19 y/o, 170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
postać
autor

Odchyliła się lekko do tyłu, opierając dłonie o krawędź ławki. Zamiast mówić od razu, przez moment tylko przyglądała się Billie. Tej mieszance spontaniczności i niepewności, jakby sama z sobą wciąż negocjowała, ile świata może jeszcze wpuścić do środka.
– Wiesz, chyba właśnie dlatego lubię projektować – odezwała się w końcu cicho. – Kostiumy, stroje sceniczne, cosplaye... one pozwalają ludziom na chwilę być kimś, kim chcą być. Albo kimś, kim nigdy nie mieli odwagi zostać. Może dlatego to mnie tak wciąga – bo daje szansę zobaczyć, że nawet coś, co wygląda na chaos, może być pięknie zszyte.Zerknęła w stronę boiska, gdzie dziewczyny powoli schodziły z murawy. – Zresztą, twoje drużynowe też by się pewnie ucieszyły, gdyby dostały stroje, w których czują się jak bohaterki własnej gry. Nawet jeśli to tylko drobiazg, to potrafi zmienić sposób, w jaki ktoś wchodzi na murawę. – Mimowolnie wzruszyła ramionami, a na jej ustach pojawił się cień uśmiechu. – A ja mogłabym się trochę pobawić z kolorami, wzorami… z symboliką drużyny. - Przyjęła od niej kubek po coli i odstawiła obok siebie. – Nie przejmuj się tą propozycją, Billie. Nie zabrzmiała głupio. Raczej jak ktoś, kto naprawdę wierzy w ludzi, których lubi. To się rzadko zdarza.-Przez moment milczała, przyglądając się jej z uważnością, ale bez oceniania. – Co do reszty... masz rację. Nie da się wiedzieć, jak coś smakuje, póki się nie spróbuje. – Ton miała spokojny, prawie miękki, bez cienia żartu. – I to nie tylko o jedzeniu. Czasem chodzi o to, żeby pozwolić sobie poczuć, że coś — albo ktoś — jest dla nas dobry.- Wstała z ławki, zarzucając torbę przez ramię. – Nic tu po nas – powtórzyła po niej z lekkim uśmiechem. – Ale jeśli masz ochotę, pokaż mi kiedyś to boisko z twojej perspektywy. Zaproponowała, lecz cos się nagle zmieniło. Zamiast odejść wraz, z resztą obserwatorów, ona jak gdyby nigdy nic wyciągnęła ku niej dłoń w zapraszającym geście. -Równie dobrze możemy zrobić coś zupełnie innego... No chyba, że masz inne plany.
Billie Brackenborough
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
quilethe
21 y/o, 173 cm
making a cuppa at the bubble tea shop
Awatar użytkownika
I thought that I was special, you made me feel like it was my fault you were the devil
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Nigdy nie zastanawiała się na innymi perspektywami w życiu. Może i była jeszcze bardzo młoda, ale od lat wiedziała, że przyszłość będzie wiązała z ukochanym sportem. Jeśli coś poszłoby nie tak, nie miała innego planu, a przecież nie trudno było o kontuzję mogącą zakończyć jej karierę, jeszcze przed jej rozpoczęciem. Zdawało się, że Hazel nieco lepiej to wszystko rozplanowała, tym bardziej, że ryzyko kalectwa spowodowane przez maszynę do szycia, czy nożyczki do materiałów raczej nie było zbyt wysokie.
- To trochę jak z futbolem, w końcu sama przyznałaś, że ten sport to coś więcej niż tylko bieganie za piłką - uśmiechnęła się nieśmiało. Może i dopiero co poznała brunetkę, ale otwarcie mogła przyznać, że obdarzyła ją sympatią. Wydawała się bardzo dojrzała na swój wiek, a może tylko sprawiała wrażenie osoby młodej. W każdym razie Brackenborough polubiła ją. - Pogadam z trenerką na następnym treningu i dam ci znać, jeśli naprawdę interesowałoby cię szycie koszulek dla Varsity Blues - nie rzucała słów na wiatr, więc naprawdę miała zamiar zrobić wszystko co w jej mocy, by uchronić Hazel od malowania nieboszczyków.
W niektórych przypadkach łatwo dało się określić, ze ktoś nie była dla nas dobry. Weźmy na przykład Philla Brackenborough - kochający ojciec, który przez wzgląd na jedno nieszczęsne zdarzenie zamienił się w potwora. Tak jakby tylko on utracił ukochaną osobę, a tak naprawdę w dniu śmierci matki, Billie straciła również jego. Od tego czasu upłynęła niemal dekada, a blondynka wciąż nie zaufała nikomu wystarczająco, by podzielić się przykrą przeszłością i uporać z własnymi demonami. Dlatego rozważała terapię, nie mogła przecież do końca życia udawać, że nic złego jej się nie przytrafiło.
- Niby tak, ale czasami jednak jest łatwiej pozostać przy tym co się zna - przyznała wierząc w prawdziwość własnych słów. Nie każdy był spontaniczny, niektórzy tak jak ona raczej uparcie trzymali się tego co nie było im obce. W prawdzie Billie stawiała małe kroki w stronę świata i próbowała jak najlepiej go poznać, co niekoniecznie było łatwym zadaniem.
Spojrzała na wyciągniętą w jej kierunku dłoń i przez ułamek sekundy miała ochotę zacisnąć na niej palce. Pozwolić sobie na tę przeogromną lekcję spontaniczności, ale zamiast tego wsunęła własne ręce w kieszenie dresowych spodni.
- Zazwyczaj świętujemy z dziewczynami wygrany mecz, ale raczej moja nieobecność nie odbierze im radości - uśmiechnęła się, tym samym przystając na propozycję brunetki. - Lubisz gry planszowe? Znam takie jedno miejsce... - zaczęła, kiedy zdała sobie z czegoś sprawę. - A może chciałabyś pokazać mi odrobinę swojego świata? - zapytała, próbując wyrazić zainteresowanie jej osobą i tym czym zajmowała się na co dzień. - Tylko nie wkluczajmy do tego żadnych umarlaków - dodała szybko, tak na wszelki wypadek.

