- 
				 Mother of Marvel, but she has no kids yet! Mother of Marvel, but she has no kids yet! nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
— A kto wie? Może barman mi coś... — ledwie się uśmiechnęła, a prawie natychmiast podskoczyła, widząc odskakującą Evinę. Aż dziwne, że sama nie krzyknęła z wrażenia. Spodziewała się napastników atakujących z krzaków, ale nie tego. Musiało to wyglądać w tamtym momencie komicznie. I może nawet Maze by się zaśmiała, gdyby nie fakt, że nie tak dawno temu rozhisteryzowana staruszka ostrzegała je przed czymś na tym cmentarzu. I albo to zaczęło wjeżdżać im na psychikę, albo faktycznie coś tu było nie tak. Albo to ten alkohol, a skoro ona też zaczęła się obawiać nie na żarty, może dostała coś w płynie gratis.
Tak czy siak, we’re all in this together czy jak to tam szło.
— Nic się nie stało. Lepiej reagować przesadnie niż nie reagować wcale. — machnęła ręką, choć cały czas rozglądała się po ciemnościach, może nawet z jeszcze głębszą wnikliwością niż wcześniej. Przez chwilę miała nawet wrażenie, że coś białego przemknęło między nagrobkami, ale musiało jej się to wydawać. Innej opcji nie brała pod uwagę. Zwidy, nie żadne duchy. Serce biło jej już wystarczająco mocno, a zawał nie był jej teraz do niczego potrzebny.
Dotarłszy do owej grupki satanistów i czekając na dogodną okazję, Mazarine zaczęła się zastanawiać, czy staruszka faktycznie wystraszyła się właśnie tego przedsięwzięcia. Może się dowiedzą, może nie. Skoro już tutaj były, miały w obowiązku zając się sprawą – jakakolwiek by ona nie była.
Ruszyła w stronę ogniska w idealnym momencie, a akompaniament dziwnych śpiewów dawał im podkład godny gry komputerowej z dobrej półki. Winters skupiła się jednak na swoim zadaniu, które niestety musiało rozwalić im ten idealny podkład.
— POLICJA! Nie ruszać się! — gdy obie panie były już dostatecznie blisko, podniesionym głosem skierowała do grupki owe słowa. Jednocześnie też złapała się na powtarzaniu im w myślach, by jednak jej nie słuchali i uciekli. Gdyby zostali to kto wie, może rzuciliby na nie jakieś klątwy i umarłyby z męczarniach następnego dnia.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Nie planowała straszyć przyjaciółki, ale to wyszło niezamierzenie. Nie potrafiła do końca zapanować nad swoimi odruchami, a fakt, że była nieco pijana sprawiał, że jej ruchy były nieco mniej zgrabne niż normalnie. Wymamrotała pod nosem ciche sorry i wzięła kilka głębszych oddechów, aby spróbować przywrócić się do normalności.
W końcu miały tutaj zadanie do wykonania i lepiej, żeby faktycznie się postarały, aby je wykonać i wtedy mogły swobodnie wrócić do domu. Chyba, że jednak naprawdę coś je siekło. Oby jednak to nie był ten przypadek.
W ciemnościach przynajmniej chwilowo nie zdawało się kryć cokolwiek, co było warte ich uwagi bardziej niż piątka postaci, która kręciła się wokół tego ogromnego ognisko. W ciemnościach przynajmniej chwilowo nie zdawało się kryć cokolwiek, co było warte ich uwagi bardziej niż piątka postaci, która kręciła się wokół tego ogromnego ognisko
Zwidy czy nie... Musiały przystąpić do akcji. Zwłaszcza, że liczyła na nie pewna staruszka, która wznosiła pewnie dalej swoje modły o to, aby ktoś przepędził z tego miejsca te okropne duchy. Choć na razie wydawały się być one jak najbardziej realnymi osobami.
