ODPOWIEDZ
35 y/o, 170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Wieczory w tej części Toronto miały swój specyficzny rytm: monotonny, ale nie do końca przewidywalny. Od trzech dni obserwowała ten sam kadr: szarpnięcie drzwi od zaplecza, brzęk szkła przy chłodniach, świst powietrza między dystrybutorami, gdy ktoś w pośpiechu wlewał ostatnie litry paliwa przed zamknięciem myjni. Stacja Petro-Canada leżała w miejscu, które dla większości kierowców było tylko przystankiem między autostradą 401 a Finch Avenue. Dla niej - punktem obserwacyjnym. Motor zaparkowała w tym samym miejscu co za każdym razem - trochę z boku, przy automacie z powietrzem. Stamtąd miała najlepszy widok na budynek i parking. Kurtka ze skóry wciąż trzymała resztki ciepła po jeździe, a włosy z krótką grzywką zdążyły już wyschnąć po deszczu.
Sprzedawca, Jacob, miał swój rytuał dnia niemal równie precyzyjny jak ona. O dziewiętnastej wychodził na zewnątrz, żeby opróżnić kosze i uzupełnić papier w dystrybutorach z paragonami, o dwudziestej drugiej zawsze liczył drobne w kasie i parzył świeżą kawę. Lubił rozmawiać z klientkami - a one najwyraźniej lubiły słuchać, łase na komplementy. Postawny, choć nie wysoki, z lekko zgarbionymi ramionami, które zdradzał zmęczenie albo ostrożność kogoś, kto woli się nie wychylać. Mickey przestąpiła z nogi na nogę, poprawiając rękawice. W tym tygodniu kilka wieczorów z rzędu płaciła tylko za benzynę, dla zachowania pozorów. Teraz też zamierzała dorzucić do tego hot doga.
Dzwonek w drzwiach obwieścił jej przybycie. Nie była jedyną klientką tego wieczoru, jakaś para nie mogła zdecydować się na przekąskę, a czarnoskóry kierowca ciężarówki pałaszował w kącie resztkę bułki i dopijał kawę. Ruszyła wolnym krokiem alejką, udając zainteresowanie mijanymi batonikami i chipsami.
— Ekhm — odchrząknęła znacząco, gdy mijała kolejna minuta, a Jacob nadal stał do niej tyłem, walcząc z ekspresem do kawy. Syczącym i buchającym parą. Kaszlnęła w pięść. Gdy zyskała jego uwagę, położyła na ladzie swój paragon z numerkiem i powiedziała patrząc prosto w oczy:
— I hot dog.



Jacob Brown <3
Obrazek
myszka miki
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o, 180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Rutyna dawała Jacobowi poczucie bezpieczeństwa. Te same czynności, te same zadania, kontrolowane interakcje, znajome twarze - dzięki temu łatwiej było mu funkcjonować w tym wciąż nowym życiu i nie ulegać za bardzo emocjom. Sprawa komplikowała się, kiedy pojawiały się odchylenia od którejkolwiek z norm. Z łatwością wpadał w paranoje i stawał się ofiarą stresu i napięcia.
Opróżnił pojemnik z fusami po kawie, wetknął go na miejsce i zmarszczył brwi na widok nie znikającej ikonki oznajmiającej konieczność wyrzucenia tego, co właśnie wyrzucił. Wcisnął guzik automatycznego czyszczenia, zasyczało, puściło parę... ale proces nie rozpoczął się tak, jak zwykle się rozpoczynał, dioda wciąż podświetlała ten sam niewielki znak. Powtórzył czynność jeszcze dwa razy, zanim krótkie odkaszlnięcie zwróciło jego uwagę. Zostawił ekspres na później i odwrócił się w kierunku lady.
- Przepraszam... - Rozpoznał te krótkie, ciemne włosy i charakterystyczną grzywkę. Od kilku dni widywał jej twarz. Nie było to częste, żeby ktoś nowy stawał się stałym klientem i teoretycznie miało to logiczne wyjaśnienie, ale nie mógł łatwo wyzbyć się tych wszystkich myśli sugerujących najczarniejsze z potencjalnych scenariuszy.
Obserwując nieznajomą nieco uważniej, niż zapewne powinien, przesunął po ladzie paragon z numerkiem. Nabił na kasę odpowiednią kwotę, dodał do tego hot-doga i dopiero ponownie spojrzał na klientkę. Kątem oka zarejestrował kierowcę ciężarówki zgniatającego papierek po zjedzonej przekąsce, oraz widoczny przez szybę samochód podjeżdżający pod jeden z dystrybutorów.
- To będzie dwadzieścia trzy dolary. Karta, czy gotówka? - Przesunął spojrzeniem po skórzanej kurtce klientki, zanim pobrał opłatę w wybrany przez nią sposób. Wydał jej paragon potwierdzenia opłaty i dopiero podszedł do stanowiska z kiełbaskami kręcącymi się na grillu. Nie tracił brunetki z pola widzenia, mając coraz gorsze przeczucia odnośnie powodów jej częstych wizyt w ciągu ostatnich dni. - Jesteś nowa w okolicy? - Zagadnął niby nigdy nic, posyłając jej nic nie znaczący, neutralny uśmiech pracownika stacji. Kierowały nim nerwy i bardzo starał się trzymać je na wodzy, żeby jego ciekawość nie została odebrana jako defensywna, a szczera i uprzejma. Ani trochę nie zobowiązujący small talk przy przygotowywaniu bułki do hot-doga.