Hazel Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
lexa
posty pisane w pierwszej osobie
19 y/o, 170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
postać
autor

Uśmiechnęła się lekko, tym razem nieco cieplej, jakby w reakcji na to, że Billie naprawdę słuchała, nie tylko słyszała. – Masz rację. To dokładnie to samo – przyznała po chwili. – Z zewnątrz wygląda to prosto: ktoś kopie piłkę, ktoś szyje, ktoś gra na scenie. Ale pod spodem to ciągle to samo. Pasja, która cię trzyma, kiedy wszystko inne się wali. Może właśnie dlatego tak lubię patrzeć, jak ktoś robi coś, w co naprawdę wierzy. To… przypomina mi, po co sama zaczęłam.- Kiedy Billie wspomniała o koszulkach, Hazel parsknęła cicho, choć w jej oczach błysnęło coś między wdzięcznością a rozbawieniem. – Okej, ale jak to się stanie naprawdę, to nie zdziw się, jak przyniosę pięć szkiców i każdy będzie bardziej przesadzony od poprzedniego. Jak już coś robię, to albo w pełni, albo wcale. – Przeciągnęła się, poprawiając włosy. – Poza tym… miło wiedzieć, że ktoś jeszcze wierzy, że igła może konkurować z piłką.- Zamilkła, pozwalając, by cisza wypełniła przestrzeń między nimi. Billie miała w sobie coś kruchego, nawet jeśli sama tego nie widziała. Coś, co Hazel rozpoznawała aż za dobrze. Ten rodzaj ostrożności, który powstaje, gdy świat przez długi czas był zbyt głośny, zbyt bolesny.
Wyciągnęła dłoń jeszcze raz, jakby mimo wszystko dawała jej szansę, by tym razem ją przyjęła. Mimo iż, nie chciała naciskać. – Planszówki brzmią świetnie. Ale skoro pytasz o mój świat… – Uśmiechnęła się półgębkiem. – Możemy wpaść do mojej pracowni. Ostrzegam, wygląda jakby tornado miało obsesję na punkcie tkanin i farb, ale… mogłabyś zobaczyć, jak powstają kostiumy. Czasem nawet takie, które nigdy nie powinny powstać.- Zniżyła głos, żartobliwie, z błyskiem w oku:
– Obiecuję. Zero umarlaków. Tylko kreatywny chaos i kawa, jeśli nie boisz się kofeinowego przedawkowani... a może nawet specjalnie dla Ciebiebie, ubiorę parę, z moich strojów...? Albo lepiej sama skusisz się na przebierankę.- Mimowolnie przesunęła spojrzeniem od stup, do głów dziewczyny, tak jakby zbierała miarę z ciała ukrytego pod ubraniem. -W sumie... nie mam pojęcia... Teoretycznie powinnaś się zmieścić, lecz w praktyce...- Zawiesiła na chwilę głos. -Olać najwyżej będziesz bardziej wydatna.
Billie Brackenborough
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
quilethe
21 y/o, 173 cm
making a cuppa at the bubble tea shop
Awatar użytkownika
I thought that I was special, you made me feel like it was my fault you were the devil
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

