ODPOWIEDZ
19 y/o, 170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
postać
autor

Spirit of York Distillery Co. pachniało tego popołudnia czymś, co Hazel zawsze łączyła z elegancją i spokojem — delikatnym aromatem dębowych beczek, wanilii i czegoś lekko cytrusowego. Miejsce wydało jej się odpowiednie: wystarczająco publiczne, by rozmowa o pracy nie była krępująca, ale też dość kameralne, by można było porozmawiać swobodnie.
Hazel przyszła trochę za wcześnie. To w sumie nic nowego — miała w zwyczaju pojawiać się wcześniej wszędzie tam, gdzie mogła zyskać choć kilka minut na zebranie myśli. Zamówiła kawę, chociaż wcale nie miała ochoty na kofeinę; potrzebowała po prostu czegoś, co da jej zajęcie dla rąk. Filiżanka była ciepła, a palce delikatnie drżały, jakby ciało pamiętało o nieprzespanej nocy spędzonej nad projektem nowego kostiumu.
Wszystko to — prowadzenie własnej marki, tworzenie czegoś od zera, zatrudnianie ludzi — wciąż wydawało się jej trochę surrealistyczne. Była przecież tylko dziewczyną, która zaczęła szyć, żeby przerobić starą sukienkę na potrzeby konwentu. A teraz… siedziała tutaj, wśród brzęku szkła i cichych rozmów, czekając na kogoś, kto miał dołączyć do Vanile Atelier.
Od czasu do czasu zerkała na drzwi, próbując zgadnąć, czy to już ta osoba. W głowie powtarzała, że nie powinna się stresować — przecież to ona była szefową. Ale to słowo wciąż brzmiało obco, jak z języka, którego dopiero się uczy.
"Ciekawe, jak to będzie —” pomyślała, przesuwając palcem po brzegu filiżanki. „— ciekawe, czy naprawdę znajdę kogoś, kto zechce mi pomóc” Spojrzała w stronę wejścia, tym razem uważniej. Drzwi właśnie się otworzyły, a chłodne powietrze z zewnątrz wślizgnęło się do środka, muskając jej odsłonięte ramiona. Hazel uniosła wzrok, odruchowo prostując plecy.
To chyba właśnie ta chwila. Prawda?
Garrett Cage
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
quilethe
25 y/o, 185 cm
Bezrobotny Kopalnia diamentów w Nigerii
Awatar użytkownika
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkisiema/eniu
postać
autor

Drzwi Spirit of York Distillery otworzyły się z charakterystycznym skrzypnięciem, a Garrett Cage wszedł do środka jak ktoś, kto nie potrzebuje zaproszenia, żeby czuć się swobodnie. Skórzana kurtka, wytarte dżinsy, ruchy pewne, ale bez przesady — typ faceta, który wie, że nie musi niczego udowadniać.
Zatrzymał się na moment przy wejściu, pozwalając, by wzrok przyzwyczaił się do ciepłego półmroku lokalu. W powietrzu unosił się zapach dębowych beczek i alkoholu z górnej półki. To miejsce miało klasę, ale nie udawaną — takie, w którym można było mówić zarówno o biznesie, jak i o głupotach po trzecim drinku.
Garrett ruszył w stronę stolika, przy którym siedziała młoda dziewczyna. Znał ją tylko z opisu, ale nie musiał się zastanawiać długo — to musiała być Hazel, ta dziewiętnastoletnia wizjonerka od szycia i projektów, która szukała kogoś do swojego „Vanile Atelier”.
Usiadł naprzeciwko niej bez pytania.
— Garrett Cage — powiedział spokojnie, tonem człowieka, który nie zwykł przedstawiać się dwa razy. — Były koszykarz, aktualnie wolny zawodnik w drużynie życia. Może o mnie nie słyszałaś, ale kiedyś zrobili o mnie dokument. W połowie o koszykówce, w połowie o tym, jak nie przepraszać za bycie sobą. Widziałem twoje ogłoszenie i pomyślałem: czemu nie? Dawno nikt mnie nie zaintrygował dziewiętnastoma latami i ambicją większą niż ta sala.
Uśmiechnął się lekko, unosząc dłoń, by przywołać barmana. Zamówił whisky — bez lodu. Gdy dostał szklankę, upił pół i odchylił się wygodnie na oparciu krzesła.
W tej samej chwili drzwi lokalu znów się otworzyły. Do środka wszedł Steven Stifler, jak zwykle z przytupem i uśmiechem, który wyglądał, jakby był przyklejony na stałe. Jasna koszula, okulary przeciwsłoneczne na głowie, krok pewny, głośny, trochę zbyt pewny siebie jak na kogoś, kto dopiero co przekroczył próg.
— Oh yeah, baby! — zawołał w stronę baru, rozkładając ręce. — Pachnie tu sukcesem i złymi decyzjami… czyli dokładnie tak, jak lubię!
Kilka osób spojrzało w jego stronę z rozbawieniem, inne z lekkim politowaniem. Stifler, jak to Stifler, zdawał się tym kompletnie nie przejmować. Zatrzymał się przy barze, zagadując dwie dziewczyny, które już po pierwszym jego tekście wymieniły spojrzenia, jednocześnie rozbawione i lekko zaskoczone.
Garrett spojrzał w jego stronę i tylko się uśmiechnął pod nosem. Ten facet miał dar — potrafił zamienić nawet najspokojniejsze miejsce w scenę. Obrócił szklankę w dłoni, wracając wzrokiem do swojego rozmówcy.
Nie skomentował wejścia Stiflera, choć w oczach pojawił mu się cień rozbawienia. Dla niego to był zwykły dzień — kolejny bar, kolejne spotkanie, kolejna historia, która mogła się potoczyć zupełnie inaczej, niż planował. Cage skinął tylko porozumiewawczo głową w stronę Stiflera, który był jego mentorem za życia i będzie nim zapewne również po śmierci. Do dziś miał w pamięci poświęcenie, jakiego dokonał Steven, gdy nauczył Jima tańczyć tak, jak robił to sam w gejowskim barze podczas poszukiwań krawca od sukien ślubnych.