Wyglądało na to, że przez długi czas pozostawały niezauważone przez młodocianych czarowników, którzy w pełni poświęcali się przeprowadzanemu rytuałowi. No cóż... Wypadało im teraz jakoś przeszkodzić. Musiały jednak wpierw znaleźć dogodną pozycję i wyskoczyć na nich tak, aby dać im jak najmniejszą szanse na ucieczkę. W teorii... Bo tak naprawdę to nie chciało im się użerać z tymi dzieciakami.
- Ręce do góry i żadnych podejrzanych ruchów - poinstruowała jeszcze, gdy obie wkroczyły do akcji.
Wyglądało na to, że ich pojawienie się faktycznie zamroczyło w jakiś sposób piątkę nastolatków (jak przypuszczała), którzy natychmiast zamilkli. Pomiędzy grobami nastała niewiarygodna cisza, w której nie słychać było ponownie niczego poza wiatrem poruszającym gałęziami pobliskich drzew i krzewów. Tylko, że wtedy stało się coś niespodziewanego.
Jedna z postaci uniosła rękę i cisnęła czymś w ognisko. Płomień buchnął gwałtownie i na chwilę oślepił całkowicie stojącą w pobliżu detektywkę, która osłoniła twarz i cofnęła się dwa kroki od bijącego przed nią żaru. Kiedy jednak ogień się uspokoił dostrzegła, że znajdujące się jeszcze chwilę temu postaci zniknęły.
- Cholera jasna... - mruknęła do siebie po czym spojrzała na Maze. - Może to i lepiej?
Nie miała pojęcia jakim cudem udało im się dosłownie wyparować w przeciągu kilku sekund, ale jeśli to rozwiązywało ich problem to czemu miałyby szukać dalszych rozwiązań zagadki?
Mazarine Winters
- 
				 Mother of Marvel, but she has no kids yet! Mother of Marvel, but she has no kids yet! nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Normalne, że pod wpływem wszystkich tych upiornych czynników razem wziętych obie mogły być nieco bardziej drażliwe i podatne na przestraszenie. Winters nie miała zatem za złe przyjaciółce, że jeszcze dodatkowo będąc pod wpływem procentów zobaczyła coś, czego w rzeczywistości tam nie było. Nic, tylko dziękować, że to nie był faktyczny problem. Wtedy musiałyby się mierzyć z czymś więcej niż grupka satanistycznych nastolatków i kto wie, co by wtedy było.
Póki wydawało jej się, że ma do czynienia z normalnymi (no, względnie) ludźmi, a nie jakimiś zwidami czy sztuczkami, łatwiej było jej przystąpić do działania. Obie miały wprawę w łapaniu tych żywych przestępców, a duchy (o ile istniały) były już pod jurysdykcją miejskich Ghostbusterów. Albo Sama i Deana, o ile Kanada takich miała. Nie było jej śpieszno do odebrania im roboty, za to wolała się skupić na tym, w czym była całkiem dobra. Gorzej będzie, gdy zostaną zmuszone do tego zadania tak czy siak, ale skoro już były na cmentarzu, trochę za późno na wycofanie się.
Czas dłużył jej się niemiłosiernie aż do momentu, w którym finalnie wkroczyły do akcji. Kto wie, może to też efekt tego dziwacznego ogniska, którego płomienie zdawały się trzaskać w dość niepokojący sposób. Maze nie mogła się powstrzymać, by raz na kilkanaście sekund zerkać w jego stronę tak, jakby miało coś stamtąd wyskoczyć.
Postacie zamarły, a ona nie mogła wyzbyć się wrażenia, że zaraz stanie się coś niedobrego. Trwała jednak w swojej pozycji do czasu, aż jeden z nastolatków nie wykonał dziwnego gestu w stronę ogniska. Tak, jakby wrzucał coś do niego – tego akurat już nie zarejestrowała przez nagłe zwiększenie się płomieni. Zareagowała niemalże identycznie jak Evina. Mimowolnie przymknęła oczy, przysłaniając je dłonią, by w jakiś sposób zminimalizować lub ulżyć sobie przy nagłym oślepieniu. Gdy płomienie wróciły do poprzedniego stanu, dostrzegła brak postaci.
