ODPOWIEDZ
19 y/o
For good luck!
170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Nieczęsto dzieliła się przestrzenią swojego życia z kimś obcym. Nawet słowo gość brzmiało w jej głowie obco, jak coś z innego świata. Dlatego gdy drzwi do domu otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a Billie przekroczyła próg, artystka po raz pierwszy od dawna poczuła nieznane ukłucie niepokoju.
—To tutaj — rzuciła półgłosem, odsuwając się, by Billie mogła wejść. — Uprzedzam, nie wygląda to jak z katalogu. Ale działa. - Dom, z zewnątrz sprawiał wrażenie niepozornego, o bladoniebieskich ścianach i werandzie, której deski trzeszczały przy każdym kroku. W środku panował zapach starego drewna, ziół i farby olejnej. Widać było kobiecą rękę. Jej matka zostawiła po sobie mnóstwo śladów. Na ścianie w korytarzu wisiały jej akwarele: przetarte ramki, zbyt intensywne barwy, rozlane kontury.
— Mama malowała. —Mimowolnie wzruszyła ramionami, jakby chciała zamknąć temat, ale w jej głosie zabrzmiało coś miękkiego, może nawet smutek, którego nie potrafiła do końca ukryć. Hazel poprowadziła swoją nową znajomą dalej, przez niewielki salon, gdzie na sofie leżało kilka starych czasopism o modzie, a na parapecie pyszniła się lawenda w ceramicznej doniczce. Wreszcie Hazel otworzyła drzwi na końcu korytarza.
Jej pracownia mieściła się w sypialni. Niewielkiej, ale uporządkowanej w jej własnym, kontrolowanym chaosie. Na jednej ścianie stało łóżko z ciemną narzutą, na drugiej biurko zawalone szkicami, kawałkami materiałów i kubkami z zimną kawą. W rogu,tuż obok maszyna do szycia, której brzęk potrafił rozbrzmiewać po nocach. A na samym środku pokoju, niczym strażnicy, stały trzy manekiny. Każdy z nich uosabiał zupełnie inny świat. —Witaj w moim królestwie—powiedziała, uśmiechając się półgębkiem. — Wersja dla wtajemniczonych.- Pracownia przypominała skrzyżowanie atelier artystki z zakulisowym zapleczem konwentu miejsce, w którym chaos i precyzja żyły w idealnej symbiozie. W powietrzu unosił się zapach tkanin, farb akrylowych, sztucznej skóry i delikatnej woni kleju kontaktowego. Na pierwszy rzut oka panował tu nieład, ale każdy fragment materiału miał swoje przeznaczenie, każde pudełko oznaczenie.
-Jestem ciekawa, który bardziej skrada Twoje serce?- Spytała zatrzymując się tuż przed trzema manekinami. Pierwszy prezentował zbroję potężny pancerz Sister of Battle, w którym połysk metalu przeplatał się z głęboką czernią i purpurą. Każdy detal był dopracowany: wypolerowane segmenty z pianki EVA udawały stal, a na piersi połyskiwał złoty symbol aquili. Nawet sztuczne oświetlenie zdawało się podkreślać monumentalność stroju. Dzieło tygodni, może miesięcy pracy. Obok leżał hełm, ciężki i kunsztownie zdobiony, z delikatnym przybrudzeniem farbą, które nadawało mu wrażenie autentycznego zużycia.
Drugi manekin był delikatny, niemal eteryczny. Prezentował suknię z jedwabistego materiału, inspirowaną światem fantasy. Przezroczyste rękawy zdobione srebrnymi runami, lekki gorset imitujący smocze łuski, a do tego diadem z półprzezroczystego tworzywa, przypominający lód. Całość wyglądała subtelnie, magicznie i zaskakująco kobieca.
Trzeci manekinnowoczesny, futurystyczny, jakby stworzony dla bohaterki dystopijnego miasta neonów. Lateks i metaliczne wstawki, cienkie paski światłowodów wszyte w materiał, które pulsowały słabym błękitnym światłem, tworzyły iluzję ruchu nawet wtedy, gdy manekin stał nieruchomo. Na biurku obok leżały gogle z diodami i bransoletka przypominająca fragment interfejsu z gry.
