Eric bardzo szanował przyjaciela za to, że odpowiedział szczerze i nie mydlił mu oczu opowieściami wyssanymi z palca. Stonesowi nie zostało nic innego, jak tylko westchnąć głośno.
- No nieźle... to ja tu gnam na złamanie karku a Ty zapominasz o spotkaniu. - powiedział, oczywiście bardziej, żeby się podrażnić, niż serio - bo gdy usłyszał powód, zaakceptował go.
Przy takich problemach, jest to całkowicie zrozumiałe.
- Rozumiem... przyjmuje to wyjaśnienie. Mam nadzieję, że wkrótce wszystko już będzie git u Ciebie. - odparł, a następnie uniósł dłoń, którą ścisnął w pięść, by dać tym znać, iż trzymał za przyjaciela kciuki, by wszelkie problemy zostały rozwiane, niczym liście porwane przez wiatr.
- Śmiało. Po to go przyniosłem. - mówił rzecz jasna o czteropaku - ba, nawet mocno wskazane było, aby Laurentin się częstował (i Mia jeśli chciała to też).
W sumie mogłem kupić ze dwa lub trzy czteropaki... no trudno. zawsze mógł wyskoczyć do pobliskiego sklepu, lecz gorzej, że niezbyt mu się chciało, szczególnie, po połączeniu piwa z ziołem. Ciekawe, czy szybko nie odleci do krainy snów...
- Sorry... zaskoczyła mnie. Masz kapsułki do prania, czy w ramach zadośćuczynienia mam Ci kupić? - spytał, całkowicie poważnie. Oczywiście zamiast kapsułek, mógł kupić proszek, jemu to było całkowicie bez różnicy. On sam używał kapsułek, bo przynajmniej nie musiał się bawić z wyborem proszków.
Laurentin miał całkowitą rację, z którą Eric bezsprzecznie się zgadzał, dlatego skinął głową.
- To prawda. Nie planowałem takiego ehm... wejścia smoka. - odparł, biorąc kilka łyków piwa z puszki. Zaskoczyło go, że Laurentin użył takiego słowa jak "przepraszam" ale uznał, że to w skutek jarania tego, co aktualnie jarali.
Podziękował przyjacielowi za splifta, rzucając krótkie "dziena", a następnie zaciągnął się mocniej, niż poprzednie trzy razy.
- Mhm, czaje. - odparł, gdy usłyszał obie wersje o tym, w jakich okolicznościach doszło do poznania Laurentina z Mią. Czy chciał dociekać? Raczej nie. Wystarczyło mu to, co usłyszał. Odpowiedział, jedynie skinąwszy głową, by dać znak, iż przyjął wszystko do wiadomości.
Nagle Eric bez żadnego słowa, poszedł klapnąć sobie na kanapie i wyciągnąć nogi przed siebie.
- Może coś obejrzymy... albo zagramy w karty? - oczywiście chodziły mu po głowie poker i makao, lecz nie wiedział, czy pozostała dwójka w ogóle miała ochotę na jakiekolwiek gry lub seanse. Oczywiście co pewien czas, Eric pakował sobie splifta do ust, by się nim zaciągnąć, a kilka chwil później, popijał go piwem. Cudowna mieszanka. Jasne, mógłby sam sobie pograć, rozstawiając karty do pasjansa (kilka razy tak robił).
Mia Smith Laurentin Fontaine