Mickey I. Gilmore
gall anonim
rodzynki w serniku
35 y/o, 170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Mickey podniosła wzrok, gdy podał kwotę. Wyjęła z kieszeni złożony na pół banknot dwudziestodolarowy i kilka monet, przesuwając je po blacie z taką swobodą, jakby czas nie miał tu żadnego znaczenia. Jacob już sięgał po paragon, kiedy uniosła brew, niemal niedostrzegalnie, ale wystarczająco, by wytrącić go z rytmu.
— Nie nabiłeś mi punktów — ton miała spokojny, choć w jej głosie brzmiała nuta ostrzeżenia.
Pochyliła się lekko nad ladą, stukając paznokciem w plastik obudowy terminala — I poproszę sos tysiąca wysp.
Zanim Jacob odpowiedział, drzwi zaskrzypiały, a dzwonek zadzwonił. Do środka wszedł mężczyzna w ciemnej kurtce z kapturem, za duży jak na jego sylwetkę. Opuścił kaptur, ale nie spojrzał na nikogo - zbyt szybko przeszedł między alejkami, zatrzymując się przy półce z napojami energetycznymi. Zgarnął dwie puszki, rozejrzał się i udawał, że szuka portfela, choć jego spojrzenie co chwilę wracało do kasy. Mickey zarejestrowała to kątem oka. Delikatne napięcie przeszło po jej ramionach. Wystarczył jej ułamek sekundy, by dostrzec, że kurtka jest nowa, ale buty zużyte, a pod rękawem błysnęło coś metalicznego. Nie broń - raczej zegarek albo bransoletka, jednak zbyt masywna, jak na zwykły dodatek. Mickey podała sprzedawcy pieniądze, obserwując jak chowa je do kasy. W jej oczach mignęło coś niepokojącego, może cień domysłu.
Zmrużyła oczy na pytania o to, czy była tu nowa. Wzbudziła jego niepokój, bardzo dobrze.
— Można tak powiedzieć — uśmiechnęła się ledwie zauważalnie. Zza jej pleców rozległ się trzask puszki. Mężczyzna z napojami ruszył w stronę kasy, wzrok miał zbyt pewny jak na kogoś, kto chce tylko zapłacić. Mickey odwróciła się bokiem, niby mimochodem, ustawiając tak, by mieć ich obu w zasięgu spojrzenia. W drzwiach rozległ się kolejny dźwięk dzwonka — najwidoczniej wieczorna pora nie odstraszała żadnego z obecnych klientów. Szkoda tylko, że Jacob na zmianie był sam.
— Długo tu pracujesz? — zapytała, nie zważając na to, że zaraz do kasy zrobi się ogonek. Ona miała czas.