Hazel Price
19 y/o, 170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
postać
autor

Hazel przez chwilę tylko patrzyła — najpierw na Garretta, potem, mimowolnie, w stronę baru, gdzie Stifler już zdążył ściągnąć na siebie całą uwagę. To było trochę jak scena z filmu: z jednej strony mężczyzna o spokojnej pewności siebie, z drugiej — chodzący chaos w idealnie odprasowanej koszuli. Zabawne, pomyślała, że obaj znaleźli się właśnie tutaj. W jej spotkaniu rekrutacyjnym, które miało być po prostu formalnością.
– Hazel – przedstawiła się cicho, choć nie musiała. W jej głosie było coś miękkiego, ale nie nieśmiałego. Raczej ostrożność kogoś, kto zbyt dobrze pamięta, jak to jest być zignorowaną. – Miło mi. Cieszę się, że przyszedłeś.- Nie wiedziała, co odpowiedzieć na jego przedstawienie się w stylu dokumentu autobiograficznego, więc zamiast tego skupiła się na drobiazgach — na tym, jak szkło w jego dłoni połyskuje w półmroku, jak jego ton głosu ma w sobie coś, co od razu wzbudza zaufanie, mimo że mówi rzeczy, które mogłyby zabrzmieć zbyt pewnie u kogoś innego. Garrett Cage. Zdecydowanie nie był typem, którego spodziewała się na to spotkanie. Jej dłonie znów odnalazły filiżankę, a spojrzenie — drogę do jego oczu. Nie było w nim kokieterii, raczej próba zrozumienia, kto właściwie siedzi naprzeciwko. Ktoś z doświadczeniem życiowym, czy po prostu kolejny, który szuka pretekstu do rozmowy.
– Nie wiem, czy dziewiętnaście lat wystarczy, żeby świat brał mnie poważnie. Przynajmniej, ten "prawdziwy". W moim środowisku wiek nie ma zbytnio znaczenia.- Wyjaśniła, nawiązując przy tym, do jego wcześniejszych słów, mając przy tym cichą nadzieje, że jeszcze uda się jej coś dodać zanim, rozległ się głośny śmiech Stiflera, który brzmiał jak dźwięk rozbijanego szkła wśród tej subtelnej, destylacyjnej elegancji. Hazel nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem. Pokręciła głową, jakby próbowała ukryć rozbawienie.
– Czy to... twój znajomy? – spytała, unosząc brew i lekko przechylając głowę w stronę baru, gdzie Stifler już w najlepsze opowiadał coś, gestykulując jak aktor w musicalu. W jej głosie pobrzmiewała ironia, ale ciepła — nie złośliwa. W końcu, mimo całego absurdu sytuacji, coś w tym wszystkim ją bawiło. I może właśnie o to chodziło. Może to był początek czegoś, co miało mieć sens.
A może po prostu — pierwszy raz od dawna — Hazel poczuła, że naprawdę żyje.
Garrett Cage
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
quilethe
25 y/o, 185 cm
Bezrobotny Kopalnia diamentów w Nigerii
Awatar użytkownika
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkisiema/eniu
postać
autor

