Be careful, try not to lead her on;
Shorty heart is on steroids 'cause her love is so strong
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Constance dość szybko zdążyła zauważyć, że ona i nieznajomy mieli ze sobą sporo wspólnego. Może i dość szybkie irytowanie się, i wkurzanie na drugą osobę nie było wyznacznikiem bratnich dusz, czy czegoś podobnego, tak zabawnie było spotkać kogoś, w tak niezwykłych okolicznościach, kto reagował podobnie. Z jednej strony szalenie ją to bawiło, z drugiej nie miała jednak pojęcia, na ile mogła sobie pozwolić, by nie zostać wyrzuconą na pobocze, a nie oszukujmy się, brunet nie wydawał jej się kimś godnym zaufania, nawet jeśli przysięgał na paluszek.
Zmiana jego zachowania i ten dość dziwny wybuch były tak nagle, że Cece faktycznie przez chwileczkę stała spokojnie, jakby chciała pokazać, że potrafi stosować się do poleceń (spoiler: nie potrafiła). Prawda była taka, że robiła to tylko dlatego, by móc wrócić do samochodu typa i przynajmniej spróbować wyegzekwować od niego dowiezienie jej tam, gdzie chciała się znaleźć. Patrzyła więc, jak niszczył sukienkę, której ani trochę nie lubiła, a którą sama chciała zniszczyć w całości i zacisnęła mocno usta, by nie palnąć czegoś, co oddelegowało by ją do spędzenia dalszej części wycieczki w bagażniku forda, bo i o to podejrzewała mężczyznę.
W gruncie rzeczy, Cece nie była głupia i potrafiła łączyć kropki. Wszak zanim wysiadła z auta, dostrzegła w drzwiach od strony kierowcy broń, a zaraz potem wyjął trzymany za pasem nóż. Domyślała się, że nie należał do tych dobrych , ale działał po ciemnej stronie mocy. Na całe szczęście, miała tyle rozsądku, by nie zacząć zadawać mu pytań i nie komentować niczego.
Samo tak długie milczenie nie było dla niej czymś normalnym, bo zazwyczaj miała naprawdę wiele do powiedzenia i to nie zawsze na konkretny temat.
Zasady, które próbował wprowadzić po tym, jak ponownie wsiedli do auta, skwitowała jedynie uniesieniem brwi i czającym się gdzieś w kącikach ust, zalążkiem uśmiechu, jednak nie puściła pary z ust. To nie było poddanie się z jej strony, raczej nieme przyzwolenie na jego słowa, choć Constance nie miała zamiaru długo siedzieć cicho. Nie słuchała nikogo i niczego, a już na pewno nie słuchała, zarozumiałych dupków, którzy myśleli, że wszystko im wolno, bo każdy się ich bał.
Typa, który siedział obok w ogóle się nie obawiała, ale ze względu na własne plany, przynajmniej chwilowo, dała mu myśleć, że wygrał. Może też, liczyła po cichu na to, że koleś się trochę uspokoi i przestanie rzucać tak nieprzyjemne uwagi.
Zresztą, zdążyła zauważyć, że nie do twarzy było mu ze złością, która malowała się na jego dość przystojnej gębie. Nie, żeby był w jej typie, czy coś, ale potrafiła dostrzegać takie rzeczy.
Długo jednak w milczeniu nie wytrzymała, co po raz kolejny udowodniło jej, że zdecydowanie nie nadawała się na zakonnice, czy w ogóle na przynależność do innego zboru sióstr milczących, którymi groził jej ojciec, kiedy tylko za bardzo mu pyskowała.
I faktycznie było jej zimno, mimo że ogrzewanie w aucie działało całkiem sprawnie. Trochę też chciała zakryć nagie uda i zdjąć z siebie sukienkę, która po przeróbkach mężczyzny, wyglądała jeszcze gorzej, niż wcześniej. Wpatrywała się w niego, czekając na to, co miał do powiedzenia, jednak kiedy z jego ust nie padły żadne słowa, wystarczyło jej jego spojrzenie, rzucone na tylną kanapę.
Nie zapytała o zgodę. W zasadzie, nadal nie odezwała się do niego nawet jednym słowem, a zamiast tego, odpięła pas i zaczęła się gramolić na tylną kanapę, świecąc pewnie swoim dupskiem i zahaczając stopą o tył jego głowy.