Jacob Brown
Obrazek
myszka miki
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o, 180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Nie podobało mu się jej zachowanie. I to nie dlatego, że potencjalnie był tym typem klienta, który lubi wytykać pracownikowi stacji każdy najmniejszy błąd, albo nawet dopatruje się ich byle mieć pretekst do narzekania. Niepokój i podejrzenia wzbudzał cały szereg szczegółów - jej częsta obecność w przeciągu kilku dni i za każdym razem tankowanie za podobną kwotę, brak pośpiechu typowego dla przejezdnych klientów stacji benzynowej, postawa wybiegająca nieznacznie poza granice przyzwoitości (to stukanie w obudowę terminala było subtelnie bezczelne). Poza tym patrzyła na niego zbyt... przenikliwie. Jakby wiedziała coś więcej, niż powinna.
Poczuł bardzo nieprzyjemny dreszcz przebiegający przez ramiona, zostawiający za sobą gęsią skórkę i wrażenie, jakby koniecznością była gotowość do konfrontacji z czymś nieoczekiwanym. Intuicja podszeptywała, że coś tu jest nie tak i powinien zachować czujność. Zmrużył oczy, co mogło zostać odebrane jako gest niezadowolenia.
- Jeśli ci się nie spieszy, to za chwilę zadzwonimy do obsługi klienta, żeby to naprawić. - Wcale nie musiał tego robić, nie musiał oferować takiego rozwiązania problemu, bo mogła to zrobić sama, ale coś wewnętrznie podpowiadało mu, że powinien mieć pretekst do zatrzymania jej tu chwilę dłużej. Sugestywnie spojrzał na innych pojawiających się klientów, jakby w pracowniczej złośliwości chciał podkreślić, że ma innych do obsługi, zanim to do niej będzie mógł później wrócić.
Sprawdził stan bułki w opiekaczu, przygotował sobie papierowe opakowanie i sos. Wciąż kątem oka zerkał na sklep, kontrolując z mniejszą uwagą innych klientów, a dużo bardziej świadomie obserwując podejrzaną brunetkę.
- Można tak powiedzieć. - Odpowiedział na jej pytanie dokładnie tak samo, jak ona na jego. Starał się zachować profesjonalną obojętność, ale wybiła go z równowagi swoim nastawieniem, a dodatkowe przeczucie kłopotów spychały go na ścieżkę wręcz nieuprzejmego zdystansowania. Wyjął bułkę z opiekacza, wetknął w papierek, wcisnął sos i uzbroił w parówę, po czym wyciągnął w jej kierunku, chcąc szybciej przejść do kolejnego klienta, żeby zmniejszyć ilość potencjalnych świadków i ofiar nieprzyjemności, jakie być może mogły mieć miejsce niebawem. - Zakładam, że nie będziesz prowadzić i jeść, więc możesz poczekać te kilka minut, żeby nabić ci te punkty. - To mogło brzmieć jak niepotrzebny cynizm, ale niekomfortowe mrowienie na karku sugerowało, że atmosfera z jakiegoś powodu się zagęszcza, a umysł reagował na taki stan nadmierną, skrajną defensywnością.
Spojrzeniem ponaglił nieznajomą do zrobienia miejsca przy kasie, widząc jak klient trzymający w dłoni puszki z napojami zatrzymał się kilka kroków za nią, czekając na swoją kolej. Jake nie widział nic podejrzanego w jego zachowaniu, zbyt skupiony na niecodziennym i niepokojącym wrażeniu, jakie wywołała w nim brunetka.

