Podobnie patrzy teraz na Teddy.
— Absolutnie przerażająca — mówi gardłowo. Wyciąga rękę i dotyka opuszkami palców do jej skroni, by czułym gestem założyć jej włosy za ucho. Teraz przeklina ból rozchodzący się po żebrach i promieniujący od rany, bo chciałaby dotknąć Darling także drugą dłonią, a zamiast tego musi zaasekurować ciało. Mimo to jej usta wyginają się w uśmiechu – wciąż drżącym od wszyskich zmartwień, z jednej strony ściągnięty bólem, ale jakimś cudem mimo wszystko pełnym ulgi. Bo przynajmniej w tę jedną dłoń może ująć jej twarz.
— No to sprawdzę, co potrafisz. Pracowałam przez chwilę jako instruktorka — Na chwilę przez ten uśmiech przebiega również przebłysk przewrotności. Kolejny powód, by niecierpliwić się z powodu unieruchamiającyh obrażeń. Przynajmniej nie przeszkodzą one w odpowiednim zaopiekowaniu się sprzętami elektronicznymi Darling. — A te zabezpieczenia możesz potraktować jako rewanż za stabilizatory — dodaje. Humor poprawia jej się na chwilę, chociaż poważnieje, gdy Teddy kieruje kolejną prośbę w jej stronę. Znów taką, którą trudno będzie jej spełnić.
Na sekundę znów w zamyśleniu wbija wzrok w aparaturę. — To nie jest moje pierwsze tango ze skończonym skurwielem. — Spojrzenie, które kieruje zaraz znów na Darling, zdradza, że to długa historia, taka którą prędzej czy później chce jej opowiedzieć. Może jeszcze nie teraz, nie dzisiaj – nie kiedy obie dopiero próbują ochłonąć po skrajnych emocjach, obolałe, zmęczone. Mówi to też tak, jakby to doświadczenie było zaletą albo siłą. Może i właśnie dlatego co nieco wie o tym, jak pozbierać się z rozsypki i wygrzebać z dna, jak zaprzeć się na przeżycie i nigdy nie puszczać. Ale gdy słyszy swoje słowa, uświadamia sobie, że równie dobrze wie, jak wygodna staje się kompletna ciemność, kiedy spędzi się w niej wystarczająco dużo czasu.
Bierze na tyle głęboki oddech, na jaki pozwala jej ból. — Będę na siebie uważać — obiecuje miękko.