— Siadaj, gdziekolwiek znajdziesz miejsce — dodała z rozbawieniem, zrzucając z krzesła kilka kawałków materiału. — Tylko uważaj na igły. Naprawdę nie chcę, żebyś przeszła chrzest krwi w mojej pracowni.
Billie Brackenborough
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
quilethe
21 y/o
For good luck!
173 cm
making a cuppa at the bubble tea shop
Awatar użytkownika
I thought that I was special, you made me feel like it was my fault you were the devil
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona, jej
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Całą drogę była dość mocno podenerwowana, co pewnie nie umknęło uwadze ciemnowłosej. Nieczęsto jednak zdarzało jej się odwiedzać domy nieznajomych osób. Było to bardzo ryzykowne i niezbyt mądre. No cóż, oby tylko nie przyszło jej tego pożałować.
Gdy znalazły się przed domem pokrytym bladoniebieską farbą, Billie przystanęła na moment, dobrze się jemu przyglądając. Budynki mieszkalne w tym kraju, wciąż wywierały na niej spore wrażenie. Mocno różniły się od tych brytyjskich, które tak dobrze znała. Po krótkiej chwili odstawiła hulajnogę i podążyła za Hazel, w kierunku wejściowych drzwi. Od razu po przekroczeniu progu dobiegł ją zapach farby, wymieszany z czymś, czego nie była w stanie określić. Następnie jej oczom rzuciły się porozwieszane na ścianach obrazy.
- Utalentowana z niej kobieta - rzuciła krótko, wyłapując w głosie dziewczyny coś w rodzaju smutku. Nie zamierzała dopytywać o rodzicielkę, tym bardziej, że sama nie zamierzała rozmawiać o własnej. Uważnie przyglądała się wszystkiemu, gdy udały się w głąb domu, aby ostatecznie dotrzeć do pracowni połączonej z sypialnią. Była dużo większa od tej, którą zajmowała w wynajmowanym wraz z Caldwell mieszkaniu. Odłożyła na podłogę sportową torbę i kask, po czym skierowała się w stronę manekinów. Poświęciła sporo czasu by porządnie się im przyjrzeć, a raczej strojom, w które były przybrane. Hazel musiała włożyć wiele pracy w ich stworzenie. Całkowicie różniły się od siebie, aczkolwiek wszystkie były genialne. Nie była w stanie wybrać ulubionego. Może gdyby na jednym z manekinów znajdował się strój piłkarski, czy chociaż coś na podobieństwo strojów, z któregoś z jej ulubionych serialów, podjęcie decyzji nie sprawiłoby jej większego problemu. - Jesteś naprawdę dobra w tym co robisz - przyznała szczerze, obdarowując brunetkę delikatnym uśmiechem. - Z czego czerpałaś inspirację? - dodała, tym samym pokazując zainteresowanie jej dziełami. Jeszcze przez moment, przyglądała się odzianym w piękne stroje, manekinom. Osobno nie przypominały jej niczego, jednak ustawione jeden obok drugiego, przynosiły jej na myśl grę video, w którą miała okazję niedawno grać. - Słyszałaś o Split Fiction? To gra na konsolę, w której znajdziesz coś na podobieństwo każdego z twoich strojów - powiedziała, raz jeszcze rzucając okiem na stojące przed nią manekiny. Zaledwie kilka sekund później usadowiła tyłek na podłodze, plecami przywierając do jednej ze ścian. Tak było wygodnie. - Jeśli nie, a lubisz gry kooperacyjne to możemy kiedyś zagrać - po raz kolejny obdarzyła dziewczynę uśmiechem, tym razem nieco szerszym. Z każdą minutą czuła się bardziej komfortowo w jej towarzystwie, dlatego nie miała nic przeciwko kontynuowaniu znajomości. Oczywiście jeżeli Hazel miała podobne zdanie w tym temacie.

Hazel Price
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
lexa
posty pisane w pierwszej osobie
19 y/o
For good luck!
