Od chwili kiedy dostrzegł ją, znikającą za drzwiami do części szpitala, po których nie mógł się poruszać, uważnie obserwował korytarz, śledząc każdy ruch personelu. Udawał, że czeka na coś nonszalancko, a w rzeczywistości zerkał co chwilę w stronę drzwi z napisem tylko dla personelu i nerwowo podrygiwał nogą. Wiedział, że za nimi znajdowała się ona – detektyw, która nie tylko zajmowała się tą sprawą, ale była dla niego okazją, której zwyczajnie nie mógł przegapić.
Kiedy drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem, poczuł zastrzyk energii tak wielki, że nie usiedział na swoim miejscu. Nie zastanawiał się zbyt długo; wystarczył krok, może dwa, aby stanął na jej drodze, prostując się odruchowo, jakby jego wzrost miał dodać mu wiarygodności. Był drobny i szczupły, ale również dość wysoki, co w zestawieniu z eleganckim strojem i długim płaszczem dodawało mu odrobinę powagi, tej, której zaczynało brakować, gdy rozmówca zerkał na jego gładką, młodą twarz.
— Detektyw Winters? — Jego głos zabrzmiał nieco niżej, niż zamierzał, ale przynajmniej nie zadrżał. Szybkim ruchem wyciągnął do niej rękę. — Artemis Rosewood z Toronto Sun. Piszę o incydencie, który miał miejsce zeszłej nocy. — Podejrzewał, że doskonale widziała, czego chce, a jednak tylko czekał, kiedy spojrzy na niego z tą charakterystyczną ostrożnością ludzi, którzy za długo już słuchali półprawd i manipulacji. Wiedział, że wystarczy jeden nieostrożny ruch, jedno pytanie za dużo i rozmowa skończy się zanim na dobre się rozpoczęła, ale jakby pchany przez krążącą w jego żyłach adrenalinę, nie mógł się powstrzymać przed zadaniem pytania. — Wiem, że ofiara została znaleziona w dość nietypowych okolicznościach — zaczął ostrożnie. — Czy to prawda, że sposób działania napastnika wskazuje, że mógł znać ją wcześniej?
Pytanie zabrzmiało spokojnie, może nawet trochę zbyt neutralnie, ale ton jego głosu zdradzał, że kryło w sobie coś więcej: pragnienie, by rozwikłać tę historię zanim ktoś inny zrobi to za niego.
— Nie chcę snuć teorii, ale… to wygląda na coś więcej, niż przypadkowy atak, prawda? — rzucił, przyglądając jej się uważnie. Z każdego jej gestu próbował odczytać coś, czego nie zamierzała powiedzieć mu na głos. Był w tym dobry, w takim dostrzeganiu niuansów, w łączeniu kropek, zanim ktokolwiek zdołał zauważyć, że coś w ogóle jest do połączenia i naprawdę zdeterminowany, by dostać odpowiedzi, których pragnął.
Mazarine Winters


 
				