Z tyłu było jeszcze ciaśniej, niż zapewne w bagażniku, którego wiadomo groziło jej coraz bardziej. Constance obmacala dwie torby, jedną z miejsca odrzucając, bo pod materiałem wyczuwała dość twarde rzeczy, których widzieć nie chciała. Sięgnęła więc do drugiej sportowej i rozpięła zamek.
Od razu rzuciły jej się w oczy szare dresowe spodnie, które wciągnęła na tyłek, mocno się przy tym gimnastykując. Nie był to jej styl, kolor, a już na pewno nie rozmiar, ale nie zamierzała narzekać. Brała to, co miał, a kiedy tylko portki jakoś na niej leżały, wsadziła rękę głębiej, szukając jakiejś koszulki albo bluzy.
W swoich poszukiwaniach, zatrzymała się tylko na chwilę, kiedy jej palce natknęły się na coś zimnego i gładkiego, a kiedy pomacała to lepiej, wiedziała już, że była to kolejna broń. Zmarszczyła lekko brwi i rzuciła przelotne spojrzenie w kierunku nieznajomego, po czym wyjęła z torby grubą bluzę, która w jej mniemaniu nadawała się idealnie.
Miała delikatny problem z rozpięciem gorsetu, jednak jakoś jej się to udało, choć musiała się przy tym porządnie nagimnastykować.

Głośne westchnienie i pierwsze od rana, porządne nabranie powietrza w płuca było niczym pierwszy oddech noworodka. Constance zdjęła z siebie resztki sukni ślubnej i wepchnęła ją gdzieś pod fotel, nie chcąc nawet więcej na nią patrzeć.
Akurat wysuwała na ręce rękawy bluzy, kiedy poczuła na sobie jego wzrok. Podniosła głowę i zerknęła we wsteczne lusterko, krzyżując swoje spojrzenie ze wzrokiem nieznajomego. - Czego się gapisz? - Zapytała od razu, przerywając panującą między nimi od dobrych kilku minut ciszę. - Nigdy nie widziałeś nagich piersi? - Uniosła brew ku górze, po czym dość koślawo, wyciągnęła rękę w jego kierunku, by go pacnąć i zmusić do odwrócenia wzroku, po czym dokończyła ubieranie się i ponownie wgramoliła się na przedni fotel, kolejny raz, waląc stopą w głowę bruneta. Nie, żeby sobie nie zasłużył, bo było wręcz odwrotnie.

Reece Hennessy
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
J.
można się ze mną dogadać, ale ostrzegam, że moje posty zawierają całą masę krindżu, tonę nieśmiesznych żartów, szczyptę skondensowanej dramy, latające przecinki i czasami zabawne literówki, które potem można cytować
32 y/o, 187 cm
sprawdź, czy jeszcze masz portfel
Awatar użytkownika
i'm here just to establish an alibi
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Zerknął na nią kątem oka, gdy zaczęła wiercić się na fotelu i, najwyraźniej, nie zorientował się, co zamierza, dopóki nagle nie znalazła się w połowie drogi na tylną kanapę. I choć część, która została z przodu, w tej przykrótkiej sukience, dostarczyła mu widoków — w normalnych okolicznościach pogratulowałby sobie pomysłu skrócenia sukienki w tym miejscu, nawet jeśli nie miał pojęcia, że materiału będzie za mało, by… trzymać pion? — to w tym momencie jego priorytety leżały gdzie indziej. Na tylnej kanapie, pod fotelem pasażera, pod stertą ubrań, które rzucił tam poprzedniego wieczora, dodając do listy rzeczy do zrobienia odwiedzenie najbliższego laundromatu…
Jej miejsce było z przodu. Z dala od jego rzeczy. A w tym momencie dodawał w myślach, z dala od niego!
O tak, bo problematyczność powyższej sytuacji sprowadzał do jej o s o b y. I nie dlatego, że swój samochód uważał za największą świętość, choć warstwa pokrywającego go kurzu i panujący w środku bałagan z pewnością sugerował coś zupełnie innego; nie dlatego, że jego instynkt posiadania — jak nazwałby to ktoś mądry z dyplomem — nie różnił się wiele od tego, który przypisuje się psom — zostaw, nie dotykaj; nie dlatego, że wszystko co znajdowało się w samochodzie, w tych kilku torbach, było jednocześnie wszystkim, co miał…
Hej! A ty dokąd? — zawołał za nią, puszczając kierownicę, by złapać za materiał sukienki, ale w tej samej chwili oberwał stopą w tył głowy, o mało co nie w twarz; na moment, zamiast skupiać się na drodze, odwrócił się do tyłu za uciekającą na kanapę panną młodą brunetką, ale samochody jadące z przeciwka uruchomiły klaksony, skutecznie przyciągając jego uwagę i prędko wrócił na swój pas. Ruch w tym miejscu, mimo późnej pory, był całkiem sporo, a on wcale nie jechał wolno… Fakt, że musiałby zatrzymać samochód pośrodku pieprzonej drogi, bo nie miał gdzie zjechać, był prawdopodobnie jedynym powodem, dla którego nie wyciągał jej teraz ze środka, tym razem, w o wiele mniej delikatny sposób niż poprzednio. Powtarzam, na środku drogi, na oczach wszystkich… potencjalnych świadków. Miała więcej szczęścia niż sądziła!
