Ich wyjazd dobiegał końca, więc naglił ją również i czas. To najwidoczniej pomogło, bo powoli zaczynała coś organizować. Oczywiście po cichu, nie chcąc psuć jako takiej niespodzianki. Wiedziała, że to nie szczyt marzeń i pewnie stać ją było na dużo więcej. Od czegoś jednak musiała zacząć.
W dniu, w którym wszystko było w miarę gotowe, przygotowała dla Thembo karteczkę. Przyjdź nad jezioro po dwudziestej, będę czekać. Buziaki, Tyla. Zostawiła ją na stoliku, przy którym przez ostatnie kilka dni raczyły się kanapkami jej roboty - i nie tylko. Bała się jeszcze eksperymentować w kuchni, ale może rozważy to po powrocie do Toronto. Spyta matki o przepisy i może jakieś inne wskazówki. Tym razem naprawdę zależało jej, by się czegoś nauczyć. Więc to mogło się udać. W tej chwili miała jednak nadzieję, że wyjdzie jej ta skromna randka w romantycznej (chyba) atmosferze.
Wiedziała, że okoliczne domki opustoszały i były jedynymi, które jako ostatnie miały pożegnać się z tym miejscem. Dlatego zorganizowała skromną, ale dość urokliwą scenerię - ciepłe światełka rozwieszone nisko na okolicznych drzewkach, kocyki, koszyk z jedzeniem i piciem. Zorganizowała nawet mocno zużyty, ale wciąż działający odtwarzacz, z którego płynęła muzyka wyciągnięta prosto z playlist Mizzy. Tyla z pewnością była winna przeglądania kawałków, by znaleźć coś nie tylko lubianego przez jej ukochaną, ale również i w pełni odpowiadającego nastrojowi. Mimowolnie przysłuchiwała się temu akompaniamentowi, siedząc na kocu i patrząc się na nienaruszoną taflę wody w oczekiwaniu na Mizzy. Stres sprawiał, że sztywniały jej kończyny, przez co rytmicznie podrygiwała do muzyki. Serce też biło jej mocno i głośno. Niecierpliwość dawała się jej we znaki, ale była dopiero minuta po dwudziestej. Zamierzała czekać tak długo, jak tylko mogła, ale starała się nie myśleć o takich scenariuszach jak nagłe porzucenie jej przez Thembo czy coś w ten deseń.
Mizzy Thembo

 
				
 
									