Mickey I. Gilmore
gall anonim
rodzynki w serniku
35 y/o, 170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Nawet nie drgnęła, gdy Jacob odpowiedział jej własnymi słowami. Jedynie kącik jej ust poruszył się w ledwie zauważalnym geście, który mógł uchodzić za cień uśmiechu, choć był raczej czymś w rodzaju uznania. Próbował odzyskać kontrolę nad sytuacją — i to było zabawne. Zabawne i ciekawe, do tego stopnia, że ją sobą zainteresował b a r d z i e j.
— Dobrze, poczekam — odparła spokojnie, choć jej ton miał w sobie coś z ostateczności. Sięgnęła po hot doga, ale nie od razu. Przez moment po prostu patrzyła na niego — na jego dłonie, na napięcie mięśni pod koszulą, na sposób, w jaki śledził każdy jej gest. Ten typ czujności był znajomy. Wzięła bułkę dopiero wtedy, gdy ktoś z kolejki odchrząknął nerwowo.
— Dzięki — rzuciła krótko, odsuwając się kilka kroków w bok, tak by zwolnić miejsce przy kasie. Zatrzymała się przy regale z gazetami, udając, że przegląda pierwsze strony. Nie jadła. Nie spieszyła się. Zamiast tego uniosła wzrok, obserwując wszystko, co działo się przy ladzie: moment przejścia, w którym klient zmienia się w tło, a kolejna osoba przejmuje jego przestrzeń. Mężczyzna z puszkami położył je na ladzie, przestępując z nogi na nogę. Z bliska wyglądał na zmęczonego — może kierowcę, może kogoś, kto po prostu szukał kofeiny i świętego spokoju. Jacob nabił towar, wydał resztę, a tamten, po krótkim „dzięki”, ruszył do drzwi. Mickey odprowadziła go wzrokiem. Żadnego napięcia, żadnego ukrytego ruchu, żadnego błysku metalu poza otwieraczem przy kluczach. Zwykły klient. Fałszywy alarm.
Westchnęła cicho, przesuwając palcem po krawędzi papierowego opakowania, w końcu podniosła bułkę i ugryzła kawałek. Nie był to najlepszy hot dog w jej życiu, ale do przeżycia. Usadowiła się na taboreciku w strefie wydzielonej dla klientów gastro i kontynuowała swoją obserwację, wcale się z tym nie kryjąc. W końcu powiedziała, że poczeka. Nawet do końca zmiany Jake'a, jeśli zajdzie taka potrzeba. Była czysto po ludzku ciekawa, czy naprawdę pomoże jej z punktami, czy jednak liczył, że odpuści. Zdążyła zjeść w tej samej chwili, gdy kolejka została w końcu rozładowana. Wyrzuciła serwetkę i otrzepała dłonie, spoglądając w kierunku sprzedawcy wyczekująco.



Jacob Brown
Obrazek
myszka miki
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o, 180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Na pozór wyglądał tak, jakby całkowicie zignorował obecność niepokojącej (i ani trochę nie zachęcającej do polubienia) klientki. Odprowadził ją wzrokiem tylko odrobinę, jeszcze zanim dotarła do regału z gazetami przeniósł uwagę na mężczyznę stawiającego puszki na ladzie. Nabił towar i może odrobinę zbyt głośno zapytał o posiadanie karty na punkty.
Nie musiał patrzeć bezpośrednio na kręcącą się gdzieś w tle brunetkę, żeby bardzo świadomie konotować jej obecność i to, jak przemieszczała się się od sekcji z prasą do sekcji gastro. Był tego świadom do tego stopnia, że wszystko, co mówili do niego klienci stający przed ladą, odpowiadający na jego przesadnie podkreślane pytania o "kartę na punkty". Pobierał opłatę, wydawał resztę i rachunku, a kątem oka bezustannie kontrolował pozycję tej generującej stres kobiety z hotdogiem.
W końcu pożegnał ostatnich klientów - parę pogrążoną w rozmowie o jakiejś ultra ważnej imprezie, na jaką się wybierali - przetarł blat i wyszedł zza kontuaru. Ale nie podszedł od razu do brunetki. Rzucając w jej kierunku krótkie, niebezpośrednie spojrzenia - spoglądał niby to na stół, przy którym siedziała, za okno, na najbliższy regał - najpierw poszedł poprawić ekspozycję produktów, które przed chwilą się sprzedały. Poprzestawiał puszki, poszeleścił opakowaniami solonych orzeszków, ułożył magazyny tak, żeby było widać każdy tytuł, a na koniec przetarł stoliki i stołki strefy gastro.
Aż zatrzymał się przy ostatnim, tym wciąż przez nią zajętym. Skrzyżował ręce na piersi tak, jakby z niezadowoleniem czekał, aż się odsunie. A tak naprawdę wykorzystał to jako wymówkę, żeby móc stanąć bliżej niej, bez rozgraniczenia w formie lady. W razie jakichkolwiek podejrzanych ruchów, w ten sposób mógłby zareagować skuteczniej - nawet jeśli w ogóle nie miał pojęcia co miałby zrobić. Przywalić jej? Uderzenie kobiety jakoś nie bardzo go przekonywało. Unieruchomić ją? Jakby tylko wiedział jak zrobić to naprawdę skutecznie... Nie zastanawiał się nad tym, umysł był postawiony w zbyt mocny stan alertu, żeby aż tak skłaniać się ku logice.
- To chcesz te punkty? - Głupie pytanie, ale jeszcze głupiej było mu zapytać wprost czemu go obserwuje. Bo tak się czuł, widział ją z daleka, nie podobało mu się to. Jeśli ktoś odkrył jego tożsamość i była to próba zastraszenia... Nie chciał działać przesadnie paranoicznie i od razu zgłaszać to swojemu nadzorcy.
Wyciągnął z kieszeni spodni służbowy telefon, ale zanim wybrał z książki kontaktów odpowiedni numer, spojrzał nieznajomej w oczy. Stanowczo, choć z lękiem kryjącym się w cieniu tej pewności.
- Czemu tak często tu przyjeżdżasz?