Ostrzegam cię…
Od tego, co zobaczysz będzie zależało następne piętnaście minut twojego życia, więc obyś powiedziała, że nie widziałaś nic — mruknął, zerkając na nią we wstecznym lusterku, gdy zaczęła przetrząsać zawartość toreb. Ot przyjacielska sugestia, nic więcej. Groźba? Jaka groźba… Przez cały czas obserwował, co robiła, nawet odrobinę skorygował lusterko, dlatego też nie umknął mu moment, gdy ewidentnie znalazła coś, czego nie powinna, a przez jej twarz cień. Nie zamierzał się powtarzać.
Na litość boską — powiedział do siebie pod nosem, gdy po chwili zauważył, że wyjęła z torby jego ubrania. Coś mu podpowiadało, że nigdy więcej ich nie zobaczy. Na sobie. Zirytowany, zrezygnowany… oparł łokieć o wytarty już bok drzwi, wsparł głowę na palcach, a te niemal wbijał mu się w skroń, co na swój sposób… dawało poczucie ulgi. Normalnie zamknęłaby też oczy i powtórzył kilka razy w myślach, by zniknęła, ale musiał skupiać się na drodze przed sobą. Przynajmniej trochę, bo spojrzeniem wciąż wracał do lusterka, by widzieć, co wyprawia…
Nie, wcale nie pomyślał o tym, że skoro wygrzebała z torby ubrania, to że zaraz się rozbierze. Nawet nie przeszło mu to przez myśl! Skąd!
Czego się gapisz? Nigdy nie widziałeś nagich piersi?
I wciąż nie widzę — mruknął kpiąco, choć z zadziwiającą obojętnością, jak na kogoś, kto właśnie zasugerował, że matka natura nie była dla niej zbyt łaskawa; a mimo to nie odwrócił wzroku, dopóki go nie szturchnęła. Parsknął śmiechem pod nosem, ale po chwili sięgnął do lusterka, by na nowo je ustawić „jak trzeba”. A po chwili znowu oberwał w głowę! Momentalnie odwrócił się do tyłu, rzucając jej mordercze spojrzenie, ale zaczęła znowu gramolić się na przedni fotel — cholera jasna, nie wiem jak! — nawet odsunął się trochę, by jej tę „pieszą wycieczkę ułatwić”, ale to byłoby na tyle z jego uprzejmości. — Nie myśl, że cię nie przeszukam na odchodne.

Constance May
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
reece
no AI shenanigans, pls;
25 y/o, 155 cm
tworzy obrazy i polewa piwo Emptiness
Awatar użytkownika
Uh, she's a beast, I call her Karma;
She'll eat your heart out like Jeffrey Dahmer;
Be careful, try not to lead her on;
Shorty heart is on steroids 'cause her love is so strong
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
postać
autor

Constance, nawet przez sekundę nie zastanawiała się nad konsekwencjami swoich działań. Robiła to, co akurat przyszło jej do głowy, nie do końca przejmując się tym, co pomyśli sobie o niej, siedzący obok niej mężczyzna. Nie bała się go, ani też nie postrzegała jego potencjalnego zagrożenia, choć od czasu, kiedy wsiadała do jego auta, nie raz pokazał jej, że może powinna się go choć trochę obawiać.
Jednak to była Cece - istota z niemal zerowym instynktem samozachowawczym, który w połączeniu z dopiero co odzyskaną wolnością, tworzył iście wybuchową mieszankę, pokazując brunetowi, te cechy charakteru panny May, których tak bardzo nienawidził jej ojciec.
- Na spacer! - Odpowiedziała mu w myśl zasady głupie pytanie, głupia odpowiedź.
