ODPOWIEDZ
26 y/o, 181 cm
redaktor w toronto sun
Awatar użytkownika
I believe in what is gentle in us, despite what we have done
nieobecnośćnie
wątki 18+nie
zaimkiżeńskie
postać
autor

one
potem
Nie był pewien, czy był to moment właściwy, ale wszystko w nim krzyczało, że jeśli teraz nie spróbuje, szansa po prostu przepadnie, rozsypie się mu w rękach. Jeśli zdołał się czegoś nauczyć w swojej rozwijającej się, dziennikarskiej karierze to to, że takie rzeczy nie zdarzają się codziennie: by przypadkiem znaleźć się w tym samym miejscu i czasie co detektyw Mazarine Winters, kobieta, o której w redakcji mówi się półgłosem, z mieszaniną szacunku i obawy. Wśród jego kolegów po fachu miała opinię kogoś zdeterminowanego i nieowijającego w bawełnę, a Artemis, z tym swoim młodzieńczym zapałem czuł, ba! wiedział, że jeśli ma kiedykolwiek wybić się w tym zawodzie, musi nauczyć się zadawać właściwe pytania, nawet jeśli początkowo oznaczało to podejmowanie ryzyka, które przyprawiało jego dłonie o drżenie.
Od chwili kiedy dostrzegł ją, znikającą za drzwiami do części szpitala, po których nie mógł się poruszać, uważnie obserwował korytarz, śledząc każdy ruch personelu. Udawał, że czeka na coś nonszalancko, a w rzeczywistości zerkał co chwilę w stronę drzwi z napisem tylko dla personelu i nerwowo podrygiwał nogą. Wiedział, że za nimi znajdowała się ona – detektyw, która nie tylko zajmowała się tą sprawą, ale była dla niego okazją, której zwyczajnie nie mógł przegapić.
Kiedy drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, poczuł zastrzyk energii tak wielki, że nie usiedział na swoim miejscu. Nie zastanawiał się zbyt długo; wystarczył krok, może dwa, aby stanął na jej drodze, prostując się odruchowo, jakby jego wzrost miał dodać mu wiarygodności. Był drobny i szczupły, ale również dość wysoki, co w zestawieniu z eleganckim strojem i długim płaszczem dodawało mu odrobinę powagi, tej, której zaczynało brakować, gdy rozmówca zerkał na jego gładką, młodą twarz.
Detektyw Winters? — Jego głos zabrzmiał nieco niżej, niż zamierzał, ale przynajmniej nie zadrżał. Szybkim ruchem wyciągnął do niej rękę. — Artemis Rosewood z Toronto Sun. Piszę o incydencie, który miał miejsce zeszłej nocy. — Podejrzewał, że doskonale widziała, czego chce, a jednak tylko czekał, kiedy spojrzy na niego z tą charakterystyczną ostrożnością ludzi, którzy za długo już słuchali półprawd i manipulacji. Wiedział, że wystarczy jeden nieostrożny ruch, jedno pytanie za dużo i rozmowa skończy się zanim na dobre się rozpoczęła, ale jakby pchany przez krążącą w jego żyłach adrenalinę, nie mógł się powstrzymać przed zadaniem pytania. — Wiem, że ofiara została znaleziona w dość nietypowych okolicznościach — zaczął ostrożnie. — Czy to prawda, że sposób działania napastnika wskazuje, że mógł znać ją wcześniej?
Pytanie zabrzmiało spokojnie, może nawet trochę zbyt neutralnie, ale ton jego głosu zdradzał, że kryło w sobie coś więcej: pragnienie, by rozwikłać tę historię zanim ktoś inny zrobi to za niego.
Nie chcę snuć teorii, ale… to wygląda na coś więcej, niż przypadkowy atak, prawda? — rzucił, przyglądając jej się uważnie. Z każdego jej gestu próbował odczytać coś, czego nie zamierzała powiedzieć mu na głos. Był w tym dobry, w takim dostrzeganiu niuansów, w łączeniu kropek, zanim ktokolwiek zdołał zauważyć, że coś w ogóle jest do połączenia i naprawdę zdeterminowany, by dostać odpowiedzi, których pragnął.