170 cm
cosplayerka, projektantka kostiumów Vanile Atelier
Awatar użytkownika
Hazel Judy Price, występująca jako Vanile Lorrie, to młoda, kreatywna i pełna pasji cosplayerka z Toronto. Jej życie to codzienna walka między światem fikcji — kostiumami, perukami, sceną — a prawdziwym, bardziej stonowanym „ja”.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe.her
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Obserwowała ją z boku, opierając się o jednego, z manekinów bliskiemu jej sercu. Miała w dłoniach kubek z niedopitą kawą, zimną, gorzką, taką, którą piło się raczej z przyzwyczajenia niż z potrzeby, zgarniętą, z jakiegoś mebla. Wszak wiele tych kubków tam stało. Billie poruszała się po pokoju z pewnym ostrożnym zachwytem, jak ktoś, kto wchodzi do świątyni, ale nie jest pewien, czy wolno mu dotknąć czegokolwiek. To rozczuliło, ją bardziej, niż chciała przyznać.
— Czasami mam wrażenie, że one żyją własnym życiem — odezwała się w końcu, kiedy wzrok Billie zatrzymał się na manekinie. Metaliczne elementy, jednego z manekinów błyszczały w świetle lampy, a ornamenty na napierśniku wyglądały, jakby ktoś naprawdę wierzył w ich moc. — Ten... — wskazała brodą — zabrał mi prawie trzy tygodnie życia i dwa opakowania bandaży. Nigdy nie ufaj lutownicy o drugiej w nocy.- Kąciki ust uniosły jej się lekko, ale oczy pozostały czujne. Widziała, jak Billie delikatnie dotyka materiału innego kostiumu. Lekkiego, mieniącego się jak mgła. Każdy z nich był fragmentem jej myśli, odbiciem jakiejś wersji siebie, której nie umiała już nazwać.
— Inspiracje? — powtórzyła, jakby to słowo samo w sobie było zbyt wąskie, by pomieścić odpowiedź. — Zazwyczaj zaczyna się od jednej rzeczy. Od dźwięku, od koloru, od zdania, które ktoś rzuci mimochodem. Albo od snu. A potem… to już samo się buduje. Trochę jak Frankenstein, tylko bardziej błyszczący.-- Jej palce musnęły fragment peleryny, a potem zatrzymały się przy masce przypominającej mechaniczny hełm. Czasami miała wrażenie, że jeśli się dobrze wsłucha, mogłaby usłyszeć, jak te stroje oddychają. — Split Fiction? — Hazel uniosła brew, zaintrygowana. — Nie, nie grałam. Ale jeśli serio są tam takie postaci, to chyba powinnam pozwać kogoś za kradzież pomysłów. — Uśmiechnęła się lekko, tym razem cieplej, bardziej szczerze. — A co do grania… może. Jeśli obiecasz, że nie będziesz zła za moją marną formę, czy inne takie rzeczy.- Usiadła naprzeciwko niej, na podłodze, krzyżując nogi. W ciszy słychać było tylko ciche brzęczenie maszyny do szycia i tykanie zegara na ścianie.
— Wiesz… — odezwała się po chwili. — Nie wpuszczam tu ludzi. W sensie… prawie nigdy. Ale ty… nie wyglądasz, jakbyś chciała coś zepsuć. — Odwróciła wzrok, jakby mówiła to bardziej do jednego z manekinów niż do Billie. — Więc może to dobrze, że przyszłaś.- Hazel odchyliła się lekko, opierając plecy o szafkę. Jej spojrzenie zmiękło, gdy zauważyła, że Billie już nie wygląda na spiętą — raczej jak ktoś, kto znalazł chwilowe schronienie w miejscu, gdzie pachniało farbą, kawą i czymś trudnym do nazwania: bezpieczeństwem.
— Zostaniesz na herbatę? — zapytała po chwili, cicho, jakby to nie była propozycja, a próba.
Billie Brackenborough
I walk alone, not because I have to, but because I choose to
quilethe
ODPOWIEDZ

Wróć do „#24”