No bo, w ciasnym samochodzie, nie miała przecież zbyt wielu opcji do wyboru, poza tylną kanapą i kuszącą zawartością jednej z toreb, w której miała nadzieję znaleźć jakieś ubrania. O bagażniku myśleć nawet nie chciała, bo było tam pewnie zimno, ciemno i duszno, a ona zanudziłaby się tam jak mops, gdyby typ zdecydował się ją tak zamknąć.
Zamrszczyła lekko brwi, słysząc padającą z jego ust groźbę, ale jak to ona, niewiele sobie z niej zrobiła. W końcu, nawet nie dotknęła torby z twardą zawartością w środku, najzwyczajniej w świecie, mając w nosie to, co tam trzymał. Zależało jej tylko na jakichś ubraniach na zmianę, pozbyciu się zniszczonej i niewygodnej kiecki, no i zasłonięciu gołego tyłka, bo czego jak czego, ale świecenia nim przed wszystkimi, zdecydowanie nie chciała.
- Patrz na drogę! - Oznajmiła, kiedy przeleciała z jednej strony tylnej kanapy na drugą, gdy oglądał się za siebie, nie do końca panując nad kierownicą. Walnęła nawet kolanem w ostrą krawędź siedziska i mimochodem pomyślała, że na pewno nabiła tam sobie jakiegoś siniaka. Oby niezbyt sporego, bo będzie mogła zapomnieć o ukochanych szortach i krótkich spódniczkach przez kolejne kilka tygodni. Tak na chwilę obecną przedstawiały się jej priorytety.
Nie chowała się przed nim, gdy spoglądał na nią przez wsteczne lusterko. - A jakieś kiedyś widziałeś, bo zaczynam w to wątpić. - Poczuła się raczej urażona jego komentarzem i miała ochotę walnąć go po raz drugi, tym razem nieco mocniej, ale na swoje własne szczęście, brunet wrócił spojrzeniem do tego, co działo się przed nim, a nie za nim.
Niebieska bluza, którą na siebie założyła, była na tyle ciepła i wygodna, że Constance szybko zapomniała o tym, że chłopak trochę ją obraził. Zresztą, nie od niej zależało to, jak duże cycki miała. Matka natura wolała chyba dać jej nieco inne atuty, zapominając o piersiach. Swoją drogą, dziewczyna ani trochę nie przypominała z wyglądu swojej matki, a już na pewno nie ojca. Była inna, jakby to nie Christopher May był jej ojcem, a jakiś przypadkowy ogrodnik, z którym puściła się jej matka. Cece lubiła tak czasami myśleć, bo wtedy jej rodzicielka, nie wydawała się jej aż taką sztywniarą, za którą brunetka ją miała.
Wracając na fotel pasażera, Constance starała się nie walnąć chłopaka w głowę, ale on sam aż się o to prosił. Na nic się zdało jego odsuwanie się i robienie jej miejsca. Jej stopa i tak o niego zahaczyła, a on miał szczęście, że nie miała na sobie butów.
Jego ostatnie słowa zaś, początkowo skomentowała jedynie prychnięciem i uważnym spojrzeniem, rzuconym mu spod uniesionych brwi. Zastanawiała się jednocześnie, co było w tej drugiej torbie, że chciał ją przeszukiwać. Nie zapytała go jednak o to, poprawiając siebie przy okazji ciemne włosy, które po tej podróży z jednej do drugiej części auta były w totalnym nieładzie.
- No wiesz, zanim wsadzisz mi łapę w majtki, mógłbyś mnie chociaż zaprosić na piwo. - Skwitowała w końcu rozbawiona, nawet nie mając zamiaru, pozwalać mu na jakiejkolwiek obmacywanie swojej osoby. Jeszcze czego!

Reece Hennessy
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
J.
można się ze mną dogadać, ale ostrzegam, że moje posty zawierają całą masę krindżu, tonę nieśmiesznych żartów, szczyptę skondensowanej dramy, latające przecinki i czasami zabawne literówki, które potem można cytować
32 y/o, 187 cm
sprawdź, czy jeszcze masz portfel
Awatar użytkownika
i'm here just to establish an alibi
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkizaimki
postać
autor

Głupie pytanie, głupia odpowiedź, ale nawet głupi wie, że na niektóre pytania się nie odpowiada. W tym momencie tyczyło się to zarówno jej, jak i jego, bo w ostatniej chwili powstrzymał się, by nie odpowiedzieć jej w równie idiotyczny sposób! Poza tym, starał się skupić na drodze przed sobą, choć wciąż zerkał do wstecznego lusterka, by widzieć, co wyprawia na tylnym siedzeniu… a właściwie, co może w następnej chwili wyciągnąć z jego torby.