Garrett uśmiechnął się lekko, obserwując Hazel z tym swoim spokojnym, prawie badawczym spojrzeniem. Nie odpowiedział od razu na jej pytanie o wiek – zamiast tego pochylił się minimalnie do przodu, tak by głos, gdy w końcu zabrzmiał, był tylko dla niej:
– Dziewiętnaście lat? To wystarczająco długo, żeby wiedzieć, czego się chce… i za co warto walczyć. Reszta to… szczegóły, które inni dopiero próbują ogarnąć.
Jego wzrok mimowolnie przeniósł się na Stiflera, który właśnie odpalał listę kontaktów w telefonie i głośno przystępował do negocjacji z tancerkami erotycznymi – albo kimś równie „specjalnym” – chcąc zapewnić Jimiowi Levenstine’owi niezapomniany wieczór kawalerski. Garrett odchylił się w fotelu, popijając powoli whisky, jakby obserwowanie chaosu w tle było… naturalną częścią tego wieczoru.
Nieopodal, przy drugim końcu baru, pojawił się także Robert Makłowicz, który z wyraźną determinacją przeszukiwał gości, szukając niejakiego Giovanniego Salvatore. Garrett uchwycił fragment jego rozmowy – ciche pytanie o dubajską czekoladę, notatnik w dłoni, ręce gestykulujące jak u dyrygenta. Atmosfera nagle stała się jeszcze bardziej surrealistyczna: w jednym miejscu elegancja i spokój, w drugim – chaos Stiflera, a tuż obok kulinarna misja Makłowicza.
– A to… tak, mój „znajomy” – powiedział w tonie, który nie zdradzał ani irytacji, ani zdziwienia, tylko ciche zaakceptowanie faktu, że życie czasem wprowadza do naszej spokojnej scenerii absolutnie nieprzewidywalne elementy. – Zawsze robi wrażenie… nawet jeśli niekoniecznie w sposób, jaki byśmy sobie życzyli.
Po chwili Garrett pochylił się trochę bliżej Hazel, jakby chcąc przerzucić granicę między jej obserwacją a jego własnym spokojem:
– Ale wiesz… w tym wszystkim jest coś intrygującego. W chaosie Stiflera jest prawda o ludziach – o tym, kim naprawdę są, kiedy nikt nie patrzy poważnie. I czasem to bardziej pouczające niż wszystkie formalne spotkania razem wzięte.
Jego spojrzenie było ciepłe, lecz uważne, jakby starał się wyczytać nie tylko jej słowa, ale też to, czego nie powiedziała.
Cage spojrzał spokojnie na współrozmówczynię i znów upił łyk whisky, zupełnie jakby rozmawiał z koleżanką, a nie potencjalnym pracodawcą.
- Ile płacisz? - rzucił konkretnie, bo konkrety go interesowały.

Hazel Price
19 y/o, 170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
postać
autor

