-
the money count is the only moment of silence, cause hush money balances all this drugs and violencenieobecnośćniewątki 18+takzaimkizaimkityp narracjityp narracjiczas narracji-postaćautor
– Byłbym zdziwiony, gdybyś się na to zgodziła – skwitował krótko i westchnął cicho, przecierając dłonią policzek. Kiedy do niego mówiła, wyraźnie odczuł, jak bardzo się tym wszystkim zestresowała. To nic dziwnego – pomyślał sobie; gdyby te kamery ciągle nagrywały, to na taśmach na pewno znalazły się rzeczy, których wolałaby, żeby nikt nie mógł obejrzeć, natomiast wydawało mu się, że raczej jasno nakreślił wszystko to, co powinna o tym wiedzieć. – Moim zdaniem nie masz się czego obawiać. To znaczy – przynajmniej jeśli chodzi o sypialnię, łazienkę i tak dalej – odezwał się w końcu, bystro zaglądając w jej oczy. – Rozumiem tę gadkę o zazdrości, ale wydaje mi się, że jemu jednak bardziej powinno zależeć na tym, żeby nikt go nie podglądał – mówił dalej, ale w pewnym momencie ewidentnie ugryzł się w język i na mniej niż sekundę po prostu zamilkł. Niby Alba z pierwszej ręki wiedziała o tym, że plotki o tym, jak natura potraktowała jej męża, były prawdziwe, ale Moe jeszcze nie mógł się przy niej czuć na tyle swobodnie, żeby o nich wspominać; nawet jeśli w zupełności wyjaśniałyby paranoję mężczyzny. – No wiesz, federalni nie mają skrupułów – wtrącił szybko, teatralnie rozkładając ramiona i starając się wyprostować uśmiech, który niespodziewanie zabłąkał mu się w kącikach warg. Miał nadzieję, że nie załapie. Albo wręcz przeciwnie. – Z tego, co zdążyłem wygrzebać, nagrania nadpisują się po jakichś trzech miesiącach, więc w najgorszym układzie będziemy musieli na to zaczekać, ale ogólnie masz rację. To są dobre pytania. – Pokiwał głową Maurice. Miał nadzieję, że zgodność w wysnuwaniu wniosków również podziała na nią uspokajająco i że nieco spuści z tonu. – Ja uważam, że gdyby wiedział o tej kamerze, to w życiu nie zgodziłby się, żeby była włączona. Za dużo ważnych rozmów, żeby ryzykować, że ktoś położy na tym łapę – zawyrokował. – Poza tym nie sądzę… – Urwał na chwilę; nie żeby naszły go wyrzuty sumienia, ale musiała widzieć w nim człowieka lojalnego swojemu mężowi. W końcu nawet wtedy zarzekał się, że bielizna, którą znalazła pod siedzeniem, była jego zdobyczą, więc nie mógł tak po prostu dołączyć do jej drużyny. Ale niektóre decyzje trzeba było podejmować zbyt szybko, żeby dokładnie rozważyć wszelkie argumenty. – Okay, nie wiem jak to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało źle i nie wiem też, czy w ogóle powinienem o tym wspominać, ale wydaje mi się, że Dante wolałby się nie obciążać również w twoich oczach. O – wydusił po chwili, całkiem dumny ze swojej (wątpliwej) elokwencji i znacząco kiwnął głową w stronę laptopa. Jeśli na nagraniach znalazł się ich wspólny „występ”, to i Boucher na pewno się załapał pod nieobecność swojej żony w domu. Przecież Moe sam czasami przywoził go do domu w towarzystwie kobiet, które nie były Albą, kiedy ta spędzała czas w swoim klubie albo poza miastem. – No tak, Devon – mruknął zażenowany, wykorzystując moment, żeby się od niej odsunąć i odwrócić. – To straszny gamoń, tak między nami. Chodzące kłopoty – stwierdził, siląc się na konspiracyjny ton, mimo że był prawie pewien, że nie musieli się przed nikim chować. Być może to właśnie to ściągnęło na nich ten telefon, ale zanim jeszcze rozbrzmiał dźwięk dzwonka, Maurice gorzko westchnął. – To jest ten rodzaj lojalności, którego nie rozumiem. I wiesz, że mam rację – rzucił, nawet nie spoglądając w jej stronę, ale zanim cokolwiek zdążyła odpowiedzieć, przestali być sami. Dante czasami naprawdę zachowywał się jak ta ręka z plakatów Ojca Chrzestnego – pociągał za sznurki i zawsze przy nich był.
Boucher już dawno nie był taki spięty. Zdaniem Santany, musiał mieć już na liczniku przynajmniej jedną kreskę kokainy, ale wydawało mu się, że skoro dzwonił o tej porze, to po prostu nie udało mu się zasnąć. Albo ktoś mu na to nie pozwolił. W każdym razie – jeśli w obecności Maurice Dante starał się zachowywać spokój, mówić rzeczowo i się nie śpieszyć, tak teraz terkotał jakby strzelał z karabinu maszynowego, powtarzał się co któreś zdanie i epatował strasznym roztargnieniem. Co gorsza – zdaniem Moe tak pazernie akcentował tę jego wojskową ksywkę, że tylko siłą woli powstrzymywał się przed tym, żeby nie wybuchnąć. Pewnie przesadzał; pewnie to nie był powód, żeby tak reagować, ale kiedy w ten sposób zwracał się do niego ktoś, kto nie miał nic wspólnego z tamtym życiem, strasznie się gotował. Zauważyła to chyba Alba, bo w pewnym momencie na powrót wepchnęła mu w dłoń papierosa i próbowała jakoś wpłynąć na swojego męża, ale Dante pozostawał nieugięty. Maurice – aż do odwołania – miał być przy niej przez cały czas, a ona – dokładnie jakby była tą rzeczą, o której pomyślała – miała się dostosować i nie robić problemów. Najzabawniejsze w tym wszystkim było jednak stwierdzenie, że poza tym – wszystko ma pozostać po staremu. To znaczy – rodziną Gordo trzeba było się zaopiekować i zacząć węszyć na mieście w sprawie tamtych strzelców, ale poza tym Alba miała otwierać klub i żyć swoim najlepszym życiem, a ludzie Butchera mieli pozostać w interesie i nadal powoływać się na jego nazwisko. To – na całe szczęście – (jeszcze) nie spadło na głowę Moe. Tymczasowo obowiązki Dante miał przejąć inny z gangsterów, natomiast konkluzja była taka, że być może nikt nawet nie zauważy jego nieobecności, bo tak szybko wróci do Toronto.
Ostatnie słowa, które Boucher skierował do Santany, były już trochę spokojniejsze i na swój sposób nawet ujmujące. Mówił w nich o tym, jak bardzo ważna jest dla niego Alba i dlaczego Moe musi zrobić absolutnie wszystko, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo w tej sytuacji, co zresztą wprowadziło w pewne zawstydzenie ich oboje (Alba pewnie dawno nie słyszała niczego tak miłego z ust swojego męża, z kolei Maurice miał wyrzuty sumienia), natomiast kiedy już zamykając za sobą drzwi, usłyszał z ust mężczyzny jakąś obleśną prośbę, którą skierował do swojej żony, szybko mu przeszło i z trudem opanował śmiech.
I chociaż nie tak wyobrażał sobie przełom w tym dochodzeniu, to nagle poczuł, że ta robota miała jakiś sens i był dumny ze swojej wytrwałości. To mogło się udać.
/ztx2
Alba Boucher