Mickey I. Gilmore
gall anonim
rodzynki w serniku
35 y/o, 170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Mickey obserwowała go z cichą satysfakcją, taką, którą zna się tylko wtedy, gdy widzi się kogoś, kto traci grunt pod nogami, choć bardzo stara się tego nie okazać. Jacob próbował udawać obojętność, ale jego ciało zdradzało więcej, niż chciałby przyznać. Napięcie ramion, sztywny sposób, w jaki przesuwał produkty po ladzie i zbyt dokładne układanie puszek. Kiedy przechodził obok, czując na sobie jej wzrok, jego ruchy stawały się bardziej mechaniczne. Mickey przyglądała się temu z przyjemnością, jakby obserwowała spektakl. Jej spokój był prowokacją samą w sobie. Nie robiła nic otwarcie, ale sposób, w jaki unosiła spojrzenie, jak przekrzywiała głowę, jak kładła dłonie na blacie, wydawał się mieć w sobie cel. Czuła, jak gęstnieje powietrze między nimi — i to było dokładnie to, czego chciała. Czekała cierpliwie, aż znów się do niej zbliży. Miała wrażenie, że przeciąga to celowo. Uśmiechnęła się lekko, gdy poprawiał ułożenie orzeszków, jakby chciał nimi się od niej odgrodzić. Gdy w końcu podszedł, jej spojrzenie podążyło w górę, zatrzymując się na jego twarzy. Był blisko. Wystarczająco, by poczuć zapach detergentu na jego koszuli i coś jeszcze — zmieszany z potem dezodorant. Nie odsunęła się, choć jego postawa wyraźnie tego oczekiwała. Zamiast tego powoli odłożyła serwetkę, którą wcześniej otarła kąciki ust. Nie spuszczała przy tym z niego wzroku.
— Oczywiście, dlatego tyle czekam — odparła z nutką drwiny. Patrzyła jak wyciąga telefon, gotów dzwonić, gdy zdecydował się na kontakt wzrokowy i pytanie. Jej brew drgnęła, a kącik ust powędrował w górę. Widziała w jego ciemnych oczach czający się lęk, doskonale rozumiała co musiał czuć i w jakiś pokręcony sposób jej się to podobało, było niemal upajające. Z oczu przeniosła wzrok na jego usta i znowu na oczy.
— Lubię tutejszą obsługę — powiedziała w końcu, sugestywnie przeciągając słowo "lubię". Zrobiła pół kroku w jego stronę — Prawdę mówiąc, wpadł mi w oko jeden szczegól... — urwała w momencie, kiedy zadzwonił jej telefon. Spojrzała na wyświetlacz i cicho prychnęła, a potem spojrzała na Jacoba. Czar prysł.
— No cóż... Jacobie — przeczytała imię z jego plakietki — Punkty będą musiały poczekać. Do zobaczenia i miłego wieczoru.
Wyminęła go, a przed wyjściem, doskonale wiedząc, że odprowadza ją wzrokiem, odwróciła się i puściła mu oczko. Z satysfakcją pomyślała, że David Monroe aka Jacob Brown będzie tej nocy myślał o niej bardzo intensywnie.