Pierwszą reakcją na jego bezpośrednie pytanie był krótki, nerwowy śmiech. Miał on w sobie zaskoczenie, i coś w rodzaju niedowierzania. To pytanie padło tak prosto, tak bezceremonialnie, że przez moment naprawdę nie wiedziała, jak zareagować. Wzięła łyk wystygłej już kawy, żeby zyskać kilka sekund na zebranie myśli, po czym odłożyła filiżankę, przesuwając palcami po jej uchu. Zrobiła, to bezwiednie. Zawsze gdy musiała zebrać myśli przed ważną odpowiedzią.
– Ile płacę… – powtórzyła, jego pytanie, a na jej ustach zagościł niewinny delikatny uśmieszek
O ile nie mieszkasz w willi, apartamencie w najbogatszej dzielnicy, to na czynsz będzie Cię stać i jeszcze coś zostanie – Uśmiech nie znikał, z jej ust pomimo faktu iż odchyliła się lekko na krześle by nagle wypalić czym własnoręcznej roboty pocisk.
-Myślę, że mam sporo do zaoferowania.- Jej ton był szczery, jak gdyby pragnęła powiedzieć, że jej mała firma nie jest maszynką obsypującą ludzi banknotami od stup, do głów. Ona natomiast sama w sobie ma wiele, do zaoferowania, o ile ktoś trafnie potrafi odczytać ukryty przekaz. Niby od niechcenia złożyła dłonie na blacie, prostując się lekko. W jej spojrzeniu było coś z determinacji, której nie da się udawać.
– Więc może po prostu… powiedz mi, czego ty szukasz. Bo ja już wiem, że nie tylko pracy.- Nie wiedziała, czy ma rację, czy równie dobrze bawi się w ciuciubabkę. Żyła jednak na tyle długo, by na swój sposób móc się nauczyć odczytywać intencje innych osób, a ten tutaj zdawał się przyjść tutaj, z ciekawości, a może zupełnie innych pobudek. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt posiadania takiego, a nie innego znajomego, który właśnie przystąpił do przekonywania kogoś, że „Dubajska Czekolada” to absolutnie nowa marka luksusowych trunków, a nie… egzotyczne nazwisko striptizerki. Arystka z całego serca starała się powstrzymać od przewrócenia oczami, a usta wygięły jej się w cienki uśmiech, tym razem już bardziej rozbawiony pomimo irracjonalnej narracji "znajomego" Garretta, z którym przyszło jej rozmawiać. Przyznać jednak trzeba, że rozmowa powoli zaczynała wypływać na bardziej nieznane, a może i niebezpieczne wody.
A może wszystko, to było jedynie urojeniem w przepracowanej głowie młodej dziewczyny?
Garrett Cage
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
quilethe
25 y/o, 185 cm
Bezrobotny Kopalnia diamentów w Nigerii
Awatar użytkownika
Pracuję u brata, a brat za robotą lata.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkisiema/eniu
postać
autor

Kiedy Garrett wszedł do kawiarni, w powietrzu unosił się zapach cynamonu i teorii spiskowych. Nie był tu po to, by pić kawę. On szukał dowodów.
Nie byle jakich – dowodów na porwania Bruce’a Lee, Elvisa Presleya i Franka Sinatry przez kosmitów.
Wiedział, że brzmi to absurdalnie. Ale absurd to drugie imię rzeczywistości. Przynajmniej tej jego.
Usiadł przy stoliku z Hazel. Jej spojrzenie było czujne, jakby wyczuwała, że coś więcej kryje się pod tym niepozornym spotkaniem. Właśnie wtedy, zza filaru, wysunęła się znajoma postać w bordowej kamizelce.
To był Robert Makłowicz, uzbrojony w łyżkę do degustacji i notes pełen niepokojących szkiców deserów.
– Po rozmowie z kilkoma osobami o przepisie na dubajską czekoladę – powiedział, teatralnie zerkając na zegarek – doszedłem do wniosku, że czas zmienić kierunek kulinarnej eksploracji.
Odwrócił się w stronę pary siedzącej przy oknie.
– Państwo pozwolą, że usmażę coś z kuchni tanzańskiej? – zapytał z miną człowieka, który właśnie zaproponował nie przystawkę, lecz podróż metafizyczną.
Garrett pokiwał głową z uznaniem. Makłowicz był jednym z niewielu, którzy rozumieli wagę chwili. Bo gdy mówisz o dubajskiej czekoladzie, tak naprawdę mówisz o globalnej konspiracji pralni cukierniczych.
Wtedy właśnie, jak grom z jasnego nieba, dołączył do nich Steven Stifler.
Bez zapowiedzi, bez taktu, z uśmiechem, który mógłby stopić stal.
Podszedł do stolika Garretta i Hazel, stukając palcem w blat.
– Hej, słyszałem, że tu się dzieje coś grubego. Kosmici, Elvis, Bruce Lee... brzmi jak impreza stulecia – rzucił z tym swoim zawadiackim tonem, który sugerował, że jego pojęcie „śledztwa” różni się od Garretta o jakieś trzy wszechświaty.
Stifler spojrzał na Hazel.
- Szukam dziewczyny, która wystąpi na kawalerskim mojego kumpla - Jima w roli skorumpowanej policjantki Crystal - pokiwał głową. - Dodatkowo płatny będzie również pokaz wibratorów, jeśli się zgodzisz - dodał, utrzymując pewną powagę.
Garrett parsknął pod nosem. Po chwili z powagą sięgnął po notes, notując coś w rubryce. I wcale nie chodziło tu o informacje dotyczące potencjalnego zatrudnienia.

Hazel Price
ODPOWIEDZ

Wróć do „Spirit of York Distillery Co.”