Mazarine Winters
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
For good luck!
mother
triggerują mnie raki i hipokryzja
35 y/o, 170 cm
detective in tps - scu
Awatar użytkownika
Mother of Marvel, but she has no kids yet!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

12.
Dla jednej strony to przypadkowe spotkanie było niczym pozytywny posłaniec losu, natomiast dla drugiej już niekoniecznie. Ostatnią rzeczą potrzebną Mazarine był węszący dziennikarz, który tylko czyhał na każde słowne potknięcie, by nawet niewiele znaczący szczegół ubrać w ładną historyjkę i sprzedać prasie, ku sianiu dezinformacji i paniki. Przy grasującym seryjnym mordercy (i nie tylko) zamęt był tylko kłodą rzuconą pod nogi. Taką dużą, której nie dało się uniknąć. Cały posterunek zdawał sobie z tego sprawę, dlatego z góry nakazano im podwójną ostrożność. Zwłaszcza, gdy w grę wchodziły szeroko pojęte media i środki masowego przekazu. Jej nie trzeba było tego powtarzać – zawsze była cięta na osoby z prasy.
Wizyta w szpitalu miała być normalna i rutynowa, przynajmniej pod każdym względem niekoniecznie związanym ze sprawą. Informacje, które jednak uzyskała, potwierdziły najgorsze obawy policji. Pomyśleć tylko, że jeszcze na samym początku miesiąca Winters była przekonana, że sprawa mordercy nie miała prawa stać się jedną ze spraw wydziału przestępstw seksualnych. Teraz wszystko przewróciło się do góry nogami. I wcale nie zapowiadało się na koniec – to był dopiero początek, przynajmniej dla niej i jej wydziału.
Sprawa mogła być świeża, ale istniało potwierdzone ryzyko, że eskaluje dość szybko. Ofiara przeżyła, ale jedynie dzięki przypadkowi. Nie omieszkała zatem wezwać posiłków, bo znając tych wszystkich psycholi, ten mógł wrócić i chcieć dokończyć robotę. Wygasiła właśnie telefon, chowając do kieszeni płaszcza, gdy przeszła przez drzwi dla personelu. Od razu zarejestrowała ruch z naprzeciwka, widząc zbliżającą się postawną sylwetkę. Gdy podszedł bliżej, rozpoznała w nim redaktora Toronto Sun. Na żywo wyglądał nawet młodziej niż się spodziewała. Ale to nie było akurat najważniejsze.
Aż przewróciła oczyma.
Nie udzielamy żadnych informacji, przykro mi. — zignorowała jego dłoń, natychmiast kierując kroki dalej bez robienia przystanków. Nie czuła się źle ze swoją ucieczką, klasyczną dla policji przy wielu sprawach. Zwłaszcza na tak niepewnym etapie. Nie powiedziała nic więcej, ani nie potwierdzając swojej tożsamości, ani nie siląc się na rzeczy typu przyjemność pana poznać. Była w pracy i wciąż pracowała. To było dla niej w tym momencie najważniejsze.
Cały czas parła przed siebie, nie zaszczycając mężczyzny nawet spojrzeniem. Ale słuchała, bo to akurat była ważna kwestia. Czy wiedzą coś, czego nie wiedziała ona? To mógł być ważny znak. Czy dobry – niekoniecznie. Nie odpowiedziała też na pytanie, choć wewnątrz zapaliła jej się czerwona lampka. Skąd mógł mieć taką informację, skoro ona sama wiedziała o tym fakcie dość krótko? Zachowała jednak pokerową twarz, co nie było dla niej żadnym problemem. Lata praktyki w odbijaniu pytań od dziennikarzy.
To proszę nie snuć teorii, tylko czekać na oficjalne informacje. — zdecydowała się udzielić mu rady dość obojętnym głosem. Zatrzymała się również na środku korytarza, zastanawiając się, który prowadził do wyjścia. Czasami łatwo było się tu zgubić. Po kilku sekundach i przypomnieniu sobie właściwej drogi ruszyła w lewo, w duchu mając nadzieję, że dziennikarz zrozumie aluzję i nie podąży za nią dalej.

artemis rosewood
Lin (shad0wlin_)
kierowanie moją postacią bez mojej zgody
ODPOWIEDZ

Wróć do „Mount Sinai Hospital”