Choć nie żartował, mówiąc, że od tego, co tam znajdzie, będzie zależało jej życie, sam do końca nie był pewny, co zrobi, jeśli brunetka znajdzie coś, czego nie znaleźć nie powinna,. Albo gorzej, postanowi… coś zabrać, licząc, że się nie zorientuje. Dawniej wiedziałby, co zrobić. I nie miałby z tym większego problemu (jakiś na pewno), lecz dawniej stałoby za tym czyjeś polecenie, czy chłodna kalkulacja zysków i strat w o wiele szerszej perspektywie. Teraz był zupełnie sam — jego perspektywa ograniczała się tylko do jego osoby. Mogłoby się wydawać, że od tej pory wszystko będzie prostsze, ale było wręcz przeciwnie… i sam nie rozumiał, dlaczego tak jest…
Poza tym, naprawdę chciał zacząć od nowa. Daleko od Bostonu, daleko od ludzi, którzy sprawili, że jego życie wyglądało tak, a nie inaczej, latami wmawiając mu, że to jedyne, do czego się nadaje — ani na chwilę nie dali mu o tym zapomnieć. Innym razem mówili, że jest do tego stworzony. Zupełnie jakby był to powód do dumy, a on mógł czuć się z tego powodu wyjątkowo… Ostatecznie, chodziło o to, by nawet przez myśl nie przeszło mu, by chcieć czegoś więcej. A on zawsze chciał więcej — chciał inaczej.
Jak inaczej miałby postąpić z dziewczyną, która być może w tej właśnie chwili myśli o tym, jak go okraść, a może, która za moment złapie za broń i wyceluje w jego fotel, sądząc, że w ten sposób zawiezie ją dokładnie tam, gdzie tego chce? W głowie mnożyły mu się możliwe scenariusze, a każdy gorszy od poprzedniego. Nie były jednak wynikiem strachu, lecz tego nawyku, by przygotować się na wszystko, co może się wydarzyć.
Ubrania, chodziło jej o ubrania.
Całe to napięcie i niepotrzebne nerwy, bo księżniczka musiała się przebrać… Mimowolnie zacisnął dłonie na kierownicy, ale zaraz rozluźnił palce, gdy tylko uświadomił sobie, co robi. Odetchnął głośno przez nos, postarał się przy tym, by nie umknęło to jej uwadze, jako że po raz kolejny mogła nazwać się źródłem jego frustracji. Po chwili usłyszał szelest tiulu, zgrzyt zamka i szuranie po tapicerce. Zerknął raz jeszcze w lusterko — tym razem tylko kątem oka. W końcu, sam powiedział, że nie ma na co patrzeć… co ewidentnie ją uraziło, a to bez wątpienia było powodem, dla którego na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
O wierz mi, mam porównanie - matka natura najwyraźniej za tobą nie przepada — mruknął, posyłając jej we wstecznym lusterku dość wymowne spojrzenie; zdążył odnotować w głowie punkt dla siebie, a nawet okrzyknąć się zwycięzcą tej małej wymiany złośliwości, ale co z tego, skoro po chwili znowu oberwał, gdy tym razem gramoliła się na przód samochodu. No przysięgam, wylądujesz w tym bagażniku! Ech, szkoda, że tego nie powiedział…
Za to słysząc, co powiedziała ona…
Och, na litość boską, przestań sugerować, że chcę cię przelecieć — mruknął, krzywiąc się przy tym tak, jakby rzeczywiście była to najobrzydliwsza najgorsza rzecz, jaka mogła przyjść mu do głowy. — Wyraźnie masz jakiś kompleks, księżniczko. — Nie mógł się powstrzymać, no nie mógł!
I wyobrażam sobie, że dalsza droga upłynęła im w podobnej atmosferze — on jeszcze kilka razy nazwał ją księżniczką, ona jego typem, ona zdążył parę razy przewrócić oczami tak bardzo, że prawie zobaczył własny mózg, a ona trajkotała całą drogę, bo uznała, że to najlepszy sposób, żeby doprowadzić go do szału! Ale nie skończyła w bagażniku… Gdy tylko przy drodze, na skraju miasta, pojawił się znak z napisem „Witamy w Toronto, wysadził ją pod tym znakiem, zgodnie z obietnicą! A gdy to zrobił, gdy odjechał, w samochodzie zrobiło się tak cicho… że aż dziwnie.

KONIEC

Constance May
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
reece
no AI shenanigans, pls;
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ W czasie”