Trzy dni później...



Od ich ostatniej rozmowy minęły trzy dni. Mickey była zawalona robotą, musząc ogarnąć sprawy Minnie i na dodatek Blaine'a, który zdążył popsuć ekspres do kawy. Szczęśliwie był jeszcze na gwarancji. Był piątek, późny, chłodnawy wieczór, gdy zaparkowała samochód na parkingu. Dzisiaj nie zamierzała tankować. Przez przeszklone okna widziała jak Jacob układa towar na półkach. Był sam. Obserwowała go przez dłuższą chwilę, tak jak otoczenie. Względny spokój. Wymieniła z siostrą kilka idiotycznych smsów, pooglądała swoje koty na kamerce i w końcu wysiadła. Założyła skórzaną kurtkę, związując włosy w wysoki kucyk. Poprawiła spodnie jeansowe na kolanach, nie chcąc ich w tym miejscu za bardzo wypchać.
Dzwonek przy drzwiach obwieścił jej wejście. Sportowe buty tłumiły kroki, ale Jake nie musiał długo czekać, żeby ją zobaczyć. Stanęła na końcu jego alejki, gdzie układał pojedyncze butelki wody.
— Cześć — rzuciła w jego stronę tak naturalnie, jakby byli dobrymi znajomymi. Wzięła do ręki puszkę Canada Dry.
— Nie macie Cherry Ginger Ale?



Jacob Brown
Obrazek
myszka miki
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o, 180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Bite trzy dni chodził spięty i niespokojny. Słowa denerwującej nieznajomej nie dawały mu spokoju, ale nie w taki sposób, w jaki najprawdopodobniej odebrałby to mężczyzna nie wpadający w paranoje. Zachodził w głowę kim mogła być i co mogła od niego chcieć. Nie podobała mu się jej częsta obecność w jego miejscu pracy, jej nastawienie i obserwowanie go. Miał bardzo złe przeczucia i nie zgłosił tego do swojego policyjnego opiekuna chyba tylko dlatego, że nie chciał wyjść na paranoika do takiego stopnia.
Za każdym razem, kiedy słyszał dzwonek oznajmiający pojawienie się klienta wchodzącego do sklepu stacji benzynowej, podrywał spojrzenie zbyt gwałtownie. Spinał się, słysząc warkot silnika motoru podjeżdżającego pod dystrybutor, co chwilę podejrzliwie wyglądał przez duże okna, spodziewając się pojawienia powodu jego nerwowości.

W końcu jego niechciane oczekiwanie spotkało się z odzwierciedleniem w rzeczywistości. Jakby był bardziej spirytystyczny, to uznałby, że sam to na siebie ściągnął, bo układając butelki z wodą na oddalonym od wejścia regale, błagał opatrzność, żeby zmora jego wewnętrznego spokoju nie pojawiła się w progu właśnie teraz. Ale los już wielokrotnie udowodnił mu, że lubi drwić z takich życzeń.
Spojrzał w lustro podwieszone w rogu, jakieś dwa metry od niego. Poczuł zimny pot spływający w dół kręgosłupa, kiedy lodowaty dreszcz przeszył nieprzyjemnie całe ciało, zostawiając po sobie wrażenie zmrożonej krwi. Zacisnął mocniej dłoń na trzymanej butelce wody, zacisnął mocniej szczęki i zaklął w myślach. Schylił się, niby pod pretekstem dalszego uzupełniania towaru, jakby to miało mu jakkolwiek pomóc uniknąć tej konfrontacji. Dobre sobie.
Podniósł się sztywno do pionu i dopiero spojrzał w kierunku brunetki spędzającej mu sen z powiek przez minione trzy noce. Nie podobała mu się jej zuchwała postawa, nie podobała mu się jej obecność tutaj i nie podobało mu się to, że napięcie niepokoju wzrosło ponownie. Mimo że była w tam jakaś paradoksalna ulga, bo nie musiał już paranoicznie oczekiwać jej ponownego pojawienia się.
- Dobry wieczór. - Przywitał się formalnie i sucho, starając się wyraźnie zaznaczyć granicę. - Nie. Skończyły się. Dostawa będzie za dwa dni. - Zmechanizował odpowiedź, chcąc zminimalizować tę interakcję. Odstawił ostatnią butelkę wody i odwrócił się do klientki. Wskazał na trzymaną w jej dłoni puszkę. - Skasować? - Boże, jeśli istniejesz, niech tylko nie chce tym razem hot doga ani nic więcej, niech idzie sobie jak najszybciej!