- Gaduła z ciebie, wiesz? - zaśmiała się, ale bez jakiejkolwiek złośliwości. Brunetka zdecydowanie była o wiele bardziej wygadana od niej samej, ale jakoś nie przeszkadzało jej to. Właściwie to nawet było jej to na rękę, gdyż nie przepadała za opowiadaniem o sobie. Rozmowa o piłce nożnej przychodziła jej z łatwością, nie miała także problemów z grami planszowymi, czy poezją. Szczególnie jeśli chodziło o Pablo Nerudę - kochała jego twórczość. Gdy natomiast ktokolwiek zadał jej pytanie z kategorii osobistych, szybko przeskakiwała do innego tematu. Odkąd straciła matkę, nie zwierzała się nikomu. Tak było łatwiej, a przynajmniej tak próbowała sobie wmawiać. - No to jak zaczęłaś? Co takiego musiało się wydarzyć, że uznałaś, iż igła z nitką były twoją piłką i dwoma bramkami? - spojrzała na nią wyczekująco, nie ukrywając zainteresowania. Gdy tego popołudnia udawała się na mecz, nie miała pojęcia, że tak on się skończy. Co do wygranej Varsity Blues nie miała żadnych wątpliwości, ale nawet przez myśl jej nie przeszło zawieranie nowej znajomości. Nie narzekała, już dawno zapominając o niefortunnym wycofaniu z gry. - Chyba nieco się zagalopowałaś - ponownie się zaśmiała. - Igła nigdy nie będzie w stanie konkurować z piłką - dodała, drocząc się z dziewczyną. Pozwoliła sobie nawet puścić do niej przysłowiowe oczko, co raczej nie było czymś, czego ktoś kto ją znał, mógłby się po niej spodziewać.
Przez chwilę, wpatrywała się w tę nieszczęsną dłoń wystawioną w jej kierunku. Nie chciała być niemiła, ale nie zamierzała ujmować jej w swoją. Raczej nie pozwalała sobie na podobne gesty nawet z koleżankami, a nie zapominajmy, że tak naprawdę Hazel była dla niej osobą obcą.
- Brzmi świetnie - powiedziała, nie do końca przekonana o tym, czy powinna przyjąć propozycję. Niby sama zasugerowała, by ciemnowłosa pokazała jej swój świat, aczkolwiek nie wiedziała, czy rozważnie było udawać się wraz z nią do nieznanego jej miejsca. - Mogłabyś jeszcze zapewnić mnie o tym, że... - westchnęła nie do końca wiedząc w jaki sposób wyrazić to, co siedziało jej w głowie. - No wiesz, że... że masz szczere zamiary - powiedziała w końcu, mając nadzieję, że tymi słowami nie uraziła dziewczyny. Nie to było jej celem. Po prostu od lat jako jedyna dbała o siebie i swoje bezpieczeństwo. Gdyby przepadła pewnie Caldwell powiadomiłaby odpowiednie służby, ale ostatecznie raczej nikt nie przejąłby się jej zaginięciem na dłużej niż pięć minut. Spuściła wzrok, jednocześnie naciągając rękawy bluzy. Robiło się dość chłodno, a może po prostu wcześniej tego nie odczuwała, podekscytowana tym co działo się na boisku. Było jej trochę głupio, jednakże nie chciała poświęcać temu zbyt dużej uwagi, dlatego też pozbierała wszystkie puste opakowania, które należały do nich i wcisnęła je w ręce Hazel. Może w ten sposób dziewczyna przestanie wyciągać dłoń w jej kierunku. - Czy ty właśnie nazwałaś mnie grubą? - zapytała z udawanym oburzeniem, tak dla rozluźnienia atmosfery. Była sportowcem, regularnie korzystała z siłowni, a do tego poświęcała godziny na bieganiu za piłką. Zdecydowanie była zadowolona z własnej figury.

Hazel Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
lexa
posty pisane w pierwszej osobie
19 y/o, 170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
postać
autor