Czyżby uciekli tak szybko? Nie chciała widzieć innej drogi ucieczki w tym wypadku.
— Chyba lepiej. Przynajmniej problem z głowy. — przyznała po długiej chwili, gdy szok nieco zelżał. Jej umysł dalej był pogrążony w lekkim chaosie spowodowanym przez dziwną sytuację, ale jednocześnie czuła też ulgę. Kto wie, może faktycznie pozbyli się kogoś, kto mógł je przeklnąć na resztę życia.
Po minucie lub dwóch postanowiła ostrożnie podejść do ogniska, uważnie oglądając ziemię wokół niego. Nie była natomiast pewna, czego w ogóle szukać… I czy miało to jakikolwiek sens.
Evina J. Swanson
- 
				 Find the will to live again Find the will to live again
 Find a way to break the chains
 You're a monster forever
 No more games to play
 Wash your pain away nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Z reguły to ona tłumaczyła innym to jak tajemniczym organem był mózg i jak potrafił stworzyć pewne wyobrażenia, niezwykle realne, gdy tylko dostał odpowiednią pożywkę w postaci paranoi oraz otoczenia powodującego uczucie grozy. Nie inaczej było w jej przypadku, gdy chyba całkowicie zdołała zapomnieć o tym, że przecież to ona zwykle upominała ludzi, aby nie poddawali się takim majakom. Teraz jednak było za późno, a cokolwiek się tu działo jedynie wzmagało poczucie, że trafiły w sam środek jakiegoś dziwnego horroru.
Całe szczęście postacie stojące wokół ogniska wydawały się ludźmi. Może czarownikami lub wiedźmami, ale przynajmniej ludźmi. Zero wilkołaków, bab cmentarnych czy innych potworów, które swoim kształtem nie przypominały normalnego człowieka. Może i marna, ale zawsze była to już jakaś pociecha. Najwyżej zostaną przeklęte przez to, że zakłócały jakieś diabelskie rytuały, ale co to tam było. Pewnie będą musiały jedynie przejść przez jakieś egzorcyzmy... To nie brzmiało tak źle, prawda?
To zawieszenie w adrenalinie, gdy przebywały w krzakach przed wkroczeniem do akcji faktycznie sprawiało wrażenie jakby czekały na to całymi godzinami zamiast niecałej minuty spędzonej na tym, aby ocenić sytuację przed bezmyślnym wyskoczeniem na gromadę wannabe czarodziei z bronią. Swanson nie przypuszczała jednak, że to wszystko minie tak szybko.
Tajemniczy proszek rzucono w ogień. Ten buchnął i wydawało się, że cała piątka rozpłynęła się w powietrzu lub też zniknęła w płomieniach. Trudno było to ocenić, ale Evina nie dostrzegła żadnego ruchu nawet jak podbiegła do miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu stało całe towarzystwo. Nie zamierzała ich ścigać po nocach gdy nie było nawet wiadome w jakim kierunku się udali i czy przypadkiem się nie rozdzielili... Albo nie teleportowali za pomocą tego proszka fiuu.
- Cóż, przegoniłyśmy ich i to byłoby na tyle - powiedziała, odwracając się w stronę Winters. - Rozejrzyjmy się tylko czy nic nie nawiwijali jak Norwedzy w latach dziewięćdziesiątych i zasypmy to ognisko, żeby nic się tu nie zajęło.
Tyle dobrego, że chociaż ogień dawał im całkiem sporą łunę naturalnego światła, które mogły wykorzystać do swobodnego przyjrzenia się miejscu schadzki czarowników. Dzięki temu też Evina była w stanie dostrzec nakreślone na ziemi linie, które układały się w coś na kształt pentagramu z wpisanymi w niego tajemniczymi znakami. Wyglądało to niezwykle oklepanie, ale i złowrogo. Może i spodziewała się czegoś podobnego po dzieciakach zabawiających się na cmentarzu, ale symbol ten był stworzony pewną ręką. Jakby nie była to zabawa, a dzieło kogoś kto wiedział co robi.
Mazarine Winters

 
				