Mickey I. Gilmore
gall anonim
rodzynki w serniku
35 y/o, 170 cm
detektyw ☘️ w wydziale IGGTF
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiżeńskie
postać
autor

Zabawne, jak łatwo dało się go wyprowadzić z równowagi — i jak bardzo tego nie ukrywał. Mickey nie potrzebowała nawet słów, żeby to dostrzec. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, ten drobny, nerwowy skurcz mięśnia przy żuchwie, zanim odpowiedział. Głos miał zbyt kontrolowany, zbyt rzeczowy, a przez to jeszcze bardziej zdradzający napięcie. Uniósła brew, spoglądając na puszkę w dłoni, potem z powrotem na niego. Nie ruszyła się z miejsca. Zamiast tego oparła się lekko biodrem o półkę, jakby nie miała najmniejszego zamiaru kończyć rozmowy.
— Naprawdę? — zapytała spokojnie, przekrzywiając głowę, jakby próbowała ocenić, czy mówi prawdę — Dwa dni to okropnie długo.
Jej ton był miękki, z pozoru obojętny, ale w tym brzmieniu kryło się coś z prowokacji. Przesunęła kciukiem po aluminiowej powierzchni puszki, aż wydała cichy, drapiący dźwięk. Potem odsunęła się od regału i przeszła kilka kroków w jego stronę, niespiesznie, jakby testowała, kiedy się cofnie.
— A może jednak coś zostało? — dodała, jakby wcale nie wierzyła, że sprawdził dokładnie — Może na zapleczu znajdzie się zapomniany karton?
Odstawiła puszkę Canada Dry z powrotem na półkę, a potem sięgnęła po drugą — zupełnie bez pośpiechu, jakby nie chodziło o napój, tylko o obserwowanie, jak bardzo Jacob próbuje zachować spokój. Nachyliła się nieco, jakby chciała zerknąć za jego ramię, w stronę zaplecza.
— Bo wiesz, zawsze wszystko macie. Może po prostu nie chcesz mi jej sprzedać? — uśmiech, który pojawił się na jej ustach, był podejrzanie łagodny. Nawet nie złośliwy, jakby każde słowo mogło być żartem albo wyzwaniem. Zrobiła krok bliżej, zatrzymując się w takiej odległości, że mógł poczuć zapach jej skóry — ciepły, naturalny zapach czystego, zadbanego ciała z zaskakującą sosnową nutką, budzącą skojarzenie z odświeżaczem do samochodu.
— Bardzo lubię cherry ginger ale — dodała z żalem; jej zachowanie mogło wprowadzić go w konsternacje i pogłębić paranoję. Była czepliwa, złośliwa, ale nadal balansowała na cienkiej granicy. Mógł to zgłosić przełożonemu, swojemu policyjnemu nadzorcy, a i tak nie dopatrzyliby się w zachowaniu Mickey znamion potencjalnego niebezpieczeństwa. Uniosła nieco podbródek. Z tej bliskiej odległości mógł się jej lepiej przyjrzeć.