– Ja? Gaduła? – uniosła brwi teatralnie. – To tylko złudzenie. Po prostu mam tendencję do wypełniania ciszy… żeby nie musieć o niej myśleć. – Uśmiechnęła się krzywo, ale było w tym coś szczerego, ciepłego. – A poza tym, przy tobie to nawet łatwo się mówi. Nie uciekasz wzrokiem, tylko słuchasz. To rzadkie.[-/b] Na pytanie o początki jej pasji odetchnęła, jakby zbierała myśli. – Wiesz, to nie była jakaś filmowa historia. Miałam może dwanaście lat, kiedy rozwaliłam swój pierwszy cosplay. Tydzień pracy, a na konwencie szew puścił mi w połowie dnia. Wróciłam do domu wściekła i… postanowiłam, że się nauczę. Z szyciem, projektowaniem, z całym tym chaosem. I tak jakoś zostało. Zaczęło się od naprawy stroju, a skończyło na wymyślaniu całych światów. – Wzruszyła ramionami. – W sumie to nic innego jak twoje boisko, tylko zamiast piłki mam manekina.- Kiedy Billie puściła do niej oczko, Hazel odchrząknęła cicho, zaskoczona własną reakcją. Uśmiech pojawił się sam, miękki i trochę niepewny. – Och, zobaczymy. Jak już uszyję ci kostium do meczu, który świeci w ciemności, to sama przyznasz, że igła wygrywa z piłką – odparła z udawanym triumfem. A potem, gdy blondynka poprosiła o „zapewnienie o szczerych zamiarach”, Hazel zamilkła na dłużej. Patrzyła na nią spokojnie, bez drwiny, choć w jej oczach pojawiło się coś delikatnego, jakby cień zrozumienia.
– Jasne – powiedziała w końcu cicho, poważnie. – Obiecuję, że nic ci nie grozi. Nie mam w zwyczaju zwabiać ludzi do mrocznych pracowni i przetrzymywać wśród tkanin i manekinów… – przerwała na moment, a potem uniosła kącik ust. – Chyba że naprawdę mnie zdenerwują, wtedy dostają do trzymania szpilki.- Gdy Billie wcisnęła jej w dłonie puste opakowania, Hazel roześmiała się krótko, nie protestując. – Okej, przyjęłam. Przekupiona popcornem. Nie wyciągam już rąk, obiecuję.- Na żart o „grubości” tylko pokręciła głową z udawaną powagą. – Nie, absolutnie nie. Ale wiesz… jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała nowego stroju, który podkreśli, że jesteś zbudowana jak bogini sportu, to zgłoś się do mnie. – Mrugnęła lekko, tonem balansującym między przekomarzaniem a sympatią.– A teraz chodź – dodała po chwili, wstając i zarzucając torbę na ramię. – Zanim zrobi się całkiem zimno. Mam wrażenie, że herbata smakuje lepiej, gdy dłonie są zmarznięte.
Billie Brackenborough
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
quilethe
21 y/o, 173 cm
making a cuppa at the bubble tea shop
Awatar użytkownika
I thought that I was special, you made me feel like it was my fault you were the devil
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
postać
autor

Cisza potrafiła być dość kojąca, Billie lubiła jej towarzystwo. Odkryła ją wraz ze śmiercią matki i od tamtego dnia zagościła ona w jej życiu na dłużej. Dopiero po przeprowadzce do Kanady odnalazła hałas, który można było określić mianem przyjemnego. Dziewczyny z drużyny futbolowej, wiecznie wpadająca na szalone pomysły współlokatorka, czy teraz nawet i nowo poznana dziewczyna, uczyły ją, że życie w ciszy nie było ostatecznością.
- Przynajmniej zajmujesz się czymś co zawsze sprawiało ci przyjemność - powiedziała dość cicho. Gdy ona miała dwanaście lat, na zawsze żegnała się z matką, jednocześnie tracąc również ojca. W pewnym sensie cieszyła się, że chociaż Hazel jako dziecko, mogła skupić swoją uwagę na tym co było jej pasją. To nie tak, że Brackenborough była tej szansy pozbawiona. Pomimo ciężkich warunków, nigdy nie zaprzestała kopać piłki. Nie byłoby jej na tym świecie, gdyby postąpiła inaczej. Była o tym przekonana. - Podyskutujemy, gdy zobaczę te świecące w ciemności koszulki - zaśmiała się, ale tak na poważnie, pomysł ten wydawał się być wystrzałowy.
Może i powinna być nieco bardziej ostrożna i odmówić brunetce, gdy ta zaproponowała udanie się do pracowni. Może powinna przypomnieć sobie wszystkie seriale dokumentalne o seryjnych mordercach, jakie miała okazję oglądać. Może i coś takiego miałoby miejsce, gdyby znajdowała się w obecności nieznajomego chłopaka. No bo to zazwyczaj mężczyźni byli problemem. Poza tym w pewnym sensie ufała Hazel, jeśli można było tak powiedzieć po dwóch godzinach znajomości.
- Szpilki mogę trzymać, to żaden problem - machnęła ręką, kierując się w dół trybun. - To mniej drastyczne, niż zabijanie ludzi tylko po to, by ćwiczyć na nich pośmiertny makijaż -dodała ze śmiechem, tym sposobem próbując zapewnić dziewczynę, że wszystkie (a przynajmniej większość) obawy zeszły na drugi plan.
Obie dziewczyny udały się do szatni, skąd Billie odebrała sportową torbę i kask. Na koniec jeszcze musiały iść po jej elektryczną hulajnogę - nigdzie się bez niej nie ruszała. Potem już skierowały się w wyznaczonym przez Hazel kierunku, przez cała drogę rozmawiając o wszystkim, a jednocześnie o niczym.

zt x2

Hazel Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
lexa
posty pisane w pierwszej osobie
ODPOWIEDZ

Wróć do „University of Toronto”