Jacob Brown
Obrazek
myszka miki
ą zamiast om, gdy mowa o liczbie mnogiej
34 y/o, 180 cm
pracownik stacji benzynowej Petro-Canada & Car Wash
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Nikt nie każe ci tych dwóch dni czekać.
W myślach mógł być bezczelnie opryskliwy i odcinać się nawet w sposób wulgarny, ale jakby nie patrzeć, nie wypadało w pracy rzucać do klientów kurwami ani innymi mało formalnymi epitetami. Zagryzł więc mocniej szczęki, czując bardzo niekomfortowe spięcie ramion i karku. Jak nic zacznie go to szybko boleć, ale przynajmniej będzie mógł obwiniać o to natrętną klientkę, z jakiegoś powodu nie dającą mu spokoju.
Nie odpowiedział na jej zarzut, że to długo, jedynie zrobił bezradną minę i lekko wzruszył ramionami. Patrzył na nią pytająco, ponaglając do odpowiedzi czy ma jej tę trzymany napój skasować. Naprawdę czuł się w jej towarzystwie... źle. Jakby sama jej obecność zwiastowała coś okropnego i było to tylko kwestią czasu, aż dowie się co to.
Odchylił się lekko, kiedy zaczęła się zbliżać, ale twardo stał w miejscu. Chciał się cofnąć, tak, i to najlepiej do oddalonej kasy, za ladę, gdzie przynajmniej ten kawałek mebla byłby barierą między nimi. Tylko że musiał zwalczać w sobie takie odruchy. Psycholog radził powtarzać samemu sobie, że nic się nie dzieje, ze jest bezpieczny i ma kontrolę nad sytuacją. Ale w obecnej konfiguracji, jak w głowie darł się paranoiczny alarm, ciężko było sięgnąć do głosu rozsądku.
Zmarszczył brwi i przelotnie spojrzał na tę odkładaną puszkę. Zanim sięgnęła po kolejną, już ponownie patrzył na jej twarz.
- Może nie chcę, ale raczej się tego nie dowiesz. Nie mamy Cherry Ginger Ale na stanie, pozostaje ci zaufać moim słowom. Możesz spróbować szczęścia na innej stacji, dwa kilometry stąd znajduje się kolejna Petro-Canada. - Nerwowa, cyniczna odpowiedź sama wyrwała mu się z ust, jak organizm automatycznie przeszedł w tryb defensywny. Była zbyt blisko i wciąż zbyt uparcie się na niego patrzyła, żeby nie poczuł się zagrożony. Wywoływało to bardzo duży, ciążący dyskomfort.
Przełknął i nie myśląc nad tym, odetchnął głębiej, jak znalazła się aż tak zbyt blisko. Zaskoczyła go ta pseudo sosnowa nuta, która przywodziła na myśl wieszane pod lusterkiem choinki, popularne i oklepane odświeżacze powietrza wychodzące powoli z mody na rzecz tych butelkowanych olejków. Dobrze mu się to kojarzyło, zawsze lubił ten zapach. I nie mógł nie przyznać sam przed sobą, że natrętna nieznajoma po prostu ładnie pachnie. Nie powiedziałby tego na głos i nawet skarcił się za takie konkluzje w myślach, ale nie było sensu się tego wypierać.
W irytacji, ale też i lekkim popłochu, przesunął spojrzeniem po jej twarzy. Zauważył, że na nosie i policzkach miała kilka piegów, które na pierwszy rzut oka nie były widoczne. Kiedy się uśmiechała, wyglądała dużo ładniej i bardziej przyjaźnie, ale nie opuszczał przez to gardy. To były tylko pozory, musiał się tym bardziej pilnować.
- Cóż, musisz się obejść smakiem. - Wyrzucił to zdanie, zanim je w ogóle przemyślał, skłaniając się znowu ku panicznej defensywie. Drgnął gwałtownie i odsunął się, żeby wrócić do przerwanej czynności, zasłonić się tym i nie dać się złapać w pułapkę, w którą i tak wpadał. Najgorsze, że był tego świadom. Wstawił ostatnie butelki wody na półkę i odsunął się krok dalej, żeby otworzyć zgrzewkę z napojami energetycznymi.
Pochylony nad kolorowymi butelkami, spojrzał w bok.
- Jak nie zamierzasz nic kupować, to ja wrócę do pracy. - Wskazał na rozcięty plastik i zaczął wyłuskiwać pojedyncze sztuki, żeby ustawić je w odpowiednim miejscu.
Dzwonek przy drzwiach zwrócił jego uwagę, więc wyprostował się, żeby zauważyć wiekowego kierowcę w znudzeniu przeglądającego regały w drodze do kasy. Odetchnął z ulgą, że miał wymówkę oddalenia się, co uczynił może nawet za szybko. Spojrzał przy tym za okno, zauważając dwa inne samochody wjeżdżające na teren stacji. Dzięki Bogu!

Mickey I. Gilmore
gall anonim
rodzynki w serniku
ODPOWIEDZ

Wróć do „⋆ Dzielnica Mieszkalna”